piątek, 21 października 2022

MORTUS

 


Było krótko przed północą, gdy zadzwonił telefon. Po drugiej stronie odezwała się osoba, która przedstawiła się jako kurator sądowy z naszego powiatu. Została wezwana przez policję do interwencji w jednym z mieszkań. Dla dwójki starszych dzieci udało już jej się znaleźć miejsce w placówce. Pozostał tylko „on” – ośmiomiesięczny chłopiec o imieniu Mortus. Był za mały, aby pójść razem z rodzeństwem. Trzeba było znaleźć dla niego rodzinę.

Jesteśmy pogotowiem rodzinnym już ponad dziewięć lat i jak do tej pory jeszcze nie przywieziono nam dziecka w środku nocy. Odnoszę wrażenie, że nasze numery telefonów nie są znane policji, bo do innych znanych nam pogotowi, co jakiś czas ktoś dzwoni. My w dotychczasowej historii mieliśmy zaledwie kilka próśb o przyjęcie interwencyjne. Najczęściej jednak odbijaliśmy piłeczkę – a to byliśmy przepełnieni, a to dzieci były zbyt duże, było ich zbyt wiele na raz, albo pochodziły z innego powiatu. W ostateczności dzieci znajdowały miejsce na tę jedną noc w ośrodku interwencji kryzysowej, który również do tego jest powołany. Tym razem trudno było odmówić. Mieliśmy zaledwie trójkę dzieci pod opieką, sporo miejsc do spania, a do tego chłopiec wiekowo jak ulał pasował do naszego towarzystwa. Na wszelki wypadek skonsultowaliśmy się z naszą koordynatorką, bo pewnie jak mało które pogotowie, możemy do niej dzwonić o każdej porze dnia i nocy.

Można powiedzieć, że była to sytuacja jakich wiele. Jedna z tych, których nie da się liczyć na palcach jednej ręki. Tylko media, gdy czasami opisują przypadek dziecka przebywającego pod opieką pijanej matki, uznają to za temat roku i coś zdumiewającego, zdarzającego się bardzo rzadko. Niestety jest to chleb powszedni pieczy zastępczej i stały element kronik policyjnych.

Jest jednak coś, co akurat tę sytuację wyróżnia spośród wielu podobnych. I niestety raczej w negatywnym znaczeniu.

Szybko okazało się, że chłopiec niestety nie pochodzi z naszego powiatu i rejonizacja nadal ma się całkiem dobrze. Chociaż, jeżeli chodzi o pogotowia rodzinne, to nie jestem tak do końca negatywnie do tej rejonizacji nastawiony. W każdym razie wyszło na to, że tylko pani kurator jest z naszego powiatu, a dziecko mieszka zupełnie gdzie indziej. Na dobrą sprawę nie mam pojęcia dlaczego kuratorka podzieliła się z nami tą wiedzą, bo co nas interesuje gdzie ona mieszka. Być może była bardzo zdesperowana i telefon do Majki był jej ostatnią deską ratunku. Ale pewnie dobrze wiedziała jak to się musi zakończyć – chłopiec ostatecznie zostanie przeniesiony do rodziny ze swojego powiatu. Ku mojemu zdziwieniu, wszystko odbyło się błyskawicznie. Powiat ościenny w ciągu jednego dnia znalazł chętnych rodziców zastępczych. Od tego momentu pałeczkę sztafety przejął sąd. Pracę do wykonania miał bardzo prostą. Wystarczyło napisać pismo, w którym dokonano by zmiany zabezpieczenia z jednej rodziny na drugą, podpisać je i wysłać do adresatów. Wydawało się, że skoro w ciągu jednego dnia dostaliśmy decyzję o umieszczeniu chłopca u nas, to również w ciągu jednego dnia będzie decyzja o jego przeniesieniu. Nie będę już tłumaczył, że ze względu na dobro chłopca, czas miał niemałe znaczenie. Minął jednak dzień, potem drugi, trzeci. Rozpoczęło się wydzwanianie do sądu przez rozmaite osoby, gdyż każdemu zależało, aby sprawę szybko zamknąć. Sąd pochylał się nad trudną sytuacją i za każdym razem odpowiadał: „dzisiaj, najdalej jutro”. To pochylanie się trwało równo trzynaście dni. Mortus odszedł do podobnej rodziny jaką jesteśmy my – pogotowia rodzinnego. Tyle, że z jego powiatu. Ale żeby było jeszcze ciekawiej, okazało się, że już jakiś czas temu była wydana przez sąd decyzja o umieszczeniu chłopca w rodzinnej pieczy zastępczej. Raczej na stałe, gdyż stopień demoralizacji rodziców nie dawał większych szans na wyjście z dołka. Nie wiemy dlaczego Mortus wciąż tkwił w domu rodzinnym. Być może nie było chętnych, a może szukano rodziców dla całej trójki w myśl idei nierozdzielania rodzeństw. Skończyło się jak skończyło, chociaż chłopiec od kilku tygodni (a może i miesięcy, bo nie mamy takiej wiedzy) mógł być w rodzinie, z której nigdy i nigdzie nie byłby przenoszony. W obecnym domu też pewnie długo miejsca nie zagrzeje. Oby... bo rekord przebywania dziecka w tym pogotowiu, to aż sześć lat. Wydaje się niemożliwe.

Opiszę jeszcze jak wyglądał pobyt Mortusa w naszej rodzinie.

