Dzieci z szatni "Chmurka" |
Niektóre osoby, gdy przestają za sobą przepadać, czasami mawiają do siebie „spotkamy się w sądzie”. Rodzice biologiczni naszych dzieci raczej nas do sądu nie zapraszają, ale bywa że obiecują nam spotkanie w telewizji. Ma to miejsce właśnie wówczas, gdy z jakiegoś powodu przestają nas lubić... choć właściwsze byłoby powiedzenie, że przestają udawać, że nas lubią.
Do tej
pory były to tylko strachy na lachy, chociaż docierały do nas
informacje, że takie próby były podejmowane. Aby zaistnieć w
telewizji, tacy rodzice muszą przedstawić historię, która będzie
bulwersowała – taką, przy której opinia społeczna będzie całym
sercem po ich stronie i każdemu widzowi zakręci się łezka w oku.
W tym momencie mogą zostać upieczone dwie pieczenie przy jednym
ogniu. Ta ważniejsza, to zapewne wzrost oglądalności danej stacji telewizyjnej. Jednak
rodzic biologiczny w takiej sytuacji też może sporo ugrać.
Ponieważ
prawdopodobieństwo wystąpienia w telewizji jest dość duże
zarówno w następstwie działań rodziców Ptysi, jak też ostatnio
Bliźniaków, Majka nie omieszkała wykorzystać spotkania z
prawnikiem i poruszyła również ten temat.
Niestety
my, jako rodzice zastępczy, w takiej sytuacji stalibyśmy na pozycji
straconej, nie mogąc liczyć na jakiekolwiek współczucie, czy
choćby zrozumienie widzów oglądających program. Problem polega na
tym, że rodzice mogą opowiadać i opisywać swoją historię tak
jak chcą. Nie ma znaczenia to, że będą mijać się z prawdą,
albo że pewne fakty zostaną pominięte. Oni mają prawo do własnego
odbioru rzeczywistości. Oni przekazują w ten sposób swoje
odczucia.
To mniej
więcej tak, jak ja opisuję rozmaite historie tutaj na blogu. Ja
ukazuję tutaj siebie, to co sam czuję i jak ja postrzegam rozmaite
sprawy. Rodziny biologiczne są tylko bezimiennym tłem,
służącym mi do wyrażenia własnych poglądów. Tak mniej więcej
wyglądałaby linia obrony, gdyby któryś z rodziców biologicznych
odnalazł na moim blogu siebie i skierował sprawę do sądu.
Będąc
w telewizji, mówiłbym już o konkretnej osobie. Nie miałoby
znaczenia, że opisywałbym tylko fakty, opierając się nawet na
rozmaitych urzędowych opiniach, czy też decyzjach sądu. Byłoby to
naruszenie dóbr osobistych rodzica, bo przecież ten w żaden sposób
nie upoważnił mnie do przekazywania tego rodzaju informacji.
Mógłbym najwyżej się pojawić i w świetle jupiterów stwierdzić,
że nie mogę niczego potwierdzić, ani niczemu zaprzeczyć i odesłać
media do rzecznika PCPR-u, albo sądu – który pewnie też nie
odniósłby się do tego konkretnego przypadku.
Dlatego
teraz nieco inaczej patrzę na rozmaite programy telewizyjne, w
których jedno krzesło stoi puste, gdyż przedstawiciel strony
przeciwnej nie ośmielił się stawić w studiu. Ja pewnie też bym
nie pojechał... bo i po co.
Co w
takim razie zyskuje rodzic biologiczny? Opinię medialną.
