Przed kilkoma godzinami wypełniałem pewną ankietę mającą służyć pracy badawczej o stylach przywiązania i stresie występującym w rodzinach zastępczych. Gdy pobieżnie zdiagnozowałem samego siebie, to wyszło że wszystko mam pod kontrolą, że chociaż jestem uwikłany w nieudolny system pieczy zastępczej, to mam poczucie dobrze wykonywanej pracy, dbania o dzieci... mam poczucie bycia szczęśliwym.
No i przyszła wiadomość, którą będę jakoś musiał wkomponować w to moje poczucie szczęścia. Najłatwiej byłoby ją wyprzeć ze swojej świadomości, bo przecież ona nic nie zmieni. A może się mylę?
Mama Bliźniaków właśnie nas poinformowała, że za trzy miesiące będzie składać wniosek do sądu o przywrócenie władzy rodzicielskiej.
Bo została jej pozbawiona. Sąd okręgowy odrzucił jej apelację, podtrzymując jednocześnie decyzję sądu rejonowego. Trwało to prawie rok, ale wyrok jest już prawomocny.
Nie zostaliśmy zaproszeni na rozprawę. Nie zostali na nią zaproszeni nawet rodzice chłopców. Wszyscy zostaliśmy tylko powiadomieni. Chociaż Majka ostatnio sama wprasza się na wszystkie rozprawy... jak do tej pory nikt jej jeszcze nie wyrzucił. Nie jest już przesłuchiwana, ale chociaż mamy informacje z pierwszej ręki.
Na dwa dni przed dniem rozprawy zostaliśmy poproszeni przez sąd o naszą perspektywę całej sytuacji. Mieliśmy opisać jak funkcjonują dzieci, jak oceniamy ich rodziców. Niby standardowa prośba, ale jednak z pominięciem korespondencji za potwierdzeniem odbioru, i z terminem siedmiu dni na odpowiedź. Może sędzina zaczęła się przygotowywać i czegoś jej brakowało na potwierdzenie wydania swojej decyzji. Jakiejś podkładki? A może zwyczajnie pani sekretarka zapomniała wysłać do nas pismo miesiąc wcześniej i jedyną możliwością była prośba telefoniczna i tak krótki czas na jej realizację.
Niedawno wziąłem udział w dyskusji dotyczącej słowa „mama” w życiu dziecka. Co ono oznacza? Czy dziecko czuje wewnętrzną potrzebę mówienia „mamo”?
W opisie chłopców dla sądu nie chciałem znowu moralizować i wykazywać wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy. Skupiłem się na pewnych sytuacjach... na faktach. Jedna z naszych mam biologicznych kiedyś stwierdziła: „mój mecenas mówi, że pan nie jest od wydawania opinii”. W zasadzie ma rację, zwłaszcza, że te fakty czasami są bardziej oczywiste w swoim przekazie. Napisałem kilka stron, ale zacytuję jeden fragment, który wybrzmiał przy uzasadnianiu wyroku:
„Ostatnio zdecydowaliśmy się na spotkanie w niedzielę – w mikołajki. Uznaliśmy, że jest to na tyle ważny dzień dla chłopców, aby zrezygnować z naszych zasad, że niedziele przeznaczamy dla naszej rodziny, a nie rodzin biologicznych przebywających u nas dzieci.
Emocje na rozprawie (i tuż po niej) były ogromne. Mama podeszła do Majki ze słowami „I co, cieszy się pani?”. Tata pewnie gdyby nie było świadków, to wszedłby w konflikt z prawem z artykułu 158 KK. W każdym razie od tego dnia już się do Majki nie odzywa... nawet nie odpowiada na „dzień dobry”, chociaż był już dwa razy na spotkaniu z chłopcami.
Majka tego dnia miała strasznego doła. W pewien sposób obwiniała się za to co się ostatecznie wydarzyło. Bo gdyby przyjrzeć się całej sytuacji na zimno, to na każdym etapie postępowania, nasze oceny sytuacji miały kluczowe znaczenie. Czy taka sama byłaby opinia PCPR-u, albo biegłych sądowych na badaniu więzi, gdybym się tak nie wymądrzał w swoich wielostronicowych opisach? Czy same testy psychologiczne były aż tak bardzo druzgoczące? Czy mój pierwszy tekst nie był małą kulką śniegu, która z każdym miesiącem nabierała rozpędu i ostatecznie przysypała rodziców chłopców?
