Nadszedł
czas na wykorzystanie imienia Asteria (które jakiś czas temu na chwilę się tutaj pojawiło). Za genezę tego imienia
proponuję przyjąć skojarzenia Nikoli, według której ma ono
pochodzenie od „dzieci-kwiatów”. W tym kontekście jak
najbardziej pasuje ono do niebieskookiej, drobnej blondyneczki.
Mitologiczne konotacje raczej odpadają – po prostu nie pasują do
tak sympatycznej ośmiolatki jaką była Asteria.
Dziewczynka
została przywieziona przez policję z interwencji. Jest to kolejny
przypadek dziecka cierpiącego na skutek uzależnienia swojej mamy od
alkoholu. Jak już wielokrotnie bywało, w tym przypadku również
mieliśmy nadzieję, że odebranie dziecka będzie dla jej mamy takim
wstrząsem, że szybko uda jej się uporać ze swoim problemem. Nasze
nadzieje miały uzasadnienie w tym, że na dobrą sprawę nie było
mowy o alkoholiźmie a tylko o nadużywaniu alkoholu. Niestety skoro
była jedynym opiekunem dziewczynki, nawet pojedyncze „wyskoki”
nie mogły mieć miejsca.
W tym
momencie chciałbym wtrącić kilka zdań na temat picia alkoholu
przy dzieciach, o czym kiedyś nie miałem „zielonego pojęcia”.
Dzieci
nie mogą przebywać w towarzystwie osób, wśród których nie
znajdzie się ani jedna zupełnie trzeźwa, która chociaż
teoretycznie bierze na siebie za nie odpowiedzialność. Nam w
przeszłości też zdarzały się spotkania towarzyskie, na których
bywało że nie było ani jednej osoby bez promili (co nie
znaczy, że ktokolwiek był pijany). Pamiętam takie wakacje, na
które pojechaliśmy z kilkoma znajomymi rodzinami. Wieczory
spędzaliśmy śpiewając, rozmawiając. Szlagierem była wówczas
kawa z bitą śmietaną i alkoholem (przyrządzana w takim specjalnym
urządzeniu). Oczywiście każdy chciał spróbować. Problemem było
to, że mieliśmy pod opieką 8,5 dzieci – jedno było tak małe,
że nazywaliśmy je „połóweczką”. Gdyby wówczas ktoś wezwał
policję (z byle powodu – że na przykład za głośno śpiewamy),
to nasze dzieci mogłyby trafić przynajmniej na dobę do jakiejś
rodziny zastępczej.
Oczywiście
policja w większości przypadków nie jest nadgorliwa i jak widzi
całkiem zwyczajnych ludzi lekko „wstawionych”, to od razu nie
przysyła radiowozu. Jednak trzeba się liczyć z tym, że konieczne
będzie natychmiastowe znalezienie jakiejś opiekunki do dziecka (co
na takich wakacjach nad morzem, może nie być łatwe).
Jaki
z tego wniosek? … trzeba śpiewać cicho.
Wracając
do mamy Asterii.
Krótko po tym jak dziewczynka znalazła się w
naszym pogotowiu, mama zapisała się na terapię uzależnień. Nie był
to jakiś ośrodek zamknięty, ponieważ co jakiś czas odwiedzała
córkę w naszym domu.
Rozprawa
została wyznaczona za cztery miesiące. Majka również została na
nią „zaproszona”, chociaż obecność rodziców zastępczych
jest raczej rzadkością.
Terapia
mamy została zakończona pomyślnie, więc praktycznie wszyscy byli
przekonani, że „mała” wróci do domu.
Niestety
rozprawa się nie odbyła … zabrakło najważniejszej osoby –
mamy Asterii. Po kilku dniach się dowiedzieliśmy, że „poszła w
tango”. Podobno nie wytrzymała presji.
Od
tego czasu sytuacja zaczęła się komplikować - pojawił się tata
Asterii. Wprawdzie wcześniej kilka razy był u dziewczynki w
odwiedzinach, ale nigdy nie było mowy, że chciałby aby zamieszkała
razem z nim.
Teraz
może trochę o samej Asterii.
Z
pozoru jej przybycie do nas było bardzo spokojne. Nie było wielu
łez.
Staraliśmy
się w tym pierwszym okresie nie zostawiać jej samej ze swoimi
myślami. Majka wymyślała więc rozmaite gry, konkursy, quizy. Moim
zadaniem było „zamęczyć” ją fizycznie. No to robiliśmy
pompki, brzuszki, nauczyła się „nietoperka” przy drabince.
Lubiła to. Wieczorami czytałem jej bajki na dobranoc.
Jednak
mimo wszystko rozłąka z mamą była dla niej ogromnym przeżyciem.
Przede wszystkim jadła ogromne ilości każdego rodzaju pożywienia.
Był to chyba pewnego rodzaju „środek przeciwbólowy” (jeść,
aby nie myśleć). Z pewnością nie było to celowe – organizm (a
właściwie psychika) sam się bronił. Mniej więcej po miesiącu,
gdy poczuła się u nas bezpiecznie, wszystko minęło. Wręcz
okazało się, że jest mrzygłodem i trzeba było ją z kolei
zachęcać do jedzenia.
