niedziela, 19 marca 2017

SMERFETKA - ostatnia prosta

A jednak udało się.
Mama Smerfetki przyszła na rozprawę. Sąd odebrał jej prawa, a ona oświadczyła, że nie będzie odwoływać się od wyroku. Czekamy więc na jego uprawomocnienie się i zbieramy całą dokumentację, którą trzeba przekazać Ośrodkowi Adopcyjnemu.
Nasze sądy z reguły nie zapraszają nas na rozprawy. Najczęściej jest tak, że Jowita (nasza koordynatorka z PCPR-u) dzwoni do sądu następnego dnia, aby dowiedzieć się jaka była decyzja.
Tym razem było nieco inaczej. Tuż po rozprawie zadzwoniła do Majki mama Smerfetki. Opowiedziała co wydarzyło się w sądzie i jaką podjęła decyzję. Była bardzo spokojna i opanowana. To Majka się rozpłakała i chwilami trudno było jej rozmawiać. Nawet kilka godzin później, mama dziewczynki zadzwoniła ponownie, pytając Majkę czy wszystko w porządku (bo się o nią martwi). Prosiła tylko, abyśmy zadbali o to, aby Smerfetka trafiła do porządnej rodziny. Prawdę mówiąc nie mamy większego wpływu na to, kto zostanie rodzicem adopcyjnym „naszego dziecka”. Możemy jednak wspólnie z rodzicami adopcyjnymi ustalać warunki, na jakich nastąpi przejście do nowej rodziny. Staramy się niczego im nie narzucać, a jedynie przedstawiać swój punkt widzenia, licząc na ich akceptację.
W przypadku Smerfetki, powinien być to proces rozłożony w czasie. Gdy dawno temu odchodził od nas Hawranek, to jego rodzice w pewien sposób z nami zamieszkali. Mieli tutaj swoje ręczniki, paputki. Nigdy nie spędzili wspólnie z nim nocy, chociaż im to proponowaliśmy. Jednak przez kilka tygodni przyjeżdżali prawie codziennie, zabierali go na spacery, wycieczki. Jeszcze dalej sprawy zaszły w przypadku Foxika. Dziewczynka spędzała na końcu więcej czasu w nowej rodzinie, niż u nas. Poznała nowe ciocie i babcie, miała swój nowy pokój i łóżeczko.
Wczoraj Białasek pojechał na weekend do nowej mamy. Było już kilka spotkań, więc uznaliśmy, że pora na etap „sam na sam”. Cały czas jesteśmy w kontakcie telefonicznym, a gdyby miały miejsce jakieś nieprzewidziane sytuacje, to przecież adresu nie zmieniliśmy.
Podejrzewam, że czas kiedy dzieci poznają nowych rodziców (adopcyjnych, zastępczych), jest przede wszystkim bardzo trudny dla tych rodziców. Spędzają z dzieckiem dzień , albo i kilka dni, po czym z powrotem przywożą do nas. Jednak wydaje mi się, że dla dziecka jest to najlepsze rozwiązanie. Uważam, że w przypadku zapoznawania się z nowymi rodzicami (co jest procesem, a nie dwoma czy trzema spotkaniami), musi dochodzić do ożywiania dotychczasowych uczuć, potrzeb, jak pewnie także lęków. Dziecko przenosi wszelką dostępną sobie wiedzę, uczucia i nadzieje na osoby, które stopniowo coraz lepiej poznaje.
Wielu psychologów i psychoterapeutów podchodzi do koncepcji przenoszenia więzi bardzo sceptycznie. Opierając się na własnych spostrzeżeniach i doświadczeniach, dostrzegam że coś takiego jednak ma miejsce.
Wierzę, że Smerfetka bardzo szybko pokocha swoich rodziców adopcyjnych, bo przecież wie co to znaczy kochać. Od kilku dni nie mówi już do mnie „tata”, ale „tato” (a nawet jest to coś w rodzaju „tatooo” - z akcentem na „o”). Niby jedno głupie słowo, ale gdy jakiś czas temu budziła się skoro świt krzycząc „łeeeeeee”, to myślałem sobie „Boże dlaczego tak wcześnie”. Gdy teraz o tej samej porze budzi mnie słowami „tato”, to bez oporu wstaję i robię jej mleko. Po prostu magia słów.

