Królewna była pierwszym dzieckiem,
które pojawiło się w naszej rodzinie zastępczej. Niestety po
czasie okazało się, że jej historia jest najsmutniejsza z
dotychczasowych.
Nie jestem przekonany, czy już
potrafię się zmierzyć z opisaniem jej pobytu u nas – ale
spróbuję.
Dziewczynka miała nieco ponad miesiąc,
gdy dowiedzieliśmy się, że na nas oczekuje. Od urodzenia była w
szpitalu. Jej mama była osobą „tułającą” się po dworcach,
supermarketach – nie miała stałego adresu zamieszkania.
W późniejszym okresie dowiedzieliśmy
się, że mimo stosunkowo młodego wieku, była osobą bardzo
wyniszczoną fizycznie. Alkohol, nikotyna, narkotyki (pewnie z
najgorszego sortu) a może jakieś para-narkotyki, były
codziennością w życiu płodowym Królewny.
Dziewczynka była jej czwartym
dzieckiem. Pozostałe rodzeństwo przebywa w opiece zastępczej.
Tatuś jest nieznany.
Odbierając ją ze szpitala
wiedzieliśmy, że nie jest dzieckiem zdrowym (zwłaszcza do wzroku
były duże zastrzeżenia – chociaż na tym etapie nie było
jeszcze wiadomo, że jest niewidoma).
Ponieważ pierwsze dwa-trzy miesiące w
życiu dziecka są bardzo ważne w procesie nabywania umiejętności
nawiązywania więzi, bez wahania podjęliśmy decyzję o
zaopiekowaniu się nią. Wówczas nie mieliśmy świadomości jak
bardzo upośledzone dziecko odbieramy ze szpitala.
W tej chwili (patrząc z perspektywy
czasu) zrobilibyśmy dokładnie tak samo.
Królewnę przedstawię może w nieco
innym stylu, niż poprzednią dwójkę dzieci. Więcej będzie
własnych spostrzeżeń, mniej e-maili do PCPR-u (za to pojawią się
maile zwrotne).
Tuż po odebraniu dziewczynki mieliśmy
wrażenie, że jest ona całkiem normalnym dzieckiem. Była
fantastycznym niemowlakiem. Chcieliśmy „dać” jej wszystko na co
nas stać. Pamiętam jak tańczyliśmy przez kilka godzin w środku
nocy, bo akurat miała na to ochotę (a potem zasypiałem jadąc rano
samochodem do klienta). Był to swego rodzaju „powrót do
przeszłości”. Moja pierwsza córka w pierwszym okresie życia
była bardzo podobna – lubiła nocne życie.
Niestety wkrótce stało się jasne, że Królewna jest bardzo chora. Każde kolejne badania i wizyty u lekarzy
przynosiły coraz gorsze informacje.
Właściwie okazało się, że zdrowe
ma narządy (serce, wątroba …). Jeśli chodzi o rozwój
psychiczny, fizyczny – to była makabra. Ocena neurologa, że ma
perforację mózgu (brakowało pewnych jego fragmentów) na dobrą
sprawę przekreślała jej szanse na normalne życie – ale to
jeszcze bardziej zbliżało nas do dziewczynki. Tak jak każdy rodzic
w takiej sytuacji, my też liczyliśmy na to, że może inne jego
części (mózgu) przejmą funkcję tych brakujących – w pewnych
aspektach to nastąpiło, ale uszkodzenia były zbyt duże.
W pewnym momencie marzeniem stało się
już nie to, że wstanie, ale może że kiedyś usiądzie, na końcu
że może podniesie głowę.
W siódmym miesiącu życia pojawiło
się podejrzenie padaczki. Objawiało się to okresowym „wyrzutem
ramion” - coś jak odruch Moro u noworodka. W związku z tym
trafiliśmy z Królewną
do szpitala na tydzień. Niestety dziewczynka z racji swoich upośledzeń nie mogła tam pozostać sama. Myślę, że główną przyczyną tego było to, że była niewidoma. Co jakiś czas sprawdzała obecność kogoś znajomego – trzeba się było odezwać lub ją dotknąć (wystarczał też znajomy zapach). Gdy poczuła, że jest sama, zaczynała strasznie płakać (gdy próbuję się wczuć w jej sytuację, to rozumiem takie zachowanie).
do szpitala na tydzień. Niestety dziewczynka z racji swoich upośledzeń nie mogła tam pozostać sama. Myślę, że główną przyczyną tego było to, że była niewidoma. Co jakiś czas sprawdzała obecność kogoś znajomego – trzeba się było odezwać lub ją dotknąć (wystarczał też znajomy zapach). Gdy poczuła, że jest sama, zaczynała strasznie płakać (gdy próbuję się wczuć w jej sytuację, to rozumiem takie zachowanie).