Ale w
sytuacjach stresowych (np. przed kolejnymi rozprawami) zaburzenia
jedzenia nawracały. Było widać, że dziewczynka desperacko
poszukiwała przewidywalności, spokoju.
Oznaką
jej wewnętrznego zagubienia było też to, że nie pytała o mamę,
a nawet w którymś momencie zapytała Majkę, czy może do niej
mówić „mamo”. Maja starała się jej wytłumaczyć, że ma
swoją mamę i gdyby do niej mówiła „mamo”, to jej prawdziwej
mamie pewnie byłoby przykro.
Ale jeżeli chce tak mówić lub czasami jej się "wymsknie", to nie ma najmniejszego problemu.
Na dobrą sprawę nie trzeba było Asterii tego długo tłumaczyć. Dla niej ważne było, że poczuła się tu dobrze, bezpiecznie. Wiedziała co będzie jutro, pojutrze i za tydzień (dotychczas już kilka razy zmieniała szkoły, mimo że była dopiero w drugiej klasie).
Ale jeżeli chce tak mówić lub czasami jej się "wymsknie", to nie ma najmniejszego problemu.
Na dobrą sprawę nie trzeba było Asterii tego długo tłumaczyć. Dla niej ważne było, że poczuła się tu dobrze, bezpiecznie. Wiedziała co będzie jutro, pojutrze i za tydzień (dotychczas już kilka razy zmieniała szkoły, mimo że była dopiero w drugiej klasie).
Tata
Asterii zaczął odwiedzać dziewczynkę coraz częściej. Na dobrą
sprawę przyjeżdżał co tydzień, choć miał do przejechania
kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę.
Niestety
wojna między nim, a jego byłą żoną rozgorzała na dobre. Był to
bardzo dziwny związek. Miłość i nienawiść były w jednym worku.
Ona wytoczyła mu sprawę o znęcanie się fizyczne i psychiczne (gdy
jeszcze byli razem). Próbowaliśmy delikatnie podpytać Asterię,
czy coś pamięta. Powiedziała, że tylko raz widziała, jak tata
leżał na mamie (nie wiemy co dokładnie widziała, ale może akurat to
znęcanie sprawiało mamie przyjemność).
Mimo
rozpoczętego procesu, nie przeszkadzało im to nadal się spotykać
i spędzać z sobą nawet po kilka dni. Raz nawet razem przyjechali w
odwiedziny do dziewczynki. Pamiętam, że wówczas byliśmy bardzo
zaskoczeni. Nawet uznaliśmy, że może od tego momentu coś w ich
życiu się zmieni – niestety sielanka trwała niecały tydzień.
Jak
zwykle bywa w takich sytuacjach, najbiedniejsze jest dziecko. Asteria
„gubiła” się w tym czego chce, co czuje, co powinna zrobić.
Raz chciała się spotykać z tatą, innym razem nie. Raz kochała
mamę, innym razem nie. Wszystko zależało od tego, który rodzic
ostatnio dzwonił lub ją odwiedził. Niestety rozgrywali „swoją
wojnę”, w której jedynym żołnierzem była Asteria. Nie
potrafiła walczyć sama z sobą. Od któregoś momentu, rozmawiając
przez telefon używała tylko kilku słów: tak, nie, nie wiem, nic.
Pamiętam jak pewnego dnia Asteria była na imieninach u koleżanki.
Była świetna zabawa. Prawdziwa wizażystka robiła dziewczynkom
makijaż. Przebierały się za różne postacie. Była to impreza,
którą każde dziecko zapamiętuje na długi okres. Asteria po
powrocie była podniecona tym co się wydarzyło, opowiadała nam o
wszystkim (była szczęśliwa).
Wieczorem
zadzwonił któryś z rodziców:
- Co dzisiaj robiłaś?
- Nic
Maja wielokrotnie rozmawiała z rodzicami Asterii i prosiła, aby nie wciągali jej w swoje sprawy i rozmawiając z nią przez telefon wzajemnie się nie oczerniali. Na niewiele się to zdało. Niestety musieliśmy ograniczyć rozmowy do ustalonych godzin i do tego w trybie głośnomówiącym.
Asteria
była bardzo pomocnym dzieckiem. Lubiła pomagać w kuchni, chętnie
robiła kawę, czy herbatę. Była to dla niej forma zabawy, czymś
co kojarzyło jej się z przyjemnością. Gdy mieszkała z mamą (a
wcześniej jeszcze z tatą) prace domowe były chwilami, które
spędzali razem. Później każdy zajmował się sobą - a w każdym
razie nie nią. Gdy do nas przyszła znała tylko jedną grę – w
„chińczyka”. Za to kawę robiła świetnie.
Po
kilku miesiącach pobytu u nas, wiadomo już było, że dziewczynka
nie wróci do mamy, bo ta „popłynęła” na dobre. Skończyły
się odwiedziny, telefony – dziecko przestało dla niej istnieć.
Problemem
było, czy Asteria pójdzie do taty, czy może do cioci, która
złożyła wniosek o ustanowienie jej rodzicem zastępczym.
