sobota, 1 grudnia 2018

ROMULUS i REMUS 3


Posiedzenie zespołu

Wkrótce czeka nas kolejne posiedzenie zespołu oceniającego sytuację dzieci przebywających w naszej rodzinie zastępczej.
Sprawa bliźniaków utkwiła w martwym punkcie. Praktycznie nie dzieje się nic, nie ma nawet wyznaczonego terminu rozprawy – a czas leci.
Nieraz się pocieszam, że może nie jestem informowany o pewnych poczynaniach, że może ktoś zbiera intensywnie jakieś dokumenty, że rodzina dzieci jest poddawana wnikliwej obserwacji, że...
Częściej jestem jednak realistą, mając świadomość tego, że z każdym dniem Romulus i Remus mają coraz mniejsze szanse na szczęśliwe życie.
Tym razem postanowiłem trochę bardziej się przyłożyć do opisów dzieci, które przygotowuję na każde takie zebranie. Majka zadała mi pytanie, czy nie próbuję za bardzo wchodzić w czyjeś kompetencje. Nie wiem, może tak. Może ktoś uzna, że za bardzo się wymądrzam, że moją rolą jest tylko zaopiekować się dziećmi.
Obiecała jednak, że poniższy opis przekaże wszystkim osobom obecnym na zespole. Najbardziej zależy mi na kuratorze, asystentce rodziny i rodzicach chłopców.
Być może wszystko po nich spłynie, być może nawet tego nie przeczytają. Ale chociaż mam świadomość tego, że ze swojej strony zrobiłem wszystko co mogłem.
Coraz częściej odnoszę wrażenie, że największą bolączką rodzin zastępczych jest ich cel, to w jakim duchu zostali przeszkoleni i jaką funkcję mają pełnić w społeczeństwie.
Mamy zrobić wszystko, aby dzieci wróciły do rodziny biologicznej. Nie mogę więc napisać wprost, żeby mama bliźniaków zastanowiła się nad możliwością zrzeczenia się praw rodzicielskich. Ale jest to inteligentna kobieta... tak znam bajkę o łodzi.


Romulus i Remus (bliźnięta – 2 lata i 8 miesięcy).

Rozwój intelektualny, poznawczy i społeczny bliźniaków pędzi niemal z prędkością tornada. Z każdym tygodniem odkrywają oni coś nowego, uczą się nowych słów, nowych piosenek, nowych zabaw. Coraz lepiej (są coraz bardziej zgodni) potrafią się wspólnie bawić. Z początkiem roku będą chodzić do przedszkola, na co już teraz się cieszą. Byli zapoznać się z nowym miejscem, paniami, dziećmi i... nie chcieli wyjść.

Ktoś kiedyś powiedział, że „dzieci potrzebujące najwięcej miłości, proszą o nią w najmniej kochany sposób”. Mam tutaj na myśli Romulusa. Chłopiec sprawia wrażenie, jakby uważał się za tego gorszego bliźniaka, mniej kochanego. Jeszcze cały czas walczy o nasze zainteresowanie. Robi to tak jak potrafi, co niestety najczęściej przekłada się na „brojenie”.
Gdy rzucę hasło „chłopcy podajcie Plotce jakąś zabawkę”, to Romulus chce jej podać akurat tą, którą wybrał Remus. Nie taką samą, ale właśnie tą. No i jest afera. Natomiast gdy zwrócę się bezpośrednio do Romulusa (z taką samą prośbą, ale Remusa nie ma w pobliżu), to często nie wykazuje żadnego zainteresowania.
Mimo, że jest większym rozrabiaką, to jednak dużo częściej niż Remus przychodzi się przytulić. W większym zakresie potrzebuje bliskości fizycznej.

Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, najważniejszym słowem w naszej rodzinie stało się słowo „kulamy”. Już chyba setki razy było wypowiedziane zdanie: „nie rzucamy piłką w domu, tylko kulamy”. Tak więc, gdy mówimy: „nie biegamy w pokoju”, chłopcy odpowiadają „kulamy”. Nie skaczemy po tapczanie – kulamy. Nie wchodzimy na szafę – kulamy. I tak dalej.
W życiu takich prawie trzylatków, nadal największą rolę odgrywają rozmaite nawyki i rytuały. Chłopcy wiedzą, że po zrobieniu siku, trzeba spuścić wodę i umyć ręce. Tyle, że czasami robią to siku na nocnik. To, że myją potem ręce, to rozumiem. Ale dlaczego spuszczają wodę w ubikacji?

Trzeba bardzo uważać, co się do nich mówi, ponieważ wszystko co do nich powiemy, może być wykorzystane przeciwko nam.
Kiedyś Remus siedział na nocniku... siedział i gadał, gadał i siedział. Powiedziałem do niego „lej, nie marudź”. Było to tylko raz, ale od tamtego czasu, gdy któregoś z nich zapytam „już zrobiłeś?”, odpowiada „nie chujek, jeszcze lejem”.

Nie łapią jeszcze dowcipów, powiedzeń, metafor.
Unikamy sformułowania „puknij się w głowę”, bo z pewnością tak zrobią.
Na pytanie, ”ja mam za ciebie zrobić to siku?”, odpowiedzą „tak”.
Albo gdy w samochodzie Romulus kopał w siedzenie i został skarcony słowami: „trzymaj nogi spokojnie”, Remus na sąsiednim foteliku złapał się za nogi i stwierdził „ja trzymam”.
Mam w zwyczaju mówić do dzieci per Żabko. Doszło do tego, że Remus na pytanie „jak masz na imię?”, zaczął odpowiadać „Re-re-kum-kum”. A nawet przedstawiał się pełnym imieniem i nazwiskiem, czyli Re-re-kum-kum Benc.
Chociaż może też mają własne poczucie humoru, którego my jeszcze nie rozumiemy. Była sytuacja, gdy Remus na polecenie „zrób siku”, odpowiedział „robiłem u babci Basi”. Tyle tylko, że było to dwa dni wcześniej.

Dysponują coraz większym zasobem słów.
Bardzo się starają mówić poprawnie, ale cały czas stosują też własną terminologię. Tak więc nadal chujek, to wujek, jejejat to wieje wiatr, halopter to mól albo helikopter, a łejo adelaska wciąż jest nierozszyfrowana.
Trudne słowa zastępują łatwiejszymi zamiennikami. Na przykład na prośbę „powiedz hi-po-po-tam”, w odpowiedzi usłyszeliśmy „zebra”.
Tworzą neologizmy. Gdy mówimy „chcesz bułkę, czy pić?”, słyszymy „bupić”.

Remus wszedł w rolę starszego brata (w końcu urodził się o całe dwie minuty wcześniej) i często poucza Romulusa. Gdy ten drugi nad ranem zaczyna być zbyt głośny, Remus mówi do niego „cicho, chujek pi!”. Albo gdy krzyczy „abudzi ciocia, abudzi ciocia, abudzi ciocia...”, Remus krótko ucina „abudzi kiedyś”.

Obaj nauczyli się mówić „proszę” i „dziękuję”. Kiedyś było „chcę pić”, teraz już „proszę pić”. Gdy otwierają bramkę zabezpieczającą schody (nie jest to już dla nich żadna bariera), mówią do mnie „proszę chujek”.

Niestety dużo gorzej wygląda rozwój emocjonalny obu chłopców.
Dzieci od kilku tygodni dość intensywnie spotykają się z członkami swojej rodziny biologicznej: mamą, tatą, i babcią. Ta ostatnia ma pozwolenie sądu na urlopowanie chłopaków i dwa razy z tego prawa skorzystała. Niestety jest mało asertywna, umożliwiając widywanie się dzieci (w tym czasie) ze swoimi rodzicami. I nie byłoby nawet w tym nic niezwykłego, gdyby rodzice nie przypominali dzieciom sytuacji z okresu, gdy z nimi mieszkali – bywają więc krzyki, awantury. Na dobrą sprawę, tata ma zakaz zbliżania się do mamy chłopców, więc nawet takie wspólne spotkania nie powinny mieć miejsca.
Jednak już sporo wcześniej (gdy babcia jeszcze nie zabierała dzieci do swojego domu), nastąpił regres w ich rozwoju emocjonalnym. Kiedyś, kilka tygodni po przyjściu do naszej rodziny, chłopcy zaczęli kontrolować swoje potrzeby fizjologiczne. Pieluchy mieli tylko zakładane na noc, a i tak najczęściej nad ranem były one suche, ponieważ chłopcy zgłaszali potrzebę skorzystania z toalety (nawet wczesnym ranem). W chwili obecnej wróciliśmy do zakładania pieluch również na południową drzemkę. Po nocy niemal zawsze są one brudne, a do tego zdarzają się „wpadki” (zarówno siku jak i kupa) w ciągu dnia (gdy tych pieluch nie mają).

