niedziela, 23 października 2016

KAPSEL

Cześć,
mam na imię Kapsel i mam sześć lat. Mieszkam z ciocią Majką i wujkiem Pikusiem, ale bardzo tęsknię za mamą. Od niedawna mogę się z nią spotykać i rozmawiać przez telefon. Ciocia Majka mówi, że nie mieszkam z mamą już od pół roku. Nie rozumiem co to znaczy, ale od dawna nie jesteśmy razem, a wiem, że wcześniej mieszkałem z ciocią Barbarą, a jeszcze wcześniej z ciocią … już nie pamiętam jakie miała imię. Ciocia Majka jest trzecią ciocią, z którą mieszkam.
Najbardziej lubię oglądać bajki i jeść, albo jeść i oglądać bajki – sam nie wiem co jest ważniejsze, ale gdybym mógł robić te dwie rzeczy, to niczego więcej bym nie potrzebował.
Niestety życie nie jest proste i trzeba zajmować się tysiącem innych spraw. Muszę chodzić do przedszkola, na judo, biegać z wujkiem po lesie, robić pompki, brzuszki, wchodzić na drabinkę. Na początku było to straszne, teraz zaczyna sprawiać mi coraz większą przyjemność. Z kolei ciocia każe mi rysować, rozwiązywać dziwne zadania w książeczkach, układać puzzle i rozgryzać łamigłówki. Najczęściej nie za bardzo wiem, o co jej chodzi, ale bardzo lubię spędzać z nią czas. Chciałbym, aby była tylko moja.
Dawno temu, gdy mieszkałem z mamą, był tam też wuja Trynek. Cieszę się, że już go nie ma. Robił mi krzywdę. Mama mówi, że już z nią nie mieszka i jak do niej wrócę, to będziemy tylko razem.
Wujka Pikusia też na początku się bałem. Jak kazał biegać, to biegłem – chociaż sił mi brakowało i miałem stracha być z nim w ciemnym lesie. Teraz wiem, że w lesie może być fajnie i nawet wejście na poddasze paśnika nie jest straszne. Wprawdzie trudno mnie zapędzić do większej aktywności fizycznej i bieganie wcale nie jest moją pasją (w końcu ciągle pytam: jak daleko jeszcze?), to wiem, że po powrocie czeka na mnie batonik. Za to bardzo lubię ćwiczenia gimnastyczne z wujkiem – przewroty, koziołki, karuzele. Pani Hiza, która uczy mnie judo, też coraz częściej mnie chwali, chociaż czasami nie rozumiem polecenia i robię zupełnie coś innego niż inne dzieci. Ale się staram.

Uwielbiam jeździć z wujkiem po zakupy, chociaż on niezbyt często zabiera mnie z sobą. Mówi, że nie lubi jak krzyczę na cały sklep „wuja!!!”, jak wkładam zakupy nie do swojego wózka, albo zbieram wszystkie koszyki z całego sklepu i układam je przy kasie (zwłaszcza gdy coś w nich jest). Staram się nie prosić o każdą rzecz stojącą na półce, bo wiem, że wujek zaraz zrobi groźną minę, ale … nie potrafię się powstrzymać.
Zresztą w przedszkolu też się zdarza, że nie mogę zapanować nad swoimi emocjami. Zdarzyło się, że pobiłem kolegę i pogryzłem koleżankę. Nie chciałem tego zrobić, tak jakoś wyszło.

Jednak największym problemem dla cioci i wujka jest to, że robię siku w majtki. Staram się, zwłaszcza gdy jestem w przedszkolu, ale nie zawsze się udaje. Zdarzyło się nawet, że wróciłem do domu w różowych spodniach w kwiatki i majtkach z koronką (bo wcześniej wykorzystałem trzy zmiany z mojego worka). No i co z tego … wcale mi to nie przeszkadza.