W każdym razie przez cały czas musiał
z nią ktoś być (albo Majka, albo ja).
Biorąc pod uwagę fakt, że w domu
była trójka dzieci do opieki, to nawet wolałem spędzać czas w
szpitalu z Królewną. Wziąłem z sobą laptopa, miałem dostęp do
sieci, więc w wolnych chwilach mogłem trochę popracować, a nawet
porozmawiać z klientami.
Majka ma wykształcenie medyczne, ja
nie. Jednak jako rodzic zastępczy z pogotowia rodzinnego byłem
traktowany jako osoba „będąca w temacie”. Po wizycie lekarza i
rozmowie z nim, starałem się jak najwięcej zapamiętać („mądrych
słów”) i gdy tylko odszedł wykonywałem „telefon do
przyjaciela” - czyli Majki.
Ale dowiedziałem się (co sam
zrozumiałem), że jednak mózg Królewny starał się radzić sobie
jak mógł. Dziewczynka miała uszkodzone płaty czołowe
(praktycznie tego fragmentu mózgu nie było), które są
odpowiedzialne za emocje. Lekarze byli zdziwieni, że tak łatwo
uspokajała się w mojej obecności – teoretycznie „miała prawo”
śmiać się i płakać w sytuacjach zupełnie nieuzasadniających
takiej reakcji – a jednak lubiła się przytulać, śmiała się
gdy się „wygłupialiśmy”, płakała gdy zostawała sama …
Niestety potwierdzenie padaczki było
dla Królewny przysłowiową kroplą przelewającą czarę.
Wiadomym stało się, że szanse na
adopcję praktycznie nie istnieją (od dawna była zarejestrowana w
ośrodku adopcyjnym – nikt nie był nią zainteresowany).
Wkrótce dowiedzieliśmy się, że
dłużej u nas nie może pozostać . Dalsze „czekanie” na rodzinę
adopcyjną nie ma sensu – musi pójść do jakiejś placówki.
To było jak uderzenie „obuchem w
łeb”.
Braliśmy pod uwagę taką sytuację i
Majka wcześniej w pewien sposób „załatwiła” możliwość
pobytu Królewny w domu opieki społecznej sióstr Serafitek.
Chociaż placówka ta miała bardzo
dobrą opinię osób, które znaliśmy, to mimo wszystko nie było to
dla nas wymarzone miejsce dla naszej Królewny.
Zostaliśmy poinformowani przez PCPR,
że dziewczynka ma już przygotowane miejsce w ośrodku w Miastku,
oddalonym 300 km od naszej miejscowości.
Nie chodziło o to, aby była u nas dłużej - tylko dlaczego miała odejść tak daleko?
Majka rozmawiała z panią dyrektor w Miastku (nie była to ani łatwa ani sympatyczna rozmowa).
Starała się przedstawić nasze argumenty w rozmowach telefonicznych z PCPR-em. Liczyliśmy,
że zostaniemy zrozumieni, że PCPR nie jest "bezduszną" maszyną, że pracują tam ludzie,
którzy chcą robić coś więcej niż "doczekać" do piętnastej. Był to duży test naszej współpracy.
Nie chodziło o to, aby była u nas dłużej - tylko dlaczego miała odejść tak daleko?
Majka rozmawiała z panią dyrektor w Miastku (nie była to ani łatwa ani sympatyczna rozmowa).
Starała się przedstawić nasze argumenty w rozmowach telefonicznych z PCPR-em. Liczyliśmy,
że zostaniemy zrozumieni, że PCPR nie jest "bezduszną" maszyną, że pracują tam ludzie,
którzy chcą robić coś więcej niż "doczekać" do piętnastej. Był to duży test naszej współpracy.
W nocy (w akcie desperacji) napisałem maila do naszej pani koordynator z PCPR-u.
Jak teraz go przeczytałem, to nie mogę
się nadziwić, że był on aż tak „niechlujny”.
Z reguły staram się pisać w miarę
poprawną polszczyzną.
Musiałem pisać to w dużym stresie.
Przytoczę go w wersji oryginalnej (bez poprawienia błędów
ortograficznych, gramatycznych i stylistycznych):
Pani Jowito,
dziękuję za
informację dotyczącą wstępnych decyzji związanych z dalszymi
losami Królewny oraz za link do strony www.pomozkrolewnie.pl.
