Punktem wyjścia do
napisania dzisiejszego posta jest niżej załączony dialog.
Spróbuję przedstawić
swoje zdanie, nie będzie to chyba łatwe, ponieważ temat jest wbrew
pozorom dosyć kontrowersyjny.
Chodzi o to, że Komitet
Praw Dziecka ONZ zaleca nam (póki co nie ma władzy ustawodawczej)
likwidację „okien życia”. Okazuje się, że ta forma „oddania
dziecka” narusza prawo dziecka do tożsamości, a tym samym jest
niezgodna z „Konwencją o prawach dziecka”.
Z drugiej strony mamy
prawo do życia.
W związku z tym, hipotetycznie rozważamy problem, co jest ważniejsze – życie czy
tożsamość.
Pierwszą myślą, która
się nasuwa jest oczywiste stwierdzenie, że najważniejsze jest
życie.
Pewnie po przeczytaniu
wstępu każdy myśli, że podpisuję się wszystkimi rękami za
pozostawieniem „okien życia”.
W zasadzie tak – może
jedną ręką. Mimo wszystko mam też pewne wątpliwości.
W którymś artykule
napisałem, że gdybym teraz się dowiedział, że nie jestem
dzieckiem rodziców, którzy mnie wychowywali, to i tak wybrałbym
właśnie to życie i nie tęskniłbym do życia w rodzinie
biologicznej (która wiele lat temu nie była zdolna mnie
wychowywać).
Jednak mimo wszystko
chciałbym znać swoje pochodzenie.
Każdy człowiek do
prawidłowego funkcjonowania potrzebuje stabilizacji życiowej, a
stabilizacja to między innymi poczucie korzeni, tożsamości oraz
przynależności. To również poczucie identyfikacji kulturowej,
światopoglądowej, religijnej. Dzieci, które mają poczucie
stabilizacji potrafią odnaleźć siebie w życiu, potrafią łączyć
przeszłość z teraźniejszością i z ufnością patrzyć w
przyszłość.
Dzieci, które trafiają w
opiekę zastępczą najczęściej bardzo skrzętnie przechowują
rozmaite pamiątki z wcześniejszego okresu, mają wspomnienia.
Opisałem kiedyś Sztangę
(trzynastoletnią dziewczynkę). Wówczas zwróciłem uwagę na to,
że w momencie opuszczania mieszkania, zabrała z sobą legitymację,
książeczkę zdrowia, akt urodzenia.
Przyjechała do nas w
podartych trampkach i jednej bluzce (mimo, że jak się później
okazało, miała swoją garderobę, która „dojechała” do nas
później).
Dopiero po kilku dniach
dotarło do mnie, że zabrała z sobą również album ze zdjęciami.
Chyba wielokrotnie go
oglądała, bo wyglądał jak biblioteczny „Pan Tadeusz” -
czytany przez setki uczniów. W późniejszym okresie zdawała sobie
sprawę z tego, że do mamy już nie wróci, a jednak do albumu
wracała bardzo często.
Naszym zadaniem, jako
rodziców zastępczych (oczywiście w takim samym stopniu dotyczy to
rodziców adopcyjnych) jest akceptacja dziecka takim jakie jest, wraz
z jego pochodzeniem i korzeniami.
Dzieci z „okien życia”
są w pewien sposób z tego odarte. Większość osób (również
dzieci) skupia się na tym, co się dzieje „tu i teraz”, chociaż
to co robią dzisiaj i jutro jest związane z tym, co chcą osiągnąć
w przyszłości. Czasami nawet przeszłość może mieć mniejsze
znaczenie, bo przecież nie warto rozpamiętywać porażek. Co
najwyżej można wspominać sukcesy, ale upajanie się nimi nie ma
większego sensu. Jednak brak poczucia tożsamości może
destrukcyjnie wpływać na planowanie przyszłości. Niektórzy
podkreślają, że można zakochać się we własnej siostrze lub
bracie (nic o tym nie wiedząc). Uważam jednak, że ważniejsza jest
świadomość tego, co odziedziczyliśmy w genach (np.
prawdopodobieństwo wystąpienia jakichś chorób – głównie
psychicznych).
Większość ludzi chce
znać prawdę, nawet jeżeli jest ona okrutna. Tylko nieliczni lubią
być oszukiwani wypierając ze swojej świadomości pewne fakty.