Przedstawię na koniec kilka kolejnych opisów zachowań Smerfetki.
Jednak wcześniej chciałbym zrobić pewną dygresję, co do której nie mogę się powstrzymać.
Wiele rodzin zastępczych narzeka na swoich koordynatorów z PCPR-u. Podobno bywają sytuacje, gdy przychodzą na kontrolę niezapowiedziani, sprawdzają porządki, zaglądają do lodówek. Nie wiem ile jest w tym prawdy, bo wydaje mi się to czymś absurdalnym, co nikomu nie przynosi żadnych korzyści.
Dzisiaj razem z Majką brałem udział w zawodach nordic walking. Staraliśmy się więc znaleźć kogoś, kto na te kilka godzin (chociaż jest to praktycznie cały dzień) zaopiekuje się naszymi dziećmi. Białasek wyjechał do mamy zastępczej, Smerfetką i Gackiem zaoferował się zaopiekować Kubuś (nasza córka). Pozostał tylko sześcioletni Kapsel, który jest bardzo absorbujący. Pomoc zaproponowała nam Jowita (nasza koordynatorka). I to nie jako pracownik PCPR-u, bo żadne procedury nie przewidują czegoś takiego, ale jako koleżanka … osoba, której bliskie jest to, czym zajmuje się w codziennej pracy. Nawet przywiozła nam go do domu pod wieczór, bo trochę przemokliśmy na trasie i nie za bardzo chciało nam się zbaczać po Kapsla w drodze powrotnej.
Czasami różne osoby zadają nam pytania, jakie mamy prawa i obowiązki w stosunku do naszych dzieci zastępczych. Kiedyś wypowiedział się w tej kwestii prawnik z jednego z naszych sądów rodzinnych. Dzieci zastępcze traktujemy tak samo jak własne, a te przecież też często spędzają jakiś dzień, weekend, czy nawet wakacje u babci, cioci, a nawet u rodziny koleżanki, czy kolegi. Jeżeli zdarzy się jakiś tragiczny wypadek, to tak czy inaczej sprawą zajmie się prokurator (niezależnie czy chodzi o rodzinę zastępczą, czy biologiczną).



Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów (13 miesięcy).

Dziewczynka przebywa w naszym domu od ponad roku i wydaje się, że jeszcze kilka miesięcy pobędzie, mimo że już dawno powinna się znaleźć w rodzinie adopcyjnej. Niedawno jej mama zwróciła się do sądu o przyznanie pełnomocnika (do którego ma prawo). Z pewnością spowoduje
to, że zostaną wykorzystane wszelkie zapisy prawne, mające na celu powrót dziecka do mamy, chociaż biorąc pod uwagę jej aktualne predyspozycje do sprawowania opieki nad dziewczynką, wydaje się to wątpliwe, aczkolwiek prawdopodobne.
W każdym razie, w chwili obecnej, mama nie dopełniła wszelkich formalności z tym związanych, a jej miejsce pobytu jest nieznane. Nadal więc nie został nawet wyznaczony termin pierwszej rozprawy.

Wykaz umiejętności dziecka:

  • Smerfetka nadal jest bardzo aktywna fizycznie, zwłaszcza że od niedawna chodzi. Wprawdzie nadal woli przemieszczać się na czworaka (bo zwyczajnie jest to szybszy sposób poruszania się), jednak zachęcona, jest w stanie zrobić nawet kilkanaście kroków bez trzymanki.
  • Jest bardzo sprawna fizycznie. Pomimo tego, że najchętniej rozładowuje swoją energię, odbijając się jak sprężynka, to potrafi też błyskawicznie usiąść z pozycji stojącej, jak też szybko podnieść się i zrobić kilka kroków. Ciekawe jest to, że nie wykorzystuje swoich umiejętności do „psocenia”, jak to robią inne dzieci w jej wieku. Nie wyjada jedzenia psu (chyba, że nie może już się doczekać śniadania), nie traktuje psiej miski z wodą jak wanny (ewentualnie jak kropielnicę), nie wchodzi na krzesła, fotele i inne meble, mimo że sprawnie potrafi się „wgramolić” na chodzik, a nawet na psa.
  • Potrafi pić z kubeczka i posługiwać się łyżką. Wprawdzie większość tego, co próbuje wypić lub zjeść, ląduje na podłodze, to pozwalamy jej na taką samodzielność, ponieważ daje jej to dużo radości.
  • Ma doskonały słuch. Gdy tylko usłyszy szczekanie psa za oknem, natychmiast nas o tym informuje. Co prawda wielokrotnie ja nic nie słyszę, jednak zakładam, że Smerfetka wie co mówi i się z nią zgadzam.
  • Wprawdzie nie wypowiada zbyt wielu słów (głównie mama, tata, koko, chał, pa-pa, da), to umie precyzyjnie wskazać palcem na wszystko co ją interesuje. Resztę chyba przekazuje telepatycznie, bo zawsze wiemy o co jej chodzi.
  • Potrafi skupić swoją uwagę na jednej czynności na wiele minut. Zwłaszcza nad ranem (po przebudzeniu) jest w stanie nawet przez ponad godzinę zająć się wyjmowaniem kołdry z poszewki lub rozpinaniem zamka błyskawicznego przy śpiworku. Jak do tej pory, nie powiela schematu niektórych innych dzieci (mimo posiadania takich umiejętności) i nie rozbiera się do naga, ściągając zarówno piżamkę jak też pieluchę.
  • Rozumie proste polecenia typu „podaj”, „przynieś”, oraz zna imiona wszystkich domowników. Oczywiście reaguje na swoje imię w rozmaitych odmianach i przezwiskach np. Smerfetka.
  • Od jakiegoś czasu staram się świecić jej przykładem, bo zauważyłem, że robi takie same „głupie miny” jak ja. Jeżeli mam więc być dla niej wzorcem, to lepiej jak będzie to dobry wzorzec.
  • Niestety największym wzorcem jest dla niej ciocia (czyli moja żona). Napisałem „niestety”, ponieważ Smerfetka ma ogromny lęk separacyjny. Nawet gdy jest w otoczeniu znanych sobie ludzi (np. mnie) a widzi na horyzoncie ciocię, to nic nie jest od niej ważniejsze. Potrafi pokonać największe przeszkody, aby znaleźć się u niej na kolanach. Pocieszające jest to, że jak cioci nie ma w domu, to nie robi afer, tylko zadowala się tym kto jest. Zdarzyło się nawet, że dwa razy spędziła noc u dziewczyny, która na co dzień pomaga nam opiekować się naszymi dziećmi (jest tzw. osobą pomocową). Mimo obcego domu, nic strasznego się nie wydarzyło. Być może przyczyną było to, że dla dziewczynki ważne są rytuały – np. po kąpieli zaczyna się noc (nawet jak na dworze świeci słońce).
  • Ponieważ Smerfetka sporo rozumie, staramy się dużo do niej mówić (może ja nie jestem jakimś przesadnym gadułą, ale za to moja żona kilkukrotnie to nadrabia). Dziewczynce nawet wystarczy jak ktoś rozmawia przez telefon. Zresztą to urządzenie ma już doskonale rozpracowane. Dziwi się tylko, że jak przesunie palcem po ekranie mojego telefonu, to nic się nie dzieje (bo ja mam moją ulubioną Nokię, której nie zmieniłem od wielu lat) . Za to doskonale wie, że gdy rozmawia ze mną przez telefon, to jestem to ja (czyli wujek), a nie jakiś robot.
  • Nadal swoją radość uzewnętrznia krótkim, ale przeraźliwym krzykiem. W ciągu dnia za bardzo nam to nie przeszkadza, jednak gdy obudzi się czasami już o szóstej rano (kiedy ja jeszcze staram się dosypiać) i zajmuje się swoimi robótkami ręcznymi to jest to trochę deprymujące. Zwłaszcza, że niewiele jej trzeba, żeby się ucieszyć – wystarczy na przykład, że uda jej się wyrzucić poduszkę z łóżeczka.
Smerfetka jest fantastycznym dzieckiem. Bardzo dobrze się rozwija, nie choruje. Wydaje nam się, że mimo swojego obciążenia chorobą psychiczną swojej mamy, bardzo szybko znajdzie wspaniałych rodziców adopcyjnych. Jedyne co nas niepokoi, to możliwość powrotu do mamy biologicznej. Wprawdzie jej mama odzywa się rzadko i nieregularnie, do tego odwiedziła dziewczynkę tylko jeden raz, to teoretycznie ma dosyć dużą szansę na jej odzyskanie. Jeżeli sąd uzna, że wyjechała w poszukiwaniu pracy (bo podobno tak było) i po powrocie okaże się, że jest w stanie zapewnić córce opiekę, to zdarzyć się może wszystko. Zakładamy jednak, że wiele rzeczy, które opowiada przez telefon, to w dużej mierze zwykła fantazja.
Wiem, że powinniśmy wspierać rodziny biologiczne i dążyć do tego, aby dziecko do nich wróciło.
Ale może nie tym razem.


Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów (16 miesięcy).

Dziewczynka przebywa w naszej rodzinie od urodzenia i co tu dużo kryć, jesteśmy dla niej mamą i tatą. Najwyższy już czas, aby została skierowana do adopcji, albo wróciła do mamy biologicznej (o ile sąd uzna, że jest ona w stanie sprawować opiekę rodzicielską nad dzieckiem). Każdy kolejny miesiąc będzie powodować, że rozstanie z naszą rodziną stanie się trudniejsze.