Ponieważ
chciałbym się trochę „rozpisać” , prosiłbym aby czytała
Pani moje pismo przy założeniu, że doskonale zdaję sobie sprawę
z tego, że Królewna jest u nas tymczasowo, wiem że im prędzej
odejdzie, tym lepiej zarówno dla niej jak i dla nas i wiem, że nie
jestem w stanie (z wielu przyczyn) zaopiekować się nią
długoterminowo.
Przejrzałem
stronę osrodka z Miastka. Na początek podam kilka cytatów z ich
strony:
- „porzucone tylko raz”
- „zamiast wegetować w rogu sciany, otrzymują pomoc lekarską, prawną i szybko znajdują nowe rodziny”
- „sensem działalnosci osrodka jest pomaganie dzieciom chorym i porzuconym”
- „zakład jest alternatywą dla dla najmniejszych pacjentów, którzy nie wymagają już hospitalizacji, ale konieczna jest dalsza opieka składająca się na diagnostykę, rehabilitację czy specjalistyczną opiekę pielęgniarską lub lekarską, a z różnych przyczyn dziecko nie może trafić do srodowiska rodzinnego”
- „dzis osrodek upada”
- „nie jest placówką państwową”
- „w momencie ogłoszenia upadłosci osrodka wdrożone zostaną procedury prawne, zgodnie z którymi dzieci zostaną przewiezione do Zakładów Opiekuńczo Leczniczych, Domów Opieki Społecznej, szpitali lub innych miejsc, do których normalnie dzieci porzucone trafiają – zgodnie z procedurami”
Zadania osrodka:
- całodobowa opieka pielęgniarska
- stała, specjalistyczna opieka lekarska
- codzienna rehabilitacja
- terapeutyczna opieka psychologa, logopedy oraz terapeuty zajęciowego
A teraz sytuacja
bieżąca Królewny:
- całodobowa opieka pielęgniarska (Majka jest z zawodu pielęgniarką)
- codzienna rehabilitacja (+ćwiczenia z nami)
- rehabilitacja dzieci niewidomych w Owinku (jeden z najlepszych osrodków w kraju)
- opieka neurologa, psychologa i lekarza rodzinnego
- stała opieka p.prof Maślak i jej studentek (w formie wolontariatu)
- niezakończona diagnostyka genetyczna
- niezakończona diagnostyka na Szpitalnej (wyniki rezonansu, EEG, leki antypadaczkowe)
Moje uwagi:
Zanim przejrzałem
stronę www.pomozkrolewnie.pl brałem pod uwagę „odesłanie” tam Królewny. Myslałem nawet o wynajęciu jakiegos mieszkania aby być
blisko niej, ponieważ w jej przypadku obecnosć stałego opiekuna
jest niezbędna. Osoby, które ją rehabilitują uważają, że
sukcesem jest jeśli się nie cofa w rozwoju. Pozostawienie jej w
nawet najlepszym szpitalu , bez opieki osób, których nie zna, może
spowodować powrót do stanu sprzed kilku miesięcy (gdy z powodu
przykurczu mięsni problemem było jej ubranie).
Zastanawia mnie,
co niestabilny finansowo osrodek w Miastku może dać Królewnie?
Z medycznego
punktu widzenia – nic – aktualnie Królewna jest pod opieką
najlepszych specjalistów w naszym mieście,
Przejdę do
szkolenia, z ubiegłego roku.
Gdybym miał
wszystko zapomnieć i pozostawić dwie najważniejsze rzeczy, to
pamiętałbym, że aby dziecko mnie zaakceptowało, ja muszę
akceptować jego rodziców (korzenie) oraz że każde dziecko musi
mieć jednego (przynajmniej) stałego opiekuna.
Zakład w Miastku
nie różni się niczym od zwykłego szpitala (stałego opiekuna nie
ma lub jest nim rodzic).
Ponieważ Królewna nie widzi, sprawdza naszą obecnosć co jakis czas biorąc pod uwagę
głos, dotyk i zapach. Jadąc na rehabilitację ubieram się w
„domowe rzeczy”, ponieważ sam głos i dotyk nie wystarcza.
Jak zareaguje gdy
znajdzie się w Miastku a nas tam nie będzie?
Podsumowanie:
Sorry ale znowu
wrócę do szkolenia. Był taki dział , w którym pojawiło się
hasło „przenosiciel”.
Nagłe
przeniesienie dzieci do innej rzeczywistosci jest bardzo przykre.
Jednak o ile mogę zrozumieć „przeniesienie” dzieci, bo rodzice
są niebezpieczni, mają problemy emocjonalne lub są uzależnieni od
używek, o tyle”przeniesienie w ramach ustawy” jest dla mnie
moralnie nie do zaakcptownia.
