Irokeza odebraliśmy ze szpitala (w
którym się urodził) w siódmym dniu życia. Był chłopcem zdrowym
i nad wyraz rozgarniętym. Niemal od samego początku rozglądał się
dookoła, wodził wzrokiem za poruszającymi się osobami. To było
niesamowite – tak małe dziecko najczęściej patrzy „tępo”
przed siebie. Już wówczas „zapowiadał” się na geniusza.
Wiedzieliśmy, że długo u nas nie
pobędzie, tym bardziej, że jego mama zrzekła się praw do chłopca.
Niestety jest to bardzo smutna historia. Tata Irokeza zmarł kilka
miesięcy wcześniej. Mieli już jednego synka. Mama chłopca mówiła,
że nawet gdy byli razem, było ciężko finansowo (mimo, że
obydwoje mieli pracę). Po śmierci męża pieniędzy ledwo starczało
na życie, a na wsparcie ze strony rodziców czy teściów liczyć
nie mogła. Doskonale zdawała sobie sprawę, że utrzymanie dwójki
dzieci przerasta jej możliwości finansowe.
Będąc w ciąży postanowiła zapewnić
swojemu synkowi lepsze życie. Wiedziała, że istnieje coś takiego
jak opieka społeczna, że będzie mogła liczyć na zasiłek, że
„na siłę” da się (jak mówiła) „przebiedować”. Jednak
zapragnęła dla Irokeza czegoś więcej – dlatego postanowiła
pozwolić mu odejść.
W dzisiejszym artykule wrócę do
pierwotnej formy, zebrania korespondencji mailowej i opinii pisanych
dla PCPR-u.
Dzień 1
Dzisiaj mamy wielkie zmiany (dotyczące
wszystkich dzieciaczków).
Odebraliśmy Irokeza ze szpitala. W
związku z tym Chapic poszedł do łóżeczka Hawranka a Luzak do
łóżeczka Chapicka (obydwaj teraz śpią razem ze mną w pokoju -
narazie jest cisza). Majka stara się ogarnąć Irokeza, podobno jest
"trudny" (tak mówiły pielęgniarki w szpitalu), ale póki
co ładnie śpi i wieczorem też nie było źle.
Pies też trochę się "gubi",
bo czuje nowy zapach a nie może polizać. Przez pierwsze dni pobytu
każdego dziecka w naszej rodzinie, staramy się ograniczać kontakty
z psem – i tak jego organizm (dziecka) musi się zmierzyć z dużą
ilością „nowych” bakterii (których do tej pory nie znał).
Dzień 9
Odwiedziła nas mama Irokeza.
Niestety nie miałem przyjemności jej poznać (bo byłem w pracy),
ale na Majce zrobiła bardzo dobre wrażenie. Przyszła pożegnać
się z synkiem. Maja proponowała jeszcze spotkanie gdy chłopiec
będzie odchodził do rodziny adopcyjnej, ale powiedziała, że tego
nie chce. Nieśmiało zapytała, czy mamy bransoletkę, którą dzieciom zakłada się przy porodzie. Majka dała jej ją na pamiątkę - łzy lały się z obu stron.
Pytała czy my mamy jakiś wpływ na wybór „nowych rodziców”. Tak nie jest. Przychodzą rodzice, którzy w danym momencie są pierwsi na liście.
Pytała czy my mamy jakiś wpływ na wybór „nowych rodziców”. Tak nie jest. Przychodzą rodzice, którzy w danym momencie są pierwsi na liście.
Z naszej strony możemy tylko
obserwować proces zapoznawania się z dzieckiem i w razie gdyby były
jakieś niepokojące symptomy (wybitnie nie „iskrzyłoby” między
dzieckiem a rodzicami), możemy to zgłosić do ośrodka adopcyjnego
– czyli mamy takie „małe prawo veta”.
