|
"Nie wiem gdzie chcę mieszkać" |
Był
i już go nie ma. Tak szybkiej akcji rozmaitych służb, to ja
jeszcze nie widziałem, chociaż właśnie tak wszystko powinno
wyglądać.
Czasami
się zastanawiam (a Majka jeszcze bardziej), czy aby przypadkiem nie
posuwam się w swoich opisach zbyt daleko. Czy przedstawiane przeze
mnie sytuacje i opisywane postaci nie spowodują, że ktoś kogoś
rozpozna, a ja tym samym niechcący wyrządzę komuś krzywdę.
Okazuje
się, że media w tym zakresie zupełnie niczym się nie przejmują,
więc moje wątpliwości tym bardziej nie są uzasadnione. No bo co z
tego, że mówią Katarzyna W. i Robert H., starszego brata nazywają
Kacprem a Rambo Bartkiem, skoro bez ogródek wskazują nazwę małej
miejscowości, której mieszkańcy doskonale wiedzą, że pani Kasia
mieszka pod piątką, a z pana Roberta zawsze był kawał gnoja,
który ciągle wrzeszczał na swoje dzieci, a w piaskownicy pobił
chłopca sąsiadów. Nie będę więc dokładnie opisywał całej
sytuacji, skoro pół Polski o tym huczy i wszyscy doskonale wiedzą,
że Kacper trafił do ośrodka interwencji kryzysowej, który zapewne
jest teraz oblegany przez redaktorów chcących przedstawić ciąg
dalszy tej sprawy. Aż się dziwię, że wstając skoro świt ze
Stokrotką, nie widzę czających się przed płotem paparazzich,
chcących przeprowadzić ze mną wywiad.
Być
może jest tak, że są jakieś niepisane zasady chroniące zwyczajne
rodziny, a może Rambo jest mało ciekawy, bo przecież jemu
teoretycznie żadna krzywda nie została wyrządzona.
No
to ja postaram się pokazać właśnie tę krzywdę. Może dlatego,
że takich dzieci jak Rambo jest dużo więcej. Są to dzieci, które
wciąż mieszkają ze swoją rodziną biologiczną, chociaż od dawna
nie powinny. Są to dzieci, o których wiedzą rozmaite służby,
znajomi i sąsiedzi. Są to dzieci, które czekają aż ich brat
podejmie desperacki krok i wybierze się na komisariat policji, albo
komuś stanie się krzywda. Są to takie same dzieci jak Rambo, ale
nikt ich nie zauważa, nikt się nimi nie interesuje... jeszcze.
Rozgłos
jaki został nadany historii Rambo i Kacpra spowodował zaangażowanie
się w sprawę zarówno Rzecznika Praw Dziecka jak też Urzędu
Wojewódzkiego. Razem z Majką zostaliśmy poproszeni
o przedstawienie naszej oceny zachowań chłopca, który był nam
powierzony. Napisałem tak jak potrafię. Tak samo jak kiedyś
pisałem do sądu czy prokuratury - czyli tak jak na blogu. Tym razem pismo było skierowane do Rzecznika Praw Dziecka. Majka jak zwykle mnie przestrzegała
abym trzymał się tematu, opisywał tylko fakty i się nie
wymądrzał. Załączam tę ocenę na końcu wpisu.
A
póki co się trochę powymądrzam. Mam wrażenie, że właśnie
rozpoczęło się polowanie na czarownice. Po spaleniu dwóch (a może
tylko jednej) wszystko wróci do normy i nikt nie będzie
niepotrzebnie się zastanawiał, że może należałoby rozpocząć
od polujących. Największy ogień krytyki został skierowany na mamę
chłopców. Pojawiały się propozycje od sterylizacji po szafot.
Były życzenia śmierci w więzieniu... oczywiście bez pominięcia
tortur adekwatnych do popełnionego czynu. Mało kto miał odwagę
powiedzieć: „nie znajduję w niej winy, ona też jest ofiarą”.
Zastanowiło mnie to, że oceny ojca Rambo (jakie się pojawiały) w
zasadzie można sprowadzić do jednego sformułowania: „Psychopata,
który od dawna powinien siedzieć w więzieniu”. To jedno zdanie w
jakiś sposób tłumaczyło jego niezrównoważony charakter oraz
krzywdzenie fizyczne i emocjonalne swojego pasierba. Owszem, w żaden
sposób nie usprawiedliwiało... ale tłumaczyło.