Chłopiec przywitał nas z uśmiechem na twarzy. Gdy Majka wypełniała niezbędne dokumenty z panią kurator, siedział u mnie na kolanach i był żywo zainteresowany wszystkim co działo się dookoła. Najgorsze było to, że zupełnie nic o nim nie wiedzieliśmy. Nie znaliśmy jego zwyczajów, ani nawet czym jest karmiony. Nie miał z sobą torby z najpotrzebniejszymi rzeczami, za to jakimś dziwnym trafem przywiózł książeczkę zdrowia. Tyle, że była ona dziewicza. Poza wpisami ze szpitala położniczego, nie było w niej nic.
Stwierdziliśmy, że najprawdopodobniej przed snem pije jakieś mleko, a skoro pora była bardzo późna, to najwyższy czas pójść spać. Majka powiedziała do mnie: „Połóż go w łóżeczku Einsteina” (chłopca, którego niby nie ma, a niby jeszcze jest – ale o tym innym razem). Tak też zrobiłem. No i zupełnie przez przypadek spędziłem z Mortusem pierwszą noc w jego nowym domu. Zazwyczaj bierze to na siebie Majka, a ja ogarniam maluchy, które są mi już dobrze znane. Do tego dla większości dzieci, ciocia jest dużo łatwiej przyswajalna niż wujek. Przynajmniej na tym początkowym etapie.
Stało się tak po raz drugi w mojej historii. Pierwszy raz podobna sytuacja miała miejsce gdy przyszła do nas Shirley. Gdy wkładałem ją do łóżeczka, ta natychmiast z niego wyskakiwała głową w dół. Pozostałem więc z nią na całą noc, aby nie zrobiła sobie krzywdy. Mortus aż tak rozwinięty jeszcze nie był, ale gdy kładłem go na plecach i podawałem butelkę z mlekiem, to natychmiast wstawał i krzyczał na całe gardło. Po kilku nieudanych próbach postanowiłem położyć się na łóżku obok i wziąć go do siebie. Naiwnie myślałem, że będzie chciał się przytulić i szybko zaśnie. Niestety nic z tego nie wychodziło. Mleka pić nie chciał, za to telepał się po całym łóżku, co chwilę pokrzykując. Nie mogąc zasnąć, zastanawiałem się co on może czuć. Niestety dochodziłem do smutnych konkluzji. Gdyby mnie ktoś brutalnie wyrwał z łóżka Majki i wsadził pod kołdrę z jakimś obcym facetem wciskającym w usta butelkę z ohydnym mlekiem – też nie byłbym zachwycony. Być może chłopiec miał w zwyczaju zasypiać w objęciach mamy. Ostatecznie, jaka by ona nie była, to mimo wszystko była. Z jego perspektywy zapewne miła, ważna i jedyna. Chłopiec zasnął dopiero nad ranem, gdy Omen z Dagonem zaczęli budzić się do przedszkola.
Kolejne dni odkrywały przed nami coraz więcej zachowań Mortusa, co pozwalało nam tworzyć swego rodzaju emocjonalną konstrukcję chłopca. Mleko, które podaliśmy mu pierwszej nocy jednak mu smakowało. Co więcej, było jedynym jedzeniem, które chłopiec akceptował. Odrzucał wszystkie inne potrawy należące do podstawowej diety ośmiomiesięcznego niemowlaka. Zupełnie nie był zainteresowany obiadkami (o różnej konsystencji), kaszką, bananem, arbuzem, rozgniecionymi ziemniakami, czy chlebem. Nawet chrupki kukurydziane traktował jak zabawkę – brał je do buzi, ale dziwił się gdy zaczynały się lepić i je wyrzucał. Jedynym alternatywnym i chętnie zjadanym pokarmem był mus owocowy. Ale tylko wyciskany z tubki wprost do buzi. Podany na łyżeczce był odtrącany.
Ciekawe też były inne nawyki żywieniowe. Chłopiec jadł nie rzadziej niż co trzy godziny. Zachowywał się w tym względzie prawie jak noworodek. Już nawet czteromiesięczna Kori potrafi w nocy zrobić sobie sześcio, a nawet ośmiogodzinną przerwę. Mortusowi było wszystko jedno czy był dzień, czy była noc. Co trzy godziny miał okres aktywności i musiał się najeść. Nie wiem, czy w przypadku tak małego dziecka można mówić o jedzeniu kompulsywnym, ale chłopiec jakby chciał najadać się na zapas. Jakby nie chciał dopuścić do tego, aby choć przez chwilę być głodnym (a w zasadzie nie być sytym). Być może wynikało to z jego dotychczasowych doświadczeń, gdyż podobno wiele razy przez dłuższy czas nie dostawał nic do jedzenia.
Mortus spał tylko na brzuchu i nawet w tej pozycji pił mleko z butelki. Dziwnie wykręcał głowę i jakoś udawało mu się wysączyć każdą kroplę. Dlatego pierwszej nocy tak bardzo sprzeciwiał się, gdy kładłem go na plecach.
W ciągu dnia nie było źle. Chłopiec po każdym przebudzeniu domagał się butelki z mlekiem (którą tym razem wypijał leżąc na plecach) i przez mniej więcej dwie godziny był pogodny. A nawet samowystarczalny, bo jakoś nie przepadał za braniem go na kolana i przytulaniem. Chodził na czworaka po całym pokoju, bawił się leżącymi na podłodze zabawkami i próbował ściągać wszystko co było w jego zasięgu, stając na dwóch nogach. Pod tym względem był niesamowity. Aby dojść do upatrzonego przedmiotu, potrafił zrobić kilka kroków wzdłuż stołu, albo tapczanu.

Najgorsze były noce. Licząc, że każda kolejna będzie tą ostatnią, nie chcieliśmy chłopcu co chwilę czegoś zmieniać. Spał zatem razem ze mną w jednym łóżku, podobnie jak pierwszej nocy. Raz było lepiej, raz gorzej. Najczęściej gorzej. Zdarzały się noce, gdy Mortus pomiędzy jedzeniem (co te trzy godziny) wcale nie zasypiał, tylko chodził po łóżku. Czasami przy tym marudził, a czasami robił to zupełnie bezdźwięcznie. Nawet się zastanawiałem, czy nie jest to działanie we śnie. To chodzenie było czymś pomiędzy pełzaniem, a czworakowaniem. Chłopiec przypominał samochodzik z wesołego miasteczka. Odbijał się od ściany, ramy łóżka, albo ode mnie i zmieniał kierunek ruchu. Najgorsze były chwile, gdy wdrapywał się na mnie i gdy był już przy samym uchu, zaczynał krzyczeć. Czasami z radości, a czasami z wściekłości. Tak czy inaczej wyrywał mnie brutalnie z półsnu co kilka minut.

