Foxik był jednym z
pierwszych dzieci, które się u nas pojawiły. Były to czasy, w
których „nie istniała” jeszcze pani Jowita, ani kwartalne
oceny dzieci. Będę więc musiał oprzeć się tylko na
wspomnieniach, a jak kiedyś pisałem z moją pamięcią nie jest już
najlepiej. Zwłaszcza dotyczy to okresów niedawnych, ponieważ
wspomnienia z mojego wczesnego dzieciństwa stają się coraz
bardziej wyraziste.
Ale za to postaram się
„wpleść” kilka wątków, które z pewnością ucieszą Karolę
(która dawno się nie odzywała) i Qbę3. Będzie więc i o facetach
i o funkcjonowaniu pogotowia rodzinnego.
Foxik tak w ogóle jest
dziewczynką. Urodził się dwa miesiące przed terminem i niestety
miał wodogłowie. Było ono spowodowane raczej samym wcześniactwem,
a nie „złym prowadzeniem się” mamy w czasie ciąży. Rodzice
Foxika byli rozbrajająco niedojrzali. Mieli po osiemnaście lat,
byli bez pracy, mieszkania, wsparcia rodziny. W czasie pobytu
dziewczynki u nas wielokrotnie się „schodzili” i „rozchodzili”.
Były okresy gdy pałali ogromną miłością do dziecka (w których
chcieli odwiedzać Foxika nawet dwa-trzy razy w tygodniu), jak
również były wielotygodniowe przerwy (bez odwiedzin, bez
informacji telefonicznej). W tym drugim przypadku zawsze starali się
jakoś wytłumaczyć (po czasie), że albo gdzieś wyjechali, albo
właśnie znaleźli pracę i nie mieli czasu. Zwłaszcza to drugie
tłumaczenie zawsze nas śmieszy (chociaż jest bardzo częstym usprawiedliwieniem dla wielu rodziców „naszych dzieci”), bo skoro
nie mają czasu na odwiedziny raz w tygodniu, to jeżeli odzyskają
dziecko (bo taki jest ich cel), to co zrobią? Chyba będą musieli z
tej pracy zrezygnować.
Mama Foxika pochodziła z
bardzo odległej miejscowości i (jak mówiła) przyjechała tutaj
„za chłopakiem”. Sama była wychowywana przez babcię, która
została ustanowiona dla niej „rodziną zastępczą”. Dokładnie
nic o niej nie wiedzieliśmy, bo sama się nie „otwierała”, a my
staraliśmy się nie wypytywać. Jednak takich historii jak jej, jest
mnóstwo. Podejrzewam, że gdybym spróbował „w ciemno” napisać
jej życiorys, to wiele bym się nie pomylił.
Tata dziewczynki z kolei
mieszkał ze swoim ojcem. Podobno miał swój własny pokój, ale był
to dom, w którym poza jego ojcem z nową małżonką, mieszkała
jeszcze babcia, jakieś ciocie, wujkowie. Cóż, czasami taka „pełna
chata” całkiem dobrze funkcjonuje, jednak w tym przypadku nie
miało to miejsca. Przede wszystkim mama Foxika nie była przez nich
akceptowana, a tylko ewentualne wspólne zamieszkanie w „tym
pokoju” dawało szanse na odzyskanie dziewczynki.
Tata dziecka był trochę
bardziej rozgarnięty niż jego mama i przez chwilę nawet pojawiła
się koncepcja, że „mała” wróci do niego (małżeństwem nie
byli). Jednak musiałby mieć jakieś wsparcie w rodzinie, a niestety
jego ojciec sam miał odebrane prawa do własnych dzieci z drugiego
małżeństwa a chłopak otwarcie mówił, że w jego mniemaniu nikt
z rodziny mu nie pomoże.
Ogólnie jakbym miał ich
ocenić, to byli całkiem sympatycznymi ludźmi. Można było z nimi
porozmawiać a swoim zachowaniem nie sprawiali problemów. Ich
kontakty z dziewczynką były bardzo „ciepłe”. Mieliśmy do nich
na tyle duże zaufanie, że pozwalaliśmy na spotkania w oddzielnym
pokoju (z reguły wizyty są przy naszej obecności – pewnie to w
jakiś sposób deprymuje odwiedzających rodziców, no ale na osobny
pokój trzeba sobie zasłużyć).