Mam słabą pamięć. Gdy jadę z ciocią albo wujkiem samochodem, to sześć razy w ciągu dziesięciu minut zadaję pytanie „dokąd jedziemy?”. Tak mówi ciocia, i powtarza, że jedziemy do przedszkola, albo na judo, albo do lekarza, albo do sklepu … chociaż nie wiem, czy z ciocią byłem w sklepie – nie pamiętam. Za to pamiętam, że jak jadę z wujkiem samochodem, to mijamy koparki. Zawsze mówię, że chciałbym być taką koparką. Wujek mnie poprawia, że chciałbym mieć koparkę, albo być kierowcą koparki. Powtarzam po nim, że chciałbym być kierowcą koparki - ale tak naprawdę, to chciałbym być koparką. Taką malutką, która stoi z lewej strony. Już wiem, lewa ręka, to ta którą rysuję. Zaczynam też rozpoznawać kolory. Znam kolor „jak słońce”, „jak trawa”, „jak niebo”. Z innymi mam większy problem, jeszcze nie umiem ich nazwać. Potrafię też liczyć: jeden, dwa, pięć, sześć, trzy, dziesięć.

Czuję się u cioci bardzo dobrze, jednak chciałbym wrócić do mamy, mimo że w moim domu nie miałem zabawek … chyba nie miałem – nie pamiętam. Teraz spotykam się z mamą w dniu, gdy nie chodzę do przedszkola – to chyba środa …, albo poniedziałek – dokładnie nie pamiętam. Za to w czwartki i niedziele biegam po lesie z wujkiem … jak on ma na imię?

Czy gdyby Kapsel potrafił pisać, to byłyby to jego słowa?

Chłopiec ma duże problemy z uczeniem się i zapamiętywaniem. Niestety, raczej nie jest to kwestią zaniedbań ze strony mamy.
Wcześniej Kapsel przebywał już w dwóch innych rodzinach zastępczych. Można by powiedzieć, że to jakaś „pomyłka systemu” - chłopcu nie było dane, aby zaczął się utożsamiać z konkretną rodziną, aby mógł nawiązać silniejsze więzi, aby poczuł się bezpiecznie. Jednak miał na to wpływ splot wielu przypadków i trudno obwiniać o to kogokolwiek. Pogotowie rodzinne, w którym Kapsel znalazł się na początku, uległo rozwiązaniu. Później trudno było znaleźć dla niego rodzinę zastępczą, w której mógłby przebywać dłuższy czas (nawet na zawsze) – zwyczajnie nie było chętnych. Trafił więc do rodziny zastępczej pomocowej, w której spędził pewnego rodzaju wakacje u cioci. Teraz jest u nas, co oznacza, że za jakiś czas znowu będzie musiał zmienić miejsce pobytu.
Bardzo wspieramy jego mamę, bo jest duża szansa, że do niej wróci. Niestety alternatywą może być dom dziecka, więc liczymy na to, że sąd też weźmie to pod uwagę. Im starsze dziecko, tym bardziej maleje szansa na adopcję, zwłaszcza że w tym przypadku chodzi o chłopca z dużym opóźnieniem. Jak do tej pory ma wprawdzie zaświadczenie o lekkim opóźnieniu, co powoduje, że w przedszkolu ma również zajęcia indywidualne, jednak nie robi większych postępów i z biegiem czasu, przepaść w stosunku do rówieśników będzie się powiększać. W dwóch poprzednich rodzinach zastępczych, Kapsel był jedynym dzieckiem. Nie wierzę więc w to, że mógł być zaniedbywany (znamy te rodziny i wiemy, że zrobiły wszystko, aby chłopca „podciągnąć”) – a jednak postępy były mizerne.

