sobota, 22 maja 2021

RAMBO

 

"Nie wiem gdzie chcę mieszkać"

Był i już go nie ma. Tak szybkiej akcji rozmaitych służb, to ja jeszcze nie widziałem, chociaż właśnie tak wszystko powinno wyglądać.

Czasami się zastanawiam (a Majka jeszcze bardziej), czy aby przypadkiem nie posuwam się w swoich opisach zbyt daleko. Czy przedstawiane przeze mnie sytuacje i opisywane postaci nie spowodują, że ktoś kogoś rozpozna, a ja tym samym niechcący wyrządzę komuś krzywdę.

Okazuje się, że media w tym zakresie zupełnie niczym się nie przejmują, więc moje wątpliwości tym bardziej nie są uzasadnione. No bo co z tego, że mówią Katarzyna W. i Robert H., starszego brata nazywają Kacprem a Rambo Bartkiem, skoro bez ogródek wskazują nazwę małej miejscowości, której mieszkańcy doskonale wiedzą, że pani Kasia mieszka pod piątką, a z pana Roberta zawsze był kawał gnoja, który ciągle wrzeszczał na swoje dzieci, a w piaskownicy pobił chłopca sąsiadów. Nie będę więc dokładnie opisywał całej sytuacji, skoro pół Polski o tym huczy i wszyscy doskonale wiedzą, że Kacper trafił do ośrodka interwencji kryzysowej, który zapewne jest teraz oblegany przez redaktorów chcących przedstawić ciąg dalszy tej sprawy. Aż się dziwię, że wstając skoro świt ze Stokrotką, nie widzę czających się przed płotem paparazzich, chcących przeprowadzić ze mną wywiad.
Być może jest tak, że są jakieś niepisane zasady chroniące zwyczajne rodziny, a może Rambo jest mało ciekawy, bo przecież jemu teoretycznie żadna krzywda nie została wyrządzona.

No to ja postaram się pokazać właśnie tę krzywdę. Może dlatego, że takich dzieci jak Rambo jest dużo więcej. Są to dzieci, które wciąż mieszkają ze swoją rodziną biologiczną, chociaż od dawna nie powinny. Są to dzieci, o których wiedzą rozmaite służby, znajomi i sąsiedzi. Są to dzieci, które czekają aż ich brat podejmie desperacki krok i wybierze się na komisariat policji, albo komuś stanie się krzywda. Są to takie same dzieci jak Rambo, ale nikt ich nie zauważa, nikt się nimi nie interesuje... jeszcze.

Rozgłos jaki został nadany historii Rambo i Kacpra spowodował zaangażowanie się w sprawę zarówno Rzecznika Praw Dziecka jak też Urzędu Wojewódzkiego. Razem z Majką zostaliśmy poproszeni o przedstawienie naszej oceny zachowań chłopca, który był nam powierzony. Napisałem tak jak potrafię. Tak samo jak kiedyś pisałem do sądu czy prokuratury - czyli tak jak na blogu. Tym razem pismo było skierowane do Rzecznika Praw Dziecka. Majka jak zwykle mnie przestrzegała abym trzymał się tematu, opisywał tylko fakty i się nie wymądrzał. Załączam tę ocenę na końcu wpisu.

A póki co się trochę powymądrzam. Mam wrażenie, że właśnie rozpoczęło się polowanie na czarownice. Po spaleniu dwóch (a może tylko jednej) wszystko wróci do normy i nikt nie będzie niepotrzebnie się zastanawiał, że może należałoby rozpocząć od polujących. Największy ogień krytyki został skierowany na mamę chłopców. Pojawiały się propozycje od sterylizacji po szafot. Były życzenia śmierci w więzieniu... oczywiście bez pominięcia tortur adekwatnych do popełnionego czynu. Mało kto miał odwagę powiedzieć: „nie znajduję w niej winy, ona też jest ofiarą”. Zastanowiło mnie to, że oceny ojca Rambo (jakie się pojawiały) w zasadzie można sprowadzić do jednego sformułowania: „Psychopata, który od dawna powinien siedzieć w więzieniu”. To jedno zdanie w jakiś sposób tłumaczyło jego niezrównoważony charakter oraz krzywdzenie fizyczne i emocjonalne swojego pasierba. Owszem, w żaden sposób nie usprawiedliwiało... ale tłumaczyło.