Myślę jednak, że gdyby mama Irokeza
zobaczyła Dakotę i Paco (jego nowych rodziców), to byłaby
szczęśliwa.
Dzień 17
Od czterech dni mamy Smerfetkę
(aktualnie ma pięć dni).
W ciągu dnia śpi w jednym łóżku (a
w zasadzie kołysce) z Irokezem – na „waleta”.
Dzieci są bardzo podobne, odróżniam
je głównie po kolorze smoczka – Irokez ma różowy.
Dzień 36
IROKEZ: O jego mamie nie będę pisał,
bo z nią Pani rozmawiała. Nie miałem przyjemności jej poznać,
ale decyzja, którą podjęła, wzbudza u mnie ogromny szacunek dla
jej osoby. Sam Irokez jest chłopcem nad wyraz rozwiniętym, więc
szybko znajdzie nowych rodziców. Dzisiaj "puszczał bąbelki",
więc albo zaczyna ząbkować, albo Majka niedokładnie wypłukała
butelkę po umyciu.
Dzień 40
Zacznę od wcielenia się w Jerzego
Urbana z lat 80-tych. Muszę sprostować kilka spraw, o których
pisałem wcześniej (jak tego nie zrobię, to Maja nie da mi
spokoju).
...
Mam nadzieję, że niczego nie pomyliłem, bo inaczej będę musiał jutro pisać dementi do dementi.
I jeszcze jedno - Majka z pewnością dobrze płucze butelki (czyli Irokez ząbkuje, bo "pieni się" do dzisiaj).
...
Mam nadzieję, że niczego nie pomyliłem, bo inaczej będę musiał jutro pisać dementi do dementi.
I jeszcze jedno - Majka z pewnością dobrze płucze butelki (czyli Irokez ząbkuje, bo "pieni się" do dzisiaj).
Dzień 49
Ocena rozwoju dziecka
na podstawie obserwacji opiekunów.
Irokez
jest dzieckiem zdrowym. Jego mama postanowiła aby chłopiec został
adoptowany, ponieważ ma już jedno dziecko, jest samotna,
niezamożna. Do tego pozbawiona jest wsparcia ze strony rodziny.
Bardzo pragnie aby jej synek był w życiu szczęśliwym człowiekiem,
miał wspaniałe dzieciństwo – stąd taka jej decyzja. Chłopiec
jest u nas prawie od urodzenia. Od samego początku wydawał się
wyjątkowo rozwinięty. Naszą opinię potwierdził również lekarz
rodzinny.
Wykaz umiejętności
dziecka:
- Irokez ma bardzo dobrze rozwinięty wzrok. Już od drugiego tygodnia życia zaczął wodzić oczami za osobami, które były w jego pobliżu. W tej chwili leżąc w bujaczku, potrafi śledzić wzrokiem osobę chodzącą po pokoju. Zwraca też uwagę na pokazywane mu zabawki.
- Ma doskonały słuch i potrafi „szukać wzrokiem” źródła dźwięku.
- Leżąc na brzuchu potrafi wysoko (na kilka centymetrów) podnieść głowę i ramiona. Jednak nie za bardzo lubi pozostać w takiej pozycji na dłużej.
- Jest dzieckiem bardzo ruchliwym. Nie można go zostawić samego na przewijaku, ponieważ istnieje obawa, że może się przekręcić i uciec. Położony na boku, umie już przewrócić się na plecy.
- Lubi słuchać, wnikliwie przygląda się twarzy opiekuna a nawet reaguje mimiką w odpowiedzi na różne zachowania (śmiesznie wygląda gdy marszczy czoło).
- Uśmiechać zaczął się już w pierwszym tygodniu życia. W tej chwili często odpowiada już uśmiechem na uśmiech. Zdarza się, że zaśmieje się w głos.
- Przyjemność sprawia mu zabawa w „a ku-ku”
- Najlepszą zabawką są aktualnie jego rączki, które chętnie wkłada do buzi.