To jest
mniej więcej to, na co w rozmowie z Majką zwróciła uwagę
prawniczka – a dotyczyło decyzji podejmowanych przez sąd w
związku z powrotami dzieci do rodziców biologicznych. To, że
sytuacje prawne dzieci są nieuregulowane miesiącami, a nawet
latami, i że rodzice dostają kolejną i kolejną i jeszcze jedną
szansę na poprawę, nie jest tylko winą rządu i prowadzonej przez
niego polityki, ani też samego sądu. Tutaj chodzi o klimat, jaki
jest budowany przez media i nas samych (społeczeństwo). Sądy nie otrzymują żadnych
wytycznych z Ministerstwa, tylko czasami niektórzy sędziowie boją
się podjąć konkretną decyzję i stosują półśrodki, przy
zastosowaniu których, nikt się do nich nie przyczepi.
Przejdę
do konkretów, bo jeżeli jednak zdecydowałbym się pojawić w
telewizji, to może chociaż ktoś wiedziałby, o czym nie mówię.
Jakiś
czas temu byliśmy z Bliźniakami na badaniu więzi (niedawno o tym
pisałem). No i przyszły wyniki oraz podsumowanie całej sytuacji.
We wniosku końcowym jest wyraźna sugestia, że chłopcy powinni
zostać umieszczeni w rodzinie adopcyjnej. Majka była tym bardzo
zaskoczona, ponieważ nie liczyła na tak jednoznacznie sprecyzowane
zdanie biegłych. Ja się nawet tego spodziewałem. Tyle tylko, że
to dopiero pierwsza bitwa. Do wygrania wojny jeszcze sporo czasu. A
nawet jeżeli to nastąpi, to dopiero po latach może się okazać,
czy nie było to pyrrusowe zwycięstwo.
Opinii
psychologów nie widzieliśmy i być może nigdy jej nie zobaczymy.
Dostaje ją tylko sąd i rodzice. Czasami rodzice nam ją pokazują,
a nawet pozwalają zeskanować, ponieważ wydaje im się, że jest
ona dla nich korzystna.
Tym
razem nie za bardzo jest się czym chwalić. Jednak Majka była
pierwszą osobą, która została przez mamę chłopców
poinformowana o tym fakcie. Przypuszczalnie dziewczyna liczyła na
słowa pociechy i wsparcie w sytuacji będącej dla niej ogromnym
zaskoczeniem. Prawdopodobnie szukała też sprzymierzeńca, bo
najprawdopodobniej Majka będzie na rozprawie (jest to sąd, który
nawet mnie lubi zapraszać). Pewnie była bardzo rozczarowana, gdyż
Majka nie zamierzała niczego owijać w bawełnę. Niby powtórzyła
mniej więcej to samo, o czym ja napisałem na posiedzenie zespołu
(kilka miesięcy temu). Tyle tylko, że powiedziała to wprost, nie
dając mamie możliwości alternatywnej interpretacji swojej
wypowiedzi. Naszym zdaniem, umieszczenie dzieci w rodzinie adopcyjnej
jest najlepszym rozwiązaniem. Chłopcy są jeszcze na tyle mali, że
bez większego problemu potrafiliby pokochać nowych rodziców. Są
bardzo ufni i poukładani emocjonalnie. Może dlatego, że nie mają
świadomości tego, jak rozmaicie może wyglądać ich przyszłość.
Bliźniacy nigdy nie próbowali poruszać tego tematu. Nigdy nie
zapytali kiedy wrócą do mamy, albo czy w ogóle wrócą. Nigdy nie
wyrazili chęci pozostania z nami na zawsze, nie mówiąc o
prawdopodobieństwie zamieszkania z zupełnie inną ciocią i
wujkiem... a tym bardziej z nową mamą i nowym tatą. Jednak jest to
tylko kwestią czasu. Sasetka będąc w wieku chłopców, miała już
pełną świadomość rozmaitych opcji i to ona najbardziej czekała
na nową mamę.
Romulus
z Remusem coraz częściej zaczynają wspominać swoją mamę,
chociaż bliższa sercu jest ich babcia.
