Kilka
tygodni temu, gdy mieszkała jeszcze z nami Sasetka z Marudą,
natknąłem się na pewien artykuł na Majki facebooku. Wpis ten
jednocześnie mnie zaciekawił i zaniepokoił. Po kilku dniach
próbowałem dotrzeć do niego ponownie, ale mi się nie udało, a
niestety nie zapamiętałem autora tekstu.
Postanowiłem
zatem napisać coś podobnego, tylko odnoszącego się bezpośrednio
do naszej rodziny, a zwłaszcza do mnie. W muzyce taka osobista
interpretacja utworu nazywana jest coverem. W przypadku tekstu
pisanego chyba nie ma odpowiedniego określenia, a jeżeli już, to
raczej nazywa się to plagiat. No bo po cóż ktoś chciałby drugi
raz pisać coś podobnego.
Chociaż
z drugiej strony, znane są pojedyncze przypadki. Któż z nas nie
czytał z rumieńcami na twarzy XIII księgi Pana Tadeusza. Podobno
istnieje też Pan Tadeusz w wersji dla informatyków:
„Wojski
chwycił w dłonie klawisze i przycisnął enter,
z
loudspeakerów popłynęły wtedy dźwięki z zamętem”.
Moim
zdaniem... kiepskie.
W
każdym razie poczułem wówczas potrzebę napisania tego co
zapamiętałem.
Nie
opublikowałem tego na blogu z dwóch powodów. Po pierwsze nie
mogłem odnieść się do pierwowzoru, a po drugie nie chciałem po
raz kolejny pisać przytłaczającego wpisu.
Na
samym początku, moim zamiarem było, aby ten blog był radosny, aby
pokazywał innym rodzinom zastępczym i kandydatom na takie rodziny,
że to co robimy jest piękne.
I w sumie takie jest, tyle że są
sytuacje, które mogą się pojawić zupełnie nieoczekiwanie i
niekoniecznie zgodne z pierwotnymi wyobrażeniami. Jeżeli więc
zawsze pisałbym radośnie, to niekoniecznie prawdziwie.
Kilka
dni temu, zupełnie przypadkowo udało mi się odnaleźć oryginał
na blogu Lady Makbet, na który chętnie zaglądam. Stwierdziłem, że
może warto odkurzyć to co sam kiedyś napisałem. Trochę wszystko
rozbudowałem o aktualne sytuacje.
Oto
wersja, którą kiedyś przeczytałem:
A
to mój „cover”:
Od
jakiegoś czasu klimat zmienia się w zastraszającym tempie. Jest
środek lata, a gdy spoglądam przez okno, widzę pełno śniegu. Co
więcej, chmury śniegowe tworzą się nawet wewnątrz domu. Czasami
moja sypialnia jest tak zasypana, że nie mogę nadążyć z
odgarnianiem. Praktycznie z niej nie wychodzę. Większą część
dnia spędzam w łóżku z łopatą pod ręką. Nie mogę spać.
Budzę się co kilkanaście minut, aby sprawdzić, czy nie pada. Śnią
mi się koszmary.
Najlepsza
pogoda jest o szóstej nad ranem. Wówczas Majka daje mi do karmienia
Ploteczkę, a sama idzie na piętro do bliźniaków. Sasetka z Marudą
najczęściej jeszcze smacznie śpią. Jest to jeden z nielicznych
momentów w ciągu dnia, gdy czasami wychodzi nawet słońce.
Aura
w sposób nagły zmienia się kilkanaście minut przed ósmą. Budzi
się Kapsel. Jego mogliby zatrudnić w instytucie geoinżynierii.
Nie jako specjalistę, ale jako czynnik umożliwiający modyfikację
pogody. Schodzi jak stado koni, potem albo jest spokojny, albo się
awanturuje. Nie ma to większego znaczenia – zawsze wówczas
spadają największe płaty śniegu.
Po
chwili przychodzą bliźniacy, a Majka wyjeżdża z Kapslem i Sasetką
do przedszkola. Cała trójka dwulatków domaga się śniadania i
zmiany pieluchy. Najgorsze są dni, gdy wszyscy mówią „ble”.
Ale
przecież nie mogę rzucić łopaty. Pakuję więc wszystkich do
swojego łóżka i próbuję ogarnąć sytuację. Przecież nie mogą
łazić po śniegu – jeszcze się przeziębią. Trwa to czasami
nawet kilkanaście minut.
Po
powrocie Majki z przedszkola zabieram się do mojej pracy zawodowej.
Nie opuszczam jednak łóżka, bo przecież wiem, że w każdej
chwili mogę znowu musieć odgarniać śnieg. Włączam telefon,
odczytuję wiadomości mailowe. Czasami „skrzynka” jest pusta i
żadnych przychodzących sms-ów. Zaczyna się przejaśniać. Po
chwili słyszę „pip-pip”. Jakieś opóźnienie na łączach.
Jednak przyszły wiadomości: „proszę o kontakt, pilne”, „od
rana nie mogę się do pana dodzwonić – czekam na wiadomość”,
„kiedy mogę liczyć na obiecane zmiany w programie?”, „proszę
się zdalnie połączyć, bo mi się konta nie bilansują”, „nie
mogę zrobić transmisji z banku”, i tak dalej.
Patrzę
więc sobie na ten telefon i już wiem, że za chwilę zacznę pracę
niczym w centrali telefonicznej. Do tego komentarze typu: „dlaczego
ma pan ciągle zajęte”, albo „no wreszcie się pan obudził”.
A przecież nie śpię już od piątej.
Albo
„siedzę na komputerze” jakiegoś klienta, dzwoni drugi - „proszę
się z nim rozłączyć, ja mam ważniejszą sprawę”.
Pamiętam
też taką rozmowę:
- Proszę zrobić jakąś zmianę w programie, bo nasza „główna” ciągle wchodzi do różnych funkcji i nas blokuje, albo zmienia dane, o których nie ma pojęcia.
- To proszę jej ograniczyć prawa dostępu tylko do korzystania ze sprawozdawczości.
- Nie mogę, przecież to główna księgowa.
Tak
więc patrzę na ten telefon, który za chwilę rozgrzeje się do
czerwoności. Zaległe prace programowe czasami sięgają kilku
tygodni. Patrzę na te chmury nade mną i ten malutki guziczek w
telefonie... naciskam. Przecież znowu muszę odśnieżyć.
Życie
towarzyskie zamiera. Tłumaczę znajomym, że mam mnóstwo
obowiązków. Niektórzy to rozumieją, inni nie. Chociaż może z
grzeczności nic nie mówią, a tak naprawdę uważają mnie za
leniwego dupka. A przecież wszystko przez ten cholerny śnieg.
Nie
wiem jak Majka ze mną wytrzymuje. Zawsze byłem katastrofistą. Gdy
gdzieś wyjeżdżaliśmy, to wiedziałem, że na pewno samochód się
zepsuje, albo samolot spadnie, a w najlepszym razie zostaniemy
okradzeni. Wiedziałem, że jak wyjedziemy do Afryki, to z pewnością
nabawię się rozstroju żołądka i będzie obciach, gdy będę
musiał zatrzymać autokar i zrobić kupę na środku pustyni. W
Maroku na szczęście nic takiego się nie wydarzyło, ale teraz
Majka planuje Kenię. Już wiem, że będę miał dwie opcje. Albo
„zesram” się w fotel, albo wyjdę na zewnątrz i zeżre mnie
jakiś lew, albo inna pantera. Na samą myśl, widzę jak zbierają
się w pokoju ciemne chmury i zaczyna padać śnieg. Nie wiem czy
pojadę... kto za mnie będzie sprzątał?
Niedawno
musieliśmy podjąć decyzję o uśpieniu Furii. Jej przednia łapa
ważyła prawie tyle co reszta ciała. Nie chciała wychodzić na
spacery. Patrzyła na mnie i prosiła o śmierć.
Bałem
się tego dnia. Wiedziałem, że będzie tak sypać, że będę miał
problemy z przekopaniem się do samochodu. Od rana zaczęło świecić
słońce. Nie potrafię tego zrozumieć. Pożegnałem jednego z moich
nielicznych przyjaciół, a mimo wszystko była piękna pogoda.
Stopniał cały śnieg w domu i w ogrodzie. Furia miała szczęście
– była tylko psem. Ja niestety jestem człowiekiem.
Wkrótce
odwieziemy Kapsla do DPS-u. Tym razem z pewnością słońce nie
zaświeci. Majka z nim pojedzie. Ona na razie potrafi przenikać
przez zaspy.
Ja
ciągle czekam w gotowości z łopatą w ręce, bo przecież w każdej
chwili może zejść lawina. Już prawie nic nie jem, nie golę się,
nie kąpię... tylko czekam. Przecież nie chcę umierać przywalony
zwałami śniegu we własnym domu.
Może
powinienem zacząć szukać pomocy u psychologa, a może nawet
psychiatry. Jednak gdy takie myśli przychodzą mi do głowy i
wyglądam przez okno, to śnieg sięga dachu. Musiałbym wydrążyć
tunel na ponad sześć metrów. Nie jestem w stanie. Wracam więc do
łóżka – tutaj jest bezpiecznie.
Na
szczęście powyższy tekst nie jest jeszcze wołaniem o pomoc, a
przynajmniej tak mi się wydaje. Jednak w każdym poruszonym powyżej
wątku jest ziarno prawdy. Niestety ziarno ma to do siebie, że w
którymś momencie zaczyna kiełkować.
Zacząłem
się zastanawiać nad tematem istnienia depresji w życiu rodzin
zastępczych. Jest to choroba, która może przybierać różne
oblicza, a do tego przez jakiś czas można z nią żyć, udając że
nie istnieje. Co więcej, w przypadku rodziców zastępczych może
być skrzętnie ukrywana, bo przecież jej ujawnienie może
doprowadzić do rozwiązania rodziny.
Być
może tak właśnie działa cały ten system. Może wszyscy dobrze
wiedzą, że depresja jest tylko kwestią czasu.
Może
dlatego rodziny zastępcze podpisują umowy tylko na cztery lata, a
nie umowy o pracę. W przypadku jakichkolwiek podejrzeń, wystarczy
jej nie przedłużyć.
Udanie
się po pomoc do psychologa i rozpoczęcie terapii, może więc być
czynnikiem dyskwalifikującym. Łatwiej więc udawać, że wszystko
jest w porządku.
Dlatego
Kapsel był dla mnie ważną lekcją. Jeszcze kilka miesięcy temu
wierzyłem w to, że znajdzie się dla niego rodzina i tam gdzie
mogliśmy, to jej szukaliśmy. W którymś momencie zrozumiałem, że
to nie ma sensu. Cały czas myślałem o dobru chłopca, zapominając
o dobru rodziny, w której miałby zostać umieszczony. Być może
pierwszy rok czy dwa, byłyby dla niego lepsze niż pobyt w placówce.
A co potem?
Kapsel
po pewnym czasie wyczerpywał pokłady cierpliwości wszystkich osób,
z którymi miał kontakt. Może dobrze, że spędził z nami aż dwa
lata. Może trudne dzieci powinny właśnie tak długo przebywać w
pogotowiach rodzinnych. Może udało nam się w ten sposób uchronić
jakąś rodzinę przed depresją. A może jest zupełnie inaczej?
Może to tylko my nie podołaliśmy?
Nieważne...
od kilku dni za oknem świeci słońce.
Dziękuję za tego bloga... Życie w takich zaspach odśnieżanie a nawet umiejętność ich przenikania wymaga nadludzkiego wysiłku. A mnie uzmysławia, że to co działo się nami naszej rz nie było odosobnione. Ale jakoś trzeba to przejść.. Później będzie tylko lepiej.
OdpowiedzUsuńPikusiu: To ze ty nie kochasz Kapela, to że u Was jest jeszcze 4 innych dzieci, to że On jest trudnym dzieckiem niepełnosprawnym. ..to nie jest powód, by straszyć rodziców. ..
OdpowiedzUsuńTak. Straszyć. Wcale nie pomogłes wielu dzieciom i rodzicom zastępczym, bo...po takich wpisach-a od długiego czadu-bardzo tylko narzekasz na Kapsla. ...ludzie mogą się bać przyjmować dzieci niepełnosprawnych do rodziny zastępczej ...jak takiego narzekania sobie poczytaja.
Moje uznanie dla Ciebie i dla Majki, bo trudne, niepełnosprawne dziecko. ...
jednak wcale inna rodzina nie musi mieć depresji, mając Kapsla. Wystarczy może by był jeden i by był kochany jako ten jeden.
Zobacz jak traktujesz-piszesz o tum-Ploteczki, a jak opisujesz Kapsla ???
Dps-mimo ze u Was w rejonie są super placówki akurat, nie jest dobry dla żadnego dziecka.
Przy królewna pisałeś o tym, jak to cieszyłes sie, że trafila jednak do placówki. ..bo tam takim dzieciom lepiej. Jak cieszyłes die, że nie trafiła do nas, ze odpuscilismy. Sam to pisałeś dawno temu tu na blogu.
Teraz piszesz, że dobrze..bo inna rodzina by miała depresję.
Wmawia sobie, że tym dzieciom lepiej w placówce niż w rodzinie...no bo jakoś oddanie ich musisz przeżyć.
Depresja??? Owszem. Znam wiele rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi bez depresji. I wiele z dziećmi zdrowymi z ta choroba. Choroba jak każda. Może dopaść każdego. I osoba leczona funkcjonuje normalnie. Może dopaść z byle powodu lub z braku pracy, z przepracowania, przy zdrowym czy chorym dziecku. .. Owszem jest to czynnik ryzyka, ale...taki s jak zostanie rodzinnym domem dziecka dla 8 dzieci, albo jak zostanie wdowa z malutkim dzieckiem...albo bankrutem, a czasem to zwykle biologiczne procesy w mózgu organiczne...coś tam się nie wydziela...bo tarczyca chora, albo po prostu organizm czegoś nie produkuje...
I tyle. A Ty-nie dość, że piszesz, od dawna,jaki Kapsel jest okropny...to jeszcze piszesz o tum, że doprowadziły rodzinę do depresji...
Wiesz ze zabierasz szanse niepełnosprawnym dzieciom na dom????Bo...bo czytając to co niektórzy. ..mogą się bać. ..wziąć niepełnosprawne dziecko...
No tak, ale przecież jesteś przekonany...ze Dpsy i placówki są dla niepełnosprawnych dzieci najlepsze. ..po co tym dzieciom dom? ??
Przy Królewskie uznałes Dps za najlepsze rozwiazanue Teraz przed sobą i światem. ..robisz to samo...ze niby nie trafienie Kapela do rodziny zastepczej..uratowało te rodzinę. ..
Nie Pikusiu. Dzieci nie powinny mieszkać w dpsach, placówkach. A Ty jakiś sobie musisz to zracjonalizowac....i to robisz moim zdaniem, pisząc, jaką to szkodę Kąpiel by zrobił potencjalnej rodzinie. ..narażając ja na depresję. ...
Tylko pisząc tak...tych rodzin nie będzie więcej. I pisząc tylko o trudach z dziećmi niepełnosprawnymi, a nic o radością i ich sukcesach-nie pisałeś o tym, jak i co fajnego Kapsel umie, jak się stara, w czym jest dobry...odstarszasz rodziny przed dziećmi niesprawnymi. Ty Go nie kochałem, Wasza rola jako pogotowia to nie rodzina specjalistyczna...wiec podziwiam i tak...ale nie przyjmuje tego, że dziecko zdrowe..to do rodziny...a dla niepełnosprawnych najlepszy jest dps...bo inaczej skrzywdzić potencjalna rodzinę depresja, zmęczeniem czy czym tam..
Pikus- chciałbyś jako dziecko mieszkać w placówce? ??Te dzieci też nie chcą. Na szczęście macie dobre placówki. Dziecko niepełnosprawne wcale nie musi rozwalić rodziny na łopatki.
Nie chciałam urazić. Wybacz, jak zbyt bezpośrednio.
....Nikola
UsuńI bardzo dobrze, że inni będą się obawiali.Zycie z chorym dzieckiem to nie bajka.Ludzie powinni wiedzieć jak to wygląda... Zapewniam cię, ze kazda rodzina popadnie w depresje, kiedy taki człowiek zmienia ja w ruinę... gdzie są też inne dzieci, które cierpią przez takiego chorego sa przez niego atakowane co stanowi zagrozenie też dla ich zdrowia i zycia.. A ty masz chorego psychicznie pod opieką? Bo ja miałam i nie wstydzę sie napisać, ze rozwiązałam rodzinę zastępczą po to by chory nam jej jeszcze bardziej nie zniszczył. Kto tego nie przeszedł nie zrozumie i nie ma prawa wydawać osądow.
UsuńOczywiście, że są takie sytuacje!I szacunek za wiele siły itd.
UsuńJednak pisanie tylko o samych negatywnych tez nie jest w porządku.
Tak samo jak same plusy i zatajanie tego, co trudne.Nikola
Wiesz czemu tyle matek oddaje dziecko niepelnosprawne po porodzie?-bo im lekarze mówią, jak będzie źle. ..i to dzieci często z Zespołem Downa itd. Wiele matek o tym mówiło.
OdpowiedzUsuńWiesz czemu ludzie oddają bliskich -dzieci tez-po wypadkach samochodowych lub starszych po udach? , bo ich straszą, jak będzie źle. ..
Tylko tu ratuje więź-ze wiele lat dziecko było w domu...go i trudniej oddać. ..
Wiesz, czemu wielu niepełnosprawnych nie ma żony? , bo te żony są straszone. ..
Nie masz pojęcia, ile się nadluchalam o tym, że będę miała problemow-nawet tych-ze półki mi w domu nie będzie miał kto powiesić. ...
Po 9 latach...hmm...właśnie kupiłam półki...i za tydzień będą wieszane. ..no nie przez mojego męża. ..ale będą. ..
Tak. Są problemy z niewidzeniem Tesli-największy z tym. .by urzędnicy zaufali , że to niewidzeniem nie jest straszne...a nie z wieszanie półek. Tesli gotuje obiady itd. Ma swoje ograniczenia wiadomo. Jednak...wiesz ile zła wyszło przez to, że mnie straszne, jak to będzie mieć niepełnosprawnego męża? Jak bardzo musiałam bronić się przed takim myśleniem, gdy mnie nim bombardowania? Wiesz ile zła robi lęk urzędników przed niepełnosprawnością Tesli?
..ze wymyślają byle powody..a z tyłu jest ten lęk...bo mozna to odczuć i zauwazyc . ..