- Zaczyna wydawać dźwięki. W zasadzie można powiedzieć, że już głuży.
- Postawiony do pionu, całkiem nieźle trzyma główkę.
Myślimy,
że będzie niezłym „kąskiem” dla ośrodka adopcyjnego a swoim
nowym rodzicom przysporzy dużo radości.
Dzień 66
Nadszedł dzień spotkania z rodzicami
adopcyjnymi. Majka ma taką przypadłość, że lubi układać
scenariusze takich spotkań. Buduje napięcie zupełnie jak w filmach
Chitchcocka.
W związku z tym ja poszedłem z
Irokezem na piętro. Gdy przyjdą, miałem zejść z chłopcem i
oddać go w ręce nowej mamy. Zadaniem Majki było zagajenie,
zrobienie kawy i otaksowanie nowych rodziców. Po kilku minutach
zadzwoniła do mnie (od czasu jak zmieniliśmy taryfę na darmowe
rozmowy do wszystkich, rozmawiamy z sobą przez telefon).
Schodzę na dół i … konsternacja.
Jeden facet i dwie kobiety. Do tego obydwie młode. Myśl leciała z
szybkością światła, ale nic to nie pomogło. Myślałem sobie:
może siostry, a może jedna to koleżanka, ale kto jest kim –
której mam dać dziecko na ręce. Cały plan „wziął w łeb”.
Jednak chyba zobaczyli moje zmieszanie,
ponieważ jedna z pań przedstawiła się, że jest z ośrodka
adopcyjnego (zupełnie zapomniałem, że taka osoba jest zawsze na
pierwszym spotkaniu).
Następnym razem dam dziecko nowemu
tacie, pewnie by się ucieszył.
Tak więc Irokez poznał swoich nowych
rodziców – Dakotę i Paco.
Miał niewiele ponad dwa miesiące,
więc miało to dla niego niewielkie znaczenie, ale dla nich było
niesamowitym przeżyciem.
Rodzice adopcyjni nie wiedzą jak
będzie wyglądało ich dziecko. Mają tylko jego ocenę, dotyczącą umiejętności i stanu zdrowia. Być może pytają panią z
ośrodka adopcyjnego: „jak wygląda?”, ponieważ ta zawsze kilka dni wcześniej
przychodzi do nas na wywiad. Ale co biedna ma powiedzieć, jak
dokładnie opisać wygląd – pewnie zawsze mówi, że jest to
„śliczny maluszek”.
Zresztą dla nas (dla Majki i dla mnie)
pierwsze spotkanie z rodzicami, też jest przeżyciem. Przed
spotkaniem, zawsze sobie obiecuję, że zwrócę szczególną uwagę
na zachowanie rodziców – czy drgnie powieka, zatrzęsą się ręce.
W końcu o wszystkim zapominam i chyba to mi ręce trzęsą się
najbardziej.
Ustaliliśmy, że Dakota i Paco mogą
przychodzić w odwiedziny do Irokeza według własnego uznania. W
przypadku tego chłopca nie było konieczności spotykania się
prawie codziennie, jak to miało miejsce z Hawrankiem. Jednak nie
mogli wytrzymać – byli prawie codziennie. Odchodząc czuli, że opuszczają własnego synka.
Dzień 72
IROKEZ - jest "wulkanem" pod
każdym względem (emocjonalnym, intelektualnym, społecznym). Tylko
"niemoc fizyczna" nie pozwala mu dorównać Luzakowi czy
Chapickowi. Dobrze, że wkrótce odchodzi, bo być może musiałbym z
nim rozwiązywać równania różniczkowe.
Rodzice adopcyjni go odwiedzają , są
bardzo sympatyczni - teraz wszystko zależy od "szybkości"
sądu.
Dzień 79
Irokez - bez zmian - dziecko idealne.