Co mnie boli:
- w szkole słyszymy, że jestesmy „dziwni', bo „nasze dzieci” jeżdżą na wycieczki, do kina,biorą udział we wszystkich imprezach niezależnie od kosztów, a dzieci innych rodzin zastępczych mają problemy finansowe (w końcu też dostają pieniądze na ich utrzymanie)
- w szpitalu nam mówią, że jestesmy pierwszym pogotowiem, które jest non-stop z dzieckiem
- PCPR chce oddać Królewnę do Miastka (pogarszając jej
opiekę medyczną, nie wspominając o stałym opiekunie)
O co tu chodzi?
P.S.
Przepraszam za
nieuporządkowany tok tego co napisałem, ale
jest już późno
i wiem tylko tyle, że Królewna nie może skończyć w upadającej
fundacji
A propos
Serafitek, to przynajmniej w zakresie stałego opiekuna (w przypadku Królewny) jest OK.
W odpowiedzi
otrzymaliśmy informację od pani Jowity.
Drodzy Państwo Po
Waszej opinii, wycofuję się z Ośrodka w Miastku . Jednak problem
przedłużającego się Królewny pobytu w pogotowiu pozostaje
aktualny. Przyjadę w poniedziałek rano zobaczyć Hawranka i myślę,
że spokojnie będziemy mogli porozmawiać.
Pozdrawiam
serdecznie i buziaki dla wszystkich dzieci.
Później
dowiedzieliśmy się, że pani Jowita pojechała do domu opieki
sióstr Serafitek.
Dopytała o
wszystkie szczegóły, została „oprowadzona” po całej placówce.
Była pod
wrażeniem tego miejsca.
A przecież mogło
skończyć się zupełnie inaczej.
Jak w większości
przypadków, wszystko zależy od człowieka …
Stare powiedzenie
Terencjusza:
Homo sum, humani
nihil a me alienum puto
(Człowiekiem
jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce),
często sprowadza
się do stwierdzenia – masz władzę , to rządź.
Na szczęście są
ludzie, dla których dobro innego człowieka jest priorytetem.
Z własnego
doświadczenia zawodowego wiem, że dla większości osób, raz
podjęta decyzja jest ostateczną (mimo, że w swoim umyśle w końcu
dostrzegą jej bezzasadność).
Dlatego duży
ukłon z naszej strony w kierunku pani Jowity.
Moja odpowiedź.
DZIĘKUJĘ!!!
Jednak wróciła nam wiara w PCPR, tym bardziej, że jesteśmy po
rozmowach z "szefostwem" obu placówek i wiemy, że Królewna została zakwalifikowana przez Miastko. W skrócie, czego
dowiedzieliśmy się o placówkach.
Miastko:
- główne nastawienie na opiekę medyczną
- praca zmianowa, brak jednego opiekuna
- brak możliwości pobytu z dzieckiem i urlopowania (tylko odwiedziny w pokoju widzeń – czyli prawie jak w więzieniu)
- wg opinii pani dyrektor, praktycznie zerowa szansa na adopcję
Serafitki:
- wystarczająca (w przypadku Królewny) opieka medyczna i rehabilitacyjna
- możliwość czasowego zabierania dziecka (jest to o tyle ważne, że Królewna ma już poumawiane wizyty u specjalistów - nawet na styczeń, i chcielibyśmy doprowadzić wszystko do końca)
- aktualnie jest miejsce od zaraz - wystarczy decyzja sądu
- aktualnie jest 10 maluszków i opiekują się nimi dwie stałe osoby
- to my decydujemy o sposobie i czasie w jakim Królewna będzie nawiązywała więzi z nowymi opiekunami i wygaszała z nami
O szczegółach
opowie Majka w poniedziałek. Pozdrawiam
12 dni później.
Dzisiaj Królewna miała swoje pierwsze urodziny. Był tort i goście. "Krzykacze" poszły spać o ósmej, ale "Foxik", "Hawranek" i oczywiście Królewna świętowali do końca (czyli do dziewiątej). Jutro przed nami ciężki dzień ...
12 dni później.
Dzisiaj Królewna miała swoje pierwsze urodziny. Był tort i goście. "Krzykacze" poszły spać o ósmej, ale "Foxik", "Hawranek" i oczywiście Królewna świętowali do końca (czyli do dziewiątej). Jutro przed nami ciężki dzień ...
Dzień później.
Majka odwiozła Królewnę do Serafitek (kto musiał pójść do wojska, ten wie, co
się wtedy czuje – ona, czyli Maja, pewnie czuła to ze zdwojoną
siłą).
