czwartek, 3 grudnia 2015

--- Opinie, pytania, odpowiedzi - część 9



   PROBLEMY RODZIN ZASTĘPCZYCH (część 1)

Postaram się w miarę możliwości ustosunkować do pytań i wątpliwości z poniższych komentarzy.
Nie wiem, czy będę w stanie wyczerpująco odpowiedzieć na zadane pytania, ale na szczęście w odwodzie mam Majkę, która jak będzie trzeba, z pewnością napisze komentarz „od siebie”.
Prawdę mówiąc bardzo na nią liczę, ponieważ pisanie o problemach nie bardzo mi wychodzi. Zdecydowanie wolę poruszać tematy radosne.


qba3 pisze...
Ja akurat lubię czytać historie dzieciaczków, nawet jak są przydługie.
Myślę jednak, że chyba trochę idealizujesz instytucję (o ile tak można powiedzieć) rodziny zastępczej.
Na innych stronach wszyscy narzekają a u Ciebie jest tak radośnie.
Przecież to niemożliwe.
Ps Tak na marginesie to jestem kobietą.

28 listopada 2015 22:32 




Mars pisze...

Przepraszam, ale jednak muszę zmienić mój nick.
Mimo ogromnej sympatii dla Twojej córki, podpisywanie się PAN Z MARSA brzmi nieco infantylnie (delikatnie mówiąc). Jednak aby zachować pewne skojarzenia, podpisałem się jak powyżej.
Razem z żoną czytamy Twojego bloga. Jak już wcześniej pisałem chcieliśmy zostać rodziną zastępczą. I nadal chcemy, ale odsuwamy to w czasie . Musimy bardziej do tego dojrzeć.
Zgadzam się z przedmówcą, że trochę odrealniasz rzeczywistość. Pomijasz to co jest najtrudniejsze w byciu rodziną zastępczą.
Ktoś kto nie jest w temacie i przeczyta Twojego bloga, pomyśli „też tak chcę, jakie to fajne”.
Ale przecież nie jest to takie fajne. Musisz też napisać o problemach.
Ktoś kto czyta o Chapicu najchętniej sam chciałby go adoptować. Ale przecież jest to dziecko chore, nieprzewidywalne. To powoduje, że pewnie czasami ręce opadają.
Nigdy nie mówiłeś: mam już dość? Jeżeli nie, to przepraszam, ale może z Tobą jest coś nie tak.
Zwątpienia i bezsilność muszą być elementem Waszej pracy.
A współpraca z PCPRem? Przecież macie inne cele. Muszą być zgrzyty.
Napisz coś o tym, zupełnie szczerze i nie udawaj, że wszystko jest CACY.

28 listopada 2015 23:31




Anonimowy pisze...
Mam parę pytań:
1. Co jest dla Was najłatwiejsze w prowadzeniu pogotowia?
2. Co jest najtrudniejsze?
3. Co Was najbardziej rozczarowało w odniesieniu do wyobrażeń , jakue mueluście o takim zajęciu?
4. Czy macie , choć troszkę, czasu dla siebie samego?
5. Czy rdziećmi są trudne?
6. Czy długo podejmowaliście decyzję o takim sposobie życia?
7. Jak Wam udaje się być przygotowanym na przyjęcie i 1 roczniaka i nastolatka? Te pitrzeby są tak różne
8wyniku Jeśli chodzi o PCPRy, to chyba one są zainteresowane głównie tworzenuem rodzin o charakterze pogotowia, więc współpraca chyba wygląda dobrze. Mam rację?
9. Jak to robicie, że nie funkcjonujecie jak " mała instytucja" , rozwożąca dzieci na rehabilitacje, badania itd.. Da się w ogóle?
Jestem ciekawa odpowiedzi, na niektóre się domyślam, ale mogę się mylić.
Pozdrawiam.
Nikola

29 listopada 2015 22:43




Anonimowy pisze...
Pytanie numer 5 miało brzmieć:
Czy rozstania z dziećmi są trudne?
Coś mi w telefonie słowa się wykasowują przypadkiem, przepraszam.
Nikola


29 listopada 2015 22:55


Postaram się przedstawić trudności, które mogą napotkać rodziny zastępcze o różnym charakterze, odnieść się do tego z punktu widzenia naszego pogotowia i jednocześnie wpleść w to wielowątkowe pytania Nikoli.

Aby za bardzo się nie pogubić, podzielę zagadnienia tematycznie:

- Trudności związane z dziećmi zastępczymi
- Rodzina zastępcza jako „dom otwarty” - wpływ na jej funkcjonowanie
- Współpraca z instytucjami.

