Punktem wyjścia do
napisania dzisiejszego posta jest niżej załączony dialog.
Spróbuję przedstawić
swoje zdanie, nie będzie to chyba łatwe, ponieważ temat jest wbrew
pozorom dosyć kontrowersyjny.
- qba3 pisze...
- Od jakiegoś czasu
obserwuję sobie tego bloga i jest on bardzo dziwny.
Rozkwita między piątkiem a niedzielą a potem powoli zamiera. Zupełnie jak w przyrodzie, tylko tutaj są 2 pory roku.
Może pisałbyś coś częściej, nawet krótsze posty.
Aby cię trochę rozruszać zadam pytanie: co sądzisz o propozycji likwidacji okien życia?
No i jeszcze może byś coś czasami napisał o samym pogotowiu rodzinnym (jak funkcjonuje, z jakimi trudnościami musicie się zmierzyć).
Wprawdzie wnikliwy czytelnik potrafi stworzyć sobie obraz takiego pogotowia, czytając opisy poszczególnych dzieci, ale może jakieś summa summarum. - 28 października 2015 07:41
-
- Pikuś Incognito pisze...
- Niewątpliwie
odpowiem na Twoje pytanie dotyczące "okien życia".
Jednak pozwól, że zachowam taką cykliczność wpisów jak dotychczas, czyli "weekendową".
Niestety w ciągu tygodnia "stać mnie" tylko na krótkie ustosunkowanie się do komentarzy - po prostu brak czasu.
Poruszony przez Ciebie temat sprowadza się do pytania o prawo do życia i prawo do tożsamości.
Nie będzie łatwo to "ubrać" w słowa, trochę się tego obawiam.
Natomiast odnosząc się do pór roku (o czym pisałeś), to wydaje mi się, że jednak są cztery.
W czwartek zaczyna się przedwiośnie, w piątek wszystko rozkwita, sobota i niedziela - lato (temperatury sięgają zenitu), od poniedziałku jesień - wprawdzie chłodna, ale nie aż tak mroźna jak zima zaczynająca się od wtorku.
W zasadzie cieszę się, że aktywność na tym blogu jest w zgodzie z naturą. Oczywiście piszę to z lekkim "przymrużeniem oka", ale nie zamierzam tego zmieniać. - 29 października 2015 01:19
- Zadane przez „qbę3” pytanie mogło zdziwić niejedną osobę, ponieważ temat ten nie był jakoś specjalnie nagłośniony w mediach. Były wprawdzie jakieś audycje w telewizji i radiu, chociaż osobiście nie udało mi się na nie trafić. „Newsy” w internecie rozpłynęły się w sieci równie szybko jak się pojawiły.
Chodzi o to, że Komitet
Praw Dziecka ONZ zaleca nam (póki co nie ma władzy ustawodawczej)
likwidację „okien życia”. Okazuje się, że ta forma „oddania
dziecka” narusza prawo dziecka do tożsamości, a tym samym jest
niezgodna z „Konwencją o prawach dziecka”.
Z drugiej strony mamy
prawo do życia.
W związku z tym, hipotetycznie rozważamy problem, co jest ważniejsze – życie czy
tożsamość.
Pierwszą myślą, która
się nasuwa jest oczywiste stwierdzenie, że najważniejsze jest
życie.
Pewnie po przeczytaniu
wstępu każdy myśli, że podpisuję się wszystkimi rękami za
pozostawieniem „okien życia”.
W zasadzie tak – może
jedną ręką. Mimo wszystko mam też pewne wątpliwości.
W którymś artykule
napisałem, że gdybym teraz się dowiedział, że nie jestem
dzieckiem rodziców, którzy mnie wychowywali, to i tak wybrałbym
właśnie to życie i nie tęskniłbym do życia w rodzinie
biologicznej (która wiele lat temu nie była zdolna mnie
wychowywać).
Jednak mimo wszystko
chciałbym znać swoje pochodzenie.
Każdy człowiek do
prawidłowego funkcjonowania potrzebuje stabilizacji życiowej, a
stabilizacja to między innymi poczucie korzeni, tożsamości oraz
przynależności. To również poczucie identyfikacji kulturowej,
światopoglądowej, religijnej. Dzieci, które mają poczucie
stabilizacji potrafią odnaleźć siebie w życiu, potrafią łączyć
przeszłość z teraźniejszością i z ufnością patrzyć w
przyszłość.
Dzieci, które trafiają w
opiekę zastępczą najczęściej bardzo skrzętnie przechowują
rozmaite pamiątki z wcześniejszego okresu, mają wspomnienia.
Opisałem kiedyś Sztangę
(trzynastoletnią dziewczynkę). Wówczas zwróciłem uwagę na to,
że w momencie opuszczania mieszkania, zabrała z sobą legitymację,
książeczkę zdrowia, akt urodzenia.
Przyjechała do nas w
podartych trampkach i jednej bluzce (mimo, że jak się później
okazało, miała swoją garderobę, która „dojechała” do nas
później).
Dopiero po kilku dniach
dotarło do mnie, że zabrała z sobą również album ze zdjęciami.