I przez analogię. ..ile zła może robić wzbudza nie lęku w rodzicach przed wzięciem takiego niepełnosprawnego dziecka jak Kąpiel?
Wiesz, jak pisanie o tym, że dps jest świetnym miejscem dla takich dzieci...robi zła? Robi. Bo ludzie zaczną kombinować, po co mi taki Kapsel -depresję będę mieć NA PEWNO, z nim same problemy...a dpsy takie super. ..Nie chodzi o lukrowanie...ale ja nie znalazłam właściwie na tym blogu DOBRYCH informacji o tym, że Kąpiel mimo niesprawności jest fajnym , dobrymdzieckiem,
Nikola
Przepraszam za błędy. Cały czas mam stary, popsuty telefon. Ukradli mi tamten.Nikola
UsuńNie do końca się Nikola z Tobą zgadzam, ale przecież mamy prawo mieć odmienne zdanie. Między innymi temu służy ten blog – aby dzielić się swoimi opiniami.
OdpowiedzUsuńNie wydaje mi się, abym straszył rodziców, którzy chcieliby zaopiekować się dzieckiem niepełnosprawnym. Pisząc o Kapslu, przedstawiam tylko jego zachowania (tego konkretnego chłopca) i to w jaki sposób ja to odbieram. Nie piszę o niepełnosprawności jako takiej, która może przybierać różne formy.
Jednak historia chłopca może pozwolić komuś podjąć (albo odrzucić) decyzję o adopcji albo opiece zastępczej. Przez dwa lata opisywałem jego losy, to jak on się zmieniał i jak ja go przez ten czas postrzegałem. Nie twierdzę, że rodzina która by się nim zaopiekowała popadłaby w depresję. Może tak, może nie. Gdyby chłopiec miał z nami pozostać na zawsze, to myślę, że sam prędzej popadłbym w agresję niż depresję.
Owszem, uważam że nie zawsze rodzina jest najlepszym rozwiązaniem. Czasami dom staje się piekłem, dla każdego z jej członków. Znam rodziny, gdy mama wstaje rano i modli się o cud - „może gdy się obudzę, to on zniknie – może to był tylko koszmarny sen” albo „oddałabym duszę diabłu, aby móc cofnąć czas”. Nawet wystarczy sobie poczytać niektóre komentarze na Bocianie. Być może niektóre z tych rodzin zaopiekowały się takim Kapslem. Być może ktoś im powiedział: popatrzcie, jakie to sympatyczne dziecko. Chętnie się przytula, uśmiecha, prawi komplementy. Nie potrafi liczyć, nie zna dni tygodnia, pór roku. Pojęcia wczoraj, jutro, lewa, prawa, przód, tył – praktycznie są mu obce, czasami zgadnie, czasami nie. Ale przecież wystarczy trochę miłości i zainteresowania, a zapewne wszystko nadgoni. A nawet jak nie nadgoni, to przecież jest taki milutki.
Nikt jednak nie wspomniał, że taki Kapsel, po kilku tygodniach (gdy już poczuje się bezpiecznie, wiedząc że nikt go nie będzie bił) zacznie uderzać głową w ścianę, awanturować się, terroryzować inne dzieci.
W tej chwili chłopak jest jeszcze na wakacjach w innej rodzinie zastępczej. Nie ma dnia, aby czegoś nie przeskrobał w przedszkolu. W ciągu kilku dni zdążył zepsuć okulary (gdy z wściekłością rzucił je na podłogę) i podobnie postąpił z zegarkiem kolegi.
Czy nie pisałem o jego postępach? Pisałem, tyle że było ich tak mało, że umknęły między wierszami. Nauczył się kolorów. Gdy był opiekuńczy w stosunku do innych dzieci, to też o tym wspominałem. Jednak gdy zaczął walić Marudę po głowie, to trudno abym o tym nie napisał.
Owszem, świadoma rodzina, w której chłopiec byłby jedynym dzieckiem, z dużym prawdopodobieństwem by sobie poradziła – ale o tym też pisałem (przy okazji ostatniej opinii psychologa). Tylko takich rodzin zwyczajnie nie ma.
Co do Królewny, to (o ile sobie przypominasz) w momencie gdy Wy się pojawiliście, była ona już skierowana do DPS-u. Wszystko jednak cały czas stało otworem. Jednak w momencie gdy czyniliście kroki w celu jej przysposobienia (albo wzięcia w opiekę zastępczą) – co trwało i trwało – dziewczynka zaczęła nawiązywać silne więzi z Nataszą. To Wy podjęliście decyzję, że odpuszczacie. Ja temu tylko przyklasnąłem, uznając że była to mądra decyzja (nawet biorąc pod uwagę to, że dziewczynka cały czas przebywa w DPS-e).
Krótko się jeszcze odniosę do komentarza pod poprzednim postem. W przypadku Sasetki i Marudy, przekazaliśmy rodzicom adopcyjnym (na pierwszym spotkaniu) proponowany model adopcji. Nie my jesteśmy pod tym podpisani, ale uznany w kraju psycholog dziecięcy. Przez cały czas spotykania się rodziców z dziećmi, nie podejmowaliśmy tego tematu. W dniu, w którym odeszły od nas na zawsze, nie wiedzieliśmy jak się wszystko dalej potoczy. W tej chwili nadal się nie narzucamy. Czasami mam wrażenie, że rodzice mogą pomyśleć, iż cały ten proponowany proces to jeden wielki pic na wodę. Ale to oni teraz rozdają karty... w zasadzie to rozdawali od pierwszego dnia, w którym poznali dzieci.
Nie musisz się zgadzać Pikusiu Nikola
OdpowiedzUsuńKarty rozdajecie w dużej mierze Wy...od Waszych decyzji sugestii rodzinom adopcyjne, które do Was przychodzą zależy BARDZO dużo. Jesteście elementem systemu,nawet, jeśli przebiega to w świetnej, przyjacielskie atmosferze...to Ci ludzie różni przychodząc dzieci, które są w sensie opieki faktycznej i najczęściej prawnej u Was. Oni kart nie rozdają wtedy.Nikola
UsuńA psycholog. Super, że ma takie zdanie.Za 5..10 lat przyjdzie inny, będzie miał inne. Rozumiem, że przyjmuje cie jego zdanie, jako ważne dla Was-ale mając przewagę chwili nad adopcyjnymi rodzicami i fakt, że zrobią wszystko by mieć dzieci, nie możecie negować tych, którzy myślą inaczej. A to zrobiłeś z rodzicami chociażby Snerfetki.
UsuńNie będę już o tym pisać, ale to wcale nie jest tak, że adopcyjni przychodząc do Was nie są od Was zależni i chcąc nie chcąc muszą Wasze stanowisko uwzględniać. Taj myślę. A ile w Tobie zgody na to, by myśleli o tym i chcieli inaczej? Patrząc jak skrytykował rodziców Smerfetki...hmmm....sam sobie odpowiedz.
N
Mi Pikusiu właśnie o to chodziło, że piszesz, jak dla mnie, WŁAŚCIWIE TYLKO o negatywnych zachowaniach Kapsla. Ja ich nie neguje, nie chodzi o lukrowanie, jaki to miły chłopiec. .i koniec...ale proporcje dla mnie są okropne...same właściwie negatywy...i właśnie o to chodzi, że tylko o negatywnych tego konkretnego dziecka...właśnie zabrakło mi tego co w Kapslu dobre...
OdpowiedzUsuńO depresji piszesz. Dla mnie przekaz jasny.
Co do Królewny, to nie chodziło mi o wiezi z Natasza-tak, to była decyzja w zaistniałej sytuacji nasza, bo inna nie miała racji bytu bez krzywdy dla Małej, pisałam w odniesieniu do Twojego komentarza jednego NT. Królewny, gdzie pisałeś o tym, że byłeś szczęśliwy, że zrezygnowaliśmy... I post, gdzie pisałeś, że dps jest odpowiednim miejscem dla takich dzieci, a nie rodzina. To tylko tyle. Tego dotyczyła moja informacja, a nie tego,ze przyklasnąłes naszej "rezygnacji"...chociaż, jak pisałeś z tego się ucieszyłes.My nie.
PS. W ogóle to bardzo chcielibyśmy się z Wami spotkać towarzysko. I w pewnej sprawie.
Udanego urlopu! I na serio nie chce chyba już za bardzo tu pisać, ale czytam..czytam cały czas wszystkie wpisy.Pozdrawiam Ciebie i Majke .N
Serdecznie zapraszamy. Skontaktujemy się jak wrócimy z gór (na początku września).
UsuńJednak odniosę się jeszcze do dwóch kwestii.
Przez godzinę myślałem, jakie dobre cechy ma Kapsel. Najpierw przekonwertowałem sobie to pytanie na „jakie cechy Kapsla, chciałbym zobaczyć u moich wnuków?” Nie znalazłem odpowiedzi. No to powróciłem do pierwotnego pytania, i tutaj coś znalazłem. Kapsel dobrze zna zasady obowiązujące w naszym domu i dostrzega ich przekraczanie u innych (chociaż sam się do nich nie stosuje). W związku z tym, jest świetnym skarżypytą. Ta jego cecha jest bardzo przydatna, chociaż osobiście nie za bardzo ją cenię.
Dobrze zmotywowany potrafi całkiem porządnie posprzątać. Ale też nie do końca o to chodzi.
„Jak nie posprzątasz, to nie będzie kolacji” - to motywacja, czy szantaż?
O rodzicach adopcyjnych już kiedyś pisałem, ale powtórzę, bo być może to czytają i się przerażą. Nie ma żadnych zależności od rodziców zastępczych. Chyba, że w drugą stronę, oni chcą się spotykać z dzieckiem, a rodzina zastępcza stwarza problemy (czasami natury typowo logistycznej). Tuż po pierwszym spotkaniu się z dzieckiem, mogą złożyć wniosek o powierzenie pieczy nad dzieckiem. Rodzina zastępcza nie ma tu nic do powiedzenia. Mają „papier”, więc jak się uprą, to mogą zabrać dziecko z dnia na dzień. Rozprawa o przysposobienie ma miejsce po kilku tygodniach. Jakie argumenty musiałaby mieć rodzina zastępcza, aby zablokować adopcję? I z jakiego powodu chciałaby to zrobić? Nie słyszałem o takim przypadku, byłby to chyba precedens.
Czy skrytykowałem rodziców Smerfetki? Było mi przykro, że zachowali się tak, jak się zachowali.
Blog służy do wyrażania własnych opinii. Mogli zwyczajnie powiedzieć (albo napisać), że nie życzą sobie jakichkolwiek kontaktów z nami. Jesteśmy gotowi taką wolę uszanować. Zresztą to zrobiliśmy, bo przecież nie mieliśmy innego wyjścia.
Pikuś, miłego odpoczynku.Jeszcze tak. JESZCZE adopcyjni mogą tak postąpić. Ja pisałam bardziej o tych odwiedzinach Rz tuż po tym, jak dziecko trafia do adopcji. Przychodzi do Was taka rodzina, pierwsze spotkanie...i dostają cały ten model z odwiedzinach po adopcji itd...emocjonalnie są zależni od Was. Wystarczy, ze powiecie w sadzie ze się nie nadają, na adopcje zgodę musicie wyrazić jako opiekunowie prawni. Są zależni. Wiec mogą trafić się tacy, którzy poczują się przymuszani do tego modelu, a Wam tego nie powiedzą. ...Kąpiel ma dobre cechy. Świetnie, że się nad tym zastanowiles. Chodziło o dysproporcje. ..o tym, że jak dla mnie pisałeś ciągle o tych złych...
UsuńJa uważam, że skrytykowałes rodziców Smerfetki.To nie było tylko o tym, że przykro.
Zabawnych sytuacji może i tak, ale piszących dobrze o chłopcu. ..nie było.
Prawo do uczuc-tak. Tylko w takim razie, jak taki szczęśliwy byłeś, że Królewna nie trafiła do rodziny, jak piszesz o tym, że dzieci niepełnosprawne powinny mieszkać w placówce, to wg.mnie nie pomoże to tym, którzy rozważają by być rodzina niepełnosprawnych dzieci. Takie też negatywne tylko pisanie o Kapsle tez w tym nie pomoże. Tylko o to mi chodziło. A może zaszkodzić. Dał Wam Młody " w kosc", ale o żadnym dziecku nie pisałeś tu tylu negatywów a prawie zero pozytywów. O tym była moja refleksja, że to...może wystraszyć.
Dobranoc juz zupełnie. Nikola
na bobra, chyba autor bloga ma prawo do uczuć i ich opisania? toż to jego blog i jego uczucia? i ja widziałam sporo zabawnych sytuacji z Kapslem, chyba jednak zależy od nastawienia czytacza. tym niemniej chłopca bardzo mi żal.
OdpowiedzUsuńotóż to właśnie.
UsuńDla mnie ważny wpis. Tak, widać w nim zmęczenie sytuacją i metafora z zaspami jest bardzo symboliczna. Bardzo cenię autora tego bloga za pisanie bez lukru, ale też za to, że nie dał się uwieść myśli o misji rekrutacyjnej, która niechybnie doprowadziłaby do wybielania szarości i ciemnych plam w imię zachowania szczęśliwego obrazu rodziców zastępczych - ikon.
Nie jesteśmy ikonami. Czasem bywa potwornie trudno. Ukrywanie tego przed kandydatami na RZ wydaje mi się tak samo światłym pomysłem, jak stosowane przez niektóre ośrodki 'opisywanie' dzieci zakwalifikowanych do adopcji: dobra reklama zawsze jest dobra, tyle że co z tego? Produkt można zwrócić, dziecka nie powinno się zwracać.
Na szczęście Pikuś nie poszedł tą drogą i za to dziękuję.
Na początku chcę napisać, że z niecierpliwością oczekuję na każdy kolejny wpis. Jesteśmy w procesie asopcyjnym, za jakiś czas będziemy oczekiwać na telefon i nie chciałabym aby w ośrodku lukrowali mi w opisie dziecka. Jasne plusy są potrzebne, ale trzeba być świadomym z czym trzeba będzie się zmierzyć. Każdy przecież określa na jakie dziecko jest gotowy. Jeśli ktoś ma potrzebę i jest w stanie zaopiekować się i dać miłość dziecku niepełnosprawnemu to wspaniałe. Gorzej jak ktoś się Wacha to może lepiej niech zrezygnuje choćby po wpisach autora o Kapslu. Lukrowanie o wychowaniu dzieci niepełnosprawnych jest mijanie się z celem. Każdy kto wie z czym się to wiąże będzie świadomy jak ma postępować. Tylko świadomi przyszli rodzice będą w stanie sprostać takiemu zadaniu. My przyszli rodzice adopcyjni musimy być świadomi swoich ograniczeń aby potem nie dochodziło do tragedii..rozbitych rodzin, depresji, flusyfacji. Jestem wdzięczna autorowi za wpisy wiele sobie uświadomiłam i chciałabym w przyszłości trafić na taką rodzinę właśnie u której poznamy Nasze Dziecko.
OdpowiedzUsuńJa nie pisałam o LUKROWANIU. Wyraźnie mówiłam, że nie chodzi o lutowanie. Dla mnie jednak były same właściwie wpisy negatywne na temat Kapsla. I tak jak same pozytywy z pominięciem problemów dziecka jest źle, tak samo pisanie tylko o problemach chłopca. A narzekania na Kapela było bardzo dużo. Słusznego, owszem...a gdzie dobro??? Zabrakło mi tego. Nikola
OdpowiedzUsuńMyślę, że tylko osoby które też mają styczność z dzieciakami jak Kapsel mogą coś krytycznie napisać na ten temat. Myślę, że trudno jest wypowiadać się jeśli coś nas nie dotyczy... Czasem lepiej się nie odzywać niż krytykować pod wpływem emocji i bez zastanowienia.
OdpowiedzUsuńI jeszcze cos Ewelina, a skąd Ty wiesz, że piszę bez zastanowienia? Najłatwiej próbować zamknąć mi usta. Jak uważasz, że warto czasem się nie odzywać , to tego nie rob-jednak nie sugeruje, że ja mam nie wypowiadać się nt.wpisów o Kapslu, bo jak chce to pisać będę.
UsuńOd paru miesięcy chciałam juz o tym, że brakuje mi dobra w opisie o Kapslu, napisać. Wiec nie jest to bez zastanowienia. Tak czasem lepiej się nie odzywać, ale pozwól, że to JA będę o tym decydowała, a nie Ty za mnie, kiedy mam się odzywać, a kiedy nie.
Większość przyszłych adopcyjnych właśnie to zrobi, powie, "och jak świetnie, że Pikuś napisał, że tak trudno z takim chłopcem i dzięki niemu wiemy, że dziecko niepełnosprawne to.nie dla nas, bo nie jesteśmy gotowi-"- i u niektorych właśnie jest ten przestrach o którym pisze. Naczytaja się TYLKO o negatywnych i trudnych zachowaniach, to skąd niby mają uwierzyć, zauważyć, że te dobre tez w jakimś zakresie są? ??
Pozdrawiam. I proszę decyduj wyłącznie za siebie, kiedy się odzywasz, a kiedy nie. Za mnie nie musisz.Nikola
Pozdrawiam
W żaden sposób Ewelina Cię nie zaatakowała, również, tak jak Ty, wyraziła swoje zdanie i obserwację. Mi bardzo nie odpowiada nie treść twoich komentarzy, lecz ogólny ton. Jesteś agresywna i jedynie atakujesz, nie mówię o autorze bloga lecz również wszystkich, co się z Tobą nie zgadzają. Nie tworzysz pola do dyskusji a jedynie pole walki, na którym ty "krzyczysz". Myślę, że jakbyś pisała mniej emocjonalnie do większej ilości osób byś dotarla. Do mnie w żaden sposób nie docierasz, a jedynie zniechęcają, mówię to jako przyszła mama adopcyjna. Pozdrawiam
UsuńMagdaleno-To reszta dyskutantów na tym blogu nie pozwala W OGÓLE myśleć inaczej.
UsuńNie muszę do Ciebie docierać. Ty nie musisz do mnie.
Tu absolutnie nie ma miejsca na wyrażenie swojego zdania. Żyjecie w klanie-klubu wzajemnej adoracji...do tego stopnia, że Ci, którzy mają inne zdanie...piszą w wirkszosci anonimowo.
I Magdalena, nie powiesz mi, że Wy piszecie bez emocji!
Ewelina wg.mnie zaatakowała mnie. I tak to widzę. Mam prawo tak widzieć.