Wykaz umiejętności dziecka:

  • Smerfetka nadal jest bardzo aktywna fizycznie. Swoją sprawnością zdecydowanie przewyższa rówieśników, chociaż być może wynika to z tego, że jest dzieckiem filigranowym – może nie jest malutka, ale za to zgrabniutka i szczuplutka.
  • Jak na swój wiek, jest bardzo inteligentna. Mimo, że goni się z psem dookoła kominka, non-stop wchodzi i schodzi z kanapy, gdyby nie było barierek zabezpieczających na schody, to bez problemu weszłaby na piętro (nawet na dwóch nogach) - to mimo wszystko nie nabija sobie guzów. Nie jest typem „samobójcy”, jak niektóre dzieci w jej wieku. Nie wchodzi na stół, ani na oparcie kanapy. Za to pięknie tańczy. Potrafi też chodzić do tyłu, co najwyraźniej ją rozśmiesza. Na placu zabaw, sama wchodzi na zjeżdżalnię, do tego sam zjazd może być zarówno na plecach jak i na brzuchu, głową w górę lub w dół – nie ma znaczenia, ta zabawa sprawia jej ogromną przyjemność.
  • Powoli pies-jeździk przestaje być tylko zabawką z klawiszami, po naciśnięciu których staje się małą dyskoteką. Smerfetka wie już, że można na niego usiąść i się odepchnąć. Lada moment zacznie jeździć po pokoju razem z 6 letnim Kapslem. Póki co, Kapsla strofujemy, że swoim samochodem-jeździkiem może się poruszać tylko po chodniku na spacerze. Jednak jak Smerfetka zacznie jeździć, to trzeba będzie sprawę jakoś rozwiązać.
  • Doskonale zna zakazy oraz to co jej wolno. Gdy próbuje ściągnąć coś z komody (jednak niektóre zakazy przerastają jej możliwości, co oczywiście w tym wieku jest zupełnie normalne), to z figlarnym uśmieszkiem rozgląda się dookoła, czy ktoś to widzi.
  • Picie z kubeczka, czy też posługiwanie się widelcem nie jest jeszcze opanowane do perfekcji, ale pewnie wynika to z tego, że nie pozwalamy jej na nieograniczone eksperymenty w tym zakresie. Niestety opiekując się jeszcze innymi dziećmi, zwyczajnie łatwiej jest nam korzystać z kubka-niekapka, niż co chwilę zmieniać mokrą bluzeczkę. Do tego, gdy tylko ma w ręce widelec, to próbuje nim nakarmić inne dzieci. Jest to bardzo niebezpieczne, ponieważ głębokość ruchu posuwisto-zwrotnego, jest jeszcze poza jej kontrolą.
  • Nadal nie wypowiada zbyt wielu słów – głównie mama, tata i kilka standardów. Chociaż jakby się dobrze zastanowić, to w zdaniach, które wypowiada są bardzo różne dźwięki. Być może wytworzyła sobie jakiś własny język, którego my po prostu nie rozumiemy. Dowodem na to może być to, że często po wypowiedzeniu jakiegoś ciągu słów, kończy to zdanie mówiąc: E! Czyli jakby pytała nas, czy zgadzamy się z tym co powiedziała. Uśmiechamy się wtedy tylko, mówiąc „tak, tak”. Wprawdzie jest to trochę ryzykowne, bo może zadała pytanie: czy mogę wejść na stół? Na szczęście ona rozumie prawie wszystko co do niej mówimy. Potrafi dla przykładu przynieść smoczek Gacka. Już to, że wie o jaki przedmiot chodzi, jest dużym osiągnięciem, natomiast przyniesienie konkretnego (spośród trzech różnych) jest osiągnięciem ponadprzeciętnym.