Chyba wielokrotnie go
oglądała, bo wyglądał jak biblioteczny „Pan Tadeusz” -
czytany przez setki uczniów. W późniejszym okresie zdawała sobie
sprawę z tego, że do mamy już nie wróci, a jednak do albumu
wracała bardzo często.
Naszym zadaniem, jako
rodziców zastępczych (oczywiście w takim samym stopniu dotyczy to
rodziców adopcyjnych) jest akceptacja dziecka takim jakie jest, wraz
z jego pochodzeniem i korzeniami.
Dzieci z „okien życia”
są w pewien sposób z tego odarte. Większość osób (również
dzieci) skupia się na tym, co się dzieje „tu i teraz”, chociaż
to co robią dzisiaj i jutro jest związane z tym, co chcą osiągnąć
w przyszłości. Czasami nawet przeszłość może mieć mniejsze
znaczenie, bo przecież nie warto rozpamiętywać porażek. Co
najwyżej można wspominać sukcesy, ale upajanie się nimi nie ma
większego sensu. Jednak brak poczucia tożsamości może
destrukcyjnie wpływać na planowanie przyszłości. Niektórzy
podkreślają, że można zakochać się we własnej siostrze lub
bracie (nic o tym nie wiedząc). Uważam jednak, że ważniejsza jest
świadomość tego, co odziedziczyliśmy w genach (np.
prawdopodobieństwo wystąpienia jakichś chorób – głównie
psychicznych).
Większość ludzi chce
znać prawdę, nawet jeżeli jest ona okrutna. Tylko nieliczni lubią
być oszukiwani wypierając ze swojej świadomości pewne fakty.
Ludzie z „okna życia” nie wiedzą o sobie nic. Jest to taki
trzeci „stan świadomości” - być może najgorszy.
Ale co jest alternatywą
dla „okien życia”? Co proponuje nam ONZ?
W zasadzie proponuje nam
„porody anonimowe”. Ale są one tak anonimowe, że jednak dziecko
będzie miało dostęp do danych osobowych matki (np. w Niemczech po
16 roku życia).
Na dobrą sprawę coś
takiego już mamy. Różnica polega tylko na tym, w jakim urzędzie
przechowywane jest nazwisko matki.
Kilka tygodni temu
przedstawiłem historię IROKEZA. Jego mama urodziła go w szpitalu i
zrzekła się praw do chłopca – dając mu szansę życia w
rodzinie adopcyjnej.
Z tego co wiemy – Dakota
i Paco nie będą ukrywać przed chłopcem, że jest dzieckiem
adoptowanym. Kiedyś będzie mógł odszukać swoją mamę
biologiczną. Myślę, że jeżeli to zrobi, to dlatego aby jej
podziękować za decyzję, którą kiedyś podjęła. A nawet jeżeli
nigdy się z nią nie spotka, to przynajmniej będzie wiedział kim
była.
W zasadzie zgadzam się z
opiniami, że kobiety, które aktualnie porzucają swoje dzieci,
zostawiając je gdziekolwiek – w lesie, komuś pod drzwiami, na
śmietniku (o zgrozo!!!), nadal będą tak robić.
Dlatego też „okna
życia” nie są rozwiązaniem dla takich osób.
Aby pozostawić dziecko w
„oknie życia”, mimo wszystko trzeba sobie zadać trochę trudu.
Przede wszystkim trzeba się dowiedzieć, gdzie takie okno się
znajduje. Ba! Trzeba też wiedzieć, że coś takiego w ogóle
istnieje.
Może poród anonimowy
byłby dla tych mam alternatywą – ale mógłby się pojawić
kolejny
problem - prawa do ochrony danych osobowych. Przecież nie
każda kobieta chce, aby jej dziecko poznało jej nazwisko (nawet za
kilkanaście lat). Dlatego wydaje mi się, że to właśnie „okna
życia” są alternatywą.
Podsumowując, skłaniam
się ku takiemu rozwiązaniu, aby pozostawić „okna życia” i
jednocześnie wskazywać propozycje alternatywne.
I jeszcze coś innego mnie
zastanowiło.
Dzieci poczęte metodą
„in vitro”, gdzie nasienie pochodzi od niewiadomej osoby, też w
pewien sposób mają zaburzoną tożsamość (z tego co wiem, dane
osobowe dawcy są utajnione), a jakoś nikomu to nie przeszkadza.
Pikusiu! Jesteś niesamowity i uwielbiam wszystko co piszesz! Historie opisywanych dzieciaczków są tak pięknie przez Ciebie przedstawione, z dużą dozą humoru i miłości. Chociaż muszę przyznać, że posty zatytułowane "Opinie, pytania, odpowiedzi" też są bardzo ciekawe i wyczekuję ich równie mocno.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z qbą3, że chciałoby się więcej Twoich postów, jednak rozumiem, że zarówno prowadzenie Pogotowia jak i bloga, zabiera Ci mnóstwo czasu, a przecież nie są to Twoje jedyne zajęcia. No cóż... Będziemy musieli jakoś się z tym pogodzić.
