Chłopcy
czują się w naszej rodzinie coraz lepiej, coraz bezpieczniej. My
też traktujemy ich coraz bardziej jak własne dzieci, chociaż
wiemy, że ich pobyt u nas jest tylko tymczasowy.
Niestety
tymczasowość przestała dla mnie być terminem związanym w
jakikolwiek sposób z czasem. Być może bliźniaki spędzą z nami
jeszcze rok, dwa... albo też zostanie podjęta decyzja, że mamy
kilka dni, aby przygotować chłopców na pójście do nowej rodziny.
Raczej nie adopcyjnej. Pewnie też nie wrócą do mamy.
Na szczęście są jeszcze na tyle mali, że żyją dniem dzisiejszym... a tym dniem jesteśmy my.
Na szczęście są jeszcze na tyle mali, że żyją dniem dzisiejszym... a tym dniem jesteśmy my.
Niektórzy
rodzice, decydujący się na adopcję dzieci, obawiają się takich
prawie trzylatków jak Romulus i Remus. Pragną zaopiekować się
dziećmi dużo młodszymi, najlepiej noworodkami. Nie dziwię się
temu i myślę, że sam też miałbym takie preferencje. Jednak gdy
patrzę na chłopaków, na to jaką dziecko w tym wieku potrafi
przejść metamorfozę, to zaczynam postrzegać to zupełnie inaczej.
Chłopcy
mogą mieć sporo żalu do losu. Nie tylko dlatego, że zostali
odebrani swoim rodzicom (bo to było przecież konieczne), ale że
znaleźli się w naszej rodzinie, w której przez kilka tygodni
pełnili rolę dziecka piątego i szóstego, oraz musieli się
zmierzyć z istnieniem Kapsla – takiego przyrodniego brata.
W
tej chwili wszystko się zmieniło. Nie muszą walczyć o nasze
zainteresowanie, bo siedmiomiesięczna Ploteczka nie stanowi w ich
mniemaniu żadnego zagrożenia. Nie muszą też rywalizować z
Marudą i Sasetką. Jednak przede wszystkim, nie muszą obawiać się
Kapsla, który z jednej strony mobilizował ich do działania, ale
głównie był niebezpieczeństwem (nawet bardziej w sferze
emocjonalnej, niż fizycznej).
Niedawno
zebrało się grono osób (tak zwane posiedzenie zespołu), które w
kwestii bliźniaków zadało sobie pytanie „co dalej?”.
Mama
chłopców ukończyła terapię... chociaż nie pierwszy już raz.
Tata ma sądowy zakaz zbliżania się do niej. Nie zmienia to jednak
faktu, że się spotykają – nawet wspólnie odwiedzają
przebywające u nas dzieci. My oficjalnie nic nie wiemy, więc jeżeli
wizyta przebiega bez kłótni i bójek, to nie wnikamy w ich
wewnętrzne spory.
Dzień
po powrocie z terapii mamy, rodzice mieli razem przyjechać w
odwiedziny do Romulusa i Remusa. Coś jednak im się nie ułożyło,
bo nad ranem miała miejsce interwencja policji. Teraz na terapię ma
iść tata... i tak to się wszystko kręci w kółko.
Babcia
bliźniaków ma prawo urlopować dzieci, chociaż jeszcze ani razu
ich do siebie nie wzięła. Nie jest pierwszą znaną nam osobą,
która boi się reakcji syna i synowej (albo zięcia i córki).
Kurator
opiekujący się rodziną jest przeciwny adopcji chłopców. Z każdą
ukończoną terapią mamy, widzi jakiś postęp. Nawet mógłbym
przyznać mu rację. Pierwszy ojciec (najstarszego chłopca) podobno
już „leci na denaturacie”. Drugi ćpa i sprzedaje narkotyki.
Trzeci tylko bije i pije. Być może kolejny będzie już wyłącznie
przykładnym złodziejem.
Najciekawsze
w całej tej historii jest to, że mama bliźniaków wydaje się być
całkiem normalną kobietą. Jest inteligentna (ma nie tylko
podstawowe wykształcenie), nawet całkiem sympatyczna, świadoma
swoich niedoskonałości i chętna do współpracy.
