piątek, 23 października 2015

ANIOŁKI CHARLIEGO

Już chciałem napisać „Aniołki Pikusia”, ale się powstrzymałem.
Pewnie reakcję Majki jakoś bym przeżył, jednak z reakcją „chłopców” naszych „aniołków” mogłoby być różnie – czasem mógłbym nie przeżyć.

Dzisiaj będzie troszkę inaczej niż zazwyczaj.
Przez nasz dom „przewija się” mnóstwo różnych ludzi, w różny sposób związanych z naszą „rodziną zastępczą”. Tak więc może kiedyś opiszę pana listonosza, bo też widuję go kilka razy w tygodniu.
Aniołki” - są to trzy dziewczyny, które pomagają nam w opiece nad „naszymi dziećmi”.

Przedstawię je w takiej kolejności, w jakiej pojawiały się w naszym pogotowiu.



Natasza

Poznaliśmy się na samym początku naszej pracy w charakterze pogotowia rodzinnego.
Mieliśmy wówczas Królewnę – niewidomą dziewczynkę z porażeniem mózgowym (jakiś czas temu już opisałem jej pobyt u nas). Majka była w odwiedzinach u zaprzyjaźnionego pogotowia rodzinnego, w którym akurat była pani dr Maślak, fizjoterapeutka specjalizująca się głównie w rehabilitacji dzieci i niemowląt. Jej studentki „zajmowały” się podopiecznymi tamtego pogotowia.
Maja wdała się w rozmowę z panią Maślak, głównie chodziło o ocenę Królewny i sugestie na co mamy zwracać uwagę w dalszej rehabilitacji dziewczynki. Majka, jak to Majka – spytała, czy pani doktor nie miałaby przypadkiem jakiejś chętnej studentki, która w formie wolontariatu przyjeżdżałaby do nas rehabilitować Królewnę?
W zasadzie na zbyt wiele nie liczyliśmy, a jednak po kilku dniach „otrzymaliśmy telefon”, że jest osoba, która wyraziła chęć pomocy Królewnie – to była Natasza.

Aktualnie Natasza ma wszczęty przewód doktorski, Królewny już dawno u nas nie ma, a jednak cały czas przyjeżdża i zajmuje się dziećmi, które u nas przebywają. Na dobrą sprawę, każdy maluch, który do nas trafia, „przechodzi” przez jej ręce. Często dzieci nie wymagają rehabilitacji, ale wnikliwe „oko” Nataszy zauważy nawet „drobny defekt”. Jej sugestie pomagają nam lepiej się nimi opiekować. Na szczęście Majka jest bardziej „pojętna” niż ja, bo jak zobaczyłem sposób w jaki należy brać noworodka na ręce to „wymiękłem”. Dobrze, że Natasza nie jest dla mnie zbyt surowa, bo wiem, że często robię coś nie tak, a mimo wszystko nie zwraca mi uwagi. Widocznie wychodzi z założenia, że nie są to jakieś kardynalne błędy, które mogą dzieciom zaszkodzić.

Jakiś czas temu „przeszedłem” z Nataszą na „Ty” - prawdę mówiąc już drugi raz.
Niestety skleroza już mnie dopada i za pierwszym razem o tym zapomniałem. Biedna dziewczyna pewnie nie chciała mi zwrócić uwagi, że znowu jej „walę”na „Pani” i na jakiś czas wróciliśmy do formy grzecznościowej.

Z tym mówieniem sobie po imieniu to często dochodzi do bardzo śmiesznych sytuacji.
Wiele lat temu Majka zaprosiła do nas swoją ówczesną szefową z mężem. W pewnym momencie Maja wyszła do toalety i trochę się zasiedziała. Tak jakoś wyszło, że w tym czasie „wypiłem brudzia” z naszymi gośćmi.
Po powrocie Majki, temat już się zmienił i tak zostało do dzisiaj. Ja mówię im po imieniu, a Majka per „Pan-Pani”.

Ale wracając do Nataszy, to muszę stwierdzić, że jest to „kochana dziewczyna”. Mimo, że Królewna aktualnie przebywa w domu pomocy społecznej sióstr Serafitek, to Natasza cały czas ją odwiedza i dodatkowo rehabilituje, bardzo nas to cieszy. Nie wiemy jak długo będzie jeszcze miała czas i ochotę przyjeżdżać do naszych dzieci, ale każdy miesiąc jest „na wagę złota”.