Chciałbym jednak trochę bardziej skupić się na pewnej jego przypadłości – moczeniu się.
Gdy chłopiec do nas przyszedł, to zdarzało mu się to średnio raz na dwa dni (bywały dni zupełnie suche, ale zdarzały się „wpadki” dwa, albo trzy razy dziennie). Mniej więcej było to zgodne z tym, czego dowiedzieliśmy się od poprzednich rodzin zastępczych.
W obu z nich, chłopiec dostawał nagrody w postaci cukierków i oglądania bajek, za każdy dzień, w którym nie zdarzyło mu się posiusiać (bajki były za jeden dzień, a cukierki za trzy dni suche). W praktyce okazywało się, że cukierków chłopak nie jadł wcale (co w pewnym sensie dobrze mu się przyczyniło, bo jest grubaskiem).
Początkowo zaczęliśmy stosować tą samą metodę, jednak z biegiem czasu moczenie zaczęło przybierać na sile. „Suchych dni” praktycznie nie było, a brak nagród (w postaci oglądania bajek) uznaliśmy za zwyczajne wymierzanie kary, więc z tego zrezygnowaliśmy (bajki stały się stałym elementem w określonej porze dnia). Zaczęliśmy poszukiwać pomocy (gdzie się dało, również na forach internetowych), licząc głównie na pomoc psychologów. Przestudiowaliśmy dotychczasową dokumentację psychologiczną Kapsla, skorzystaliśmy z pomocy dwóch psychologów z naszego PCPR-u oraz jednego niezależnego. Niestety jest to materia, gdzie nie da się postawić jednoznacznej diagnozy.
Moczenie się, jest rzeczą, która może wystąpić u dzieci, które czują się odrzucone i nieakceptowane, albo nie czują się bezpiecznie. O ile Kapsel mógł poczuć się porzucony przez mamę, o tyle staraliśmy się go akceptować z jego przypadłością (czego, jak nam się wydawało, daliśmy wyraz rezygnując ze stosowania kar i nagród z tym związanych), a jednak problem narastał coraz bardziej. Zastanawialiśmy się, co robimy nie tak?
Pewnym pocieszeniem była dla nas opinia psychologa, że paradoksalnie, właśnie wzrost poczucia bezpieczeństwa, może powodować nasilone moczenie się – zwyczajnie chłopak nie stresuje się tak jak kiedyś, wiedząc że po pierwsze nie spotka go za to kara, a po drugie – nikt mu tego nie będzie wypominał. Jak do tego dodamy ostatnią ocenę psychologa, to w jakiś sposób cała układanka zaczęła przybierać zrozumiały kształt.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Kapsel jeszcze nie jest gotowy na pełne kontrolowanie swoich potrzeb fizjologicznych. Jego ogólne opóźnienie rozwoju może powodować, że akurat w tym względzie jest nawet na etapie dziecka dwuletniego. Wskazywałby na to fakt, że posiusianie się wcale mu nie przeszkadza. Bardziej martwi się tym, że nam będzie przykro, albo będziemy mieli do niego o to pretensje.
W ostatniej rozmowie, pani psycholog zasugerowała powrót do pieluchowania (a dokładniej do pieluchomajtek). Stwierdziła nawet, że chyba to raczej my będziemy mieli z tym większy problem, niż Kapsel. Miała rację … chłopcu zupełnie to nie przeszkadza, chociaż na razie będziemy stosować je tylko na noc.
Najciekawsze w całej tej sytuacji jest to, że Kapsel nawet nie zauważył, że od kilku tygodni oglądanie bajek i zrobienie siku w majtki, to dwie odrębne sprawy.
Jak tylko zdarzy mu się posiusiać, to zadaje pytanie: „to bajek nie będzie?” (co też sugeruje, że on sam odbierał zasady związane z oglądaniem bajek jako formę kar, a nie nagród).
Masakra... czy ktoś na jakimś etapie popełnił błąd?
Niezależnie od poszukiwania pomocy psychologicznej, umówiliśmy się też na wizytę u urologa. Za kilka dni będziemy więc mieli kolejne kwestie do rozważań.

Jednak, gdyby spojrzeć na całą sprawę zupełnie z boku, to chłopak chyba jest w jakiejś mierze szczęśliwy. Wprawdzie brakuje mu mamy, to jakoś nie za bardzo lubi, gdy dzwoni do niego gdy je obiad lub kolację, albo ogląda bajkę (wówczas szybko kończy rozmowę). Jak widać, są sprawy ważne i ważniejsze.
Nadal jego największym marzeniem jest zostać … koparką.



sobota, 15 października 2016

--- Pomoc społeczna.