Mamy
nic nie tłumaczyło – bo to przecież matka. Nie zrobiła nic, aby
przerwać krzywdy wyrządzane jej synowi przez ojczyma. Nawet sama
czasami przyłożyła mu laczkiem. Dlaczego? Daleki jestem od
wydawania osądów. Za to potrafię sobie wyobrazić lęk. Ogromny
strach o życie swoje i swoich dzieci, kiedy rozum się wyłącza, a
włączają się instynkty. Walka, albo ucieczka. Tylko, że walczyć
nie ma jak, a uciekać nie ma dokąd. Pozostaje chęć przetrwania,
za wszelką cenę – czasami zbyt dużą.
Mama
Rambo kilka lat temu została odcięta przez męża od swojej
rodziny, miała wydzielane pieniądze, była bita, poniżana,
uświadamiana że do niczego się nie nadaje i tylko posłuszeństwo
pozwoli jej być z dziećmi.
Nigdy
jej nie poznaliśmy osobiście. Rambo nie chciał z nią rozmawiać
przez telefon, a tym bardziej spotykać. Jednak rozmawiała z Majką
prawie codziennie. Była cicha, opanowana, godziła się na wszystko.
Udawała? Nie sądzę.
Nie chcę jej wybielać. Nie widzę też możliwości powrotu chłopców na stałe. Próbuję tylko zrozumieć.
Media
przygotowały jej piekło na ziemi. Mieszkała w małej
miejscowości... zresztą nadal mieszka. Dla większości ludzi w
Polsce była tylko Katarzyną W. Jednak dla mieszkańców tego
miasteczka była mamą Kacpra i Rambo. Miłych chłopców, którzy
zostali tak „wytresowani”, aby chronić system wymyślony przez
ojca. Co teraz myślą ludzie widzący ją przemykającą do sklepu?
Co mówią? Ona doskonale wie co myślą, naczytała się sporo
komentarzy.
Wrócę
do RPD, który bardzo mocno zaangażował się w tę sprawę.
Zacytuję fragment jego wypowiedzi:
„Ci
przestępcy, ci zwyrodnialcy będą trafiali do więzienia. Być może
trzeba zmienić system kar, one są za delikatne, może jakieś
kamieniołomy ciężkie, trzeba wrócić do tego typu kar. Niech
sobie tam te swoją energią emanują, a nie na dzieci, nie wolno
tego
robić.”
Nie
będę polemizował z takimi tezami... nie chce mi się. Ale pewnie
„tatuś” dostanie te osiem lat, które w maksymalnej wysokości
mu przysługują. Może znajdzie się też jakiś paragraf na te
kamieniołomy. Czy ktoś ośmieli się sprzeciwić?
Zastanawiam
się tylko, jak to się może przełożyć na poprawę bytu
dziesiątek innych Kacprów i Rambo.
Pewnego
dnia zadzwoniła do nas pani z PCPR-u z pytaniem, kiedy Rambo od nas
odszedł, bo w telewizji mówią, że chłopcy są już razem. Może
ktoś pomylił fizyczne zamieszkanie braci w jednym domu z decyzją
sądu o zmianie zabezpieczenia, wskazującą inną rodzinę zastępczą.
A może trzeba było odtrąbić sukces, bo przecież RPD obiecał, że
dołoży wszelkich starań, aby rodzeństwo nie było rozdzielone.
Z
mediów dowiedziałem się też, że mama została pozbawiona władzy
rodzicielskiej i ma zakaz zbliżania się do synów. No i znowu ktoś
coś pomylił, bo dopiero zostało wszczęte postępowanie o
pozbawienie władzy rodzicielskiej, a zakaz zbliżania jest tylko w
stosunku do Kacpra.
Wszystkim
się wydaje, że rodzeństwa zawsze marzą o byciu razem. Pewnie w
większości tak jest, nawet w rodzinach dysfunkcyjnych. Ale nie
zawsze.
Gdy
Rambo z nami zamieszkał, to przez chwilę pomyśleliśmy o zabraniu
do siebie również Kacpra. Byłoby ciężko połączyć szkołę z
przedszkolem i piątką „nieogarów”. Jednak nie to nas
przerażało.
„Tysiąc
razy miałem cię przepraszać, to zobaczysz jak teraz cię
przeproszę”, „Kazali mi się z tobą bawić, no to się
pobawimy”, „Patrzyłeś jak byłem bity, to teraz ja popatrzę”.
Czy takie teksty mogłyby paść z ust Kacpra? Czy nie zechciałby
odreagować swojej przeszłości agresją skierowaną nie tylko ku
bratu, ale również ku naszym najmłodszym dzieciom?
