Jeszcze
całkiem niedawno wydawało się, że Nowy Rok będziemy witać tylko
z bliźniakami. Messenger miał wrócić do mamy, a Plotka
przynajmniej powinna być na etapie spotykania się z rodzicami
adopcyjnymi. Niestety, jest jak jest.
Ploteczka
nie ma świadomości tego, że czas pracuje na jej niekorzyść.
Uważa mnie za swojego tatę i bardzo lubi spędzać ze mną każdą
chwilę. Jestem ostatnią osobą, którą widzi przed snem i pierwszą
po przebudzeniu. Nasze więzi stają się coraz silniejsze. W tej
chwili jestem już pewny, że dla mnie będzie to najtrudniejsze
rozstanie. A dla małej? Nadzieja tylko w tym, że trafi na
rozsądnych rodziców adopcyjnych.
Jak tu spojrzeć w obiektyw, gdy z tyłu tyle prezentów. |
Jest już
w zasadzie przesądzone, że roczek będzie miała wyprawiony w
naszym domu, ponieważ podpisu pani sędziny pod wyrokiem o odebraniu
praw rodzicielskich jej mamie, nadal nie ma. A już dawno minęły
dwa miesiące od jego uprawomocnienia się.
Niestety
o sądzie rodzinnym, do którego przynależy Ploteczka, nie mogę
powiedzieć wiele dobrego. Ponieważ zainteresowanie ze strony rodzin
zastępczych nie jest w nim mile widziane, ustaliliśmy z naszą
koordynatorką Jowitą, że to ona będzie wydzwaniać i gnębić
panią sekretarkę w sprawie podpisu. Jednak gdy minął miesiąc,
Majka stwierdziła, że trzeba zacząć działać. Postanowiła mimo
wszystko sama zadzwonić z ponagleniem. Dzwoniła przez kilka dni z
rzędu i nikt nie odbierał. No to zadzwoniła do administracji sądu.
„Ooo!.., tam do końca tygodnia nikogo pani nie zastanie” -
usłyszała w odpowiedzi. No to poczekała te kilka dni, ale od
poniedziałku wszystko zaczęło się powtarzać. W końcu Majka
stwierdziła, że trzeba porozmawiać z sędziną naszego sądu
rodzinnego, bo to jest akurat „ludzki sąd” i wszyscy nawet jak
protestują, to pracują i robią wszystko co do nich należy. A do
tego, rodzic zastępczy nie jest traktowany jak upierdliwy petent.
Pominę to, jak bardzo pani sędzina była zbulwersowana całą sprawą...
ale co tu robić?
- Niech pani napisze do nas wniosek o ustanowienie siebie opiekunem prawnym – orzekła.
- Ale nie znamy sygnatury akt, nie mówiąc o orzeczeniu tamtego sądu, które zawsze stanowi załącznik.
- Nieważne, my wystąpimy z wnioskiem o przysłanie orzeczenia. Bez podpisu nie przyślą.
Było to
krótko przed świętami. Od tamtego czasu minęło dziesięć dni.
Dostaliśmy już z naszego sądu pismo z wyznaczonym terminem rozprawy o
ustanowienie opieki prawnej.
Biorąc
pod uwagę przerwę świąteczną i trudny okres dla Poczty Polskiej,
to jestem pod ogromnym wrażeniem. Wniosek do sądu Ploteczki zapewne
też już doszedł. Pytanie tylko, czy ktoś tam pracuje i czy go
odbierze. A jeżeli już odbierze, to czy nie wrzuci na koniec całej
sterty zaległych pism.
I
pomyśleć, że chodzi tylko o złożenie jednego podpisu (niech
będzie kilku, bo są też kopie) i przystawienie paru pieczątek.
Minuta pracy... może dwie.
Gdyby to
był nasz sąd, to Plotka pewnie spędziłaby święta już z
rodzicami adopcyjnymi. Chociaż wiele też zależałoby od szybkości
działania naszego Ośrodka Adopcyjnego.
Zapomniałem
dodać, że Majka przed świętami złożyła życzenia kuratorowi.
Nie chodziło o te życzenia, ale o przypomnienie, że Plotka nadal
czeka.
Czasami
nas korci złożenie skargi na bezczynność sądu. Choćby dla
zasady. Jednak wówczas wszystko jeszcze bardziej się przedłuży, a
my będziemy już zawsze mieli przerąbane. Niestety z gminy
podległej temu sądowi, przychodzi do naszej rodziny najwięcej
dzieci.
No
cóż... jaka gmina, taki sąd.
Z
Messengerem tylko się wydawało, że wszystko pójdzie gładko.
Chociaż tutaj nie mam zastrzeżeń do pracy sądu. Mama złożyła
zażalenie na decyzję o odebraniu jej chłopca i odpowiednie pismo
czekało już w sekretariacie na wysłanie do sądu apelacyjnego. W
tym przypadku protest pracowników sądu okazał się sprzyjający
całej tej sprawie.
Jowicie
udało się porozmawiać z sędziną. Okazało się, że wszystko nie
jest takie proste jak sądziliśmy. Odwołanie mamy i pozytywna
opinia zespołu oceniającego jej poczynania, wcale nie są powodem
do cofnięcia poprzedniej decyzji na posiedzeniu niejawnym. Wręcz
przeciwnie – to zażalenie jeszcze bardziej skomplikowało sprawę.