Wszyscy spodziewali się ograniczenia władzy rodzicielskiej... najpierw na etapie sądu rejonowego, a potem okręgowego.
Jak ja się z tym czuję?
Co oznacza wniosek o przywrócenie praw rodzicielskich?
Z prawnego punktu widzenia, deklaracja mamy niczego nie zmienia. Ośrodek adopcyjny może rozpocząć swoje procedury. Mamy w miarę aktualne wyniki badań psychologicznych, więc wszystko może ruszyć z kopyta. Jest tylko pytanie, czy znajdą się chętni rodzice adopcyjni, którzy zostaną uświadomieni, że mama chłopców będzie składać wniosek o przywrócenie praw rodzicielskich. Z pewnością nie uda się do tego czasu zakończyć sprawy o przysposobienie. Być może sąd zdąży wydać decyzję o powierzenie pieczy, która pozwoli chłopcom zamieszkać w nowej rodzinie. Jednak sam proces adopcyjny zapewne zostanie wstrzymany. Na jak długo? Pewnie na kilka miesięcy... kilka miesięcy życia w niepewności.
W zasadzie to nie mam pojęcia na co liczy mama dzieci. Wniosek o przywrócenie władzy rodzicielskiej może złożyć w swoim sądzie rodzinnym, albo odpowiadającym miejscu zamieszkania chłopców (czyli w naszym). W pierwszym przypadku jest raczej mało realne, aby sędzina, która wydała decyzję o odebraniu praw rodzicielskich (i która to decyzja przecież została podtrzymana przez sąd okręgowy), nagle po trzech miesiącach zmieniła zdanie... bo cóż w tak krótkim czasie może się wydarzyć. Przypuszczalnie mama zaryzykuje drugie rozwiązanie, zakładając że w swoim sądzie jest już spalona. Ale się przeliczy. Teraz najważniejszą sprawą jest ustanowienie Majki opiekunem prawnym Bliźniaków. A potem wszystko powinno pójść już gładko (co nie znaczy, że szybko). Najprawdopodobniej będą już w drodze dwie sprawy karne, o których mama chłopców jeszcze nie wie. Oj, bardzo się zdziwi. Będzie też można wykorzystać fakt ogromnego zadłużenia, które znacznie przyrosło w ciągu ostatnich trzech lat. Jakim cudem, skoro dziewczyna przez ten cały czas miała pracę i tylko siebie na utrzymaniu? Albo jak wytłumaczy niewywiązanie się z podstawowego warunku, który mógł dać jej duże szanse na odzyskanie dzieci? Miała rozstać się z toksycznym partnerem. Można powiedzieć, że przedłożyła jego dobro, ponad dobro swoich dzieci. Gdyby od niego odeszła, to chłopak nie musiałby spędzać nocy w piwnicy i skakać przez balkon, ukrywając się przed kuratorem. Ale czy nie poznałaby kolejnego? Przecież dwóch poprzednich było prawie identycznych.
Teraz, gdy wyrok jest już prawomocny, wypływa szereg spraw, które dotychczas gdzieś umykały, wydawały się mało ważne, albo ktoś nie chciał dobić przeciwnika (może z poczucia przyzwoitości lub lojalności w stosunku do kogoś innego).
Kilka miesięcy temu znowu wdałem się w dyskusję, w której być może wcale nie powinienem uczestniczyć. Wypowiedziałem swoje zdanie na temat rodziców biologicznych (mających ograniczone prawa rodzicielskie), które wcale nie było pochlebne. Przedstawiłem ich jako osoby ciągle walczące, których walka nijak nie przekłada się na zmianę siebie... swoich zachowań, przyzwyczajeń, rezygnację z uzależnień. Nie sprowadza się do podniesienia swoich kompetencji rodzicielskich.
Mama Bliźniaków tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu. Jeszcze kilka dni temu żałowała, że swoją apelacją zabrała swoim dzieciom kolejny rok życia... życia bez poczucia przynależności do jakiejkolwiek rodziny. Już o tym zapomniała.