Postanowiliśmy,
że przez miesiąc nie będziemy jej odwiedzać, aby przyzwyczaiła
się do nowego miejsca.
Gdy do nas
przychodzą „maluchy”, też prosimy ich rodziców aby przez dwa
tygodnie nie odwiedzali swoich dzieci i pozwolili im przyzwyczaić
się do naszej rodziny. Rozumiem ich ból, chociaż im z reguły mija
zainteresowanie dzieckiem po kilku tygodniach – nas „trzyma” do
dzisiaj.
Trzy dni później –
mail od pani Jowity.
Drodzy Państwo
Rozmawiałam dzisiaj z siostrą dyrektor o Królewnie. Siostra
powiedziała, że obawiała się, że będzie gorzej. Mała
generalnie dosyć dobrze spała . Na początku pobytu będzie pod
obserwacją opiekuna i psychologa, będzie opracowany plan pracy:
wsparcia i rehabilitacji i jestem dobrej myśli. Wy Państwo
zrobiliście ogromnie dużo dla tego dziecka i za to ogromny szacunek
i wdzięczność. Prosiłabym, by przesłać kopię przekazania Królewny do DPS.
Tydzień później.
Pani Jowito,
Ponieważ Królewna w miarę dobrze aklimatyzuje się w nowym środowisku, zaproponowano
nam, abyśmy w weekend przyjechali do niej (przy okazji dowożąc
brakujące dokumenty). Od tej wizyty będą zależały nasze dalsze
kontakty na najbliższe tygodnie. Nikola i Tesla z Warszawy
(zapomniałem nazwiska), cały czas są z nami w kontakcie.
Nikola i Tesla, to
osoby, które zainteresowały się Królewną.
Jest taka strona w
internecie dla rodzin zastępczych, na której Majka podzieliła się
z innymi naszą smutną historią.
Nie wiem jak nas
odnaleźli, ale nie było to proste (jeden prosty wpis pod
pseudonimem Maja – musieli bardzo chcieć).
Mimo ogromnego
upośledzenia Królewny, ludzie ci zapałali do niej niesamowitą
miłością.
Dzień później.
Dzisiaj byliśmy w
odwiedzinach u Królewny. Powoli zaczyna się przyzwyczajać do
nowego otoczenia. Okazało się, że pierwsze dni były bardzo
płaczliwe (z jednej strony dobrze, że wtedy mówili nam, że
wszystko jest OK, no ale jak mamy podejść do tego co usłyszymy za
dzień lub dwa). Jutro będziemy dzwonić jaka była reakcja po
naszej wizycie (bezpośrednio, noc i ranek). Od tego zależą nasze
dalsze kontakty. Jeżeli Nikola i Tesla będą dalej podtrzymywali
chęć jej adopcji, to my będziemy nadal utrzymywali kontakty z Królewną aby w pewien sposób ją im "przekazać". Godzina
czy dwie niewiele znaczy, to musi być dzień, dwa a na końcu kilka
dni. Dlatego musimy być domem, w którym nowe więzi z nowymi
rodzicami będą się zawiązywać (tak jak teraz w przypadku
Foxika).
Dzisiaj była
bardzo dziwna sytuacja, której nie potrafimy wytłumaczyć. Królewna w kontakcie z Majką była taka jak tydzień temu. Była wesoła,
reagowała na wszelkie dotychczasowe bodźce wywołujące radość.
Ja nie mogłem jej wziąć na ręce, dotknąć a nawet się odezwać.
Robiliśmy próby, że Maja do niej mówiła a ja ją głaskałem,
całowałem ... W ciągu kilku chwil orientowała się o co chodzi i
zaczynała płakać. Jeżeli zapomniała mnie, to dlaczego nie
zapomniała Majki? Jeżeli jest obrażona na mnie, że ją porzuciłem
, to dlaczego nie na Majkę? Umysł ludzki (nawet tak chorego dziecka
- a może zwłaszcza) jest wielką zagadką...
Dwa tygodnie później
– mail do pani Jowity.
Jeżeli chodzi o Królewnę, to jesteśmy umówieni na spotkanie z Nikolą i Teslą u
Serafitek ( w obecności pani Balbiny - psychologa DPS-u). Wiem, że Królewna nie podlega już "opiece" PCPR-u, ale jeżeli
miałaby Pani ochotę, to zapraszam na to spotkanie.
Kolejny mail – 12 dni
później.
Pani Jowito, jak
Pani wie, dzisiaj odbyła się rozmowa z Nikolą i Teslą u
Serafitek. Być może stwierdzenie, że jesteśmy szczęśliwi jest
nieco na wyrost, ale na pewno jesteśmy optymistycznie nastawieni na
przyszłość. Byliśmy umówieni z panią Balbiną (psychologiem),
że to ona podejmie decyzję, czy NiT zobaczą Królewnę, czy nie.
