czwartek, 15 września 2022

--- Deja vu

Ostatni opis Mirabelki odbił się echem w postaci pytania pewnej osoby, które w skrócie brzmiało tak: „Jak rozmawiać z ośrodkiem adopcyjnym optującym za szybkim przekazaniem dziecka rodzinie adopcyjnej – po dwóch spotkaniach, w myśl tezy, że przecież ono potrzebuje matki”.

Moja pierwsza myśl była taka, że już gdzieś padło podobne pytanie i nawet wziąłem udział w dyskusji. Ale gdzie? Na blogu nic nie znalazłem. W innych miejscach, w których czasami coś piszę – też nic.
W takich sytuacjach zaczynam rozważania od początku. Co wiem na temat procesu przekazania dziecka rodzinie adopcyjnej? Czy jest to gdzieś opisane w literaturze? Jakieś złote myśli, sugestie autorytetów?
Majka, rzuć jakimś tytułem, opracowaniem, czymkolwiek – powiedziałem. Znowu nic.

Na przestrzeni lat wypracowaliśmy sobie z Majką pewien schemat przekazywania dzieci innym rodzinom – rozmawiając z psychologami, innymi rodzinami, obserwując dzieci, które od nas odchodzą.

Co jednak odpowiedzieć komuś, kto zadaje takie pytanie? Przecież nie powoła się w rozmowie z ośrodkiem adopcyjnym na blog Pikusia.

Za chwilę załączę moją odpowiedź, chociaż zupełnie mnie ona nie satysfakcjonuje. Będzie też ciąg dalszy tego wpisu w przyszłym tygodniu. Za kilka dni spotkam się z osobami mającymi dużo większą wiedzę niż ja, a nawet niż Majka. Takimi, którzy jak nawet czegoś nie wiedzą, to wiedzą gdzie szukać. I jak powiedzą, że czegoś nie ma, to tego nie ma.

Ale zakładam, że w tym przypadku jednak jest. Nie chodzi przecież tylko o podręczniki, czy beletrystykę. Czasami wystarczy praca naukowa, konspekt do wykładu – cokolwiek.
Wrzucam ten wpis, bo może ktoś może pomóc. Jak rozmawiać z ośrodkami adopcyjnymi, które wciąż promują metodę „ostrego cięcia”?

Dołożę jeszcze kilka zdań na  wydaje mi się  zbliżony temat. Niedawno odwiedziły nas dzieci, których nie widzieliśmy kilka lat. Dzieci, które doskonale wiedzą, że istnieje ciocia Majka i wujek Pikuś, które pamiętają Furię (niestety już nieżyjącą), a nawet żółtą Pandę (będącą wciąż na chodzie). Gdyby ktoś mnie zapytał, czy mamy z nimi kontakt, to natychmiast odpowiedziałbym, że „tak”. Tyle, że jest to kontakt... powiedziałbym – na miarę obecnego wieku. Media społecznościowe, rozmowy telefoniczne i niewiele więcej. Po adopcji Majka była w nowym domu dzieci trzy razy, ja raz. Było też jedno spotkanie w naszym domu.
Od tego czasu umawialiśmy się kilka razy, ale zawsze komuś coś wypadało. W końcu się udało. No i zadziało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Okazało się, że dzieci wyparły ze swojej świadomości fakt, że są adoptowane. A przecież odchodząc od nas, były już na tyle duże, że powinny pamiętać. Do tego rodzice nigdy nie ukrywali faktu adopcji i na każde zadawane pytania odpowiadali zgodnie z prawdą.

   – Czy ja też byłam kiedyś u ciebie w brzuszku?
   – Nie, ty byłaś zawsze w moim serduszku.

Proste pytanie, prosta odpowiedź. Prawdziwa i dość typowa wymiana zdań przy każdej adopcji. Podobnie jak pytania o rozmaite szczegóły z życia i porównywanie siebie do innych dzieci.

Gdy czasami rodzice adopcyjni zadają mi pytanie, czy powinni wciąż nawiązywać do adopcji, skoro dziecko nie jest zainteresowane – odpowiadam, że niekoniecznie. Bo przecież przyjdzie kiedyś czas, gdy przeszłość stanie się ważna. Przyjdzie czas na zadawanie pytań o życie przed adopcją. Pewnie tak, ale pod warunkiem, że dziecko będzie miało tego świadomość.
Nie wiem co tym razem spowodowało ponowne zaistnienie w świadomości dzieci faktu adopcji. Może to, że zobaczyły swoje zdjęcia wiszące na ścianie, wśród czterdziestu innych zdjęć dzieci, których zupełnie nie znały. Może rozmowy o naszych aktualnych dzieciach i tym co robimy. Może zapamiętany w podświadomości dom, pokoje, meble. A może coś zupełnie innego, albo wszystko razem wzięte.
Rozmawialiśmy później z rodzicami i okazało się, że odkrycie faktu, że "urodziła mnie inna mama", na szczęście nie było dla dzieci szokiem. Być może ta wiedza cały czas w nich tkwiła, tylko została przykryta kurzem czasu.
Co by jednak było, gdyby to odkrycie nastąpiło w okresie dojrzewania? Może jednak przypominać dzieciom co jakiś czas, że są adoptowane, nawet jeżeli nie wykazują zainteresowania? Nie potrafię odpowiedzieć na te pytania.