Gdy
byliśmy na takim etapie rozważań, pojawiła się rodzina
zastępcza. Nie dość, że miała ukończone szkolenie i odpowiednie kwalifikacje, to była do tego bliską rodziną mamy Rambo. Rodzice ci
nigdy nie widzieli naszego pięciolatka, a Kacpra mniej więcej sześć
lat temu. Postanowiliśmy wcześniej spotkać się chociaż ze dwa
razy w naszym domu, ponieważ dla chłopca były to obce osoby.
Kolejne obce w przeciągu kilkunastu dni. Jednak najpierw rodzice
pojechali odwiedzić starszego brata w placówce. Rozmowa tak im się
układała, że postanowili wrócić do domu w trójkę. Ponieważ
Kacper dopytywał, kiedy pojedzie do Rambo, uznaliśmy że możemy
sobie podarować zapoznawanie się, bo bracia będą dla siebie
wystarczającą atrakcją. Chcieliśmy jednak przygotować Rambo na
spotkanie i delikatnie opowiedzieć o przyszłości. Było dla nas
szokiem, gdy chłopiec negatywnie zapatrywał się na zamieszkanie z
bratem, spotkanie się z nim, a nawet tylko rozmowę przez telefon.
Zapytałem: „A z kim chciałbyś mieszkać?”. Odpowiedział: „Nie
wiem”. Pałeczkę rozmówcy przejęła Majka i doszła do wniosku,
że Rambo myślał, iż zamieszkanie z bratem oznacza równocześnie
powrót do rodzinnego domu – do rodziców. Na końcu chłopiec
przytaknął i wyraził zgodę na poszukiwanie dla niego nowej rodziny. Nic Majce nie mówiłem, tylko pomyślałem sobie, że
przecież Rambo nie potrafi nikomu się przeciwstawić. Został
zaprogramowany tak, żeby wykonywać polecenia i nie dyskutować.
Taki idealny żołnierz.
Z dużym niepokojem czekałem na chwilę, gdy w drzwiach mieli
stanąć nowi rodzice. Do tego Kacper w ostatnim momencie stwierdził,
że nie chce razem z nimi przyjechać po brata. Czyżby zadając
nowym rodzicom pytanie, o którym wspomniałem wcześniej, łudził
się, że odpowiedź będzie brzmiała „nigdy”? Nie wiedzieliśmy
więc kto pojawi się w naszym domu i jaka będzie decyzja Rambo.
Ustaliliśmy, że nie będziemy robić nic na siłę, że nie
interesuje nas to, że sukces został już obwieszczony, a śmietanka
wypita. Jeżeli Rambo nie będzie chciał wyjechać z naszego domu,
to nie wyjedzie. Planu „B” nie mieliśmy przygotowanego.
Nie
mam pojęcia czy z tej historii zostaną wyciągnięte jakieś
wnioski. Ale nie typu, że system karania jest niedoskonały. Zbyt
dużo jest tutaj niedomówień, sprzecznych wersji i odbijania
piłeczki. Tata chłopców miał kiedyś założoną niebieską kartę
za bicie żony i sprawę karną za pobicie obcego dziecka w
piaskownicy. Sąsiedzi mówią, że zgłaszali dochodzące z
mieszkania krzyki na policję i do Ośrodka Pomocy Społecznej.
Twierdzą, że policja przyjeżdżała 2-3 razy w tygodniu. Tyle
tylko, że ani pomoc społeczna się do tego nie przyznaje, ani
policja. Ta druga twierdzi, że odwiedzający rodzinę dzielnicowy (w
związku z niebieską kartą) zawsze opisywał rodzinę pozytywnie.
Spotykał dzieci jedzące kolację, albo bawiące się z tatą i z
mamą. Z kolei pomoc społeczna opiera się na pozytywnych opiniach
ze szkoły i z przedszkola. Nikt nigdy niczego niepokojącego nie
zauważył... poza tymi dwoma przypadkami kilka lat temu. Nikt (poza
sąsiadami) nie potwierdził częstych interwencji policji.
Przedstawienie
wszystkiego w prasie i telewizji zaowocowało zwiększoną
wrażliwością społeczną wyrażoną zwielokrotnioną ilością
zgłoszeń dotyczących płaczącego za ścianą dziecka. Wpłynęły
też dziesiątki e-maili z propozycjami wsparcia materialnego rodziny
zastępczej, w której przebywają dzieci, a nawet chęcią ich
adoptowania.
Wszystkie
osoby, z którymi Majka miała okazję rozmawiać były bardzo
empatyczne, a zaistniałą sytuację odbierały jako coś, co nie
miało prawa się wydarzyć. A jednak się zdarzyło. Jakie
mechanizmy nie zadziałały?
Do
Majki zadzwonił nawet sam Rzecznik Praw Dziecka z podziękowaniem za
naszą pracę i wnikliwy opis zachowań Rambo w naszej rodzinie. Miły
gest... ale tylko gest. Wydaje mi się, że w tej chwili wszystko
powinno być wyciszone i nie mieć dalszego medialnego ciągu. Tak
będzie lepiej zarówno dla chłopców, jak też ich nowych rodziców
zastępczych. Dochodzenie do normalności może zająć lata, o ile w
ogóle jest to możliwe. Błysk fleszy jedynie może wszystko
pogorszyć. Rzecznik Praw Dziecka już się wykazał – w końcu
zareagował na sytuację, która poruszyła niemal cały kraj. W
świat poszedł przekaz, że po jego interwencji chłopcy zamieszkali razem w jednej rodzinie zastępczej. Do nikogo nie dotarło, że
rodzina zastępcza już drugiego dnia pobytu Rambo w naszej rodzinie
złożyła wniosek do sądu o przeniesienie do niej dzieci na czas
trwania postępowania. Było to kilka dni przed opisaniem sprawy w
mediach i reakcją RPD. Szum medialny nie miał więc żadnego wpływu na to, co działo się później.
Słyszałem
w telewizji wypowiedzi ekspertów, że obecna rodzina zastępcza nie
może być rodziną docelową. Trzeba dla chłopców poszukać dobrej
i sprawdzonej rodziny adopcyjnej. Dla mnie jest to kolejny dowód na
to, że wykształcenie psychologiczne nie zawsze uprawnia do
stawiania się w roli eksperta, a teoria przywiązania często jest
tylko zapomnianą ideą zasłyszaną kiedyś na studiach. Nawet nie
chcę tutaj stawiać pod osąd taty Rambo, który też przecież z
wykształcenia jest psychologiem.
Rzucę
w tej kwestii kilka swoich myśli. Nie jestem żadnym ekspertem...
jestem obserwatorem dzieci zastępczych, którym przyszło żyć w
takim, a nie innym systemie. Chłopcy zamieszkali w rodzinie swojej
starszej kuzynki. Rambo jej nie zna, a Kacper nie pamięta. Ale obaj
mają świadomość tego, że jest to ktoś dużo bliższy niż
chociażby Majka i ja. Dla chłopców mama nie jest potworem. Dla
Rambo nie jest nim nawet tata – chłopiec bardzo ciepło się o nim
wypowiadał. Życie oparte na terrorze i przemocy było dla niego
czymś naturalnym. Dla Kacpra może mniej... ale tylko „może”.
Nie sądzę, aby dzieci kiedyś wróciły do mamy na stałe. Jednak
sprawy w sądzie będą trwały długo – bardzo długo.
Przynajmniej kilkanaście miesięcy. W tym czasie chłopcy będą
mieszkać ze swoją kuzynką. Staną się rodziną, prawdopodobnie
rozpoczną terapię. No i załóżmy, że po tym czasie jakiś
ekspert (którego słyszałem w telewizji) stwierdzi, że czas na
adopcję, fundując chłopcom kolejną przesiadkę. Rodziny adopcyjne
zapewne w tym przypadku (z naciskiem na „w tym przypadku”) się
znajdą. Będą to dobre rodziny, czy działające na emocjach?
Sprawdzone? To ostatnie określenie jest dla mnie pewnego rodzaju
oksymoronem. Rodzice adopcyjni najczęściej są tylko po szkoleniu,
a doświadczenie w pracy z dziećmi mają niewielkie. Gdzie szukać
sprawdzonych? Może wśród rodzin zastępczych?
Istnieje
więc prawdopodobieństwo, że kuzynka zostanie przymuszona do
adopcji. Tym samym pozbawiona środków na utrzymanie chłopców,
wsparcia instytucjonalnego i kontroli. Zdaję sobie sprawę z tego,
że słowo „kontrola” u wielu osób powoduje nagły skok
ciśnienia. Mogę tylko powiedzieć, że ja nie podjąłbym się
opieki nad tą dwójką bez żadnego wsparcia, doradzania, zwracania
uwagi, wskazywania innych rozwiązań... kontroli.