Już w trakcie rozmowy widziałem w jej oczach akceptację (i to
przez duże "A"). Myślę, że nasza „mowa ciała”
mówiła to samo, ponieważ na koniec spytała nas czy to ona ma
przekazać informację dotyczącą spotkania się z Królewną, czy my
(czyli musiała być pewna, że mamy podobne odczucia). NiT
przyjechali z założeniem, że jej nie zobaczą - czy mieli taką
nadzieję? - nie drążyliśmy tematu. Moja ocena jest bardzo
pozytywna. Tesla myśli tak samo jak ja. Zgadzam się z każdym
słowem, które powiedział. Wiele rzeczy trudno jest ująć w słowa.
Też miałem problem aby wyrazić motywacje bycia rodziną zastępczą
(na szkoleniu). Mama Tesli założyła wiele lat temu fundację, czy
hospicjum dla osób niepełnosprawnych (dokładnie nie pamiętam), w
której Tesla (za młodu) bardzo się udzielał. Ucieszyłem się, że
powiedział, że było to jego pasją (a nie powołaniem - nie lubię
tego słowa). Zarówno on jak i Nikola mają wiele doświadczeń z
osobami niepełnosprawnymi. Królewną w moim mniemaniu chcą się
zaopiekować bo tego pragną, chcą się cieszyć każdym jej
najmniejszym sukcesem i liczą się z tym, że tych sukcesów może
być niewiele. Padło pytanie, dlaczego nie chcą dziecka mniej
upośledzonego? Zgadzam się z odpowiedzią, że w takim przypadku
cały czas liczy się na ciągłą poprawę zdrowia (nawet
podświadomie), a brak postępów w tym kierunku może być
frustrujący. W przypadku Królewny nie liczy się na nic, nie stawia
się żadnych wymagań, kocha się ją taką jaka jest - na zawsze.
Podsumowując nasze spotkanie - spotkała się trójka "wiecznie
gadających ludzi" plus pani Balbina i ja. Na szczęście pani
Balbina potrafiła nad tym zapanować i myślę, że uzyskała
odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Nikola jest taką samą
zwariowaną ekstrawertyczką jak Majka. Osobiście odbieram to
pozytywnie (chociaż może jest to skutek uzależnienia). Tesla
zrobił na mnie najlepsze wrażenie. Z reguły słowo "urzekł"
stosuję do kobiet lub dzieci, ale w stosunku do niego mogę zrobić
wyjątek. Królewna akceptowała jego dotyk, głos. Jak zaśpiewał
"Była cicha i piękna ... ", to Królewna była w "siódmym
niebie". Szkoda tylko, że ja wciąż nie mogę się do niej
odezwać ...
Pozdrawiam,
Pikuś
P.S. Według
aktualnych ustaleń my mamy się spotykać z Królewną coraz rzadziej
a Nikola i Tesla coraz częściej.
Odpowiedź pani Jowity
– tego samego dnia – rano.
Drodzy Państwo
Przyznam, że idąc do pracy nie mogłam się doczekać wiadomości
od was. Meila przeczytałam ze łzami w oczach i sercem w gardle i z
tego co do mnie dotarło jestem bardzo szczęśliwa.
Dwa miesiące później.
Zgłosił
się ośrodek adopcyjny z prośbą o przesłanie brakującej
dokumentacji medycznej i kilku jej zdjęć. Jest zainteresowanie ze
strony ośrodków adopcyjnych ze Szwecji i Włoch.
Pewnie nic z tego
nie wyjdzie.
Zresztą sam nie
wiem co mam o tym myśleć. Nikola z Teslą odwiedzają Królewnę.
Rozpoczęli remont domu na drugim końcu Polski pod kątem
przeprowadzenia się z nią do niego. Bardzo liczą, że ją
dostaną. Chociaż Serafitki (opierając się chyba na własnym
doświadczeniu) mówią, że jego niepełnosprawność (Tesli)
może być dużą przeszkodą. Ale z drugiej strony, facet robi
doktorat, więc głupi nie jest. Jeżeli jest niewidomy to chyba jest
bardziej rodzinny niż ten „zdrowy”. Nie pójdzie z kumplem na
piwo ani nie będzie chadzał na imprezy. Czasami mam wrażenie, że
świat staje na głowie. Za chwilę gej będzie mógł adoptować
dziecko, a niewidomy nie. Nie jestem homofobem, ale dzieci powinny
znać tradycyjny model rodziny (to taka moja dygresja).