Dałem za wygraną na trzy dni przed odejściem Mortusa. Obudziłem Majkę w środku nocy i powiedziałem: „zamieniamy się”. Widząc desperata, nie śmiała odmówić. Spędziłem więc noc w pokoju Kori i po raz pierwszy od ponad tygodnia się wyspałem. Majka też, bo okazało się, że nagle wszystko się zmieniło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Może nie do końca wszystko, bo częstotliwość jedzenia została bez zmian. Jednak od tej pory, między posiłkami chłopiec „spał jak niemowlę”. Być może, przez tych pierwszych dziesięć dni, usilnie chciał mi powiedzieć, że woli tą panią, którą widuje za dnia.

Na przyszłość będę już mądrzejszy.


środa, 12 października 2022

MOPIK

 

Gotowa do drogi

Mopik jest doskonałym przykładem niewydolności naszego systemu sądownictwa. Przynajmniej w sferze rodzinnej. Dziewczynka mieszkała z nami ponad półtora roku – od urodzenia. Przynajmniej o rok za długo, ponieważ jej mama zmarła gdy Mopik miał zaledwie pół roku. Tata zupełnie nie interesował się swoją córką. Czy był jej ojcem? Prawdopodobnie tak, chociaż bronił się przed tym ojcostwem na wszelkie sposoby. Na zalecone przez sędziego badania psychologiczne niby przyszedł – ale zapomniał okularów, więc nie mógł wypełnić wymaganych testów. W kolejnym wyznaczonym terminie już się nie pojawił. Dochodziły do nas słuchy, że stawiał sprawę jasno – nie chciał opiekować się dziewczynką, a nawet rozważał wykonanie testów na ojcostwo. Być może był to blef, gdyż dobrze wiedział, że jest ojcem. Być może był to jasny sygnał dla sądu – odbierzcie mi prawa rodzicielskie, bo nie chcę płacić alimentów. Nigdy faceta nie widzieliśmy. Mamy też nie widzieliśmy. Przynajmniej ja jej nie widziałem. Chyba nawet nigdy do nas nie zadzwoniła. Zmarła w nocy – po imprezie. Nie znamy przyczyny, chociaż jej hulaszczy tryb życia, okraszany dużymi dawkami alkoholu, był doskonale znany pomocy społecznej.

Mopik miał dwóch braci. Podobno trudnych. Być może tak trudnych jak Omen i Dagon. A może jeszcze trudniejszych. W każdym razie, rodzeństwo spędziło w pieczy zastępczej kilka lat. Zaliczając po drodze nieudany kilkumiesięczny epizod w rodzinie zastępczej, która chciała zaopiekować się dziećmi na stałe. Nie wyszło. Nie wiem dlaczego, ale mnie to już nie dziwi. Nie ma miesiąca, abym nie usłyszał o rodzinie, którą zaskakują trudności. Rodzinie, która nie była odpowiednio przygotowana, której nie przekazano całej dostępnej wiedzy. Albo takiej, która słyszała tylko to, co chciała usłyszeć. Dlatego ostatnio z Majką ustaliliśmy, że sprawozdania, które przygotowujemy (i których przykład załączam poniżej) będziemy przekazywać wszystkim rodzicom na pierwszym spotkaniu. I to niezależnie, czy będą to rodzice adopcyjni, czy zastępczy. Teoretycznie rodzice wcześniej się z nimi zapoznają. A nawet praktycznie. Tyle tylko, że są wówczas w takim szoku, że z tego zapoznania się niewiele wynika. W zasadzie to nie wiem, dlaczego nie dostają wszelkiej dostępnej dokumentacji do domu, aby móc na chłodno wszystko jeszcze raz przejrzeć, przemyśleć i podjąć ostateczną decyzję. Mopik spotkał się ze swoimi braćmi tylko jeden raz (może dwa – ale z pewnością mając mniej niż pół roku). Całkiem przypadkowo i jakimś dziwnym trafem nawet przy tym byłem. Przypadkowo dlatego, bo ja nie jestem (tak jak Majka) obeznany z wszelkimi koligacjami rodzinnymi naszych dzieci. Może z grubsza wiem, kto ma jakie rodzeństwo, ale nie mam pojęcia gdzie ono przebywa. Gdy dowiedziałem się o spotkaniu Mopika z rodzeństwem, a dokładniej - zabierałem dziewczynkę z ramion jej brata, stwierdziłem, że to spotkanie powinno być ostatnim. I nie tylko chodziło mi o Mopika, ale również (a może głównie) o brata dziewczynki. Mogę zatem wziąć na siebie całą odpowiedzialność za brak kontaktu z rodzeństwem, bo Majka początkowo nie była do końca przekonana. Być może gdybym stwierdził, że trzeba utrzymywać te kontakty, to wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Być może cała trójka rodzeństwa mieszkałaby razem. Należy zatem zadać pytanie „dlaczego?”. Dlaczego po długim czasie i wielu rozmowach z Majką, stwierdziliśmy, że chcemy szukać dla dziewczynki innej rodziny. Takiej, która poświęci się jej bez reszty i w której będzie jedynym dzieckiem.

Mopik był dziewczynką obciążoną chorobą alkoholową swojej mamy. W zasadzie cały czas jest... i będzie do końca swojego życia. Jest to widoczne choćby w dysmorfii twarzy. W rodzicach istnieje coś takiego jak wypieranie pewnych niepasujących cech swojego dziecka. Niepasujących do postrzegania go przez innych. Majka często mówiła „ona jest taka piękna”. No i jest. Ale ma też to coś, co widzą specjaliści. Coś, co teraz widzę też ja, a nawet Majka – chociaż się przed tym broni. Jeszcze do niedawna zastanawiałem się, jak to jest, że nie widzę „tej twarzy” u osób dorosłych. Przecież choćby wśród moich rówieśników, musi być jeszcze więcej osób z FASD niż w grupie dzisiejszych dzieci, gdy świadomość rodziców dotycząca picia alkoholu w ciąży jest dużo większa. Niedawno wziąłem udział w konferencji dotyczącej FAS (szerzej rozwinę temat przy opisywaniu Omena i Dagona) i okazuje się, że cechy dysmorficzne zanikają w okresie szkolnym (mniej więcej od szóstego roku życia). Pewnie brak rynienki pod nosem zostanie na zawsze, ale już oczy, uszy, nos – wtapiają się w szereg cech indywidualnych i jako takie nie zwracają uwagi. Zresztą brak rynienki pod nosem Omena zauważyłem dopiero wówczas, gdy ktoś mi o tym powiedział. Nie jest to znamieniem, piętnem rzucającym się w oczy. Nawet w pewnym momencie sam spojrzałem w lustro. Akurat Mopik rynienkę ma.

