piątek, 30 września 2016

--- Kwartalna ocena dzieci.

Wielokrotnie w swoich opisach używałem tytułowego pojęcia, chociaż nigdy nie napisałem co się tak naprawdę pod nim kryje. Dzisiaj postaram się trochę przybliżyć termin „kwartalna ocena dziecka w pieczy zastępczej”. Z jednej strony, jest to kolejna odsłona życia rodziny zastępczej, a z drugiej, pewnego rodzaju przybliżenie funkcjonowania całego systemu opieki zastępczej.
Mimo, że słowo „system” nie najlepiej się kojarzy, to jednak istnieją rozmaite normy, które regulują funkcjonowanie rodzin zastępczych. Przeciętna osoba, bazująca tylko na „rewelacjach” pojawiających się raz na jakiś czas w mediach, może stwierdzić, że dziecko przebywające w rodzinie zastępczej (jak również sama rodzina), nie podlega żadnej kontroli. Na szczęście tak nie jest, chociaż dzisiaj skupię się tylko na tym jednym elemencie. Organizator pieczy zastępczej (w naszym przypadku PCPR) jest ustawowo zobligowany do dokonania oceny dziecka przebywającego w rodzinie zastępczej. Dzieci do lat trzech są opiniowane co kwartał, a starsze co pół roku. Trudno mi powiedzieć, czy w każdym zakątku naszego kraju są stosowane identyczne procedury (być może nie), więc skupię się na naszym przykładzie.
Przede wszystkim muszę powiedzieć, że ocenie podlegają dzieci przebywające w każdego rodzaju rodzinie zastępczej. Nie ma więc znaczenia, czy jest to rodzina zawodowa, czy też nie, czy ma pod opieką jedno dziecko, czy kilkoro. Chociażby ten fakt wskazuje na dużą różnicę pomiędzy rodzicami zastępczymi, a adopcyjnymi.
Pierwsze wrażenie może prowadzić ku stwierdzeniu, że znowu jakiś urząd „wchodzi z butami” w prywatne życie rodziny, wymagając z jej strony takiego, czy innego zaangażowania. Niby tak... w końcu jest to związane z przeznaczeniem swojego czasu, który można by wykorzystać choćby na zabawę z dzieckiem. Być może podobnie mogą myśleć inne osoby, biorące udział w takiej ocenie, na przykład pracownicy ośrodka adopcyjnego, ośrodka pomocy społecznej, no i oczywiście pracownicy PCPR-u, ponieważ każda z tych instytucji oddelegowuje kogoś, kto wchodzi w skład zespołu opiniującego.
Czy ma to sens? W mojej ocenie tak. Przede wszystkim jest to wartościowe spotkanie dla rodziców biologicznych oraz zastępczych. Wbrew pozorom, najbardziej nieszczęśliwi mogą być pozostali uczestnicy, którym zwyczajnie tak nakazuje ustawa, chociaż w naszym przypadku mamy wrażenie, że każda ze stron jest zainteresowana poruszanymi tematami i bardzo się przykłada do nałożonych na nią obowiązków.
Jak wcześniej wspomniałem, w skład zespołu dokonującego oceny dziecka wchodzą jego rodzice biologiczni, osoba z PCPR-u prowadząca sprawę danego dziecka oraz ktoś z dyrekcji, psycholog, osoba z ośrodka adopcyjnego oraz osoba z ośrodka pomocy społecznej (opiekująca się rodziną biologiczną dziecka)… no i oczywiście my, czyli rodzice zastępczy. Celem takiego spotkania jest wypracowanie pewnej strategii dalszego postępowania, chociaż pewnie każdy ma inne oczekiwania i na koniec wyciąga zupełnie inne wnioski. Dla PCPR-u zapewne najważniejsze jest potwierdzenie zasadności przebywania w pieczy zastępczej. Opiekę społeczną pewnie interesują relacje rodziców biologicznych z innymi instytucjami oraz rodzicami zastępczymi, a przede wszystkim ich plany i zobowiązania na przyszłość. Psycholog … raczej tylko służy pomocą przy omawianiu konkretnych sytuacji. Osoba z ośrodka adopcyjnego …łowca głów? Chociaż może bardziej – ktoś, kogo „klientem” może stać się przebywające u nas dziecko (i warto wiedzieć jak najwięcej o jego sytuacji). I na koniec rodzice