Wyjechałem na trzy dni z domu. Zupełnie sam, nawet bez Majki. Ciekawe, czy zdążę zatęsknić. Pewnie nie – przecież to tylko trzy dni.
I tak może być znowu za miesiąc – jeszcze przed wakacjami. Każde z naszej siódemki dzieci, może mieszkać już w nowych rodzinach. Teoretycznie – bo praktycznie wcale nie musi być tak pięknie.
Właściwie to nie do końca wiem, co ja tutaj robię. Na pewno nie przyjechałem na wypoczynek, ani w interesach. Zostałem zaproszony na jakiś wieczór. Może kawalerski, może autorski. Kto to wie. Będzie impreza. „Flirt i alkohole może tańce będą też. Drzwi otwarte zamkną potem się. No i cześć.” Więcej napisać nie mogę, bo nie przyjechałem tutaj incognito.
Nie będę dalej pisał o sobie, tylko o dzieciach, które zostały z Majką w domu. Póki jeszcze mogę o nich pisać.
Mirabelka spotyka się już z nowymi rodzicami zastępczymi. Od drugich odwiedzin zaczęła ich witać wyciągniętymi w górę rączkami. Jest dobrze. Nawet bardzo dobrze. Jednak nie dajemy się zwieść tak dobrym zapowiedziom i prowadzimy proces przejścia jak zawsze – powoli i stopniowo zwiększając czas spotkań. Mam nadzieję, że sąd zdąży do lata (chodzi przecież tylko o zmianę zabezpieczenia), bo dziewczynka może wyjechać na pierwsze w swoim życiu wakacje zagraniczne. W trybie pilnym wyrabialiśmy jej dowód osobisty. Trochę było z tym problemów, bo nasz urząd stwierdził, że musi mieć zgodę sądu. Nie wystarczyło tłumaczenie, że mamy przecież rozszerzone uprawnienia do podejmowania decyzji w sprawach administracyjnych. Ponieważ na walkę z urzędnikami nie było zbyt wiele czasu, uderzyliśmy do sądu, który stanął na wysokości zadania i w ciągu kilku dni wydał zgodę na złożenie wniosku o wydanie dowodu. Niestety szybko się okazało, że aby złożyć wniosek, trzeba się najpierw umówić. A terminy były dwutygodniowe. Nie pozostało nic innego, jak złożyć dokumenty w innym mieście. Tam okazało się, że jest to możliwe nawet następnego dnia, a specjalna zgoda sądu wcale nie jest potrzebna. Tak czy inaczej, Mirabelka jest pewniakiem do wylotu.
Podobnie oceniam perspektywy Ziuty i Heli. Sędzia nie za bardzo wiedział jaką ma podjąć decyzję, więc na wszelki wypadek odroczył sprawę o kilka miesięcy. Ale bez problemu przeniesie dziewczynki do innej rodziny na czas trwania postępowania. Można rzec, że na zawsze, bo powrotu do mamy sobie nie wyobraża. Trzeba tylko mieć nadzieję, że jest osobą młodą , zdrową i nie zamierza zmieniać miejsca pracy, bo inny sędzia czasem może mieć zupełnie inną wyobraźnię. W każdym razie, na w miarę małe, zdrowe, inteligentne i urokliwe siostry, chętni znaleźli się natychmiast. Jutro dziewczynki jadą do nowych rodziców na cały weekend. Są bardzo podekscytowane. Od momentu, gdy Mirabelka zaczęła się spotykać ze swoimi rodzicami, one też zapragnęły mieć nową mamę i nowego tatę. I pomyśleć, że ich mama biologiczna cały czas twierdzi, że łączą ją z córkami bardzo silne więzi, a czas spędzony u nas jest niepowetowaną stratą dla ich zdrowia psychicznego. Chociaż ją może i łączą. Jednak to nie ona powinna przywiązywać się do dzieci, tylko odwrotnie.
Gorzej wygląda sytuacja Mopika, gdyż wciąż nie wiemy, czy ojciec odebrał decyzję sądu i czy już się uprawomocniła. No i czy sędzia już ją podpisał, albo przynajmniej zamierza. Zresztą z tym podpisywaniem uprawomocnionej decyzji to ja już zupełnie nic nie rozumiem. Dostaliśmy z sądu postanowienie o odebraniu władzy ojcu dziewczynki, które odbyło się na posiedzeniu niejawnym (bez niczyjej obecności). Jak by nie było, jakiś podpis tam był. Jak by nie było, na tej podstawie złożyliśmy wniosek do naszego sądu o opiekę prawną. To dlaczego ośrodek adopcyjny nie chce przyjąć zgłoszenia Mopika, tylko czekamy na kolejny podpis? I dlaczego składanie tego drugiego może trwać tygodnie? Nie mam pojęcia. Wiem tylko tyle, że dziewczynka rozjeżdża nam się coraz bardziej. Trafiliśmy z nią w końcu do psychologa. Zgodnie z jego zaleceniem, mamy zapewnić dziecku dużo ciszy i spokoju. I jeszcze mam uszyć dwukilogramową kołderkę z kamyczków akwarystycznych. Jakie to proste.
Sytuacja prawna Einsteina również jest już zamknięta. Sąd nie chciał dawać mamie chłopca czasu na naprawienie się, uważając że nie rokuje. Dlaczego w takim razie nie odebrał jej władzy rodzicielskiej, tylko asekurował się jedynie ograniczeniem? Bo tak jest bezpieczniej? W każdym razie rozpoczęło się poszukiwanie rodziny zastępczej. Może jednak nie być tak prosto jak w przypadku Mirabelki, gdyż chłopiec mimo tego, że w każdej dziedzinie robi kolosalne postępy, to zupełnie zdrowy na ciele i umyśle nie jest. Widok walącego głową o podłogę dwulatka, albo kręcącego się w kółko i wrzeszczącego bez sensu, i bez widocznego powodu – jest przerażający.
No i zostali mistrzowie horroru – Omen i Dagon. Zupełnie nieoczekiwanie przyszło z sądu pismo z decyzją o umieszczenie braci w rodzinie zastępczej. Mama jest poważnie chora i nie wiadomo kiedy w ogóle odbędzie się jakakolwiek rozprawa, a „siedzącemu” ojcu odbierać władzy rodzicielskiej nie wypada. Decyzja ze wszech miar słuszna.
Jeszcze miesiąc temu zastanawialiśmy się z Majką, jak zorganizować tegoroczne wakacje. Jak zwykle, mamy zarezerwowane w Mielenku dwa pokoje z przybudówką. Teraz wiadomo, że skład będzie zupełnie inny, niż przypuszczaliśmy. Trzy mamy naszych pieczowych dzieci (byłych i jeszcze obecnych) są w kolejnej ciąży, więc i jakiś noworodek może się przytrafić.
Ciekawe co będzie dalej. Dzisiaj zostaje mi cieszyć się chwilą samotności.