Ja się po prostu nie zgadzam z większością. Zwracam uwagę tez na to, co mi się wpisie o Kapsle nie podoba i juz.
Fakt, że większość chce tylko Łukowa Pikusiowi i sobie nawzajem, to trudno.
Nie ma tu przestrzeni na tym blogu na inne zdanie. To jest fanklub Pikusiowi.
I broń boże napisać coś o wpisie Pikusia negatywnego...
Więcej otwartości z Waszej strony " fanow", bo Ci , którzy mają inne zdanie piszą anonimowo...Nikola
Nie Łukowa. ..a lukrowac miało być. Przepraszam za błąd.
UsuńJak mi ktoś pisze, że leiej się nie odzywać. .to przepraszam, powinnam grzecznie przytaczać? W ogóle, jakbym z większością się zgadzał, toby wtedy było ok? Przykro mi, ale czasem się akurat nie zgadzam. I naiwnie, że brakuje mi dobra we wpisach o Kapslu nie jest niczym złym. Brakuje mi i juz. A że to nie lukruje Pikusiowi-to przepraszam Cię Pikusiowi, ale naprawdę dla mnie bardzo negatywnie piszesz o Kapslu.I tylko negatywnie. Nawet pisząc o zaletach chłopca dodałeś, że jest skarzypytą...czyli znów negatyw.
Nikola
Naprawdę z podziwu dla autora tego bloga i Jego doświadczeń czynisz zarzut lizusowstwa? To nie jest fanklub Pikusia - to jest blog osoby, która po pierwsze świetnie pracuje, a po drugie potrafi również robić to refleksyjnie. I myślę, że wielu komentujących sobie ceni zarówno tę pierwszą cechę, jak i drugą, bo znam wiele RZ z olbrzymim doświadczeniem, które jednak nie potrzebują lub nie chcą poddawać namysłowi własnych emocji, przeżyć i problemów.
UsuńA co do Kapsla - napisałam o tym, że pośrednio wyrażasz postulat lukrowania (z czym się nie zgodziłaś), ponieważ Twoje wpisy dotyczą właśnie apelu o cenzurowanie odczuć autora. Powinno być więcej tego, a mniej tamtego. Kapsel jest taki i taki, nie tylko śmaki i owaki.
Żeby było zabawniej ja wcale nie uważam, że Twoja opinia o Kapslu jest nieuprawniona czy niemądra - wręcz przeciwnie, cieszę się, ze są tacy ludzie jak Ty, dla których dzieci z niepełnosprawnością intelektualną stały się zawodową pasją i miłością. Może dobrze byłoby więc pomysleć o założeniu własnego bloga, gdzie będziesz mieć okazję prezentować właśnie taki, afirmujący i pozytywny punkt widzenia?
Natomiast to jest blog Pikusia i przestrzeń, w której dzieli się On swoimi odczuciami i emocjami, a te są w tym przypadku trudne.
Tłumaczenie Pikusiowi, że powinien pisać o tych emocjach w inny jednak sposób i szukać dobra w doświadczeniu pracy z niepełnosprawnością brzmi dla mnie bardziej jako zalecenie terapeutyczne i dla mnie to zalecenie tu zgrzyta, bo to nie ta relacja.
Są ludzie (jestem jedną z takich osób), którzy nie podjęliby się świadomie pracy z dziecmi z niepełnosprawnością intelektualną. Bardzo odnajduję się w słowach Pikusia, że prędzej by mnie to doprowadziło do agresji niż do depresji. Dla takich ludzi - szczególnie, jeśli są kandydatami na RA - wpisy o Kapslu mogą być bezcenne, bo nie dotyczą piękna pierwszych równo postawionych literek, a uświadamiają im złożoność codzienności życia z takim dzieckiem i pośrednio testują ich gotowość. To żaden wstyd powiedzieć "to nie dla mnie". To decyzja, która głównie ratuje dziecko przed rodziną, która nie jest dla niego.
Na koniec napiszę, że zgadzam się z Twoim apelem o oswajanie niepełnosprawności, tyle że inaczej widzę realizację tego apelu. Dla mnie największym wstrząsem poznawczym w tym zakresie nie była lektura blogów o FASie (ani relacje RA), a zetknięcie się z FASowcem podczas praktyk.
Dopiero kontakt z takim dzieckiem otworzył mnie na odkrycie, że to są dzieci, a nie dzieci z etykietą FAS.
Dlatego napiszę dość rewolucyjnie, że dla mnie duży sens miałby powrot do praktyk kandydatów na RA w domach dziecka, a przede wszystkim w zawodowych rodzinach zastepczych - realny kontakt z dziećmi, który pozwoliłby wielu ludziom zweryfikować swoje wyobrażenia z teoretycznych kursów i przykrawać je do konkretnych dzieci, ich zachowań i sytuacji.
Tak. Pewnie!!! że praktyki w domach dziecka powinny być. Jak najbardziej. Az dziwne i nielogiczne, że nie ma. W Zmiacej mają i sobie ludzie bardzo cenią to doświadczenie.
UsuńTu jest dużo nie o uczuciach autora a o samym dziecku. I tak jak Ty zwracasz blog uwagę by nie lukrowac, tak samo ja zwracam na to by nie przesadzić w druga stronę, pisząc w większości lub tylko negatywnie o zachowaniach chłopca. Bo pisząc tylko tak właśnie większość stwierdzi to nie dla mnie, a może widząc i poznając TEZ dobre cechy chłopca stwierdzili, że jednak dla nich. Tak jak lukrowanie zafalszowuje rzeczywistość, tak samo pisanie tylko negatywnie tez ja zafalszowuje, bo tylko może wystraszyć z pominięciem dobrych stron dziecka.
To nie ratuje przed rodziną. Raczej w ogóle zamyka drogę na dom, bo ktoś czytając same negatywy może nie zauważyć pozytywów, które miałyby wpływ na decyzje na tak.
Przedstawienie samych trudności lub samych achow i ochow nad dzieckiem niepełnosprawnym, robi tyle samo złego.
Pasja-to zle słowo chyba. Bloga założyć nie zamierzam, jednak pisać tylko ochy i achy pod postami, tez jest bezsens. Zabrakło mi pozytywnych opisów o Kapsle, uważam, że przez to opis zachowań i w ogóle chłopca nie jest pełny. Za to mocno odstraszajacy .
Co do fanklubu-niestety, ale w dużej mierze jest to fanklub. Juz o tym pisałam.
Co do refleksji rodzin, to może ja mają, tylko się nią nie dzielą?
Pozdrawiam serdecznie. Nikola
Lubię kreatywne dyskusje na Tym blogu, ale tylko jeśli wypowiedzi nie KRZYCZĄ pisała o tym Magdalena. Naprawdę dużo można się dowiedzieć dzięki temu blogu. Pomysł aby Nikola założyła bloga uważam za dobry, napewno spotkałabyś tam o wiele więcej osób o identycznych poglądach jak Twoje. Każdy ma prawo do swojej opinii i zdania tylko grzecznie bez najazdu w tym wypadku na Autora bloga. Uważam że Pikuś i Majak robią kawał dobrej roboty.
Usuńto odnośnie fanklubu: Nikola, zadziało się tak, ze pojawiły się znaczące różnice zdań między Tobą (i kilkoma anonimowymi osobami, których była tu liczba policzalna na palcach na setki wpisów) oraz bardziej regularnymi gośćmi bloga.
UsuńMyślę, ze jestem w stanie zrozumieć, skąd w Tobie teraz wrażenie "towarzystwa wzajemnej adoracji" alias fanklubu, ale z mojej perspektywy sytuacja wygląda inaczej: masz określone poglądy i trwasz przy nich, a trwanie drugiej strony przy jej argumentach odbierasz jako wzajemną adorację.
Nie weszłam z Tobą w kolejną dyskusję nt. kontaktów między RZ i RA po adopcji, choć czytałam ją toczącą się pod drugim wpisem Pikusia. Widziałam więc, że tym razem dyskutuje Agata. Okej, pogodziłam się z tym, że nie dojdziemy tu do rozwiązania, ale sądzę też, ze powinno dawać do myślenia, że dysproporcja głosów jest znacząca (Twoje stanowisko jest dość osamotnione), dysproporcja argumentacyjna jest znacząca (przedstawiasz swoje poglądy i przemyślenia, z drugiej strony padają argumenty i badania), jak również - nazwijmy to - dysproporcja w jakości dyskusji jest znacząca (osoby skłonne poprzeć Twoje stanowisko z reguły piszą anonimowo).
Ponieważ zęby zjadłam na dyskusjach w necie to uważam, że ta sytuacja nie jest sytuacją towarzystwa wzajemnej adoracji, a sytuacją, w której jednej osobie jest wyraźnie źle z samotnością swoich poglądów, więc szuka jakiegoś racjonalnego wyjaśnienia, a nie chce szukać go w miejscu "być może moje poglądy nie wytrzymują jednak próby dowodów".
I ja rozumiem ten dyskomfort, też nie czułabym się dobrze.
Ale to nie oznacza tworzenia fanklubu ani TWA, a wynika moim zdaniem bardziej z niechęci do przyjrzenia się możliwości, że być może nie masz racji w swoich założeniach.
Internet jest środowiskiem równościowym (mniej więcej): każdy może wyrazić zdanie, każdy może go też bronić. Anonimowo lub nie. Dopisywanie teorii do szczupłej liczby osób o podobnych opiniach do Twojej wydaje mi się średnio fair, bo sugeruje, że milcząca większość boi się wyrazić zdania.
Nie wiesz, czy tak jest. Nie wiesz, czy ludzie nie piszą, bo się boją czy może dlatego, bo nie czują się przekonani wystarczająco ani do Twojego stanowiska, ani do stanowiska Pikusia.
To, co pisze Pikuś o kontaktach wcale nie jest popularne społecznie. Myslę, że istotnie jest mniejszościowe i w warunkach polskich jest to pewna awangarda.
Bardzo doceniam to miejsce również jako przestrzeń dużej intelektualnej wolności dla nas wszystkich, gdzie możemy porozmawiać głęboko o kwestiach, które niemal nie pojawiają się na forach adopcyjnych i zastępczych, a są szalenie ważne.
Bocian jest drugim takim 'rezerwatem' i też nie tworzą go ludzie z towarzystwa wzajemnej adoracji.
Tak że Twoje poglądy, jak sądzę, nie są tu przyjmowane nie z powodu sympatii ani antypatii, a dlatego, ponieważ dla ludzi siedzących w temacie nie trzymają się dowodów naukowych ani codziennych obserwacji.
I na koniec - tekst o tym, że dziś psycholodzy twierdzą tak, a jutro inaczej jest mniej więcej tego kalibru, jak teksty niegdysiejszych kreacjonistów dyskutujących z Darwinem. Do przekonań ma prawo każdy, ale twarde dowody istnieją niezależnie od przekonań.
Dowodów na szkodliwy wpływ zrywania więzi jest tak wiele, że zbywanie ich tekstem o 'psychologach, którzy się mylą' jest niepoważne.
nie piszę tego w celu przekonania Cię do zmiany stanowiska, ale po to, abyś przynajmniej nie szła ścieżką 'fanklubu' i TWA, bo np. moje stanowisko w sprawie więzi powstawało niezależnie od ścieżki Pikusia i Majki, a mimo to doszliśmy do tych samych konkluzji - oni drogą praktyki i konsultacji ze specjalistami, a ja drogą wczytywania się w setki badań nad adopcją i pieczą zastępczą.
To, że mówimy podobne rzeczy nie wynika z sympatii, bo nawet się nie znamy osobiście, a z tego, że dowody i doświadczenie przemówiły do nas silniej niż głos Nikoli. Sorry.
Ewelina, oczywiście że Pikuś i Maja robią kawał dobrej roboty.
UsuńTo zmienia faktu, że nie podobai się , to co było napisane o Kapslu. Nie musi mi się wszystko podobać, a mówienie ze nie podoba mi się, nie jest najezdzaniem od razu na Pikuś.
W tym właśnie problem fan-klubu...
Ja nie krzyczę, wręcz przeciwnie , próbuje cie zakrzyczec mnie, odmienne zdanie, co wprost napisałaś, kazać nie pisać i zastanawiać . Miałam Ci przytaknąc i grzecznie przeprosić,
Bloga nie będę zakładała, bi nie chce. Tak, pozbedziecie się mnie, to będziecie sobie na wzajem mogli przypodobywać się.
Ja na Was nas nie krzyczę, Wy nie umiecie absolutnie przyjmować innego punktu widzenia.
Chcecie się mnie pozbyć? , bo wtedy dyskusja będzie wielkim zachwytem jednych nad drugimi?
I pisanie, że Wy piszecie bez emocji jest bzdurą i nieprawdą.
Nikola
Bloo: Za pięć lat inny psycholog poda inne dowody, bo pedagogika i nauki społeczne, to nie zero-jedynka matematyka. Wiec dowody jako takie są też dosyć zmienne, bo ile teorii humanistycznych, tyle dowodów. Wiec to mnie zupełnie nie przekonuje i nie przekona mnie.
UsuńA co gorsza wymusi na rodzinach adopcyjnych, które mają swoje jednostkowe zdanie, że w imię jakiś badań pana x ( które za 5 lat obalić pan y), muszą przyjąć rodzinę zastępcza do domu po adopcji.
Nie muszą. I już.
Za 5 lat dowody mogą być inne. I jeszcze raz pisze, ze brak odwiedzin w domu rodzin adopcyjnych nie jest dla mnie zrywanie więzi, bo tak to na serio do 18 mogą się spotykać wszyscy razem.
Co do odosobnienia w poglądach, właśnie o tym piszę, że nie ma tu miejsca na inne poglądy. Zamykanie ust. ..bo jakiś jeden psycholog tak mówi i są badania, jest głupie. Jutro będzie inny psycholog z innymi badaniami i TEZ z dowodami...ze np.rodzina zastępcza powinna 6 kolejnych lat spotykać się na obiedzie u adopcyjnych...i tez na to przedstawi dowody. Tylko co z tego? Jak przyjdzie jeszcze inny i temu zaprzeczy.Nauka to nie wszystko.
To czy szczupła czy szeroką grupa popiera coś czy nie, nie zmienia faktu, że ta szczupła grupa może to robić. I uwielbiam argument...bo naukowo udowodniono...to się w ogóle w naukach humanistycznych nie sprawdza...za to jak widzę jest piękna próba odesłania mnie w kosmos i na własnego bloga, byłbym tyle nie pisała tego co mówię.
Wiesz Bloo, mi to przypomina sytuacje, gdy używa się argumentu naukowcy dowiedli ze...by wzmocnić swoją pozycję.
Tylko, ze i te głosy anonimowe i ja nie musimy temu konkretne mu psychologowi wierzyć, możemy myśleć inaczej .
Dla Ciebie nauka jest całym światem, szanuje to bardzo, dla mnie absolutnie nie są badania wyznacznikiem tego, co mam o świecie myśleć. A na tym blogu trzeba myśleć poprawnie-czyli w jeden określony sposób. Co z tego, że wąska grupa myśli jak ja?, to dodaje czy ujmuje prawo do tego, że ta teoria o przechodzeniu dzieci może nie być słuszna. I co ważniejsze, jak zaczniecie wmawiać to rodzinom adopcyjne, to zmusić je do określonych zachowań, a jak nie będą chcieli się zgodzić na ten model- ( który za kilka lat może inny psycholog obalic), to go zlinczujecie...bo jest w mniejszości taka rodzina.
Twarde dowody? ?? W naukach humanistycznych, hmm...historia wychowania i dydaktyka i metodyki są oparte o dowody badań właśnie, a ewolucjonizowaly dosyć mocno..bo teorie się zmieniały. Rozwój naukowy polega na tym właśnie, że między innymi szukamy nowych dowodów na potwierdzenie własnych teorii, wiec akurat za 5 lat może jakiś psycholog przyjść i powiedzieć, że ta teoria i te dowody są nieaktualne wobec jego przemyśleń i badań. Tak rozwija się nauka.
I pisze to z dużym szacunkiem wobec tego Bloo, że nauka jest dla Ciebie ważna.
Zlinczowaluscie juz tu rodzinę Smerfetki. Nie dając prawa by postąpił jak chca.
To że większość myśli podobnie, to nie znaczy, że Ci, którzy myślą inaczej niż grupa, mają sie tylko podporządkować teorii-ze nauka jest tu jedynym wyznacznikiem prawdy . W dodatku zmienna ta nauka...bo humanistyczna.
Nikola
rodziny adopcyjne zostały już raz w historii zmuszone do przyjęcia, że adopcji się nie ukrywa. Rodziny polskie zostały zmuszone do przyjęcia do wiadomości, ze dzieci się nie bije, bo jest na to paragraf. Ponad sto lat temu polskie rodziny zostały przymuszone do posyłania dzieci do szkół na mocy obowiązku powszechnej edukacji. Lekarze musieli wypłakać wielką rzekę łez zanim zmuszono ich do uznania, że noworodki mają rozwinięty system odczuwania bólu, więc nie można ich kroić na żywca (a ból porodowy nie jest nakazem biblijnym, owarioktomia nie jest praktyką rzeźniczą, zaś antykoncepcja jest prawem każdej aktywnie seksualnej osoby).
UsuńNauki i standardów w danej dziedzinie nie tworzy się głosem jednego psychologa ani psycholożki, jest to wieloletni kulturowy proces angażujący - w ostatnim półwieczu - również zespoły badawcze z różnych dyscyplin. Te wyniki są poddawane weryfikacji, falsyfikacji, testowaniu z użyciem kolejnych zmiennych, wreszcie procesom metaanaliz.
Nie będzie dowodów na niszczący wpływ kontynuacji więzi, bo te dane są już znane z powodu przyjęcia metody badań pionowych (longitudinalnych), więc doskonale wiemy, jakie efekty przynosi kontynuacja, a jakie zerwanie więzi.
Psychologia, antropologia i socjologia NIE są naukami humanistycznymi, a naukami społecznymi i przyrodniczymi. Obowiązują w nich określone metodologie (jakościówka, ilościówka, triangulacja etc.) i nie są to metodologie opisane przez Ciebie wyżej w swobodnym strumieniu świadomości.
Prosisz mnie więc o wzgląd dla ignorancji.
Wśród wielu moich zalet tej akurat nie ma, ponieważ prawo do głoszenia głupot jest wprawdzie gwarantowane Konstytucją RP, ale nikt nie wymaga okazywania temu działaniu szacunku.
