Dawno niczego nie napisałem. Niestety
ostatnimi czasy, gonię resztkami sił. Powiedziałbym, że wręcz
„uciekam w noc” starając się jakoś „przetrwać ciężar
dnia”. Mógłby ktoś pomyśleć, że uciekam od moich dzieci
zastępczych … na szczęście to właśnie one są pewnego rodzaju
odskocznią od pracy zawodowej. Moją zmorą w ostatnim czasie jest enigmatyczny Jednolity Plik Kontrolny, który sprawia, że odwiedzam moich klientów, których często
nie widziałem od wielu lat. Przemierzam więc nasz kraj z północy
na południe, z zachodu na wschód – tylko dlatego, że ktoś
wymyślił plik JPK, nie do końca przemyślany,
wielokrotnie zmieniany – koncepcję, która z pewnością ma sens, ale jak
to u nas bywa, wszystko robione jest w pośpiechu, bez przygotowań i
najważniejszą sprawą jest, aby ten plik przesłać – nawet mniej
ważne jest to, co będzie w środku.
Tyle w kwestii JPK, którym przeciętny
człowiek zupełnie nie zaprząta sobie głowy. Jednak musiałem to napisać, choćby dlatego, aby usprawiedliwić moją ponad miesięczną nieobecność na blogu.
Chciałbym dzisiaj napisać o Gacku,
chłopcu który jest z nami już ponad pół roku. Jest to dziecko,
które w szczególny sposób skierowało moją uwagę na pewne
mechanizmy, sterujące życiem rodzin zastępczych … Chociaż może
trochę się zagalopowałem – wpłynęło na moje postrzeganie
rodzicielstwa zastępczego, uświadamiając mi, że na dobrą sprawę
nie ma żadnych reguł. Wszystko jest ulotne, żyjemy w
rzeczywistości, w której nic nie jest pewne. Mam na myśli różnego rodzaju doznania, odczucia - które wcale nie wynikają z zachowań dziecka.
Pozwolę sobie zacytować zdanie pewnej
mamy zastępczej (z opinią której całkowicie się zgadzam):
„Są
dzieci, które się kocha z brzucha i są takie, które się kocha,
choć się ich nie lubi. Są też dzieci, które się lubi, ale wobec
których nie czujemy miłości zbliżonej do rodzicielskiej. Są
wreszcie takie, które kocha się miłością o niezliczonych
odcieniach, balansując między uwielbieniem i
wyczerpaniem.
Dekretowanie,
jaką miłością powinna kochać RZ jest tak nonsensowne, że nie
chce mi się nawet rozwijać tematu.”
Kocham, ale nie lubię. Lubię, ale nie
kocham. Swoista postać oksymoronów, z którą ma do czynienia
pewnie niejedna rodzina zastępcza. Gacek jest właśnie takim
specyficznym dzieckiem. Patrząc na niego chłodnym okiem, można
powiedzieć, że jest on idealny. Potrafi bawić się sam przez długi
czas i wyraźnie sprawia mu to przyjemność. Nie wdaje się w
utarczki ze starszą Smerfetką (chociaż potrafi zawalczyć o swoje), a nawet z młodszym Białaskiem.
Bardzo ładnie przesypia noce. Nawet jak zdarza mu się obudzić o czwartej nad ranem, to siada w łóżeczku i zaczyna bawić się zabawkami (których kilka pozostawiamy mu na noc). Nie przeszkadza mu, że wokół panuje ciemność, że Smerfetka co jakiś czas wydaje przez sen swój okrzyk, a wujek (czyli ja) pewnie nie raz zachrapie. Ostatnio zauważyłem, że z notesu, którym chłopiec bardzo lubił się bawić, pozostały tylko okładki. Reszta została wyjedzona. Pocieszam się tylko tym, że odrobina celulozy jeszcze nikomu nie zaszkodziła (bo myślę, że nie dokonał tego w ciągu jednej nocy). W każdym razie, było to już kilka tygodni temu, i Gacek wciąż żyje.