Jedynym rozwiązaniem było jego wycofanie. Pani sekretarka obiecała
jeszcze przez kilka dni nie wysyłać tego pisma do sądu okręgowego,
a asystentka rodziny pomogła mamie zredagować to odwołanie
odwołania i sama wysłała do sądu. Chyba wszystko się udało,
jednak teraz musi odbyć się ponowna rozprawa, na której będą
rozpatrzone nowe okoliczności. Jeżeli zachowane będą standardowe
terminy, to mamy przed sobą jeszcze przynajmniej trzy miesiące. A
to oznacza, że chłopiec skończy w naszej rodzinie pół roku.
Messenger malusieńki, leży wśród... |
Cały
czas gnębi mnie myśl, że przecież z jakiegoś powodu dziewczynie
odebrano dwójkę starszych dzieci.
Jednak
największe moje wątpliwości budzi jej świadomość procesu
powrotu chłopca do domu. Przecież dla niego, jest ona w tej chwili
zupełnie obcą osobą. Cała procedura przekazania jej dziecka,
powinna wyglądać dokładnie tak samo, jak w przypadku przejścia do
rodziny adopcyjnej. Nie sądzę, aby to zrozumiała – chociaż
bardzo chciałbym się mylić.
Romulus
z Remusem mieli być jedynymi dziećmi spędzającymi z nami
świąteczny okres. Już dawno kupiłem dla nich Picolo na powitanie
Nowego Roku, chociaż oni żyją w nieco innej strefie czasowej (w
której północ wypada w okolicy godziny dwudziestej).
Ech, jeszcze jedna bombka do poprawienia. |
Mama
chłopców najpierw była przekonana, że dzieci do niej wrócą
przed końcem roku, a teraz uczepiła się tezy, że dziecko w
pogotowiu rodzinnym nie może przebywać dłużej niż osiem
miesięcy. Nawet przeczytała moją ocenę z poprzedniego zespołu,
ale zupełnie nic nie zrozumiała. Jej wnioskiem było to, że musi
się bardziej starać. Ale nawet ją pokazała kuratorowi. Ten
zrozumiał co chciałem powiedzieć, ale stwierdził, że nic z tego
nie będzie.
Najbardziej
prawdopodobny wariant, to rodzina zastępcza długoterminowa.
Niestety rodzin zastępczych gotowych na rozstanie po dwóch, albo
trzech latach nie ma (przynajmniej u nas). To taki trochę paradoks
związany z rodzicielstwem zastępczym. Nie jest więc wykluczone, że
powitamy z chłopcami również rok 2020, a może i 2021. Tym
bardziej, że nie został jeszcze wyznaczony termin pierwszej
rozprawy. Ale wcale się temu nie dziwię, bo jest to ten sam sąd co
Ploteczki. Być może gdyby dzieci podlegały naszemu sądowi, to
właśnie spotykałyby się z rodzicami adopcyjnymi. Bo nasza sędzina
dba o dobro dzieci, a nie o dobro rodziców, jak niejaki Mikołaj
Pawlak (który zupełnie nie rozumie, jaka powinna być jego rola).
Cały
czas istnieje też w naszej świadomości Kapsel. Chłopiec nie
mieszka z nami już cztery miesiące, a jednak nadal w jakiś
pośredni sposób jest członkiem naszej rodziny. Chociaż to pewnie
zacznie się zmieniać i nie będziemy odwiedzać go w
nieskończoność. Może tylko raz na jakiś czas. Dzisiaj Majka
zawiozła mu prezenty i spędzili razem pół dnia. Nie był jakoś
specjalnie zainteresowany jej obecnością, nie mówił też jak
kiedyś, że nie chce tam zostać na zawsze. Teraz jest to już jego
dom. Po okresie euforii związanej z byciem w centrum
zainteresowania, nastąpiła chwila zwątpienia i rezygnacji (gdy
zorientował się, że jest tylko jednym z wielu).Teraz sprawia
wrażenie, jakby zaczął wyrastać na przywódcę stada. Jest jednym
z inteligentniejszych, a z pewnością potrafi najlepiej i
najpoprawniej się wysławiać. Początkowo był gnębiony przez
nieco starszego Jaromira (chłopca z zaburzeniem FAS). Obecnie powoli
to on zaczyna dominować.
Wygląda
na to, że przeszkadzają mu tylko siostry prowadzące ten dom pomocy
społecznej. Respekt czuje tylko przed dwiema z nich (na razie) i
póki co, jeszcze przed Majką. Nie podporządkowuje się poleceniom.
Z byle powodu rzuca się na podłogę, albo kopie w drzwi (zmądrzał –
już nie wali głową). Wyzywa je od dziwek, debili i głupków.
Jakby na złość, cały czas sika w spodnie. To, że wygląda teraz
jak „pączek w maśle” jest już najmniejszym problemem. Już
kilkukrotnie siostry zwoływały zebrania poświęcone tylko jemu,
ponieważ zaczyna być najtrudniejszym pensjonariuszem. A przecież
ma dopiero osiem lat. Już teraz, gdy następuje u niego atak szału,
wyprowadzają go dwie osoby. Co będzie za rok? A co za pięć lat?
Jest to
wszystko bardzo przykre, ale chociaż utwierdza mnie w przekonaniu,
że rezygnacja z dalszego poszukiwania rodziny zastępczej, była
słuszną decyzją.
Gdybym
miał życzyć sobie czegoś na cały nadchodzący rok, to chciałbym
mieć więcej optymizmu. Gdy kilka lat temu słuchałem wypowiedzi
niektórych rodziców zastępczych, to na myśl przychodziło mi
słowo „wypalenie”. Teraz powiedziałbym „doświadczenie”.
Mam nadzieję, że to teraz mam rację.
Jednak
odrobina optymizmu nigdy nie zaszkodzi, i tego życzę wszystkim, nie
tylko rodzinom zastępczym.