Bloo-nauka się zmienia, badania się zmieniają, dobra pedagogika jest n.humanistyczna, co nie zmienia faktu, że psychologia i badania w niej też ulegają zmianie.
UsuńPrzyjmowanie strategii, że użyjesz wiele mądrych slow ( wszystkie je znam) i w ten oto sposób podważysz fakt, że przyjdzie za 5 lat pan x przecząc obecnej teorii pana y, jest głupie wg.mnie. Pan x czy Pan y oczywiście robią badania takie czy inne, robią to zespolowi-lecz nie zmienia to faktu, że teorie za kilka lat się może zmienia.
I to świadczy o tym, że ten jeden jedyny propagowanie tu na blogu model przechodzenia dziecka do innej rodziny nie musi być słuszny.O czym może dowiemy się za kilka lat właśnie.
Mało tego, nie każdy rodzic musi być zmuszony do oglądania w swoim domu rodziny zastępczej przez x miesięcy czy lat, w imię teorii zespołu Pana X-to był skrót myślowy, że tylko pana x-zwykle są to zespoły badawcze i nie musisz mnie w tym Oświęcim akurat, która za chwile może ulec zmianie.
Nie odpowiedzieliscie mi na pytanie ile lat mają te kontakty trwać, by nie było zarzutu-że zrywamy więzi.
Dla mnie brak odwiedzin w domu rodziny zastępczej po długim okresie poznawania się, nie jest zerwaniem więzi.
Może ja mam swobodny strumień świadomości, jednak absolutnie nie zgadzam się na to, że głosze glupoty, tylko dlatego, że znam wartość swoich przemyśleń, a nie są zgodne z Twoimi przekonaniami. To nie jest nauka ścisła. I zajmowanie się lub nie zawodowo badaniami naukowymi nie upoważnia Cię do stwierdzenia, że głoszę głupoty. Badania i teorie to nie wszystko. I one zmieniają się, jak zresztą sama zauważyłaś.
To, że pasjonujesz się teoria i użyjesz mądrych słów, nie zmieni faktu, że nie jest to jedyna słuszna teoria.
I oby nie musiało być to standardem, bo tak chcą naukowcy. Prawo do przekonań każdy ma, a popieranie się faktem-bo naukowo udowodnione, nie jest wyznacznikiem tego, że coś jest lepsze. Sorry, ale nie jest...
Zwłaszcza w naukach humanistycznych ( pedagogika), społecznych. ..gdzie dużo się zmienia.
Bloo:Nie musisz mieć racji tylko dlatego, że rąk bardzo wierzysz w naukę! Nikola
a ja to widzę tak. Nikola chce fikcji : rodzina adopcyjna to to samo co biologiczna, dziecko przechodząc do rodziny adopcyjnej - RODZI się. Nie ma nic wczesniej. I owszem. Ono rodzi sie w jakimś sensie dla tych rodziców. Ale ci rodzice nie są pierwotni dla tego dziecka. I RA to nie jest RB. To co i.m.o. może przejść z noworodkiem do - no nie wiem, przyjmijmy szerokie pojęcie noworodka, ok. 2go/3go miesiaca życia nie powinno i nie może dotyczyć dziecka starszego. Bo ono już było. Ktoś je kocha i ono kogoś kocha. Ty patrzysz, Nikola, z pozycji egoistycznego RA. To jest zła miłośc. Samolubna. Krzywdząca.
UsuńPrzecież Ci ludzie z tym dzieckiem poznają się! !! Długi czas.
UsuńWy cały czas swoje, zw chce dziecko przestawić jak paczkę.
O nie! Mówimy cały czas o tym, że dziecko spędza coraz więcej czasu z nowymi rodzicami i wtedy jedzie do nowego domu. Gdy uważa ich za tych rodziców.
Natomiast nie muszą od razu w pierwszych tygodniach odwiedzać te rodzinw zastępczy.
Juz 1000 razy pisałam, że jedno to opowiadanie o tej rodzinie itd, a drugie to zamiast budowanie w tym czasie nowej relacji to odwiedziny co parę dni poprzednich z rodzin zastępczych.
Oczywiście wszyscy już są na to chętni, gotowi i w ogóle.
A potem jeszcze wiele lat tych odwiedzin, no bo tak trzeba...a nikt tej decyzji za 2 czy 3 latka ze nie , nie chce podjąć.
Nie. To jest czas dla pogłębiania więzi z nową rodzina. Te pierwsze tygodnie. Ba odwiedziny zastępczych jest jeszcze czas potem.
Mówię o opcji gdy ni przestawiamy dziecka jak paczki.
Wiec jaka fikcja?
Na szczęście wiele rodzin sie lubi, wiec problemu dla Waszej teorii i tak nie ma.
Nikola
Nikola mam ciotkę dajmy na to. Kocham ją, jest dla mnie ważna. Nie jest moją mamą. A jest ważna i kochana. Dlaczego mam się z nią nie spotykać? W jaki sposób koliduje to z "dobrem rodziny"? Dlaczego przeszkadza wg ciebie w budowaniu relacji? Czy dziecko jest w stanie nawiązać tylko jakaś określona ilosc relacji? Czy by pokochało RA musi przestać kochać RZ? Odpowiesz?
UsuńNo cóż, ja miałam kilka fajnych ciotek. I jakoś pozostałym w rodzinie bylo z nimi nie po drodze, kontakt się urwał . Szczerze, nigdy za tym nie płakałam. Bo miałam rodziców i oni byli najważniejsi.
UsuńTo pisałam ja - Barbara - a nie Nikola :)
UsuńOdpowiem odpowiem. Nie mogłam. Byłam bez telefonu ☺ Nikola
UsuńTuż po adopcji -pierwsze tygodnie-rodzina ma czas by być dla siebie, że sobą. I by po miesięcznym czy jakimś tam długim okresie poznawania się umacniac te więzi. Juz w domu. To czas dla nich. Nie dla innych.. Nie z ciocia zastepcza. A z mama i z tata.
UsuńI najważniejsze jest dobro rodziny, całej rodziny. Dobro rodziny to tez dobro dziecka.
A dobrem jest zaciesnianie w tym czasie więzi z mama i tata juz na gruncie domowym.
Tuż po adopcji- widzenie się z ciocia nie jest dobre, bo ta rodzina musi zawiązywac się, umocnić się , okrzepnąc.Dziecko przychodząc do domu już wie, że to mama i tata ( bo długo się poznawali), jednak to musi okrzepnąc. Kontakty z ciocia mogą poczekać.
Ciocia owszem, niech przyjedzie potem...kiedy? ...to rodzice adopcyjni powinni o tym zdecydować kiedy.
Dla jednej rodziny będzie to pół roku, dla innych 3 miesiące. To decyzja rodziców adopcyjnych, nie dziecka-bo rodzice decydują o dobru dziecka, po wysłuchaniu Go, nie system, nie rodzina zastępcza i nie badania naukowe są decydentami.
Decydować ma rodzic adopcyjny patrząc na dobro całej rodziny.
Kolejne wizyty -po długim okresie przerwy , jedni rodzice zdecydują,ze relacje z ciocia będą podtrzymywanie, a drudzy nie.I dajmy im do tego prawo.
I fajnie jak one są, te kontakty, ale to rodzice są odpowiedzialni za dziecko. Mogą czasem dojść do wniosku, że relacja z rodziną zasteocza , tej rodzinie zaszkodzi ( NIE MOWIE o PIKUSIU i MAJCE), ze nie służy jej. Ich prawo tak zdecydować.
Dziecko o tym nie decyduje, tylko mama i tata. Nikola
czyli ty uważasz, że kontakt z RZ uniemożliwi nawiązanie "odpowiednich" więzi z RB, tak? To o to chodzi?
UsuńTak. Slowo odpowiednich nie jest tu chyba wlasciwe-glebszych moze? Lecz cały czas mowie o tym momencie TUŻ po adopcji, gdy dziecko trafia do RA, a nie o braku kontaktów przez całe życie dziecka.
UsuńPisze oczywiście o sytuacji, gdy ten okres poznawania się dziecka i RA przed jest okresem długim. Nawet bardzo.
Ja cały czas mowie o tym pomyślę o propozycji odwiedzin w domu RA.
Ten kontakt potem moze być. Lecz w pierwszym okresie -naprawdę pierwszym-po tym juz jak dziecko trafi do nowego domu ten kontakt ograniczamy po to, by umożliwił nawiązanie może nie nie odpowiednich lecz inne slowo-głębszych więzi.
Potem niech się spotykają. Lecz ten dłuższy
O tym, że do 18 stki pisałam w takim sensie-ze jestem przekonana, że dziecko nie potrafi w pełni świadomie określić czy chce czy nie i czy potrzebuje tych spotkań czy nie z pełną analiza konsekwencji. Oczywiście, że wypowiedzieć się może itd, ale z racji na wiek uważam, że rodzice po wysłuchaniu dziecka, podejmują te decyzje. Dziecko może dokonywać wyborów, pewnie, tylko ja nie uważam, że 2 czy nawet 6 latek mają w pełni świadomość w bardzo ważnych decyzjach, tego co wybierają jak i jakie są tego konsekwencje, a to co się chce w chwili nie zawsze jest dobre-bo 3 latki chcą różne rzeczy, ale część z tego nie jest dobra. Z racji na ograniczenia wiekowe . I to rodzic dlatego decyduje, co z kontaktami później.
Jednak ten początek ma być dla rodziny adopcyjnej.
I oczywiście ja bym nawet i wydłużyla bardzo czas tych spotkań przed trafieniem do nowego domu...spotykają się, potem 1 nocleg etc itd itd. ..potem2 ... 3 dni z powrotem na noc do RZ itd...
Nikola
AEwelina-kurat od 16 lat mam kontakt z takimi dziećmi, wiec Twoj uwaga mnie nie dotyczy. Nie krytykuje bez zastanowienia. Po prostu tak to widzę, że zabrakło mi dobra o Kapslu. Między durny lukrowaniem a sama krytyka jest jeszcze coś. ..jest zauważenia i problemów i dobrych cech, zachowan, które lukrowaniem nie jest. O ploteczki i innych dzieciach jakoś są wpisy pozytywne...Nikola
OdpowiedzUsuńMają, miałam Ci właśnie napisać. ..ze pojawiło się imię chłopca. Nie zdążyłam przeczytać komentarza do końca. Zamieścisz jeszcze raz?
UsuńJa rozumiem, że Pikuś pisze jak czuje. Tylko właśnie, jakoś o innych dzieciach piszesz Pikuś o dobru w nich.. jakoś je widzisz. Nawet w niemowlaku, czy noworodku.
Ktoś czytając to nie zauważy, że to tylko Wasze spojrzenie na chłopca, jako tego bardzo trudne w którym trudno dostrzec Wam dobro, bo jest cholernie ciężko i ono umyka. Czytając ktoś może wyczytać, że tego dobra zwyczajnie w tym chłopcu nie ma, że nie ma pozytywnych zachowań. I zacznie przekładać to na refleksje o przyjęciu dziecka niepełnosprawnego i prawie zawsze taka myśl odrzuci od siebie...no bo jak beda tylko SAME problemy...Nikola
Zrobiłam błąd i usunęłam bez kopii więc próbuję odtworzyć moją myśl.
UsuńNikola. Sama zauważyłaś że dobre wpisy też były tylko proporcje były nie takie. Ja nie napisałabym dobrych i złych tylko przyjemnych i trudnych. Otóż taka jest rzeczywistość życia z Kapslem. Tych nieprzyjemnych zwłaszcza ostatnio było tyle że przyjemne można zamknąć w jednym zdaniu. KAPSEL SIĘ STARA I CZASEM PRZEZ CHWILĘ MU SIĘ UDAJE. Nawet testy, które miały wykazać jego mocne strony, wykazały tylko albo aż jego chęci. Takie więc są proporcje w naszym odbiorze i jakiekolwiek przesunięcie w którąkolwiek stronę byłoby przekłamaniem. Był moment że próbowałam przekonać Pikusia podobnymi argumentami jak Ty, ale to On mnie przekonał, że przecież to jest nasza prawda. Więc on szczerze opisuje choć czasem boleśnie tak jak to widzimy i czujemy a nie tak jak trzeba, wypada czy byłoby sprawiedliwie.
Mniej więcej tak to było choć chyba bardziej jasno 😏
Dziękuję Maj za wpis. Jest Wam cholernie trudno, to fakt.Tylko to jest chyba jednak problem w zauważenia tych dobrych cech, a nie w ich braku. Macie tak dużo trudnych zachowań Kapsla, że to przysłania odbior tych dobre cechy i zachowania chłopca. Jednak one są. A wpisy mogą sugerować to, że ich nie ma, a nie to, że przy tylu trudnych tak trudno je zauważyć. I nie mam na myśli czy umie liczyć czy co, każde dziecko, nawet noworodek, nawet leżące głęboko niepełnosprawne intelektualnie z niewielkimi umiejętnościami poznawczy i intelektualnym ma bardzo dużo pozytywnych zachowań. Wiec tym bardziej Kapsel. Sęk w tym, że może takie koszmarne braki i zaburzone zachowania w tylu sferach, proba korekcji tych, powodują, że tamtych nie widzicie. Jednak odbiór może być, że ich nie ma.Nikola
UsuńA ja pracuję z dziećmi niepełnosprawnymi i ich rodzicami i..
OdpowiedzUsuńOni są często tak zmęczeni psychicznie i fizycznie,że nie potrafią wymienić nic dobrego.I nie to,że mają depresję,oni już wiarę,ze coś zmienią maja za sobą
.Mają 20 letnie dziecko i...co dalej.? Myślę nad DPS bo jak ich zabraknie to co
Pikuś piszę prawdę,bo to,że dziecko np.dzisiaj ładnie sprzątnęło ubrania a nawet się ubrało to w pewnym momencie nie jest powód do radości, to po prostu chwila normalności i rodzic w zmęczeniu nawet tego nie zauważy.
pokochać adoptowane dziecko/nie noworodka? nie jest tak łatwo jak tym oczekującym się wydaje a dziecko z niepełnosprawnością tym bardziej.Oczywiście,można zajmować się nim z pełnym oddaniem,nawet po latach nie zrobić z siebie męczennika,który tyle dla tego dziecka zrobił.Tylko co dalej.Tak ,bo właśnie pracuje z dziećmi dorastającymi czy dorosłymi,rodzice już wysiadają sił fizycznych nie mają i te dzieci i tak trafia do jakiś DPS.
I Piukuś uświadamia,że są dzieci,jak Kapsel i tyle.
Alicja
Tak Alicjo. Zgadzam die.
UsuńJa tez pracowałam wiele lat i z dziećmi i z dorosłymi niesprawny intelektualnie w każdym możliwym stopniu, a teraz mam ciągły kontakt z dziecmi i rodzicami dzieci niepełnosprawnych. Lek, co będzie, gdy ich zabraknie jest ogromny. Powolutku powstają małe placówki, ale to jest kropla w morzu, ogólnie ludzie boją się dpsow....bo niewiele jest dpsow tak dobrych, jak te w okolicy Pikusia i Majki.
Znam temat dpsow świetnie. I o ile dla dzieci i młodzieży juz w Polsce jakąś względna opieka szkolna etc.jest...to póki co jest straszna klapa, jeśli idzie o dorosłych i zabezpieczenie godne mieszkalnictwa osób dorosłych. Do dziś nie rozumiem, czemu w przeciętnym dpsie na 15 osób leżących przypada 1 osoba.
W pełni się z Tobą Alicjo zgadzam, z dorosłymi jest problem, ale to nie powód by od razu dzieci trafiały do dpsow.
W 1997 roku dopiero weszła obowiązkowa edukacja dla dzieci z głęboką niepełnosprawnością intelektualną, teraz czas na systemowa pomoc wsparcia dorosłych osób niesprawnych intelektualnie.
Tylko fakt, że ktoś za 30 lat trafi do dpsu nie zmienia faktu, że rodzina jest i tak najlepsza opcja.Dla każdego dziecka. 30 lat do przodu.
Poza tym idąc takim tokiem myślenia, że kiedyś będzie ktoś z nas w domu starców. ..to lepiej od urodzenia być w domu dziecka? -nie.
Pikuś uświadamia, że są takie dzieci. Świetnie. Tylko ze te dzieci to nie jest tylko " masa problemów z nimi".Nikola
Nikola w kwestii odbierania Kapsla to chyba jest tak, że widzisz kwestię przez pryzmat własnych doświadczeń, także zawodowych. I nie, nie jest to dziwne. A ja - szczerze - naprawdę zupełnie inaczej odbierałam opowieści o Kapslu. Naprawdę. Widziałam tam te "pozytywy" i zupełnie nie znalazłam tego, co znalazłaś ty. Może to kwestia tego, ze jesteś na ten problem wyczulona?
UsuńMoże tak jest.Mi szczerze zabrakło tego o czym.pisałam-tez- pozytywow. I nie o lukrowanie chodzi.
UsuńA że Kapsel jest trudnym dzieckiem etc,to przecież tego nie neguję. Dobre cechy na pewno jednak ma.
Tyle w tym temacie. Nikola
Tak samo jak u dziecka pełno sprawnego, tak samo u niepełnosprawnego jest sporo tych pozytywnych zachowań, tych małych radości. I tym bardziej trzeba je zauważać, by poza dobrem, jakie to wnosi dla dziecka samemu nie zwariować. Kiedyś był taki artykuł, gdzie matka pisała, że Jej niepełnosprawna głęboko intelektualnie córka lezaca,NIGDY nie okazała Jej uczuć. Pewnie mama była wyczerpana, ale przecież to nieprawda. Niemożliwe, by przez 20 lat dziecko w jakiś prosty sposób nie wyraziło swojego zadowolenia lub niezadowolenia. Tylko u niemowląt to zauwazamy, a u niepełnosprawnych ego głęboko, leżącego nie...może z tego przemęczenia. ..a warto zauważać. I są tacy rodzice, którzy cieszą się i widzą to co dobre, a wtedy okazuje się ze problemy ogromnymi problemami, lecz dobro w dziecku jest. A i często zauważenia tego jest przy okazji bardzo pomocne dla tych rodzin.