Mamy nic nie tłumaczyło – bo to przecież matka. Nie zrobiła nic, aby przerwać krzywdy wyrządzane jej synowi przez ojczyma. Nawet sama czasami przyłożyła mu laczkiem. Dlaczego? Daleki jestem od wydawania osądów. Za to potrafię sobie wyobrazić lęk. Ogromny strach o życie swoje i swoich dzieci, kiedy rozum się wyłącza, a włączają się instynkty. Walka, albo ucieczka. Tylko, że walczyć nie ma jak, a uciekać nie ma dokąd. Pozostaje chęć przetrwania, za wszelką cenę – czasami zbyt dużą.
Mama Rambo kilka lat temu została odcięta przez męża od swojej rodziny, miała wydzielane pieniądze, była bita, poniżana, uświadamiana że do niczego się nie nadaje i tylko posłuszeństwo pozwoli jej być z dziećmi.
Nigdy jej nie poznaliśmy osobiście. Rambo nie chciał z nią rozmawiać przez telefon, a tym bardziej spotykać. Jednak rozmawiała z Majką prawie codziennie. Była cicha, opanowana, godziła się na wszystko. Udawała? Nie sądzę.
Nie chcę jej wybielać. Nie widzę też możliwości powrotu chłopców na stałe. Próbuję tylko zrozumieć.

Media przygotowały jej piekło na ziemi. Mieszkała w małej miejscowości... zresztą nadal mieszka. Dla większości ludzi w Polsce była tylko Katarzyną W. Jednak dla mieszkańców tego miasteczka była mamą Kacpra i Rambo. Miłych chłopców, którzy zostali tak „wytresowani”, aby chronić system wymyślony przez ojca. Co teraz myślą ludzie widzący ją przemykającą do sklepu? Co mówią? Ona doskonale wie co myślą, naczytała się sporo komentarzy.

Wrócę do RPD, który bardzo mocno zaangażował się w tę sprawę. Zacytuję fragment jego wypowiedzi:

Ci przestępcy, ci zwyrodnialcy będą trafiali do więzienia. Być może trzeba zmienić system kar, one są za delikatne, może jakieś kamieniołomy ciężkie, trzeba wrócić do tego typu kar. Niech sobie tam te swoją energią emanują, a nie na dzieci, nie wolno tego robić.”

Nie będę polemizował z takimi tezami... nie chce mi się. Ale pewnie „tatuś” dostanie te osiem lat, które w maksymalnej wysokości mu przysługują. Może znajdzie się też jakiś paragraf na te kamieniołomy. Czy ktoś ośmieli się sprzeciwić?

Zastanawiam się tylko, jak to się może przełożyć na poprawę bytu dziesiątek innych Kacprów i Rambo.
Pewnego dnia zadzwoniła do nas pani z PCPR-u z pytaniem, kiedy Rambo od nas odszedł, bo w telewizji mówią, że chłopcy są już razem. Może ktoś pomylił fizyczne zamieszkanie braci w jednym domu z decyzją sądu o zmianie zabezpieczenia, wskazującą inną rodzinę zastępczą. A może trzeba było odtrąbić sukces, bo przecież RPD obiecał, że dołoży wszelkich starań, aby rodzeństwo nie było rozdzielone.
Z mediów dowiedziałem się też, że mama została pozbawiona władzy rodzicielskiej i ma zakaz zbliżania się do synów. No i znowu ktoś coś pomylił, bo dopiero zostało wszczęte postępowanie o pozbawienie władzy rodzicielskiej, a zakaz zbliżania jest tylko w stosunku do Kacpra.

Wszystkim się wydaje, że rodzeństwa zawsze marzą o byciu razem. Pewnie w większości tak jest, nawet w rodzinach dysfunkcyjnych. Ale nie zawsze.

