sobota, 5 grudnia 2015

PIKUŚ

Impulsem do napisania dzisiejszego artykułu stały się komentarze KAROLI. Jest ich sporo, więc nie będę wszystkiego przytaczał. Jednak podsumowując je, można stwierdzić, że KAROLA w szczególny sposób interesuje się opisami „płci brzydkiej”. Przygląda się zarówno mężczyznom z rodzin biologicznych dzieci, jak też nowym ojcom czy to w rodzinie zastępczej, czy też adopcyjnej. W ostatnim tygodniu dziewczyna „otworzyła” się trochę bardziej, co skłania mnie ku przeświadczeniu, że jest ona osobą bardzo młodą, w której zaczynają budzić się instynkty macierzyńskie. Ponieważ widzi dość duże różnice pomiędzy chłopcami i dziewczętami w swoim wieku (w wymiarze emocjonalnym) – czuje pewien dyskomfort.

Tak więc dzisiejszy tekst jest w pewien sposób kierowany do niej.
Obawiam się jednak, że treści tutaj zawarte mogą być wstrząsające, więc osoby o słabszych nerwach lepiej jak sobie „podarują” dalsze czytanie.

Ponieważ zakładam, że moja osoba (czyli Pikuś) jest dla KAROLI pewnym przykładem kogoś bardzo rodzinnego, lubiącego opiekować się dziećmi, postanowiłem przedstawić swój portret własny.
Mam nadzieję, że po takiej analizie samego siebie, nie wyjdzie z tego „Pikusia pamięci żałobny rapsod” i rano będę mógł jak zawsze spokojnie spojrzeć sobie w oczy przy goleniu.
Opis będzie dotyczył głównie osobowości (czyli emocji, motywacji, pewnych procesów poznawczych). Jeżeli chodzi o mój rozwój fizyczny i intelektualny, to wszystko jest w normie, nie będę w tej sprawie prowadził rozważań.

Ogólnie uważam, że jestem taki „ultimus inter pares” (ostatni spośród równych) w świecie płci męskiej, co oznacza że wśród znajomych KAROLI z pewnością jest też sporo takich mężczyzn. Są może tylko na nieco innym etapie rozwoju (na którym ja też byłem wiele lat temu).

Myślę, że jestem osobą godną zaufania. Jak coś obiecam, to z pewnością to zrealizuję (choć niekoniecznie natychmiast). Maja w ciągu tych dwudziestu kilku lat dobrze mnie poznała i nie przypomina mi już o moich zobowiązaniach częściej niż co miesiąc. Ja przy tej okazji testuję jej cierpliwość.
Mam duszę artysty, zwłaszcza lubię styl Art Deco polegający na poszukiwaniu piękna w funkcji przedmiotu użytkowego. Niestety w tym względzie Majka za bardzo mnie nie rozumie i ciągle każe zabierać swoje rzeczy z komody. Do tego przynajmniej raz w tygodniu muszę przenosić moje dzieła sztuki z pokoju, w którym pracuję (głównie laptopy, kalkulatory i różne dokumenty nadające temu pokojowi wyjątkowy „klimat”), ponieważ w nim Natasza rehabilituje nasze dzieci.
Do perfekcji opanowałem sztukę opuszczania klapy w toalecie (wręcz mam na tym punkcie fobię). Niestety mimo tego, jeżeli ktokolwiek zostawi klapę podniesioną i tak zawsze jest na mnie. Ostatnio byliśmy z wizytą u FOXIKA i muszę przyznać, że jego tata (Joy) jest bardzo pomysłowym człowiekiem. Zamontował w swojej ubikacji „kibel bez klapy”. Polecam to rozwiązanie wszystkim facetom.

Jakie jeszcze mam zalety? … Czyżby to już były wszystkie?

O moich wadach nie będę pisał, bo przecież ich nie mam.