Romulus z Remusem odreagowują zatem emocjonalnie wszystkie spotkania z rodzicami. Romulus bardziej się uzewnętrznia (werbalizując), z kolei Remus wszystko tłumi w sobie, choć przekłada się to na nagłe wybuchy złości, rzucanie się na podłogę, nieposłuszeństwo. Są to reakcje, które kiedyś nie miały miejsca.
Spotykanie się z rodziną biologiczną wpływa więc niewątpliwie negatywnie na rozwój bliźniaków, co paradoksalnie świadczy o tym, że mają oni silne więzi ze swoimi rodzicami. Często ich wspominają, pytają o kolejne spotkanie i cieszą się na każde z nich.

Niestety z prawnego punktu widzenia, wszystko się przedłuża – nie ma jeszcze nawet określonego terminu rozprawy.

Istnieją cztery opcje:

A. Powrót do rodziny biologicznej.

Tutaj sprawę komplikuje fakt, że starsze rodzeństwo przebywających u nas bliźniaków jest już podwójną i pojedynczą zwrotką, co oznacza, że już kiedyś było odebrane rodzinie, ponownie do niej wróciło i znowu zostało odebrane. Nasi chłopcy, znaleźli się w rodzinie zastępczej po raz pierwszy.
W Polsce nie prowadzi się żadnych statystyk związanych z tym, co dzieje się z dziećmi zwróconymi rodzinie biologicznej. Posłużę się jednak opracowaniem Anny Krawczak, opartym na raporcie Mary Baginsky oraz badaniach Elaine Farmer i Johna Wade'a (obu z 2011 roku), dotyczących brytyjskiego systemu pieczy zastępczej. Myślę, że u nas te badania nie wypadłyby lepiej.

Przytoczę pewien fragment tego tekstu:

W 2017 roku brytyjskie ministerstwo edukacji opublikowało rozległy raport dotyczący między innymi długofalowych efektów reintegracji. Pojawiło się w nim wiele interesujących danych.
Wykazano między innymi, że:
  • 46% dzieci zreintegrowanych z rodziną biologiczną było dalej po powrocie krzywdzonych przez członków rodziny;
  • w ciągu sześciu miesięcy od powrotu do domu, 35% dzieci zostało ponownie odebrane rodzinom z powodu przemocy lub ciężkiego zaniedbania.
  • Jeśli zaś monitorowanie zintegrowanej rodziny było prowadzone przez cztery lata, liczba dzieci-zwrotek (czyli dzieci, które ponownie zostały odebrane rodzicom) wyniosła aż 63%.
Nie są to jedyne zatrważające dane dotyczące dzieci-zwrotek. Janet Boddy wraz ze swoim zespołem badawczym wykazała, że ponad 40% dzieci, które w wieku 10-15 lat trafiły do rodziny zastępczej lub domu dziecka, wcześniej doświadczyło co najmniej trzech nieudanych reintegracji z rodziną i następujących po nich interwencyjnych odebrań. Ich rodzicom dawano więc kilkakrotnie i w krótkich odstępach czasu ponowne szanse, mimo iż skutki tej polityki okazały się druzgocące dla dzieci.
Z kolei John Wade zbadał losy zintegrowanych rodzin alarmując, że czynnik uzależnienia rodziców od substancji psychoaktywnych (alkohol i/lub narkotyki) jest jednym z najbardziej negatywnych prognostyków reintegracji.
W badaniach Wade'a aż 81% dzieci rodziców uzależnionych, którym system dał kolejną szansę, zostało z tych rodzin ponownie zabranych, ponieważ krzywda i skrajne zaniedbywanie dzieci nie ustały.
Co więcej dla 19% dzieci, które jednak zostały w rodzinach biologicznych, rezultaty po 4 latach pobytu w rodzinie (mierzone w skali globalnego dobrostanu) były wciąż gorsze niż rezultaty uzyskane u dzieci, które nie wróciły do swoich rodziców, ale były dalej wychowywane przez rodziny zastępcze.
Podobne wnioski wysunęli niezależnie Ian Sinclair i Heather Tausing. Pierwszy badacz dokumentował związek między wyższym ryzykiem wejścia w konflikt z prawem i porzuceniem edukacji przez dzieci zreintegrowane z rodzinami, niż przez grupę dzieci, które zostały w rodzinach zastępczych i dzięki temu osiągnęły lepsze rezultaty społeczne oraz edukacyjne.
Tausing natomiast przez sześć lat badała dzieci z Kalifornii. Konkluzje jej pracy są miażdżące dla idei reintegracji. Dzieci, które przywrócono rodzinom osiągnęły znacząco gorsze wyniki w edukacji (włączając w to odsetek przerwania edukacji szkolnej), znacząco gorsze wyniki zachowań autodestrukcyjnych, znacząco wyższe odsetki uzależnień i wchodzenia w konflikt z prawem, w porównaniu z tymi, którym pozwolono wychowywać się w rodzinach zastępczych i nie reintegrowano z rodzinami biologicznymi.


Anna Krawczak: „Rodzina święta nawet wtedy, gdy bije. Rząd chce karami zmusić gminy do szybkiego zwracania dzieci biologicznym rodzicom.”


B. Rodzina zastępcza.

Tutaj z kolei oprę się na badaniu NIK z lutego 2015 roku.

Dla dużej części wychowanków z rodzin zastępczych i domów dziecka próby wejścia w dorosłość po 18. roku życia nie kończą się najlepiej: powiększają kolejki bezrobotnych w urzędach pracy i pobierają zapomogi z opieki społecznej.
(...)
Spośród próby blisko tysiąca wychowanków, którzy podjęli próbę usamodzielnienia, 23 proc. korzystało ze świadczeń pomocy społecznej. 31 proc. zarejestrowało się w powiatowych urzędach pracy, 14 proc. przerwało proces usamodzielnienia, a kolejne 14 proc. wróciło do patologicznego środowiska, z którego wcześniej trafiło do pieczy zastępczej.
(...)
Powiatowe centra pomocy rodzinie nie mają narzędzi, aby nadzorować proces usamodzielnienia. Nie mogą rozliczać wychowanków z przyznanej pomocy ani sprawdzać, czy świadczenia zostały wykorzystane zgodnie z wnioskami. Dodatkowo NIK zwraca uwagę na fakt, że z powodu braku podstawy prawnej, także po zakończeniu procesu usamodzielnienia nie można śledzić losów byłych wychowanków, chociaż mogłoby to pomóc w ocenie skuteczności procesów usamodzielniania. Monitorowanie losów wychowanków ogranicza się więc głównie do egzekwowania zaświadczeń o kontynuowaniu nauki.


C. Adopcja.
Z punktu widzenia dobra bliźniaków, byłoby to rozwiązanie najlepsze. Z punktu widzenia dobra ich rodziców – najgorsze.
Pozostaje tylko postawić sobie pytanie, o czyje dobro właściwie zabiegamy?
Jest to również (a może przede wszystkim) pytanie do rodziców chłopców.
Za kilka lat, gdy powtórzy się historia... a pewnie się powtórzy (bo na to wskazują zarówno badania brytyjskie, jak też doświadczenia starszego rodzeństwa chłopców), pozostanie już tylko wariant D.