Wydaje mi się, że chłopiec zwyczajnie ma taką introwertyczną duszę (chociaż z taką osobowością u dziecka jeszcze się nie spotkaliśmy). Poza tą specyficzną umiejętnością zajmowania się sobą w dziwnych sytuacjach, chłopiec jest zupełnie normalnym dzieckiem. Lubi się przytulać, lubi się bawić
w grupie, lubi psocić. Mimo, że gdzieś tam stoi w cieniu Smerfetki (czasami zaczynam zauważać pewne analogie: Smerfetka-Gacek i Majka-Pikuś), jest bardzo
inteligentny. Pokazały to ostatnie testy psychologiczne, w których
Gacek, w wielu sytuacjach wykazał się umiejętnościami dwulatka
(chociaż nawet nie ma półtora roku).
A jednak tylko go lubię … dlaczego?
Czy z biegiem czasu, chłopiec zacząłby dla mnie znaczyć coś
więcej? Czy za kilka miesięcy mógłbym powiedzieć, że jednak go
pokochałem?
Nigdy na to pytanie nie odpowiem,
ponieważ Gacek jest już wolny prawnie (czekamy tylko na podpis
sędziny) i wkrótce zaczną go odwiedzać rodzice adopcyjni.
Zdecydowanie przyczyna powstania
jednostronnej bariery tkwi we mnie. Chłopiec widząc mnie po przyjściu z pracy, biegnie mnie przywitać tak samo jak inne dzieci. Gdy się bawimy, to jego zachowania w żaden sposób nie odbiegają od zachowań innych maluchów, a ja staram się nikogo nie wyróżniać. A poza tym, Gacek chyba nie może narzekać na brak uczuć. W końcu jest ulubieńcem (z
wzajemnością) Kubusia (naszej najmłodszej córki). Również Majka
kocha go tak samo jak każde inne nasze dziecko.
... A ja go tylko lubię
… , mimo że o upierdliwej i wrzeszczącej Smerfetce mogę
powiedzieć, że ją kocham (chociaż może niekoniecznie lubię).
Do czasu pojawienia się u nas Gacka,
wydawało mi się, że każde dziecko można pokochać (przynajmniej malutkie). Uważałem,
że wszystko jest tylko kwestią czasu – w końcu wszystkie dzieci,
które u nas były, prędzej czy później stawały się mi bliskie.
Gackiem tylko się opiekuję. A może chodzi o to, że jego niebywała inteligencja przewyższa moją i czuję się zagrożony?
Pewnie nigdy nie dojdę do tego, jakie mechanizmy wyznaczają nasze wzajemne relacje, jednak zacząłem zadawać sobie pytania natury psychologicznej.
Na przykład, czy możliwe jest, że tata adopcyjny
Gacka będzie czuł to co ja?
Co czują rodzice adopcyjni spotykając
się ze swoim dzieckiem pierwszy, drugi, trzeci … i kolejny raz? Czy jeżeli poczują, że nie "iskrzy" w ich relacjach z dzieckiem, to będą na tyle odpowiedzialni, aby o tym powiedzieć? Czy może będą uważać, że nie wypada "wybrzydzać"? Wreszcie, czy ja będę w stanie zauważyć, że coś jest "nie tak". Być może Majka się ze mną nie zgodzi, ale uważam, że do rodziców adopcyjnych podchodzi dużo bardziej emocjonalnie niż ja, więc w tym względzie za bardzo na nią liczyć nie mogę.
Kończę te rozważania bo już późno. Zadałem wiele pytań, na które nie znam odpowiedzi. Obawiam się, że wraz z każdym nowym dzieckiem i każdymi nowymi rodzicami adopcyjnymi, tych pytań może być coraz więcej.
Jednak muszę jeszcze coś wspomnieć o rodzicach chłopca. Aktualnie bardzo dużą uwagę przykłada się do robienia wszystkiego, aby dziecko wróciło do rodziny biologicznej. Faktycznie cele są szczytne.
Nasz Gacek ma typową rodzinę biologiczną, której odebrano dziecko. Mama bardzo młoda (w wieku naszych córek), ojciec znany (ale tylko jej), sporo partnerów, nawet w okresie, gdy chłopiec był u nas (wiek tych facetów jest nieważny, bo przecież liczy się miłość), Wykształcenie nie do końca gimnazjalne. Praca okazjonalna. Miejsce zamieszkania trudne do zlokalizowania. Współpraca z wszelkimi ośrodkami pomocy społecznej - niełatwa.
Mama Gacka zadzwoniła do nas kilka dni temu, że już nie będzie odwiedzać chłopca, bo jest w ciąży z jakimś Jackiem czy Plackiem (o którym usłyszeliśmy po raz pierwszy), a poza tym i tak nie byłaby w stanie zapewnić Gackowi należytej opieki, bo przecież "on jest taki schorowany"
Właściwie taka deklaracja wcale nas nie zdziwiła, mimo że chłopak ma tylko problemy skórne i trzeba go smarować maściami dwa razy dziennie.
Wrzucę jeszcze na koniec moje opisy Gacka, które pisałem na kwartalne oceny
rozwoju dzieci dla PCPR-u. Aż się boję je ponownie przeczytać w świetle tego co napisałem powyżej.
Ocena rozwoju dziecka
na podstawie obserwacji opiekunów (ukończone 12 miesięcy).
Gacek
przebywa w naszej rodzinie od trzech miesięcy. Trafił trochę w
nieszczęśliwym okresie, ponieważ tuż po umieszczeniu go u nas,
wyjeżdżaliśmy na wakacje nad morze. Wprawdzie pojechał tam razem
z nami, to jednak ciągle był „w ruchu”, zmieniając miejsca
pobytu. W sierpniu z kolei spędził wakacje z rodziną pomocową, co
dodatkowo (poza nowym miejscem), spowodowało również zmianę
opiekunów. Mógł więc czuć się nieco skołowany, ale zniósł to
bardzo dzielnie.
Gdy
po raz pierwszy przyszedł do naszej rodziny, sprawiał wrażenie
dziecka smutnego. Rzadko się uśmiechał i rzadko płakał. Potrafił
siedzieć, ale nie potrafił siadać. Posadzony wśród zabawek, mógł
się sam godzinami bawić, niczego się nie domagając (poza
jedzeniem).
Jego
dolegliwości skórne są już tylko wspomnieniem. Aktualnie czasami
„biednie” wygląda, bo od czasu kiedy zaczął raczkować zdarza
mu się nabić guza, a do tego jest chyba ulubieńcem komarów (bo
żadnego innego dziecka tak nie gryzą). Na szczęście już jesień
za pasem.
Wykaz umiejętności
dziecka:
Chłopiec
zaczął sprawnie czworakować, chociaż polega to na uginaniu
jednej nogi i odpychaniu się drugą. Znamy ten styl, gdyż
prezentował go chłopiec będący w naszej rodzinie jakiś czas
temu. Nigdy nie nauczył się czworakować stylem klasycznym, po
prostu któregoś dnia wstał i zaczął chodzić. Pewnie podobnie
będzie z Gackiem, zwłaszcza że już wstaje, mając jakąś
podporę. Powiela zachowania wszystkich dzieci, opierając się na
„byle czym” - niekoniecznie stabilnym, zwłaszcza psie.
Nie
potrafi już, tak długo jak to było na początku, bawić się
samodzielnie. Lubi towarzystwo, nawet jeżeli wcale nie zamierza
podzielić się zabawką. Po przebudzeniu nad ranem szuka wzrokiem
znajomych twarzy. Wystarczy gdy zobaczy w łóżeczku po przeciwnej
stronie pokoju Smerfetkę (starszą od niego o 4 miesiące). Jeżeli
oboje dostaną do swoich łóżeczek zabawki, to potrafią się
jeszcze przez długi czas bawić, prowadząc dialogi w tylko sobie
znanym języku.