Dziewczynkę traktowaliśmy jak swoją córkę i myślę, że tak właśnie się ona czuła. Nie zmienia to jednak faktu, że mieszkała w pogotowiu rodzinnym. Rodzice byli ci sami, ale już rodzeństwo zmieniało się jak w kalejdoskopie. Nie wiem, czy jest możliwość stworzenia jakiejś metodologii badań w tym temacie. Nie wiem, bo sam nie mam pojęcia co czuł Mopik, gdy z naszej rodziny odchodziła Stokrotka, Paprotka, Shirley, Tycia, Blanka i paru chłopców. Nie mam pojęcia, co czuł Mopik, gdy przyszedł do naszej rodziny Omen, Dagon, Hela, Ziuta, czy Einstein. Raczej stoję na stanowisku, że pobyt Mopika w naszej rodzinie był najmniejszym złem, które w tym okresie mogło spotkać dziewczynkę. Oczywiście poza sytuacją, gdyby poszła do adopcji w wieku sześciu miesięcy. Ale tą winą obarczam sędziego, którego ponaglali wszyscy. Półtora roku bez rozprawy – bo co?

Myślę, że zupełnie inaczej patrzą na wszystko obecni rodzice Mopika. Przecież gdyby nie sędzia, to dziewczynka nie byłaby ich córką. Gdyby wszystko działo się w innym sądzie, to od roku Mopik mieszkałby w innej rodzinie. Można zatem powiedzieć, że jest to szczęśliwa historia. Jest... ale tylko patrząc z perspektywy rodziców adopcyjnych Mopika i ich odpowiedniego podejścia do historii dziewczynki, jej korzeni – których jesteśmy częścią.

Gdyby koleje losu szły innym torem, to Mopik jednak zamieszkałby ze swoimi braćmi. Zostali oni umieszczeni w rodzinie zastępczej, której zupełnie nie znamy. Wiemy tylko tyle, że nowi rodzice rodzeństwa nigdy nie zamierzali zaopiekować się również Mopikiem, chociaż o jego istnieniu dobrze wiedzieli. Nie chcieli małego dziecka... do czasu. Do czasu, gdy okazało się, że Mopik niesie z sobą bardzo cenny atrybut – urlop macierzyński. Nie chcę opisywać wszystkiego. Nie chcę nikogo skrzywdzić. W każdym razie tak szybko działającego sądu jeszcze nie widziałem. Po dwóch tygodniach od powierzenia pieczy rodzicom adopcyjnym odbyła się rozprawa o przysposobienie. Normalnie trwa to kilka miesięcy. Ale to już nie był ten sąd z pierwszego zdania tego wpisu.

Proces przejścia do nowej rodziny był w mojej ocenie wzorowy. Rodzice adopcyjni w pełni zdali się na nasze doświadczenia i polegali na zapewnieniach ośrodka adopcyjnego (co ma niebagatelne znaczenie). Po czternastu spotkaniach (czas, po którym odeszła od nas Mirabelka – bo jej to wystarczyło) uznaliśmy, że jeszcze czegoś brakuje. Czego? Nie wiem. Wszystko w takich sytuacjach opiera się na intuicji i słuchaniu dziecka – nawet jeżeli jeszcze nie sygnalizuje ono pewnych rzeczy w sposób werbalny. Pożegnaliśmy się jakiś czas później, podczas wakacji nad morzem. Teraz wciąż się spotykamy, chociaż coraz rzadziej. To „coraz rzadziej” nie jest zarzutem – tak powinno być. Mopik przyjeżdża do nas z mamą w odwiedziny. Nie dzieje się nic, co często jest postrachem rodziców adopcyjnych. Dziewczynka nie płacze na nasz widok, nie chce z nami zostać. Doskonale wie, kto jest teraz jej mamą. Ale czuje się swobodnie. Przychodzi jak do swojego domu, swojego ogrodu, swoich zabawek. Odchodząc rozdaje buziaki... i tyle. Czy tęskni za nami? Czy powinna? A jeżeli nie, to dlaczego? Może wie, że wciąż istniejemy i niedługo znowu do nas przyjedzie. Nie mam pojęcia dlaczego ten system działa. Ale działa.

Na koniec opis Mopika, który powstawał miesiącami. Nie tuż przy odejściu, gdy w większości przypadków zastanawiałbym się, czy aby na pewno tak było.

Mopik – 6 miesięcy

Ocena dziecka na podstawie obserwacji opiekunów.

Sytuacja zdrowotna
Mopik jest dziewczynką, która nie choruje. Czasami jest lekko zasmarkana, ale jeszcze się nie zdarzyło, aby lekarz rodzinny musiał jej przepisać jakiś antybiotyk. Poza witaminą C i D, niczego więcej nie zasmakowała... pomijając mleko i kilka łyżek deserku albo przemielonego obiadku.
Szczepienia wykonujemy na bieżąco, a Mopik znosi je całkiem dobrze. Przy samym wkłuciu igły chwilę popłacze, ale nie ma żadnych niepożądanych odczynów poszczepiennych.
Pewnym jej mankamentem jest nieco wzmożone napięcie mięśniowe, na co reagujemy zajęciami rehabilitacyjnymi. Dziewczynkę raz w tygodniu odwiedza studentka fizjoterapii, która pod kontrolą naszej zaprzyjaźnionej fizjoterapeutki, prowadzi z Mopikiem zajęcia.
Ogólnie nie jest źle. Mopik bez problemów przewraca się z pleców na brzuch i w tej pozycji lubi przebywać nawet kilkanaście minut. W drugą stronę jest nieco gorzej. Z podparcia na rękach przewraca się na plecy tylko okazjonalnie. Jeszcze nie próbuje siadać.

