Na pierwszego marca byliśmy gotowi ze świeżo odremontowanym pokojem. W zasadzie można powiedzieć, że naszą sypialnią, gdyż zakładaliśmy, że będziemy mieli przynajmniej jednego niemowlaka. Później, wraz z każdą nową informacją o proponowanym dziecku, tylko dostawialiśmy kolejne łóżeczka.
Mamy trójeczkę nieco podrośniętych noworodków i taki układ bardzo nam pasuje. Głównie Majce, bo nie będzie musiała ścigać się z jakimś przedszkolakiem. Jednak z drugiej strony jest to bardzo absorbująca obsada i chociaż mam mnóstwo rozmaitych przemyśleń, to teraz skupię się tylko na drobiazgach i to bardzo krótko. Zwyczajnie brakuje czasu. Największy spokój jest między godziną siódmą a dziesiątą. Dzieci są już wprawdzie obudzone, ale chyba jeszcze lekko śnięte. Majka odsypia wtedy ciężką noc z Marko (bo jak do tej pory każda jest ciężka), a ja ustawiam całą trójeczkę w bujaczkach. Dwa są samobieżne, a jeden na „zapych” nożny. Patrzymy na siebie, rozmawiamy, pijemy kawę, mleko i lekko podsypiamy. Specjalnie dla Anny kupiliśmy wypasiony i jak to mówią „markowy” bujaczek za osiem stówek. Miał sam się bujać reagując na ruchy dziecka i co ważniejsze, być prozdrowotny. Bo przecież jak wszem i wobec wiadomo, wszystkie bujaczki są złe i należy je wyrzucić do śmieci. Mam na ten temat nieco inne zdanie, ale o tym może następnym razem. Krótko mówiąc, ten bujaczek z rana stoi w kącie, bo ani nie chce się sam bujać, ani nie można go rozhuśtać nogą.
Mógłbym powiedzieć, że nasze obecne dzieci są pewnego rodzaju kumulacją większości przypadków dzieci przebywających w pieczy zastępczej. Są odpowiedzią w pigułce na często zadawane pytanie: „Dlaczego rodzicom zabiera się dzieci?”.
Z całej ferajny najtrudniejszy jest Marko. Kilka razy w ciągu doby jest wściekły na cały świat i nie pomaga wtedy nic. Dlatego Majka śpi z nim w osobnym pokoju, a ja z dziewczynkami w wyremontowanej sypialni. Wstaję w nocy najwyżej cztery razy do mleka i wysypiam się do siódmej. Czyli luzik.
W kwestii możliwych zaburzeń trudno jeszcze cokolwiek powiedzieć. Tu i ówdzie pojawiają się opinie o jakichś dysmorfiach twarzy, a lista wizyt u specjalistów jest bardzo długa. Niestety Majka jeszcze nie jeździ samochodem, więc zawsze ja muszę wykazać się dyspozycyjnością. Nie narzekam na to, bo Majka aż się rwie do prowadzenia samochodu. Tyle tylko, że wciąż mówi, że ruch stopą jeszcze nie jest u niej płynny. Więc nawet tego starego samochodu trochę szkoda, nie wspominając o bezpieczeństwie.
Dzisiaj to by było na tyle. Mam nadzieję, że rozkręcę się w pisaniu, bo schodzę na psy. Przed chwilą nawet sprawdzałem czy przed „ale” robi się przecinek. No szok.