Gdy Rambo z nami zamieszkał, to przez chwilę pomyśleliśmy o zabraniu do siebie również Kacpra. Byłoby ciężko połączyć szkołę z przedszkolem i piątką „nieogarów”. Jednak nie to nas przerażało.
Tysiąc razy miałem cię przepraszać, to zobaczysz jak teraz cię przeproszę”, „Kazali mi się z tobą bawić, no to się pobawimy”, „Patrzyłeś jak byłem bity, to teraz ja popatrzę”. Czy takie teksty mogłyby paść z ust Kacpra? Czy nie zechciałby odreagować swojej przeszłości agresją skierowaną nie tylko ku bratu, ale również ku naszym najmłodszym dzieciom?
Gdy byliśmy na takim etapie rozważań, pojawiła się rodzina zastępcza. Nie dość, że miała ukończone szkolenie i odpowiednie kwalifikacje, to była do tego bliską rodziną mamy Rambo. Rodzice ci nigdy nie widzieli naszego pięciolatka, a Kacpra mniej więcej sześć lat temu. Postanowiliśmy wcześniej spotkać się chociaż ze dwa razy w naszym domu, ponieważ dla chłopca były to obce osoby. Kolejne obce w przeciągu kilkunastu dni. Jednak najpierw rodzice pojechali odwiedzić starszego brata w placówce. Rozmowa tak im się układała, że postanowili wrócić do domu w trójkę. Ponieważ Kacper dopytywał, kiedy pojedzie do Rambo, uznaliśmy że możemy sobie podarować zapoznawanie się, bo bracia będą dla siebie wystarczającą atrakcją. Chcieliśmy jednak przygotować Rambo na spotkanie i delikatnie opowiedzieć o przyszłości. Było dla nas szokiem, gdy chłopiec negatywnie zapatrywał się na zamieszkanie z bratem, spotkanie się z nim, a nawet tylko rozmowę przez telefon. Zapytałem: „A z kim chciałbyś mieszkać?”. Odpowiedział: „Nie wiem”. Pałeczkę rozmówcy przejęła Majka i doszła do wniosku, że Rambo myślał, iż zamieszkanie z bratem oznacza równocześnie powrót do rodzinnego domu – do rodziców. Na końcu chłopiec przytaknął i wyraził zgodę na poszukiwanie dla niego nowej rodziny. Nic Majce nie mówiłem, tylko pomyślałem sobie, że przecież Rambo nie potrafi nikomu się przeciwstawić. Został zaprogramowany tak, żeby wykonywać polecenia i nie dyskutować. Taki idealny żołnierz.
Z dużym niepokojem czekałem na chwilę, gdy w drzwiach mieli stanąć nowi rodzice. Do tego Kacper w ostatnim momencie stwierdził, że nie chce razem z nimi przyjechać po brata. Czyżby zadając nowym rodzicom pytanie, o którym wspomniałem wcześniej, łudził się, że odpowiedź będzie brzmiała „nigdy”? Nie wiedzieliśmy więc kto pojawi się w naszym domu i jaka będzie decyzja Rambo. Ustaliliśmy, że nie będziemy robić nic na siłę, że nie interesuje nas to, że sukces został już obwieszczony, a śmietanka wypita. Jeżeli Rambo nie będzie chciał wyjechać z naszego domu, to nie wyjedzie. Planu „B” nie mieliśmy przygotowanego.

Nie mam pojęcia czy z tej historii zostaną wyciągnięte jakieś wnioski. Ale nie typu, że system karania jest niedoskonały. Zbyt dużo jest tutaj niedomówień, sprzecznych wersji i odbijania piłeczki. Tata chłopców miał kiedyś założoną niebieską kartę za bicie żony i sprawę karną za pobicie obcego dziecka w piaskownicy. Sąsiedzi mówią, że zgłaszali dochodzące z mieszkania krzyki na policję i do Ośrodka Pomocy Społecznej. Twierdzą, że policja przyjeżdżała 2-3 razy w tygodniu. Tyle tylko, że ani pomoc społeczna się do tego nie przyznaje, ani policja. Ta druga twierdzi, że odwiedzający rodzinę dzielnicowy (w związku z niebieską kartą) zawsze opisywał rodzinę pozytywnie. Spotykał dzieci jedzące kolację, albo bawiące się z tatą i z mamą. Z kolei pomoc społeczna opiera się na pozytywnych opiniach ze szkoły i z przedszkola. Nikt nigdy niczego niepokojącego nie zauważył... poza tymi dwoma przypadkami kilka lat temu. Nikt (poza sąsiadami) nie potwierdził częstych interwencji policji.