Temat jest bardzo rozległy, więc podzielę go na trzy posty.
W dniu dzisiejszym omówię trudności pojawiające się w samej opiece nad dziećmi.


Problemy natury technicznej:

Ten aspekt na dobrą sprawę dotyczy głównie rodzin zastępczych o charakterze pogotowia rodzinnego lub rodzinnego domu dziecka. Jest on związany zarówno z możliwą częstą rotacją dzieci a przede wszystkim z możliwą dużą rozpiętością wieku dzieci. Oczywiste jest, że w rodzinach biologicznych różnice wieku pomiędzy rodzeństwem też są czasami większe, czasami mniejsze i nikt nie robi z tego problemu. Niestety rotacja dzieci w pogotowiu rodzinnym w pewien sposób wymusza pewnego rodzaju „specjalizację”. Mając pod opieką kilkoro dzieci, trudno wyobrazić sobie jednocześnie opiekę nad niemowlakiem, dzieckiem kilku, kilkunastomiesięcznym, kilkulatkiem (przedszkolakiem lub dzieckiem szkolnym) i kilkunastolatkiem. W wielodzietnych rodzinach biologicznych często starsze rodzeństwo (w pewnych okolicznościach) przejmuje opiekę nad młodszym. W pogotowiu rodzinnym każde z tych dzieci wymaga odrębnej uwagi. Często są to też dzieci w jakimś aspekcie chore, wymagające rehabilitacji lub hospitalizacji. Problemem może być więc jednoczesna wizyta u lekarza, na rehabilitacji, zawiezienie lub odebranie dziecka z przedszkola lub szkoły. Trudno też umieścić w jednym pokoju nastolatka i niemowlaka (co na przykład w przypadku rodziny biologicznej może nie stanowić większego problemu) .
Mając dzieci mniej więcej w jednym wieku o wiele łatwiej zapanować nad wszystkim w aspekcie logistycznym, co oczywiście jest z korzyścią również dla dzieci (nie trzeba na przykład odwoływać jakichś wizyt).

Problemy natury emocjonalnej:

Pod tym pojęciem kryje się wrażliwość, empatia, zdolność do rozstań. W przypadku takich rodzin jak nasza (pogotowie rodzinne), rozstania muszą być częścią tego co robimy, bo przecież zmierzamy do tego, aby przekazać dziecko nowej rodzinie. Przez chwilę chciałem napisać, że są częścią naszej pracy, ale to co robimy to nie jest praca. Trudno mi znaleźć jakieś określenie, które by mnie satysfakcjonowało. Jest to pewnego rodzaju pasja, namiętność, zamiłowanie. Przekazując dziecko nowej rodzinie mówimy sobie „c'est la vie”, coś się kończy, coś zaczyna. To jak ślub własnego dziecka, niby radość a jednak smutek … źle napisałem, niby smutek, a jednak radość.
Bardzo przykre są rozstania, gdy dziecko odchodzi do jakiejś placówki (przykładem może być historia Królewny – do dzisiaj czujemy, że może można było zrobić coś więcej – na szczęście ta sprawa jeszcze się nie zakończyła).
Dużo większe zmartwienia mają rodzice zastępczy długoterminowi, którzy z jednej strony kochają dziecko, które u nich przebywa, ale tak naprawdę jeszcze nie jest ich (i teoretycznie wszystko się może wydarzyć – przykład Buni-Iskierki). Na szczęście w takich sytuacjach, czas jest sprzymierzeńcem nowej rodziny zastępczej – ale niepewność cały czas jest.

Problemy natury medycznej:

Biorąc pod uwagę dostęp do usług medycznych, dzieci z rodzin zastępczych (w tym z pogotowi rodzinnych) niczym nie różnią się od pozostałych dzieci. Tak samo jak w przypadku tych drugich obowiązują kolejki, terminy i niestety ważne badania (na które nie można czekać) trzeba wykonywać z pominięciem NFZ. Niestety w rodzinach zastępczych często występują dzieci z problemami. W naszym pogotowiu, w ciągu dwóch lat nie było ani jednego dnia, aby któreś z dzieci nie było objęte programem rehabilitacji.
Mam nadzieję, że Majka w komentarzu opisze swoje zmagania z służbą zdrowia, bo ja nie za bardzo to wszystko ogarniam swoim umysłem. Bywało, że musiała się przemeldowywać, aby „załapać” się na jakiś program opieki nad dzieckiem, albo szła do lekarza udając, że przecież była umówiona. Czasami idąc na wizytę z jakimś dzieckiem, bierze również inne z nadzieją, że przy okazji również to drugie zostanie zdiagnozowane. Czasami się udaje, czasami nie.
Na szczęście nasz aktualny lekarz rodzinny jest dostępny codziennie i można umówić wizytę telefonicznie. W przypadku poprzedniej przychodni, trzeba było rejestrować się o szóstej rano, osobiście. Wychodziło na to, że trzeba było mieć „końskie zdrowie” aby móc zachorować.
Mars zadał pytanie, czy nie „opadają nam ręce” , powołując się na historię Chapicka, który jest dzieckiem z problemami natury neurologicznej. Faktycznie jego zachowania są często bardzo dziwne, a w zasadzie były, ponieważ aktualnie jest on chłopcem coraz bardziej przewidywalnym i na dobrą sprawę gdyby miał ze trzy kilogramy więcej i trzy miesiące mniej, to nikt by nie zauważył, że coś z nim jest nie tak. Prawdę mówiąc częściej „opadają ręce”,gdy półtoraroczny Luzak chodzi po pokoju, krzyczy bez sensu i demoluje wszystko co jest w jego zasięgu.