Na koniec moja odpowiedź na postawione na wstępie pytanie. Może ktoś potrafi coś do tego dodać. Albo zaprzeczyć.

Niestety nie znam książek, w których zostałby opisany prawidłowy sposób przekazania dziecka rodzinie adopcyjnej. Nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że w literaturze polskojęzycznej temat ten nie jest poruszany. Pytaliśmy już wielokrotnie różnych psychologów, dlaczego na szkoleniach dla rodzin adopcyjnych, a nawet zastępczych, o tym się nie mówi. Dlaczego niestety wciąż w wielu ośrodkach adopcyjnych proponuje się szybkie przejście do nowej rodziny, na zasadzie „ostrego cięcia”. Odpowiedź była zawsze taka sama – nie ma takiej woli rodzin zastępczych, nie ma wsparcia w przepisach prawa, a rodzice adopcyjni chcą mieć dziecko w domu jak najszybciej i sugestia, aby znalazło się u nich po dwóch-trzech spotkaniach, bardzo im pasuje. Obserwując znane mi pogotowia rodzinne, niestety muszę się z tym zgodzić. Kilkanaście spotkań z rodzicami adopcyjnymi, odwiedzanie dziecka w jego domu już po adopcji, a nawet przyjmowanie w swoim domu, większość rodziców zastępczych przerasta. Do tego pozostawianie dziecka z rodzicami adopcyjnymi bez nadzoru rodziców zastępczych, pozwalanie na zabieranie go na wycieczki i do nowego domu – nie wspominając o nocowaniu w przyszłym domu – są wręcz sprzeczne z prawem. Jeżeli coś wydarzyłoby się pod nieobecność rodzica zastępczego, to niestety on za to odpowiada. Dlatego też nie jest najczęściej zainteresowany takim sposobem odejścia dziecka do nowej rodziny. Pracownicy ośrodków adopcyjnych o tym wiedzą, więc jaki sens jest w opowiadaniu o ideałach, skoro mają one małe szanse na realizację.