Dzisiaj miałem pokaz kąpieli. Dakota (nowa mama) chciała zobaczyć
cały rytuał (Paco ma zapalenie gardła, więc siedział w
samochodzie). Najciekawsze było, gdy doszliśmy do smarowania buzi
kremem. Irokez zamiast się rozpłakać (jak zawsze), tryskał
radością, śmiał się w głos. No i padł cały mój autorytet,
bo uprzedziłem, że będzie krzyk.
Dzień 92
Po prawie miesiącu oczekiwań, sąd
wyraził zgodę na tak zwane powierzenie pieczy. Irokez mógł już
zamieszkać z nowymi rodzicami, a rozprawa dotycząca przekazania w
adopcję odbyła się dwa miesiące później. Dzień, w którym
dzieci od nas odchodzą jest zawsze pełen „emocjonalnych
sprzeczności”.
Mimo, że chłopiec był u nas
stosunkowo krótko, to jednak był od noworodka – a to bardzo
zbliża.
Na szczęście radość Dakoty i Paco
skutecznie zagłuszyła nasz smutek.
Ciąg dalszy ...
Do dzisiaj mamy kontakt z Irokezem i
jego rodzicami. Czasami zadzwonią lub przyślą nam zdjęcie
chłopca. Dwa razy zdarzyło nam się spotkać.
Chłopak cały czas jest „do przodu”.
W wieku 6 miesięcy tak „zapychał” po podłodze (pełzając), że
nawet jego osobisty pies miał problemy aby go dogonić.
Kiedyś doszły mnie „słuchy”,
że być może za jakiś czas może w ich rodzinie pojawić się
Tavishi. Irokez z pewnością ucieszyłby się z obecności siostry.
Ale może to tylko plotki.
Gdy w naszym domu pojawiają się kandydaci na rodziców dla naszych maluchów emocje, aż kipią.Byłam pielęgniarką i miałam przyjemność uczestniczyć w porodach. Dla mnie gdy przedstawiam malucha jego nowym rodzicom emocje są takie jak gdybym podawała noworodka zaraz po porodzie jego mamie.Gdy widzę zachwyt,miłość i czułość na twarzach rodziców zawsze się wzruszam i łezka w oku się kręci.Tak było i tym razem...Ach może za miękka jestem do tej "roboty".
OdpowiedzUsuńWspaniale jest czytać historię naszego Synka (z naszego punktu widzenia jest o to historia ze szczęśliwym zakończeniem). Dzień, w którym przyjechaliśmy do Waszego domu by go poznać był jednym z najszczęśliwszych dni w naszym życiu i nigdy go nie zapomnimy (szczególnie, że to był Dzień Ojca). Czujemy się niesamowitymi szczęściarzami, że Irokez był nam przeznaczony, pokochaliśmy go od pierwszego przytulenia, jest niezwykły, nasz ciekawy świata „mały odkrywca”, nie ma dnia, żeby nas nie zaskoczył. Maja i Pikuś dziękujemy Wam za to, że byliście jego rodziną, dopóki My się nie pojawiliśmy; otaczacie dzieci miłością i ciepłem (pamiętam jak wracając do domu po pierwszym spotkaniu u Was byliśmy spokojni, bo zobaczyliśmy że nasz Synek ma wspaniałą opiekę, stwierdziliśmy wtedy, że nieważne ile będzie trwał cały proces adopcyjny – przetrwamy go wiedząc, że w domu, w którym aktualnie przebywa jest mu dobrze.
OdpowiedzUsuńPs. 1 Maja – nie jesteś za „miękka”, jesteś wrażliwa i chcesz dla swoich dzieciaczków jak najlepiej! Jesteś właściwą osobą na właściwym miejscu, nie zmieniaj się!