Problemy natury personalnej:

Zdarzają się w rodzinach zastępczych dzieci, z którymi rodzice zastępczy nie potrafią sobie poradzić. Na szczęście w naszym pogotowiu takiego „trudnego” dziecka jeszcze nie mieliśmy. Wiemy jednak , że są dzieci, które po prostu nie nadają się do zamieszkania w rodzinie zastępczej (w jakiejkolwiek rodzinie). Co ciekawe, często dzieci te specjalnie prowokują sytuacje w taki sposób, aby rodzice zastępczy „dali za wygraną” i oddali je do domu dziecka. Czasami dochodzi do sytuacji, gdy takie dziecko potrafi skutecznie zniszczyć dobrze funkcjonującą rodzinę zastępczą. Słyszałem o przypadku, gdy dzieci biologiczne spały w pokoju z rodzicami, ponieważ córka zastępcza (nastoletnia) była w stosunku do nich bardzo agresywna.
W takich sytuacjach pojawiają się dylematy moralne. Rodzice myślą sobie: „co robię źle?”, szukają porady u specjalistów, co wielokrotnie i tak niewiele pomaga. Niestety często w takich przypadkach trzeba powiedzieć „dość”, nie zwracając uwagi na opinie otoczenia.

Problemy natury interpersonalnej:

Dzieci, które przychodzą do rodziny zastępczej, siłą rzeczy zaczynają w pewien sposób rywalizować z dziećmi biologicznymi. Niektórzy rodzice zastępczy specjalnie decydują się na dziecko, które wiekiem jest zbliżone do ich latorośli, licząc na to, że jako rówieśnicy będą mieli wspólne cele, podobne potrzeby, krótko mówiąc będzie po prostu łatwiej. O ile w przypadku dziecka kilku lub nawet kilkudziesięciomiesięcznego jest to uzasadnione, to w przypadku dzieci kilkuletnich lub starszych, jest to decyzja obarczona dużym ryzykiem. W naszym przypadku tylko dwukrotnie mieliśmy dzieci szkolne, a nastolatka była tylko jedna. Wydawało nam się, że nasze dzieci biologiczne są już na tyle duże, że o żadnej rywalizacji nie może być mowy.
Okazało się, że byliśmy w błędzie. Wprawdzie nie dochodziło do bezpośrednich spięć, ale atmosfera często była „gęsta”. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda, gdy różnica wieku jest duża. Przestrzenie emocjonalne, w których te dzieci funkcjonują, nie zachodzą na siebie. Wprawdzie więzi między takimi dziećmi nawiązują się wolniej i nie są tak trwałe jak w przypadku rówieśników, to jednak z punktu widzenia funkcjonowania rodziny, jest to bezpieczniejsze.

Zakończenie
Majka pomóż! Napisz coś w komentarzu tytułem posłowia.
Przeczytałem to co napisałem i mi się nie podoba. Nie ma w tym artykule „duszy”.
Przecież decydując się na zostanie pogotowiem rodzinnym doskonale wiedzieliśmy na co się „porywamy”. Mieliśmy „rozpracowane” wszystkie plusy i minusy. Wiedzieliśmy w jakich przypadkach możemy spotkać się z trudnościami. Nadal wiemy, że wielu rzeczy się nie „przeskoczy” bo na przykład są one regulowane ustawami. Można tylko ponarzekać – ale czy to ma sens?   

4 komentarze:

  1. Czuję się wywołana do odpowiedzi, więc może w weekend coś dorzucę. Macie jeszcze jakieś pytania do tej części?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten weekend nie nastąpił

      Usuń
    2. Tez miewam takie przeniesienia w czasie :)
      Pozdrawiam serdecznie! Czytam ten blog od pewnego czasu, od poerwszego posta. Kiedys doczytam do "dzisiaj".

      Usuń