Funkcjonowanie dziecka w domu.
Mopik jest dzieckiem bardzo pogodnym. Gdy zaczyna płakać, to zastanawiamy się jaką w danym momencie ma potrzebę, gdyż zwyczajnie wystarczy ją zaspokoić. Lubi przebywać na rękach, ale niekoniecznie musi być noszona. Wystarczy jej uśmiech, pogłaskanie. Czasami to ona ma ochotę kogoś pogłaskać, złapać za nos, albo za brodę.
Dziewczynka rozpoznaje wszystkich domowników. Jednak zupełnie inaczej uśmiecha się do mamy zastępczej (albo do mnie), a inaczej do innych dzieci przebywających w naszej rodzinie. Bardzo lubi towarzystwo innych dzieci. Nie przeszkadza jej nawet, gdy któreś z nich lekko uderzy ją w głowę (próbując pogłaskać), albo ją przydepnie, a nawet na niej usiądzie.
Lubi bawić się zabawkami (zwłaszcza tymi wiszącymi nad nią). Jednak inne (podane jej przez kogokolwiek) potrafi oglądać i przekładać z rączki do rączki.

Kontakty z ojcem biologicznym.
Do dnia dzisiejszego nie wykazał najmniejszego zainteresowania swoją córką. Jeszcze się nie odezwał.

Mopik – 9 miesięcy
Ocena dziecka na podstawie obserwacji opiekunów

Sytuacja zdrowotna
Mopika raz w tygodniu odwiedza studentka fizjoterapii, która pod kontrolą naszej znajomej fizjoterapeutki realizuje z dziewczynką określony program zajęć mających być remedium na nieco wzmożone napięcie mięśniowe. Chociaż być może ćwiczenia te nie są już niezbędne, a tylko są przy okazji zajęć prowadzonych z innymi naszymi dziećmi. Mopik zarówno w zabawach, jak też przy kąpieli, jest już „luźniutki”, nie napina się, nie wygina do tyłu.
Dziewczynka sprawnie przewraca się z pozycji na plecach do leżenia na brzuchu i odwrotnie. Szybko przemieszcza się pełzając. Potrafi tym sposobem wejść w każdy kąt, często zaklinowując się pod fotelem, leżaczkiem, albo większą zabawką. Nie płacze wówczas, tylko stara się samodzielnie wyjść z tej opresji, co z reguły jej się udaje. Coraz częściej przyjmuje pozycję startową do raczkowania, chociaż natychmiast przechodzi do parteru. Być może stwierdza, że póki co, pełzanie jest szybszym sposobem poruszania się. Musimy zwracać na nią baczną uwagę zwłaszcza teraz (w okresie letnim), gdy drzwi od tarasu są niemal przez cały czas otwarte. Mopik bez problemu pokonuje próg i dalej „szoruje” po bruku i trawie nie zważając na ewentualne otarcia. Po kilkunastu minutach takich harców wygląda jak mop, albo inna ścierka do podłogi. Ma więc w szafie osobną półkę na „wyjściówki” ogrodowe, których zwyczajnie nie daje się już doprać.
Dziewczynka w zasadzie na nic nie choruje, a w szczególności żołądek ma wyjątkowo zdrowy. Starsze o kilka miesięcy koleżanki siedząc w fotelikach, mają w zwyczaju wyrzucać niedojedzone fragmenty owoców czy warzyw na podłogę (albo taras). Mopik natychmiast do tego dopada i szybko stara się zjeść. Taka zdobycz zdecydowanie lepiej smakuje niż kawałki umyte, obrane ze skórki i podane na talerzyku... a nawet ciepły obiadek, albo deserek.
Mama biologiczna Mopika była uzależniona od rozmaitych używek (w tym alkoholu), co w połączeniu z niską masą urodzeniową dziewczynki i niewielką dysmorfią twarzy (szeroko rozstawione oczy... czy jak kto woli małe oczodoły) byłoby zapewne wystarczające do postawienia diagnozy FASD. Nie chcemy tego robić z kilku powodów i w tym przeświadczeniu jesteśmy wspierani przez niektórych psychologów i terapeutów. Staramy się wnikliwie obserwować zachowania dziewczynki i jej rozwój. W najbliższym czasie mamy zamiar wykonać ultrasonograficzne przezciemiączkowe badanie mózgu mające na celu wychwycenie ewentualnych nieprawidłowości struktur mózgu. Reszta polega na obserwacji dziewczynki i reagowaniu w przypadku pojawienia się jakichś niepokojących sygnałów mogących powodować pojawienie się wtórnych cech wynikających z obciążenia spowodowanego piciem alkoholu w ciąży przez mamę.
Staramy się też porównywać Mopika z innymi znanymi nam dziećmi, które w mniejszym lub większym stopniu były zaburzone niefrasobliwością swoich mam. Mopik w tym zestawieniu prezentuje się bardzo dobrze. Jego rozwój fizyczny, umysłowy i emocjonalny jest adekwatny do wieku. Dziewczynka jest opanowana (nie wścieka się), nie próbuje się dobodźcowywać (choćby poprzez gwałtowne kręcenie głową, czy uderzanie nią o rozmaite przedmioty). Potrafi przewidywać skutki swojego postępowania... oczywiście na miarę swoich dziewięciu miesięcy. Nie skacze więc na główkę z kanapy, nie pręży się i nie wyrywa, licząc że ktoś ją złapie w locie. Są to zachowania, które natychmiast zwróciłyby naszą uwagę. Obecnie można przyczepić się tylko do pierwotnych cech zewnętrznych. Niektórzy zapewne powiedzieliby, że Mopik być może jest tylko podobny do swojej mamy, albo brata. Byłoby to jednak pewnego rodzaju oszukiwaniem przyszłych rodziców dziewczynki, bo przecież zarówno mama jak i brat też mogli być obciążeni syndromem alkoholowym i widoczne podobieństwo jest w tym momencie bardzo złudne.
Mopik jest uroczą, filigranową dziewczynką. Chociaż apetyt jej dopisuje, waży tylko 6300 gram. Ale mimo wszystko mieści się w siatce centylowej.