To może teraz trochę retrospekcji.
Jako mały chłopiec raczej stroniłem od towarzystwa innych dzieci. Fakt, że nie chodziłem do przedszkola tym bardziej to potęgował. Pamiętam, że moim ulubionym zajęciem było „puszczanie kulek”. W owych czasach istniał taki mebel, który się nazywał „sekretarzyk”. Było to takie biurko z blatem zamykanym w szafie. Po rozłożeniu był lekki spad. Układałem sobie z książek „kanały” i puszczałem metalowe kulki z łożysk. Ponieważ były one różnej wielkości (duże toczą się szybciej), moim zadaniem było takie opracowanie strategii startu poszczególnych kulek, aby na mecie znalazły się w tym samym czasie. Mogłem w ten sposób bawić się godzinami.
Patrząc na to z bagażem dzisiejszych doświadczeń, powiedziałbym: dziecko autystyczne. Na szczęście moi rodzice nie dopatrzyli się w tym zachowaniu niczego dziwnego, więc uszedłem „z życiem” i nie zostałem poddany eksperymentom psychologów a może i psychiatrów.
Czasami tęsknię do tej zabawy (myślę, że jest to bardzo dobre doświadczenie rozwijające abstrakcyjne myślenie), ale niestety nie mam sekretarzyka (ani kulek).

Pójście do szkoły było przełomem w moim życiu. Zacząłem otwierać się na inne dzieci. Może nie byłem łobuzem, ale nieobce mi były zachowania z pogranicza. W drugiej klasie podstawówki miałem taką koleżankę – Marysia miała na imię. Też mnie chyba lubiła, ponieważ na „dzień chłopca” dostałem najlepszy prezent z całej klasy (właśnie od niej). Był to model przedwojennego mercedesa (chociaż wówczas była to chyba wersja współczesna). Pewnego dnia z grupą dzieci wymyśliliśmy „głupią” zabawę w przechodzenie przez płot – było to akurat w ogrodzie Marysi. Niestety miałem pecha i „zawisłem” na tym płocie (zaczepiając się nogawką). Wszystkie dzieciaki uciekły do domów a ja tak wisiałem. Jaki był wstyd. Nie dość, że mama Marysi musiała mnie z tego płotu ściągnąć, to jeszcze się uparła, że mi te spodnie zszyje (niestety była krawcową). Paradowanie w samej bieliźnie na długo utkwiło mi w pamięci (w zasadzie do dzisiaj).

Na szczęście nie było to na tyle traumatyczne przeżycie, żeby mogło wpłynąć na dalszy mój rozwój. W wieku jedenastu lat zacząłem uprawiać sport. Był to tenis ziemny. Na fali popularności Wojciecha Fibaka na osiedlach pojawiały się korty tenisowe. Ponieważ byłem dość dobry i w większości „ogrywałem” kolegów, postanowiłem zapisać się do klubu i trenować „wyczynowo”.
Z dwójką kumpli poszliśmy na „zapisy” (co jakiś czas klub organizował coś takiego). W tej chwili każdy może trenować co chce, ale za pieniądze. Wówczas wszystko było bezpłatne, toteż chętnych było mnóstwo (to tak może ku przemyśleniu naszym rządzącym). Wszelkie testy sprawnościowe i wydolnościowe zdałem na piątkę – byłem na pierwszej stronie prezentującej wyniki (a tych stron było kilkanaście). Niestety wówczas po raz pierwszy w życiu dowiedziałem się, że jestem „za stary”. Aby zostać zapisanym do klubu w wieku jedenastu lat trzeba było mieć wyniki ponadprzeciętne a nie tylko bardzo dobre. Co gorsza mój kolega z klasy (który poszedł do szkoły rok wcześniej i miał dopiero dziesięć lat) mimo gorszych wyników został przyjęty.

Będąc w liceum zacząłem interesować się dziewczynami, poznałem smak alkoholu i papierosów. Może to dziwne, ale również w tym wieku wypiłem pierwszą w życiu kawę. Jednak te używki nie za bardzo mi smakowały, wolałem chadzać z kolegami (a zwłaszcza koleżankami) na lody do Hortexu. Faktycznie był to najprzyjemniejszy okres w moim życiu (chociaż może nie najłatwiejszy, ponieważ wybrałem liceum z „górnej półki” i trzeba też było sporo się uczyć).

Studia wybrałem dość przypadkowo. Przypadkowo zrobiłem też kurs na opiekunów obozów i kolonii dla dzieci (po prostu wszyscy go robili). Kilka razy byłem takim wychowawcą w praktyce (w zasadzie też przez przypadek).
Jednak (o ile pamiętam) nigdy nie planowałem ani swojego małżeństwa, a tym bardziej nie myślałem o dzieciach. Cieszyłem się życiem i czekałem na swoją wybrankę.
Dopiero gdy poznałem Majkę i zacząłem wiązać z nią dalsze plany, zaczął pojawiać się temat „dzieci”. Ale to było dopiero w wieku dwudziestu trzech lat.