Ps. 2 Pikuś – to co napisałeś w części 3 opinii o tym co lepsze dla dzieci czy pozostanie w rodzinie biologicznej za wszelką cenę czy oddanie dzieci nowej rodzinie –zgadzamy się z Tobą w 100 %, najważniejsze jest dobro dzieci. W naszym mniemaniu matka biologiczna Irokeza kierowała się dobrem dziecka, bardzo ją za to szanujemy, nie mamy prawa oceniać jej decyzji – myślę jednak i też chcę wierzyć, że była to decyzja trudna, ale dogłębnie przemyślana – nie mogło być inaczej, matka biologiczna miała na jej podjęcie, zmianę kilka miesięcy.
Ps. 3 Pikuś – nasze pseudonimy (szczególnie Irokez – trafiony w 10) bardzo nam przypadły do gustu, nie będziemy wnioskować o ich zmianę!!!
Dziękujemy!!!
Dziękujemy. Pięknie napisaliście. I znowu łzy pociekły. Nie zmienię się bo nie jest to w mojej mocy, ale beksa jestem że ho, ho.
OdpowiedzUsuńMaja, przecież bez emocji, tobyś robotem była, a te i owszem, średnio nadają sie do " tej roboty".
OdpowiedzUsuńPopieram rodziców Irokeza, że jesteś właściwym osobnikiem ( osobniczką raczej) do sprawowania opieki nad maluchami.
Ps. Łzy wzruszenia, to dobre łzy. W przypadku nadmiaru zawsze można zebrać i zasuszyć. Trochę soli będzie. Więc i korzyść dodatkowa.
Żartuję oczywiście.
Rodzicom Irokeza życzę pociechy z Młodego. Niechaj rośnie Wam zdrowo.
Ps. Czy Irokez nosi irokeza?
Pozdrawiam Pikusia i wszystkich,
Nikola
Bardzo przyjemnie czyta się Twoje wpisy. Ktoś kiedyś napisał, że są chaotyczne,
OdpowiedzUsuńosobiście się z tym nie zgadzam. Być może nie każdy nadąża za Twoją myślą,
która leci z prędkością światła, he he. Bardzo mnie to rozśmieszyło.
Oczywiście żartuję, mam nadzieję, że ANONIMOWY się nie obrazi. Chcę tylko powiedzieć, że każdy ma inną wrażliwość na odbiór tekstu.
Jednemu się podoba innemu nie.
Ale interesuje mnie coś innego. Mogę zrozumieć kobietę, instynkty macierzyńskie
i te rzeczy. A Ty i inni tatusiowe zastępczy? Co musi mieć w sobie facet aby móc
wychowywać obce i często niełatwe dziecko?
Mało testosteronu ...?
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, to taki głupi żart po północy. Mam nadzieję, że też nie poczułaś się urażona.
Bardzo dobre pytanie, do tego bardzo trudne i niestety obawiam się, że nie jest to pytanie retoryczne. Czuję się w jakiś sposób zobowiązany, aby na nie odpowiedzieć. Jest to temat,
z którym nie raz musiałem się zmierzyć, chociaż z reguły zaczynał się od słów "jakie są twoje motywacje". Postaram się trochę go rozwinąć - może w czwartek wieczorem.
Ale na tą chwilę, mogę stwierdzić, że jestem zupełnie normalnym facetem (chociaż może tylko tak mi się wydaje). Wielokrotnie różne osoby zadawały mi podobne pytanie, chociaż czasami brzmiało ono: "co ciebie tak popierdoliło?". Jak zwał tak zwał - sens jest taki sam.
Zwracam się do Ciebie jak do kobiety, chociaż prosta analiza tego co napisałaś, nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Jednak głębsza interpretacja tekstu pozwoliła mi stwierdzić , że jednak jesteś z Wenus.
Tak się składa, ze jednak jestem z Marsa, mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza.
OdpowiedzUsuńPewnie większość Twoich czytelników to dziewczyny, cóż taki temat.
Moja żona od jakiegoś czasu namawia mnie na zostanie rodziną zastępczą. Nie wiem czy tego chcę i czy jestem na to gotowy. Sporo czytam na ten temat i trafiłem też na tego bloga.
Czekam do czwartku.
No to sytuacja się komplikuje. Nie dlatego, że jesteś z Marsa (w końcu ja też jestem), ale
OdpowiedzUsuńże będę się musiał bardziej "przyłożyć" do odpowiedzi na Twoje pytanie - więc mogę się nie
"wyrobić" na czwartek, chociaż spróbuję.
Jak możesz, to napisz o jaką rodzinę zastępczą chodzi (do której przekonuje Cię Twoja żona), bo może to być zwykła rodzina zastępcza (gdzie możesz zając się jednym dzieckiem), rodzina zawodowa (przynajmniej 3 sztuki), rodzina specjalistyczna (tak samo), rodzinny dom dziecka (tutaj chyba już minimum 7 dzieci) lub tak jak my pogotowie rodzinne. Każda forma to zupełnie inna specyfika pracy i potrzebne są różne predyspozycje rodziców zastępczych.
Jeżeli nie chcesz pisać tutaj na forum, to mój adres mailowy pikusincognito@gmail.com jest do dyspozycji.
A jeżeli chodzi o podejrzewanie Ciebie o bycie dziewczyną, to teorię tą wysnułem na podstawie stwierdzenia, że rozumiesz kobiety.
Ja Majkę znam już prawie trzydzieści lat i wprawdzie potrafię przewidzieć pewne jej reakcje i zachowania, to chyba nie mógłbym powiedzieć, że ją rozumiem. Ale może to i dobrze, gdyby wszyscy byli tacy sami, to życie byłoby nudne.
poznałeź Majke w przedszkolu czy taki stary jesteś
OdpowiedzUsuńNo niestety, taki jestem stary ... Ale doceniam szczerość.
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie dodać swoje "trzy grosze". Moja wersja jest taka, że byłam takim trochę wyrośniętym przedszkolakiem:-)
OdpowiedzUsuńA prawda jest taka, że w tym roku "stuknęło"nam 25 lat małżeństwa, ale starzy się nie czujemy.
a zdjęcie profilowe
OdpowiedzUsuńNo co ty? Ten przystojniak na zdjęciu to nie ja.
OdpowiedzUsuńJa przecież jestem Incognito.
Oj Pikuś, Pikuś, ale z ciebie kłamczuszek.
OdpowiedzUsuńW filmach Hitchcocka nie Chitchcocka:)
OdpowiedzUsuńCzytam twój blog teraz w 2019 r. i dziękuję bardzo za niego!
Jestem od kilku miesięcy niezawodowa rodzina zastępczą. Mój PCPR chce mnie wysłać na zawodową a nawet trochę mnie przymusić do bycia pogotowiem jak wy. I tak tutaj trafiłam:) Pozdrawiam!!!
No fakt. Chłopak miał pecha, że nazywał się Hitchcock. Gdyby to był Smith, to pewnie bym napisał poprawnie :)))
UsuńAle co do rodziny zawodowej. Dla mnie PR jest jedyną akceptowalną formą zawodowstwa.
Od początku wiem, że rozstanie nastąpi i być może psychicznie się do tego cały czas przygotowuję (chociaż z Ploteczką na pewno będzie trudno). Nie oznacza to, że jakoś inaczej patrzę na nasze dzieci zastępcze. Bardziej przekłada się to na sam proces odejścia. Rodziców adopcyjnych (zastępczych, a nawet biologicznych) traktuję jak sprzymierzeńców, jak kogoś kogo chcę wspierać. Proponowano nam kiedyś pozostanie RDD. Nie potrafiłbym powiedzieć 18-latkowi „to teraz radź sobie sam”.
Wiem też, że w przypadku trudnego dziecka (choćby przykład Kapsla), jestem gotowy zacisnąć zęby nawet na te dwa lata. Co by było, gdyby miał on zostać z nami już na zawsze?