Gacek
zna już zakazy i doskonale wie, czego się od niego oczekuje.
Uwielbia lustro, które akurat w pokoju, w którym śpi, jest na
wysokości jego wzroku. Gdy tylko zostanie „wypuszczony” z
łóżeczka, natychmiast do niego podbiega i uderza w nie ręką lub
zabawką. Wie, że tak robić nie wolno, ponieważ co chwilę się
rozgląda, czy ktoś go nie obserwuje. Gdy zauważy, że widzę jego
zachowanie, to zamiast przestać, jeszcze bardzie intensyfikuje
swoje działanie.
Podobnie
jest podczas kąpieli. Myje się w dużej wannie razem ze Smerfetką.
Moim zdaniem, jest to dla niego jedna z większych przyjemności w
ciągu dnia. Jednak zamiast cieszyć się tym, że może pluskać
się z dziewczyną, to on tylko patrzy co tu zbroić. Doskonale wie,
co jest zakazanym owocem, ale z premedytacją testuje moją
cierpliwość. Efektem tego jest to, że jako pierwszy opuszcza
wannę, ale myślenie przyczynowo-skutkowe dopiero przed nim.
Chłopiec
posługuje się rozmaitymi, własnymi słowami zbudowanymi z kilku
znanych już sobie sylab. Bywa, że powie ma-ma, czy ta-ta, jednak
nie utożsamia tego z konkretnymi osobami. Na dobrą sprawę,
mógłbym powiedzieć, że jest milczkiem. Aktywny (w kwestii mowy)
jest głównie nad ranem (kiedy rozmawia ze Smerfetką) oraz w
czasie toalety, po wyjściu z kąpieli. W tym ostatnim przypadku
potrafi wypowiadać bardzo długie zdania, ale cieszę się, że
tego nie rozumiem.
Nie
chce za bardzo powtarzać ani słów (nawet tych
dźwiękonaśladowczych: hau-hau, miau-miau, ejo-ejo, gul-gul), ani
gestów (pa-pa, jakie dobre, jaki jesteś duży). Zamiast tego,
czaruje nas swoim uśmiechem.
Lubi
się przytulać, chociaż jest mu wszystko jedno, kto użyczy mu
swoich ramion. Gdy odbieraliśmy dzieci po wakacjach (cała trójka
była w jednej rodzinie), on jako pierwszy przyszedł się przywitać
(niemal natychmiast). Pozostała dwójka przez jakiś czas trzymała
dystans. Jednak chyba zachowanie tej dwójki było prawidłowe, a nie Gacka.
Lubi
się bawić zabawkami. Potrafi wkładać przedmioty do otworu (nawet
całkiem wąskiego) i je wyciągać. Udaje mu się przekładać
kartki książeczki (takiej z grubej tekturki) i pokazywać palcem
obrazki, jednak nie potrafi wskazać na przykład pieska, słoneczka
itd.
Rozumie
stosunkowo niewiele poleceń np. chodź, nie wolno, proszę. Reaguje
na swoje imię. Słowa „daj”, „weź” niby rozumie, ale
zdecydowanie w tym zrozumieniu pomagają mu gesty.
Gacek,
mimo że dużo już się w tej chwili uśmiecha, a czasami nawet
wręcz rechocze ze śmiechu, to jednak w porównaniu z innymi
dziećmi, cały czas jest jakiś smutny. Mimo, że włącza się do
wspólnej zabawy (na miarę dziecka rocznego), to jakby cały czas
stoi gdzieś na uboczu.
Być
może po prostu taka jego „uroda”.
Ocena rozwoju dziecka
na podstawie obserwacji opiekunów
(prawie 15 m-cy).
Gacek
jest dzieckiem „cichym i pokornego serca”. Wprawdzie nie stroni
od towarzystwa innych dzieci (chyba, że czuje się w jakiś sposób
zagrożony – wówczas albo ucieka, albo zaczyna wrzeszczeć), to
jednak potrafi przez dłuższy czas bawić się samodzielnie. Jest to
jego dużą zaletą (z naszego punktu widzenia, jako opiekunów),
jednak gdy wszyscy bawią się w grupie, to staramy się aby nie
przebywał na uboczu (chyba, że wybitnie ma na to ochotę).