Koala

Koala jest drugą wolontariuszką, która pomaga nam opiekować się naszymi maluchami. Aktualnie jest w klasie maturalnej, więc staramy się jej nie przeciążać, zwłaszcza że mieszka dosyć daleko (przejazd w jedną stronę zajmuje jej ponad godzinę).
Dzieci bardzo ją lubią i potrafi się nimi zaopiekować, jednak patrząc z mojej perspektywy, jest taką samą „pierdołą” jak Majka. Buzia jej się nie zamyka. Wprawdzie po latach przyzwyczaiłem się do takiego zachowania, ale jak czasami Majki nie ma w domu, a Koala mnie zagaduje i opowiada różne historie, to czuję się trochę nieswojo – wolę jak idzie z dziećmi na spacer.
Chociaż z tym spacerem jest tak, że nie bardzo chce wychodzić. W zasadzie się nie dziwię. Młoda dziewczyna z trójką dzieci wzbudza zainteresowanie. Do tego prawdopodobieństwo, że cała trójka będzie grzeczna jest znikome.

A faktem jest, że ludzie się interesują i „zagadują” - nawet jak się jedzie wózkiem bliźniaczym (a co dopiero trojaczym).

Pamiętam jak kiedyś szedłem z moją szesnastoletnią wówczas córką i dwójką dzieci.
Zagadał” do nas taki dziadek (w moim wieku):
  • O!!! Bliźniaki?
  • Tak (nie chciało mi się podejmować tematu)
  • To gratuluję Państwu
Co sobie wówczas pomyślał? - lepiej nie pytać.


Hiza Guruma

Ten „aniołek” jest u nas najkrócej. Scharakteryzuję go może poprzez „wklejenie” maila, którego napisałem do pani Jowity:

Jutro Majka jednak będzie na spotkaniu w PCPR-rze. Teraz mamy osobę pomocową "z prawdziwego zdarzenia". Hiza Guruma przyjdzie rano, a potem o 17-tej i zaopiekuje się dziećmi aż do kąpieli. Muszę przyznać, że Hiza jest osobą wymarzoną dla każdej mamy poszukującej opiekunki do dziecka. Dlatego też nikomu się nie chwalimy, że mamy kogoś takiego.
Aktualnie spieramy się z Majką, które z nas ma większe zasługi w tym, że Hiza Guruma zdecydowała się nam pomóc. Wprawdzie to ja pierwszy poznałem ją na macie, ale faktycznie przyszła do nas "kanałami" Majki. Hiza jest osobą bardzo zaangażowaną w to, co robi. Najgorsze jest to, że nie potrafi posiedzieć sama w fotelu gdy dzieci śpią i nic się nie dzieje. Wówczas zaczyna sprzątać, myć naczynia, podłogę (nawet kupiliśmy drugi odkurzacz, bo codziennie odkurza). Ale dzięki niej mamy większy porządek, bo każdemu głupio zostawić po sobie bałagan (prawie każdemu). Tak więc zapis w umowie o pomocy w pracach gospodarczych realizuje z "nawiązką". Dzisiaj nawet poszła do ogrodu i zebrała orzechy włoskie (bo już zaczęły się "otwierać").
Jednak jak zapytałem Majkę, czy w ramach prac gospodarczych Hiza może ze mną pobiegać,
to ... nie ośmieliłem się zadać następnego pytania. To chyba taka delikatna zazdrość - w tym wieku to miłe.
Aktualnie Hiza "ogarnia" każdy zestaw dzieciaczków. Jeszcze jakiś czas temu myliła łóżeczka, smoczki - chociaż dzieciom to nie bardzo przeszkadzało (przyzwyczaiły się do tego mając do czynienia ze mną). Pamiętam jej pierwszy spacer z Chapickiem i Luzakiem (Luzak OK, ale Chapic wrzeszczał przez cały czas). Ludzie się oglądali, gdy weszła do sklepu kupić mu
ciastka - było jeszcze gorzej. Pewnie każdy myślał: "co to za matka". Stwierdziła, że to jej najgorszy spacer w życiu. Ale już się przyzwyczaiła.
Zresztą ja też jak idę na spacer, to wybieram las - tam najwyżej mijają mnie rowerzyści i krzyczą: "Ale sobie pan narobił!".