Ponieważ widzę, że potrafisz bardzo wyczerpująco odpowiadać na zadawane pytania, też będę jedno miała. To dlatego "odzywam" się dopiero teraz, chociaż śledzę twoje wpisy prawie od początku. Czytając historię Chapica, zainteresował mnie temat adopcji zagranicznych. Różne kraje mają różne zasady, więc gdy dochodzi do adopcji zagranicznych, na czyich prawach się one odbywają? Czy brane są pod uwagę zasady obowiązujące w kraju, z którego pochodzi dziecko, czy tego do którego ma ono trafić? A może dochodzi do jakiś kompromisów? Chociaż myślę, że w niektórych sytuacjach zasady są ze sobą tak sprzeczne, że trudno je jakoś pogodzić.
Mam nadzieję, że znajdziesz trochę czasu na to pytanie, zwłaszcza, że zaczyna się weekend, więc liczę na wyczerpującą odpowiedź. ;)
Pozdrawiam Ciebie i Majkę, oraz wszystkich czytelników tego bloga. :)
I znów tytułem uzupelnienia.
OdpowiedzUsuńW internecie znalazłam jeszcze jeden argument przeciwko oknom życia, mianowicie, że opóźnia to umieszczenie dziecka w rodzinie adopcyjnej,dziecko czeka w oś. preadopcyjnym na zakończenie przedłużającej się procedury. To nie do końca prawda. Oś.Adopcyjne niechętnie zgadzają się na zabieranie dziecka prosto ze szpitala.Dzieje się tak zazwyczaj, wtedy gdy mama już będąc w ciąży zgłasza stanowczo chęć oddania malucha.Tak było w przypadku Irokeza,ale zawahanie mamy po urodzeniu spowodowało, że nie zostały wszczęte procedury adopcyjne, mały trafił do nas do pogotowia i czekał 6 tyg. na ostateczną decyzję mamy.Ten okres 6 tyg.jest tu kluczowy.Każda matka,niezależnie czy zostawia dziecko w szpitalu,oknie życia czy nawet na progu kościoła ma 6 tyg.na zmianę decyzji i podjecie próby odzyskania malucha,jezeli przez ten czas nie zgłosi takiej chęci uruchamia się procedury sądowe zmierzające do adopcji.Tak więc zostawienie dziecka w szpitalu niekoniecznie skraca ten czas oczekiwania,który dziecko nie musi spędzać w placówce lecz na przykład w pogotowiu. W tych pierwszych tyg.życia najważniejszy jest stały opiekun (a więc nie placówka )ale zmiana tego opiekuna, w tak wczesnym okresie odbywa się bez większych problemów. Natomiast spróbujcie wczuć się w sytuację rodziców, którzy odbierają noworodka ze szpitala, z myślą że to ich, często latami wyczekane dzieciątko, a mama zmienia zdanie po 6 tyg. i maluch wraca do mamy.Koszmar, ale zgodny z prawem.Dlatego ten argument mnie nie przekonuje, uważam, że okna życia są bezpieczną,w pełni anonimową i dość krótką drogą oddawania dzieci do adopcji i jeśli ich istnienie może uratować choć jedno życie to warto aby istniały.
Temat jest rozległy i wielowątkowy więc jeśli macie jakieś konkretne pytania to piszcie. Pikuś odpowie lub ja wtrące 3 grosze, bo on to specjalista od tego"z przymrużeniem oka", a temat poważny.
Bardzo dziękuję Julce118 za miłe słowa. Będę starał się dalej opisywać nasze dzieciaczki, jednak za jakiś czas te historie mi się skończą.
OdpowiedzUsuńJeżeli więc Julka118 masz jakiś pomysły, o czym mógłbym pisać dalej (oczywiście w temacie rodziny zastępcze, adpocje itd.), to chętnie z nich skorzystam.
Ale wracając do Twojego pytania.
Adopcja Chapica jest naszą pierwszą adopcją zagraniczną, w związku z tym nie wiemy jeszcze jak to wygląda w praktyce. Gdy się zakończy, to oczywiście wszystko dokładnie opiszę.
Na tą chwilę mogę powiedzieć tylko tyle, że adopcje zagraniczne reguluje wiele umów międzynarodowych (w tym tzw. Konwencja Haska). Jednak w przypadku, gdy dziecko z Polski "idzie" do adopcji zagranicznej, to decyzję wydaje nasz sąd rodzinny. Jeżeli więc znalazłaby się jakaś okoliczność nieuregulowana umowami międzynarodowymi, to nasz sąd raczej oparłby się na polskim prawodawstwie.
Jeżeli chciałabyś dowiedzieć się czegoś więcej, to polecam strony:
http://www.mpips.gov.pl/wsparcie-dla-rodzin-z-dziecmi/adopcja/informacje/adopcja-miedzynarodowa/
http://www.chicago.msz.gov.pl/pl/informacje_konsularne/sprawy_prawne/inne_sprawy_prawne/adopcje_zagraniczne/
Komentarz Julki 118 "Pikusiu! Jesteś niesamowity i uwielbiam wszystko co piszesz! ....
OdpowiedzUsuńmówi wiele. Jestem pod wrażeniem i powiem krótko : A nie mówiłam ??
Jowita