OdpowiedzUsuńNikola
Chyba przestaliśmy się skupiać o czym tak naprawdę napisał Pikuś. Dajmy spokój tej... Dziwnej wymiany zdań rodem z przedszkola nie obrażając dzieciaków 😉
OdpowiedzUsuńNam w ośrodku powtarzają że szukają rodziców dla dzieci nie odwrotnie. Dobrze wiedzą że coraz dłużej czeka się na dzieci. Podczas ostatniego spotkania Pani w OA mówiła mi o tym, mówiła też że ma pełny segregator dzieci których nikt nie chce, a są gotowe do adopcji. Przygnębiające, pewnie niejedno z nich jest podobne do Kapsla. Pikuś zwraca uwagę, że wierzył że chłopiec znajdzie rodzinę. Teraz dopadła Go smutna rzeczywistość, ale to nie Jego wina. Dobrze że dostrzegasz ta druga druga medalu - rodziców, którzy latami czekają, gdy pojawia się dziecko można zwariować ze szczęścia nie myśleć racjonalnie. Jesteśmy tylko i aż ludźmi. Dla mnie rolą rodzin jak Pikusia i Majki oraz OA jest wnikliwa obserwacja dziecka aby jak najlepiej dobrać dla niego rodziców. Cieszę się że Pikuś martwi się też o rodziny które przyjmują dzieci. Nie każdemu dziecku można pomóc tak jakby się chciało i trzeba się z tym pogodzić. Trzeba pomóc w miarę możliwości ale zwracając uwagę też na rodziców i przyszłość całej rodziny.
Oczywiście, że tak.Tylko same negatywne opisy zachowań Kapslaą, bez pokazywania dobrych cech takich dzieci jak Kąpiel, może spowodować, że ta teczka tych dzieci będzie jeszcze coraz większą, bo.ludzie tak to mogą odbierac-ze TYLKO będzie źle. ..sieć to nie dla nich. A to połowa prawdy o dziecku tylko.
UsuńWystraszony rodzice przed niepełnosprawnością, pracownicy OA utwierdza ciągle tez takimi tekstami, że jest TYLKO źle, nawet nie będą kierować takich dzieci do rodzin. I o to mi chodziło. By pisać o płucach i o minusach.
PS. Długo czekacie juz? Życzę Ci Ewelina, by jak najszybciej odnalszlo się Wasze dzieciatko. Nikola
Pikusiu rób swoje, pani Nikola nie powinna wywlekać swoich żali w internecie tylko zebrać się na odwagę i zrobić to osobiście skoro Was zna. Ja bardzo lubię i szanuję twój blog, jak dla mnie obrazuje pogotowie rodzinne od tej prawdziwej strony. Zastanawiałam się z mężem nad założeniem pogotowia dzięki Tobie wiem że my byśmy nie podołali. A pani Nikola jak widzi same superlatywy w kapslu powinna go adoptować tylko nie wiem czy chłopak by na tym nie stracił.
OdpowiedzUsuńProszę się o mnie Pani Ma G nie martwić.
OdpowiedzUsuńNie! Widzę POZA negatywnymi cechami taz superlatywy, a nie tylko SAME superlatywy!
Napisanie, że zabrakło mi w opisie dobra o Kapslu, nie jest jakimś wielkim atakiem, tylko wyrażeniem mojego zdania NT. tych konkretnie notek.
I właśnie o to chodzi, że nie można skrytykować notki, bo fanklub widzi tylko atak na autora bloga...
Agresja właśnie jest nie to co ja pisze, tylko atak na mnie, że dziecko u mnie by straciło. Nie zna mnie Pani wiec absolutnie nie wie Pani jakby było.
I nie życzę sobie takich agresywnych tekstów w moja stronę.
Zapewne u Pani byłoby chłopcu dużo lepiej. Polecam.
Nawet nie można napisać, że dzieci niepełnosprawne tez maja dobre cechy i dla mnie za mało o tycharakterze cechach było gu mowy, bo już Pani atakuje mnie, że niby nie doceniam pracy Pikusia i Majki, co jest bzdura.
Może u Pani by stracił?
Adoptować Kapsla nie zamierzam, ale nijak ma się to do tego, że trzeba widzieć tez jego dobre strony. Nie TYLKO dobre, lecz TAKŻE dobre.
Pikusiowi bez problemu wprost mogę wszystko powiedzieć, a tak jak Pani pisze swoje zdanie na temat własnych planów o pogotowiu rodzinnym i ich braku, tak samo ja nie wywlekam żali, tylko nie spodobały mi się fragmenty postów o Kapslu.
Nikola
Na koniec NIE JESTEM za ZRYWANIEM więzi.
OdpowiedzUsuńTylko tr spotkania w domu rodxin adopcyjnych sa wg.mnie niepotrzrbne i tyle.TO nie jest tak, że tylko ten model ze spotkaniami w domu rodziny adopcyjnej jest słuszny i właściwy.
Tak to można podważyć każdy moment tego, gdy rodzina zastępcza przestaje kontaktować się z adopcyjna, no bo jeden powie 2 lata, drugi powiem 5, 3 ci całe życie, a 4 ty-5 spotkań tuż PO adopcji...
Kto o tym decyduje ile spotkań? Czy 5? Czy 6 lat? Czy całe życie? - na każdą z tych opcji znajdzie się zwolennik, który powie...urwanie kontaktów po 3 spotkaniach to za wcześnie. ..albo po 5 latach to za wcześnie. ..albo tuż po adopcji to za wczesnie. No ale na tym blogu trzeba przyjmować, że rodzina adopcyjna MUSI gościć zastępcza tuż po adopcji...
I tak, jak zarzucacie mi to, że się z tym nie zgadzam, tak samo ktoś może kiedyś przyjść i zarzucić Wam-czemu TYLKO 5 spotkań lub tylko 5 lat spotkań? Ile ludzi tyle poglądów.
Koniec.Obowiązki czekają. Pozdrawiam. Nikola
nie zamierzam kolejny raz brnąć w dyskusję, która już dwa razy wywołała ponad sto wpisów. Swoje argumenty przekazałam, podobnie jak linki do badań i wypowiedzi adoptowanych dzieci. Zadawałaś wówczas te same pytania i były odpowiadane wyczerpująco przez kilka osób.
UsuńW tym momencie odnoszę więc coraz silniejsze wrażenie, że problem nie leży w istnieniu dowolnego fanklubu, a raczej w tym, że najwidoczniej nie Jesteś w stanie pogodzić się z faktem istnienia odmiennej i dobrze udokumentowanej praktyki.
Z tym, że to jednak Twój problem, a nie problem tego bloga, jego autora czy też jego gości.
Zarzucać mi, że jestem za zrywanie więzi. Co jest bzdura, bo nie hestem. Dlatego to tu napisałam.
UsuńBloo, sorry, ale badania naukowe , to nie wszystko..zwłaszcza takie, w dziedzinach humanistycznych. I Ty tego nie przyjmujesz do wiadomości, że za 5 lat teorie mogą być inne. A nie każdy jako wyznacznik musi zgadzać się z opinią jakiegoś Pana x, którego badania za pewien czas podważy pan Y. I nie jesteś w stanie przyjąć tego, że nie tylko badania naukowe ale i odmienne zdanie mają też racje bytu. Za parę lat będą inne badania.I są rodzice, którzy nie będą kierować się nauką, która się w dodatku zmienia, a mają prawo nie życzyć sobie rodzin zastępczych w swoim domu. To, że x tak dziś napisał, to y jutro napisze inaczej.Ty nie jesteś w stanie pogodzić się z faktem, że. ..nauka i badania...to nie wszystko! Wiec się nie dogadamy.
Nikola
Fanklub jest.
UsuńNauka to nie wszystko. Sy sami nie wiecie, ile lat te rodziny mają się odwiedzać.
Ktoś podważy to, że krótko czy długo. Nikt wtedy nie napisał mi wprost ile lat ma to trwać.
A nauka. ..dziś takie stanowisko, jutro inne.
Praktyka,całe rzesze dzieci trafiają do rodzin bez tego dziwnego modelu-i nic im die nie dzieje.
Kiedyś u Piusa i Majki był miesiąc czasu, teraz są spotkania tuż po zamieszkania w domu dzieci. Ciekawe jaki następny krok będzie, bo jakiś Pan X coś wymyślił. ..a za kilka lat Pan Y powie, że tylko adopcja otwarta...z zastępczym i jeszcze biologicznym. I wszyscy grzecznie to przyjmą, negujac dzisiejsze praktyki.Nikola
nie, ja się po prostu nie zgadzam z sytuacją, że po jednej stronie mam relacje osób adoptowanych, badania jakościowe i ilościowe, badania narracyjne, badania nad rodzinami oraz doświadczenia praktyków, a po drugiej stronie mam święte przekonania Nikoli, i powinnam te dwie strony postawić na równi. One nie są sobie równe i nie będą.
UsuńPomijam już to, że nauki nie tworzą panowie. Tworzą ją także panie. I osoby niebinarne też.
Nie jest także prawdą, ze nie dostałaś odpowiedzi na pytanie "jak długo?". Dostałaś je po wielokroć: tak długo, jak długo dziecko tego potrzebuje, ponieważ podąża się za dzieckiem. Jest osobliwe, że należy to wyjaśniać pedagożce.
UsuńJak rownież nie jest prawdą, że dzieciom trafiającym do adopcji 'bez tego dziwnego modelu' nic się nie dzieje. Przypominam Twojej zawodnej pamięci, że w jednej z dyskusji cytowałam wypowiedzi dzieci badanych własnie na tę okoliczność i one dokładnie mówiły, co im zrobiło ucięcie kontaktów po adopcji.
Istnieje jednak pewna skuteczna metoda, aby się tym nie kłopotać: można nie pytać dzieci i nie badać tych skutków.
A jako dydaktyczka napiszę, ze jest dla mnie rzeczą bardzo nieprzyjemną czytać podobne teksty spod palców osoby mieniącej się jednak pedagożką, której dyplom nie wziął się przecież z księżyca. Ta dyscyplina poświęcona jest dzieciom i wsłuchiwaniu się w ich głosy, w tym szczególnej wrażliwości na to, co przeżywają, z czym się mierzą i co w związku z tym odczuwają. Kwitowanie tego słowami, które sprowadzają się do twierdzenia, że nie ma co dzielić włosa na czworo, dzieci przeżywały gorsze sytuacje i wszystko było z nimi w porządku, jest zaprzeczeniem myśli pedagogicznej, a wnikliwości pedagogicznej w szczególności.
I na koniec - nie oczekuję, że w ogóle rozważysz moje argumenty, ale zrób mi jedną uprzejmość i nie nazywaj socjologii, psychologii i antropologii 'naukami humanistycznymi', bo to nie są nauki humanistyczne, a social sciences (a psychologię wielu metodyków zalicza do nauk przyrodniczych jednak). Czy możesz więc być na tyle łaskawa, aby nie popełniać przynajmniej tego błędu merytorycznego? Z góry dziękuję.
Czyli kontakty latami.
UsuńNaukowe teorie to nie wszystko.
One też się zmieniają.
I nie muszą być słuszne, bo mogą za jakiś czas być inne.
Bloo-pisałam Ci, że humanistyczna jest pedagogika, a psychologia jest speleczna-to w odpowiedzi jakoś, jak na to zwróciła wcześniej uwagę.
Liczy się dobro dziecka. Mi epatii itd.akurat nie brakuje. I z tej wrażliwości na dobro dziecka uważam, że latami te rodziny ani na początku nie muszą się spotykać.
Za parę lat nauka powie co innego...i co wtedy?
A kto ma oceniać czy to juz, czy nie juz czy nadal się spotykać , gdy dziecko ma 2 latka.
Dobro dziecka odczytuja przede wszystkim jego rodzice.
I maja prawo nie chciec odwiedzin zastępczych tuż po adopvji
Nie wszystko co naukowe to doskonałe.
Bloo-tak badania naukowe przemawiają do ludzi, gorzej jak ulegną zmianie i teoria runie.
Nikola
Nikola, nauka w tym przypadku jest tylko pośrednikiem głosów samych dzieci. Jeśli wazne jest dla Ciebie ich dobro to dlaczego te głosy deprecjonujesz?
UsuńOczywiście, że teorie się zmieniają, ale ja przeciez nie piszę o teorii - piszę o badaniach opartych na wywiadach z dziećmi. Te dzieci powiedziały ważne, poruszające rzeczy o swoich doświadczeniach. Dorośli powiedzieli je także. Nie rozumiem, dlaczego te rzeczywiste narracje, za którymi stoją rzeczywiste doświadczenia, sprowadzasz do 'zmieniających się badań naukowych".
Gdybyś opowiadała komuś o bolącym palcu to niezaleznie od tego, jaką metodą by Cię badał ból Twojego palca pozostałby taki sam, prawda?
Ja nie odbieram opisu Kapsla jako samych negatywów.Wręcz przeciwnie, pomimo problemów niewątpliwych, to sympatyczny, starający się chłopiec i tak, zabawny. Nie sądzę, by blog zniechęcił do adopcji niepełnosprawnego dziecka.Otwiera oczy - bo czekając na dziecko mozna teoretycznie sobie myśleć, a co tam - dam radę z upośledz. um. A tu jest czarno na białym. I albo ktoś mając realne przykłady, stwierdzi ze da radę,albo nie. Ale lepiej jednak mieć te przykłady.
OdpowiedzUsuńTyle, że te przykłady NIE są realne...bo tylko negatywny jest opis lub w większości. I to daje obraz typu-no tak z takim nie dam rady...ale to tylko część prawdy o dziecku.
OdpowiedzUsuńJa pisze, ze MI zabrakło opisów pozytywnych. Jak były, to było ich tak bardzo mało. ..
A przyklady-pewnie, że warto mieć, ale pełny obraz dziecka w tych przykładach , a nie częściowy. Juz spadam. Fanklub sie ucieszy-��Nikola
Spójrzmy okiem czekających rodziców, nie znają dziecka, mają tylko zapisana kartke, kilka słów o dziecku. Muszą pojąć decyzję. Z dzieckiem jest tylko jedno spotkanie, pierwsze i ostatnie po którym mówią tak lub nie, nie ma kolejnej szansy by oceniać dziecko na żywo. Opisy są bardzo ważne dają realne pojęcie o problemach. Odpowiadamy sobie ok jestem świadomy damy radę na Takie dziecko czekaliśmy lub nie dziękuję to jest ponad moje siły. Niezwykle ważny jest OA gdzie mówili nam jak trudne są decyzje o Tym Telefonie. panie w OA są świadome długiego oczekiwania na dziecko, jeśli dobrze kogoś poznały są w stanie określić czy początkowe preferencje rodziców są w stanie nagiąć np wiek lub schorzenia, ludzie niejednokrotnie się otwierają ale nie wszyscy. To wielka odpowiedzialność dzwonić z propozycją dziecka. Po drugiej stronie są ludzie żyjący w nadziei i ciągłym oczekiwaniu nie można ich zmuszać do miłości do dziecka którego nie pokochają. Każdy pragnie zdrowego w miarę dziecka które będzie w przyszłości samodzielne, poradzi sobie, wychowujemy dzieci nie dla siebie tylko dla świata i dla nich samych. Myślę że gdyby ktoś był w stanie pokochać Kapsa takim jakim jest to już dawno by takie osoby się znalazły. Może gdyby trafił do rodziny parę lat temu wszystko wyglądałoby inaczej, ale to już całkiem inna historia i wina naszej polityki rodzinnej...
OdpowiedzUsuńOj, TAK.Ewelina. Jak najbardziej. I dlatego poruszyłam ten temat, by nie pisać tylko negatywnie o dziecku niepełnosprawnym. To przeciez normalne, że ludzie chcą w miarę zdrowe dziecko, a jak tak poczytaja TYLKO o negatywnych dziecka niepełnosprawnego, to na pewno mogą się tylko jeszcze bardziej przestraszyć. Nie chodzi o przedstawienie TYLKO dobrych cech, lecz dobrych TAKŻE. I radości bycia z takim dzieckiem także. Bo zwykle tak czy siak najpierw widać to, co trudne.
UsuńWazne by ten opis byl pelny.
Polityka rodzinna nasza...ahhh, to jest w ogóle kosmos, że rodzice adopcyjne całe lata czekają, a sądom i innym organom nie spieszy się, by dzieci uwalniać szybko prawnie. Ile dzieci jako niemowlęta juz by dawno mogły być w domach...a nie rąk jak rodzeństwo bliźniaków. ..3 powroty do biologicznych. ..i tak w kółko.
I tak jak nie dziwie się, że trudno przyjąć niesprawne dziecko, tak samo ja bym w życiu nie była gotowa na przyjęcie nastolatka...Nikola
Nie wydaje mi się że zrozumiałaś moja intencje. Te opisy mają pokazywać cała prawdę o dziecku . To co piszesz to tak jakby trochę oszukiwać potencjalnych rodziców że jest wszystko ok a prawda jest troje inna. Dla mnie to na siłę szukanie dobrych cech nie zawsze wychodzi to na dobre. Przykład nauczyciele wczesnoszkolna muszą opisywać postępy dzieci nie ma ocen liczbowych. Było dziecko które kompletnie sobie nie radziło w każdym z przedmiotów trzeba było to napisać ale też znajdowac jakieś pozytywne cechy tego dziecka ale nie w sensie nie umie liczyć do 100 ale umie do 10 bo to paranoja. Nauczyciel może olać i napisać cokolwiek albo umiejętnie pokazać z czym trzeba pracować. Rodzic ma wybór albo skupić się na tym z czym jest problem i pomoc albo uwierzyć jak dziecko ładnie tańczy to da sobie radę w życiu. To przykłady autentyczne. Jeśli nie będzie się świadomym od początku to tylko gorzej rokuje na przyszłość bo zdziwko że kolejnych klasach dziecku coraz ciężej, nie zdaje. Do kolejnej klasy itp
OdpowiedzUsuńZastanawiałem się Nikola, jakich pozytywnych opisów w zachowaniu Kapsla Ci brakuje. Owszem, ustosunkowuję się do pewnych jego zachowań. Być może ktoś inny stwierdziłby, że przecież mówienie każdemu „dzień dobry” i zagadywanie przypadkowych osób, jest cechą pozytywną. Dla nas nie, i staraliśmy się walczyć z takimi jego manierami. Może komuś nie przeszkadza, że chłopak sika na chodniku, niszczy rozmaite przedmioty, zagraża bezpieczeństwu młodszych dzieci – przecież jest niepełnosprawny.
OdpowiedzUsuńMajka podała przykład dobrej cechy chłopca – jest chętny, jest gotowy do podjęcia każdej aktywności. Niby tak, ale co z tego, że chętnie pójdzie na basen, tyle że nie zechce z niego wyjść i trzeba użyć siły fizycznej, a potem jeszcze w szatni przekonywać go 15 minut, że jednak trzeba się ubrać. Albo chętnie wyjedzie ze mną rowerem, ale nigdy nie wiem, w którym momencie się zatrzyma i stwierdzi, że dalej nie jedzie.