  • Bardzo lubi odnosić sukcesy. Gdy przez dłuższy czas męczy się nad zdjęciem bucika, to gdy wreszcie jej się to uda – krzyczy: Ooo!!!
  • Smerfetka (bo ciągle tak do niej mówimy), uwielbia nas naśladować, na przykład chodząc ze splecionym z tyłu rękami. Nie wiem tylko po kim jest taką gadżeciarą. Uwielbia zegarki, kalkulatory, długopisy, telefony – wszystko co w jakiś sposób kojarzy jej się z dorosłymi. Ma kilka telefonów-zabawek (świecących, wydających różne dźwięki). Jednak najbardziej przypadła jej do gustu stara Nokia, która jest zresztą trochę podobna do mojego aktualnego telefonu. Chodzi z nią po pokoju, mówiąc halo-halo i chyba daje jej ona poczucie wyższości nad pozostałymi dziećmi, którymi się opiekujemy. Zresztą dzieci albo nie lubią udziwnionych zabawek, albo ich nadmiar powoduje, że zaczynają dążyć do prostoty. Smerfetka bardzo lubi się bawić kawałkami papieru, folią bąbelkową, puszkami po mleku, papierem toaletowym i innymi dziwnymi przedmiotami codziennego użytku, lub zwyczajnymi śmieciami.
  • Po lęku separacyjnym, który przechodziła kilka miesięcy temu, nie ma już śladu. Wprawdzie gdy widzi jakąś osobę po raz pierwszy, to jest trochę speszona – jednak tylko przez pierwsze dwie minuty. W każdym razie bez problemu potrafi obyć się bez nas, o ile jest z nią ktoś kogo dobrze zna. Zdarza się, że Hiza (nasza osoba pomocowa) zabiera ją do swojego domu, w którym mieszka z całą rodziną swojego nowo poślubionego męża. Podobno zwłaszcza teść Hizy prawie stracił dla Smerfetki głowę – cóż, przydałaby mu się taka wnuczka.
  • Jest też bardzo opiekuńcza w stosunku do innych dzieci. Jeszcze kilka dni temu mógłbym powiedzieć, że nie pamiętam, aby zdarzyło jej się któregokolwiek z nich uderzyć, że może to mieć miejsce tylko wówczas, gdy zdarzy jej się przypadkowo upuścić jakąś zabawkę, stojąc nad nim w rozkroku. Chyba jednak zaczyna się to zmieniać, co w sumie świadczy o tym, że przechodzi na kolejny etap rozwoju. Ostatnio coś ją tak bardzo zdenerwowało, że było widać, iż aby upuścić nagromadzoną energię, zwyczajnie musi komuś przyłożyć. Niestety znowu najbliżej był … Gacek.
Smerfetka jest niemal idealnym dzieckiem. Poza tym, że świetnie się rozwija, to również nie choruje.
Jedyne co można jej zarzucić, to pewna maniera, która pojawiła się całkiem niedawno. Nad ranem wydaje taki dziwny dźwięk (niestety bardzo wysoki). Początkowo myślałem, że jest to pewnego rodzaju płacz, jednak gdy patrzę na jej buzię, która raz spogląda na łóżko, w którym ja śpię, a raz na łóżeczko Gacka, to mam wrażenie, że chce w ten sposób powiedzieć „wstawać chłopaki!”.
Szkoda tylko, że czasami robi nam pobudkę już po trzeciej nad ranem.
W każdym razie wnosi do naszej rodziny dużo pozytywnej energii, a w odbiorze innych osób (które mają kontakt z naszą rodziną) jest jednym z najbardziej lubianych dzieci, którymi się dotychczas opiekowaliśmy.


Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów (19 miesięcy).

Dziewczynka jest już z nami ponad półtora roku. Nasze rozstanie (które w końcu nastąpi) będzie bardzo trudne dla obu stron.

Wykaz umiejętności dziecka:

  • Smerfetka cały czas jest pełna energii. Chodzi, biega, tańczy, śpiewa. Ostatnio dużą przyjemność sprawia jej wchodzenie i schodzenie ze schodów. Również ze spacerów często wraca na piechotę (siedzenie w wózku zaczyna ją zwyczajnie nudzić). Uwielbia zbierać kasztany, liście, a nawet zwyczajne kamienie.
  • Nic się nie zmieniło w kwestii jej gadulstwa. Ma własny język, którym się z nami komunikuje i czasami się tylko denerwuje, że tak opornie idzie nam jego nauka. Potrafi również tworzyć proste zdania. Dla przykładu słowo „mlemlem” oznacza pewną czynność związaną z jedzeniem (wziąć lub dostać). Dwa dni temu nauczyła się słowa „mniam-mniam” i szybko potrafiła go użyć w zdaniu „Mlemlem mniam-mniam”, co oznacza, że dostała do jedzenia coś, co jest bardzo dobre. „Bambam” oznacza banana, „bam” - upaść (to akurat proste). Łatwo więc sobie przetłumaczyć, co miała na myśli mówiąc: „Mlemlem bambam, bam”.
  • Dziewczynka lubi twórczy bałagan (chyba ma to po mnie). Wprawdzie jej sypialnia wygląda tak, jakby przeszło przez nią tornado, to jednak każda próba uporządkowania jej zabawek nie spotyka się z jej aprobatą. Zdecydowanie lubi wypakowywać. Na szczęście minął już okres, kiedy to otwierała wszystkie szuflady, wyrzucając zawartość na podłogę. Coraz częściej zaczyna stosować się do zasad, bo przecież doskonale wie, czego nie lubimy.
  • Wprawdzie jest zazdrosna o względy opiekunów (co jest zupełnie normalne), to jednak nie traktuje innych dzieci jak rywali. Potrafi się nawet czymś podzielić. Gdy dostanie dwa ciastka, to jedno oddaje koledze, chociaż wcześniej je nagryzie (może tylko sprawdza, czy nie jest zatrute).
  • Doskonale wskazuje wszystkie części ciała (nawet wie co to pępek), rozpoznaje zwierzątka i przedmioty w książeczkach, wie jak robi krówka, piesek, kotek i inne zwierzątka (chociaż w jej mniemaniu, kot szczeka podobnie jak pies).
  • Niestety ma tendencje do ekshibicjonizmu. Potrafi rozebrać się do naga i przynieść pieluchę z palcem wetkniętym w kupę … i ze słowami „ble, ble”. Nie za bardzo to lubię, mimo że nie jest to czymś niezwykłym, bo dzieci tak mają (chociaż nie wiem, czy przypadkiem tylko dziewczynki nie są takimi estetkami).
  • Próbujemy przemycać w zabawie naukę liczenia i rozpoznawania kolorów. Wprawdzie daleko jeszcze do tego, aby potrafiła wykazać się taką wiedzą, to pewnie coś tam w jej główce zostaje. Skoro potrafi przynieść smoczek Gacka, to dlaczego ma nie potrafić przynieść zielony smoczek. Czasami jej się udaje … nawet bym powiedział, że częściej niż mi.

Fajnie nam się razem mieszka. Szkoda tylko, że dziewczynka nie ma świadomości tego, że jest u nas tylko tymczasowo. A może właśnie dobrze, że nie ma?
Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów (22 miesiące).

Zbliża się dzień rozstania. Bardzo się cieszymy z decyzji mamy dziewczynki (która oświadczyła, że nie będzie dłużej o nią walczyć), chociaż zupełnie inaczej byłoby, gdyby takie jej postanowienie miało miejsce kilkanaście miesięcy temu. Teraz cały proces przejścia do rodziny adopcyjnej będzie o wiele dłuższy i bardziej bolesny. Mamy nadzieję, że nowi rodzice to zrozumieją, i że problemem nie będzie też znaczna odległość dzieląca nasze miejscowości. Na razie nie zaprzątamy sobie tym głowy.

Wykaz umiejętności dziecka:

  • Jeżeli chodzi o sprawy fizyczne, to Smerfetka jest nad wyraz rozwinięta. Nie tylko biega, skacze, tańczy, chodzi do przodu i do tyłu, potrafi wejść i zejść z tapczanu, czy krzesła, albo konika na biegunach, to również sprawnie wchodzi i schodzi ze schodów (bez trzymanki) oraz korzysta z wszelkiego rodzaju jeździków (których jest u nas dostatek). Ostatnio jest bardzo niezadowolona, gdy nie udaje jej się przejechać gokartem należącym do sześcioletniego kolegi, bo zwyczajnie nie sięga do pedałów.
  • Powoli zaczynamy odczuwać bunt dwulatka. Wszystko jest na „nie”, więc jak coś jej nie pasuje, to wymusza to krzykiem i płaczem. Ale dzięki temu uczę się sztuki asertywności.
    Są więc rzeczy niepodlegające negocjacjom i Smerfetka ma pełną tego świadomość. Podam może nietypowy przykład. Mam takie hobby, jak kolekcjonowanie figurek z brązu. Dziewczynka doskonale wie, że nie może ich ruszać (chociaż są one w zasięgu jej ręki, stojąc na półce w naszej sypialni). Nad ranem, zanim zejdziemy po nocy do pokoju dziennego, to każdej z osobna robi „pa-pa”, a od kilku dni każda z nich dostaje od niej buziaka na pożegnanie (więc trochę to trwa). Jednak ani razu nie zdarzyło się, aby próbowała się tymi figurkami bawić (najwyżej czasami nieśmiało usiłuje je delikatnie dotknąć palcem). Zaczynam więc rozumieć „syndrom szklanych aniołków”.
  • Jest bardzo zazdrosna, zawsze chce być w centrum uwagi, wygłupiać się i rozśmieszać (co jest zupełnie normalne w tym wieku). Jednak nie przeszkadza jej to w okazywaniu sympatii innym dzieciom. Potrafi się wspólnie bawić, dzielić smakołykami, zabawkami. Ta ostatnia umiejętność bardzo cieszy, zwłaszcza że nie jest to zupełnie naturalne dla dwulatka.
  • Ważne są dla niej rytuały. Wie, że po przebudzeniu będzie mleko. Dopóki go nie dostanie, jest wielki wrzask i nie pozwala mi pospać ani chwili dłużej. Jednak gdy już pójdę to mleko przygotować, to potrafi cierpliwie czekać nawet kilkanaście minut. Podobnie jest wieczorem. Czasami mam wrażenie, że bez kąpieli by nie zasnęła. Będąc w wannie, codziennie dostaje witaminę C i D (czyli dwa razy coś na łyżeczce). Gdy pewnego dnia witamina C się skończyła, to musiałem jej dać chociaż odrobinę syropu na kaszel, bo samą witaminą D się nie zadowoliła.
  • Smerfetka jest bardzo dobrze rozwinięta społecznie. Potrafi się przywitać, ukłonić, a w nieco młodszym towarzystwie przybić piątkę albo żółwika.
  • Lubi też naśladować dorosłych. Jednym z jej ulubionych zajęć jest przewijanie misia. Bierze pieluchę i go zawija. Nie wiem tylko, dlaczego uważa, że misiu zawsze zrobił kupę (ciągle mówi „ble, ble”). Ciekawe kiedy zada pytanie, czy misiu jest chłopcem, czy dziewczynką? A pewnie niedługo to nastąpi, ponieważ bardzo uważnie przygląda się swoim dwóm kolegom w wannie (zwłaszcza gdy robią siku do wody).
  • Smerfetka uwielbia odbierać telefon. Niektórzy z moich klientów już się do tego przyzwyczaili, innych cały czas wprawia to w zakłopotanie.
  • Chce i potrafi samodzielnie wykonywać rozmaite czynności. Na dobrą sprawę umie się sama ubrać, chociaż oczywiście najczęściej miesza tył z przodem, lewą stronę z prawą, dół z górą. Za to dużo lepiej wychodzi jej rozbieranie się. W ciągu dnia takie myśli raczej nie przychodzą jej do głowy, ale nad ranem potrafi rozebrać się do naga i przywitać mnie z kupą w dłoni. Chociaż tak było jeszcze do niedawna. Okazało się, że wystarczy założyć „bodziaka” albo śpiwór „tył do przodu”, aby problem przestał istnieć (przynajmniej w przypadku Smerfetki, bo mieliśmy już sytuację z innym dzieckiem, gdy po zapięciu zamka błyskawicznego, trzeba go było zaszywać nitką).
  • Smerfetka w zasadzie rozumie wszystko co się do niej mówi (nie rozumie tylko wtedy gdy nie chce zrozumieć).
  • Uwielbia rysować (chociaż nie zawsze po kartce), oglądać książeczki (pokazując i nazywając rozmaite obrazki), wskazywać różne części ciała, albo wystroju pokoju.
  • Potrafi jeść nożem i widelcem … chociaż jeszcze często pomaga sobie ręką. Również jedzenie zupy łyżką, wielokrotnie kończy się wyjadaniem ręką ryżu, czy makaronu. Na szczęście mamy psa i pralkę, więc nie stanowi to większego problemu.
  • Niestety werbalne wyrażanie swoich uczuć i pragnień nie jest jej mocną stroną. Ma wprawdzie w swoim słownictwie kilkanaście słów, jednak mam wrażenie, że od kilku miesięcy nie robi w tym względzie większych postępów. Gdy nad ranem się obudzi, to mówi „Yyyy, yyyyyy, tu”, co oznacza „moja butelka leży tam”(gdzie ją wcześniej wyrzuciła). Gdy natychmiast nie zareaguję, to usilnie powtarza to samo. Widocznie wychodzi z założenia, że albo jestem głuchy, albo nie do końca rozgarnięty.
  • Niezbyt dobrze jest też z załatwianiem potrzeb fizjologicznych. Czasami uda się złapać jakąś kupę na nocnik, jednak większość ląduje w pieluszce.
  • Od jakiegoś czasu miewa też jakieś koszmary senne, ponieważ potrafi się w nocy obudzić i strasznie krzyczeć. Trwa to jednak krótko i najczęściej uspokaja się sama.

Smerfetka nie miała jeszcze wykonywanych badań psychologicznych, wymaganych przy zgłoszeniu jej do adopcji. Wydaje się jednak, że dziewczynka jest typowym dwulatkiem. Są wprawdzie rzeczy, które musi nadrobić, ale są i takie, gdzie jest „do przodu”. Bardzo bym się zdziwił, gdyby opinia była inna niż „dziecko jest w normie rozwojowej”.