Funkcjonowanie dziecka w domu
Mopik jest dzieckiem pogodnym, ciągle uśmiechniętym. Noce przesypia bardzo ładnie z jedną przerwą na jedzenie. Dziewczynka potrafi już sama trzymać butelkę z mlekiem, więc nocne wstanie do niej nie jest uciążliwe. Wypija najczęściej całą butelkę (210 ml w przeciągu kilku minut) i ponownie zasypia. Nie używa smoczka, więc gdy nie jest głodna to czasami przez jakiś czas prowadzi monologi pomagające jej zasnąć. Bardzo rzadko wzywa kogoś na pomoc. Noc raczej kojarzy jej się ze spaniem, a nie głaskaniem i przytulaniem. Budzi się dość wcześnie (między szóstą, a siódmą) i nie daje się przekonać do choćby krótkiej drzemki. Zresztą nie ma to większego znaczenia, gdyż starsza o kilka miesięcy koleżanka ma dokładnie taki sam rytm dnia. Obydwie budzą się mniej więcej o tej samej porze, chociaż śpią w oddzielnych pokojach. Po zejściu do pokoju dziennego i małej przekąsce, dziewczynki rozpoczynają wspólną zabawę. Myli się więc ten, kto uważa że w tym wieku dzieci bawią się obok siebie. Ta starsza wyrzuca zabawki z ustawionych pod ścianą pudeł, a Mopik roznosi je po całej podłodze. W ten sposób potrafią zgodnie bawić się nawet dwie godziny. Zerkają tylko co kilka minut w kierunku fotela, sprawdzając czy aby na pewno wciąż na nim siedzę. Co jakiś czas to jedna, to druga przychodzi się przytulić, albo przez chwilę posiedzieć na kolanach. Jednak jest to dosłownie chwila, bo obowiązki zabawowe wzywają.

Kontakty z ojcem biologicznym
Tata nie przyjechał na wyznaczone kilka dni temu badanie psychologiczne, chociaż swoją nieobecność wytłumaczył wyjazdem zagranicę. Ma wyznaczony drugi, tym razem ostatni, termin. Do nas nie odezwał się ani razu na przestrzeni minionych dziewięciu miesięcy.

Mopik – 1 rok
Ocena dziecka na podstawie obserwacji opiekunów

Sytuacja zdrowotna
Jest to dziecko, którego choroby się nie imają. Nawet wówczas, gdy inne dzieci kaszlą i są zakatarzone, Mopikowi najwyżej lecą drobne smarki, które z upodobaniem wyciera w rękaw. W związku z tym wszystkie szczepienia realizujemy zgodnie z harmonogramem.
Zakończyliśmy terapię ruchową. W zasadzie to ani nie my, ani nie Mopik, tylko nasza fizjoterapeutka, która stwierdziła, że nie ma już najmniejszej potrzeby jej kontynuowania. Mopikowi jest chyba trochę żal, bo patrząc na inne dzieci w trakcie zajęć (nawet te, które wydzierają się wniebogłosy) często podchodzi do maty próbując się przyłączyć.

Funkcjonowanie dziecka w domu
Dziewczynka jest bardzo ruchliwa. Raczkując, porusza się niemal z taką prędkością jak inne dzieci na dwóch nogach. Próbuje wchodzić na wszystko co jest w jej zasięgu. Na szczęście (dla nas) drobna postura i niewielki wzrost, nie pozwalają jeszcze wdrapywać się na krzesła, tapczany, stoły i parapety. Od kilku tygodni przemieszcza się wzdłuż rozmaitych podpór i nawet niewielkie przedmioty traktuje jak chodzik, który popycha i spaceruje z nim po całym pokoju. Wchodzenie po schodach ma opanowane do perfekcji. Gorzej jest ze schodzeniem, więc musimy bardzo pilnować, aby barierki zabezpieczające zawsze były zamknięte. Mopik próbuje też wstawać bez podporu i udaje mu się utrzymać w tej pozycji nawet kilkanaście sekund. W dniu, w którym dziewczynka kończyła roczek, bardzo jej kibicowaliśmy w zrobieniu pierwszego kroczku, ale się nie udało.
Mopik jest dziewczynką bardzo rozgadaną. Wyraża się pełnymi zdaniami, chociaż nikt nie ma pojęcia o czym mówi. Zrozumiałe są tylko proste słowa typu „am”, „pa-pa” i „tata”. W zasadzie trudno powiedzieć dlaczego akurat mówi „tata”. W każdym razie słowo „mama” jej nie wychodzi, chociaż od niedawna słyszy je niemal co chwilę, gdyż trójka naszych najstarszych dzieci stosuje je naprzemiennie ze słowem „ciocia”.
Bardzo ładnie je – do tego wszystko, co zostanie jej zaproponowane. Zupełnie jej nie przeszkadza, że ma tylko sześć zębów (4 na górze i 2 na dole). Zaczyna posługiwać się sztućcami. Na razie nie potrafi jeszcze nabrać jedzenia na łyżeczkę, więc nakłada je na nią ręką i dopiero potem kieruje do buzi. Z kolei widelcem nakłuwa, by po chwili zdjąć ręką i wsadzić do buzi. Posiłki ma podawane na plastikowych talerzykach, z których po kilku minutach wszystko wykłada na stół, a talerzyk wyrzuca na podłogę. Można zatem stwierdzić, że jej maniery nie są jeszcze najlepsze, ale chociaż wie co do czego służy. Potrafi też napić się z kubeczka. I chociaż część wykapie jej bokami, to jest dużo lepsza od mieszkającego z nami od niedawna trzylatka, który nie pije, tylko otwiera buzię i próbuje wlać do niej zawartość kubka.
Od jakiegoś czasu Mopik rewelacyjnie śpi. Zasypia po kąpieli około dwudziestej i bez budzenia się potrafi przespać nawet dwanaście godzin. Rzadko kiedy budzi się wcześniej niż o siódmej.
Dziewczynka jest dzieckiem bardzo pogodnym i rzadko płacze. Nawet wówczas gdy ktoś zabierze jej trzymaną w ręce zabawkę. Najczęściej w takiej sytuacji zaczyna rozglądać się za inną, chociaż bywa, że walczy o jej odzyskanie do upadłego.
Mopik bardzo lubi się przytulać. Niczym po ściance wspinaczkowej potrafi wdrapać się na ciocię albo wujka, by położyć swoją głowę na ich ramieniu. W stosunku do obcych jest raczej nieufna. Lubi się z nimi bawić, ale musi mieć w zasięgu wzroku kogoś znajomego.