Pod postem sprzed dwóch tygodni, pojawił się ostatnio bardzo ciekawy komentarz, który sprawił, że odkryłem coś, z czym na dobrą sprawę mam do czynienia od kilku lat, a okazuje się, że moja wiedza w tym temacie jest bardzo mizerna.
Przytoczę ten komentarz w całości:

Pozwolę sobie wtrącić merytoryczną uwagę wobec drobnego, aczkolwiek istotnego szczegółu - zastępowanie terminu "pomoc" społeczna potocznym określeniem "opieki" zdaje się znacząco choć niepostrzeżenie kształtować postawy osób zwłaszcza z niej korzystających. Jakiś czas temu osobiście słyszałam, jak jedna z mocno zadłużonych matek biologicznych (posiadającej kilkoro dzieci w pieczy zastępczej) powiedziała, że czeka, aż "gmina DA jej mieszkanie"... A Gmina nie tyle jest od zaopiekowania się jej mieszkańcami (termin zakłada, że mamy do czynienia z ludźmi niezdolnymi do ponoszenia odpowiedzialności za swoje czyny), co od wspierania ich w trudnej sytuacji życiowej - nawet jeśli efekt działań jest ten sam.

W związku z powyższym zachęcam aby rozważył Pan wprowadzenie tej drobnej zmiany przy kolejnych wpisach na blogu - którego, przyznam, od jakiegoś czasu bardzo chętnie i w miarę regularnie czytam, i uważam za bardzo wartościową i dobrą robotę z Pana strony ;)

Pozdrawiam,
Flora


Muszę przyznać, że faktycznie słowa „pomoc” i „opieka” traktowałem jak synonimy, chociaż rzeczywiście oznaczają one zupełnie coś innego. Pewnie po części było to związane z tym, że „opieka społeczna” jest powiedzeniem, które bardzo często pojawia się w mowie potocznej, a po drugie ułatwiało mi pisanie. Bo przecież jak brzmiałoby zdanie: „rodzice korzystają z pomocy pomocy społecznej”. Natomiast gdy napisałem: „rodzice korzystają z pomocy opieki społecznej”, to wyglądało to ładniej (w sensie językowym). Teraz będę musiał się bardziej postarać, umieszczając w jakimś zdaniu frazę „pomoc społeczna”, chociaż być może będzie prościej, bo zwyczajnie napiszę: „rodzice korzystają z pomocy społecznej”. Nie wiem dlaczego dotychczas utożsamiałem „pomoc społeczną” z „ośrodkiem pomocy społecznej”, przecież są to dwa, zupełnie różne terminy. No cóż, jak mówią – człowiek uczy się do śmierci.

Tak czy inaczej, komentarz spowodował, że bardziej przyjrzałem się samemu zagadnieniu, jakim jest pomoc społeczna. Do tej pory jakoś zawsze kojarzyłem ją z ubóstwem i pomocą w postaci zasiłków. Nawet fakt, że ojciec dziecka, które jakiś czas temu było w naszej rodzinie (który miał swoją firmę, dom i niezłą brykę), był również „klientem” pomocy społecznej, jakoś nie otworzył mi szerzej oczu na całą sprawę. Zwyczajnie uznałem, że pomoc społeczna interesuje się wszystkimi rodzicami biologicznymi, którzy mają ograniczone prawa rodzicielskie do swoich pociech.

Tym razem postanowiłem temat zgłębić nieco bardziej. Najprostszym rozwiązaniem było przeczytanie ustawy o pomocy społecznej.
Nie chciałbym analizować całej struktury (które organy administracji rządowej i samorządowej za co odpowiadają i kto co finansuje), bo jest to zwyczajnie nudne. Skupię się tylko na celach pomocy społecznej, komu ona przysługuje i jakie są zadania gminy, czyli kogoś, z kim każdy z nas ma możliwość się spotkać (niekoniecznie zasługując na miano „rodziny patologicznej”).

Podstawowym celem pomocy społecznej jest umożliwienie przezwyciężania trudnych sytuacji życiowych, których rodziny (lub pojedyncze osoby) nie są w stanie pokonać, opierając się wyłącznie na własnych środkach, możliwościach i uprawnieniach. Pomoc ze strony ośrodków pomocy społecznej ma w swoich założeniach doprowadzić do uaktywnienia życiowego osób z tej pomocy korzystających, do integracji ze środowiskiem społecznym, oraz ma służyć umacnianiu rodziny. Tak więc zaspokajanie potrzeb życiowych, umożliwiających bytowanie w godnych warunkach, jest tylko jednym z elementów (albo może bardziej jest środkiem, a nie celem). Niestety dla rodziców biologicznych naszych dzieci zastępczych, jest to najczęściej jedyna rzecz, której od pomocy społecznej oczekują.