Całuśna Smerfetka

piątek, 3 marca 2017

Kochać, czy nie kochać? Oto jest pytanie.

Oczywiście kochać... chociaż to pytanie jest chyba warte szerszego rozwinięcia.
Zacznę może od pewnej dygresji. Istnieje w naszym kraju stowarzyszenie „Nasz Bocian”. Jest to organizacja, która przede wszystkim reprezentuje interesy osób walczących z niepłodnością, ale również promuje adopcję oraz rodzicielstwo zastępcze. Jednym z elementów funkcjonowania tego stowarzyszenia, jest forum dyskusyjne, na którym sam czasami wyrażam swoje opinie. Jakiś czas temu napisałem tam, że nasza Smerfetka nie ma świadomości tego, że nie jesteśmy jej prawdziwymi rodzicami i że jako rodzina, nie różnimy się niczym od przeciętnej rodziny, jakich setki tysięcy w naszym kraju.
Trochę się zdziwiłem, gdy w komentarzu przeczytałem, że może niekoniecznie tak jest, ponieważ istnieje coś takiego jak inteligencja emocjonalna, dzięki której dziecko potrafi orientować się w swojej sytuacji na długo przed nabyciem umiejętności poznawania na poziomie intelektu.
Samo pojęcie „inteligencja emocjonalna” nie było mi obce, jednak traktowałem je jak synonim słowa „empatia”, czyli umiejętność rozpoznawania stanów emocjonalnych innych osób oraz rozumienia siebie w tym zakresie. Próbując poszerzyć swoje horyzonty, naczytałem się wielu rzeczy. Mam nadzieję, że niektóre teorie są tylko teoriami, jak choćby stwierdzenie, że konsekwencją pozostawiania niemowlaka pod nadzorem opiekunki, mogą być myśli samobójcze w wieku dwudziestu lat.
W każdym razie, wszystko sprowadza się do nawiązywania więzi, a dokładniej do nawiązywania niewłaściwych więzi. Jeszcze kilka lat temu, gdy odbywałem szkolenie dla rodzin zastępczych, wydawało mi się, że umieszczanie małych dzieci w rodzinach zastępczych (zamiast w domach dziecka) spowoduje, że RAD (podobnie jak gruźlica) zostanie tylko wspomnieniem. Niestety cały czas spotykam się z relacjami rodziców adopcyjnych, których dzieci przejawiają zachowania typowe dla zaburzeń więzi. A przecież w większości przypadków nie chodzi o starsze dzieci (które większą część swojego życia spędziły ze swoimi rodzicami biologicznymi, gdzie nie było uśmiechu, dotyku, przytulenia, rozmowy – krótko mówiąc kontaktu emocjonalnego), ale o kilku, czy kilkunastomiesięczne maluchy.
Patrzę więc sobie od kilkunastu dni na moje dzieci z zupełnie innej perspektywy.
Zastanawiam się, czy Gacek bawiąc się ze mną na dywanie, czuje „oczami duszy”, że lubię go mniej niż Białaska, a moja ulubienica Smerfetka wyczuwa, że jest tylko epizodem w moim życiu? Czy jest możliwe, że dzieci są mądrzejsze emocjonalnie niż ja, i odczuwają moje stany, mimo że ja sam sobie tego nie uświadamiam?
Chociaż z drugiej strony, być może ich emocjonalna świadomość tymczasowości (o ile istnieje), powoduje stosunkowo bezbolesne przejście do nowej rodziny. Może tak, a może nie. A może za kilkanaście lat okaże się, że mają osobowość borderline. Tak zwaną osobowość z pogranicza – coś między schizofrenią a nerwicą. A może …
A może zwyczajnie podaruję sobie wszelkie rozważania, które i tak niczego nie zmienią w życiu moim i moich dzieci zastępczych. Przecież gdybym czytał encyklopedię zdrowia, to też pewnie doszedłbym do wniosku, że mam wszystkie choroby świata.

Za kilka dni rozprawa Smerfetki. Mama nadal się nie odzywa. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że sąd odbierze jej prawa rodzicielskie, a jej prawnik odwoła się od wyroku. Niestety będzie to oznaczało, że dziewczynka będzie z nami jeszcze kilkanaście miesięcy. Na powrót do mamy biologicznej nie ma szans. Wiedzą o tym wszyscy – my, PCPR, sąd, prawnik i oczywiście mama. Odgrywamy jakąś idiotyczną scenkę, coś w rodzaju sądu nad Jackiem Soplicą, żeby nie powiedzieć sądu nad Smerfetką.
Mieliśmy być razem cztery miesiące … będziemy cztery lata.