Rzecznik
Praw Dziecka rozmawiał z Majką prawie pół godziny. Obiecał
pomoc, gdy będziemy jej potrzebować. Majka ma zapisany jego
bezpośredni numer telefonu. Mam nadzieję, że przy próbie rzucenia
chłopców na ścieżkę adopcyjną, zainterweniuje z podobnym
zacięciem jak w tym przypadku.
Na
godzinę przed planowanym przyjazdem rodziców zastępczych
dowiedzieliśmy się, że jednak Kacper też przyjedzie. Rambo
wiedział już, że czekamy na gości. Tym razem ja postanowiłem z
nim porozmawiać. Zapytałem: „Wiesz kto będzie tym gościem?”.
Nic nie odpowiedział... jakby wiedział co powiem dalej.
Wymamrotałem kilka zdań, których zakończeniem było: „Będzie
dobrze”. Odpowiedział zupełnie bez przekonania: „Tak”. No i
było dobrze. Może dlatego, że rzeczywistość okazała się inna
niż wyobrażenia, albo dlatego że wujek tak powiedział. A może
chłopcy zwyczajnie weszli w dawne role. Ktoś mi kiedyś powiedział,
że nie powinienem używać słowa „dysocjacja”. Zbyt mądrze to
brzmi w ustach zwykłego ojca zastępczego. Zatem może spotkanie
braci wywołało takie oddzielenie od tu i teraz. Może to była gra,
powrót do wyuczonych zachowań sprzed kilku tygodni.
Przed
rodzicami jest wiele wyzwań. Są w wieku moich dzieci – jeszcze
nie przekroczyli trzydziestki. W ciągu dwóch tygodni stali się
rodzicami dziesięciolatka i pięciolatka. Gdy kilka miesięcy temu zapisywali się na
szkolenie dla rodzin zastępczych, być może myśleli o niemowlaku,
którego z biegiem czasu będą mogli adoptować. Nie wiem, nie
pytaliśmy.
Pierwszym
wyzwaniem będzie prawo mamy biologicznej do spotykania się z Rambo.
Sam kontakt nie stanowi problemu. Jest nim zakaz zbliżania się do
Kacpra. Majka starała się przekonać mamę, że spotykanie się z
samym Rambo będzie pokazaniem Kacprowi po raz kolejny, że jest tym
gorszym z braci... tym, którego już raz poświęciła dla ratowania
młodszego syna. Czy zrozumiała i zrezygnuje z kontaktu? Chyba nie.
Kilka
dni temu Majka spotkała się z Bliźniakami (na chwilę wspomnę
Romulusa i Remusa) na placu zabaw. Po raz kolejny chcieli podjechać na moment pod nasz dom, aby się ze mną spotkać.
Otuliłem więc Blankę (którą miałem na rękach) w jakiś koc,
założyłem jej czapeczkę i wyszedłem przed drzwi. Rzuciłem od
niechcenia: „Może wejdziecie do środka?”. Weszli...
potrzebowali półtora miesiąca, aby zdobyć się na ten krok. I
zrobili to tak zwyczajnie, bez przygotowań, ustalania scenariuszy.
Byli tacy jak dawniej, a ja po dziesięciu minutach zacząłem się
zastanawiać jak z nimi wytrzymałem przez trzy lata.
Nie
byli tacy jak Rambo... byli zwyczajnymi pięciolatkami.
Rambo
Ocena
dziecka na podstawie obserwacji opiekunów
Rambo
jest dzieckiem bardzo otwartym i łatwo nawiązującym znajomości.
Może nawet zbyt łatwo. Już od samego początku sprawiał wrażenie
jakby przyjechał do cioci na imieniny, nie bardzo zastanawiając się
dlaczego bez mamy. Naszą uwagę zwróciło to, że chłopiec często
się uśmiechał. Zbyt często, zważywszy na sytuację w której się
znalazł i mając świadomość tego, że przez jakiś czas będzie
mieszkał z nami bez swojej mamy. Przez dwa pierwsze dni pytał o
mamę i o to, kiedy do niej wróci. Później przestał. Bywały
chwile, gdy zatrzęsła mu się broda, ale nigdy się nie rozpłakał.
Myśleliśmy: „Co za twardziel”. Trzeciego dnia dowiedzieliśmy
się, że w swoim domu nie mógł być smutny, nie mógł płakać,
nie mógł tęsknić. W tym momencie zrozumieliśmy, z czego mógł
wynikać ten jego nieco sztuczny uśmiech. Powiedzieliśmy, że u nas
może płakać i tęsknić. Od tego dnia wszystko się zmieniło.