Podaj kilka przykładów hipotetycznych pozytywnych zachowań chłopca, którego opisuję, a się do nich odniosę. Niestety ja nie widzę już bazy, na której można by cokolwiek budować.
Przyjmij jednak proszę, że jest to opis tego konkretnego chłopca.
Kapsel nie jest jedynym opisywanym przeze mnie dzieckiem z problemami. Myślę, że pamiętasz moje posty dotyczące Królewny i Chapicka. A nawet pierwsze wpisy o Kapslu. Uważam, że były one bardzo empatyczne. Przez długi czas widziałem w Kapslu jakiś potencjał. I zupełnie nie chodzi o to, że jest on upośledzony. W końcu Królewna, nigdy w życiu nie usiądzie, nigdy nie wypowie logicznego zdania. A jednak kiedyś przeszła mi przez głowę myśl o jej adoptowaniu. Za kilkanaście dni zabieramy ją nad morze. Nie wiem, czy będę miał ochotę wyjechać kiedyś na wakacje z Kapslem. Dlatego chciałbym, aby wszelkie opisy Kapsla były traktowane jako opisy tego konkretnego chłopca, a nie uogólniane na wszystkie dzieci niepełnosprawne.
Możesz wierzyć lub nie, ale te opisy są realne. Ja nie znajduję w chłopcu żadnych pozytywów.
Moim zdaniem nie potrafi już nawiązać z kimkolwiek silniejszych więzi. Jego ideałem cały czas będzie „mama”. Tyle tylko, że nie jest to ta mama biologiczna, z którą się spotyka. To taka wirtualna mama w jego umyśle. Myślę, że mieszkanie z nią w DPS-ie, będzie całkiem dobrym rozwiązaniem.
Pikus, tylko nie zrozumialam-mam podać takie hipoteczne, które mógłby mieć Kapsel tak? Dobrze. Ale za dłuższą chwilę.
UsuńMyślę, że problemem jest to, że nie znajdujesz w Kapslu żadnych pozytywów. I ja rozumiem, że trud i zmeczenie to przysłania. Ja nie pisałam, że to nierealne co piszesz, przecież piszesz prawdę. Tylko całe to zmęczenie, brak sukcesów i wielkie problemy przysłony Ci pozytywy Kapsla . One są na pewno. A to,Ty nie znajdujesz ich, to coś innego. Rozumiem teraz, że z takiego powodu o nich nie pisałeś właśnie, bo ich nie widzisz. One są, tylko ty nie widzisz. Może z przemęczenia.
Ja tez pisałam o wpisach O KAPSLU- o tym, że tu mi zabrakło dobra.
A Ty po prostu z jakiegoś powodu tego dobra nie dostrzegasz w tym chłopcu.
Co do królewny, to życzymy Wam i Małej dobrego wyjazdu.
Napisze jeszcze później te hipoteczne cechy.
Pozdrawiam. Nikola
Tak. Być może są jakieś pozytywy Kapsla, których nie dostrzegam.
UsuńChwilę temu podałaś przykład, że może jest koleżeński, a ja tego nie zauważam.
Nie jest koleżeński. Pogryzł córkę sąsiadów, z którą chodził do przedszkola. Rozważaliśmy opcję, że będziemy na zmianę zawozić i odbierać dzieci. W tej chwili mówi mu tylko „cześć” (widocznie jest dobrze wychowana). Kapsel nie ma przyjaciół... miewał, ale łatwo pali za sobą mosty.
Napisze później hipoteczne cechy. I jeszcze coś, to, że macie z nim ciężko,ze jest trudny, jest dla mnie oczywiste. Nikola
UsuńMoze-to hipotetyczne:potrafi czekać na swoją kolej, może właśnie to dzień dobry ( to nie jest źle samo powiedzenie-źle jest to zaczepianie), może zjada ładnie wszystko, może umie zająć się sobą przez pół godziny, może nie jest placzliwy, może umie się ubrać, może lubi spacery, piłkę, rower etc-wpisz co chcesz, może lubi jak się mu czyta( nawet 5 mi ut), to co normalne u dziecka pełno sprawnego. ..może być naprawdę dobra i ważna cechą u umiarkowanego-tylko nie porównuj, że to takie oczywiste u zdrowego. Może łatwo dogaduje się z młodszymi dziećmi, może stara się wlasnie-jak pisaliscie, może umie zakładać buty, może nauczył się czekać na słodycze. ..
UsuńItd itd..widły tego, co trwa pewnie chwile. I co dla pełno sprawnych może być czymś normalnym-dla dziecka niepełnosprawnego może być osiągnięciem. Tym co choć chwile robi dobrze...ze za chwile to popsuje...to już są trudności. ..no ale chwile są rzeczy, które udaje Mu się zrobić. I społeczne zachowania. Może nie robi już siku w przedszkolu, może jest troskliwy wobec niemowlajow-chociaż chwile...
Straszne jest to, że On ma tak z ta mama...z tym wyobrażeniem Jej...a z prawdziwą mama, że tam jest drugie dziecko...a ten Kapsel taki pół życia niezaopiekowany prawidlowo. Nikola
Tak, to są mocne strony Kapsla. Zwłaszcza potrafi ładnie jeść, chociaż nie do końca zająć się sobą przez pół godziny.
UsuńGdybym coś takiego mógł napisać o Królewnie, to piałbym z zachwytu. Tyle tylko, że Kapsel ma upośledzenie umiarkowane (do niedawna lekkie).
Pewnie, że mógłbym napisać, że Kapslowi udało się założyć buty na właściwą nogę, nie próbował wcisnąć się w koszulkę Romulusa, albo nie wyjadł Remusowi jego deseru.
Pytanie tylko, czy są to dobre strony ośmiolatka, który uczęszcza do normalnego przedszkola?
To, że uczęszcza do zwykłego przedszkola to fajnie-ale ma lat 8 i jest niepełnosprawny intelektualnie w stopniu umiarkowanym. I to jest kluczowe o tyle, że na pozytywy tez trzeba patrzeć jak u dziecka niesprawne umysłowo o nie harmonijnym rozwoju oraz z zaburzeniami prztwiazania ( dobrze pamiętam? , co utrudnia dodatkowo funkcjonowanie dziecka). I wtedy można się ucieszyć z tych dobrych cech.
UsuńTak jak nie wymagasz od Królewny tych rzeczy, tak samo nie ma co porównywać Kapsla do dzieci zdrowych. Znajdować to co dobre na jego miarę. Jeśliby to były cechy Kapela, to zobacz one są! Nie wymieniam radości z powodu np.tego, że Kapsel sam przełyka lub umie chwycić przedmiot dłonią. ..lub ze potrafi wypowiedzieć słowo kapelusz...bo to byłoby poniżej Jego możliwości. I niepoważne z mojej strony.
Jednak widzisz coś tam umie. To chyba kwestia po prostu mówienia, że umie to i to,mimo ograniczen, a nie ciągłego porównywania,ze nie umie tego czy tamtego w odniesieniu do normy.Tak to zwyczajne rzeczy, ale to rzeczy które Kapel umie i o których warto mówić, że umie. ..zauważyć je wpierw.bo i tak z wieloma ma problem.
Oczywiście wiem, że to hipoteczne moje cechy, które przypisalismy jakby Kapslowi... Pewnie, trzeba pisać, że do normy daleko i jest ciężko, ale to, że coś w tych swoich ograniczeniach potrafi też trzeba uwzględnić. ..bo mogłoby być tak, że nawet tego nie umie, prawda?
Ewelina, zgadzam się, że poszukiwanie NA sile dobrych cech jest bezsensu. Tylko nie przedstawianie realnych dobrych cech, a te mogą być bardzo subtelne lub ze zmęczenia niezauważalne przez opiekunów sens ma. I to duży.
OdpowiedzUsuńDla mnie pokazanie z czym trzeba pracować, nie wyklucza pokazania dobrych cech. I tego mi w opisie Kapela zabrakło tych dobrych właśnie.
Oczywiście, że liczenie do 10 u zdrowego dziecka zamiast do 100 nie jest jego atutem, ale to, że jest np.kolezenski-o tym juz napisać można.
Tylko pisząc TYLKO o trudnościach u dzieci niepełnosprawnych, których to jest milion trudności, realnych zresztą, tak bardzo można wystraszyć potencjalnych rodziców. ..no bo same trudności a zero pozytywów. A te pozytywy przeciążenia są. I pomijanie ich nie jest dobre. Opis musi być pełny.
Pisanie o pozytywnych dziecka niepełnosprawnego nie jest oszukiwaniem.Owszem, jakby same pozytywy przedstawić, to tak wtedy jest.
Przedstawianie samych negatywów tez jest właśnie oszukiwanie. Brakuje wtedy tego co w dziecku dobre. Tego mi zabrakło w opisach Kapsla. I same negatywy tez są kłamstwem.
Musi być i jedno i drugie.
I tylko o to mi chodziło.☺Nikola
Nikola, czytam wpisy Pikusia i komentarze do nich od dawna. I już wiem jakie jest Twoje stanowisko. Wszyscy wiedzą, nie da się nie wiedzieć. Wyraziłas je już setki razy (jako jedyny argument podając swoje przekonanie, ale to już pominmy).
OdpowiedzUsuńNie mam prawa ani nawet chęci próbować Ci zabraniać wypowiadania się. Chciałam jednak poprosić, żeby te dyskusję zakończyć. Ciebie nikt nie przekona,Ty nikogo raczej też. A ten blog niestety sporo traci przez kolejne nieprzyjemne dyskusje z Twoim udziałem. Kolejne osoby są oskarżane o to, że Cię atakują, kolejne osoby atakujesz Ty. Naprawdę już starczy. Tylko proszę, nic więcej.
KK
Dyskusje są nieprzyjemne, no bo fanklub bloga i klub wzajemnej adoracji i świetnej teorii...bądźcie bardziej otwarci, a takie niemile nie będą.
UsuńTak. Przytakiwanie jest bardzo przyjemne.
No pewnie...ja wszystkich tu oskarżam, a Wy tak niewinnie, nikogo nie oskarżacie przecież....aha...no chyba nie do konca
Tylko ja atakuje. Racz zauważyć atak tez na mnie.
No tak, ale to fanklub przecież ehh...mile dyskusje, cacy cacy...wszyscy takie same zdanie...a i autografy od siebie weźcie. ..no może bardziej klub wzajemnej adoracji...
Nie martw się KK, odpisze Pikusiowi tylko raz jeszcze i uciekam. Jak to miło rozmawiać z ludźmi o tych samych poglądach, wszyscy są zgodni, wszystkim wszystko pasuje, posty sa ( a swoją drogą są! ) ciekawe i nikomu nic nie brakuje. Kawusia i ciasteczka.
Ciekawe w ilu dziedzinach wychowywania Waszych różnych dzieci odwołuje cie się do badań ...? A ile razy do życia.
I sorry, ale Wy jako dorośli decyduje cie co jest dobre lub nie.
Oby ten dziwny model nie był standardem.
Nikola
Nie odpowiada Ci odwoływanie się do badań ani do doświadczenia konkretnych osób. Do czego mianowicie odwołujesz się Ty? Twoje argumenty znamy, ale ja nadal nie wiem, z czego płyną Twoje wnioski i na czym opierają się opinie. O konkrety pytam.
UsuńKK
Uważam, że zmuszanie rodzin adopcyjnych do tego, by spotykały się z zastępczym jest odbieranie im prawa do własnych przekonań. Przekonań, że to nie jest dobre dla ich rodziny.
UsuńDoświadczenia Wasze są ok, nigdzie nie napisałam ze nie. Jednak inni rodzice ( np Smerfetki) mogą być przekonani o słuszności swoich przekonań, że te spotkania tuż po adopcji są niepotrzebne. I ani Wasze doświadczenia ani teorie nie mogą być wyznacznikiem tego jak ktoś inny pojmuje świat i co uważa dla swojego dziecka za dobre.
A decydują dorosli-może użyłam skrótu myślowe ostatnim wpisie, przepraszam-mają decydować. I tak jak ja mam swoje zdanie oparte o swoje doświadczenia pedagogiczne i wychowawcze , tak samo mogą je mieć ludzie którzy się z Wami nie zgadzają. I narzucanie jako standard tych konkretnych rozwiązań jest bardzo nie w porządku. Bo prawem rodzica jest decydować co dla Jego rodziny jest dobre.Mowie tu oczywiście o zwykłych rodzinach adopcyjnych. Nikola
Odwoływanie się do doświadczeń jest dobre. Te doświadczenia są różne. Narzucanie jednego modelu może być źle. Bo taki skrót jakiś mi wyszedł, chyba niezrozumiały. Przepraszam za to.
UsuńI już nic nie pisze KK, nie martw się! Nikola
Pisałam wyraźnie, że znam Twoje przekonania, nie musisz ich powtarzać. Pytałam, na czym je opierasz. Na jakim konkretnie doświadczeniu (związanym z adopcją).
UsuńKK
Uwaga-nie pisze zlosliwie!
OdpowiedzUsuńChcesz cv czy życiorys? ☺
Od ilu dzieci przyjmuje cie do kółka wzajemnej adoracji?
Od 3? Czy 2?��
Poglądów i tak póki co nie zmieniam.
Rodzice adopcyjni adoptujacy pierwsze dziecko, nie mają żadnego doświadczenia ale co z tego? Maja prawo mieć własne zdanie.
I nie możecie im narzucic tego dziwnego modelu, bo model naukowy.
Wcale nie muszą się spotykać.
Ja mam bardzo duże doświadczenie pedagogiczne wychowawcze...a nie,
mam zerowe doświadczenie wychowawcze.
Może dzieci mam. Może ich nie mam.
Można być rodzicem z wielkim doświadczeniem i bez żadnych umiejętności,( cześć rodzin biologicznych) można mieć 1 dziecko i mieć świetne umiejętności.
Nie ma reguły.
CV wysyłać na bloga nie będę.
Opisu małżeństwa, tego ile lat mogą mieć moje dzieci, a ile ich jest, a może ich nie ma, tez nie będę.
Żadnego nigdy dziecka na oczy zapewne nie widziałam, co jest powodem pewnie by uznać mnie za osobę, która nic nie wie, nie może się wypowiadać itd.
A przepraszam, mam 5 cioro-wiec jednak widziałam.
Zapewne mając 20 dzieci w adopcji o takie samo zdanie wszyscy będą się ze mną liczyć. ..
Hmm, ja mówię tu o prawie do poglądów.
A Wy zabierać to prawo każdemu, kto myśli inaczej.
I tak jak matka bliźniąt ma prawo mieć swoje poglądy na jakiś temat, tak samo ma matka jedynka. Bezdzietna tez ma takie prawo. I ta mająca 5 tez.
Zdekredowaliscie juz mnie jako pedagoga. Teraz zdekretujcie dalej.
CV nie dostaniecie. Życiorysu tez nie.
Nawet jeśliby w nim było duzo.
Co to zmienia??? Dla prawa do posiadania poglądów?
No chyba, że to prawo dajecie tylko naukowcom i tym, którzy z Wami się zgadzają i maja 3 dzieci np.
To oznacza, że odbieracie je też rodzinom adopcyjne adoptujacym pierwsze dziecko.
Nikola
Dyskutujesz sama ze sobą i swoimi wymyślonymi tezami. Pytałam o to, na czym opierasz swoje poglądy (a nie odbierałam Ci prawo do ich wyrażania), bo próbuję zrozumieć, dlaczego myślisz tak, a nie inaczej i jaka jest baza tak silnych przekonań (jeśli nie jest to ani wiedza naukowa, ani doświadczenie osób związanych z adopcją). Zastanawiam się też, skąd tak silna potrzeba (wyrażająca się chociażby w liczbie słów, składających się na dziesiątki postów, jakie w tym temacie napisałaś) powtarzania w kółko swojego stanowiska, które - jak dotąd - nie jest sprzeczne z powszechnym modelem, a jedynie sprzeczne z poglądami autora tego bloga i większości osób komentujących (których, co już chyba wiesz, nie przekonasz.
UsuńKK
To masz odpowiedz ..jest sprzeczne z poglądami, do których na sile próbuje cie za chwile wdrożyć inne rodziny...chcąc by to był system.
UsuńA ja Wam chce pokazać, że są rodziny, które tego nie będą chciały.
I wmówić im słuszność, zabronicie nie chciec kontaktów tuż po adopcji w ich domu z rodziną zastępcza, wmówić, że krzywdzące dzieci. ..a Oni ( ci co nie będą chcieli tych kontaktow), będą traktując rodzinę zastępcza jako element systemu, będą zmuszeni by się z taką rodzina tuż po adopcji spotkać.
Nie dyskutuje ze sobą, po prostu nie mam ochoty odpowiadać na pytania o to ile jakie mam dzieci, ilu mężów, opowiadać całego swojego życia.
Ja Was nie przekonam, lecz co gorsze Wy za chwile na sile będziecie przekonywać i zmuszać rodziny adopcyjne tuż po adopcji do kontaktu z rodziną zastępcza , w pierwszych tygodniach po adopcji. Tak bardzo chcecie by to było rozwiązanie systemowe.
Nie wiesz jakie mam czy nie mam doświadczenia. I tez nie jest tak, że doświadczenia adopcyjne nakazują uważać Wasza jedyna teorie za słuszna i właściwą.
Wielu rodziców adopcyjnych wcale nie zechce tuż po adopcji by ktos z zastępczych od razu odwiedzał ich rodzinę. Będą woleli zacisnąć więzi z dzieckiem. I tak zrozumieją dobro.
Nie powiedzą Wam tego, bo wymusić na nich te zgodę, bo są zależni wtedy od Was-zastępczych. ..
Stanowisko swoje powtarzam n razy dokładnie tak samo, jak Wy powtarzać swoje.
Cieszy mnie, że póki co ten cały model nie jest modelem ogólnopolskim i niechętnie mu rodzice adopcyjne nie są do niego zobligowani.
Rodzice Smerfetki o mały włos juz byli...
Wy mnie też nie przekonacie, bo nie dajecie prawa na inne zdanie poza naukowe, które to zresztą ma 1000 teorii różnych.
I nie wierzę, że wszyscy, którzy zaadoptować chcą lub zaadoptowalu juz dziecko tak bardzo chętnie chcieliby rodzinę zastępcza widzieć w pierwszych tygodniach po adopcji. Cześć by nie chciała na pewno.
