Iskierka to ta sama dziewczynka, którą
tydzień temu przedstawiłem w poscie „BUNIA”. Będąc w naszym
pogotowiu rodzinnym była osóbką bardzo stonowaną, nie wdającą
się w żadne swary i bójki z innymi naszymi podopiecznymi. Owszem,
była wesoła i uśmiechnięta, lubiła przebywać w naszym
towarzystwie, ale nie była tak żywiołowa jak inne dzieci w jej
wieku. Wspominamy ją bardzo ciepło (również dlatego, że nie „dawała nam
się we znaki”). Właściwie jedynym zarzutem (o ile tak można
powiedzieć w stosunku do tak małego dziecka) było to, że ni stąd,
ni zowąd wydawała z siebie krótki, ale przeraźliwy krzyk.
Wydawało nam się, że jest to okrzyk radości, jednak nie był on
tolerowany przez inne dzieci (zwłaszcza w nocy), więc Bunia nie
nadawała się na współlokatorkę (musiała spać w osobnym
pokoju).
Ale wracając do imienia. Nie wiem czy
nie popełniłem „faux pas” nazywając ją Bunią. Nie za bardzo
pamiętam bajkę o Gumisiach, ale Bunia raczej kojarzyła mi się z
taką stateczną, dbającą o wszystkich „matką”, robiącą
wiecznie (więc mającą duże pokłady cierpliwości) sok z gumijagód.
Jednak Dawid zaproponował to imię,
jako odzwierciedlające jej obecny temperament..., a ten zdecydowanie
przybrał na sile. W każdym razie w tej odsłonie Bunia będzie
nazywana Iskierką.
Imiona pozostałych bohaterów
pozostają bez zmian, chociaż w przypadku Śnieżki i Dawida jestem
trochę niekonsekwentny. W zasadzie skoro jego nazwałem Dawidem, to
ona powinna być Maria (ale bardzo spodobało mi się Śnieżka).
Mogłoby też być Snow White i Prince
Charming (ale to zbyt trudne do czytania). W zasadzie skoro już
przetłumaczyłem Śnieżkę, to on powinien być Książę z Bajki
(lub Uroczy) ... no ale bez przesady. W każdym razie te imiona są tak zagmatwane jak sama bajka, więc chociaż w tym względzie jest pewna zgodność.
Tak więc rodzice zastępczy Iskierki
to Śnieżka i Dawid, nowy brat to Gusto. Muszę jeszcze wymyślić
jakieś imię dla mamy biologicznej dziewczynki (ponieważ tym razem
wielokrotnie będzie o niej mowa). Niech będzie … Amelia (żeby
nie było żadnych skojarzeń).
Tym razem większość tekstów jest
autorstwa Dawida (przesyłanych mi w postaci maili).
Myślę, że może to być ciekawa
lektura głównie dla osób, które chciałyby zostać rodziną
zastępczą, ponieważ pokazuje pewien proces. Jest to proces
nawiązywania więzi, zakochiwania się w sobie, ale również obaw i
dylematów. Rodzice zastępczy w założeniu są tylko tymczasowymi
opiekunami, ale z drugiej strony „serce nie sługa”.
Opis pierwszego miesiąca pobytu
Iskierki w nowej rodzinie jest w końcowym fragmencie artykułu
„BUNIA”, nie będą go tutaj powielał.
Aby odróżnić teksty Dawida od moich,
jego będą napisane kursywą.
Dzień 35
Iskierka ostatnimi czasy w bardzo
dobrym humorze, non stop wstaje na nogi i to przy różnych meblach,
czasem po prostu chwyta z tyłu za nogawki mnie lub Śnieżkę,
chwila moment i stoi. Od czasu do czasu zdarza jej się też na
sekundę czy dwie stać, tak po prostu stać bez żadnej podpórki
:). Poza tym pokrzykuje nadal, ale mniej niż wcześniej, za to coraz
szerszy wachlarz wszelkiego rodzaju odgłosów i naśladowań
stosuje. Co rusz "odkrywa" nowe pasjonujące zajęcia,
rzeczy które może zrobić ze swoimi rękoma i językiem na
przykład. Sporo gryzie - robi pożytek z zębów kiedy tylko może -
czasem ugryzienia bywają całkiem bolesne, bywa że i ślad zostaje
na palcu na dłużej. Stopniowo wprowadzamy jej coraz śmielej jakieś
bardziej stałe elementy do posiłków - zdarza się, że na śniadanie
zamiast kaszki jest np. pokrojona w drobną kosteczkę bułka z
szynką, którą Iskierka sama kawałek po kawałku wkłada do buźki
:). Kupy wyregulowały się tak, że teraz nie ma dnia żeby nie
było, zazwyczaj jedna, choć dzisiaj na przykład były dwie. Noce w
porządku, jedna lepsza, druga czasami troszkę mniej spokojna - ale
tragicznie nie jest. Rzadko się zdarza żeby przebudziła się w
nocy "na dobre", zazwyczaj pomaga podanie butelki,
ewentualnie wzięcie na ręce, na 5,10 minut - i Iskierka zasypia.
Nie narzekamy, bo chyba nie ma na co. Mama od czasu rozprawy odezwała
się raz - napisała sms-a w którym poprosiła o zdjęcie Iskierki
(Śnieżka jej przesłała), popytała czy Iskierka zdrowa i
nadmieniła, że z tymi odwiedzinami, o których mówiła w
sądzie to może być ciężko - "zjawi się kiedy będzie mieć
finansowe środki na przyjazd" - odebraliśmy to jako pewnego
rodzaju sygnał, że ten przyjazd do Gumicka trochę mniej
prawdopodobny się robi. A propos mamy jeszcze pytanie - czy przy
okazji oceny w PCPR-ze wspominała coś o swojej nauce / edukacji? Co
z tym jej gimnazjum? I wiecie też z kim ona mieszka obecnie? Nadal z
tymi dziadkami?
Dzień później (odpowiedź Pikusia
– czyli moja).
Bardzo się cieszymy, że
jest coraz lepiej, chociaż przed Wami jeszcze niejedna nieprzespana
noc. Jednak jak patrzę z perspektywy czasu, to nasze dzieci były
dużo "gorsze" w sensie absorbowania naszej uwagi -
zwłaszcza w nocy. Dzieci, którymi teraz się opiekujemy są jakieś
spokojniejsze. Może kiedy (po odejściu) poczują się tymi
jedynymi, niezastąpionymi - domagają się większych praw. Mama
Amelia cały czas utrzymuje wersję, że chodzi do szkoły i szuka
pracy. Nadal też twierdzi, że chce w przyszłości odzyskać
dziewczynkę. Mieszka z dziadkami. Nigdy nic nie powiedziała o
swoich rodzicach. W mojej ocenie jest ona osobą inteligentną,
potrafiącą manipulować innymi. Jest bardzo skryta, co może nie
jest jej wadą, ale obawiam się, że przekazuje tylko te informacje,
które w jej mniemaniu mają dotrzeć do odpowiedniego adresata. Np.
z jednej strony ciągle mówi, że ojciec Iskierki cały czas jej
grozi, że zabierze "małą" do siebie (wręcz ma na tym
punkcie fobię), ale niczego więcej nie chce o nim powiedzieć.