Kontakty z ojcem biologicznym
Brak

Mopik – 1 rok i 5 miesięcy
Ocena dziecka na podstawie obserwacji opiekunów

Sytuacja zdrowotna
Mopik bardzo rzadko bywa przeziębiony i zasmarkany. Być może przyczyna tkwi w tym, że od dawna nie mieszkają z nami dzieci przedszkolne, więc nie za bardzo jest skąd przywlec jakieś wirusy, czy bakterie.
Wszystkie obowiązkowe szczepienia ma robione na bieżąco, a z dodatkowych ma za sobą dwie dawki szczepionki przeciwko ospie.

Funkcjonowanie dziecka w domu
Ostatnim czasie Mopik przeżywa bardzo trudne chwile. Nie potrafi sobie poradzić z emocjami, co często kończy się nieuzasadnionym wściekaniem się, płaczem, a nawet uderzaniem głową w podłogę. Trudno nam jest podać przyczynę takiego stanu rzeczy, gdyż w ostatnim czasie wiele się w naszej rodzinie działo. Najpierw zamieszkały z nami dwie starsze dziewczynki, później odeszła do rodziny adopcyjnej jej koleżanka z kołyski, a na koniec pojawił się bardzo mocno rozchwiany emocjonalnie rówieśnik, który przez kilka pierwszych dni zupełnie nie mógł się u nas odnaleźć i wciąż krzyczał, kręcąc się w kółko. Istnieje też możliwość, że Mopik przeszedł na jakiś kolejny etap rozwojowy, co niestety byłoby złym prognostykiem.

Dziewczynka jest bardzo zazdrosna o każde dziecko. Nawet o Mirabelkę, którą zna od urodzenia i lubi się z nią bawić. Wszystkich odpycha i najchętniej nie schodziłaby z naszych kolan. Na każdą zaczepkę ze strony innego dziecka (w zasadzie dotyczy to tylko trzyletniego Dagona i Omena) reaguje ze zdwojoną agresją. Czasami nawet sama wszczyna awantury. Zupełnie jej nie przeszkadza, że chłopcy są dwa razy ciężsi i o dwie głowy wyżsi. Jak jej coś nie pasuje, to chwyta ich dwiema rączkami za bluzkę i dopycha do ściany. Bywa też, że uderza ich jakąś zabawką po głowie i cieszy się jak płaczą. Na swoje szczęście, rzadko spotyka się z odwetem, bo chłopcy ani nie potrafią się jednoczyć, ani logicznie myśleć w sytuacji zagrożenia. Zwyczajnie stoją i wrzeszcząc czekają na pomoc dorosłego. Pogorszyło się również spanie w nocy. Bywa, że Mopik budzi się kilka razy z krzykiem i często mama zastępcza musi ją wziąć do swojego łóżka.

Sprawność fizyczna dziewczynki nadal jest bez zarzutu. Musimy zwracać baczną uwagę na prawidłowo zamknięte barierki na schody i do kuchni, ponieważ Mopik wykorzystuje każdą okazję, aby wejść w niedozwolone miejsce. Jest to o tyle trudne, że czwórka starszaków potrafi samodzielnie otworzyć obie bramki zabezpieczające, nie licząc się z możliwymi konsekwencjami. Na szczęście dziewczynka sprawnie wchodzi i schodzi ze schodów, więc jeszcze jej się nie zdarzyło, aby z nich spadła. Częściej potyka się o jakieś zabawki, albo spada z tych, które nie służą do wchodzenia na nie.

Mopik jest świetnym piechurem. Dziewczynka potrafi bez widocznych oznak zmęczenia przejść nawet trzy kilometry, więc żaden spacer nie jest jej straszny.
Bardzo ładnie je. Zwłaszcza lubi owoce. Najbardziej gustuje w arbuzie, ale nie pogardzi również owocami rzadziej widywanymi w naszym domu, albo sezonowymi. Czasami tylko po wyjściu z krzesełka musimy z niego wybrać miseczkę posiekanej surówki owocowej.
Dziewczynka jest dzieckiem filigranowym i zawsze wydawało nam się, że jest nieco wychudzona. Dopiero od trzech tygodni, gdy porównujemy ją do najmłodszego stażem chłopca, mówimy do niej: „Oj ty grubasku”. Wszystkie posiłki Mopik je samodzielnie. Nawet jeśli makaron nie chce się nabrać na widelec, pomoże sobie ręką i nigdy głodna od stołu nie odchodzi.
Mopik nadal jest dziewczynką bardzo rozmowną, chociaż od przynajmniej trzech miesięcy jakby zatrzymała się na tym samym etapie. Myślę, że w taki sposób szykuje się do zrobienia kroku milowego w tej dziedzinie.
Bardzo lubi się kąpać w wannie i samodzielnie myje zęby. Pewnie jeszcze niezbyt dokładnie, ale na tym etapie chodzi głównie o nawyki. Wie, która szczoteczka jest jej i natychmiast po wejściu do wody domaga się nałożenia pasty do zębów.
Najbardziej martwi nas to, że Mopik jest z nami już siedemnaście miesięcy. W jej sprawie niewiele się dzieje, chociaż mama dziewczynki już od dawna nie żyje. Rozstanie z nami będzie dla niej bardzo trudne.