Cztery miesiące
później.
Majka dzisiaj
rozmawiała z Nikolą. Z PCPR-em w Chruszczowie cały czas mają pod
górkę. Nawet jak wystąpią do sądu z wnioskiem o przeszkolenie na
rodzinę zastępczą, to zostali wprost poinformowani, że dostaną
negatywną opinię (z PCPR-u). Wrócił więc pomysł szkolenia na
rodzinę adopcyjną. Teraz i my mamy coraz lepsze "układy"
z naszym ośrodkiem adopcyjnym. Jakkolwiek słowo "układy"
nie kojarzy się najlepiej, to postaramy się wykorzystać naszą
znajomość z panią Agnieszką (nawiasem mówiąc, bardzo
sympatyczną).
Wiele razy
myślałem, że może lepiej gdyby Królewna została u Serafitek na
stałe. Ma tam bardzo dobrze, jest "maskotką" oddziału.
Jednak natychmiast wybiegam myślami w przód. Za kilkanaście (i
więcej) lat - tylko dla swojej rodziny może być ciągle tą samą
małą „Łaciatką”. Dlatego "warszawiaków" będziemy
wspierać do końca, a ich determinacja działa tylko na ich korzyść.
Dwa miesiące później.
W niedzielę
idziemy do Serafitek na chrzciny Królewny (będzie też Nikola z
Teslą z Warszawy i Natasza). Nikola i Tesla
będą rodzicami chrzestnymi.
Natasza natomiast jest bardzo ważną osobą w życiu Królewny. Jest to nasza rehabilitantka-wolontariuszka, która pomaga wszystkim naszym dzieciom. Gdy Królewna odeszła do DPS-u, również tam do niej jeździ. Mamy dla niej ogromny szacunek.
Natasza natomiast jest bardzo ważną osobą w życiu Królewny. Jest to nasza rehabilitantka-wolontariuszka, która pomaga wszystkim naszym dzieciom. Gdy Królewna odeszła do DPS-u, również tam do niej jeździ. Mamy dla niej ogromny szacunek.
Tydzień później –
mail do pani Jowity.
Królewna zbyt
wielkich postępów nie robi. Odzywa się, ale nie są to słowa.
Sygnalizuje tylko w ten sposób stan swoich emocji (radość, smutek,
zdziwienie). Mimo rehabilitacji ciągle leży (raczej nigdy nie
usiądzie), nie "trzyma" głowy. Ale jest już "luźniutka"
więc patrząc pod tym kątem, na pewno nic ją nie boli. Doskonale
odróżnia osoby (i ma swoje wybranki). Nie do każdego się
uśmiecha, nie każdy może ją nakarmić lub wziąć na ręce. Na
mnie nadal reaguje płaczem (woli Majkę - może dlatego, że ładniej
śpiewa). Cieszę się, że lubi też towarzystwo Nikoli. Na Teslę
reaguje podobnie jak na mnie. Pocieszamy się, że nie jest
przyzwyczajona do męskich głosów. Ostatnio "chadza" na
basen (ma piękny strój kąpielowy) i do szkoły (z własnym
tornistrem - od niedawna jest nieco większa od niego).
Nikola zna 7
różnych DPS-ów. Serafitki są w jej opinii wyjątkową placówką.
To, że Królewna się tam znalazła jest w dużej mierze Pani
zasługą. Gdyby PCPR uniósł się dumą i chciał postawić na
swoim, to Królewna byłaby w Miastku.
Wszystko byłoby
inaczej ...
Jeżeli chodzi o
zdjęcia, to Maja wyśle Pani zdjęcie zrobione telefonem (ale też
nie z wczoraj, bo byliśmy tak "zakręceni", że nie
myśleliśmy o ich robieniu). Ale jak dostaniemy zdjęcia robione
przez siostry, to Pani podeślemy.
Miesiąc później –
mail do pani Jowity.
Rano Majka jedzie
na zakończenie roku szkolnego Królewny (do Serafitek) -
dostaliśmy oficjalne zaproszenie (listem).Ponieważ nasza córka ma
zakończenie roku trochę wcześniej (a jej szkoła znajduje się w
pobliżu), więc też ma nadzieję dojść, przynajmniej na koniec. Maluchy
też wezmą udział w imprezie. Starszaki jadą ze mną na
rehabilitację - mają pecha.
Posłowie.
Królewna do tej pory przebywa w DPS-ie.