Przedstawienie wszystkiego w prasie i telewizji zaowocowało zwiększoną wrażliwością społeczną wyrażoną zwielokrotnioną ilością zgłoszeń dotyczących płaczącego za ścianą dziecka. Wpłynęły też dziesiątki e-maili z propozycjami wsparcia materialnego rodziny zastępczej, w której przebywają dzieci, a nawet chęcią ich adoptowania.
Wszystkie osoby, z którymi Majka miała okazję rozmawiać były bardzo empatyczne, a zaistniałą sytuację odbierały jako coś, co nie miało prawa się wydarzyć. A jednak się zdarzyło. Jakie mechanizmy nie zadziałały?
Do Majki zadzwonił nawet sam Rzecznik Praw Dziecka z podziękowaniem za naszą pracę i wnikliwy opis zachowań Rambo w naszej rodzinie. Miły gest... ale tylko gest. Wydaje mi się, że w tej chwili wszystko powinno być wyciszone i nie mieć dalszego medialnego ciągu. Tak będzie lepiej zarówno dla chłopców, jak też ich nowych rodziców zastępczych. Dochodzenie do normalności może zająć lata, o ile w ogóle jest to możliwe. Błysk fleszy jedynie może wszystko pogorszyć. Rzecznik Praw Dziecka już się wykazał – w końcu zareagował na sytuację, która poruszyła niemal cały kraj. W świat poszedł przekaz, że po jego interwencji chłopcy zamieszkali razem w jednej rodzinie zastępczej. Do nikogo nie dotarło, że rodzina zastępcza już drugiego dnia pobytu Rambo w naszej rodzinie złożyła wniosek do sądu o przeniesienie do niej dzieci na czas trwania postępowania. Było to kilka dni przed opisaniem sprawy w mediach i reakcją RPD. Szum medialny nie miał więc żadnego wpływu na to, co działo się później.
Słyszałem w telewizji wypowiedzi ekspertów, że obecna rodzina zastępcza nie może być rodziną docelową. Trzeba dla chłopców poszukać dobrej i sprawdzonej rodziny adopcyjnej. Dla mnie jest to kolejny dowód na to, że wykształcenie psychologiczne nie zawsze uprawnia do stawiania się w roli eksperta, a teoria przywiązania często jest tylko zapomnianą ideą zasłyszaną kiedyś na studiach. Nawet nie chcę tutaj stawiać pod osąd taty Rambo, który też przecież z wykształcenia jest psychologiem.
Rzucę w tej kwestii kilka swoich myśli. Nie jestem żadnym ekspertem... jestem obserwatorem dzieci zastępczych, którym przyszło żyć w takim, a nie innym systemie. Chłopcy zamieszkali w rodzinie swojej starszej kuzynki. Rambo jej nie zna, a Kacper nie pamięta. Ale obaj mają świadomość tego, że jest to ktoś dużo bliższy niż chociażby Majka i ja. Dla chłopców mama nie jest potworem. Dla Rambo nie jest nim nawet tata – chłopiec bardzo ciepło się o nim wypowiadał. Życie oparte na terrorze i przemocy było dla niego czymś naturalnym. Dla Kacpra może mniej... ale tylko „może”. Nie sądzę, aby dzieci kiedyś wróciły do mamy na stałe. Jednak sprawy w sądzie będą trwały długo – bardzo długo. Przynajmniej kilkanaście miesięcy. W tym czasie chłopcy będą mieszkać ze swoją kuzynką. Staną się rodziną, prawdopodobnie rozpoczną terapię. No i załóżmy, że po tym czasie jakiś ekspert (którego słyszałem w telewizji) stwierdzi, że czas na adopcję, fundując chłopcom kolejną przesiadkę. Rodziny adopcyjne zapewne w tym przypadku (z naciskiem na „w tym przypadku”) się znajdą. Będą to dobre rodziny, czy działające na emocjach? Sprawdzone? To ostatnie określenie jest dla mnie pewnego rodzaju oksymoronem. Rodzice adopcyjni najczęściej są tylko po szkoleniu, a doświadczenie w pracy z dziećmi mają niewielkie. Gdzie szukać sprawdzonych? Może wśród rodzin zastępczych?
Istnieje więc prawdopodobieństwo, że kuzynka zostanie przymuszona do adopcji. Tym samym pozbawiona środków na utrzymanie chłopców, wsparcia instytucjonalnego i kontroli. Zdaję sobie sprawę z tego, że słowo „kontrola” u wielu osób powoduje nagły skok ciśnienia. Mogę tylko powiedzieć, że ja nie podjąłbym się opieki nad tą dwójką bez żadnego wsparcia, doradzania, zwracania uwagi, wskazywania innych rozwiązań... kontroli.
Rzecznik Praw Dziecka rozmawiał z Majką prawie pół godziny. Obiecał pomoc, gdy będziemy jej potrzebować. Majka ma zapisany jego bezpośredni numer telefonu. Mam nadzieję, że przy próbie rzucenia chłopców na ścieżkę adopcyjną, zainterweniuje z podobnym zacięciem jak w tym przypadku.

Na godzinę przed planowanym przyjazdem rodziców zastępczych dowiedzieliśmy się, że jednak Kacper też przyjedzie. Rambo wiedział już, że czekamy na gości. Tym razem ja postanowiłem z nim porozmawiać. Zapytałem: „Wiesz kto będzie tym gościem?”. Nic nie odpowiedział... jakby wiedział co powiem dalej. Wymamrotałem kilka zdań, których zakończeniem było: „Będzie dobrze”. Odpowiedział zupełnie bez przekonania: „Tak”. No i było dobrze. Może dlatego, że rzeczywistość okazała się inna niż wyobrażenia, albo dlatego że wujek tak powiedział. A może chłopcy zwyczajnie weszli w dawne role. Ktoś mi kiedyś powiedział, że nie powinienem używać słowa „dysocjacja”. Zbyt mądrze to brzmi w ustach zwykłego ojca zastępczego. Zatem może spotkanie braci wywołało takie oddzielenie od tu i teraz. Może to była gra, powrót do wyuczonych zachowań sprzed kilku tygodni.

Przed rodzicami jest wiele wyzwań. Są w wieku moich dzieci – jeszcze nie przekroczyli trzydziestki. W ciągu dwóch tygodni stali się rodzicami dziesięciolatka i pięciolatka. Gdy kilka miesięcy temu zapisywali się na szkolenie dla rodzin zastępczych, być może myśleli o niemowlaku, którego z biegiem czasu będą mogli adoptować. Nie wiem, nie pytaliśmy.

Pierwszym wyzwaniem będzie prawo mamy biologicznej do spotykania się z Rambo. Sam kontakt nie stanowi problemu. Jest nim zakaz zbliżania się do Kacpra. Majka starała się przekonać mamę, że spotykanie się z samym Rambo będzie pokazaniem Kacprowi po raz kolejny, że jest tym gorszym z braci... tym, którego już raz poświęciła dla ratowania młodszego syna. Czy zrozumiała i zrezygnuje z kontaktu? Chyba nie.

Kilka dni temu Majka spotkała się z Bliźniakami (na chwilę wspomnę Romulusa i Remusa) na placu zabaw. Po raz kolejny chcieli podjechać na moment pod nasz dom, aby się ze mną spotkać. Otuliłem więc Blankę (którą miałem na rękach) w jakiś koc, założyłem jej czapeczkę i wyszedłem przed drzwi. Rzuciłem od niechcenia: „Może wejdziecie do środka?”. Weszli... potrzebowali półtora miesiąca, aby zdobyć się na ten krok. I zrobili to tak zwyczajnie, bez przygotowań, ustalania scenariuszy. Byli tacy jak dawniej, a ja po dziesięciu minutach zacząłem się zastanawiać jak z nimi wytrzymałem przez trzy lata.

Nie byli tacy jak Rambo... byli zwyczajnymi pięciolatkami.


Rambo

Ocena dziecka na podstawie obserwacji opiekunów

Rambo jest dzieckiem bardzo otwartym i łatwo nawiązującym znajomości. Może nawet zbyt łatwo. Już od samego początku sprawiał wrażenie jakby przyjechał do cioci na imieniny, nie bardzo zastanawiając się dlaczego bez mamy. Naszą uwagę zwróciło to, że chłopiec często się uśmiechał. Zbyt często, zważywszy na sytuację w której się znalazł i mając świadomość tego, że przez jakiś czas będzie mieszkał z nami bez swojej mamy. Przez dwa pierwsze dni pytał o mamę i o to, kiedy do niej wróci. Później przestał. Bywały chwile, gdy zatrzęsła mu się broda, ale nigdy się nie rozpłakał. Myśleliśmy: „Co za twardziel”. Trzeciego dnia dowiedzieliśmy się, że w swoim domu nie mógł być smutny, nie mógł płakać, nie mógł tęsknić. W tym momencie zrozumieliśmy, z czego mógł wynikać ten jego nieco sztuczny uśmiech. Powiedzieliśmy, że u nas może płakać i tęsknić. Od tego dnia wszystko się zmieniło. Tylko raz porozmawiał ze swoją mamą przez telefon i pod koniec rozmowy się rozpłakał. Teraz nie chce do niej dzwonić. Nie zmuszamy go, chociaż codziennie pytamy, czy nie zmienił zdania. Rozmowy wideo i fizyczne spotkania są kwestią przyszłości. W tej chwili nie mówimy mu o takiej możliwości. Raz tylko zaproponowaliśmy rozmowę poprzez Skype'a, ale odpowiedź również brzmiała „nie”.

Tata jest dla Rambo bardzo ważną postacią. To z nim spędzał większość czasu, to on określał zasady, którymi chłopiec się kierował. Tę zależność chłopiec przeniósł do naszej rodziny. Dominujący męski wzorzec spowodował, że mama zastępcza jest nieco na uboczu, a najważniejsze są relacje z ojcem zastępczym, czyli ze mną. Chłopiec zdecydował, że chce spać w jednym pokoju ze mną, że to ja mam go kąpać. Gdy ma do wyboru pójście na rower z ciocią, albo prace ogrodowe z wujkiem, to zawsze wybiera drugą możliwość. Początkowo upierał się przy pewnych rytuałach. Gdy po kąpieli chciałem mu najpierw założyć górę od piżamy, to twierdził, że trzeba zaczynać od dołu – bo tak robił tata. To tata nauczył go wszystkiego: myć się, ubierać, składać swoje rzeczy. To z tatą grał w karty, tata go kąpał i mył mu zęby. Tata nie nauczył go tylko przytulać się. Na początku Rambo tego nie lubił. Również nie lubił buziaka przed snem. Nie wyrywał się, nie odpychał nas, ale w jakiś sposób był zdziwiony, zażenowany. Był... bo wraz z upływającymi dniami, zaczęło to się zmieniać. Teraz na pytanie „Chcesz buziaka na dobranoc?”, odpowiada „Taaak”.