Jak zatem widać z pobieżnego mojego życiorysu, byłem przeciętniakiem.

Ale za to, do tego czasu byłem zupełnie zdrowy psychicznie. Pogarszać zaczęło mi się dużo później. Zwłaszcza od ponad dwóch lat mam chyba jakieś „omamy”, bo ciągle widzę pałętające się po domu dzieci, które muszę przewijać, kąpać, karmić, bawić się z nimi. Do tego co jakiś czas się zmieniają (jedne znikają, inne się pojawiają). Sceny zupełnie jak z horroru „Inni” z Nicole Kidman. Chyba będę musiał zwiększyć dawkę tych niebieskich tabletek...


Od Autora:

A teraz poważnie, bo za chwilę przyjedzie policja i zamkną nam pogotowie (i mnie przy okazji też). Majka by mi czegoś takiego nie darowała.
Chciałem pokazać KAROLI, że przeciętny facet do pewnych rzeczy musi dojrzeć (często ten proces trwa wiele lat) a i tak pewne przyzwyczajenia pozostają do śmierci. Natomiast młodzi mężczyźni nie myślą o dzieciach i małżeństwie. Najczęściej żyją chwilą i jest to moim zdaniem zupełnie naturalne (oni tak po prostu „mają” i z reguły z tego wyrastają). Tak więc KAROLA pewnie nie zostanie starą panną (jak napisała). Musi tylko poczekać na tego swojego jedynego (który choć w pewnym zakresie będzie zbliżony do jej ideału).
Inną sprawą jest to, że mężczyźni mają bardzo duże zdolności adaptacyjne znalazłszy się w zupełnie nowym środowisku, w którym panują zupełnie inne zasady.
Czasami można spróbować "wrzucić" ich na taką głęboką wodę, ale z pewnością nie bez przygotowania, bo się "utopią". Ja na przykład dzisiaj dowiedziałem się, że w poniedziałek przychodzi do nas noworodek (trzytygodniowy). Właściwie spłynęło to po mnie jak po kaczce. Jednak gdyby taka informacja dotarła do mnie trzy lata temu, to nie wiem, czy nie skończyłbym na oddziale intensywnej terapii.
Ciekawy jestem czy KAROLA napisze jakiś komentarz do tego artykułu. Mam nadzieję, że nie będzie to lapidarne stwierdzenie jak ostatnio: „dupek i tyle”.


13 komentarzy:

  1. Dziękuję za poprawienie mi nastroju od samego rana.
    Ubawiłem się do łez.
    Mam tylko jedną uwagę. Niebieskie tabletki są na coś innego.

    GALL

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaaaaaaa... To dlatego nos mi tak rośnie jak u Pinokia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, chłopcy, chłopcy!
    Oglądacie za dużo reklam :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego piszesz, że nie masz wad?
    Przecież wszyscy je mają.

    OdpowiedzUsuń
  5. Od jakiegoś czasu zabieram się aby coś tutaj napisać, ale zawsze coś mi przeszkodzi.
    Odezwałam się ponad miesiąc temu i potem chciałam napisać, że nie jestem urażona opiniami o domach dziecka, ale jak się w takim pracuje, to mimo wszystko trochę przykro.
    Dzisiaj chciałam zgłosić tego posta do nominacji w kategorii „Najlepszy post Pikusia”. Pisałeś, że prowadzą Aniołki Charliego, jak można obejrzeć taki ranking?
    Bardzo chętnie czytamy twoje posty razem z dziećmi, głównie dziewczynkami a potem rozmawiamy. Dzieciom czytam opisy innych dzieci, ale o Pikusiu też na pewno chętnie posłuchają. Nie wiem tylko jak skomentować komentarze, które się tutaj znalazły :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie ucieszyła wiadomość, że nadal zaglądasz na tego bloga. A informacja, że czytasz pewne fragmenty również „swoim” dzieciom, po prostu mnie „powaliła”.
      Jedak Twój komentarz chyba największe wrażenie zrobił na mojej najmłodszej córce.
      Niemal siłą wymusiła na mnie podanie hasła administratora do bloga i dokonała pewnych zmian. Nawet mi się podobają. Między innymi wprowadziła listę najbardziej „poczytnych” artykułów
      (TOP 10), o które pytałaś.