Nikola
i Tesla cały czas nie odpuszczają. Odwiedzają dziewczynkę gdy tylko
mogą – jednak odległość ponad 300 km jest dość dużą
przeszkodą. Sam już nie wiem na jakie szkolenie i w jakim mieście
się zapisali, aby mieć uprawnienia do bycia rodzicami Królewny.
Kiedyś myślałem, że jest to dużo bardziej proste.
My
staramy się odwiedzać dziewczynkę w miarę regularnie, chociaż w
większości przypadków ja zostaję z dziećmi (które mamy pod
opieką) w domu a Majka jedzie w odwiedziny. W końcu jej wizyta
sprawia Królewnie dużo większą przyjemność. Ja nadal nie mogę
się przy niej odezwać.
Moja
szwagierka uważa, że Królewna cały czas mnie pamięta i jest na
mnie obrażona.
Wydaje
mi się to niemożliwe (nawet gdyby dziewczynka była zupełnie
zdrowym dzieckiem) i mam nadzieję,
że to ja mam rację.
Miejsce,
w którym aktualnie znajduje się Królewna jest faktycznie fantastyczne.
Dziećmi, które tam przebywają, poza stałymi opiekunami , zajmują
się też wolontariusze (w większości studenci), więc na nudę nie
ma czasu.
Siostry
opiekujące się dziećmi są niezwykłymi osobami.
Jakiś
czas przed pójściem Królewny do Serafitek, Majka starała się
wprowadzić ją w odpowiedni "klimat” i śpiewała jej na przykład
„była cicha i piękna jak wiosna ...”. Niedługo potem okazało
się, że siostry śpiewają „ona tańczy dla mnie”.
Królewna zwłaszcza polubiła siostrę Adrenalinę, z którą chadza na
'Pifffko – Pifffko” (nie mylić z piwkiem, chociaż potem robią
„gul-gul-gul”). Dziewczynka uwielbia wszelkie słowa
dźwiękonaśladowcze – ale ważne też jest, kto je wypowiada.
Królewnę polubiła też bardzo pani Oleńka (oczywiście z wzajemnością),
która często zabiera „małą” (do swojego domu) na weekend a
nawet na wakacje. Pani Oleńka jest jej opiekunką (nie wszystkie
osoby zajmujące się dziećmi są „siostrami”).
Mimo
ogromnego szacunku dla „sióstr Serafitek” , ich pracy, wkładu w
rozwój ośrodka, w którym wielokrotnie byłem i jestem pod
niesamowitym wrażeniem - mam nadzieję, żadne „nasze” dziecko
już tam nie trafi.
Cieszę się, że „siostry” mają takie samo pragnienie.
Mimo
nieco innego światopoglądu, muszę stwierdzić, że są
fantastyczne – dobro dziecka jest dla nich najważniejsze.
Poor child. It's very sad story but I hope will be better. She deserves for happiness. I cross my fingers.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że zasługuje na szczęście i mam nadzieję, że znajdzie je w kochającej rodzinie Nikoli i Tesli
OdpowiedzUsuńDla nas Królewna zawsze będzie dzieckiem szczególnym.Była pierwszym noworodkiem w naszym pogotowiu i pierwszym(mam nadzieję że ostatnim)dzieckiem oddawanym nie w kochające ręce nowej mamy lecz do placówki.Głęboko wierzę, że to jeszcze nie koniec tej historii, że czeka nas szczęśliwe zakończenie. Bo jeśli trzeba to dla niej wymodlić to kto zrobi to lepiej niż siostry.
OdpowiedzUsuńTo najbardziej niezwykła Królewna! Oczarowała mnie już przy pierwszym spotkaniu, które wiązało się dla mnie z ogromnym stresem - po raz pierwszy podjęłam się pracy z dzieckiem, o której zawsze marzyłam. Na akceptację Królewny czekałam całe dziesięć miesięcy, które zarówno dla Niej, jak i dla mnie nie były łatwe. Pierwszy uśmiech na twarzy Królewny w odpowiedzi na mój głos pojawił się, gdy przebywała już u Sióstr. Tego momentu nigdy nie zapomnę. Myślę, że Nasze relację już dawno przestały funkcjonować na poziomie pacjent-terapeuta. Mimo, że Jej droga od początku była obciążona Królewna miała równocześnie masę szczęścia :) Trafiła na WSPANIAŁYCH LUDZI, których bardzo podziwiam. To dzięki Nim poznała czym jest miłość i bezpieczeństwo.
OdpowiedzUsuńDziękuję Natasza za miłe słowa. Zazdroszczę Ci tego uśmiechu Królewny.
OdpowiedzUsuńJej uśmiech w odpowiedzi na mój głos skończył się w momencie gdy od nas odeszła.
Smutno mi.