Kontakty z ojcem biologicznym
Brak.
Wiemy, że tata dziewczynki podważa swoje ojcostwo. Właściwie w tej sprawie jest to bez znaczenia, bo przecież nikt nie wymaga od niego zaopiekowania się dziewczynką.
Sąd czeka jednak na jego ruch – a my razem z nim.
Wystąpiliśmy do sądu z wnioskiem o przyjęcie oświadczenia w przedmiocie odrzucenia spadku po mamie. Ostateczna rozprawa odbędzie się w połowie przyszłego miesiąca 

Mopik – 1 rok i 8 miesięcy
Ocena dziecka na podstawie obserwacji opiekunów

Sytuacja zdrowotna
Mopik jest dzieckiem zdrowym w sensie fizycznym, społecznym i poznawczym (zarówno jeśli chodzi o myślenie, jak też język). Gorzej prezentuje się w aspekcie rozwoju emocjonalnego. Udaliśmy się niedawno z dziewczynką na konsultacje do psychologa. Na podstawie obserwacji i wywiadu z nami została potwierdzona norma rozwojowa, o której wspomniałem na początku oraz stwierdzono rozchwianie emocjonalne. Okazuje się, że najprawdopodobniej Mopik ma w sobie coś w rodzaju wewnętrznego hałasu, z którym musi sobie radzić i robił to przez pierwszy rok swojego życia. Jednak w ciągu ostatniego półrocza dość znacznie zmieniły się warunki, w których musi przebywać. Pojawiła się w naszej rodzinie czwórka przedszkolaków i nieco zaburzony emocjonalnie równolatek. Dodatkowe zewnętrzne krzyki, niepewność i nieprzewidywalność sytuacji powodują, że dziewczynka przestaje radzić sobie z emocjami. Zaczyna krzyczeć, nie wie co ma z sobą zrobić i często uderza głową o podłogę w celu rozładowania napięcia. Dostaliśmy zalecenie zapewnienia dziewczynce ciszy, spokoju, mocnego przytulania, ugniatania ciała oraz uszycia kołderki z dwóch kilogramów kamyczków akwarystycznych. Niestety najważniejszych wytycznych, przy obecnym składzie naszych dzieci, nie jesteśmy w stanie zrealizować.
Niedawno byliśmy na prześwietleniu prawego sutka, który był nieco powiększony w stosunku do lewego. Nic niebezpiecznego nie stwierdzono. Powiększenie powinno samo ustąpić – mamy obserwować. Na najbliższy wtorek jesteśmy umówieniu na badanie słuchu, co zostało zalecone podczas ostatniej wizyty u neonatologa. Jest to badanie profilaktyczne ze względu na obciążony wywiad (nadużywanie alkoholu przez matkę).
Szczepienia ochronne realizujemy zgodnie z kalendarzem szczepień.
Z nieobowiązkowych wykonaliśmy komplet szczepień przeciwko ospie.

Funkcjonowanie dziecka w domu
Mopik całkiem poprawnie funkcjonuje przez pierwsze półtorej, do dwóch godzin, każdego dnia. Przebywa wówczas w towarzystwie rocznej Mirabelki i półtorarocznego Einsteina. Nie czuje wtedy większego zagrożenia, Potrafi się bawić, dzielić zabawkami i mamą, albo tatą zastępczym z którymi przebywa. Jest pogodna i kreatywna. Wszystko zmienia się, gdy budzą się starsi chłopcy i schodzą do wspólnego pokoju. Zamieszanie i krzyki, które są ich dziełem sprawiają, że Mopik zaczyna być podenerwowany. Staje się zazdrosny, nie chce schodzić z naszych kolan. Odpycha wszystkie dzieci, a w stosunku do Omena i Dagona jest nawet agresywny. Często płacze i wścieka się nieadekwatnie do sytuacji. Nieco lepiej odnosi się do Ziuty i Heli (cztery i trzy lata), ale za nadmierną czułością z ich strony też nie przepada.
Dużo lepiej jest gdy cała grupa wychodzi na spacer, albo bawi się w ogrodzie. Krzyki i hałas się wytłumiają, a trampolina i plac zabaw skutecznie eliminują nadmiar energii u każdego z dzieci 
Poza tymi trudnościami, Mopik bardzo chętnie poznaje świat. W ostatnim czasie nauczył się wychodzić z łóżeczka i otwierać bramki zabezpieczające schody. Na szczęście nie jest to dla dziewczynki szczególnie niebezpieczne, gdyż bardzo sprawnie zarówno wchodzi na schody, jak też z nich schodzi.
W sposób szczególny musimy też dbać o zabezpieczenie wszystkich urządzeń elektronicznych i tych mniej trwałych, które mogą stać się łupem Mopika. Kontaktu z dziewczynką nie przeżyła między innymi myszka do komputera, odtwarzacz płyt CD oraz dwie pary okularów. Te zakupione w Biedronce nie były wiele warte, ale tych drugich było szkoda. Mopik całkiem przyzwoicie je. Wprawdzie niewiele, ale wszystko co mu zaproponujemy. Niezmiennie ulubionym owocem jest arbuz, a daniem obiadowym – spaghetti.
Dość sprawnie posługuje się sztućcami (z wyjątkiem noża). Ponieważ pralka działa niemal na okrągło, nie przejmujemy się, gdy na obiad jest zupa, a surówką buraczki, albo marchewka. Mopik wszystko je samodzielnie.
W kwestii mowy nie nastąpił jeszcze przełom, na który czekam. Dziewczynka posługuje się kilkunastoma słowami i to jej wystarcza. Jeżeli widzi, że jej nie rozumiemy, to próbuje powiedzieć to inaczej, pokazać, albo bierze nas za rękę i prowadzi w odpowiednie miejsce.
Jest inteligentna i nie trzeba jej zbyt wiele tłumaczyć. Rozróżnia na przykład kosze. Doskonale wie, że zabrudzoną piżamkę trzeba wyrzucić do kosza na brudną bieliznę, a zużytą pieluszkę do kosza na śmieci. Starszy o ponad rok Dagon na polecenie: „Wyrzuć do kosza”, idzie byle gdzie, często w ogóle nie dochodząc do celu.
Dziewczynka rozumie ironię. Słysząc: „Puknij się w głowę”, uśmiecha się. I znowu mógłbym przytoczyć zachowanie Dagona.
Mopik jest fantastyczną dziewczynką – empatyczną, cierpliwą i opanowaną – przez wspomniane pierwsze półtorej godziny dnia. Brakuje jej zatem rodziców, których miałaby na wyłączność.

Kontakty z ojcem biologicznym
Brak.