Tylko raz porozmawiał ze swoją mamą przez telefon i pod koniec
rozmowy się rozpłakał. Teraz nie chce do niej dzwonić. Nie
zmuszamy go, chociaż codziennie pytamy, czy nie zmienił zdania.
Rozmowy wideo i fizyczne spotkania są kwestią przyszłości. W tej
chwili nie mówimy mu o takiej możliwości. Raz tylko
zaproponowaliśmy rozmowę poprzez Skype'a, ale odpowiedź również
brzmiała „nie”.
Tata
jest dla Rambo bardzo ważną postacią. To z nim spędzał większość
czasu, to on określał zasady, którymi chłopiec się kierował. Tę
zależność chłopiec przeniósł do naszej rodziny. Dominujący
męski wzorzec spowodował, że mama zastępcza jest nieco na uboczu,
a najważniejsze są relacje z ojcem zastępczym, czyli ze mną.
Chłopiec zdecydował, że chce spać w jednym pokoju ze mną, że to
ja mam go kąpać. Gdy ma do wyboru pójście na rower z ciocią,
albo prace ogrodowe z wujkiem, to zawsze wybiera drugą możliwość.
Początkowo upierał się przy pewnych rytuałach. Gdy po kąpieli
chciałem mu najpierw założyć górę od piżamy, to twierdził, że
trzeba zaczynać od dołu – bo tak robił tata. To tata nauczył go
wszystkiego: myć się, ubierać, składać swoje rzeczy. To z tatą
grał w karty, tata go kąpał i mył mu zęby. Tata nie nauczył go
tylko przytulać się. Na początku Rambo tego nie lubił. Również
nie lubił buziaka przed snem. Nie wyrywał się, nie odpychał nas,
ale w jakiś sposób był zdziwiony, zażenowany. Był... bo wraz z
upływającymi dniami, zaczęło to się zmieniać. Teraz na pytanie
„Chcesz buziaka na dobranoc?”, odpowiada „Taaak”.
Chłopiec
mówił, że tata bił Kacpra (starszego brata) laczkiem i paskiem.
Jego nie bił. On i mama najwyżej „dostawali w dupę”. Dziwne
było takie rozgraniczanie przemocy, kiedy to uderzenie ręką w pupę
jest tylko drobiazgiem. A jeszcze dziwniejsze to, że po kilkunastu
dniach Rambo twierdził, że tylko Kacper dostawał w dupę, a on i
mama - nie. Zapominał? Wypierał pewne fakty ze swojej pamięci? A
może początkowe informacje były tylko wymysłem pięciolatka?
Pomimo,
że Rambo przez całe swoje życie obcował z przemocą, to sam nie
jest agresywny, również w stosunku do kilku i
kilkunastomiesięcznych dzieci, których mamy czwórkę. Raczej
traktuje je jak zło konieczne, uciekając przed bliższym kontaktem
i dotykiem.
Na
początku chłopiec lubił przeklinać. Teraz przestał. Może
dlatego, że na nikim nie robił tym sposobem dużego wrażenia. Jego
ulubionymi przerywnikami były: „pierdolę”, „pojebany”,
„kopa w dupę i do więzienia” i... „Jezus, Maria”.
Mimo,
że chłopiec nie dawał tego po sobie poznać, to jednak kilka
pierwszych dni było dla niego bardzo emocjonalnych. Już pierwszego
wieczora zadał pytanie: „Czy w nocy będzie alarm?”. Nie
sprecyzował, czy miał na myśli jakiś monitoring, czy może dźwięk
radiowozu.
Spał
bardzo nerwowo. Kilka razy w nocy budził się, albo krzyczał przez
sen. W większości przypadków trudno było dociec sensu wypowiedzi,
a z tych nielicznych zrozumiałych mogę przytoczyć: „Mamo
poczekaj, mamo!”, „Kocham was wszystkich”, „Mój kochany
Kacper”, „Nie hamuj”. Po kilku dniach wszystko minęło. Teraz
śpi spokojnie.
Rambo
lubi rysować, najczęściej ludzi. Ciekawe jest to, że wszyscy oni
są kwadratowi (a dokładniej prostokątni). Inne dzieci raczej
rysują ludzi „jajowatych”. Poprosiliśmy chłopca, aby narysował
swoją rodzinę. Byliśmy ciekawi jakiej wielkości będzie tata,
mama i czy nie zapomni o Kacprze. Narysował trzy prostokąty. Dwa
pierwsze były jednakowej wysokości, przy czym pierwszy znacznie
szerszy. Na końcu był malutki (ledwie dostrzegalny) prostokącik.