Niestety mieli pecha w
życiu. Może gdyby w dzieciństwie zostali adoptowani przez zupełnie
inne rodziny, to ich historie potoczyłyby się zupełnie inaczej. I
nie chodzi tu tylko o sprawy materialne, ale głównie o powielanie
pewnych złych schematów. Dzieci rodziców, którzy nie podejmują
pracy, korzystając tylko z opieki społecznej, mają taką samą
postawę roszczeniową w dorosłym życiu.
Praca za „minimalną
krajową” jest dla nich wyzyskiem. Ale przecież od czegoś trzeba
zacząć i starać się podnosić swoje kwalifikacje. Dla mamy Foxika
wykorzystywaniem było również to, że musiała pracować w „Domu
Samotnej Matki” (wykonując drobne prace gospodarcze). Opieka
społeczna „załatwiła” jej tam pobyt w okresie gdy była w
ciąży. Gdyby chciała, to mogłaby tam mieszkać razem z
dziewczynką – niestety nie chciała.
Ale wracając do Foxika.
Na szczęście okazało
się, że wodogłowie zakończyło się tylko na obserwacji (po
prostu co kilka dni musieliśmy mierzyć obwód głowy) i okresowych
wizytach u lekarza. Operacja nie była konieczna.
Dziewczynka miała też
przepuklinę pępkową. Na początku kupowaliśmy specjalne plastry,
ale nic to nie pomagało. Praktycznie przy każdej kąpieli (a często
nawet w ciągu dnia) się odklejały, a pępek jak wystawał, tak
wystawał. W związku z tym zastosowaliśmy specjalną autorską
metodę złotówkową. Przyplastrowaliśmy „małej” do pępka
złotówkę (zwykłym plastrem). Po pierwsze wystarczało to robić
raz na trzy-cztery dni, a po drugie zauważyliśmy w krótkim czasie
dużą poprawę. Minusem było to, że nie można było za bardzo
dzieckiem potrząsać. Zdarzyło się bowiem, że pewnego dnia na
rehabilitacji, nagle z Foxika wypadła złotówka – najpierw była
konsternacja, a potem dużo śmiechu. Przez jakiś czas panie
rehabilitantki mówiły na dziewczynkę Foxik-skarbonka. Ale metodę
udoskonaliliśmy – plastrowaliśmy już nie krzyżowo, ale w
gwiazdkę.
Niestety wcześniactwo
dziewczynki miało też wpływ na jej opóźnienie ruchowe w stosunku do
rówieśników.
Razem z Foxikiem mieliśmy
dwie starsze dziewczynki i Królewnę (niewidomą dziewczynkę z
porażeniem mózgowym), więc w porównaniu do tej ostatniej Foxik był
„orłem”. Ale lekarze widzieli potrzebę rehabilitacji – w
związku z tym „mała” miała trochę intensywnej aktywności
fizycznej trzy razy w tygodniu, plus oczywiście zajęcia z naszą
Nataszą. Majka też starała się trochę podpatrywać ćwiczenia i
w formie zabawowej powtarzała z Foxikiem pewne elementy.
Jak do tego dodać sporty
ekstremalne ze mną, to były dni, gdy dziewczynka z niecierpliwością
czekała na kąpiel i zasypiała „w mgnieniu oka” (oby tylko nikt
już więcej niczego od niej nie chciał). Mniej więcej w wieku
ośmiu miesięcy Foxik „przeniósł się” do pokoju starszaków,
ponieważ w naszej rodzinie pojawił się Hawranek i jako ten
najmłodszy spędzał noce z Majką.
Niedługo potem odwiedzili
nas znajomi Aretha i Joy. Przyszli „na kawę” i przy okazji
zobaczyć
naszych podopiecznych.
Sami też mieli kwalifikacje bycia rodzicami zastępczymi, jednak po
pierwsze chcieli zaopiekować się dzieckiem kilkuletnim, a po drugie
może jeszcze nie teraz.
Opowiedzieliśmy im
historię Foxika. Wiadomo było, że na najbliższej rozprawie, sąd
z pewnością
nie podejmie decyzji o
powrocie dziewczynki do rodziców. Wydawało nam się też, że ich
zainteresowanie dzieckiem nie spowoduje odebrania praw rodzicielskich
i przekazania go do rodziny adopcyjnej. Naszym zdaniem ta sprawa
mogła się „ciągnąć” jeszcze wiele miesięcy.
W takich przypadkach
dzieci trafiają do rodzin zastępczych długoterminowych.
W zasadzie nic nie
zapowiadało tego co się wydarzyło później.
Po kilku dniach Majka
odebrała telefon od Arethy: „może umówimy się na kawę?”
Wiedzieliśmy, że coś
zaczyna się dziać – nikt nie odwiedza się bez powodu tak często.
No i zaczęło się...
Aretha zakochała się w
„małej” od pierwszego wejrzenia. Joy z początku miał większy
dystans. Dla normalnego faceta dziecko ośmiomiesięczne nie jest
normalne. Nawet ja dopiero od kilku tygodni zacząłem rozumieć
Foxika, a i tak bywały dni, że „rozkładałem ręce”. Na
szczęście Majka zawsze zachowuje „zimną krew” i mówi:
„dziecko ma to do siebie, że czasami płacze”.
Niestety facet jest
inaczej „zbudowany” (myślę o profilu psychologicznym). Uważa,
że jak dziecko wrzeszczy, to trzeba zrobić coś, aby przestało.
Okazuje się, że czasami trzeba to zaakceptować.
Dla Majki, każde „nowe”
dziecko, które do nas przychodzi jest piękne i je kocha. Ja
potrzebuję kilkanaście dni, aby coś drgnęło. A o tym, że znaczy
dla mnie dużo więcej „dowiaduję” się w dniu gdy od nas
odchodzi.
Dlatego doskonale
rozumiałem Joya.
Tak więc Aretha i Joy
byli naszym zdaniem ludźmi spełniającymi wszystkie kryteria bycia
rodzicami zastępczymi Foxika (no chyba, że Majka i ja też nie do
końca jesteśmy normalni). Joy był facetem „starej daty”, który
mówi kobiecie, że ją kocha dopiero wtedy, gdy jest tego pewien w
stu procentach i liczy się z wszelkimi tego konsekwencjami. Dlatego
Foxik musiał poczekać na to wyznanie kilka tygodni.
W tym czasie miało
miejsce wiele spotkań, podczas których Foxik większą część
czasu spędzał w objęciach Arethy, natomiast Joy w tym czasie
zajmował się Hawrankiem – być może trenował na nim rozmaite
zachowania. Jak kiedyś wyliczyliśmy Joy był od niego
dwadzieściaparę razy większy, ale Hawranek jakoś to przeżył.
Nawet w którymś momencie zaproponowaliśmy Hawranka w pakiecie z Foxikiem (jako bonus), jednak jak zobaczyliśmy jak Joy nagle zbladł, to natychmiast stwierdziliśmy, że to oczywiście żart.
Nawet w którymś momencie zaproponowaliśmy Hawranka w pakiecie z Foxikiem (jako bonus), jednak jak zobaczyliśmy jak Joy nagle zbladł, to natychmiast stwierdziliśmy, że to oczywiście żart.
Po kilku tygodniach Aretha
i Joy złożyli wniosek do sądu o ustanowienie ich rodziną
zastępczą dla Foxika. Od tego momentu dziewczynka zaczęła spędzać
sporo czasu w nowym domu (praktycznie każdy weekend a nawet
niektóre dni powszednie). Miała więc okazję dobrze poznać nową
rodzinę.
Po niecałych dwóch
miesiącach sąd podjął decyzję o tak zwanym powierzeniu pieczy,
na mocy której dziewczynka zamieszkała w domu Arethy i Joya. Na
najbliższej rozprawie dotyczącej rodziców biologicznych, sąd
jednak nieoczekiwanie (naszym zdaniem) odebrał im prawa
rodzicielskie i przekazał sprawę dziecka do ośrodka adopcyjnego. Ponieważ
Foxik przebywał w rodzinie Arethy i Joya długi czas, co jest
równoznaczne z tym, że zostały już nawiązane silne więzi, mieli
oni pierwszeństwo w pozostaniu rodziną adopcyjną.
Stan aktualny
- Sprawa o przysposobienie jest w toku.
- Dziewczynka nadal jest rehabilitowana ruchowo. Robi postępy, więc w którymś momencie dogoni rówieśników. Za to w kwestii „cwaniactwa” jest w normie rozwojowej (a nawet jest „do przodu”).
- Tata Foxika ma nową dziewczynę (oczywiście "stary tata").
- Mama Foxika wróciła w rodzinne strony, ma nowe dziecko, które odwiedza w kolejnym pogotowiu rodzinnym.
- Majka i Pikuś co jakiś czas widują Foxika – są z tego powodu bardzo szczęśliwi.
Przemyślenia
Dzieci
kilku-kilkunastomiesięczne, które od nas odchodzą, bardzo szybko
upodabniają się do swoich nowych rodziców. Oczywiście nie chodzi
o podobieństwo fizyczne, chociaż akurat Foxik jest bardzo podobny
do nowych rodziców, a zwłaszcza do nowego brata.
Gdy u
nas są, staramy się przekazać im pewne umiejętności i nawyki,
które uznajemy za pożądane.
Jednak
chyba najważniejsze jest, że uczymy ich uczyć się otaczającego
świata. Dlatego „wtopienie” się w nową rodzinę przychodzi im
z taką łatwością.
Po raz pierwszy spotkaliśmy się z Foxikiem miesiąc później, gdy od nas odszedł. Przyglądał nam się uważnie, był nawet lekki uśmiech. Mogliśmy nawet wziąć dziewczynkę na kolana. Jednak gdy tylko coś ją zaniepokoiło, natychmiast wyciągała ręce ... niestety już nie do nas, tylko do Arethy.
W takich sytuacjach "walczą" z sobą dwie skrajne emocje: smutek i radość. Ale przecież przez cały czas pobytu dziecka u nas i na etapie spotkań z nowymi rodzicami, naszym celem jest właśnie "bezbolesne przejście" do nowej rodziny. I ta świadomość pozwala nam o wiele łatwiej znosić rozstanie z dzieckiem, które bądź co bądź jest u nas kilka a czasami kilkanaście miesięcy.
Po raz pierwszy spotkaliśmy się z Foxikiem miesiąc później, gdy od nas odszedł. Przyglądał nam się uważnie, był nawet lekki uśmiech. Mogliśmy nawet wziąć dziewczynkę na kolana. Jednak gdy tylko coś ją zaniepokoiło, natychmiast wyciągała ręce ... niestety już nie do nas, tylko do Arethy.
W takich sytuacjach "walczą" z sobą dwie skrajne emocje: smutek i radość. Ale przecież przez cały czas pobytu dziecka u nas i na etapie spotkań z nowymi rodzicami, naszym celem jest właśnie "bezbolesne przejście" do nowej rodziny. I ta świadomość pozwala nam o wiele łatwiej znosić rozstanie z dzieckiem, które bądź co bądź jest u nas kilka a czasami kilkanaście miesięcy.
Ciekawe
jest też to, że mimo iż pewne zachowania zanikają (np. zainteresowanie
psem), to u wszystkich dzieci, które od nas odeszły widzimy jeden
wspólny element: otwartość na inne dzieci.
Wygląda
na to, że ta cecha (raz wykształcona) nie podlega zmianie.
Ładnie piszesz, chociaż sam blog trochę smutny.
OdpowiedzUsuńSmutny nie w sensie tekstu, bo tutaj jak łzy się
poleją to nawet lepiej.
Nie ma zdjęć waszych dzieci, linków odsyłających
do innych stron, informacji o twoich zainteresowaniach
np. piosenek, które lubisz.
Pomyśl o tym, zwłaszcza zdjęć mi brakuje.
Faktycznie ten blog jest bardzo „surowy”.
OdpowiedzUsuńJednak patrząc na wydania książkowe, to albo są to albumy ze znikomą ilością tekstu, albo książki z pewnymi elementami graficznymi lub w większości proza lub poezja, gdzie występuje tylko tekst.
Zdaję sobie sprawę z tego, że blog jest inną formą przekazu niż książka i być może jestem jedynym takim „książkowym bloggerem”.
Jednak gdy piszę o Chapicku: małym, lokowatym, zezowatym rudzielcu, to co widzisz (oczami duszy)...? A teraz zaczyna się do ciebie uśmiechać i robi „pa-pa”...?
Pewnie, że mógłbym zamieścić jego zdjęcie z czarnym prostokątem na oczach.
Ja jednak stawiam na wyobraźnię (zdjęcia z kategorii „kronika kryminalna” do mnie nie przemawiają).
Niestety nie możemy zamieszczać zdjęć dzieci z naszego pogotowia (ochrona danych osobowych).
Właśnie dlatego wszystkie mają zmienione imiona. Przecież opisany dzisiaj Foxik ma na imię zupełnie inaczej.
Zamieszczanie piosenek ??? Sam nie wiem. Osobiście gdy „siedzę” w internecie, słucham muzyki, którą lubię (a jak mi się coś samo włącza, to mnie to trochę irytuje – najczęściej opuszczam tą stronę). Nie chcę nikogo zmuszać do słuchania tego co ja lubię.
A co lubię? Właściwie łatwiej byłoby powiedzieć, czego nie lubię …
Lubię muzykę z mojej młodości. Gdybym miał wymienić jakieś zespoły to „postawiłbym” na
Simon and Garfunkel, Guns n' roses, The Shadows, z polskich Czerwone Gitary, Skaldowie.
Podoba mi się też muzyka współczesna – ale nie każda – lubię Anię Wyszkoni, Patrycję Markowską i paru innych.
Moim „konikiem” jest muzyka filmowa (właściwie w każdej kategorii). Doceniam też zespoły, które były w pewien sposób „tłamszone” przez media, mimo że ich muzyka wpadała w ucho. Myślę tu na przykład o Ich Troje lub Universe. Zwłaszcza ten ostatni zespół „odkryłem” niedawno. Wprawdzie dorastałem w ich muzyce i wszystkie ich piosenki znałem, ale … no właśnie ale – nigdy nie wsłuchiwałem się ich tekst. Teraz nabierają one zupełnie innego znaczenia (zwłaszcza biorąc pod uwagę historię wokalisty – Mirka Breguły). Nawet „Głupią żabę” często śpiewam naszym dzieciaczkom – bardzo to lubią.
Natomiast jeżeli chodzi o linki do ciekawych stron, to jest to dobry pomysł. Musze tylko sprawdzić jak można to zrobić.
A wracając do zdjęć, to jest takie jedno, które kiedyś zrobiła Majka. Bardzo mi się podobało i mogłoby się tutaj znaleźć. Spróbuję je odszukać, a jak nie znajdę, to poproszę Majkę, aby odnalazła je na swoim komputerze.
Może chociaż ono trochę rozweseli tego bloga.
A jednak coś pamiętasz :D
OdpowiedzUsuńCały czas tutaj jestem.
OdpowiedzUsuńNawet jak nie wystawiam komentarza, to chętnie czytam wszystkie posty.
Zastanawiam się teraz, co by było gdyby sąd postanowił oddać foksika
jego prawdziwym rodzicom. Napisałeś, że dziewczynka miała juz silne
więzi z nowymi rodzicami. Czy sąd mógł zrobić inaczej, czy decyzja,
którą podjął była już tylko formalnością?
Pozdrawiam KAROLA
Aretha i Joy :)))). Uwielbiam to. Tu Aretha, ehh co za doskonały nick, a Joy, naprawdę jesteś genialny!
OdpowiedzUsuńWpis fanstastyczny, dorzucę od siebie, że opisany wyżej Foxik ma się doskonale, coraz bardziej upodabnia się do mnie, jest mami-córeczką, choć ostatnio zaczęła być nawet taty-córunią, tak go wyczekuje popołudniami, jak wraca z pracy, że czasami po 5 razy idzie do korytarza z okrzykiem "TATA!, TATA! AUTO!". Nadal nie chodzi, choć przy meblach i za rączki zasuwa doskonale. Ma bardzo mocno osłabione napięcie mieśniowe i pomimo ukończonych dwóch lat (choć po korekcie miałaby teraz 22 miesiące), nie zapowiada się, by w przeciągu najbliższych 1-2 miesięcy zaczęła chodzić. Za to gada coraz więcej, wciąż pyta teraz: "cio to?", czasem po 10 razy na to samo. Ale to przeeeeeeeeeeeesłooooooodkie takie jest. I mówi "prosie", jak coś komuś daje. Uwielbia powtarzać wyrazy jak się ją o to poprosi i wychodzą z tego prawdziwe chińskie znaczki :))).
Jest przesłodką, śliczną dziewczynką z charakterem... kobiety po prostu :). Miewa humorki, jest złość, rzucanie przedmiotami (co mnie skutecznie wyprowadza z równowagi), a krzyk... w sumie pisk to ma taki, że sama Aretha Franklin nie powstydziłaby się. No a ja, jak na śpiewającą mamę-Arethę przystało, od razu ją do pierwszych sopranów zapisuję.. taki głos? to rzadkość :).
Ściskam mocno Majkę i Ciebie. Dziękuję, że tu piszesz. Ale przede wszystkim dziękuję, że macie tyyylee serca i miłości dla tych wszystkich dzieci. Widziałam i czułam na własne oczy. Dla mnie powinniście mieć nick : Anioł i Anielica :D.