8 komentarzy:

  1. Pikuś, kocham cię za to co piszesz i jak piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pikuś, w moim odbiorze tekstu, piszesz o poszczególnych Aniołkach z różną dozą sympatii...może się mylę, ale jakoś tak to widzę.
    Pozdrawiam, Nikola

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Nikola, Nikola - wkładasz "kij w mrowisko".
    Wracam dzisiaj z pracy do domu, Majka stoi w progu z tłuczkiem w ręce (że niby robi obiad) i mi się pyta "Jaką dozą sympatii mnie darzysz?". Myślę sobie, "ale o co chodzi?".
    Teraz już wiem - poszło o tą nieszczęsną "pierdołę".
    Generalnie staram się nie faworyzować żadnego z naszych "aniołków".
    No ale wiesz, z przyszłą panią doktor lepiej jest "dobrze trzymać" (znajomości na wysokim szczeblu są pożądane), z Hizą Gurumą czasami zdarza mi się walka na macie (a ona ma czarny pas), więc też nie chcę zadzierać. W zasadzie tylko Koalę bezinteresownie porównałem do mojej małżonki - chyba nie powinna mieć pretensji.

    OdpowiedzUsuń
  4. Koala nie martw się jeśli Pikuś mówi o Tobie tak jak o mnie to chyba ja powinnam się martwić. A tak poważnie to dziękuję wszystkim trzem Aniołkom za i serce i czas poświęcony naszym dzieciom. W dzisiejszych czasach takie postawy nie są takie oczywiste. Oby więcej takich młodych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pikuś, no to narobiłam... Mam nadzieję, że obiad był smaczny...a Majka usłyszała o tak wielkiej, że niemożliwej do zmierzenia dozie sympatii.
    Rozumiem, rozumiem, że inaczej trzeba mówić o elicie intelektualnej ( z przyszłymi doktorami warto trzymać to fakt, sama tego doświadczam i trzymam się takiego jednego, co to doktorem - pedagogiem chce być), inaczej o kimś z czarnym pasem....( hmmm, tutaj to ja bym była bardzo ostrożna, w końcu ten pas, no tego tamtego....krótko mówiąc lepiej uważać), a inaczej o młodym dziewczęciu. I to to dziewczę porównałeś do żony, więc może najlepiej na tym wychodzi.
    Pozdrawiam wszystkie Aniołki. Wolontariat to doświadczenie, które ukształtowało mnie i moje spojrzenie na niepełnosprawność jak żadna późniejsza praca.
    Pozdrawiam Was Pikuś i Majka
    Kończę, bo jeszcze praca na komputerze do wykonania
    Nikola

    OdpowiedzUsuń
  6. Od jakiegoś czasu obserwuję sobie tego bloga i jest on bardzo dziwny.
    Rozkwita między piątkiem a niedzielą a potem powoli zamiera. Zupełnie jak w przyrodzie, tylko tutaj są 2 pory roku.
    Może pisałbyś coś częściej, nawet krótsze posty.
    Aby cię trochę rozruszać zadam pytanie: co sądzisz o propozycji likwidacji okien życia?
    No i jeszcze może byś coś czasami napisał o samym pogotowiu rodzinnym (jak funkcjonuje, z jakimi trudnościami musicie się zmierzyć).
    Wprawdzie wnikliwy czytelnik potrafi stworzyć sobie obraz takiego pogotowia, czytając opisy poszczególnych dzieci, ale może jakieś summa summarum.

    OdpowiedzUsuń
  7. Niewątpliwie odpowiem na Twoje pytanie dotyczące "okien życia".
    Jednak pozwól, że zachowam taką cykliczność wpisów jak dotychczas, czyli "weekendową".
    Niestety w ciągu tygodnia "stać mnie" tylko na krótkie ustosunkowanie się do komentarzy - po prostu brak czasu.
    Poruszony przez Ciebie temat sprowadza się do pytania o prawo do życia i prawo do tożsamości.
    Nie będzie łatwo to "ubrać" w słowa, trochę się tego obawiam.
    Natomiast odnosząc się do pór roku (o czym pisałeś), to wydaje mi się, że jednak są cztery.
    W czwartek zaczyna się przedwiośnie, w piątek wszystko rozkwita, sobota i niedziela - lato (temperatury sięgają zenitu), od poniedziałku jesień - wprawdzie chłodna, ale nie aż tak mroźna jak zima zaczynająca się od wtorku.
    W zasadzie cieszę się, że aktywność na tym blogu jest w zgodzie z naturą. Oczywiście piszę to z lekkim "przymrużeniem oka", ale nie zamierzam tego zmieniać.

    OdpowiedzUsuń