Zapytaliśmy kto to jest? Odpowiedź nas zaskoczyła: „Ciocia,
wujek i ja”.
Chłopiec
nie potrafi bawić się zabawkami. Całą swoją aktywność poświęca
sprzątaniu. Mama Rambo mówi, że jest to dla niego pewną formą
zabawy i że ma to w genach po ojcu. No i faktycznie, chłopiec
mógłby całymi dniami zamiatać, myć, ustawiać coś w określonym
porządku. Podobno najbardziej pobudza się na widok szmatki i
„pronto”. Jeszcze nie mieliśmy okazji sprawdzić. Mama
ostrzegała nas, abyśmy nie mówili mu, że jest sobota, bo będzie
domagał się mopa i wiaderka z wodą.
Gdy
pewnego dnia wyszedł na taras, to rozpoczął od ustawienia w równym
rzędzie wszystkiego co się tam znajdowało. Gdy coś wystawało, to
przestawiał to coś do drugiego rzędu. Pierwszy musiał być
nienaganny.
Chłopiec
bardzo lubi arbuzy i wygryzione skórki również ustawia w rządku.
Paputki przy łóżku muszą stać równo z ramą. Rzeczy zdejmowane
przed kąpielą składa w kostkę. Najpierw spodnie, na to skarpetki
(wcześniej przekręcone na prawą stronę), majtki i na końcu
bluzkę. Tak wykonaną piramidkę odkłada do kosza na brudną
bieliznę. Nie zrobi choćby jednego kroku, nie mając na nogach
butów, albo paputków.
Najciekawszy
jest rytuał porannego przebierania się. Dobrze, że mamy czas, bo
zajmuje mu to prawie pół godziny. Najpierw ściąga paputki, potem
dół od piżamy. Przekłada go na prawą stronę i składa w kostkę.
Zakłada majtki, spodnie, jedną skarpetkę i pierwszy but. Potem
drugą skarpetkę i drugi but. Dalej ściąga górę piżamy i tak
samo przekłada na prawą stronę i składa w kostkę. Ostatnim
etapem jest założenie bluzki. Taka kolejność powtarza się dzień
w dzień – jeszcze się nie pomylił.
Jego
zamiłowanie do porządku odbieramy w dwojaki sposób. Z jednej
strony cieszymy się, gdyż rzadko mamy taki porządek w pokojach jak
teraz. Rambo sprząta każdy bałagan zrobiony przez pozostałe
dzieci. Zawsze znajdzie miejsce dla wszelkiej maści zabawek
znalezionych na podłodze. Niestety dotyczy to również
pozostawionych niechcący ubranek dla niemowląt, które nie zawsze w
danym momencie są czyste. Chłopiec składa je w kostkę i wkłada
do szafy, albo do szuflady.
Moja
bluzka też kiedyś zaginęła na trzy dni. Odnalazła się w koszu
na pranie... widocznie Rambo stwierdził, że była już nieświeża.
Wiele rzeczy musimy szukać, bo na przykład zdarza się chłopcu
chować fragmenty większych zabawek. Mamy więc
zjeżdżalnię-labirynt, ale Rambo nie pamięta gdzie schował
piłeczki do niej. Pilnuje też, żeby wszystkie drzwi do pokoi były
pozamykane, a szelki od dziecięcych fotelików zapięte (nawet gdy
nie ma w nich dzieci). Pewnego dnia, gdy pracowaliśmy w ogrodzie,
nagle zaczęło zbierać się na burzę. Odwróciłem plastikową
taczkę, aby nie odjechała z wiatrem i położyłem drabinę, żeby
się nie przewróciła. Nie zdążyłem wejść do domu, gdy taczka
stała już na kółkach, a chłopiec przymierzał się do drabiny.
Bo przecież porządek musi być.
Chłopiec
jest niesamowicie (wręcz nienaturalnie) posłuszny. Wystarczy
powiedzieć jedno zdanie, poprosić o cokolwiek, a Rambo natychmiast
to wykonuje, nie pytając o nic. Po kilku dniach zauważyłem, że
chłopiec sam nie wychodzi nad ranem ze swojego pokoju. Jednak gdy
zaglądałem do niego około ósmej, to za każdym razem
stwierdzałem, że już nie śpi. Okazało się, że czekał na
sygnał, pewnego rodzaju rozkaz: „Możesz wyjść”. To też już
się zmieniło.