zastępczy, czyli my … Dowiadujemy się o wielu ciekawostkach z życia rodziców biologicznych (o rozbojach, interwencjach policji, pobytach w areszcie, szpitalu psychiatrycznym, ale również na przykład o ścisłej współpracy i ogromnym wsparciu ze strony opieki społecznej), poznajemy informacje, które ci, skrzętnie ukrywają (nawet odwiedzając swoje dziecko w naszej rodzinie). Jednak najważniejsi na takim spotkaniu są rodzice biologiczni. Trudno mi powiedzieć, jakie wnioski wyciągają, ponieważ rzadko dzielą się swoimi spostrzeżeniami. Niestety często bywa, że nawet na te spotkania nie przychodzą. Ci, którzy chcą skorzystać z pomocy, otrzymują bardzo prostą „receptę na życie”. Prostą? Nie zawsze, ale ujętą w kilku konkretnych punktach. Czasami jest to związane z wyborem pomiędzy dzieckiem, a toksycznym rodzicem, albo toksycznym partnerem. Wielokrotnie rozumiem dylematy rodziców biologicznych – często nie chcą radykalnych zmian w swoim życiu, a jeszcze częściej się ich zwyczajnie boją.
Niestety jeszcze częściej nie chcą pomocy (poza materialną), żyją w zupełnie innym świecie, czasami mam wręcz wrażenie, że w innym wymiarze. Na dobrą sprawę nie chcę ich w żaden sposób oceniać, bo zwyczajnie nigdy nie byłem w „ich skórze”. Nie wiem też, co jest najlepsze dla dziecka? Logika podpowiada, że rodzina adopcyjna, która roztacza przed dzieckiem ogromne przestrzenie rozwoju. Serce … mówi dokładnie to samo. A jednak, praktycznie przy każdym dziecku chcielibyśmy, aby wróciło do rodziców biologicznych, którzy poukładaliby swoje życie (naprawdę niewiele trzeba) . Na początku zawsze jest ogromne zaangażowanie, jednak z każdym tygodniem ich zapał słabnie. Dlaczego przestają walczyć o swoje dziecko?
Prawdę mówiąc, to co powyżej napisałem o spotkaniach dotyczących oceny dzieci, było swego rodzaju opowiadaniem ślepego o kolorach, bo tak naprawdę, nigdy na takim spotkaniu nie byłem. W naszej rodzinie, to Majka jest naszym „rzecznikiem prasowym” - ja jestem od „czarnej roboty”. Gdy Majka jedzie na spotkanie do PCPR-u, ja zostaję z dzieciakami, i prawdę mówiąc bardzo mi to pasuje. Przede wszystkim dlatego, że moja żona jest w swojej roli rewelacyjna. Dziewczyna ma zwyczajnie - dar. Pamiętam jak wiele lat temu (gdy jeszcze nie byliśmy pogotowiem rodzinnym), potrafiła prowadzić festyny (na przykład z okazji „Dni gminy”), albo brać udział w audycjach radiowych. Teraz wykorzystuje swoje umiejętności na spotkaniach, dotyczących oceny naszych dzieci zastępczych. Potrafi połączyć wiedzę i pewność siebie z pokorą – rzadka sztuka. Udaje jej się zdobyć przychylność każdej ze stron, biorących udział w spotkaniu. Dziwi mnie tylko, gdy mówi, że tak naprawdę to jest nieśmiała. Za to ja wcale nie jestem nieśmiały, jednak nie zamierzam wybierać się z Majką do PCPR-u, bo pewnie skończyłoby się to dla mnie na „posiedzeniu”. Jednak biorę na siebie pisemną prezentację dzieci. Tak jakoś wyszło, że pierwsze opinie, wydrukowałem na żółtych kartkach. Teraz stało się to pewnego rodzaju tradycją. Osobiście, bardzo mnie cieszy fakt, że nie jest to tylko „sztuka dla sztuki” i pewne informacje tam zawarte są wykorzystywane do bardziej merytorycznego opisu danego dziecka oraz cały tekst jest dostępny dla rodziców biologicznych (zdarzyło się nawet, że został dołączony do złożonego przez nich wniosku o urlopowanie, w sądzie). Chociaż chyba największą radość mi sprawia to, gdy widzę te żółte papiery w dokumentacji ośrodka adopcyjnego – bo to znaczy, że również rodzice adopcyjni mogą się zapoznać z czymś, co w jakiś sposób jest pamiętnikiem ich przyszłego dziecka.