Wiedza rodzin zastępczych zaś zawiera ich doświadczenia.
I nikt nie chce też słuchać, że to, że im trudno rozstać się z dziećmi zastępczymi tak bardzo, że są skłonni do przyjęcia tylko tej akurat jedynej Waszej słusznej teorii.
Sy tez powtarzać w kolko swoje stanowisko. I to jest okey?
Niezauwazylas, że nie chciałam Ci napisać szczegółów mojego zawodowego i prywatnego życia? - i to nie była dyskusja z samą sobą, tylko pokazanie, że nie mają one żadnego znaczenia właściwie? ?-a o tym jakie mam doświadczenia i ile znam czy nie dzieci pozbawionych opieki rodzicielskiej pisać nie będę, bo Wy i tak w kółko powtarzać swoje zdanie, wiec po co?
Wierzcie sobie w te swoją teorię. Spotykajcie się z adopcyjnymi do 18 tych dzieci w imię ich dobra. A ja współczuję , jeśli to będzie obligatoryjne i systemowe, by rodzice adopcyjne musieli zaraz po adopcji gościć co parę dni zastępczych u siebie w domu...
Mówię o tych, którzy nie zechcą. ..to zaatakujecie ich. Tak jak rodziców Smerfetki za ich decyzje i mnie za poglądy.
Nikola
Kto i kiedy zadawał Ci "pytania o to ile jakie mam dzieci, ilu mężów, opowiadać całego swojego życia."?
UsuńPytałam o podstawy poglądów, o to, na czym je opierasz. Na czymś musisz, chyba że na zupełnie niczym (i to też przecież możesz napisać: nie mam żadnych podstaw, ale uważam że).
Nadal też ciekawi mnie, dlaczego to jest dla Ciebie tak strasznie ważne.
I jeszcze mam pytanie, które zapewne wcześniej padło: obecnie bardzo dużo mówi się o tym, by nie zatajać przed dzieckiem faktu, że zostało adoptowane. Czy tu również uważasz, że rodzice powinni mieć pełne prawo do niemówienia o tym swojemu dziecku, jeśli takie mają poglądy?
(jeśli mogę, chciałabym Cię prosić o - w miarę możliwości - odpowiedzi na pytania i, jeśli odpowiadasz mi, o odpowiadanie na to, o co pytam, a nie o pisanie ponownie, co sądzisz, bo to - jak również wspomniałam - już wiemy)
KK
nie zamierzam Cię przekonywać do czegokolwiek, ale chciałabym, abyś referując nasze rzekome poglądy referowała jednak takie, które naprawdę zostały tu napisane.
Usuńnikt nigdy nie postulował przyjęcia systemu obligatoryjnych kontaktów między RZ i RA.
Nigdy.
Np. mój postulat był taki, aby wprowadzić rozwiązanie na wzór brytyjski: obligatoryjnego powoływania zespołu złożonego z koordynatora, psychologa, RA, RZ i wszystkich osób realnie zaangażowanych w dziecko (w przypadku dzieci szkolnych np. wychowawcy), którzy wspólnie ułożą i napiszą plan przenosin oraz adaptacji dziecka w nowej rodzinie.
Treść tego planu jest sprawą otwartą, ponieważ zależy od POTRZEB DZIECKA. I są dzieci takie - również o tym pisałam niejeden raz- które stanowczo sobie nie życzą kontaktu z RZ po adopcji.
A jeszcze innym kejsem są malutkie maluszki, dla których substytutem cioci i wujka będzie raczej zabranie z ich domu kocyka z domowym zapachem, niż umawianie się na regularne wizyty.
Ta dyskusja mnie męczy od dawna i to nie dlatego, że pojawia się różnica zdań, bo nie mam z nią problemu. Męczy mnie to, że nie dyskutujesz z argumentami i propozycjami, które faktycznie padły, a ze swoimi wyobrażeniami na temat tych argumentów, co powyższy przykład wskazuje.
Oszczędź więc sobie i nam, proszę, kolejnych tekstów o odwiedzinach do osiemnastki - jeśli chcesz dyskutować to przynajmniej rób to z sensem.
Akurat!!! Cały czas bloo i inni piszecie by to było obligatoryjne rozwiązanie!!!
UsuńJa dyskutuje z sensem.
Teksty do 18 tak Cię bloo bolą? ?? Sorry, ale dziecko jest w pełni świadomie przeanalizować swoją sytuację, gdy jest pełnoletnie. Wiec wcześniej nie do końca wiadomo czy bardzo chce czy tylko tak mówi czy widzi konsekwencje tego, że nie chce się spotykać.
Nie umiałas powiedziec do kiedy, ciągle tylko, że ile dziecko chce. Wiec stąd ta 18 stka. Wcześniej jak zdecydują rodzice, to powiesz mi, że nie słuchają dziecka.
Nie oszczędze kolejnych tekstów o 18stce, bo mam ochotę to napisać.
Jak Cię meczy, to nie dyskutuj! Jaki problem?
POTRZEBY RODZINY ADOPCYJNEJ sa wytycznymi. Nie dziecka.
Rodzice to nie ludzie skaczący wobec potrzeb dziecka. Rodzina jest ważna. CAŁA.
Obligatoryjne zespół. ..to wprowadzanie obligatoryjne planu. Nie nie nie. Zostawienie tego rodzicom adopcyjne. Nikt inny ma o tym nie decydować. Nawet dziecko. A jego rodzice adopcyjni.
A o 18 stce będę pisać. ..no bo zawsze ktoś przyjdzie i powie, że za krótko jeszcze...
TJa Cię nie wyzywam. Ty mnie kolejny raz tak.
I nie tylko nauka ma rację bytu.
Trzymajcie sid w tym swoim fanklubie i kółku wzajemnej adoracji.
I oby to nie były rozporządzenia obligatoryjne. Oby to nadal rodzic adopcyjny mógł decydować czy chce kontaktów z zastepczymi.
Wprowadzenie planu przejścia o którym będzie decydował nie rodzic adopcyjne, a jakiś kolejny zespół specjalistów ZMUSI tych rodziców. ..czyli będzie to obligatoryjne.
Kółko wzajemnej adoracji- życzę Wam z całego serca więcej otwartości na innych.
I moze to rodziny zastępcze chyba mają duży problem z oddawaniem dzieci adopcyjne ym...jeśli ciągle w imię jakiś teorii chcą to przedłużać. ..byleby to dziecko jeszcze chwile było ich...?
Może to jest tak? Tak trudno to dziecko oddać, że aż trzeba odwiedzin, lat spotkań itd. I sidlkiej krytyki, gdy adopcyjne zdecydują inaczej?
Nikola
I pisze ogólnie. Nie o Was Majku i Pikusiu!
UsuńNikola
KK: Uważam, że rodzice powinni mówić dziecku o adopcji.
UsuńPytałaś o podstawy-jeśli nie są to doświadczenia lub nauka, zrozumiałam po prostu, że pytasz o moje OSOBISTE doświadczenia adopcyjne lub zawodowe. A o tym pisać nie chciałam.
I tyle.Stąd wątek, o męża, dzieciach i cv.
Odpowiadam jak chce. Ty zadajesz pytania jak chcesz. Nie musisz mnie pouczać, jak mam to robić. Poradzę sobie!
Jak widać jednak nie wiesz do końca moich poglądów, bo byś nie pytała o mówieniu o adopcji. Juz kiedyś pisałam, że to jest właśnie ta wiedza o korzeniach i przeszłości. W tym mówieniu.
Jeśli zaś idzie o tym, czemu to ważne. Narzucać mi zdanie z którym się nie zgadzam. O podstawach i zrodle pogladowitd napisze kiedy indziej, bo teraz już stąd uciekam. Czy wrócę. ..nie wiem. Pewnie by to napisać Tobie.
Dziwne miejsce,ten blog, w którym nie ma otwartości na inne zdanie.
Nikola
Co w sytuacji, kiedy rodzice adopcyjni uważają, że dla dobra dziecka mówić o adopcji nie będą, kiedy ukrywają przed dzieckiem jego pochodzenie? Czy mogą/powinni wg Ciebie to robić? Kto śmiał zdecydować, ze dziecko powinno wiedzieć, że jest adoptowane? Dlaczego się z tym zgadzas i (tym razem) nie pozostawiasz rodzicom adopcyjnym prawa do decyzji o powiedzeniu (lub nie) tego dziecku?
UsuńDlaczego uważać, że ktokolwiek NARZUCA Ci zdanie? To raczej Ty próbujesz przekonać do swojego rzeszę osób o innych poglądach. Jestes najgorliwszą dyskutantką, piszącą na ten temat znacznie więcej niż ktokolwiek inny.
Czekam cierpliwie na odpowiedź na temat źródeł Twoich poglądów.
KK
KK: Ja? Nie. Wy zmuszacie. Ja się udzielam. A Wy w ogóle, prawda, och...normalnie wcale... Słuchaj, ja miałam nie wracać do tematu. Do wczoraj-pisałam o tym pod poprzednia notka! Tam masz wyraznie KK. Pod ostatnia notka pikusia Agata wróciła do tematu, o przekonywania nieprzekonanyvh, jak Nikola. Pikuś wcześniej napisał, że staje po stronie rodziców w czymś tam-jak Nikola.
UsuńPrzeinaczyliscie zupełnie moje słowa. Zrobiliście ze mnie na tym blogu kobietę, ,która nie liczy się z dobrem dziecka, bo nie przyjmuje jakiejs,Waszej teorii.
Gdy pisałam, że dlanie ZADNA krzywda się nikomu nie stanie, żadnemu dziecku gdy nikt z nikim się nie spotka tuż po adopcji, w pierwszych dniach - to zrobiliście ze mnie prawie że potwora, niepodazajacego za dzieckiem, wyśmieliście mnie jako pedagoga, napisaliście , że piszę głupoty. ..
Jeszcze??? Wyśmielisciee rodziców Smerfetki. Nie no ale Wy nikogo nie wysmiewacie przeciez. ... A piszesz mi, że to ja zmuszam? Śmieszne conajmniej.
Aha, jeszcze nasluchalam się o swojej agresji i o tym, jak to nie liczę się z dziećmi.
Otóż nie. Przekreciliscie zupełnie moje słowa, ale podążanie za dzieckiem itd i dbanie o więzi nie musi oznaczać , że rodzina zastępcza wpadnie w 2 tygodniu czy 2 do domu adopcyjne.
Jak pisałam, że moim zdaniem nikomu się wtedy krzywda nie dzieje dziecku , które wtedy nawiązuje więzi z adopcyjnymi, to mnie zaatakowaliscie.
Tu nie ma miejsca, by myśleć inaczej.
Aha, jeszcze wyśmienicie bo śmiem myśleć po prostu jakoś i badania naukowe sobie cenię, ale nie są dla mnie święta księga, wg.której kreuje swoje życie jakoś szczególnie.
Co do źródła etc.i odpowiedzi na pytania napisze jeszcze dzisiaj.
Nikola
Jakby ta rzesza osób o innych poglądach nie krzyczała na mnie ze nie dbam o dobro dzieci, nie wyśmiewa mnie jako pedagoga i nie ironizowala ze mnie-jako przykładu przestawienie dziecka jak paczki , którea je w nosie,oraz co pewna osoba nazywala moje teksty głupimi- stosując jako swoją wyższość mądre słowa, tylko przypominam, że jest to rzesza osob-wiec i odpowiedzi sporo i wzywając mnie od agresywnych, gdy sami stosuje cie wobec mnie ukryta agresję, a jak się bronie bo ja widze-toby dyskusja tez była milszą. A jak zauważyłaś siły są mało równe,a ja nie dam "po sobie jezdzic", po moich kompetencjach i przede wszystkim wrzucić się w rolę wielkiego krzywdzuciela dzieci-która mi wmawiać, bo upatruje, że dobrem jest gdy rodzina adopcyjna zaciesnia więzi w pierwszym okresie po adopcji a nie spotyka się w tym czasie u siebie w domu z zastępcza.Nie będziecie po mnie jeździć,wyzywać od prawuacych głupoty etc . Nie ma takiej opcji, bo akurat nie zgadza nie się z jakąś wymyślona nowa teoria, z którą rodzinom zastępczym jest po prostu wygodnie, bo jeszcze dłużej mają kontakt z dziećmi, nie jest powodem by robić ze mnie jakiegoś krzywdzuciela conajmniej.
UsuńKK Odpowiem Ci na pytania o adopcje i te inne, które zadalas-jednak dużo później. Pozdrawiam.Nikola
KK:pytalas-proszę,
UsuńRodzice nie powinni absolutnie ukrywać pochodzenia dziecka. Chyba założyłas, że mogę uznać, że powinni?
Nie. Nie powinni , bo uważam, że to jest złe. Dziecko ma prawo wiedzieć, że jest zaadoptowane. I wiedzą, a spotkania tuż po adopcji z rodziną zastępcza to dla mnie zupełnie dwie różne rzeczy.
Niemowlęciem jest krzywda dla dziecka. Spotkania z ciocia czy wujkiem adopcyjne mogą poczekać ten pierwszy okres czasu, nim dziecko w pelni"wejdzie"w rodzine adopcyjna.
I o ile nie mówienie wyrządza dziecku krzywdę, zabiera prawo do tożsamości, o tyle odroczenie tych kontaktów o czas w chodzenia w rodzinę żadnej krzywdy wg.mnie nie robi dziecku. Wręcz przeciwnie jest dobre.
Puszek o tym, bo to kluczowe jak dla mnie.
I tak rodzice nie powinni zataic faktu adopcji, bo krzywdzące dziecko w ten sposób, które ma prawo wiedzieć , że biologicznie urodziło się innym rodzicom.
To jest tak, jak z pytaniem, czy rodzic ma prawo dziecka nie uczyć czytać i pisać. Ma teoretycznie-są takie miejsca na świecie na pewno, ale zrobi mu tym krzywdę. A właściwie w polskim prawie nie ma. I dobrze.
Poza tym tak czy siak, to na marginesie, nie wyobrażam życo całej rodziny w takim napieciu-kłamstwie.
Tyle w temacie wiedzy o pochodzeniu.
Nikola
Mam popsuty telefon. Niemówienie mialobyc, a nie niemowlęce. Nikola Przepraszam
UsuńNie, nie założyłam. Ale ponawiam pytanie: Kto śmiał zdecydować, ze dziecko powinno wiedzieć, że jest adoptowane? Dlaczego się z tym zgadzasz i (tym razem) nie pozostawiasz rodzicom adopcyjnym prawa do decyzji o powiedzeniu (lub nie) tego dziecku?
UsuńDlaczego uważasz, że część kwestii pozostaje w gestii rodziców adopcyjnych, a część nie? Albo dajesz im pełną wolność w kwestii uznawania, co jest dobre dla rodziny (tu np. zatajanie faktu adopcji), albo nie.
Wynika z tego, że wcale nie zależy Ci na tym, by to rodzice decydowali, a na tym, by postępowali tak, jak Ty uważasz. A na czym opierasz swoje "uważanie", nadal nie wiemy.
KK
Nie wiem kto to zdecydował.
UsuńWy cały czas chcecie by systemowo było, tak jak Wy chcecie. Ja pisze swoje zdanie wiec nie rozumiem zarzutu,ze chce wg.mojego zdania
A niby dlaczego tylko model, by mieli pełna wolność w kwestii adopcji. jest dobry? Nie jest.
Jeszcze istnieje model częściowy. Dopoki nie krzywdzą.
I w tej kwestii jest inaczej niż z odwiedzinami w pierwszych tygodniach tuż po...po długim okresie poznawania RA I pisałam przecież wyżej o tym, ze to 2 różne sprawy-jedna krzywdzi. Druga nie.
Wcale nie muszę RA dawać pełnej wolności w kwestii uznawania dla rodziny co dobre a co nie dobre.
To ty zakładasz, że albo daje pełną albo żadna. To nie jest układ 0-1
Jest jeszcze częściowa.
I właśnie nie daje w tym co jest złe, a nie mówienie o adopcji jest źle. Czas na nawiązanie więzi z nową rodzina jest dobry. Taka jest różnica.
Rodzice mają decydować, o ile nie krzywdza. A niemowienie jest wg.mnie krzywda.
Póki co to Wy chcecie by było tak, jak Wy chcecie...
A na czym opieram swoje uwazanie-to w takiej atmosferze dyskusji, nie mam ochotę o tym pisać.
Mam wrażenie, że szukasz haka i czego nie napisze w tym temacie to chcesz ze mnie zadrwic, wiec po co? Szanuje siebie i się rozmyslilam, by w takiej atmosferze pisać Ci o uważaniu, bo nie widzę celu w tym, byście wykorzystali każde moje slowo tylko przeciw mnie.
Cały dzień myślałam czy napisać, ale nie napisze, bo po Ci ta wiedza, chyba niepotrzebna,jak i tak nie poważnie traktujecie co mówię, chcąc tylko mnie wyśmiać. Tak to odbieram.
WAsza teoria tez może być błędna.
Tyle.Nikola
Ok, ja przyjmuję więc, że żadnych podstaw po prostu nie masz. I Twoje poglądy to nic ponad własne widzimisię.
UsuńOd postu, w którym twierdzisz, ze napiszesz, jakie to podstawy, naklepałaś w klawiaturę już tyle, ze teraz wyłącznie się wymigujesz. Ale dobrze, Twoja sprawa. Podpowiem Ci tylko, że gdybyś chciała kogoś przekonać (a liczba postów na ten temat świadczy o tym, że chcesz), to na przyszłość wybierz inną drogą. Inaczej to osoby o przeciwnych poglądach, ich merytoryka, umiejętność dyskusji i argumentacji oraz opanowanie wezmą w dyskusji górę.
Nacisk na to, by dzieci wiedziały, że są adoptowane, jest czymś stosunkowo nowym. I na samym początku mówienia, że ta świadomość jest krokiem ku dobru dziecka, pojawiało się wiele takich Nikol, z argumentami wyssanymi z palca. Minęło trochę czasu i już nikt nie powie, że świadomość bycia adoptowanym to krzywda dziecka. Myślę, że całkiem niedługo powszechna będzie również wiedza, że porzucenie przez dotychczasową rodzinę (a tak właśnie dziecko może odbierać postulowane przez Ciebie nieodwiedzanie przez rodzinę zastępczą po przejściu dziecka do rodziny adopcyjnej) również jest krzywdą.