Chłopiec mówił, że tata bił Kacpra (starszego brata) laczkiem i paskiem. Jego nie bił. On i mama najwyżej „dostawali w dupę”. Dziwne było takie rozgraniczanie przemocy, kiedy to uderzenie ręką w pupę jest tylko drobiazgiem. A jeszcze dziwniejsze to, że po kilkunastu dniach Rambo twierdził, że tylko Kacper dostawał w dupę, a on i mama - nie. Zapominał? Wypierał pewne fakty ze swojej pamięci? A może początkowe informacje były tylko wymysłem pięciolatka?

Pomimo, że Rambo przez całe swoje życie obcował z przemocą, to sam nie jest agresywny, również w stosunku do kilku i kilkunastomiesięcznych dzieci, których mamy czwórkę. Raczej traktuje je jak zło konieczne, uciekając przed bliższym kontaktem i dotykiem.

Na początku chłopiec lubił przeklinać. Teraz przestał. Może dlatego, że na nikim nie robił tym sposobem dużego wrażenia. Jego ulubionymi przerywnikami były: „pierdolę”, „pojebany”, „kopa w dupę i do więzienia” i... „Jezus, Maria”.

Mimo, że chłopiec nie dawał tego po sobie poznać, to jednak kilka pierwszych dni było dla niego bardzo emocjonalnych. Już pierwszego wieczora zadał pytanie: „Czy w nocy będzie alarm?”. Nie sprecyzował, czy miał na myśli jakiś monitoring, czy może dźwięk radiowozu.

Spał bardzo nerwowo. Kilka razy w nocy budził się, albo krzyczał przez sen. W większości przypadków trudno było dociec sensu wypowiedzi, a z tych nielicznych zrozumiałych mogę przytoczyć: „Mamo poczekaj, mamo!”, „Kocham was wszystkich”, „Mój kochany Kacper”, „Nie hamuj”. Po kilku dniach wszystko minęło. Teraz śpi spokojnie.

Rambo lubi rysować, najczęściej ludzi. Ciekawe jest to, że wszyscy oni są kwadratowi (a dokładniej prostokątni). Inne dzieci raczej rysują ludzi „jajowatych”. Poprosiliśmy chłopca, aby narysował swoją rodzinę. Byliśmy ciekawi jakiej wielkości będzie tata, mama i czy nie zapomni o Kacprze. Narysował trzy prostokąty. Dwa pierwsze były jednakowej wysokości, przy czym pierwszy znacznie szerszy. Na końcu był malutki (ledwie dostrzegalny) prostokącik. Zapytaliśmy kto to jest? Odpowiedź nas zaskoczyła: „Ciocia, wujek i ja”.

Chłopiec nie potrafi bawić się zabawkami. Całą swoją aktywność poświęca sprzątaniu. Mama Rambo mówi, że jest to dla niego pewną formą zabawy i że ma to w genach po ojcu. No i faktycznie, chłopiec mógłby całymi dniami zamiatać, myć, ustawiać coś w określonym porządku. Podobno najbardziej pobudza się na widok szmatki i „pronto”. Jeszcze nie mieliśmy okazji sprawdzić. Mama ostrzegała nas, abyśmy nie mówili mu, że jest sobota, bo będzie domagał się mopa i wiaderka z wodą.

Gdy pewnego dnia wyszedł na taras, to rozpoczął od ustawienia w równym rzędzie wszystkiego co się tam znajdowało. Gdy coś wystawało, to przestawiał to coś do drugiego rzędu. Pierwszy musiał być nienaganny.
Chłopiec bardzo lubi arbuzy i wygryzione skórki również ustawia w rządku. Paputki przy łóżku muszą stać równo z ramą. Rzeczy zdejmowane przed kąpielą składa w kostkę. Najpierw spodnie, na to skarpetki (wcześniej przekręcone na prawą stronę), majtki i na końcu bluzkę. Tak wykonaną piramidkę odkłada do kosza na brudną bieliznę. Nie zrobi choćby jednego kroku, nie mając na nogach butów, albo paputków.
Najciekawszy jest rytuał porannego przebierania się. Dobrze, że mamy czas, bo zajmuje mu to prawie pół godziny. Najpierw ściąga paputki, potem dół od piżamy. Przekłada go na prawą stronę i składa w kostkę. Zakłada majtki, spodnie, jedną skarpetkę i pierwszy but. Potem drugą skarpetkę i drugi but. Dalej ściąga górę piżamy i tak samo przekłada na prawą stronę i składa w kostkę. Ostatnim etapem jest założenie bluzki. Taka kolejność powtarza się dzień w dzień – jeszcze się nie pomylił.