Drugą
stroną tego medalu jest rozliczanie nas z wypowiadanych słów. Gdy
po tygodniu wreszcie zgodził się umyć głowę (bo podobno się
bał), a ja nieopatrznie stwierdziłem: „Tak dobrze poszło, że
teraz możemy myć głowę codziennie”, to teraz mam za swoje i
Rambo każdego wieczora mi przypomina: „Jeszcze głowa”.
Po
tygodniowym pobycie w domu, gdy stwierdziliśmy, że chłopiec coraz
bardziej zaczyna się nudzić, postanowiliśmy zapisać go do
przedszkola. Przez trzy dni był odbierany o trzynastej (przed
obiadem). Ponieważ bardzo mu się tam podobało, to od czwartego
dnia spędzał w przedszkolu jeszcze dwie dodatkowe godziny.
Zdaniem
wychowawczyń chłopiec był grzecznym i posłusznym dzieckiem.
Wprawdzie sam nie inicjował żadnych zabaw, to bez najmniejszego
sprzeciwu brał udział w każdej zorganizowanej przez panią. Nas na
tym etapie już to nie dziwiło. Rambo zwyczajnie wykonywał
polecenia. Nie buntował się, nie narzucał swojej woli, nie
próbował zmieniać reguł zabawy.
Rambo
często wspomina brata. Najczęściej gdy coś razem robimy i ma
jakieś skojarzenia. Mówi, że z Kacprem też to robił, albo że
będzie robił. Raczej są to miłe wspomnienia, nawet wówczas, gdy
mówi, że Kacper kupił mu piwo. Do tego wątku wracał już
kilkakrotnie, chociaż nie potrafi powiedzieć ani kiedy to było,
ani w jakich okolicznościach.
Mówi,
że lubi swojego brata, ale on jest niedobry i „musi dostawać w
dupę”.
Chłopiec
był bardzo zadbany gdy do nas przyszedł. Nienaganna fryzura,
markowe rzeczy i „wypasiony” rowerek. Dużo tego nie miał, bo
został zabrany prosto z przedszkola, ale długo się zastanawiał
nad założeniem butów, które my mu daliśmy. Ostatecznie wziął
co było, chociaż był niepocieszony, że to nie są Nike. Jest
bardzo czysty, często myje ręce. Gdy kiedyś ja poszedłem do
kuchni umyć swoje, przyszedł za mną i „rzucił” tekstem: „A
mydełko, a gąbka?”.
Jeżeli
chodzi o rozwój intelektualny, to jest przeciętnym pięciolatkiem
(prawie pięciolatkiem). Chętnie opowiada. Wie ile ma lat, zna dni
tygodnia, chociaż nie we właściwej kolejności. Czasami myli
pojęcia wczoraj – dzisiaj – jutro, albo śniadanie – kolacja.
Chwali się tym, że potrafi liczyć do pięciu. Jednak jak się
rozpędzi, to udaje mu się bezbłędnie dojść nawet do trzynastu.
Trochę
też mówił o różnicach w traktowaniu przez tatę - jego i brata.
Widzi je, ale raczej nie odbiera w kategorii „niesprawiedliwości”.
Powiedział na przykład, że on ma telefon komórkowy, a
dziesięcioletni brat nie. Wiedział też, że Kacper poszedł na
komisariat policji. Zapytaliśmy: „Dlaczego?”, a on na to: „Bo
musiał przeprosić tatę, mnie i mamę” (kolejność chyba
nieprzypadkowa).
Podsumowując,
mieszka nam się razem bardzo miło. Rambo szybko stał się
członkiem naszej rodziny. Mimo tego, że czuje się u nas dobrze, to
zabranie od mamy musiało odcisnąć na nim swe piętno. Gdy mama
zastępcza gdzieś wychodzi, zadaje pytanie: „Na pewno wrócisz?”.
Albo gdy pewnego dnia inna osoba odwoziła go do przedszkola, to
powiedział do mamy zastępczej: „Ale na pewno mnie odbierzesz?”.
Chłopiec
stworzył w swoim umyśle coś w rodzaju nowej ery. Przed nim i po
nim. Wielokrotnie, gdy o czymś rozmawiamy, mówi: „To było jak
mnie nie było”, lub „To było jak już jestem”.
Chłopiec
nie pyta o swoją przyszłość, a my staramy się tego tematu
unikać, bo przecież sami nic nie wiemy.