Nie będę się wdawał w szczegóły (kto ile dostanie i jakie musi spełnić warunki), ale najczęściej świadczenia przyznawane są w formie pieniężnej. Bywa jednak, że są one marnotrawione. Przeciętny człowiek zapewne stwierdziłby, że są one przepijane. Często tak ..., jednak wielokrotnie są wydawane zupełnie bez sensu. Bywa, że oszczędza się na ogrzewaniu, bo trzeba kupić markowy „ciuch”, albo wypasioną komórkę. Zdarza się, że ktoś niszczy swoje mienie (w zupełnie niewytłumaczalnym celu). Takie postępowania mogą doprowadzić do ograniczenia, a nawet odmowy wypłacanych świadczeń. Bywa, że zostają one zamieniane na formę niepieniężną. Jakiś czas temu, pojawiły się w mediach informacje, że kilka rodzin ma wypłacane 500+ w naturze. Nie stykam się z ludźmi zajmującymi się pomocą społeczną, więc mogę tylko gdybać, że taka forma stosowana jest pewnie rzadko, ponieważ może stanowić duży problem logistyczny. Ale może się mylę (chociaż, żadna z rodzin odwiedzających u nas swoje dzieci, nigdy nie powiedziała, że dostała coś zamiast zasiłku).
Zdarza się również, że brak wsparcia może nastąpić w przypadku braku współdziałania z pracownikiem socjalnym, albo na przykład z powodu nieuzasadnionej odmowy podjęcia pracy.
Współpraca z ośrodkiem pomocy społecznej ma polegać na realizowaniu zaleceń tej instytucji, dotyczących nie tylko właściwego wykorzystania powierzonych środków, ale również w niektórych sytuacjach, konieczności ukończenia szkoły,  takiej czy innej terapii, jak również uporządkowania spraw osobistych. Niestety w większości przypadków, z którymi mieliśmy do czynienia, wymagania te nie były realizowane. 
W ustawie jest też zapis, że wszelkie ograniczenia lub odmowy wypłacania świadczeń, nie mogą prowadzić do pogorszenia sytuacji osób będących na utrzymaniu osoby korzystającej z pomocy.
Przypuszczam więc, że w takim przypadku zasiłek nie jest odbierany (przynajmniej rodzice biologiczni naszych dzieci nigdy o tym nie wspominali - mimo ewidentnego braku zapału do zmiany swojego życia). Natomiast niezależnie od wsparcia finansowego, wielokrotnie słyszeliśmy o chęci pomocy w formie niepieniężnej (żywności, ubrań, zabawek). 

Do pomocy społecznej jest uprawnione całkiem spore grono osób. Jako kryterium bierze się pod uwagę miejsce pobytu (czyli Polskę). Jednak nie tylko osoby posiadające obywatelstwo polskie mogą z tego przywileju korzystać. Są to również obywatele państw członkowskich Unii Europejskiej, cudzoziemcy mający prawo stałego pobytu albo status uchodźcy i … jeszcze inni wymienieni numerami paragrafów, których już nie chciało mi się analizować.

Przedstawię może kilka zapisów z ustawy. Być może to ja jestem jakiś niedouczony, ale muszę przyznać, że nie doceniałem roli ośrodków pomocy społecznej (a przede wszystkim zakresu zadań i ogromu pracy, które do nich należą).

Zacznę od tego, komu może zostać udzielona pomoc:

Art. 7. Pomocy społecznej udziela się osobom i rodzinom w szczególności z powodu:
  1. ubóstwa;
  2. sieroctwa;
  3. bezdomności;
  4. bezrobocia;
  5. niepełnosprawności;
  6. długotrwałej lub ciężkiej choroby;
  7. przemocy w rodzinie;
    7a) potrzeby ochrony ofiar handlu ludźmi;
  8. potrzeby ochrony macierzyństwa lub wielodzietności;
  9. bezradności w sprawach opiekuńczo-wychowawczych i prowadzenia gospodarstwa domowego, zwłaszcza w rodzinach niepełnych lub wielodzietnych;
  10. (uchylony)
  11. trudności w integracji cudzoziemców, którzy uzyskali w Rzeczypospolitej Polskiej status uchodźcy, ochronę uzupełniającą lub zezwolenie na pobyt czasowy udzielone w związku z okolicznością, o której mowa w art. 159 ust. 1 pkt 1 lit. c lub d ustawy z dnia 12 grudnia 2013 r. o cudzoziemcach;
  12. trudności w przystosowaniu do życia po zwolnieniu z zakładu karnego;
  13. alkoholizmu lub narkomanii;
  14. zdarzenia losowego i sytuacji kryzysowej;
  15. klęski żywiołowej lub ekologicznej.


A teraz jakie konkretne zadania są stawiane organom samorządowym:

Art. 17. 1. Do zadań własnych gminy o charakterze obowiązkowym należy:
  1. opracowanie i realizacja gminnej strategii rozwiązywania problemów społecznych ze szczególnym uwzględnieniem programów pomocy społecznej, profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych i innych, których celem jest integracja osób i rodzin z grup szczególnego ryzyka;
  2. sporządzanie, zgodnie z art. 16a, oceny w zakresie pomocy społecznej;
  3. udzielanie schronienia, zapewnienie posiłku oraz niezbędnego ubrania osobom tego pozbawionym;
  4. przyznawanie i wypłacanie zasiłków okresowych;
  5. przyznawanie i wypłacanie zasiłków celowych;
  6. przyznawanie i wypłacanie zasiłków celowych na pokrycie wydatków powstałych w wyniku zdarzenia losowego;
  7. przyznawanie i wypłacanie zasiłków celowych na pokrycie wydatków na świadczenia zdrowotne osobom bezdomnym oraz innym osobom niemającym dochodu i możliwości uzyskania świadczeń na podstawie przepisów o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych;
  8. przyznawanie zasiłków celowych w formie biletu kredytowanego;
  9. opłacanie składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe za osobę, która zrezygnuje z zatrudnienia w związku z koniecznością sprawowania bezpośredniej, osobistej opieki nad długotrwale lub ciężko chorym członkiem rodziny oraz wspólnie niezamieszkującymi matką, ojcem lub rodzeństwem;
  10. praca socjalna;
  11. organizowanie i świadczenie usług opiekuńczych, w tym specjalistycznych, w miejscu zamieszkania, z wyłączeniem specjalistycznych usług opiekuńczych dla osób z zaburzeniami psychicznymi;
  12. prowadzenie i zapewnienie miejsc w mieszkaniach chronionych;
  13. (uchylony)
  14. dożywianie dzieci;
  15. sprawienie pogrzebu, w tym osobom bezdomnym;
  16. kierowanie do domu pomocy społecznej i ponoszenie odpłatności za pobyt mieszkańca gminy w tym domu;
    16a) pomoc osobom mającym trudności w przystosowaniu się do życia po zwolnieniu z zakładu karnego;
  17. sporządzanie sprawozdawczości oraz przekazywanie jej właściwemu wojewodzie, w formie dokumentu elektronicznego, z zastosowaniem systemu teleinformatycznego;
  18. utworzenie i utrzymywanie ośrodka pomocy społecznej, w tym zapewnienie środków na wynagrodzenia pracowników;
  19. przyznawanie i wypłacanie zasiłków stałych;
  20. opłacanie składek na ubezpieczenie zdrowotne określonych w przepisach o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych.

Są też jeszcze zadania zlecone realizowane przez gminę, zadania powiatu, zadania administracji rządowej. W dalszej części jest jeszcze mowa o zasadach udzielania świadczeń i organizacji pracy, ale … może po prostu podam link do strony, z której można pobrać cały tekst ustawy, bo za chwilę ją zwyczajnie przepiszę:
http://www.prawo.egospodarka.pl/akty/dziennik-ustaw/2016/000/930



sobota, 8 października 2016

--- Majka prowadzi casting.