      Usuń
  6. Pewnie Pikuś ma wady (jak każdy, ale może niezbyt dużo)ale myślę że cały post jest z lekkim przymrużeniem oka a więc stwierdzenie o braku wad również. Ale przede wszystkim to ma wielkie SERCE.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście, że mam wady jak każdy. Nieśmiało dodam, że mam też zalety, a umiejętność zamykania klapy była tylko próbą pokazania pewnych typowych zachowań mężczyzn.
    Starałem się, aby post miał formę pastiszu. Chciałem więc w sposób
    lekki, żartobliwy pokazać obraz przeciętnego mężczyzny (oczywiście nie zafałszowując mojej historii - wszystko co napisałem jest prawdą), delikatnego bałaganiarza, odwlekającego w czasie obietnice. Nie wiem czy mi się to udało, ale przynajmniej taki miałem zamiar. W tym kontekście brak wad jest częstym wyobrażeniem nas o nas (myślę o mężczyznach). Nie dodałem jeszcze, że każdy facet jest najlepszym kierowcą i najlepiej zna się na polityce. Też "tak mam", chociaż podchodzę do tego faktu z pewną powściągliwością i potrafię się z tego pośmiać.
    Jednak gdy kobieta potrzebuje wsparcia, to nie ma jak mężczyzna (myślę, że każda to przyzna).

    OdpowiedzUsuń
  8. dzięki, dzieki, dzięki
    Jeszcze nikt nie napisał niczegospecjalnie dla mnie. Nwet głupiego listu nigdy w życiu nie dostałam, tylko same smsy i emaile.
    Ty jesteś moim ideałem faceta, ale masz Majke i sory ale jesteś dla mnie ciut za stary. ale może masz syna takiego jak ty, chętnie bym go poznała :))).
    Buziaczki, KAROLA
    Jeszcze raz dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  9. Karola, nieźle kombinujesz z tym synem ;) Ale niestety. Mówi się, że do trzech razy sztuka. Pikuś po trzech kolejnych próbach się poddał. Idealnego syna brak, są za to trzy (prawie) idealne córki :)
    A co do samego wpisu to podpisuję się pod tym wszystkim co już zostało powiedziane. Lekko, zabawnie, z „oczkiem” puszczanym do czytelników… Przyznaję, że z tygodnia na tydzień coraz bardziej zaskakuje mnie zarówno blog jak i jego autor. Czytam uważnie i czekam na więcej.

    Kasia (najstarsza ze wspomnianych wyżej córek Pikusia)

    OdpowiedzUsuń
  10. Od początku śledzę tego bloga i ogromnie mnie cieszy zainteresowanie jakie on budzi, czym jednak nie jestem zaskoczona, bo nieskromnie przyznam, że sama namawiałam Pikusia na stworzenie bloga, bo wiedziałam, że ma chłopak talent do pisania. Wszystkie opisy rozwoju dzieci, jakie od niego otrzymuję są zawsze ogromnie wnikliwe , pisane z wielkim serduchem a przy tym mega zabawne i przedstawianie takich opisów na posiedzeniach zespołów ds oceny sytuacji dzieci jest zawsze dla mnie wielką przyjemnością. Dzięki temu blogowi mam nadzieję, że ludzie którzy myślą o zostaniu rodziną zastępczą znajdą inspirację do takiego działania.Z wielką frajdą czytam wszystkie wpisy. Cieszę się, że mam zaszczyt pracować z takimi cudownymi ludźmi jak Majka i Pikuś. Po blisko dwuletniej znajomości z nimi, wiem, że są to osoby, które wiele potrafią poświęcić dla dzieci, które znalazły się pod ich dachem. Nigdy też nie skarżą się na własny dyskomfort, bo mają świadomość ogromnych potrzeb swoich podopiecznych i pragną jak najlepiej te potrzeby zaspokoić - niestety często pomijając własne potrzeby. Majko i Pikusiu chylę przed Wami czoła. Jowita :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za miłe słowa, ale z tym pomijaniem własnych potrzeb nie jest tak źle. Staramy się znaleźć trochę czasu dla siebie i nawet czasem się udaje.Pikuś tylko czasem narzeka, że jego potrzeby zaspakajam zbyt rzadko...,ale za to jak.

      Usuń
    2. "Pikuś tylko czasem narzeka, że jego potrzeby zaspakajam zbyt rzadko...,ale za to jak." - ciekawy komentarz, intrygujący ;)
      Dawid

      Usuń