D. Dom dziecka.
Przynajmniej z emocjonalnego punktu widzenia, jest to więzienie dla nieletnich. I być może osoby prowadzące taki dom dziecka oburzyłyby się na takie moje stwierdzenie. Jednak ja, gdy czasami zdarza nam się opiekować przez chwilę szóstką, albo siódemką dzieci, to czuję się wówczas jak dom dziecka – nie zaspokajamy wtedy najważniejszych potrzeb dzieci. Potrzeb emocjonalnych.
Jeżeli jest to możliwe, to miejsce każdego dziecka powinno być w rodzinie – pytanie tylko: „jakiej?”






10 komentarzy:

  1. Nie brzmi to optymistycznie, nic a nic. Niestety coraz bardziej widzę konieczność gruntownej zmiany całego systemu, nastawionego na RB i rodziców. Tu trzeba bardzo głębokich zmian, odejścia od prymatu RB ponad wszystko. Kompleksowo. Nie widzę takiej możliwosci i chęci u ustawodawcy teraz. i Tylko dzieci żal.

    OdpowiedzUsuń
  2. eee, Ty zamierzasz to odczytać na zespole? W sensie Majka? Dajcie znać, co z tego wynikło, bo jestem bardzo ciekawa.
    Nie znam bajki o łodzi. Co to za bajka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem ciekawy co z tego wyniknie.
      A ta bajka o łodzi to: łudź się łudź.

      Usuń
  3. Teraz to dopiero czuję presję. Ale zrobię to. Dla dobra Bliźniaków i im podobnych. Pewnie nie uda się przeczytać ale spróbuję trochę zainteresować zespół tematem(właściwie powinni być zainteresowani z założenia) a każdy członek dostanie kopię. Mam nadzieję że chociaż niektórzy poczytają i choć chwilę się zastanowią

    OdpowiedzUsuń
  4. Alleluja i do przodu, Majka. A jak tam babcia maluchów? co zrozumiała? Może ona powspółpracuje dla dobra chłopców? czy ona - jak kurator - widzi możliwość powrotu dzieci do rodziców? I co z Plotką? jest podpisik?;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisiku jeszcze nie ma, ale zespół tuż, tuż, więc Jowita (nasza koordynatorka) z pewnością od jutra zacznie działać,
      Babcia bliźniaków jest chyba całkiem fajną osobą. Osobiście widziałem ją tylko raz. Jednak dzisiaj Majka gadała z nią przez telefon od momentu gdy zacząłem robić kolację, do czasu gdy skończyłem kąpać Messengera – czyli mniej więcej półtorej godziny.
      Babcia nie widzi możliwości powrotu dzieci do mamy, ani tym bardziej do taty (chociaż to jej syn). Nie jest też w stanie sama podjąć się opieki nad dziećmi. Rodzice też raczej pogodzili się z tym, że dzieci mogą zamieszkać w rodzinie zastępczej.
      I chyba w tym tkwi cały szkopuł. Nikt nie zakłada, że chłopcy mogą zostać skierowani do adopcji.
      Ja również na to nie liczę, chociaż uważam, że dla dzieci byłoby to najlepszym rozwiązaniem.
      Najciekawsze jest jednak to, że chłopcy mieszkają w miejscowości X i podlegają pod sąd Y. Gdyby mieszkali w miejscowości Z i podlegali pod sąd Ż, to byłaby krótka piłka. W sądzie Ż, sędzina się nie pier...li.

      Usuń
    2. może warto popracować nad kuratorem w takim razie? Czy zmiana jego stanowiska coś da? Agata

      Usuń
    3. Nie wiem, czekamy do zespołu.

      Usuń
  5. Trzymam mocno kciuki za decyzję o adopcji. Wiem ile i jak długo czeka się, żeby móc stać się rodzicem adopcyjnym, a tymczasem dzieci też czekają na normalizację... Ten system jest ułomny. Wy jesteście wspaniali! Pozdrawiam MS!

    OdpowiedzUsuń
  6. My czekaliśmy na pozbawienie prawie 5 lat... Dziecko od urodzenia u nas, biologiczni rodzice bez żadnych perspektyw i szansy na poprawę ale odwiedzali dziecko raz na jakiś czas i to był argument dla sądu.

    OdpowiedzUsuń