Zawodowe rodziny zastępcze, opiekujące się większą ilością dzieci niż troje, mają prawo do zatrudnienia tak zwanej osoby pomocowej. Ktoś taki otrzymuje wynagrodzenie z PCPR-u, a jego zadaniem jest pomaganie zarówno w opiece nad dziećmi, jak również w drobnych pracach domowych. Tyle mówi ustawa. To, na jaki wymiar czasu może zostać zatrudniona taka osoba, oraz jaka zostanie określona stawka godzinowa, zależą od koordynatora pieczy zastępczej, czyli w naszym przypadku od PCPR-u. Istnieją też sytuacje, gdy osoba do pomocy zostaje przydzielona przy mniejszej, ale trudniejszej do „ogarnięcia” grupce dzieci.

Od jakiegoś czasu, osobą pomocową w naszej rodzinie była Hiza Guruma, o której wielokrotnie już wspominałem, a więcej uwagi jej poświęciłem w poście „Aniołki Charliego”. Niestety wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Chciałbym napisać, że Hiza była niezastąpiona, ale ponieważ podobno nie ma ludzi niezastąpionych, napiszę zwyczajnie, że dziewczyna była dla nas bardzo pomocna. Opiekowała się naszymi dziećmi niemal w każde przedpołudnie (a czasami również popołudniu lub w weekend), co sprawiało, że Majka mogła ze spokojem pojechać z jakimś dzieckiem do lekarza, na rehabilitację, nadrobić zaległości w pracach domowych, lub zwyczajnie oddać się własnym przyjemnościom (choćby czytaniu książek). Ja z kolei mogłem spokojnie pracować, wiedząc że rozmawiając z klientem przez telefon, nie usłyszy on w tle krzyku dziecka, co wcześniej czasami powodowało mniejszą lub większą konsternację. Hiza w wakacje wyszła za mąż (zresztą za mojego trenera, który z kolei jest w wieku mojej córki … co świadczy chyba tylko o tym, że do całego zestawu tylko ja nie pasuję). W tej chwili informacja o tym, że młodzi za kilka miesięcy będą rodzicami, jest już tylko tajemnicą poliszynela, więc z pewnością nie zaskoczę tą wiadomością znajomych nam osób. W każdym razie Hiza (między innymi z tego względu) zrezygnowała z dalszej pomocy w opiekowaniu się naszymi dziećmi. Mam nadzieję, że doświadczenie, które zdobyła w naszej rodzinie jakoś jej się przyda w wychowywaniu swojego malucha. Jak na razie czuje się doskonale i w żaden sposób nie rezygnuje z dotychczasowych przyjemności, a być może nawet inni (myślę tutaj o sobie) bardziej odczuwają skutki jej stanu błogosławionego. W ramach rozgrzewki przed treningiem, zawsze gramy na macie w piłkę nożną. Ostatnio grając z Hizą w jednej drużynie, dostałem lekkiej zadyszki (w przeciwieństwie do niej). Wprawdzie graliśmy pięciu na pięciu, ale niestety Hizę liczyliśmy już za dwoje.