Jego zamiłowanie do porządku odbieramy w dwojaki sposób. Z jednej strony cieszymy się, gdyż rzadko mamy taki porządek w pokojach jak teraz. Rambo sprząta każdy bałagan zrobiony przez pozostałe dzieci. Zawsze znajdzie miejsce dla wszelkiej maści zabawek znalezionych na podłodze. Niestety dotyczy to również pozostawionych niechcący ubranek dla niemowląt, które nie zawsze w danym momencie są czyste. Chłopiec składa je w kostkę i wkłada do szafy, albo do szuflady.

Moja bluzka też kiedyś zaginęła na trzy dni. Odnalazła się w koszu na pranie... widocznie Rambo stwierdził, że była już nieświeża. Wiele rzeczy musimy szukać, bo na przykład zdarza się chłopcu chować fragmenty większych zabawek. Mamy więc zjeżdżalnię-labirynt, ale Rambo nie pamięta gdzie schował piłeczki do niej. Pilnuje też, żeby wszystkie drzwi do pokoi były pozamykane, a szelki od dziecięcych fotelików zapięte (nawet gdy nie ma w nich dzieci). Pewnego dnia, gdy pracowaliśmy w ogrodzie, nagle zaczęło zbierać się na burzę. Odwróciłem plastikową taczkę, aby nie odjechała z wiatrem i położyłem drabinę, żeby się nie przewróciła. Nie zdążyłem wejść do domu, gdy taczka stała już na kółkach, a chłopiec przymierzał się do drabiny. Bo przecież porządek musi być.

Chłopiec jest niesamowicie (wręcz nienaturalnie) posłuszny. Wystarczy powiedzieć jedno zdanie, poprosić o cokolwiek, a Rambo natychmiast to wykonuje, nie pytając o nic. Po kilku dniach zauważyłem, że chłopiec sam nie wychodzi nad ranem ze swojego pokoju. Jednak gdy zaglądałem do niego około ósmej, to za każdym razem stwierdzałem, że już nie śpi. Okazało się, że czekał na sygnał, pewnego rodzaju rozkaz: „Możesz wyjść”. To też już się zmieniło.

Drugą stroną tego medalu jest rozliczanie nas z wypowiadanych słów. Gdy po tygodniu wreszcie zgodził się umyć głowę (bo podobno się bał), a ja nieopatrznie stwierdziłem: „Tak dobrze poszło, że teraz możemy myć głowę codziennie”, to teraz mam za swoje i Rambo każdego wieczora mi przypomina: „Jeszcze głowa”.

Po tygodniowym pobycie w domu, gdy stwierdziliśmy, że chłopiec coraz bardziej zaczyna się nudzić, postanowiliśmy zapisać go do przedszkola. Przez trzy dni był odbierany o trzynastej (przed obiadem). Ponieważ bardzo mu się tam podobało, to od czwartego dnia spędzał w przedszkolu jeszcze dwie dodatkowe godziny.

Zdaniem wychowawczyń chłopiec był grzecznym i posłusznym dzieckiem. Wprawdzie sam nie inicjował żadnych zabaw, to bez najmniejszego sprzeciwu brał udział w każdej zorganizowanej przez panią. Nas na tym etapie już to nie dziwiło. Rambo zwyczajnie wykonywał polecenia. Nie buntował się, nie narzucał swojej woli, nie próbował zmieniać reguł zabawy.

Rambo często wspomina brata. Najczęściej gdy coś razem robimy i ma jakieś skojarzenia. Mówi, że z Kacprem też to robił, albo że będzie robił. Raczej są to miłe wspomnienia, nawet wówczas, gdy mówi, że Kacper kupił mu piwo. Do tego wątku wracał już kilkakrotnie, chociaż nie potrafi powiedzieć ani kiedy to było, ani w jakich okolicznościach.

Mówi, że lubi swojego brata, ale on jest niedobry i „musi dostawać w dupę”.

Chłopiec był bardzo zadbany gdy do nas przyszedł. Nienaganna fryzura, markowe rzeczy i „wypasiony” rowerek. Dużo tego nie miał, bo został zabrany prosto z przedszkola, ale długo się zastanawiał nad założeniem butów, które my mu daliśmy. Ostatecznie wziął co było, chociaż był niepocieszony, że to nie są Nike. Jest bardzo czysty, często myje ręce. Gdy kiedyś ja poszedłem do kuchni umyć swoje, przyszedł za mną i „rzucił” tekstem: „A mydełko, a gąbka?”.

