Nie planowałem dzisiaj pisać o czymkolwiek. Jednak siedzę samotnie, ni to w pracy, ni to opiekując się dziećmi i dumam. W zasadzie to jestem jednocześnie w pracy (tyle, że zdalnej i nikt do mnie nie dzwoni) i mam pod opieką dzieci (ale poszły spać). Majka zabrała Rambo, Stokrotkę i pojechała na spotkanie z „biologią”. Paprotka z reguły śpi długo, a maluchy są na tarasie, co też sprzyja wyciszeniu. Mam więc czas.
Rambo
Chcesz spać w pokoju z ciocią i Blanką, czy z wujkiem i Stokrotką?
- Z wujkiem.
- Ma ciebie kąpać ciocia, czy wujek?
- Wujek.
- Idziesz z ciocią na rower, czy z wujkiem do pracy w ogrodzie?
- Z wujkiem.
Jeszcze się poznajemy. Chłopiec jest niesamowicie miły, ciągle uśmiechnięty (choć wiemy, że wcale nie jest mu do śmiechu) i natychmiast spełnia każdą naszą prośbę. Musimy więc uważać co mówimy, tym bardziej, że również nas rozlicza z każdego wypowiedzianego zdania. Gdy po tygodniu wreszcie zgodził się umyć głowę (podobno się bał), a ja nieopatrznie stwierdziłem: „Tak dobrze poszło, że teraz możemy myć głowę codziennie”, to teraz mam za swoje. Każdego wieczora mi przypomina: „Jeszcze głowa”.
Rambo nie potrafi bawić się zabawkami. Ciągle tylko łazi i sprząta. Jego mama mówi, że to jest jego forma zabawy. Ma to w genach po ojcu. Musimy więc chować przed nim wszystkie szczotki, zmiotki, szmatki, płyny do czyszczenia, bo „leci na miotle” równo. Chyba nie jest to normalne. Mocno się zastanawiam, czy to nie jest przypadkiem tak, jak z tym odśnieżaniem pokoju, w którym ciągle pada. Ale czy to możliwe? Chłopiec ma dopiero pięć lat.
Na razie to tyle w temacie "Rambo".
Iskierka
W zasadzie nie mam w zwyczaju rozpisywać się o dzieciach, które już z nami nie mieszkają. Tym razem też tak będzie.
Paprotka
Mamy już kwalifikację (to znaczy Paprotka ją ma). Jakie to wszystko dziwne. Paprotka, niczego nieświadoma, śpi w najlepsze. Ja na luziku popijam południową kawę. A tam, kilka kilometrów dalej, dwoje ludzi przegląda dokumentację dziewczynki. Dostaną jeden dzień na podjęcie decyzji.
Chapic
Historia tego małego (już) Włocha nieodparcie ukazuje mi różnice pomiędzy adopcją polską a włoską. Majka ma wśród znajomych (na FB) chyba wszystkich rodziców adopcyjnych naszych byłych dzieci zastępczych. Ale tylko Francesca tak otwarcie opisuje swoją rodzinę, nawet w pewien sposób chwaląc się tym, że Chapic jest adoptowany, że miał inną rodzinę, że ma swoją historię. Polscy rodzice bardzo starają się naturalizować adopcję. Myślę jednak, że to nie o nich chodzi. Jesteśmy społeczeństwem, które powinno rodzić się bez palca wskazującego.
„To było 10 maja 2016 r. Przejechałam 1800 km z sercem w dłoni, nie będąc nigdy tak podekscytowaną. To był dzień, na który czekaliśmy od lat, a Ty byłeś tam, nieświadomy bohater tej podróży. Przypominam sobie ręce tych, którzy się Tobą zaopiekowali, zanim my przyjechaliśmy. Tak, pamiętam jak robiliśmy zwyczajne zdjęcie, z oczami spuchniętymi z radości, przyklejonym uśmiechem... i mocno ściskające się nasze ręce.
„Era il 10 maggio 2016. Mi ero fatta 1800 km con il cuore in mano ma non ero mai stata così presente a me stessa. Era il giorno che avevamo aspettato da anni e tu eri lì, inconsapevole protagonista di un viaggio.
Jeszcze piąte mgnienie wiosny
To wiadomość dosłownie sprzed chwili. Jedenastodniowa Mirabelka urodzona na trzech promilach. Majka właśnie zadzwoniła:
Bierzemy?
- Bierzemy.
Nie przypuszczałem, że pustka po Bliźniakach zapełni się aż tak szybko.
och och dziękuję! warto było odświeżać, lecę czytać :-)
OdpowiedzUsuńMoże Pikuś częściej powinien zostawać z dziećmi, to świeże posty byłyby jak świeże bułki - codziennie ��
OdpowiedzUsuńMaja - doskonała koncepcja ;-)
UsuńAch, jak lubię raz na jakiś czas poczytać sprawozdanie, co u kogo słychać! Dziękuję Ci, Pikuś, za to.
OdpowiedzUsuńBeza
Wow! Jeden dzidziuś out a drugi wchodzi.... powodzenia dla paprotki:)
OdpowiedzUsuń