Wracając do tematu. Od jakiegoś czasu zaczęliśmy poszukiwać kogoś, kto zastąpi naszą dotychczasową osobę pomocową. Niestety nie jest to prosta sprawa. Przede wszystkim musi być to ktoś, kto z jednej strony jest w miarę dyspozycyjny, a z drugiej – musi mieć jakieś inne źródło dochodu, ponieważ z samego wynagrodzenia tytułem pracy w naszym pogotowiu, żadną miarą nie da się utrzymać.
Często osobami pomocowymi są studentki, dziewczyny mające nienormowany system pracy, poszukujące jakiegokolwiek zatrudnienia (co niestety oznacza, że gdy tylko nadarzy się jakaś inna propozycja pracy, szybko od nas odejdą), albo osoby starsze – rencistki, emerytki.
Majka rozpuściła wici, że poszukujemy kogoś do pomocy i wkrótce odezwało się kilka osób.
Rozpoczął się casting. Ja nie zostałem do niego dopuszczony. Być może Maja wyszła z założenia, że będę kierował się bardzo subiektywnymi przesłankami. Muszę jednak stwierdzić, że wszystkie dziewczyny, które przyszły na rozmowę, były młode i bardzo urodziwe, więc nawet gdybym miał brać pod uwagę tylko samą aparycję, to miałbym duży problem z wyborem odpowiedniej kandydatki. Jedyna starsza osoba, zrezygnowała już na etapie rozmów telefonicznych, gdy dowiedziała się, że chodzi o opiekę nad czwórką dzieci.
Zaskoczyło mnie to, że wszystkie dziewczęta były … bardzo profesjonalne. Dokładniej mówiąc, doskonale znały swój przedmiot pracy – czyli dziecko. Potrafiły nakarmić, czy przewinąć niemowlaka, albo pobawić się ze starszym dzieckiem. Nie było też problemu z wyjściem na spacer trojaczym wózkiem (do tego w towarzystwie jadącego obok jeździkiem, Kapsla). Sądzę, że były to jednak osoby, które już przeszły przez pierwsze sito selekcji – gdy dowiedziały się, iloma dziećmi naraz będą musiały się zajmować.
Niestety aby stworzyć kandydatkę idealną, musielibyśmy zbudować hybrydę, łączącą w jedno, przynajmniej trzy osoby. Jedna dziewczyna mogła przychodzić tylko popołudniami, druga w weekendy, trzecia szybko znalazła inną pracę i podziękowała, dwie kolejne mogły przychodzić od rana, ale nie codziennie i bez określenia jakiegoś klucza. Nawet gdybyśmy się zdecydowali na podział tego etatu, na kilka dziewczyn, to nie istnieją procedury, które PCPR mógłby wdrożyć w życie. Osobą pomocową może być tylko jedna osoba.

Istnieje jednak możliwość zatrudnienia jako osoby pomocowej współmałżonka, czyli w naszym przypadku, mnie. Prawdę mówiąc, współmałżonek osoby prowadzącej pogotowie rodzinne, jest dosyć osobliwym tworem. Mam wszystkie prawa przysługujące Majce (na przykład mogę odebrać noworodka ze szpitala, albo jeżeli będę miał kaprys, to zabrać dziecko na wycieczkę, choćby do … Rzeszowa). Mam też obowiązki – dla przykładu, muszę mieć stałą pracę i dochody.
Razem z Majką musiałem ukończyć kurs, dostać kwalifikacje bycia rodzicem zastępczym i podpisać odpowiednią umowę. Jednak w kwestiach finansowych, jestem zwyczajnym wolontariuszem, stąd pewnie jakieś przepisy umożliwiają zatrudnienie mnie w charakterze osoby pomocowej. Tak więc od kilku dni nią jestem. Musiałem tylko we wniosku i podpisanej umowie zapewnić, że jestem w stanie wywiązać się z nałożonych obowiązków, co w praktyce przekłada się na średnio 4 godziny dziennie opieki nad dziećmi i prac domowych. Jesteśmy rodziną, więc te cztery godziny są tylko regulaminowym zapisem. Niezależnie od ilości osób do pomocy, spędzam z dziećmi dużo więcej czasu.
Pomimo tego, często się zdarza, że trudno jest nam rozplanować wszystko, co trzeba zrobić danego dnia. Dla przykładu, w przyszłym tygodniu Majka jedzie z Gackiem do lekarza, ja w tym czasie muszę odebrać z przedszkola Kapsla i pojechać z nim na judo, a pozostała dwójka maluchów pogrążona jest właśnie w południowym śnie. Jakby nie kombinować, potrzebna jest dodatkowa osoba do pomocy, albo trzeba by z czegoś zrezygnować. Ale z czego? Może z odebrania Kapsla z przedszkola?
Tak więc postanowiliśmy, że dziewczyny, z którymi Majka prowadziła casting i które już pokochały nasze maluchy, zostaną wolontariuszkami, podpisując w związku z tym odpowiednią umowę z PCPR-em.
Czy jest to jakiś sposób obchodzenia prawa?
Być może, chociaż wszystko jest z tym prawem jak najbardziej zgodne. W końcu spełniam (i w praktyce realizuję) wszystkie wymogi umowy o pozostaniu osobą pomocową, a od otrzymanego wynagrodzenia jest odprowadzany stosowny podatek.
A wolontariuszki? Jak sama nazwa wskazuje, żadnego wynagrodzenia nie pobierają.
Czyżbym coś o tym wspomniał?