Jednak każdy psycholog, mający jako takie doświadczenie w pracy z dziećmi z pieczy zastępczej, nie ma wątpliwości, że odejście do nowej rodziny powinno być procesem rozłożonym w czasie. Chociaż nie ma reguły. Jednym dzieciom wystarczą dwa-trzy tygodnie spotkań, innym mogą nie wystarczyć dwa-trzy miesiące. Generalnie można przyjąć, że im dziecko młodsze, tym ten czas może być krótszy.
Gdy patrzę na historię naszego pogotowia rodzinnego, to raz postąpiliśmy źle, pozwalając odejść dziecku po trzech spotkaniach. Było to dawno temu, ale ten raz mści się do teraz. Cały czas pokutuje jakiś niewypowiedziany i nieuświadomiony lęk przed porzuceniem, skutkujący nawet trudnościami w nawiązywaniu głębszych relacji z rówieśnikami.
My od kilku lat staramy się przekazywać dzieci nowym rodzicom na zasadach, które udało nam się wypracować na podstawie rozmów z wieloma psychologami i praktykami pieczy zastępczej. Najpierw rodzice przychodzą do naszego domu i spotykają się z dzieckiem przy naszej obecności i innych mieszkających z nami dzieci (2-3 razy). Później mają miejsce spacery. Najpierw krótsze, potem dłuższe. Najpierw w towarzystwie naszych innych dzieci (czasami również z nami), a potem już sam na sam. Ten czas bycia tylko z dzieckiem stopniowo się wydłuża, a serwowane przez rodziców atrakcje w dużej mierze zależą od wieku dziecka. Na pewnym etapie Majka jedzie z dzieckiem do nowego domu. Niejako je wprowadza, pokazując że lubimy się z rodzicami. Od tego momentu, czas spędzany w nowym domu jest coraz dłuższy. W którymś momencie rodzice przyjeżdżają rano i odwożą dziecko na kolację. Nastaje też w końcu ten dzień, w którym dziecko zostaje na noc. Niektórzy rodzice bardzo się tego obawiają. Wydaje im się, że jest to jakiś przełom, po którym nie może już do nas wracać, bo miesza mu się w głowie. Owszem jest to przełom, ale nikomu nic się nie miesza. Jest to etap, gdy dziecko ma podwójny komplet ważnych dla siebie osób i czas spędzany w obu domach jest znaczący. Starsze dzieci często mówią, że chciałyby, abyśmy wszyscy zamieszkali razem. Po odejściu na stałe (po decyzji sądu o powierzeniu pieczy), też staramy się szybko pojechać w odwiedziny. Najlepiej już po dwóch, trzech dniach – czasami po tygodniu. Potem to jeszcze powtarzamy w miarę potrzeby. Rodzice przyjeżdżają też z dzieckiem do nas kilka razy na przestrzeni paru miesięcy. Nic nikomu się nie miesza, nie pojawia się rozpacz, czy chęć powrotu. Dziecko widzi, że wciąż istniejemy i jest ono dla nas ważne.
Tym sposobem pożegnaliśmy już kilkadziesiąt dzieci. W różnym wieku, z różnym czasem spędzonym w naszej rodzinie. Odnoszę wrażenie, że traumę związaną z rozstaniem (bo na pewno jakaś jest) można zmniejszyć do minimum nawet w przypadku dzieci starszych i będących w silnej relacji z nami. Ważna jest szczerość i odpowiednio wcześnie rozpoczęte rozmowy. Nie można dzieci oszukiwać i obiecywać im czegoś, co nigdy nie będzie miało miejsca.
Rozmowy z ośrodkami adopcyjnymi i rodzicami przekonanymi o konieczności szybkiego przejścia do nowej rodziny (bo przecież ich zdaniem dziecko tylko na to czeka) trzeba oprzeć na ogólnej teorii przywiązania. Przynajmniej dla psychologów z ośrodków, Bowlby nie powinien być postacią nieznaną. Bo tak naprawdę kim jest mama? Moim zdaniem, ani nie osobą mającą tylko takie same geny, ani wskazaną przez tego, czy innego sędziego. Mamą jest ktoś, z kim dziecko weszło w bardzo silne relacje emocjonalne. Osoba, którą z dzieckiem łączą więzi, a niekoniecznie więzy krwi. W czasie przebywania dziecka w pieczy zastępczej, mamą jest matka zastępcza – czy się to komuś podoba, czy nie. Szybkie zabranie dziecka do nowej rodziny jest zwyczajnym wyrwaniem z domowego ogniska, które zacznie się mścić prędzej, albo później. Mama adopcyjna jest najwyżej wyczekiwaną mamą w sensie świadomościowym. W sensie emocjonalnym jest obcą kobietą. Aby to się zmieniło, potrzeba czasu.
Książki o adopcji, które miałem okazję przeczytać, albo chociaż pobieżnie przejrzeć, głównie skupiają się na jawności adopcji oraz szacunku do korzeni i historii dziecka. Tyle, że z tej historii często wykreślany jest etap pobytu w rodzinie zastępczej, czy placówce. Albo przynajmniej marginalizowany – moim zdaniem niesłusznie.


22.09.2022 – aktualizacja

Niestety jest tak jak napisałem kilka dni temu. Nie istnieją opracowania naukowe dotyczące procesu przejścia z jednej rodziny do drugiej. O ile zrozumiałem, trudno jest określić metody badawcze, czyli wypracować jakieś procedury pozwalające zmierzyć się z tym tematem w nieco inny sposób niż poprzez odwołanie się do uczuć, emocji, sfery zarezerwowanej dla konkretnej osoby – dziecka.

Wszystko bazuje na teorii przywiązania. Podam pewien przykład, który usłyszałem (mając nadzieję, że nie przekraczam żadnych granic):

Wyobraź sobie, że jesteś w związku z jakąś osobą (powiedzmy mężem) i rano czytasz informację zapisaną na serwetce: „Wyjeżdżam do Australii. Nigdy już się nie zobaczymy. Nasz związek jest skończony”.

Jeszcze się z tego nie otrząsnęłaś, a właśnie ktoś puka do twoich drzwi - „Cześć, jestem twoim nowym partnerem. Od teraz będziesz się budzić i zasypiać przy mnie. Ze mną będziesz spędzać wakacje. Ze mną będziesz...”

To taka krótka odpowiedź dla pań, które pracują już 5, albo 16 lat w ośrodku adopcyjnym i wiedzą lepiej.  



sobota, 3 września 2022

MIRABELKA

 


Kilka dni temu, po raz trzeci na przestrzeni całkiem niedługiego czasu, napisała do mnie kolejna osoba poszukująca na blogu przykładów sprawozdań rodzin zastępczych przekazywanych do PCPR-u. Podobno gdzieś w sieci krąży informacja, że tutaj można je znaleźć. Faktycznie można, chociaż dawno ich nie zamieszczałem. Być może czas nadrobić zaległości. Dzisiaj (przy okazji opisania Mirabelki) i następnym razem (przy Mopiku) dołączę komplet sprawozdań dotyczący obu dziewczynek. Może komuś się przyda.

Nie wiem, czy tak jest wszędzie (przypuszczam, że nie), ale u nas opis dzieli się na podrozdziały:

  Sytuacja zdrowotna
  Funkcjonowanie dziecka w domu
  Mocne i słabe strony dziecka
  Kontakty z rodzicami biologicznymi

Ja łączę dwa środkowe działy w jeden, zostawiając ocenę danego zachowania czytającemu. Nikt się nie czepia – być może dlatego, że inne rodziny zastępcze często odpowiadają jednym zdaniem, a bywa, że jednym słowem. Mi czasami też się tak zdarza, ale najwyżej w części „Kontakty z rodzicami biologicznymi”, gdy piszę „Brak”.

Kiedyś nie było konieczności pisania sprawozdań. Ba, kiedyś nie było kwartalnych zespołów oceniających funkcjonowanie i perspektywy danego dziecka. Teraz trzeba się trochę wysilić, ale uważam, że warto. Sprawozdania te trafiają w późniejszym czasie do ośrodka adopcyjnego i docelowo do rodziny, w której dziecko zamieszka na stałe. Psychologowi z ośrodka pozwalają one prześledzić harmonijność rozwoju oraz zauważyć ewentualne deficyty i mocne strony dziecka. Szczególnie było to widoczne w przypadku Mopika, gdy podczas wywiadu próbowaliśmy sobie przypomnieć jakieś szczegóły i okazywało się, że już uleciały nam z głowy. Pani psycholog w niektórych przypadkach wiedziała więcej, bo była świeżo po lekturze.

Czas na przedstawienie Mirabelki – dziewczynki ze wszech miar przeciętnej. Ta jej przeciętność dotyczy zarówno jej przeszłości i czasu przebywania w naszej rodzinie (nieco ponad rok), jak też stanu zdrowia i czegoś, co niektórzy nazywają „iskrzeniem”. Mirabelka była fantastyczną i bezproblemową dziewczynką. Spędziliśmy mnóstwo czasu na wspólnych zabawach i spacerach. Wstawaliśmy do niej w nocy i w miarę możliwości zaspokajaliśmy jej potrzeby w ciągu dnia. Byliśmy z sobą bardzo blisko. Nauczyliśmy ją nawiązywać więzi – czegoś, bez czego nie udałoby się jej tak łatwo od nas odejść. Ale jednak nie należy ona do bardzo wąskiego grona dzieci, których odejście spowodowało powstanie jakiejś pustki, tęsknoty, czy jakkolwiek inaczej by to nazwać. Jej odejście było radością z tego, że znalazła wspaniałą rodzinę. Łza, która pokulała się w dniu jej odejścia, była łzą szczęścia.

Mirabelka pojawiła się w naszej rodzinie po interwencji policji w czasie spaceru z mamą. Godzina była już prawie nocna, a mama ździebko nawalona. Tatuś jeszcze bardziej. Pewnie gdyby się nie awanturowali, to nikt by tego nie zauważył. Ale machina ruszyła i szybko się okazało, że starsze rodzeństwo dziewczynki od dawna mieszka ze swoją babcią, wspomaganą przez pomoc społeczną. Babcia bardzo chciała zaopiekować się również Mirabelką, ale ledwo dawała radę z braćmi dziewczynki.

A mama? Jakoś nie pałała miłością do swoich dzieci. Chociaż może nawet je kochała, tyle że bardziej fascynował ją alkohol i życie na luzie. Na totalnym luzie – w namiotach, pustostanach, a nawet w stertach kartonów. Po nieudanej terapii nigdy nie zadzwoniła do Majki, aby dowiedzieć się czegoś o córce. Na spotkania z Mirabelką zawsze umawiała się babcia. Czasami udało jej się zaciągnąć również mamę Mirabelki, chociaż dziewczyna uważała, że to strata czasu. Przychodziła zatem bo tak jej kazano, bo tak wypadało, bo... Na rozprawy w sądzie już nie zawsze wypadało, albo było coś ważniejszego do zrobienia. Mimo wszystko sędzia dał rodzicom wiele szans. Sam mówił, że nie wierzy w jakąkolwiek ich naprawę i wejście na przyzwoitą ścieżkę. Nawet na byle jaką, byle akceptowalną społecznie. Po roku ograniczył im prawa rodzicielskie. Dlaczego nie odebrał? Nie wiem. Podobno powiedział, że odbierze za kilka, albo kilkanaście miesięcy.
Teoretycznie dziewczynka mogłaby te kilka kolejnych miesięcy spędzić w naszej rodzinie. Mogłaby dorastać w nie do końca bezpiecznym środowisku, z wiecznie awanturującym się Dagonem i wciąż zmieniającymi się dziećmi – dorastać w oczekiwaniu na swoją rodzinę. Na szczęście wszyscy uznali, że jest to bez sensu.