Jeżeli chodzi o rozwój intelektualny, to jest przeciętnym pięciolatkiem (prawie pięciolatkiem). Chętnie opowiada. Wie ile ma lat, zna dni tygodnia, chociaż nie we właściwej kolejności. Czasami myli pojęcia wczoraj – dzisiaj – jutro, albo śniadanie – kolacja. Chwali się tym, że potrafi liczyć do pięciu. Jednak jak się rozpędzi, to udaje mu się bezbłędnie dojść nawet do trzynastu.

Trochę też mówił o różnicach w traktowaniu przez tatę - jego i brata. Widzi je, ale raczej nie odbiera w kategorii „niesprawiedliwości”. Powiedział na przykład, że on ma telefon komórkowy, a dziesięcioletni brat nie. Wiedział też, że Kacper poszedł na komisariat policji. Zapytaliśmy: „Dlaczego?”, a on na to: „Bo musiał przeprosić tatę, mnie i mamę” (kolejność chyba nieprzypadkowa).

Podsumowując, mieszka nam się razem bardzo miło. Rambo szybko stał się członkiem naszej rodziny. Mimo tego, że czuje się u nas dobrze, to zabranie od mamy musiało odcisnąć na nim swe piętno. Gdy mama zastępcza gdzieś wychodzi, zadaje pytanie: „Na pewno wrócisz?”. Albo gdy pewnego dnia inna osoba odwoziła go do przedszkola, to powiedział do mamy zastępczej: „Ale na pewno mnie odbierzesz?”.

Chłopiec stworzył w swoim umyśle coś w rodzaju nowej ery. Przed nim i po nim. Wielokrotnie, gdy o czymś rozmawiamy, mówi: „To było jak mnie nie było”, lub „To było jak już jestem”.
Chłopiec nie pyta o swoją przyszłość, a my staramy się tego tematu unikać, bo przecież sami nic nie wiemy.






6 komentarzy:

  1. to bardzo mocne. Bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  2. w ramach wisielczego dowcipu, bo nie, sprawa mnie nie bawi, ale w ramach owego odreagowania przeczytałam mężowi parę fragmentów o Rambo i porządkach. Rozejrzeliśmy się przy tym po zgliszczach i ruinie w naszym domu i mąż mówi, że my chyba robimy coś źle.... Tak, wiem. Robimy dobrze. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow Pikusiu ale macie życie. Centrum zainteresowania Polski ! Czy ta rodzina dostanie pomoc psychologiczną? Jak oni dadzą radę? A co do dzieci to mam takie dziecko w rodzinie w rękach psychopaty...nikt nie chce i nie może zrobić...bo uczy się dobrze, wygląda normalnie.niestety nie sprawia kłopotów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzice zastępczy chłopców są bardzo otwarci na wszelką pomoc. Trudno mi powiedzieć jakie wsparcie otrzymają, gdyż jest to zupełnie inny powiat. Myślę jednak, że nie zostaną pozostawieni samym sobie.
      Gdy poznałem Kacpra, to zastanawiałem się co było dla niego trudniejsze do zniesienia. Krzywdzenie fizyczne, czy emocjonalne? On też uczył się bardzo dobrze. Nie pamiętam po której to było klasie, ale z ocen wychodził mu czerwony pasek. Nie dostał go, bo nie miał najlepszej oceny z zachowania. Jednak dziadkowie to docenili i kupili mu laptopa (chyba laptopa, albo coś w tym stylu). Niestety ojciec mu go odebrał, twierdząc że nie zasłużył.

      Usuń
  4. Dzień dobry. Zastanawiałam się Pikuś skąd jesteście bo jak czytałam wpisy o rodzinach pomocowych na czas Waszego urlopu zazdrościłam. W moim powiecie rodzin brak, a jedyne co Pcpr może zaproponować to dom dziecka. A wracając do tematu nie wyobrażam sobie co może się dziać w głowie tego dziesięciolatka i czy jest jakakolwiek szansa, że chłopiec w przyszłości, jako dorosły mężczyzna, nie będzie szukał zemsty na tym człowieku. Myślę, że połowa Polski by go dzisiaj zlinczowała...
    Klara

    OdpowiedzUsuń
  5. Przejmujące... W historii Kacpra jest jeden bardzo pozytywny aspekt. Policjanci potraktowali go poważnie. Znam podobną historię sprzed lat, gdzie dziecko w analogicznej sytuacji zostało zignorowane.
    Beza

    OdpowiedzUsuń