Znacie Majkę, więc domyślacie się, że potrafi tak poprowadzić
rozmowę, aby uzyskać informacje, które ją interesują. W
przeciwieństwie do innych matek, tutaj trafia na "beton".
Być może wszystko co Amelia mówi, to gra na zwłokę. Udaje dobrą
matkę, a tak na prawdę niczego nie chce zmienić - tylko po co to
wszystko? Jednak akurat ta cecha jest typowa dla matek innych dzieci,
które u nas były. Mama Foxika też utrzymywała, że chce odzyskać
córkę. Gdy sąd podjął decyzję o pozbawieniu jej praw do
dziecka, dla nowych rodziców zastępczych otworzyła się możliwość
adopcji (aktualnie sprawa jest w toku). W niej natomiast jakby nagle
coś pękło - poczuła się jakby wolna, zadowolona. Prawdopodobnie
rodzice (głównie matki) mają wewnętrzny opór przed zrzeczeniem
się praw do dziecka z własnej woli, ale jak decyzję podejmie sąd
to wszystko jest OK. Amelia z jednej strony wpisuje się w ten
schemat, ale z drugiej, mimo wszystko coś mi w niej nie pasuje.
Dzień 46
Iskierka cały czas "na wysokich
obrotach" :), żywa i pełna energii. Trochę nam chyba urosła,
wydaje nam się, że jest wyższa (w sumie to nie wiem czemu nas to
tak dziwi, w końcu to, że rośnie jest normalne) :). Delikatnie
chyba się też chyba zaokrągliła na twarzy, brzuszek też jakby
bardziej okrągły się zrobił :).
Co do mamy Iskierki - ostatnio
wspomniała przez telefon, że w tym tygodniu chciałaby przyjechać
do nas, "ale musi jeszcze sprawdzić połączenia". Nasz
PCPR praktykuje raczej taki zwyczaj, że wizyty i spotkania są
ustalane i organizowane przy ich współudziale, dlatego daliśmy
naszej koordynatorce numer telefonu Amelii, ma do niej dzwonić i
spróbować ustalić jakiś termin. Zobaczymy co z tego wyjdzie,
możliwe że znów skończy się na deklaracjach słownych. W każdym
razie jeśli miałoby dojść do spotkania to na pewno jeszcze nie u
nas, prawdopodobnie na jakimś "neutralnym gruncie". Trochę
się tego spotkania boję ze względu na Śnieżkę (podchodzi do
sprawy bardziej emocjonalnie ode mnie), ale szczerze mówiąc ja sam
nie wiem jakie emocje wzbudzi we mnie widok mamy Amelii trzymającej
"naszą" Iskierkę. To może być ciężkie spotkanie,
jeśli do niego dojdzie.
Dzień 48
Od bardzo wczesnego ranka we wtorek do
dziś - szpital. Iskierka na oddziale dziecięcym - jakiś wirus, coś
jak "popularna jelitówka". W przypadku Iskierki głównie
luźne kupy i gorączka - wymioty tylko w domu były we wtorek
jeszcze, w szpitalu w ogóle na razie.
Temperatura od początkowych ponad 39
we wtorek, w środę zaczęła spadać do poziomu 38,5 st., 38 st..
Od wczorajszego rejonu spadła do okolic 37, dwa ostatnie pomiary
37,3 st. i 37 (w nocy było nawet poniżej 37) - i to w zasadzie bez
żadnego leku na zbicie (w nocy i dziś nie dostała). Dostaje
kroplówki, ale nie jakoś bardzo dużo, wtorek dwie, od środy po
jednej dziennie - najgorsze jest to, że cały czas coś się z
wenflonami dzieje - chyba Iskierka jest za "żywa" (bo od
wczoraj jest już prawie w 100% sobą), albo my za mało
rygorystycznie pilnujemy. W każdym razie od wtorku był 4 razy
poprawiany i przekładany - po kolei : lewa dłoń, prawa dłoń,
prawa stopa i dziś przełożony na lewą stopę. Kolejnego
przełożenia nie chcemy - wbijają w główkę :(. Płakała
strasznie przy każdej wizycie w zabiegowym, co nie dziwi - za
pierwszym razem mi łzy pociekły. Ale potem było już lepiej.
Wymiotować nie wymiotuje, je dość dobrze jak na te okoliczności,
z piciem jest gorzej - ale może po prostu "nawadnianie"
kroplówką jej wystarczy, nie wiem. Temperatura jakby opanowana -
mały niepokój się dziś pojawił bo zrobiła mega luźną kupę,
sama woda prawie. Po cichu liczymy, że jutro ją wypiszą ale chyba
bardziej realna jest sobota - wszystko zależy od stolca i trochę
tego ilu pacjentów nowych się pojawi - stety / niestety oddział
"wypycha" delikatnie tych podleczonych gdy jest nowy chętny
na łóżko. Zresztą warunki "mieszkaniowe" w szpitalu to
osobny temat - ale obsługa jest ok.
Na zmianę dyżurujemy w ciągu dnia,
ja jestem na urlopie od wtorku do piątku. W nocy też ktoś z nią
jest. O dziwo wg mnie Iskierka jest całkiem pogodna przez większość
czasu, trochę marudzi i płacze ale ma też okresy bardzo dobrego
humoru - przekrzykuje lekarzy w czasie obchodu ;). Dziś Śnieżka
zostaje na noc - ja niestety po poprzedniej nocy w szpitalu od
południa zacząłem się trochę nie do końca dobrze czuć. Dziś
się podleczam, trochę mnie mdliło, lekką gorączkę mam, mam
nadzieję, że się poprawi do jutra. Jeśli nie to będę musiał
zostać w domu, Śnieżka z Iskierką, jakieś zastępstwo też się
może załatwi dla niej na 2,3 godzinki w ciągu dnia. Ale nie
uprzedzajmy faktów - to nie jest tak że leżę plackiem, myślę, że
jutro będę się czuł dobrze.
Dzień 67
Tego dnia Iskierka
miała wizytę u kardiologa (umówioną jeszcze w czasie, gdy była u
nas). W związku z tym była okazja, aby się spotkać. Trudno
powiedzieć, czy dziewczynka w jakiś sposób nas pamiętała. W
każdym razie w obecności nowych rodziców, bawiła się z nami i
wyglądała jakby ta wizyta sprawiała jej przyjemność (chociaż
może tylko tak nam się wydawało). Mieliśmy wrażenie, jakbyśmy
się rozstali wczoraj – zwłaszcza jak zaczęła pokrzykiwać w
swoim stylu.
Badanie kontrolne
było też okazją, aby mama Amelia się z nią zobaczyła. Niestety
było widać, że „przepaść” pomiędzy jakby nie było
najbliższymi sobie osobami (matką i córką) staje się coraz
większa.
Dzień 76
"Charakterna" to chyba dobre
określenie na Iskierkę - zaczyna coraz częściej próbować
stawiać na swoim. A propos stawania - w czasie od zeszłotygodniowej
wizyty lekarskiej Iskierka nie próżnowała. Od kilku dni bardzo
często, przy każdej możliwej okazji, stojąc puszcza się swojej
podpórki. I staje "bez trzymanki" - czasem na 2 sekundy,
czasem na dłużej, a kilka razy udawało się jej stać jakieś
dziesięć sekund nawet. Staje się coraz bardziej mocna i stabilna.
Poza tym ma się dobrze, zdrowotnie ok, kupy tylko cały czas
dokuczają, znów trochę rzadko się pojawiają, ale wszystko pod
kontrolą. Wizyta u kardiologa w poprzednim tygodniu nastroiła nas
pozytywnie. Zobaczymy czy ta kolejna wizyta za 4 miesiące potwierdzi
na 100% te dobre wyniki. Mama Amelia się nie odezwała wyobraźcie
sobie od środy - czyli już ponad tydzień. Nic, żadnego sms-a,
telefonu. Może zaskoczyło ją to, że Iskierka nie chciała za bardzo
do niej iść na ręce? Nie wiem. Trochę żyjemy w oczekiwaniu na
moment kiedy Iskierka zacznie chodzić :), ale nic się nie staramy
oczywiście "przyspieszać" w żaden sposób, wszystko
idzie swoim torem. Ale to już chyba naprawdę blisko ten moment - na
razie jeszcze jak Iskierka wstaje i stoi to nie za bardzo wie co ma
zrobić i w końcu ostatecznie siada. Ale to pewnie długo nie potrwa
zanim załapie, że może ruszyć nogą i zrobić krok. Aha, jeszcze
jedna pozytywna wiadomość. Tak jakby ostatnio mała dużo lepiej
spać zaczęła w nocy. Dwie noce pod rząd były takie, że
praktycznie między 23, północą a 6,7 rano nie trzeba było do
niej wstawać w ogóle, nie budziła się. Ostatnia noc była
podobna. Naprawdę zaczyna to dobrze wyglądać. No i zaczyna
pokazywać coraz większe przywiązanie do nas. Coraz wyraźniej
"odróżnia" nas od innych, inaczej nas traktuje a inaczej
np. nasze rodzeństwo czy rodziców. To cieszy :). Jutro odwiedza nas
kurator, mnie niestety nie będzie, nie mogę się wyrwać z pracy.
Za półtora tygodnia rozprawa.
Dzień 79
Jeśli chodzi o samą rozprawę to
szczerze mówiąc nie wiem czy sąd pójdzie już teraz tak daleko i
pozbawi mamę praw, jakoś na to specjalnie nie liczymy. Bardziej
prawdopodobne, że tym razem skończy się na ustanowieniu rodziny
zastępczej - ale może się mylę, może sąd pójdzie dalej. Nie
wiem - okaże się.
Widzieliśmy coraz wyraźniej jak
narastało napięcie. Zauroczenie Iskierką już prysło, teraz była
to prawdziwa miłość. Nie wyobrażałem sobie co by się wydarzyło,
gdyby nagle sąd uznał, że dziewczynka może wrócić do mamy
biologicznej. Teoretycznie taka możliwość istniała.
Osobiście wydawało mi się, że sąd
może na tej rozprawie odebrać mamie prawa rodzicielskie. Była to
już druga rozprawa, która miała rozstrzygnąć „co dalej”.
Rodzice z reguły dostają tylko jedną szansę, co i tak czasowo
oznacza średnio osiem-dziesięć miesięcy. Gdyby Amelia w tym
okresie podjęła jakieś kroki zmierzające do poprawy swojej
sytuacji: znalazła pracę, mieszkanie, pokazała że nawet ze
wsparciem opieki społecznej będzie w stanie utrzymać siebie i
dziecko, to miałaby nawet szanse na to, żeby Iskierka do niej
wróciła. Niestety Amelia w tym czasie nie zrobiła nic, do tego
miała kiepską opinię w PCPR-ze i Ośrodku Pomocy Społecznej,
ponieważ była opryskliwa i arogancka. Do tego trzeba też dodać
fakt, że były okresy gdy „znikała nie wiadomo gdzie”, nie
odbierała telefonu. A przecież cały czas (jako matka) była
opiekunem prawnym dziewczynki, co oznacza, że musi wyrażać zgodę
na pewne zamiary względem jej córki (np. konieczność
przeprowadzenia jakiegoś zabiegu, nie mówiąc o operacji).
Mimo wszystko sąd postanowił dać
mamie kolejną szansę, a Śnieżkę i Dawida ustanowić rodzicami
zastępczymi (do tej pory mieli oni powierzoną pieczę nad
dziewczynką na czas trwania postępowania o ustanowienie rodziny
zastępczej).
Tak więc przed Śnieżką i Dawidem
kolejny trudny okres niepewności.
Na dobrą sprawę najlepiej by było,
gdyby do momentu podjęcia decyzji przez sąd o odebraniu praw
rodzicielskich, dzieci pozostawały pod opieką takich „gruboskórnych
rodziców z pogotowia rodzinnego” jak my, którzy rozstania mają
wkalkulowane w zakres swoich obowiązków (mimo, że „serca” też
mamy). Niestety jesteśmy krótkoterminową formą opieki zastępczej
i jeżeli sytuacja dziecka się komplikuje, poszukiwani są rodzice
zastępczy długoterminowi. A ci niestety muszą mieć „nerwy ze
stali”.
Dzień 96
U nas wszystko ok, Iskierka ćwiczy się
w samodzielnym pokonywaniu coraz większej liczby kroków, idzie jej
całkiem dobrze. Zdarzają się małe wywrotki ale to raczej
normalne. Coraz więcej zaczyna mówić, w sensie gaworzyć. Powtarza
pojedyncze słowa, "mama" / "tata" są na
porządku dziennym. Mamy też wrażenie że staje się coraz bardziej
"kontaktowa", że rozumie więcej niż nam się wydaje.
Ostatnio zdarzyło jej się też zrobić pierwszy raz siku do nocnika
- jak na razie raz i w sumie to przypadkiem ale jednak, i radość
miała dużą. Śnieżka ją posadziła po drzemce południowej tak
na próbę i akurat zrobiła. Amelia się nie odzywa ostatnio tak
często jak wcześniej, od kilku dni już nic nie napisała. Co nie
znaczy że mamy z tym jakimś problem, nie przeszkadza nam to
specjalnie.
Dzień 100
Iskierka urwisuje od czasu do czasu ;)
- coraz więcej dziewczyna rozumie, próbuje stawiać na swoim, ale
też coraz mocniej jest przywiązana, szczególnie do Śnieżki.
Śnieżka zaczyna się obawiać, coraz mocniej, że coś może pójść
nie tak - dzisiaj mi powiedziała, "Dawid, ja jej nie oddam".
Ja też tego nie biorę pod uwagę. Na razie nic nie wskazuje że
będziemy musieli oddać Iskierkę, ale niepewność jest. Amelia po
dłuższym okresie ciszy się odezwała dwa, trzy dni temu - dziś
znów, "Co u Iskierki?" i "Czy ojciec się
kontaktował?". Dodatkowo dziś spytała czy dostaliśmy zdjęcia
Iskierki od Was jakieś, nie wiem po co jej to - może będzie
chciała żebym jej przesłał. Uciążliwa się robi, w sumie to nie
wiem czy mam obowiązek przesyłać jej jakiekolwiek zdjęcia, a już
kilka razy to zrobiłem.
Dzień 127
Co do Iskierki - chodzi coraz
stabilniej, ogólnie chodzi cały czas. Codziennie mamy po kilka
wywrotek, zazwyczaj na szczęście nic poważnego ze sobą nie niosą.
Jedyny minus tego chodzenia - już w ogóle prawie nie raczkuje,
trochę to się odbija negatywnie na barku, widać leciutki regres -
początek rehabilitacji w Gumicku w najbliższy wtorek - wcześniej
ośrodek zlecił jakieś dodatkowe badanie neurologiczne, wszystko
się przeciągnęło. Poza tym Iskierka mówi non stop, pamięta i
używa coraz większej ilości słów, czasem mówi po swojemu (mama,
tata, Gusti, Goya, dziadzia, baba, NIE - są w codziennym użyciu).
Cały czas jest bardzo wesoła, zazwyczaj humor dopisuje. Ostatnio
kilka razy próbowała jeść łyżeczką :). Opanowała też sztukę
wchodzenia i schodzenia z kanap - na razie potrafi wejść na dwie z
czterech jakie mamy. Ostatnimi czasy nie zawsze mamy z nią lekko ;)
- nasza dziewczynka robi się z tygodnia na tydzień coraz bardziej
stanowcza, często się złości, denerwuje i sprzeciwia naszym
decyzjom kiedy jej nie pasują :). Już normalne stało się to,że
część nocy spędza z nami w łóżku - zasypia u siebie, w
okolicach 1,2 w nocy się przebudza i bierzemy ją do łóżka.
Zupełnie nam to nie przeszkadza - wbrew opiniom niektórych naszych
znajomych. Stwierdziliśmy, że jeśli jej dobrze blisko nas to nie
chcemy jej tego zabierać. W naszym łóżku śpi trochę spokojniej.
Co też ostatnio mocniej widać to fakt, że coraz mocniej się
przywiązuje - odróżnia nas od innych, traktuje inaczej, nie chce
się rozstawać.
Dzień 171
Tym razem to my
jadąc na wakacje w góry zrobiliśmy lekki objazd i zawitaliśmy do
Gumicka. Nie widzieliśmy się już prawie miesiąc (ostatnie
spotkanie było gdy Śnieżka z Dawidem i dziećmi jechali na wakacje
nad morze).
Iskierka jak
zwykle zrobiła na nas oszałamiające wrażenie. Była niesamowita.
To, że mówiła "Cio...cia", to wiedzieliśmy z filmiku,
który przysłał nam Dawid, ale jak powiedziała do mnie "wuja",
to zwątpiłem. Na szczęście Śnieżka to potwierdziła. Do tego
jak na pożegnanie dostałem "buziaka", to byłem w
"siódmym niebie" - dla takich chwil warto żyć.
Dzień 182
W naszej rodzinie życie toczy się
dynamicznie. Iskierka wchodzi coraz mocniej w fazę usamodzielniania,
"budowania siebie" jak to niektórzy nazywają. Bywa
uparta, spokojniejsze chwile przeplata długimi momentami "buntu",
częściej krzyczy - no ale to nic nowego dla nas. Podchodzimy do
tego w miarę spokojnie, czasem krzyk daje się we znaki ale to
normalna kolej rzeczy , taki etap no i trudno. "Na szczęście"
wynagradza to wszystko tym, że tak poza tym to jest cudownym
dzieckiem, często się uśmiecha, jest "przytulaśna",
wszystkiego szybko się uczy i coraz więcej mówi. Byliśmy ostatnio
na prywatnej konsultacji u pewnej Pani fizjoterapeutki w Gumicku,
chwalona i polecana przez wiele osób. Podejście o 180 stopni inne
od tej kobiety z ośrodka u której byliśmy. Stwierdziła, że
rozwojowo Iskierka naprawdę b. dobrze wygląda, z tym barkiem nie
jest jakoś strasznie, poćwiczyła chwilę z Iskierką ale
zdecydowanie bardziej empatyczna była, dużo z nami rozmawiała,
uspokoiło nas spotkanie z nią. Powiedziała że jasne, ona mogłaby
z Iskierką ćwiczyć kilka razy w tygodniu, brać kasę od nas, ale
jej zdaniem ani nie ma tak dużej potrzeby aby to robić ani zdrowie
i spokój ducha Iskierki nie jest tego wart. Mała miała to
porażenie i już pewnie zawsze będzie z tym barkiem trochę inaczej
niż z lewym, zawsze będzie trzeba się nim zajmować na niego
zwracać uwagę. Zastosowaliśmy te plastry, które będziemy
wymieniać regularnie, do tego ćwiczymy w domu ale bez przesadzania,
po kilka minut, łącząc to z zabawą. Niebawem wybieramy się do
neurologa dziecięcego jakiegoś. Byliśmy też na wizycie u ortopedy
ale najlepiej nie trafiliśmy chyba bo powiedział, że on z dziećmi
doświadczenia nie ma, odesłał nas delikatnie do neurologa. Amelia,
mama Iskierki, odwaliła niezły numer w tym tygodniu - w środę
bodajże, koło 14 zadzwoniła do naszej Koordynatorki pani Aliny i
powiedziała, że właśnie jest w PCPR-ze w Gumicku i chciałaby się
zobaczyć z Iskierką. Okazało się, że faktycznie jest w Gumicku,
nikogo oczywiście nie poinformowała, po prostu "połączenie
jej pasowało" to przyjechała. Śnieżka trochę się
zestresowała, ja trochę wkurzyłem. Byłem skłonny wziąć
Iskierkę i pojechać na to spotkanie z nią w obecności
Koordynatorki. Ostatecznie PCPR zdecydował, że nie dojdzie do
spotkania - Amelia zna reguły, miała przekazywane wielokrotnie, że
powinna się umówić z pewnym wyprzedzeniem i nie pójdziemy jej na
rękę bo tak chce. Pani Alina jej to przekazała telefonicznie,
przyjęła to ze spokojem i odpuściła (wróciła do domu). Ostatnio
pisała do pani Aliny, że przyjedzie w przyszłym tygodniu - jeśli
do tego dojdzie to w środę, i wtedy prawdopodobnie spotka się z
Iskierką w specjalnym pokoju z Ośrodku Interwencji Kryzysowej -
tutaj zwykle PCPR takie spotkania aranżuje. Śnieżka z Iskierką
pojedzie, będzie też pani Alina. Śnieżka się denerwuje tym
spotkaniem, nie dziwię się - ja chciałbym być z nimi wtedy ale
niestety nie mogę się zwolnić z pracy. Ale dziewczyny dadzą sobie
radę myślę.
Dzień 240
Odwiedziła nas Iskierka.
Oczywiście tak tylko mówimy, ale przecież cieszymy się z
odwiedzin całej rodziny. Jest nam bardzo miło, że zawsze gdy są w
pobliżu o nas pamiętają.
Dziewczynka faktycznie sprawia wrażenie
jakby z każdym tygodniem była coraz bardziej żywiołowa. Biega,
skacze, śpiewa. Niechcący przyniosłem zjeżdżalnię (w sumie taką
niewielką, plastikową, ale wszystkie dzieci bardzo ją lubią). Gdy
już nadszedł czas wyjazdu, trudno było przekonać Iskierkę, że
już nie ma zjeżdżania – Oj, trudno!
Ale mimo swojego temperamentu, bardzo
łagodnie traktuje inne dzieci. Chapic i Luzak są od niej młodsi o
dobrych kilka miesięcy, nie mówiąc o półrocznej Smerfetce. A
jednak nikomu nic się nie stało, a nawet mieliśmy wrażenie, że
nasze dzieci cieszą się z jej obecności.
Pamiętam jak jakiś czas temu
odwiedził nas Foxik – wtedy było „chowaj się kto może”.
Razem ze Śnieżką, Dawidem i Iskierką
odwiedza nas zawsze również Gusto. Dotychczas stosunkowo mało o
nim wspominałem, ale też na dobrą sprawę zbyt wiele o nim nie
wiedziałem.
Jednak przy okazji tej wizyty, Majka
wdała się z nim w konwersację i jeszcze wiele razy po tym
spotkaniu wracaliśmy do tej rozmowy.
Gusto wiele lat spędził w Domu Pomocy
Społecznej, w którym przez jakiś czas pracowała Śnieżka.
Zwróciła na niego uwagę, ponieważ jej zdaniem „nie pasował”
do pozostałych „kuracjuszy”. Był zbyt inteligentny, wrażliwy i
krótko mówiąc się tam „marnował”. Niestety poziom ośrodka
nie pozwalał wydobyć z chłopca potencjału, który w nim drzemał.
Śnieżka z Dawidem postanowili wziąć go do swojej rodziny (w
opiekę zastępczą), aby mógł nadgonić stracony czas.
Chłopiec (w tej chwili to w zasadzie
mężczyzna) ma pewne dysfunkcje, mogące wskazywać na niektóre
elementy zespołu Aspergera a nawet FAS-u (chociaż absolutnie nie
posiada cech dysmorficznych).
Przy poprzednich wizytach, Gusto
niewiele się odzywał, jednak tym razem „zagadnięty” przez
Majkę, bardzo się ożywił, zaczął opowiadać o swojej szkole i
internacie, w którym mieszka. Generalnie ja też „tak mam”. Sam
nie czuję potrzeby uzewnętrzniania siebie, natomiast jeżeli widzę,
że kogoś interesuje to co mam do powiedzenia, to chętnie się tym
dzielę.
No ale to raczej świadczy o
introwertywności a nie jakiejś formie zaburzeń natury
neurologicznej (chyba, że się mylę – no ale jakoś udaje mi się
z tym funkcjonować).
Gusto ma naszym zdaniem pewne problemy
z abstrakcyjnym myśleniem. Majka jak to Majka, stara się błyszczeć
swoją elokwencją, więc zdarzały się sytuacje, że Gusto
spoglądał na Dawida i ten tłumaczył mu to samo innymi słowami (w
tym momencie również do mnie docierało co Majka chciała
powiedzieć). Gdy u nas byli, akurat nastąpiła zmiana czasu na
zimowy. Do tego jeden zegar miał wskazówki, drugi był
elektroniczny a trzeci jeszcze nie przestawiony. Ustalenie, która
właściwie jest godzina, trochę czasu mu zajęło. Ale jest to
tylko dowód na bezzasadność zmiany czasu z letniego na zimowy i
odwrotnie.
Ogólnie Gusto (z tego co mówił)
całkiem dobrze funkcjonuje wśród rówieśników, a najważniejsze,
że czuje się szczęśliwy (reszta to „pikuś”).
Dzień 251
Iskierka nadal rozwija się w tempie
które nas czasem nawet trochę zaskakuje, szczególnie jeśli chodzi
o to ile mówi. Nie ma dnia żeby nie wprowadziła do swojego
"słowniczka" jakiegoś nowego słowa. Czasem nawet nie
wiemy skąd mogła je zaczerpnąć, gdzie mogła je usłyszeć (nie
dalej jak dziś popołudniu trochę się z nią droczyłem i
drażniłem delikatnie chwytając ją za rękę takimi szczypczykami
kuchennymi, chwytam ją , chwytam a Iskierka ni stąd ni zowąd "Nie
rób !", rozwaliła nas). A wcześniej w aucie, ja ze Śnieżką
prowadzimy jakąś burzliwą dyskusję a Iskierka nagle z tylnego
siedzenia "Cicho!" - i nas zatkało :) ). Doskonali też
umiejętność chodzenia, w zasadzie to już biega, jedzenie wchodzi
już też samodzielnie i bezproblemowo (łyżeczka, widelec
opanowane). Od kilku tygodni ma teraz taką fazę, że jeszcze
bardziej wykazuje przywiązanie do Śnieżki - cały czas, bez
ustanku "mama,mama,mama ..." , czasem Śnieżka nie może
kroku zrobić. Może taka faza, nie wiem, no a poza tym nie ma co
ukrywać, moja więź z Iskierką jest jednak trochę słabsza,
Śnieżka spędza z nią dużo więcej czasu. Trochę nam się też
mała częściej ostatnio "boi", często przybiega wołając
"boi,boi" - czasami chodzi o dźwięk drzwi zamykanych u
sąsiadów, czasem o to, że w pokoju ciemno a czasem sami nie wiemy
o co. Generalnie nie robimy z tego jakiegoś wielkiego problemu ale
staramy się reagować na jej emocje, uspokajać i być w pobliżu,
no i monitorujemy sytuację. No i bunt - nadal obecny, często gęsto
;). Ostatnio w jeden dzień nawet Iskierka stwierdziła że w ramach
buntu przestanie robić siku do nocnika czy na ubikacji - w ciągu
jednego dnia kilka razy nie zawołała, że chce siku i robiła w
majtki. Ale to był taki dziwny, jednodniowy epizod się okazało.
Bunt jest wszechobecny ;). Kilka razy w ciągu dnia jest rzucanie
zabawkami, kilkanaście razy w ciągu dnia krzyki (się zastanawiamy
kiedy któryś z sąsiadów na policję zadzwoni-jakby co wielu ludzi
już doświadczało krzyku Iskierki z byle powodu, w tym i dyrektor
PCPR-u, więc jakby co będziemy kryci ;) ). No i NIE - słowo klucz.
Czekamy z utęsknieniem na czas kiedy TAK będzie tak samo chętnie
wypowiadane. Trochę nam ostatnio myśli Amelia zajmowała - w sumie
nie powinniśmy się tym przejmować że jej nie było, to obca osoba
dla nas właściwie. No ale nie szło, więc gdzieś nam tam w głowie
siedziały pytania, co się z nią dzieje, gdzie jest, czy wróci,
jak będzie kiedy się pojawi itd.. Wygląda na to, że wróciła,
czekamy aż się odezwie do nas, o ile się odezwie.
My
(czyli Majka i Pikuś) również czekamy, ale na decyzję sądu.
Wielokrotnie wspieraliśmy rodziców biologicznych, licząc na powrót
dziecka do nich. Nawet w tym przypadku (wie ten kto czytał
pierwszą część, gdzie Iskierka była jeszcze Bunią), też
uważaliśmy, że Amelia ma duże szanse na odzyskanie córki –
musi tylko uwierzyć w siebie.
Niestety
sprawy zaszły tak daleko, jak tu zostało przedstawione. Teraz całym
sercem jesteśmy ze Śnieżką i Dawidem.
Zastanawiam
się tylko, czy może być ktoś, kto w obliczu zaistniałej sytuacji
chciałby powrotu Iskierki do mamy biologicznej. A jeżeli tak, to
jakie mógłby mieć argumenty?
A jednak moim zdaniem dzieci też odbiera się rodzicom z powodu biedy. Sam tutaj napisaleś, że Iskierka mogła by wrócic do mamy, gdyby znalazła pracę, mieszkanie i pokazała, że jest wstanie utrzymać siebie i córkę. Kawałek dalej było, że przyjedzie ja odwiedzić, gdy zdobedzie jakieś środki finansowe.
OdpowiedzUsuńPrzeciez to jest bieda!!!
Bieda biedą,w tym przypadku chodzi też w dużym stopniu o brak chęci wzięcia odpowiedzialności za to dziecko, zaopiekowania się nim. Jeżeli faktycznie mamie Iskierki zależałoby na córce to przystała by na propozycje pracy jakie dostawała (nie zrobiła tego), nie znikałaby na kilka miesięcy w czasie których nikt nie miał z nią kontaktu (w tym czasie żadnego zapytania, sms-a czy telefonu,nic), Iskierka byłaby najważniejsza, a nie kolejny facet.
OdpowiedzUsuńMożliwe,że faktycznie odwiedziła Iskierkę tylko raz z powodu braku funduszy-tyle tylko,że kilka dni przed wizytą przyjechała bez uprzedzenia, znając reguły - pieniądze wydane na ten przyjazd praktycznie "wyrzuciła w błoto".
Dawid
Owszem. w tych rodzinach zazwyczaj się nie przelewa, ale nie bieda jest powodem zabrania dziecka.W przypadku ubóstwa, jeżeli rodzic wykaże szczere chęci,OPS może skutecznie pomóc. Nie możemy na tym blogu opisywać bardzo dokładnie poszczególnych przypadków, ale uogólniając wspomnę o kilku możliwościach, z których rodzice biologiczni naszych dzieci nie skorzystali.
OdpowiedzUsuń1. miejsce w domu samotnej matki
2. 10 godz. prac na rzecz gminy(grabienie trawników) za 70 zł.(byłoby na bilety na dojazd do dziecka)
3.zakup biletów na autobus(żeby dojechać do dziecka)
4.załatwienie indywidualnej terapii(tacie nie odpowiadała grupowa)z dowozem do ośrodka
Takich przykładów jest znacznie więcej, te przypomniałam sobie na szybko. Przebywało u nas trzynaścioro dzieci, żadne nie było odebrane z powodu biedy. Może nasze doświadczenie jest jeszcze niewielkie, ale potwierdzają to także zaprzyjaźnione z nami Pogotowia i Rodziny Zastępcze.
No cóż, jako trzeci to za wiele nie będę miał do dodania.
OdpowiedzUsuńUważam, że bieda w przypadku Amelii (mamy Iskierki) jest w zasadzie sprawą marginesową. Z jednej strony (jak napisał Dawid) nie chciała podjąć prac interwencyjnych (wprawdzie w większości przypadków za minimalne wynagrodzenie, ale i tak lepsze to niż zasiłek – o ile taki jej przysługiwał, tego nie wiem), ale były też okresy, że gdzieś pracowała (wspomniałem o tym w artykule BUNIA).
Jednak z jakichś powodów te prace traciła. Nie wiemy czy była zwalniana, czy sama rezygnowała.
Tak czy inaczej nie najlepiej to o niej świadczy. Z jednej strony nie porzuca się pracy (jakiejkolwiek) nie mając czegoś lepszego w zanadrzu, a jeżeli zostaje zwalniany pracownik bez kwalifikacji, to jeszcze gorzej. Bo czegóż wymaga się od kogoś takiego: uczciwości, zaangażowania, punktualności – może jeszcze odrobinę uśmiechu (jeżeli praca wymaga kontaktu z innymi ludźmi).
W przypadku rodziców, którzy chcą odzyskać dzieci, ważne jest to, że muszą oni udowodnić, że potrafią oni zdobyć i utrzymać pracę. Jeżeli wykażą się determinacją w tej sprawie, to jest szansa, że będą równie skuteczni w wychowywaniu dzieci.
Jeżeli chodzi o mieszkanie, to pomijając Dom Samotnej Matki (o którym wspomniała Majka), Amelia cały czas miała możliwość mieszkać w domu swoich dziadków. Pewnie stawiali pewne warunki, ale są priorytety. Jeżeli najważniejszą sprawą jest odzyskanie dziecka, to reszta nie ma znaczenia – przystaje się na każde warunki.
A w kwestii odwiedzin to mogę powiedzieć tylko tyle, że w okresie gdy Iskierka była u nas też jej nie odwiedzała (autobus komunikacji miejskiej nie jest specjalnie drogi – a była w odwiedzinach chyba tylko trzy, no może cztery razy). Nie łudźmy się, finanse są tylko wymówką.
Gdybym ja był ojcem walczącym o odzyskanie dziecka i faktycznie nie miał pieniędzy, to wsiadłbym do pociągu czy autobusu i pojechał „na gapę”. Może dla sądu karnego byłbym przestępcą (o niskiej szkodliwości czynu), ale sąd rodzinny na pewno podszedłby do tego z aprobatą.
A tak w ogóle, to dziękuję „anonimowemu” za wnikliwe czytanie tekstu. Może w następnym podpiszesz się jakimś pseudonimem. Możemy przecież różnić się w poglądach i rozmawiać nawet tutaj na forum. Serdecznie zapraszam do dyskusji.
Masz piękny dom, idąc do sklepu nie patrzysz, czy chleb kosztuje 1,60 czy 4,20.
OdpowiedzUsuńKupujesz taki jaki lubisz. Idziesz dalej, bierzesz dezodorant, też taki jaki lubisz,
i tak dalej nie ważne ile wszystko kosztuje.
A teraz wyobraź sobie, że mieszkasz w ponurym mieszkaniu komunalnym.
Ty byś powiedział, że czynsz jest nieduży, ale jednak zapłacić trzeba, bo odbiorą dodatek mieszkaniowy. Dziecko chce jeść. Pani z opieki sprawdza, czy zasiłek dobrze wydany.
Żarówka nie świeci od trzech miesięcy, ale to prawie 3 chleby. Dezodorantu nie używasz bo to kolejne kilkanaście złotych.
Jak masz iść do pracy, co z dzieckiem? Nie zarobisz na opiekunkę ani przedszkole. Dorabiasz gdzie możesz,opiekujesz się dziećmi, sprzątasz. Ale to wszystko mało. Cały czas boisz się, że przyjdą i zabiorą ci dziecko, bo jesteś niewydolny. Przychodzi rachunek za prąd, wodę albo nie daj Boże rozliczenie centralnego. Cały czas drżysz ile każą ci dopłacić. Nie masz z czego dopłacić. Kochasz swoje dziecko a ono ciebie.
Potrafisz sobie to wyobrazić?
Pozdrawiam GALL (może taki być?)
Gall, troche poza tematem biedy.
OdpowiedzUsuńCzy potrafisz wyobrazić sobie dziecko, które MARZY O TYM od 4 roku życia, by NIE MIESZKAĆ z rodzicami?
Są takie dzieci. SĄ. Zawsze były.
I całe szczęście, że obecnie istnieją rodziny zastępcze.
Takie dzieci nie muszą iść już obecnie do instytucji, do domu dziecka.
Otwartość na innych pomaga przezwyciężać biedę.
Dajesz z siebie, to dostajesz. Dobro wraca.
Nikt nie da ubranek dla dziecka mamie, która chodzi gdziekolwiek, zmienia partnerów co chwila i zapomina odebrać dziecka z przedszkola.
Każdy wesprze mamę w takiej samej sytuacji finansowej, która sama wspiera innych( więc daje od siebie!) np. dobrym słowem, naleśnikami, popilnowaniem dziecka koleżanki.
Dobro wraca i ma wymiar materialny jak wraca.
Znam organizację prowadzącą schroniska dla bezdomnych. Mają też dom samotnej matki.
I mówią, że te młode mamy to w większości byłe wychowanki instytucji. Problemem jest, by w ogóle chciały się uczyć gotować, prasować. Jedzenie mają, mieszkanie mają, nie potrafią z tego skorzystać....rozumiem, nikt ich nie nauczył, ale czy tylko dlatego, ze to taka mama urodzila konkretne dziecko ma temu konkretnemu dziecku odebrać szansę na normalność???? Bo je urodziła?
Dziecko nie jest własnością, któremu można popsuć życie.
Bieda to OGROMNY problem. Tylko o ile wiem, to wszystkie ustawy o rodzicielstwie zastępczym na pierwszym miejscu stawiają powrót dziecka do rodziny biologicznej.
Już nic nie piszę póki co, bo wyjdzie, że i ja jako bogacz się wymądrzam. Może i tak. Może i nie.
Nikola
I jeszcze coś.
OdpowiedzUsuńDobra nie daje się po to, aby wróciło.
To nie ma żadnego związku z kalkulacją, wyrachowaniem.
Po prostu tak na świecie jest, że ono wraca. Samo.
Więc najlepiej dawać nie licząc na nic. Po prostu dawać co się ma. A każdy coś ma do dania drugiemu.
Nikola
Właśnie znalazłam taki artykuł.Umieszczę go w temacie o powodach odbierania dzieci, ale do tej dyskusji też pasuje.
OdpowiedzUsuńOstatnio dużo mówi się – z oburzeniem – o tym, że dzieci w Polsce są odbierane rodzicom z biedy. To nie jest prawda!
– Nigdy nie spotkałam dzieci, które zostały odebrane rodzicom wyłącznie dlatego, że byli biedni – mówi Joanna Luberadzka-Gruca, szefowa Fundacji Przyjaciółka, która zajmuje się m.in. pomocą dzieciom z biednych rodzin. – Zresztą w ogóle szukanie jednego jedynego powodu, dla którego dzieci są zabierane z domów rodzinnych jest bardzo dużym uproszczeniem. Bieda może być jednym z czynników, ale nigdy nie jest jedynym, ani nawet głównym czynnikiem.
cały artykuł pod adresem
http://babyonline.pl/nie-kazdy-zasluguje-na-dziecko-posluchaj-tych-historii,aktualnosci-artykul,18514,r1p1.html
Gallu, rozumiem że przedstawione przez Ciebie zdarzenie jest pewną hipotetyczną sytuacją, która nie jest osadzona w konkretnym miejscu i czasie.
OdpowiedzUsuńNo bo przecież nie mam pięknego domu i nie wydaję pieniędzy „na lewo i prawo”. Owszem mam dom, ale raczej skromny i okupiony wieloma wyrzeczeniami. Był okres (krótko po zakończeniu budowy), gdy rachunki za media opłacałem na granicy otrzymania ponaglenia i jeździłem trzy miesiące z przepaloną żarówką reflektorową w samochodzie, bo ta kosztowała kilkadziesiąt złotych. Cały czas priorytetem było dla mnie dobro dzieci (w końcu to nie one marzyły o domu, więc starałem się, aby ich poziom życia się nie zmienił). Dlatego też myślę, że w pewien sposób potrafię sobie wyobrazić sytuację, którą opisujesz w komentarzu.
Z kolei Ty też nie jesteś drugą stroną w przedstawionym opisie. Przede wszystkim jesteś mężczyzną (chyba, że zgubiłeś literkę A w swoim pseudonimie), więc trudno Cię posądzać o bycie sprzątaczką czy opiekunką do dzieci. Używasz dezodorantów za kilkanaście złotych, co oznacza, że może nie bywasz „na salonach”, ale nie kupujesz tych za pięć złotych (bo takie też są).
No i styl pisania …
Myślę więc, że nie muszę jakoś specjalnie dobierać słów w obawie, aby Cię nie urazić (sądzę, że Twój portret charakterologiczny, do którego doszedłem analizując komentarz, w dużej mierze jest prawdziwy).
Opisujesz sytuację, w której osoba będąca rodzicem dziecka cały czas jest aktywna, stara się robić wszystko co jest w jej mocy, aby zapewnić mu opiekę i dać szczęście. Właśnie tym różni się ona od rodziców „naszych dzieci”, którzy nie robią nic (lub prawie nic). Takich rodziców jak Twoja bohaterka, są tysiące i nikt im dzieci nie zabiera – nie muszą drżeć ze strachu.
Bardzo podkreślasz „biedę”, jako powód mogący być przyczyną odebrania dzieci. Uważam, że jest to element, który występuje niejako „przy okazji” i w mojej ocenie jest najmniej ważny. W niczyim interesie jest odbieranie dzieci z powodu biedy. Przede wszystkim ustawa o opiece zastępczej wskazuje jako główny cel – powrót do rodziny biologicznej (chyba Nikola zwróciła już na to uwagę), co i tak narzuca na Ośrodki Pomocy Społecznej obowiązek „pracy z tymi rodzinami”.
Do tego był projekt ustawy (nie wiem, czy wszedł w życie – musiałbym się douczyć), według której gminy miałyby partycypować w kosztach utrzymania dziecka w rodzinie zastępczej. Byłoby to tym bardziej mobilizujące dla OPS-ów, aby położyć większy nacisk na pracę z rodziną i wsparcie (również finansowe – bo to byłoby tańsze).
W którymś artykule odniosłem się do propozycji „500 złotych na dziecko”. Pieniądze wydane na ten cel, przecież mogłyby wspomóc właśnie taką osobę jaką opisałeś. Gdyby miała zapewniony darmowy pobyt dziecka w przedszkolu czy żłobku w godzinach, w których pracuje, to nie musiałaby zarobić na opiekunkę. Gdyby dziecko w szkole otrzymywało darmowe podręczniki (w końcu tylko raz w roku – i niekoniecznie nowe), a może nawet darmowy posiłek, to miałoby to jakieś wymierne korzyści.
Nie wiem ile masz dzieci (czy w ogóle masz), ale czy jeżeli dostaniesz te pięćset czy tysiąc złotych, to czy przeznaczysz je na dziecko? Po prostu dorzucisz do domowego budżetu. Być może jak będziesz kupował nowy samochód, to wybierzesz wersję bardziej „wypasioną”.
A teraz weź pod uwagę możliwość, że Twoja bohaterka „dwojąc się i trojąc” zarobi miesięcznie 1700 złotych. Ma jedno dziecko – na osobę przypada mniej niż 800 zł – nie dostanie nawet tych 500 złotych. Ale przecież nie spowoduje to, że zrezygnujesz ze swojej „doli” - prawda?
Do Nikoli
OdpowiedzUsuńCzy potrafisz sobie wyobrazić kilkuletnie dziecko, które bite i poniewierane przez matkę, do niej wyciąga ręce w chwili zagrożenia i mimo wszystko do niej się tuli na co dzień?
Przecież tak małe dziecko nie zna dobra i zła. Pewnie myśli, że jak dostanie „po pysku”, to jest OK i kolega z piaskownicy też dostaje.
Prawdę mówiąc nie potrafię sobie wyobrazić dziecka 4-letniego, a nawet 8-letniego, które marzy o tym aby nie mieszkać z rodzicami. I do tego chciało by pójść do rodziny zastępczej.
Może około 10-go roku życia rozpoczyna się okres buntu, ale wtedy dziecko najwyżej ucieka z domu i nie chce niczyjej pomocy.
Do Pikusia
POJECHAŁEŚ … Długo myślałem, czy byłbym wstanie podarować sobie te 500 zł i przeznaczyć je takiej dziewczynie z mojego opisu.
Jak się domyśliłeś, nie jestem ani ojcem ani matką dziecka z komentarza. Jednak nie jest to postać fikcyjna (jest to sąsiadka mojego kolegi).
Cały czas obawia się, że ktoś może jej zabrać ukochaną córeczkę. Mimo że robi co może, kasy ciągle brakuje. Ja jej nie powiem, że nie musi się bać. Uważam, że drobne potknięcie może spowodować odebranie dziewczynki. Opieka społeczna jest kilka razy w tygodniu w jej mieszkaniu (zwłaszcza od ok 2 miesięcy). Przypadek?
Twoje propozycje rozdysponowania 500 zł na dziecko są bardzo fajne, ale i tak nic z tego nie wyjdzie, chyba że założymy jakąś partię. Tylko jaką partię może utworzyć Pikuś Incognito i Gall Anonim? Najwyżej KONSPIRACYJNA.pl
GALL
Tak, potrafię. Bardzo dobrze potrafię sobie wyobrazić. To, że 4 latek wyciąga ręce do matki, która bije nie jest sprzeczne z tym, że może nie chcieć z Nią mieszkać. Takie dziecko marzy o tym, by Go nie bito, by uciec stamtąd. Z czterolatkiem da się już całkiem " poważnie" porozmawiać. Oczywiście, ze nie powie tego w stylu doroslym, " sluchajcie chcę się wyprowadzić, wiem, że istnieją rodziny zastępcze, kocham mamę, ale nie chcę by mnie biła". Zgadzam się, że w taki sposób nie zakomunikuje swoich potrzeb. Jednak to nie jest niemowlę i w zakresie słów które zna zakomunikuje to jak najbardziej. Tym bardziej 8 latek. A że jednocześnie jest przywiązany do matki i Ją kocha, to wyciąga rączki. Jedno z drugim nie jest sprzeczne.
OdpowiedzUsuńNapisałam to bardziej w kontekście tego, że troszcząc się o biologicznych rodziców, o ich chęć posiadania dziecka- bo to " ich dziecko" czasem można zgubić po drodze dobro tego dziecka. Można zapomnieć, że to ma być kiedyś dojrzały człowiek. I czasem wielkim dobrem jest, kiedy nie będzie taki człowiek wzrastał wśród tych, którzy Go zrodzili. Nie pozostawiajmy wszystkich dzieci na siłę w rodzinach, tylko w imię tego, że zabieranie dzieci z domów ludziom żyjącym w szczęśliwych rodzinach wydaje się niewyobrażalnym złem. Dziecko ma mieć rodzinę. Niekoniecznie biologiczną. I nie mówię tego Gall w kontekście Twojej sąsiadki.Aha i jeszcze coś, uważam, że dobrze jest, że nie wszyatkie zabrane dzieci wracają do swoich biologicznych rodziców. Mają wtedy szansę na prawdziwą rodzinę.
Ps. Partię zakładajcie, czemu by nie.
Nikola
Witam, pozdrowienia dla wszystkich. Nasuneło mi się wspomnienie mojej koleżanki z klasy, która dostawała zawsze tylko skarpetki od sw.Mikołaja. Rodzina z szóstką dzieci,bez patologii, tata pracował, raczej biedni, a jeszcze przygarneli staruszkę, z sąsiedztwa, która straciła dom. Dobro wraca, jeszcze, jak w wieku ok 40 lat spodziewali się nieplanowanego dziecka, lekarze doradzali aborcję, bo wtedy można było, zresztą trochę im wstyd było, ze względu na postrzeganie rodzin wielodzietnych za patologiczne z góry i ogólnie mama trochę grubawa była. Ich córka ma dziś ok 20 lat, jest piękna. Tata już nieżyje. Nie wiem, życie się tak plecie. Uważam, że jak najszybciej powinno się zabierać dzieci z patologii, wogóle to przeraża mnie świadomość, że nieraz ciężko w ogóle dotrzeć do takich dzieci, które są zdane na łaskę złych rodziców, rodzin.
OdpowiedzUsuńWogóle to chore, że w ciąży matka może ćpać, chlać i nic jej za to, bo dzecko nienarodzone nie ma praw. A potem FAS i nikt nie chce adoptować, kurdę, to jest chore, jak niemowlakowi dadzą wódkę do picia to do więzienia rodzice, a jak w ciąży to nic im , mimo ,że uszkodzenia mózgu na całe życie. kurde, zdenerwowałam się, pewnie nikt tego nie przeczyta, bo stary post, ale cóż
Memłok