Opieka
nad nim nie stanowi żadnego problemu. Bardzo ładnie śpi i nie
choruje. Nieco gorzej jest z jedzeniem. Wprawdzie mleko i obiadki je
całkiem ładnie, to już ze śniadaniem jest gorzej. Nie przepada za
chlebem, wędlinami, serami. Również owoce nie są jego ulubionym
jedzeniem. Jedne lubi, inne wypluwa. Jednak staramy się mu je
podawać, ponieważ okazuje się, że po kilkudziesięciu wyplutych,
nagle zaczyna doceniać ich smak. Tak było z winogronami – obecnie
się nimi zajada. Z malinami poczekamy do lata, bo o tej porze roku,
trochę ich szkoda.
Wykaz umiejętności
dziecka:
Chłopiec
uwielbia chodzić. Jednak przypomina mi podstarzałego emeryta,
który bez balkonika nigdzie się nie rusza. Gacek ma też swój
balkonik (jest nim wózek dla lalek). Trzymając za uchwyt, potrafi
poruszać się po całym pokoju i robi to bardzo sprawnie. Trzymany
za rękę też idzie bardzo ładnie. Jednak gdy poczuje, że nie ma
żadnego punktu podparcia, natychmiast przechodzi do parteru.
Staramy się do niczego go nie zmuszać. Rehabilitantka naszych
dzieci zawsze mówi: „nic na siłę”.
Umiejętność
samodzielnej zabawy, chyba sprawiła, że ma doskonale rozpracowane
wszelkie zabawki. Pomijając mój telefon komórkowy, potrafi
otwierać i zamykać pojemniki, wkładać i wykładać z nich
mniejsze przedmioty. Kombinuje też z klockami, ale na razie nic mu
nie wychodzi. Ma zabawkę w formie sześcianu, bez której chyba nie
wyobraża sobie zabawy po przebudzeniu (dlatego rezyduje ona w jego
łóżeczku). Poza różnymi „bajerami”, ma ona również
zamknięcie, którego rozpracowanie wcale nie jest proste. Od
jakiegoś czasu, Gacek chowa we wnętrzu tej zabawki, swój smoczek.
Teraz już się nie daję nabrać, ale pamiętam, że za pierwszym
razem trochę się go naszukałem.
Jeżeli
chodzi o umiejętności popisywania się przed dorosłymi, to parę
sztuczek zna. Potrafi pokazać „jaki jest duży”, bić brawo,
przywitać się. Dzisiaj podczas kąpieli zrobiłem całej trójce
maluchów sprawdzian (kąpię ich razem w dużej wannie, co też
daje mi okazję zaobserwować pewne ich zachowania). Wypowiadałem
więc różne pojęcia i kto je znał, to się popisywał. Po raz
pierwszy zauważyłem jak Gacek zrobił „żółwika”. Nie wiem,
czy mu to zaliczyć, bo moim zdaniem „ściągał” od Smerfetki.
Trudno
powiedzieć, czy wynika to z jego flegmatycznego charakteru, ale
bardzo lubi zbierać rozmaite okruszki, nitki i inne mikroskopijne
rzeczy. Jak nie mam okularów, to czasami nie wiem, co mi podaje.
Na
razie nic nie wskazuje na to, że będzie erudytą. Stroni od
książeczek. Jeżeli ma już coś pokazywać to woli pytanie o oko,
czy nos, niż „gdzie jest piesek na obrazku”.
Chłopiec
jest dzieckiem bardzo pogodnym, a nawet jak płacze, to robi to
cichutko. Ma duże potrzeby czułości, bliskości. Gdy cała trójka
podchodzi do mnie, to Gacek zawsze musi się wdrapać na mnie,
najwyżej.