Być
może właśnie na tym bazuje kurator sądowy. Obiecał, że zrobi
wszystko, aby mama nie utraciła praw rodzicielskich. U wszystkich
innych osób (wchodzących w skład zespołu), pokłady dobrej woli
już się wyczerpały.
Decyzję
będzie musiała podjąć sędzina. Nawet myślę, że wiem jak się
wszystko potoczy. Nie odbierze mamie praw rodzicielskich i nie
skieruje dzieci do adopcji. Najpierw będzie chciała pozostawić
chłopców w naszej rodzinie. Gdy po raz kolejny dostanie sygnał, że
pogotowie rodzinne jest nieco inną formą pieczy zastępczej, a do
tego nie ma większych szans na umieszczenie całej czwórki
rodzeństwa w jednej rodzinie zastępczej, rozpocznie się
poszukiwanie rodziców zastępczych dla bliźniaków. Być może
znajdzie się również rodzina, która zaopiekuje się jednocześnie
Filemonem i najstarszym z braci. A wszystko to dla dobra... mamy.
Ja
widzę to zupełnie inaczej, chociaż wcale nie twierdzę, że byłoby
to najlepsze wyjście z tej sytuacji. Niestety sądy rzadko proszą
rodziny zastępcze o wyrażenie swojej opinii, a jeżeli już, to z
pewnością nie oczekują sugerowania jakichkolwiek rozwiązań.
Sądy
rodzinne przywiązują ogromną wagę do więzi i więzów krwi. W
sumie, bardzo dobrze. Jednak gdy patrzę na naszych bliźniaków, ich
rodzeństwo, rodziców, dalszą rodzinę (która odegrała w ich
życiu większą rolę), to dochodzę do wniosku, że należałoby
ich wszystkich traktować zupełnie niezależnie. Jedna matka, kilku
ojców. Babć i dziadków jeszcze więcej. Rodzeństwo większą
część życia spędziło w oderwaniu od siebie. Jakie oni mają
więzi? Najstarszy z braci, po raz trzeci trafił do rodziny
zastępczej, i po raz trzeci może ponownie wrócić do swojej mamy.
Nawet jak mieszkał z mamą, to częściej przebywał u babci – ale
nie tej od bliźniaków, ani młodszego brata. Miejscem, które się
w jego życiu nie zmienia, jest szkoła – dobre i to. A może
właśnie to jest najgorsze? Dzieci potrafią być bardzo okrutne dla
rówieśników, a w małej miejscowości niczego nie da się ukryć.
Umysł robi wszystko, aby nie zwariować. Myśli jednak o sobie, a
nie zasadach społecznych, nie o tym co jest moralne, a co nie.
Nasze
bliźniaki mogą pójść tą samą drogą. I dlatego tak bardzo jest
mi ich żal. Chłopcy są bardzo ufni. Potrafią się zmieniać,
potrafią stać się cząstką rodziny, myśleć jej zasadami. Ile
razy jeszcze?
Poniżej
wrzuciłem opis chłopaków, który przygotowałem na ostatni zespół
do PCPR-u. Chciałbym tam napisać „kobieto, pozwól odejść swoim
dzieciom!”. Nie zrobi tego. Nie zachowa się jak jej wcześniejsi
partnerzy, którzy okazali się zwykłymi dupkami.
Ja
jednak wolę, gdy w takich sytuacjach, kobieta również okazuje się
dupkiem (dupką?).
Remus
i Romulus (bliźnięta - 2,5 roku)
Ocena rozwoju dzieci na
podstawie obserwacji opiekunów.
Romulusa
i Remusa przedstawię w jednym opisie, ponieważ dzieci są
bliźniakami. Łatwiej więc będzie zauważyć podobieństwa i
różnice między nimi.
W
zasadzie widzę głównie same różnice, co w żaden sposób nie
oznacza, że tylko jeden z chłopców jest bardziej inteligentny,
bardziej sprawny fizycznie, czy bardziej rozwinięty społecznie,
emocjonalnie i tak dalej. Podobieństwa między nimi można doszukać
się tylko w kolorze włosów. Nie tylko urodę mają różną (co
też nie znaczy, że jeden jest brzydszy, a drugi ładniejszy), ale
nawet datę urodzenia (chociaż urodzili się w odstępie dwóch
minut).
