Nadszedł
ten dzień, gdy poznaliśmy rodziców adopcyjnych Ploteczki.
Zawsze
pierwsze spotkanie jest w obecności psychologa z ośrodka
adopcyjnego. Tym razem nie było inaczej. Tradycją stało się, że
Majka wita gości, robi kawę (lub herbatę) i stara się rozluźnić
atmosferę. Bo emocje są ogromne. Ja przychodzę z dzieckiem nieco
później.
Pojawiłem
się więc z Plotką po chwili i jak zazwyczaj usiedliśmy sobie na
podłodze. Jest to bardzo bezpieczne... ja jestem w pobliżu, a
rodzice adopcyjni jeszcze gdzieś w tle. Wszyscy potrzebują kilku
(czasami kilkunastu) minut, aby ochłonąć.
Bardzo
bałem się tego kim będą nowi rodzice Ploteczki, tego jak daleko
od nas będą mieszkać i jakie będą mieli podejście do procesu
przekazania im dziewczynki.
Niedawno
wdałem się w dyskusję dotyczącą rodziców będących tej samej
orientacji seksualnej. Stwierdziłem, że dwie mamy mnie nie
przerażają, ale już dwóch ojców jest dla mnie trudne do
zaakceptowania. Zwyczajnie znam siebie, znam moich kolegów... po
prostu znam facetów. Jedna z osób napisała, że podchodzę do
sprawy patrząc swoimi oczami, postrzegam mężczyzn tak, jak
nauczyło mnie moje doświadczenie. No to zacząłem się
zastanawiać, co by się stało, gdyby nagle się okazało, że Majka
ma tego przysłowiowego na tym blogu „siusiaka”. Czy nagle
przestałbym ją kochać? Z pewnością nie. Pewnie bym się w niej
nie zakochał te trzydzieści lat temu... chociaż? W każdym razie
dotarło do mnie, że taka Majka może siedzieć gdzieś w ciele
jakiegoś faceta.
Być
może dożyję chwili, gdy rodzice adopcyjni będą tej samej płci,
albo że nie będą musieli mieć odpowiedniego stażu małżeńskiego
(bo będą tylko parą kochających się osób). Ja jestem już na to
gotowy, nasze prawo i ośrodki adopcyjne - jeszcze nie.
Każdym
rodzicom adopcyjnym nadaję jakieś pseudonimy. Niech tym razem
będzie to Elton i David. Elton to ona... i tym razem jest z
pewnością kobietą.
Przejdę
do tego pierwszego spotkania. Usiadłem z Plotką na podłodze i tak
miało pozostać, mieliśmy się zapoznawać na odległość.
Niestety moje zdolności reżyserskie spaliły na panewce, bo Elton
po kilku sekundach przyszła do nas, a David po kilkunastu
następnych. Impreza zeszła więc do parteru. Tylko pani Sławka
(psycholog) i Majka siedziały przy stole. Plotka była zadowolona.
Sprawdzała zarost Eltona i Davida. Pani Sławka nawet stwierdziła,
że coś zaiskrzyło między dziewczynką a Davidem. Chociaż może
tylko chodziło o to, że rano się nie ogolił.
Rodzice
adopcyjni w pełni zaakceptowali zaproponowany im sposób przyjęcia
Plotki pod swój dach.
Trochę
o nich opowiem. Mają już kilkuletniego chłopca, którego
adoptowali w wieku paru miesięcy. Tak więc Plotka ma już brata.
Dla niej jest to wielki bonus. Dla niego?... okaże się. W tej
chwili jest nią zafascynowany, ale jednocześnie zazdrosny. Elton i
David utrzymują też kontakty z rodzicami zastępczymi, od których
wzięli chłopca. Jak się okazało, znamy tę rodzinę z rozmaitych
szkoleń.
Ale
wracając do rodziców Plotki. Są fantastyczni. Czasami pierwsze
wrażenie nie jest najlepsze. Pamiętam rodziców Hawranka, którzy
na pierwszym spotkaniu dyskutowali, czy zabawka jest modelem atomu.
Po wymianie kilku zdań doszli do wniosku, że chyba jednak nie, bo
nie ma jądra. Razem z panią Sławką robiliśmy wówczas wielkie
oczy. I chociaż za plecami się z tego podśmiewaliśmy, to tak
naprawdę mogło to być zwiastunem czegoś niedobrego. Czy dwoje
wykształconych ludzi (będących wykładowcami na wyższych
uczelniach) będzie w stanie podążać za dzieckiem, które być
może nie będzie spełniać ich oczekiwań? W tamtym przypadku
okazało się, że jednak potrafili potraktować adopcję dziecka,
jako wyzwanie. Jako coś, o czym nie mają zielonego pojęcia...
czego muszą się nauczyć. Pytali o wszystko, co nam wydaje się
oczywiste, brali udział we wszystkich rytuałach dnia codziennego
(karmieniu, kąpieli, układaniu do snu). Zadawali pytanie „gdzie
jest przód pieluchy”, albo „czy siusiak ma być podwinięty w
górę, czy w dół”, czy też „co zrobić, aby kropelki z
butelki z witaminą C, zechciały wykapać na łyżeczkę”.
Dziecko było dla nich pojęciem tak abstrakcyjnym, jak dla mnie
funkcjonowanie sygnalizacji świetlnej. A jednak była to jedna z
najbardziej udanych adopcji. Rodzice potrafili zejść do poziomu
dziecka.
W
przypadku rodziców Ploteczki, wiele elementów pomijamy. Bo przecież
wiedzą jak przewinąć, wykąpać, czy nakarmić dziecko. Być może
jest to błąd. Może powinniśmy chociaż poudawać, że uczymy ich
jak mają dać jeść, albo pokazać jakie zwyczaje panują podczas
kąpieli. Byłby to też kolejny (jakże ważny) element „przejścia”.
Plotka
ma zwyczaj podchodzić do mnie i pochylać się, kładąc głowę
prawie na podłodze. Wiem, że oczekuje wówczas całowania po szyi i
zrobienia masażyku pleców. Do Majki tak nie podchodzi, do rodziców
pewnie też nie. A może podchodzi, tylko oni nie wiedzą o co
chodzi. Wprawdzie wspominaliśmy o tym już na pierwszym spotkaniu,
ale nieco niezręcznie było to prezentować. Ja ją całuję po
szyi, a ona wtedy warczy – trochę perwersyjne.
Elton i
David przychodzą prawie codziennie. Mniej więcej do piątego
spotkania wszystko przebiegało tak jak w dotychczasowych
przypadkach. Plotka cieszyła się będąc w towarzystwie rodziców
(a często też brata). W pewnym momencie chyba się zorientowała,
że coś jest nie tak. Przestała cieszyć się z tych odwiedzin,
przez większą cześć czasu płakała. Mówiliśmy, że może ma
kiepski dzień (oszukując też samych siebie). Próbowaliśmy
zmieniać pokoje. Jednak zły nastrój natychmiast mijał w momencie,
gdy rodzice od nas odchodzili.
I
wówczas pojawiło się zwątpienie. Rodzice wiedzieli, że nie jest
to czas na odejście, że Plotka nie jest jeszcze gotowa. Byli trochę
(a nawet bardzo) przerażeni. Mają też kontakt z innymi rodzicami
adopcyjnymi, oczekującymi na dziecko. Niektórzy przekonywali ich,
że to wszystko nie ma sensu, że powinni zaprzestać spotkań, a w
momencie powierzenia pieczy zwyczajnie zabrać dziewczynkę do
siebie. Okazało się, że metoda nagłego cięcia nie jest procedurą
proponowaną przez ośrodek adopcyjny, za to jest dość popularna
wśród rodziców adopcyjnych. Być może dlatego, nasz ośrodek od
jakiego czasu trochę zmienił swoje zasady. Kiedyś bywały
sytuacje, że rodzice adopcyjni już po trzech dniach składali
wniosek w sądzie o powierzenie pieczy. Teraz ma to miejsce po
trzech, albo czterech tygodniach, co w pewien sposób wymusza na
rodzinie okres spotykania się z dzieckiem. Nasi rodzice jeszcze nie
złożyli wniosku, ale Majka już ustaliła z panią sędziną, że
podpis będzie w ciągu dwóch-trzech dni. Natomiast rodzice
zobowiązali się do tego, że wspólnie ustalimy, kiedy Plotka
będzie gotowa na odejście (niezależnie od decyzji sądu).
Widząc
bunt Ploteczki, postanowiliśmy nieco zmodyfikować nasze
dotychczasowe postępowanie. Po raz pierwszy w historii, Majka
zaczęła zawozić dziewczynkę do domu rodziców adopcyjnych.
Najpierw były tam w charakterze gości. Później Maja zostawiła
Plotkę i pojechała na kawę do mamy Gacka (bo to mniej więcej ta
sama miejscowość). Jutro Plotka jedzie na cały dzień, a za
tydzień na weekend. Jest już dobrze. Przeżyliśmy kryzys.
Dziewczynka
chyba jest już gotowa. Pewnie nie jest to jeszcze ten czas, gdy
uważa iż ma czworo rodziców. Wprawdzie Elton z Davidem bywają u
nas często (i tych spotkań było już kilkanaście), to jednak są
one stosunkowo krótkie. W przypadku Hawranka bywało tak, że gdy
wstawałem rano, oni już byli, a gdy szedłem spać – jeszcze
byli. Ale za to w tym przypadku, po zamieszkaniu już z nową
rodziną, wpadniemy kilka razy w odwiedziny. Może nawet z naszymi
dziećmi, bo Bliźniaki i Ptysie są przecież dla Plotki jak
rodzeństwo. Wiele się mówi o trudności rozstań z rodzicami –
najpierw biologicznymi, potem zastępczymi. Dużą wagę przywiązuje
się do nierozdzielania rodzeństw. Ale mało kto zwraca uwagę na
to, że dziecko idące do adopcji też ma rodzeństwo. I wcale nie to
biologiczne, ale to z którym wychowywało się przez wiele miesięcy,
a czasami lat.
Za
kilkanaście dni wszystko będzie pozamiatane. Nieśmiertelnik jest
już w drodze, pudełko wspomnień zamówione. Zostało tylko
wywołanie kilku zdjęć i zgranie reszty na płytkę. Jest mi
potwornie ciężko, chociaż tego przecież chciałem, a lepszych
rodziców adopcyjnych nie mogłem sobie wymarzyć. Trudne to...