KK
Nie będę pisała w tym temacie podstaw, dość osobistym, jeśli chcesz mnie tylko zaatakowac.
UsuńNikola
Mylisz sie-Nie chce nikogo przekonać.
UsuńChce Wam pokazać, jak bardzo nie dajecie prawa by myśleć inaczej.
No ale Wy jesteście nieomylni przecież.
Odczep sie ode mnie, bo wywazona agresja tez nia jest!
Nie mam 2 lat i Twoich rad nie potrzebuje.
Głupia nie jestem i od początku wiedziałam do czego dazysz w tych swoich pytaniach...by oswiecic mnie, że to krzywda dziecka.
Tylko właśnie nie.
Ja się bronie, by pokazać Wam, że można mieć zdanie i zaslanianie się książkami jest tylko manipulacja, by dodać sobie mądrości i przemycić własną teorie.
A prawda taka, że to zdanie moje i czyjeś jest tak samo ważne, tylko no ba...mądrze brzmi wyważone przytoczenie 1000 mądrych słów i książek. .
Tylko nauka to nie wszystko.
Umiejętność dyskusji-właśnie ja widzę. ..w tym chociaż poście...jak dokuczasz.
Słuchaj, nie potrzebuje Twoich rad, wiec nie musisz mnie nianczyć i mi ich udzielać.
Nie wszystko co naukowe musi być słuszne. Poza tym nie potrzebuje Twoich rad w tym zakresie, nie musisz mnie pouczać, wiec nie widmo po co to robisz, bo nie prosiłam o to.
Nie. Ja się bronie do prawa posiadania wlasnego zdania...na co tu nie pozwalać, zapatrzeni w teorie naukowe, które moga się zmienic.
Argumentacja książkowa nie jest jedyną, jaką ma prawo bytu.
A może ta krzywda nie jest. Może większym dobrem jest budowanie w tym czasie kontaktów z rodziną adopcyjna. I może to też będzie powszechna wiedzą.
Prawo do posiadania własnego zdania mogę mieć i nie interesuje mnie zbyt to, że nauka jest dla kogoś całym światem. Dla mnie nie musi być. I wcale wyniki badań nie są czymś stałym i niezmiennym. A za lat 5 mogą się zmienić.
Prawo do zdania mogę mieć. A tu chce Wam pokazać, że zabierać takie prawo -bo najlepiej przemycić własne zdanie i teorie " okopujac"się mądrym hasłami i mądrym pojęciami.
Tak naprawdę uważam, że teoria ta jest wygodna bardzo dla rodzin zastępczych.
I nie będę z Tobą dyskutowala, bo jesteś bardzo niemila-i wyważony sposób nie pomaga w tym, że jesteś agresywna.
Nikola
Zyciorysu-w sensie doświadczeń osobistych, pozazawodowych, rodzinnych
OdpowiedzUsuńJeszcze cos-jak ja używam wielkich liter, to by coś podkreślić, a nie na krzyczeć. Nie wiedziałam, że podobno to krzyk? Ja wielkich liter zawsze używałam dla podkreślenia słów, czy tematu o którym pisze, a nie krzyku. Bo tak sobie teraz myślę, że może to tak odebraliscie. Przez głowę mi nie przeszło, że wielkie litery w internecie są krzykiem-a nie umiem zbyt podkreslic moich słów w inny sposób. Zwłaszcza na tym popsutym telefonie.Nikola
OdpowiedzUsuńInformacja - wielkie litery używane w piśmie w necie wyraża krzyk, podobnie jak stawiane wykrzykniki, które w wypowiedziach Nikoli często się zdarzają. Osoba która jak widać często się udziela w sieci m np. ten blog powinna chyba o tym wiedziec. Bardzo nie podoba mi się ten ton, można wyczuć wrogość i osaczanie innych. Nie powinno mieć to miejsca. Tyle się mówi o tym aby zachować kulturę w sieci, nikt tak naprawdę nie jest tu anonimowy, to wszystko świadczy o Nas. Czytam wiele blogów i na żadnym nie spotykam się z takim niekompetentnym przebiegiem dyskusji... Przykro mi że tak się to potoczyło, a zamiary napewno były inne. Mam nadzieję że Autor nie zniechęci się tym. Jeśli ktoś nie zgadza się z przyjętym tu w większości słowem to nie rozumiem po co dalej w to brnie. Można napisać nie zgadzam się z ttm, mam inne zdanie i ok a nie w kółko to samo, wszyscy czytamy że zrozumieniem. Rozumiem każdy może wyrazić swoje zdanie i nie zmienimy drugiego człowieka. Denerwuje mnie że nie możemy dyskutować to o czym był post - depresja , jak próbować radzić sobie z tym , jak pomóc innym. Czy rodzice adopcyjni są narażeni na depresję ? Może ktoś się wypowie?
OdpowiedzUsuńWrogość? -nie, no wszyscy są tu bardzo wobecnie mili...aha?
UsuńA właśnie ze nie, właśnie ze nie musze wszystkiego wiedzieć.
Wrogość wobec mnie jest i była tu duża. Gdy się zaczęłam przed nią bronic-to znów najechaliscie na mnie, ze się bronie-zarzucając mi agresję.
A to zupełnie nie tak.
Nie dajecie prawa by mieć inne zdanie. Po prostu. A gdy to zdanie inne mam mimo to, to zarzut, że osączyć, że mam się nie odzywać itd.
I że może to ja jestem wszystkiemu winna...no bo reszta osób tylko "w białych rekawiczkach"stosuje agresję.
Sorry, ale ja widzę ta agresję i tak.
Co do wykrzyknikow, to podobnie jak z wielkimi literami. Wczoraj sprawdziłam to, bo zastanowił się, że piszecie, że na Was krzyczę, gdy tego nie robiłem zupełnie.
Jednak cicho siedzieć i uszy po sobie,albo nie wypowiadać się tylko dlatego, że większość ma jakieś zdanie -z tego pomysłu nie skorzystałam świadomie.
Agresja w białych rekawiczkach, jak wyciągnęła ja na światło dzienne i sobie nie dałam stosować jej wobec mnie-to zarzut, że to ja jestem agresywna.
A z ta teoria, to wygodnie jest po prostu rodzinom zastępczym, bo dziecko jest trudno oddać adopcyjne. I to czysta racjonalizacji.
Dobrze, że nie ma tych całych zespołów decydujących, że póki co decydują rodzice adopcyjni. Nikola
Ewelina, właśnie, że często się nie udzielam w necie i wierzysz lub nie-lecz naprawdę tego po prostu nie wiedziałam. Używałam dużych liter jako podkreslenie tematu.
OdpowiedzUsuńTak więc akurat z literami, to nieporozumienie .
Wbrew pozorom ja się właściwie nigdzie w necie poza tym blogiem za bardzo nie udzielam.
Nikola
Teraz już zupełnie inny temat.Pytanie do Pikusia i Majki
OdpowiedzUsuńCzy macie wiedzę/może znacie się /z rodzinami zastępczymi z wiosek SOS?
Ta wieloletnia inicjatywa wydaje mi się dobra.Czasami zastanawiam się jak Ci, którzy tam pracuje radzą sobie .Znalazłam tylko jakieś artykuły z gazet ale to raczej laurkowate teksty.Może na jakiś szkoleniach ktoś omawiał ten pomysł.
Pozdrawiam
Ala
SOS Wioski Dziecięce są organizacją, o której w zasadzie niewiele wiadomo. Przez długi czas nie wiedziałem, komu ona tak naprawdę podlega, kto może ją kontrolować.
UsuńWioski Dziecięce jest organizacją pozarządową o charakterze Stowarzyszenia, co oznacza, że podlega Staroście. Tak więc, teoretycznie moglibyśmy spotkać taką rodzinę na jakimś szkoleniu... tyle tylko, że w naszym powiecie takiej wioski nie ma (są chyba tylko cztery w całej Polsce).
Nie będę się za bardzo rozwodził, bo niewiele wiem. Jednak taka rodzina zastępcza, w mojej ocenie, nieco przypomina pogotowie rodzinne (tyle tylko, że jest dla dziecka rodziną, aż do osiągnięcia pełnoletności). Tata zastępczy pełni funkcję asystenta rodziny (jest taką osobą do pomocy na zasadzie wolontariatu), musi też mieć zatrudnienie poza wioską. Odnoszę jednak wrażenie, że bardziej pożądane są osoby samotne. Możliwość zatrudnienia rodziny pojawiła się w naszym kraju dopiero po jakimś czasie – model tylko z mamą zastępczą się nie sprawdził, albo nie było chętnych.
Nie wiem, jak taka rodzina funkcjonuje od wewnątrz, jednak patrząc z własnej perspektywy, widzę pewne minusy. W pogotowiach rodzinnych przyjęto jako stan optymalny – trójkę dzieci. W rodzinie z wioski jest ich od sześciu do ośmiu. Sam widzę, jak nasza rodzina przestaje być rodziną, gdy obsada zaczyna znacznie przewyższać wspomnianą trójkę. Przy szóstce dzieci, przestajemy być rodzicami, a stajemy się tylko opiekunami. Nawet niewielkie znaczenie ma wówczas pomoc wolontariuszy. Codzienny dzień Majki polega na ciągłym odwożeniu, przywożeniu, wyjazdach do lekarzy, na rehabilitację, spotkania z rodzicami biologicznymi – przestaje być ona mamą. Myślę, że w takich wioskach wygląda bardzo podobnie.
Do tego dzieci w naszym pogotowiu stają się cząstką większej rodziny. Jeździmy w odwiedziny do naszych krewnych, oni odwiedzają nas, spędzamy wspólnie wakacje. Babcie i ciocie naszych dzieci biologicznych, stają się babciami i ciociami dzieci zastępczych. Mają one możliwość nauczenia się, na czym polega życie rodziny. Wydaje mi się, że jest to trochę inny schemat, niż ten poznawany przez dzieci z wiosek.
Zastanawiam się też, kim są rodzice, którzy decydują się porzucić własny dom i zamieszkać w wiosce dziecięcej – na kilka lat (na czas sprawowania opieki nad dziećmi). Ja bym tak nie potrafił, ale jak widać chętni są. Zresztą nie chcę oceniać, bo sam również nie za bardzo lubię, jak niektóre osoby mówią nam, że funkcjonować tak jak my, też by nie mogły – chociaż z zupełnie innych powodów.
Czytam blog dość regularnie, ale z reguły nie komentuję.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się, że opisuje Pan na blogu także trudne strony rodzicielstwa zastępczego i niczego nie lukruje. Mam nadzieję, że będzie Pan pisał dalej.
Pozdrawiam,
Agnieszka
Nie mogę komentować pod postem, na który chcę odpowiedzieć.. Praktyki w dd - świetna sprawa, ale nie wyobrażam sobie na nich przyszłych rodziców adopcyjnych. Rozbudzą się uczucia, zacieśnią kontakty z dziećmi i nic z tego nie będzie jakby. Sama miałam kontakt z dziećmi z rz mojego dziecka. I dwoje z nich do dzisiaj tkwią w moim sercu, myślę o nich ze smutkiem, bo ich losy nie są różowe i wolności prawnej nadal nie ma. Z drugiej strony byłaby to szansa dla dzieci starszych, możliwe , że niepełnosprawnych też, bo kontakty pozwalałyby się oswoić, popatrzeć na te dzieci po prostu jak na dzieci, a nie metrykę czy zaburzenia. Myślę jednak, że taka opcja nie wejdzie w życie, a z kolei ośrodki niechętnie by patrzyły na inicjatywę własną ra, którzy sami by zabiegali o takie praktyki, czy późniejszą chęć przysposobienia konkretnego dziecka
OdpowiedzUsuńRównież sądzę, że jest to mało prawdopodobny scenariusz, ponieważ musiałyby się jakoś dogadać PCPR-y z Ośrodkami Adopcyjnymi (ale nie niemożliwy).
OdpowiedzUsuńJednak mimo wszystko uważam, że byłoby to dla rodziców adopcyjnych bardzo korzystne. Nie chodzi przecież o praktyki kilkutygodniowe, czy nawet kilkudniowe, ale o kilkugodzinny pobyt w domu dziecka (albo rodzinie zastępczej), po ukończeniu szkolenia, a przed uzyskaniem kwalifikacji.
Tak to u nas wygląda w przypadku rodziców zastępczych. Muszą odbyć 10 godzin praktyk w wybranych przez siebie rodzinach. Mogą to być pogotowia rodzinne, rodzinne domy dziecka, albo rodziny zastępcze zawodowe. Mogą się odbyć w jednej rodzinie, albo w kilku.
Tak samo mogłoby to wyglądać w przypadku rodziców adopcyjnych. Mogliby nie tylko zobaczyć, że „fasik” nie taki straszny „jak go malują”, ale przede wszystkim wysłuchać wielu historii, dowiedzieć się jak wygląda proces przejścia dziecka do rodziny adopcyjnej. W tak krótkim czasie nie rozbudzą się uczucia, nie nawiążą jakiekolwiek więzi. Nie widzę też zagrożenia, że takie odwiedziny byłyby możliwością wyszukiwania dziecka dla siebie. W końcu od ukończenia szkolenia, do zaproponowania rodzicom jakiegoś dziecka, często mija wiele miesięcy (a nawet lat).
Jest jednak tak jak napisałaś. Rodzice adopcyjni, którzy rozpoczynają proces spotykania się ze swoim dzieckiem, często nawiązują więzi z innymi, przebywającymi u nas dziećmi. W końcu w tym przypadku, jest to kilkanaście dni, a nawet kilka tygodni. Być może zdarzyło się, że w początkowym okresie spotkań, rodzice większą sympatią darzyli niekoniecznie swoje dziecko. A już na pewno bywało tak, że wiele z tych dzieci pozostało na długo w ich umyśle i sercu.
Ja także nie widzę specjalnie pola do wdrożenia zaproponowanej praktyki w życie, choć raczej byłabym jej zwolenniczką. Nie ukrywam przy tym, że w niej tkwi gdzieś coś w rodzaju emocjonalnego szantażu, czy aby napisać dokładniej: konfrontacja RA z rzeczywistością własnych ograniczeń.
UsuńPisałam już o tym, co zmieniło moje podejście - nasze praktyki w ZRZ, podczas ktorych pierwszy raz zobaczyliśmy na oczy dzieci z FAS, dzieci po poważnych nadużyciach. To doświadczenie było leczące dla przekonań wyniesionych z kursu teoretycznego i zaowocowało odkryciem, że - uwaga, uwaga - to są dzieci. A etykiety są tylko dodatkiem do człowieka.
Druga rzecz, która miała na mnie wpływ, to rozmowa z dyrektorką DD, który formalnie jest DD, a nieformalnie domem małego dziecka. Przebywało w nim wówczas około 80 dzieci z uregulowaną sytuacją prawną, a jednak 'nieadoptowalnych'. Były to dzieci chore i z orzeczeniami, przy czym stopień ich obciążeń wahał się od zespołu Downa po pomniejsze zespoły genetyczne, żywienie pozajelitowe, porażenia mózgowe, niedosłuch, niedowidzenie itd.
Wbrew temu, co wydaje się rozsądnemu człowiekowi, dzieci z dobrymi rokowaniami potrafią prześlizgnąć się przez oka systemu i trafić do domu pomocy społecznej czy własnie do takiego domu dziecka. Tak nie powinno się dziać, ale tak się zdarza. Aktualnie śledzę historię znajomej RZ, która usiłuje wyciągnąć z DPSu dwulatka, który znalazł się tam w wyniku splotu przypadków, w których dużą rolę odegrało zaniedbanie pogotowia opiekuńczego: pogotowie brało dzieciaki niemal 'na akord', po czym umieszczało je w kojcach i łóżeczkach. Po roku takiego życia, chłopczyk miał spore opóźnienia rozwojowe i został uznany za dziecko o specjalnych potrzebach, więc poszedł do DPSu z naciąganym 'podejrzeniem o autyzm'.
Wracając do dyrektorki DD - jej frustracja wynikała z faktu, ze 'jej' dzieci nie są w ogóle proponowane kandydatom na RA. Ośrodki adopcyjne najwidoczniej wychodziły z założenia, że zaproponowanie dziecka z orzeczeniem/chorego byłoby dalece nie fair wobec kandydatów oczekujących na dziecko zdrowe, więc dzieci zostawały w domu dziecka, a stamtąd - po pewnym czasie - szły do DPSu. Ile z nich było w stanie absolutnie możliwym 'do wyciągnięcia", o ile zrobiono by to na w miarę wczesnym etapie? Ile z nich mogłoby doczekać się rodziny, gdyby dano tej rodzinie szansę i po prostu zaproponowano dziecko?
Myślę, ze wielu z nas chciałoby dzieci zdrowych, ale z drugiej strony skonfrontowani z konkretem - np. niedowidzenie - moglibyśmy sobie uświadomić, że znamy osoby niedowidzące, mamy je wśród znajomych i taka wizja wychowawcza nas nie przeraża.
to wszystko łączy się własnie w idei praktyk - serio, zobaczenie i doświadczenie czegoś na własnej skórze jest czymś zupełnie innym od rozważań na sucho podczas dyskusji o własnej gotowości, ograniczeniach i oczekiwaniach. To potrafi nieprawdopodobnie otworzyć i dać zarówno nam, jak i dzieciom, szansę na wspólną przyszłość.
To też nawiązuje do innego problemu dyskutowanego już tutaj: jak długo polskie OA postrzegają adopcję jak proces, nad którym mają całkowitą kontrolę i władzę, tak długo bardzo trudno jest rozsadzać to przekonanie o omnipotencji i dopuszczać inicjatywę kandydatów, rodzin zastepczych czy ludzi spoza systemu. Ale cenę za tę omnipotencję płacą dzieci, z których pewna liczba nigdy nie zostanie zaprezentowana albo utknie w miejscu, z którego niemal nie można się wydobyć, a przynajmniej jest to trudne.
Pikusiu, życzę wam dużo słoneczka w waszej pracy. Jedźcie na zasłużony urlop. Czytam, lecz nie za bardzo lubię pisać komentarze. Przez te ostatnie ciężko mi było przebrnąć. Dla poprawienia humoru proponuję filmik Domek w Karkonoszach, który pewnie większość oglądała. To na wypadek gdybyś chciał uciec przed tym wszystkim w góry. Uwaga 18+
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Ula
Bardzo się cieszę, że wypoczywacie i w ogóle, ale usłużnie podpowiem, że od ostatniego wpisu mija właśnie 16 dni, chlip!
OdpowiedzUsuń