Ludzie z „okna życia” nie wiedzą o sobie nic. Jest to taki
trzeci „stan świadomości” - być może najgorszy.
Ale co jest alternatywą
dla „okien życia”? Co proponuje nam ONZ?
W zasadzie proponuje nam
„porody anonimowe”. Ale są one tak anonimowe, że jednak dziecko
będzie miało dostęp do danych osobowych matki (np. w Niemczech po
16 roku życia).
Na dobrą sprawę coś
takiego już mamy. Różnica polega tylko na tym, w jakim urzędzie
przechowywane jest nazwisko matki.
Kilka tygodni temu
przedstawiłem historię IROKEZA. Jego mama urodziła go w szpitalu i
zrzekła się praw do chłopca – dając mu szansę życia w
rodzinie adopcyjnej.
Z tego co wiemy – Dakota
i Paco nie będą ukrywać przed chłopcem, że jest dzieckiem
adoptowanym. Kiedyś będzie mógł odszukać swoją mamę
biologiczną. Myślę, że jeżeli to zrobi, to dlatego aby jej
podziękować za decyzję, którą kiedyś podjęła. A nawet jeżeli
nigdy się z nią nie spotka, to przynajmniej będzie wiedział kim
była.
W zasadzie zgadzam się z
opiniami, że kobiety, które aktualnie porzucają swoje dzieci,
zostawiając je gdziekolwiek – w lesie, komuś pod drzwiami, na
śmietniku (o zgrozo!!!), nadal będą tak robić.
Dlatego też „okna
życia” nie są rozwiązaniem dla takich osób.
Aby pozostawić dziecko w
„oknie życia”, mimo wszystko trzeba sobie zadać trochę trudu.
Przede wszystkim trzeba się dowiedzieć, gdzie takie okno się
znajduje. Ba! Trzeba też wiedzieć, że coś takiego w ogóle
istnieje.
Może poród anonimowy
byłby dla tych mam alternatywą – ale mógłby się pojawić
kolejny
problem - prawa do ochrony danych osobowych. Przecież nie
każda kobieta chce, aby jej dziecko poznało jej nazwisko (nawet za
kilkanaście lat). Dlatego wydaje mi się, że to właśnie „okna
życia” są alternatywą.
Podsumowując, skłaniam
się ku takiemu rozwiązaniu, aby pozostawić „okna życia” i
jednocześnie wskazywać propozycje alternatywne.
I jeszcze coś innego mnie
zastanowiło.
Dzieci poczęte metodą
„in vitro”, gdzie nasienie pochodzi od niewiadomej osoby, też w
pewien sposób mają zaburzoną tożsamość (z tego co wiem, dane
osobowe dawcy są utajnione), a jakoś nikomu to nie przeszkadza.
Rozkwita między piątkiem a niedzielą a potem powoli zamiera. Zupełnie jak w przyrodzie, tylko tutaj są 2 pory roku.
Może pisałbyś coś częściej, nawet krótsze posty.
Aby cię trochę rozruszać zadam pytanie: co sądzisz o propozycji likwidacji okien życia?
No i jeszcze może byś coś czasami napisał o samym pogotowiu rodzinnym (jak funkcjonuje, z jakimi trudnościami musicie się zmierzyć).
Wprawdzie wnikliwy czytelnik potrafi stworzyć sobie obraz takiego pogotowia, czytając opisy poszczególnych dzieci, ale może jakieś summa summarum.
Jednak pozwól, że zachowam taką cykliczność wpisów jak dotychczas, czyli "weekendową".
Niestety w ciągu tygodnia "stać mnie" tylko na krótkie ustosunkowanie się do komentarzy - po prostu brak czasu.
Poruszony przez Ciebie temat sprowadza się do pytania o prawo do życia i prawo do tożsamości.
Nie będzie łatwo to "ubrać" w słowa, trochę się tego obawiam.
Natomiast odnosząc się do pór roku (o czym pisałeś), to wydaje mi się, że jednak są cztery.
W czwartek zaczyna się przedwiośnie, w piątek wszystko rozkwita, sobota i niedziela - lato (temperatury sięgają zenitu), od poniedziałku jesień - wprawdzie chłodna, ale nie aż tak mroźna jak zima zaczynająca się od wtorku.
W zasadzie cieszę się, że aktywność na tym blogu jest w zgodzie z naturą. Oczywiście piszę to z lekkim "przymrużeniem oka", ale nie zamierzam tego zmieniać.