A mama? W naszej ocenie nie
daje gwarancji, że kiedykolwiek poukłada sobie życie na trochę
dłużej niż dwa, trzy lata. Zresztą sama mówi, że przecież teraz tak
bardzo się stara. Ukończyła terapię, utrzymuje tę samą pracę,
dba o mieszkanie, spotyka się z chłopcami. Tyle tylko, że to już
było... już dwa razy w przypadku starszego rodzeństwa. Potem
przestawała się starać i historia zaczynała się od początku. I
jeszcze jest tata, który cały czas ma sądowy zakaz zbliżania się
do mamy. Po wydanej opinii biegłych, nawet on się zmobilizował i
zapałał nagłą miłością do dzieci. Wprawdzie nie za bardzo wie,
jak się zachować na spotkaniu, ale przecież ważne są chęci. A
co do zakazu zbliżania się do mamy, to przecież wystarczy, że ta
odwoła wszystkie swoje wcześniejsze zeznania i sprawa będzie
zamknięta.
Mama
wszystkim się odgraża, że nie zgodzi się na odebranie jej praw
rodzicielskich i nie zawaha się opowiedzieć swoją historię w
telewizji. Nawet ma już własne hasło przewodnie: „Dzieci do mnie
wrócą – wszystkie, albo żadne”. Nie wiem, czy będzie ono na
tyle nośne, aby wzbudzić litość w widzach i wpłynąć na decyzję
sądu. Nie wiem też, czy jakakolwiek telewizja zdecyduje się na
historię, w której tle jest alkohol. W tym przypadku raczej trudno
byłoby przemilczeć ten fakt.
Mama
dość dobrze przygotowuje się do rozprawy. Jest inteligentna i ma
duże doświadczenie w postępowaniach sądowych. Ma po swojej
stronie prawnika i kuratora. Ten pierwszy wykorzysta wszelkie kruczki
prawne... bo to jego praca. Ten drugi zna ją od kilkudziesięciu
lat, gdy jako dziecko sama wychowywała się w zaburzonej rodzinie i
skończyła w pieczy zastępczej. Wcale mu się nie dziwię, że w takiej sytuacji utożsamia dobro dzieci z dobrem ich mamy... przecież jest ona
dla niego niemal jak córka.
Romulus
i Remus nie mają nikogo, kto mógłby ich reprezentować przed
sądem. Nie mają swojego prawnika, bo tego mogłaby wynająć
najwyżej ich mama. Dlatego my postanowiliśmy być adwokatem
chłopców i swoją wersję przedstawiliśmy biegłym psychologom.
Ich decyzja, po części była więc oparta również na naszej
opinii.
Nie
wiem, jakie orzeczenie wyda sąd. Prawdopodobnie po tak jednoznacznej
ocenie psychologicznej, poddającej w wątpliwość zarówno
istnienie silnych więzi rodzinnych, jak też kompetencje
rodzicielskie, raczej nie zdecyduje się na powrót chłopców do
rodziców. Chciałbym, aby wszystko zakończyło się odebraniem praw
rodzicielskich, nawet jeżeli konsekwencją tej decyzji byłoby
niemal pewne odwołanie się od wyroku przez rodziców dzieci.
Przeżyliśmy półtora roku, przeżylibyśmy razem jeszcze drugie
tyle. Ale przynajmniej można by zacząć przygotowywać chłopaków
na zamieszkanie w nowej rodzinie.
Istnieje
też prawdopodobieństwo umieszczenia dzieci w rodzinie zastępczej...
moim zdaniem duże prawdopodobieństwo. Nie byłby to zły pomysł,
gdyby można było zagwarantować, że dzieci już nigdy nie opuszczą
tej rodziny. Niestety nawet rodzice mający odebrane prawa
rodzicielskie, jeszcze dużo mogą... zbyt dużo.
Obietnicę
spotkania się w telewizji mamy też ze strony mamy Ptysi. Chociaż
historia jej dzieci wydaje się dużo bardziej przykra niż historia
bliźniaków, to tak naprawdę jest wiele faktów, które z łatwością
można by tutaj ukryć. W decyzji sądu o czasowym umieszczeniu
dzieci w naszej rodzinie zastępczej, nie ma żadnych konkretów,
poza ogólnymi informacjami o skrajnym zaniedbywaniu całej trójki rodzeństwa.
Mama
ucieka przed gniewem ojca ich wspólnej córki i spiskiem całej
rodziny, której celem jest odebranie jej dzieci z chęcią
wzbogacenia się na pozostaniu dla dzieci rodziną zastępczą.
Exodus trwa wiele miesięcy, a trasa ucieczki biegnie prawie przez
całą Polskę. W poszukiwaniach biorą udział sądy wystosowujące
nakazy odebrania dzieci, pracownicy socjalni różnych instytucji
zajmujących się rodziną i oczywiście policja. Nic więc dziwnego,
że mama ukrywa się, zmieniając kilkakrotnie w ciągu miesiąca
miejsce zamieszkania. Sypia z dziećmi w samochodzie, piwnicach i
różnych odludnych miejscach. Sprytnie zaciera wszelkie ślady i
stara się nie zwracać na siebie uwagi. Jak zarabia na życie? Żadna
praca nie hańbi... przecież chodzi o przeżycie jej dzieci. W końcu
coś idzie nie tak...
Zostaje
osaczona, a dzieci trafiają do obcych sobie ludzi.
Są to
zdecydowanie lepsze wydarzenia na napisanie scenariusza do programu
telewizyjnego, niż historia mamy, która po raz trzeci próbuje
wyjść z nałogu. Tutaj mamy zarówno melodramat, jak też sensację
– samotna wilczyca z dziećmi, kontra bezduszny system. Nawet w
pewnym momencie pojawia się szlachetny książę na białym koniu,
który wydaje swój majątek, aby ratować oblubienicę.
Powyższej historii w zasadzie nie trzeba by podrasowywać jakimiś szokującymi
elementami, bo sama w sobie powoduje, że u każdego powinno pojawić
się współczucie dla tej dziewczyny.
Gdybym
tutaj nawet zdecydował się stanąć przed kamerą, i opowiedział
wszystko co wiem na temat przeszłości dzieci, to pewnie i tak
niewiele bym wskórał. Najwyżej zobrazowałbym zachowania dzieci
doświadczonych przez los, który powyżej opisałem.
Mógłbym
powiedzieć, że rodzeństwo przejawiało dziwne zachowania o
charakterze seksualnym, że strasznie przeklinało (nawet do teraz),
było opóźnione w mowie (z czego powoli wychodzi), nie potrafiło
się umyć, skorzystać z toalety. Mógłbym powiedzieć, że
przejawia zachowania dzieci po traumie, ma zaburzenia więzi,
zaburzenia o charakterze dysocjacyjnym, prawie każdy z trójki jest
w dolnej granicy normy rozwojowej. Mógłbym też stwierdzić, że
dzieci potrzebują jak najszybszego rozpoczęcia terapii
psychologicznej, do czego potrzebne jest jednak przede wszystkim
umieszczenie ich w docelowej, bezpiecznej rodzinie. Zapewne to
ostatnie zdanie jeszcze bardziej zasugerowałoby odbiorcom potrzebę
jak najszybszego powrotu dzieci do rodziny biologicznej.
Mógłbym jeszcze nieśmiało dodać, że mama wcale nie uciekała przed swoim byłym partnerem i jego rodziną... nie sądzę jednak, aby ktoś zwrócił na to większą uwagę.
Mama z
kolei pochwaliłaby się wynajęciem mieszkania i przygotowaniem
pięknego pokoju dla każdego z rodzeństwa. Opowiedziałaby, że ma
stałą pracę, że jest opiekuńcza, a dzieci zapewne nie zaznają
już żadnej krzywdy, bo nie jest w tej chwili z żadnym przemocowym
partnerem. Dla ich dobra, na wszelki wypadek, pozostanie samotna do
końca życia.
Opowiedziałaby,
że wynajęła najlepszego w kraju prawnika, który będzie ją
reprezentował w sądzie, że wydała na ten cel już tyle pieniędzy,
iż można by kupić za to połowę mieszkania. Wszystko z miłości
do dzieci.
Całość
zapewne spowodowałaby wzbudzenie litości i współczucie w widzach
(a może nawet uruchomiła jakąś zbiórkę pieniędzy na prawnika).
Bo przecież ile z takich osób miało kiedykolwiek do czynienia z
rodziną, której odebrano dzieci? Ile ma większe pojęcie o
powodach odbierania dzieci, o tym co się wcześniej dzieje zanim do
tego dojdzie, ile razy najpierw podawana jest pomocna dłoń? Ile
osób odróżnia więź od więzów, albo wie co to jest dysocjacja? Ilu
z nich odbierałoby taki program rozumowo, a nie emocjonalnie?
Sporo
już napisałem na tym blogu o Ptysiach. Ktoś kiedyś w komentarzu
zadał nawet pytanie, czy możliwy jest powrót dzieci do takiej
rodziny?
Owszem,
jest możliwy. Wszystko polega na zbudowaniu odpowiedniej atmosfery,
odpowiedniego wizerunku rodziny. Tym zajmuje się Helmut (czyli ten
rycerz na białym koniu). W ostatnim czasie chyba stwierdził, że
jego osoba szkodzi całej sprawie, więc oficjalnie usunął się w
cień. Formalnie nie są już parą z mamą dzieci... jest już tylko
historią tej rodziny. Jednak czasami nie wytrzymuje nerwowo i po
jakimś spotkaniu mamy z dziećmi, potrafi chwycić za słuchawkę i wysłać
niewybrednego SMS-a, albo zwyczajnie zadzwonić ze swoimi uwagami.
Stoi za rogiem, czy cały czas korzysta z podsłuchów? Często
odnosimy wrażenie, że jest obecny przy rozmowie telefonicznej mamy
z dziećmi lub z nami, i kontroluje każde wypowiedziane przez nią
słowo. Bywa, że mama jest niegrzeczna, oskarżająca, wykrzykująca,
by... za kilka godzin zadzwonić, że przeprasza i tak naprawdę
bardzo się cieszy, że dzieci są pod naszą opieką.
Helmut
założył nawet firmę handlującą zbożem w sieci. Zapomniał
tylko utworzyć stronę internetową... chociaż niewykluczone, że
specjalnie, bo być może ktoś zechciałby robić z nim interesy.
Jednak umożliwia ona mamie osiąganie legalnych dochodów. Czy sąd
rodzinny będzie dociekał, jaki jest status tej firmy (do kogo
należy i czym się zajmuje)?
Mnie
jednak cały czas zastanawia motywacja tego człowieka (to takie moje
zboczenie zawodowe). Wynajął podobno za ciężkie pieniądze
prawnika, który niby ma w swoim dorobku nawet wybronienie pedofili.
O co mu chodzi? Żadne z dzieci nie jest jego, a mama (nie obrażając
jej) ani piękna, ani przesadnie bystra. Może chodzi o młodość i
uległość?
Albo to
jednak piękna i czysta miłość? Czasami łapię się na tym, że
też zaczynam tak myśleć. Dopiero jak od początku próbuję
dopasować całą układankę, to pewne elementy znowu mi nie
współgrają.
Najgorsze
w obu historiach jest to, że zarówno Bliźniaki jaki i Ptysie, cały
czas żyją w zawieszeniu. Terminy obu rozpraw nie zostały jeszcze
wyznaczone, a przecież Romulus z Remusem mieszkają z nami już
ponad rok. Obie mamy obiecują dzieciom, że kiedyś do niej wrócą,
a my nie wiemy jak na to reagować. Nikt nie wie, co będzie dalej.
Nawet nic nie jest mniej lub bardziej prawdopodobne. Wszystko jest
ulotne, niepewne, nic nie jest własne... może z wyjątkiem półki
w szatni „Chmurka”.