Dla przykładu, zamieszczę jeden z czterech opisów, który przygotowałem na ostatnie spotkanie dotyczące oceny naszych dzieci zastępczych (dotyczący 6 – letniego Kapsla):

Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów.

Kapsel jest w naszej rodzinie od trzech tygodni, więc tak naprawdę niewiele jeszcze możemy o nim powiedzieć. Jednak wydaje się, że fakt, iż jesteśmy jego trzecią rodziną zastępczą w stosunkowo krótkim czasie, raczej nie najlepiej wpływa na jego zachowanie, zwłaszcza dotyczące sfery emocjonalnej.
Chłopiec ma problem z moczeniem się. Wprawdzie nie chodzi o kałuże, ale tylko o popuszczanie, to jest to jednak sytuacja, którą powinniśmy jakoś rozwiązać, a przynajmniej wypracować pewną strategię postępowania. Sam fakt moczenia się nie jest niczym nadzwyczajnym w przypadku dzieci, które poczuły się odrzucone przez matkę (w skrajnych przypadkach może trwać nawet do 14-15 roku życia). Wydawałoby się, że najlepszą metodą jest stosowanie nagród, jednak gdy ta nagroda jest już w zasięgu ręki, i nagle emocje przerosną umysł, to jej odebranie staje się zwyczajną karą, a tego bardzo nie chcemy robić. W tej chwili wielki słój z cukierkami, które może dostać gdy nie „posika się” przez trzy dni z rzędu (która to zasada została przeniesiona z poprzedniej rodziny zastępczej), praktycznie go nie interesuje, ponieważ chłopiec wie, że jest on poza jego zasięgiem.
Skłaniamy się więc ku temu, aby traktować jego przypadłość jako coś, co ma prawo się zdarzyć, i chcielibyśmy, aby nie miał poczucia wstydu, ani świadomości tego, że sprawia nam tym przykrość.

Kapsel jest nieco poniżej normy rozwojowej, stąd między innymi orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego. Trudno jednak aktualnie powiedzieć w jakiej mierze jest to skutek zaniedbań opiekuńczo-wychowawczych, a w jakiej jakiegoś rodzaju zaburzeń.

Wykaz umiejętności dziecka:

  • Jest prawie samowystarczalny w zakresie ubierania się, mycia, kąpieli, korzystania z toalety. Wprawdzie często myli lewy but z prawym, tył i przód bluzki, nie potrafi zawiązać sznurowadeł a nawet zapiąć guzików, to jednak jest to chyba przypadłość dotycząca dużej grupy sześciolatków. Sprawia wrażenie, jakby nie bardzo wiedział do czego służy szczoteczka do zębów, o czym zresztą świadczy stan jego uzębienia.
  • Nie potrafi jeszcze prawidłowo posługiwać się sztućcami (zwłaszcza nożem), ale stara się jak może i nawet gdy wystąpią trudności, nie posiłkuje się ręką.
  • Stara się być bardzo pomocny, ale nie bardzo „mierzy siły na zamiary”. Na razie uczymy się siebie. Jak do tej pory, najbezpieczniejszym zajęciem (chociaż dość obrzydliwym), jest zbieranie myszy z tarasu, które przyniesie kot. Na szczęście idzie jesień i taras będzie już ciągle zamknięty. Ale będziemy starali się wdrażać go do pewnych czynności, które będzie lubił i będą bezpieczne. Okazało się na przykład ostatnio, że potrafi sprawnie nakarmić kaszką Gacka (naszego podopiecznego). Natomiast pozwolenie mu na wycieranie naczyń, jest obciążone dużym ryzykiem.
  • Jest typowym sześciolatkiem, który nie potrafi usiedzieć na miejscu, dlatego staramy się zapewnić mu trochę ruchu. Został zapisany na trening judo dla przedszkolaków. Po pierwszym spotkaniu był bardzo podniecony i wyraził chęć dalszego uczestnictwa w zajęciach. Nie wiadomo jak to będzie, bo po pierwszym bieganiu ze mną po lesie, też był bardzo zadowolony, ale od tego czasu nie mogę go namówić, aby to powtórzyć. Prawdopodobnie sporo w tym mojej winy, bo gdy dobiegliśmy do paśnika, zapytałem czy wracamy krótszą, czy dłuższą drogą. Odpowiedział, że dłuższą, więc przebiegliśmy prawie 4 kilometry (ale dał radę). Niestety wówczas jeszcze nie wiedziałem, że nie rozróżnia pewnych pojęć.
  • Wprawdzie Kapsel jest strasznym gadułą, to jednak musimy brać pod uwagę to, że nie rozróżnia słów przeciwstawnych: dalej-bliżej, mniejszy-większy, dłuższy-krótszy itd. Nie odróżnia też sformułowań: z przodu – z tyłu. Niedawno odbierałem go z przedszkola. Zadał mi pytanie: czy mogę usiąść z tyłu? Oczywiście – odpowiedziałem. Patrzę, a on ładuje się na przednie siedzenie. Nie wie też która to jest strona lewa, a która prawa.
  • Ma też dziwne nawyki dotyczące słownictwa. Mówi, że chciałby być wyścigówką lub koparką, zamiast że chciałby mieć wyścigówkę lub koparkę.
  • Za to bardzo często używa zwrotów grzecznościowych: proszę, dziękuję, przepraszam. Zagaduje zupełnie sobie obce osoby i jest to bardzo kulturalne, a do tego logicznie uzasadnione. Jedynie musimy go nauczyć, że należy mówić „proszę pani”, a nie „pani”, oraz „słucham” zamiast „co”.
  • Rzadko miewa skrajne nastroje jak inne sześciolatki (od euforii do ataku złości), jednak bywają sytuacje, które bardziej byłyby naturalne dla 2-3 latka. Potrafi rzucić się na podłogę, krzyczeć, kopać, szarpać się.
  • Ma fobię na punkcie paznokci u nóg. Nie daje ich sobie obciąć (chociaż mojej żonie jakoś udało się go do tego namówić dwa razy), co powoduje, że jego stopy wyglądają fatalnie. Ma jednak tego świadomość, bo kiedyś wrócił z przedszkola z krzykiem: ciocia udało się ! Myśleliśmy, że chodzi o to, że się nie zmoczył, a on dalej: udało się … nie musiałem ściągać skarpetek.
  • Na dobrą sprawę nie potrafi nawet policzyć do pięciu, chociaż powinien już dodawać i odejmować w zakresie liczby 10.
  • Nie potrafi skupić się na jakiejś czynności dłużej niż na 2-3 minuty. Nie umie bawić się twórczo, układając klocki, puzzle, budując wieżę. Największą atrakcją jest oglądanie bajek w telewizji.
  • Mówią, że nie potrafi rysować, chociaż może zwyczajnie wzoruje się na klasykach. Niestety przypadł mu do gustu tylko jeden styl – abstrakcjonizm.
  • Nie rozróżnia kolorów. Zastanawiamy się, czy aby na pewno jest to kwestia pewnych opóźnień, ponieważ potrafi pogrupować figury np. okrągłe i kwadratowe. Natomiast, gdy pokazujemy mu żółty przedmiot oraz trzy inne, w kolorze żółtym, niebieskim i czerwonym, nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, który z nich jest w takim samym kolorze – zwyczajnie zgaduje.
  • Nie zna ani jednego wierszyka, czy też piosenki.
  • Za to ma pewną wiedzę ogólną, którą pewnie sobie wypracował, aby nie zginąć w brutalnym świecie. Wie jak się nazywa i ile ma lat, ma dobrze rozpracowanego pilota od telewizora, a będąc w odwiedzinach u naszej byłej podopiecznej, która przebywa w domu opieki prowadzonym przez siostry zakonne, widząc zakonnicę – krzyknął: Ooo!!! Matka Boska.
  • Jest bardzo opiekuńczy w stosunku do młodszych dzieci, przebywających w naszym pogotowiu.
  • Trochę tylko wzbudza moją zazdrość, gdy patrzy Majce prosto w oczy i mówi: „chciałbym, abyś była tylko moja”.
Podsumowując, Kapsel jest pogodnym dzieckiem i nie przewidujemy z nim większych problemów wychowawczych. Społecznie jest naszym zdaniem całkiem dobrze rozwinięty. Ruchowo też niczego sobie. Natomiast możliwości nadrobienia zaległości w sferze emocjonalnej, percepcyjnej, poznawczej i językowej są ogromną niewiadomą … ale jednak jest to dla nas dużym wyzwaniem.


2 komentarze:

  1. Pozwolę sobie wtrącić merytoryczną uwagę wobec drobnego, aczkolwiek istotnego szczegółu - zastępowanie terminu "pomoc" społeczna potocznym określeniem "opieki" zdaje się znacząco choć niepostrzeżenie kształtować postawy osób zwłaszcza z niej korzystających. Jakiś czas temu osobiście słyszałam, jak jedna z mocno zadłużonych matek biologicznych (posiadającej kilkoro dzieci w pieczy zastępczej) powiedziała, że czeka, aż "gmina DA jej mieszkanie"... A Gmina nie tyle jest od zaopiekowania się jej mieszkańcami (termin zakłada, że mamy do czynienia z ludźmi niezdolnymi do ponoszenia odpowiedzialności za swoje czyny), co od wspierania ich w trudnej sytuacji życiowej - nawet jeśli efekt działań jest ten sam.

    W związku z powyższym zachęcam aby rozważył Pan wprowadzenie tej drobnej zmiany przy kolejnych wpisach na blogu - którego, przyznam, od jakiegoś czasu bardzo chętnie i w miarę regularnie czytam, i uważam za bardzo wartościową i dobrą robotę z Pana strony ;)

    Pozdrawiam,
    Flora

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zwrócenie uwagi. Z pewnością będę już o tym pamiętał.

      Usuń