W takich sytuacjach dostrzegam ogromną wartość rodzin zastępczych z motywacją adopcyjną. Wiele ryzykują, bo zawsze istnieje jakieś prawdopodobieństwo powrotu do rodziców biologicznych. Chociaż w przypadku Mirabelki są to raczej ułamki procenta. W każdym razie dają gwarancję, że w przypadku ewentualnego zakwalifikowania dziecka do adopcji, nie pozwolą na kolejną zmianę rodziny. Nie boją się też kontaktu z rodziną biologiczną. Mama i tata Mirabelki praktycznie nie istnieją. Stoczyli się niemal na samo dno i zupełnie nie są zainteresowani swoimi dziećmi. Ale pozostaje babcia, która nie jest złą osobą.

Rodzice, którzy zdecydowali się przyjąć Mirabelkę do swojej rodziny, wciąż spotykają się z babcią. Nie wiem co zrobią, gdy prawo już tego nie będzie od nich wymagało. Podejrzewam, że sami jeszcze nie wiedzą. Są to rodzice, którzy patrzą na Mirabelkę z całym jej historycznym bagażem. Są to rodzice, dla których losy ich dziecka nie rozpoczynają się w dniu wydania decyzji przez sąd.

Proces przejścia do nowej rodziny prowadziliśmy tak jak zawsze, rozpoczynając od spotkań w naszej rodzinie, poprzez zabieranie Mirabelki na spacery (bliższe i dalsze), a skończywszy na nocowaniu w nowym domu. Tym razem na pierwszym nocowaniu skończyliśmy, bo rodzice nie chcieli już nam jej oddać. Oczywiście w bardzo pozytywnym znaczeniu... więc już się nie upieraliśmy. Odwróciliśmy więc nieco cały tryb działania. Dziewczynka mieszkała z nowymi rodzicami, a z nami się tylko spotykała mniej więcej co drugi dzień. W sumie, do momentu zakończenia procesu, miało miejsce czternaście spotkań. Też jest to średnia, biorąc pod uwagę inne nasze rozstania z dziećmi.

Krótko po odejściu z naszej rodziny, rodzice zabrali Mirabelkę na miesięczne wakacje do Włoch. Na szczęście tak małe dzieci nie muszą mieć osobnego miejsca w samolocie, tylko siedzą na kolanach. Wakacje były organizowane dużo wcześniej i w przeciwnym wypadku rodzice mieliby nie lada kłopot, bo dokupienie dodatkowego miejsca w samolocie pewnie byłoby niemożliwe. Nie było też problemu z samym przekroczeniem granicy. Rodzice na wszelki wypadek zdobyli zgodę sądu na wyjazd, ale nie była potrzebna – wystarczył dowód osobisty dziewczynki.

Zastanawialiśmy się, co będzie po powrocie. Dla nieco ponad rocznego dziecka, miesiąc to szmat czasu. Gdy kilka lat temu braliśmy urlop w całości (a nie jak teraz – dwa razy po dwa tygodnie), to dzieci w wieku Mirabelki jakby nas zapominały. Potrzebowały kilku godzin (czasami kilku dni) i powrotu do domu, aby wszystko było jak dawniej.

Mirabelka przyjechała do nas po pięciu tygodniach i jakby nigdy nic, od samego progu wyciągnęła do mnie ręce. Nie tylko nas poznała, ale czuła się jak u siebie w domu. Sprawiała wrażenie jakby tylko wyszła na chwilę – wykąpać się w Adriatyku.

Podobnie jak w przypadku innych dzieci, jesteśmy otwarci i do dyspozycji rodziców. Teraz ich zadaniem jest dostrzegać potrzeby dziecka i odpowiednio na nie reagować. Jeżeli chodzi o rodziców Mirabelki, to z pewnością nie należą oni do tych, którzy będą mówić, że ciocia Majka ma dużo dzieci i nie ma czasu na odwiedziny.

A teraz historia dziewczynki, do której sam chętnie wrócę, bo wiele szczegółów już zapomniałem:

Mirabelka – 2,5 miesiąca

Ocena dziecka na podstawie obserwacji opiekunów

Sytuacja zdrowotna

Mirabelka ma wzmożone napięcie mięśniowe oraz kłopoty ze ssaniem.

W trzecim miesiącu życia (czyli już niebawem) zostanie zdiagnozowana przez naszą fizjoterapeutkę, która zaproponuje odpowiedni program ćwiczeń mający zminimalizować jej deficyty. Aktualnie staramy się w miarę możliwości ją aktywizować fizycznie poprzez rozmaite zabawy rączkami i nóżkami, masowanie, delikatne tarmoszenie. Napięcie mięśni powoduje, że dziewczynkę trudno jest kąpać i przebierać. Jest bardzo spięta. Położona na podłodze odpycha się nogami i przesuwa do tyłu. To samo robi w łóżeczku i wózku aż do momentu gdy napotka opór dochodząc głową do ścianki. Przykurcze mogą powodować ból, co sprawia że być może dlatego dziewczynka często jest niespokojna i marudna.
Mirabelka była też przebadana przez logopedkę, która zaleciła nam zakup specjalnej butelki umożliwiającej łatwiejsze ssanie. Wydaje się, że niewiele to pomogło. Czasami wypicie butelki mleka (150 ml) trwa ponad godzinę i zdarza się, że dziewczynka po najedzeniu ma nawet spuchnięte usta.
Poza tym jest zdrowa. Jeszcze nie była chora a nawet lekko przeziębiona. Szczepienia ma wykonane zgodnie z kalendarzem szczepień.

Funkcjonowanie dziecka w domu

Mirabelka jeszcze sporo śpi. W nocy budzi się dość często, wypija kilka łyków mleka i zasypia ponownie. W okresach swojej aktywności lubi być noszona na rękach. Bywa też, że przez pewien czas jest spokojna leżąc w elektronicznym bujaczku, chociaż dość szybko się nudzi. Potrafi się uśmiechać, wodzi wzrokiem za palcem. Udaje jej się zainteresować jakąś zabawką, albo zawiesić wzrok na twarzy opiekuna. Raczej jeszcze nie rozpoznaje domowników.

Kontakty z rodzicami biologicznymi

Mama biologiczna odbywa terapię w placówce zamkniętej. Jest uzależniona od alkoholu. Kontaktuje się z nami jeden raz w tygodniu przez telefon, tak jak to wspólnie zostało ustalone. Dowiaduje się wówczas co nowego wydarzyło się u jej córki, chociaż na razie jeszcze niewiele się dzieje. O sobie mówi mało.


Mirabelka – 6 miesięcy

Ocena dziecka na podstawie obserwacji opiekunów

Sytuacja zdrowotna

Mirabelka nadal ma nieco wzmożone napięcie mięśniowe. W związku z tym jest rehabilitowana przez fizjoterapeutkę dwa razy w tygodniu. Do tego sami staramy się aktywizować ją fizycznie stosując gimnastykę i ogólnorozwojowe tarmoszenie na macie, które dziewczynce bardzo się podoba. Jednak nic nie przebije autoterapii w wodzie, czyli kąpieli w wannie z dużą ilością piany. Jest to chyba czas, w którym Mirabelka jest najbardziej wyluzowana. Macha rączkami, nóżkami i kwiczy z radości.

Kłopoty ze ssaniem mijają. Ja bym nawet powiedział, że już wszystko jest dobrze, ponieważ 180 ml mleka znika z butelki w trzy minuty. Oczywiście w sytuacji, gdy dziewczynka jest głodna i tego chce. Jednak logopedka, wkładając jej palec do buzi, twierdzi, że to jeszcze nie to, co być powinno. Tak więc zakupiliśmy kolejną (większą) butelkę ze specjalnym smoczkiem i woreczkiem wewnątrz. Nie wiem na co ten woreczek, ale chyba ma wytworzyć jakieś podciśnienie, gdyż po wypiciu całego mleka niemal chowa się w smoczku.

W ostatnim okresie Mirabelka bardzo wyładniała. Nie wszyscy się w tym względzie ze mną zgadzają. Jedni uważają, że zawsze była ładna, a inni że jest taka jak była, tylko ja na nią patrzę inaczej. W każdym razem minęła jej „kluskowatość” uzewnętrzniona podwójnym podbródkiem oraz brakiem szyi i wcięcia w talii.

Dziewczynka nie choruje. Wszystkie szczepienia są wykonywane zgodnie z kalendarzem szczepień.

Funkcjonowanie dziecka w domu

Od kilku dni Mirabelka zaczęła przewracać się na brzuch. Niestety w drugą stronę taka sztuka jej nie wychodzi, więc dość często krzyczy domagając się przywrócenia do pozycji podstawowej. Szczególnie męczące jest to w środku nocy, gdyż zdarza się, że taka zabawa w przewroty trwa godzinę lub dwie (na przykład między czwartą a szóstą), po czym Mirabelka zasypia, gdy inne dzieci właśnie wstają.

Dziewczynka bardzo lubi bawić się rozmaitymi zabawkami – zwłaszcza tymi, które nad nią wiszą. Potrafi przekładać je z rączki do rączki, pociągać za tasiemki, a nawet naciskać klawisze tych grających. Uczymy się różnych sztuczek, które niedługo mogą jej się przydać – choćby odsłaniania twarzy z narzuconej na głowę pieluszki.

Mirabelka bardzo lubi towarzystwo innych dzieci. Nie przeszkadza jej nawet, gdy ktoś ją przypadkowo nadepnie, albo upuści na nią zabawkę. Lubi też zmieniające się otoczenie. Bywają więc sytuacje, gdy nudzi jej się nawet siedzenie u kogoś na kolanach i chce się pohuśtać w bujaczku, poleżeć na macie na podłodze, a nawet odetchnąć od wszystkiego w swoim łóżeczku. Ogólnie jest dzieckiem bardzo pogodnym, które często się uśmiecha. Ten uśmiech też jest bardzo ładny.

Kontakty z rodzicami biologicznymi

Mama biologiczna spotyka się z Mirabelką średnio raz w miesiącu. Przyjeżdża ze swoją mamą, która biorąc dziewczynkę na ręce czasami do niej mawia: „Widzisz, jaką ty masz głupią matkę?”. Bo też to głównie babcia Mirabelki jest inicjatorką tych spotkań. Dla mamy dziewczynki najważniejsze są „zdjątka” przesyłane raz na jakiś czas i to w pozach jakie sobie wymyśli. A to podczas snu, a to w kąpieli, albo też na spacerze. Niewyraźne musi zostać poprawione i przesłane ponownie. Ostatnio na spotkanie przyjechała tylko babcia. Mama podobno stwierdziła, że nie będzie marnować czasu, skoro i tak będzie miała odebrane dziecko.


Mirabelka – prawie 11 miesięcy

Ocena dziecka na podstawie obserwacji opiekunów

Sytuacja zdrowotna

Mirabelka wciąż spotyka się z ulubioną ciocią Kasią, która jest naszą rodzinną fizjoterapeutką. Cel w zasadzie został już osiągnięty, więc teraz możemy najwyżej mówić o wczesnym wspomaganiu rozwoju. Wzmożone napięcie mięśniowe odeszło już w niepamięć i jedynym śladem o tym przypominającym jest brak chęci do zrobienia przez dziewczynkę „pa-pa”. Jak się kiedyś zacięła, tak pozostało jej to do teraz.

Mirabelka nie choruje. Wszystkie szczepienia są wykonywane zgodnie z kalendarzem szczepień, a z dodatkowych ma wykonane pierwsze przeciwko ospie.

Funkcjonowanie dziecka w domu

Mirabelka sprawnie przemieszcza się czworakując. Wstaje na nogi bez podpórki i chodzi wspierając się o cokolwiek. Niestety błędnie zakłada, że podporą mogą być jej starsze koleżanki i koledzy, co sprawia, że czasami się przewraca. Ale być może dzięki temu do perfekcji opanowała pady przez prawe i lewe ramię. Bardzo rzadko zdarza się, że uderzy się w głowę.

Liczymy, że na roczek będzie już chodzić. Ma jeszcze ponad miesiąc, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że się uda. Bardzo jej kibicujemy, ale na siłę nie będziemy jej mobilizować. Jak nie wyjdzie, trudno. Niepobity dotychczas rekord pozostanie dla kolejnego naszego dziecka.
Mirabelka rewelacyjnie śpi w nocy (czasami bez przerwy od ósmej do ósmej) i jeszcze lepiej je. Nie przeszkadza jej to, że ma tylko pięć zębów. Z sukcesem mierzy się ze schabowym, kiełbasą z flakiem i jabłkiem ze skórką. Nie ma warzywa i owocu, którego by nie lubiła. Przepada za arbuzem, winogronami i mandarynkami, ale dla towarzystwa potrafi zjeść nawet cytrynę.
Od kilku tygodni kąpie się w wielkiej wannie z dużą ilością piany. Im więcej wody, tym lepiej. Jednak gdy zaczyna ona podchodzić jej pod pachy, dziewczynka staje się trochę wywrotna i trzeba ją bardzo pilnować. Nie przeszkadza jej chwilowe zachlapanie buzi i oczu, więc z upodobaniem uderza rączkami w wodę, rozbryzgując ją po całej łazience.

Mirabelka jest aktualnie najmocniejszym ogniwem naszej dziewięcioosobowej rodziny. Wśród ogólnego jazgotu innych dzieci, bawi się swoimi zabawkami i sprawia wrażenie wyluzowanej. Nie miesza się do sprzeczek innych dzieci i nie wchodzi z nimi w konflikt. Wyjątkiem może być jedynie spór o jedzenie.

Lubi być brana na ręce i siedzieć na kolanach. Jednak gdy braknie rąk i kolan, wystarcza jej sama bliska obecność cioci lub wujka. Krótko mówiąc, Mirabelka jest dzieckiem bezproblemowym. Niestety jest w wieku, w którym nagle może się to zmienić i dla dobra ogółu byłoby, aby jak najszybciej zamieszkała w rodzinie docelowej.

Kontakty z rodzicami biologicznymi

Mirabelka spotyka się z mamą i babcią mniej więcej raz w miesiącu. Inicjatorką spotkań zawsze jest babcia. Mama przychodzi bardziej towarzysząc swojej mamie, niż z potrzeby spotkania się z córką.

Podobno dziewczynka coraz bardziej jest podobna do swojego ojca. Nie wiem dlaczego, ale babcia za każdym razem dodaje przedrostek „O Boże”, albo „Niestety”. Ja nie znam faceta, ale po wdzięku Mirabelki wnioskuję, że jej tata raczej musi być wyjątkowo urokliwym człowiekiem.


Mirabelka – 13 miesięcy

Ocena dziecka na podstawie obserwacji opiekunów

Sytuacja zdrowotna

Wszystko jest bez zmian. Krótko mówiąc, Mirabelka jest okazem zdrowia zarówno w sensie fizycznym, jak też psychicznym i społecznym. Doskonale radzi sobie z emocjami w dość trudnym i burzliwym (w ostatnim czasie) środowisku, jakim jest nasza rodzina. Proces przejścia do nowej rodziny, który rozpoczął się kilkanaście dni temu, przebiega bez najmniejszych problemów. Mirabelka już od drugiego spotkania, na widok nowej mamy i taty, zaczęła wyciągać w górę ręce. Spotkania mają miejsce mniej więcej co drugi dzień. Dochodzimy do etapu, w którym dziewczynka będzie miała podwójny komplet ważnych dla siebie osób dorosłych.

Wszystkie szczepienia realizujemy zgodnie z kalendarzem szczepień, a z dodatkowych ma wykonane dwa (czyli wszystkie) przeciwko ospie.

Funkcjonowanie dziecka w domu

Mirabelka zaczęła chodzić na kilka dni przed swoimi pierwszymi urodzinami. Nie były to jednak dwa kroki służące odtrąbieniu zwycięstwa, ale sprawne przemieszczanie się seriami – kilka, kilkanaście kroków, klapnięcie na pupę, sprawne powstanie i tak w kółko. Umiejętność chodzenia spowodowała, że dziewczynka zupełnie zrezygnowała z innych form poruszania się.

Od momentu gdy zaczęła spotykać się z nowymi rodzicami, jej ulubioną formą rozrywki jest noszenie na rękach. Wręcz uznała to za sens swojego życia. Dawniej też lubiła siedzieć u nas na kolanach, ale były to raczej krótkie elementy odpoczynku przed dalszym eksplorowaniem świata. Jakby tylko na chwilę przychodziła podładować akumulatory i szła dalej. Teraz bez pardonu domaga się swoich praw i walczy z innymi dziećmi o wzięcie na rękę – odpycha je, szarpie i słownie wyraża swoje niezadowolenie. Chociaż z tymi słowami, to jest tylko jako tako. Mirabelka dysponuje może pięcioma jednosylabowymi zwrotami. Nie jest gadułą.

Nie mamy żadnych zastrzeżeń pod kątem jedzenia i spania. Mirabelka nie jest wybredna. Je wszystko i najchętniej z dokładką. Śpi nieprzerwanie od dwudziestej do siódmej, czasami ósmej nad ranem. Tylko w początkowym okresie spotykania się z rodzicami, zdarzały się nieoczekiwane przebudzenia w nocy i bywało, że dzień rozpoczynała już po piątej. Uważamy, że chociaż dla nas było to nieco męczące, to dobrze świadczyło o Mirabelce – spotkania były dla niej czymś ważnym, emocjonującym. W ciągu dnia dziewczynka śpi najczęściej jeden raz, przez trzy, cztery godziny. Jednak gdy zaczyna być senna już około dziesiątej, to powtarza drzemkę późnym popołudniem. Nie przeszkadza jej to w zaśnięciu o zwykłej porze. Można powiedzieć, że lubi spać.

Nadal duże znaczenie ma wieczorna kąpiel, która rozpoczyna nocny czas snu. Mirabelka mogłaby spędzać w wannie bardzo długie okresy. Pewnie gdybyśmy mogli zostawiać ją w kąpieli samą, to nie miałaby nic przeciw temu. Jednak nadal jest trochę wywrotna (nawet gdy siedzi), a do tego próbuje wstawać, co jeszcze bardziej zwiększa ryzyko przewrócenia się. Jednak nawet gdy jej się to zdarzy, to natychmiast przekręca się na brzuch i sama podnosi. Nie czuje lęku przed wodą, nie boi się nawet zanurzenia twarzy. Nie ma więc problemu z myciem głowy.

Kontakty z rodzicami biologicznymi

Bezpośrednie spotkania z rodziną biologiczną prawie ustały. Mama przestała interesować się dziewczynką, a tata nigdy nie zaprzątał nią sobie głowy. Babcia dziewczynki spotyka się z wnuczką raz w miesiącu. Poza tym dzwoni do nas raz na jakiś czas. Mamy jednak wrażenie, że częściej ma ochotę porozmawiać o sobie i braciach Mirabelki (dla których jest mamą zastępczą), niż dowiedzieć się co słychać u wnuczki. Często dopiero po kilku, a bywa, że po kilkunastu minutach rozmowy, pada pytanie: „No, a co tam u Mirabelki?”.

Dla babci ważna jest świadomość, że będzie mogła nadal interesować się dziewczynką i być może czasami się z nią spotkać. Raczej nie zanosi się na zbytnią ingerencję w życie nowej rodziny zastępczej.