Dzieci
spotykają się mniej więcej co dwa tygodnie ze swoją mamą, tatą
i babcią... w różnych konfiguracjach.
- Chłopcy po przyjściu do naszej rodziny (prawie trzy miesiące temu) stosunkowo niewiele mówili. W tej chwili znacząco poprawiła się ilość wypowiadanych słów, ponieważ dzieci mówią niemal bez przerwy. Co do jakości można mieć pewne zastrzeżenia, chociaż chłopcy posługują się pełnymi zdaniami. Mają jednak swój własny język, który wzajemnie doskonale rozumieją. Pewne sformułowania są łatwe do rozszyfrowania, jak choćby „leci molot, leci” (zwłaszcza gdy pokazują palcem na niebo, albo słychać odgłos maszyny). Potrafią jednak mówić na przykład tak: „Jechał łejo adelaska łujek tak? Zrozumiałem, że było to pytanie skierowane do wujka (czyli do mnie), ale nie miałem „zielonego pojęcia” o co chodzi. Najczęściej jestem bardziej dociekliwy (co chłopców wcale nie irytuje), ale tym razem odpowiedziałem: „Tak, jechał łejo adelaska.” Obaj chłopcy się uśmiechnęli, co świadczyło o tym, że albo mnie zrozumieli, albo był to uśmiech politowania nad moją znajomością ich języka.
- Pewną wspólną cechą Romulusa i Remusa jest leworęczność (lewą ręką posługują się spożywając posiłki). Wydaje się jednak, że Remus może być oburęczny. Przy zakładaniu spodni, Romulus zawsze najpierw podaje lewą nogę i nie ma możliwości nakłonienia go do zmiany tej decyzji (nawet mówiąc „nie ta noga, podaj drugą”). Remus z kolei zawsze jako pierwszą podaje nogę prawą (chociaż również powinien podawać lewą – a dodatkowo czasami zdarza się pomyłka oraz jest bardziej podatny na sugestie).
- Remus jest dużo bardziej spokojny. Sam nie wdaje się w bójki z innymi dziećmi (zwłaszcza ze swoim bratem) i potrafi ustąpić. Romulus ciągle szuka zaczepki. Potrafi odebrać zabawkę tylko dla zasady – wyrywa ją z ręki po czym niemal natychmiast odkłada. Pojawiła się jednak korzystna zmiana. Potrafi zareagować na reprymendę oddaniem zdobyczy i nie kończy się to już płaczem, tak jak bywało wcześniej. Zachowanie to, ma symptomy próby zwrócenia na siebie uwagi. Bardzo rzadko występuje nad ranem, gdy chłopcy przychodzą do mojego łóżka, a ja jeszcze próbuję trochę dosypiać. Chłopcu nie zależy, bo wydaje mu się, że ja tego nie widzę.
- Romulus ma dużo większą potrzebę przytulania niż Remus. Jest to widoczne zwłaszcza nad ranem. Przychodzi do mnie, do łóżka, wchodzi pod kołdrę i się we mnie wtula. Lubi jak mu odwzajemniam takie zachowanie i go głaszczę. Remus z kolei traktuje łóżko jak jedno z miejsc do zabawy. Przynosi zabawki ze wszystkich kątów, co powoduje, że cały pokój chłopców wygląda jak wielka bawialnia (żeby nie powiedzieć, że panuje w nim ciągły bałagan). Jednak w taki sposób, dzieci mogą spędzić nawet trzy poranne godziny. Tak więc niezależnie od tego, czy całą noc przesypiam w swojej sypialni, czy w ich pokoju, to nad ranem dosypiam u nich. Niestety bywa, że chłopcy potrafią wstać nawet przed szóstą, bo gdy tylko jeden z nich „otworzy oko”, to zaczyna wołać „wujek, wujek” (fonetycznie brzmi to „chujek, chujek”) budząc natychmiast drugiego... no i mnie.
- Oboje są bardzo sprawni fizycznie, chociaż specjalizują się w pewnych dziedzinach. Romulus lepiej jeździ na rowerku biegowym, a Remus szybciej wchodzi na drzewo. Niestety współczesne karłowe odmiany jabłoni są do zdobycia nawet dla dwulatków. Również wchodzenie na płot jest ulubionym zajęciem obu – na szczęście płot, póki co, jest nie do pokonania. Dziwię się tylko, że chłopcy nie interesują się jeszcze wchodzeniem do szaf, ponieważ inne dzieci w ich wieku, miały już tę sztukę opanowaną. Ponadto Remus bardzo lubi sobie utrudniać pewne rzeczy. Jakiś czas temu wyciągnął z łóżeczka dwa ruchome szczebelki, co pozwala mu sprawniej z niego wychodzić. Jednak wchodzi zawsze górą, po czym wychodzi dołem... i czasami tak kilka razy zanim zaśnie.
-
- Chłopcy zaczynają przygodę z układaniem puzzli i jeżeli jeszcze jakiś czas będą z nami przebywać, to zapewne staną się mistrzami (bo prawie wszystkie nasze dotychczasowe dzieci zastępcze tak kończyły). Ale to nie jest moja „działka”. Za to ja jestem gnębiony (zwłaszcza przez Romulusa) nawlekaniem na sznureczek drewnianych koralików. Ogólnie ujmując, bliźniaki są bardzo chętne do każdego rodzaju aktywności. Zaczynamy również kolorowanki i rysowanie, chociaż jeszcze niewiele z tego wychodzi.
- Dzieci bardzo szybko uczą się zasad. Doskonale już wiedzą, że zanim dostaną popołudniowy deser albo kolację, najpierw należy sprzątnąć zabawki. Nie tylko, że się nie buntują, to jeszcze potrafią je posegregować (osobno klocki, osobno samochodziki). Niestety ta umiejętność nie bardzo sprawdza się w ich sypialni... ale ten zabawkowy bałagan przerasta również mnie.
- Są bardzo uzdolnieni muzycznie, przy czym w tym względzie prym wiedzie Remus. Nawet gdy posługuje się własnym językiem, doskonale wiadomo co śpiewa. Szybko uczą się rozmaitych piosenek, chociaż wiele z nich było im już znanych wcześniej. Gdy ostatnio byliśmy na urodzinach mojej chrześniaczki, to ze zdumieniem stwierdziłem, że świetnie znają „sto lat, sto lat...”.
- Od kilku tygodni zgłaszają potrzeby fizjologiczne. W ciągu dnia nie noszą pieluchy, a te zakładane na noc, nad ranem prawie zawsze są suche. W przypadku Romulusa, można powiedzieć, że bardzo rzadko ma jakąś wpadkę.
- Nie ma problemu z jedzeniem. Wprawdzie Romulus jest o pół głowy wyższy i o 4 kilogramy cięższy, to wcale nie znaczy, że Remus jest niejadkiem. Raczej to ten pierwszy częściej przychodzi po dokładki.
- Uwielbiają się brudzić (w tym względzie Romulus jest większym „szuszwolem”), a jeszcze bardziej kąpać. Bardzo trudno jest ich przekonać, że jednak trzeba już wyjść z wanny.
- Nie chorują.
- Romulus jakiś czasu temu przestał gryźć inne dzieci.
Trochę
chaotycznie przedstawiłem rozmaite zachowania chłopaków. Niech to
jednak będzie symboliczne oddanie ich temperamentu i umiejętności.
Nie wiadomo jak potoczą się dalsze losy i jakie one były wcześniej
(w szczegółach). W tej chwili chłopcy sprawiają wrażenie
typowych, szczęśliwych dwulatków... prawie już trzylatków.
Odnoszę
wrażenie, że duże znaczenie miał dla nich, ich tata. Teraz mówią
już do mnie wujek, jednak na samym początku zaczęli mówić tata,
a nawet tatuś. Bywały więc czasami dość śmieszne sytuacje, gdy
na placu zabaw zwracali się do nas per tatuś i ciocia.
Czasami
bawią się, udając że prowadzą rozmowy telefoniczne. Podnoszą
słuchawkę i mówią: „aloo, tata?”