Na
tacie cały czas „wisiało” niezakończone postępowanie o
znęcanie się nad mamą. Do tego mieszkał samotnie, często
wyjeżdżał w delegacje. Na dodatek ciocia starająca się o
zabranie Asterii była z „drugiego obozu”, co jeszcze bardziej
„dolewało oliwy do ognia”. Sprawa komplikowała się coraz
bardziej.
W
pewnym momencie Asteria zapytała nas, czy mogłaby zostać u nas na
zawsze …
Było
to w czasie, gdy mieliśmy jeszcze dwójkę innych maluchów. Asteria
nie była więc już w centrum zainteresowania, tak jak na początku.
Musiała dzielić się z nimi naszym czasem.
Ale
nie bardzo jej to przeszkadzało – lubiła nawet zajmować się
niemowlakami.
Czasami
miałem wrażenie, że wystarcza jej po prostu być z nami.
Zdarzało
się, że przychodziła do pokoju, w którym pracowałem
- Wujku, mogę tu posiedzieć?
- Ale teraz nie mogę się tobą zająć bo pracuję, idź do cioci to sobie zagracie w jakąś grę.
- Nie chcę w nic grać, chcę tylko sobie tutaj posiedzieć.
No i
tak siedziała czasami kilkadziesiąt minut. Ale chyba nie był to
jakiś „protest-song”, po prostu tak lubiła.
Asteria
nie mogła się nadziwić, że można mieć w domu książki.
Myślała, że książki są tylko w szkole. Niestety miała pecha,
bo Majka uwielbia czytać. No to ją gnębiła tym czytaniem każdego
dnia.
Kiedyś
Maja zapytała Asterię, co jej się u nas nie podoba. Długo
myślała, w końcu stwierdziła, że to, że musi codziennie czytać.
Ale Majka była surową ciocią zastępczą – nie odpuszczała.
Trudno
mi powiedzieć w jakim zakresie „zaraziła” dziewczynkę swoją
pasją do książek, ale ostatniego dnia, gdy od nas odchodziła,
dostała książkę na pamiątkę. Wieczorem zadzwoniła, że już ją
przeczytała. Chyba musiał to być „Janko muzykant”, bo Asteria
raczej nie przekraczała dziesięciu stron dziennie.
Wracając
do pytania Asterii o możliwość pozostania u nas na stałe.
Byliśmy
bardzo zaskoczeni takim obrotem sprawy. Był to jeszcze czas, gdy
tata już się starał o odzyskanie córki a mama jeszcze nie
odpuściła. Było więc to chyba pewną formą buntu wobec tego co
się wokół niej działo. Jednak trzeba było dziewczynce jakoś to
wszystko umiejętnie wyjaśnić. Na szczęście Majka w „te klocki”
jest dużo lepsza ode mnie.
Dzień
ostatecznej rozprawy zbliżał się nieubłaganie. Tata przez kilka
ostatnich miesięcy miał zgodę sądu na urlopowanie dziewczynki. W
związku z tym zabierał ją w każdy piątek i odwoził w niedzielę.
Myślę, że nigdy wcześniej nie spędzali z sobą tyle czasu co w
tym okresie.
Rozmowy
sędziny z Majką (jak by nie było dla sądu były one chyba
najbardziej obiektywne) raczej przekonywały nas, że skłania się
ona ku oddaniu Asterii cioci. Trudno nam było oceniać jakąkolwiek
decyzję, ale wiedzieliśmy, że w takim przypadku tata nie odpuści.
Będzie się odwoływał i wytoczy najcięższe działa, nawet jeżeli
będą one godziły w dobro Asterii.
Stała
się jednak rzecz nieoczekiwana. Ciocia na rozprawie zaczęła się
wahać. I nie chodziło o samo zaopiekowanie się dziewczynką, ale właśnie o potencjalne problemy z jej tatą.
Sprawa
nie została już jednak odroczona – Asteria poszła do taty.
W tej chwili nie
mamy z dziewczynką częstych kontaktów (raz na jakiś czas jakiś SMS
np. z okazji urodzin), chociaż jakiś czas temu Asteria z tatą byli
w pobliżu i „wpadli” na kawę. Majka dostała bukiet kwiatów –
miłe.
Aktualnie dochodzą nas „słuchy”, że mama cały czas pojawia się w życiu
dziewczynki (niestety wraz z alkoholem). Burzliwy związek w jakimś zakresie trwa nadal.
Jaki
wpływ ma to na osobowość dziewczynki?
Nie
nam oceniać.
Co tu komentować, dupek i tyle.
OdpowiedzUsuńKAROLA
KAROLA, nie wiem dlaczego interesują Cię rodzice biologiczni dzieci?
OdpowiedzUsuńPiszesz o swoich kolegach. Irytują Cię, chociaż nie wiem kim oni są
ani kim Ty jesteś.
Nie odniosłaś się nigdy do opisów "nowych tatusiów" naszych dzieci,
choćby Dawida, Paco, Joy-a.
Przyszedł mi pewien pomysł do głowy na następny artykuł.
Trochę karkołomny ... Bądź tu za tydzień o tej samej porze co dzisiaj.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń