Co
czuje dziecko biologiczne będące członkiem rodziny zastępczej lub
adopcyjnej?
Tydzień
temu w komentarzu napisała Ula:
U
nas jest podobnie. Temat zostania rodziną zastępczą przewija się
przez nasze życie od wielu lat. Problemem jest podjęcie decyzji.
Raz jest na tak, zaraz potem dopadają mnie wątpliwości. Moje
dzieci mają 12 i 15 lat, więc chyba jeszcze poczekam aż w 1/2 będą
dorosłe. Jeżeli możesz to napisz coś o relacjach twoich dzieci z
dziećmi "zastępczymi".
Pozdrawiam i powodzenia.
Pozdrawiam i powodzenia.
Jest
to moim zdaniem bardzo ważny temat, chociaż trochę po macoszemu
traktowany zarówno przez rodziców zastępczych czy adopcyjnych, a
już z pewnością na szkoleniach organizowanych przez PCPR-y i
Ośrodki Adopcyjne. Ponieważ moja pamięć jest coraz bardziej zawodna,
przed chwilą przejrzałem tematy poruszane na naszym szkoleniu (trzy
lata temu). Temat dzieci biologicznych prawie nie istniał. Wszystko skupiało się
głównie na uczuciach i emocjach dziecka przyjmowanego. Jedyną
większą wzmianką na temat własnych dzieci, był fragment w
temacie „Przygotowanie do zmian”, który przytaczam poniżej:
„Kolejna
sprawa do zastanowienia się, jak zareagują wasze własne dzieci
(jeśli je macie) na przyjęcie do naszej rodziny dziecka. Nie ma tu
żadnych reguł, ale jeśli np. w naszej rodzinie mamy dwunastoletnią
córkę przyzwyczajoną do tego, że wszystko jest dla niej i jest
zawsze pierwsza, być może powinniśmy zastanowić się co zrobić,
by jak najmniej narazić nasze dziecko na stres i uczucie zazdrości.
W sytuacji stresu zaszkodzilibyśmy również przyjętemu dziecku,
które mogłoby nie radzić sobie z problemem 'konkurencji' i
rywalizacji o uczucia i uwagę opiekunów.
Dlatego
szczególnie, gdy posiadamy własne dzieci powinniśmy:
- Dobrze przygotować własne dziecko lub dzieci do decyzji o rodzinie zastępczej lub adopcyjnej. Dzieci muszą uczestniczyć w tej decyzji. Bez ich zgody nie możecie podjąć się opieki zastępczej czy adopcji.
- Dobrze byłoby umożliwić dzieciom rozmowę z dziećmi innych opiekunów zastępczych/adopcyjnych.
- Dzieci należy przygotować do tego, że przynajmniej w początkowym okresie dzieci przyjęte do rodziny zastępczej mogą być traktowane inaczej niż one. Trzeba jednak wyjaśnić, że chodzi o inne kompetencje i potrzeby nowych dzieci, trudności w adaptacji do zmiany i przejściowy okres uczenia się zasad i norm panujących w domu.
- Zaplanować czas dla własnych dzieci. Dać im do zrozumienia, że są dla nas wyjątkowe i ważne. Okazywać uczucia i pytać o uczucia dziecka.
- Rozważyć, jakie dziecko lub dzieci (w jakim wieku, z jakim charakterem, potrzebami itd.) uzyska od wszystkich członków rodziny największą pomoc.
- Zastanowić się, jakie dziecko będzie najlepszym 'uzupełnieniem' naszej rodziny- wniesie najwięcej radości i nowych treści.
… Z
doświadczenia wielu rodzin zastępczych wynika, że przygotowanie
własnych dzieci naturalnych jest jednym z kluczowych problemów
stanowiących o sukcesie rodziny. Wiele nieprzygotowanych pod tym
względem rodzin zastępczych narażonych było na poważne problemy
a nawet rozwiązanie rodziny zastępczej.”
Ogólnie
rzecz biorąc, zawarte w powyższym tekście informacje są bardzo
ważne i trudno się z nimi nie zgodzić. Szkopuł jednak może tkwić
w samych rodzicach zastępczych lub adopcyjnych. Jeżeli będą oni
przeświadczeni o słuszności swojej decyzji (bagatelizując
potencjalne zagrożenia), to może się okazać, że realizacja
powyższych zaleceń, to tylko „słowa, słowa, słowa”.
Przecież
świadomość małego dziecka (a często nawet nastolatka) jest
budowana w oparciu o światopogląd jego rodziców. Można
przedstawić dziecku piękny obraz przyszłego życia, w którym
dziecko zastępcze będzie kumplem, będzie kimś z kim „można
konie kraść”. A potem okaże się, że ten nowy brat czy siostra
wcale nie chcą być kumplem. Chcą być kimś ważniejszym, nie chcą
być partnerem ale narzucają swoją wolę. Nauczeni doświadczeniem,
potrafią walczyć „o swoje”, często „po trupach” - nie mają
zasad. Nie chcą się bratać, chcą dominować.
Być
może kwestią czasu jest zrozumienie pewnych reguł postępowania,
może po jakimś czasie dzieci te utożsamią się z nową rodziną,
może hierarchia wartości rodziny stanie się ich hierarchią
wartości.
Czy
jednak własne dziecko to wytrzyma? Czy nie obudzą się w nim jakieś
mechanizmy obronne? A jak na to zareagują rodzice? Czy wystarczy im
argumentów, aby udowodnić że nowe dziecko mimo wszystko nie jest
konkurencją?
Jeżeli
potencjalny rodzic cieszy się, że jego własne dziecko
zaakceptowało pomysł bycia rodziną zastępczą i nie może
doczekać się nowego członka rodziny, z którym na przykład będzie
grało w piłkę, to jest to radość przedwczesna. Może tak się zdarzyć,
ale też może być zupełnie inaczej (i ta druga możliwość jest
dużo bardziej prawdopodobna).
Wiele
razy już pisałem, że długo broniłem się przed zostaniem rodziną
zastępczą. Nie dlatego, że nie lubię dzieci albo nie widzę
potrzeby tworzenia rodzin zastępczych. Jednak pomaganie innym,
paradoksalnie może skrzywdzić nasze dzieci. Każdy musi sam sobie
odpowiedzieć, kiedy będzie na to czas. Moim zdaniem w tej kwestii
ważniejsze nie są motywacje rodziców zastępczych, ale ich
świadomość potencjalnych zagrożeń dla swoich bliskich.
Uważam,
że najważniejszą sprawą jest duża różnica wieku między
dziećmi zastępczymi a własnymi. Ich sfery funkcjonowania nie
powinny się zazębiać. Najlepiej gdy dziecko zastępcze jest dużo
młodsze, a nasze dziecko biologiczne jest dla niego „guru”.
W
swoich rozważaniach pomijam sytuacje, gdy nasze dzieci są bardzo
małe (powiedzmy jeszcze nie szkolne) i do rodziny trafia dziecko w
tym samym wieku lub młodsze. Wówczas faktycznie nie powinno być
problemów w nawiązaniu braterskich więzi.
Jednak
nawet w tak młodym wieku (w przypadku rodzin zastępczych zawodowych
– gdy następuje rotacja dzieci zastępczych), dzieci biologiczne
dokonują podziału. Nie chcę powiedzieć, że traktują dzieci
zastępcze jako „gorszy sort”, ale ma miejsce pewnego rodzaju
selekcja, zazdrość i konkurencja (jest to opinia, którą sobie
wypracowałem na podstawie obserwacji innych rodzin zastępczych).
Nawet kilkuletnie dzieci potrafią przedstawić inne dzieci w swojej
rodzinie: „to jest moja siostra, a to jest moja prawdziwa siostra”.
Można by to zbagatelizować, uznając że takimi słowami tylko rozróżnia swoje
rodzeństwo (zastępcze i biologiczne), ale jak pada stwierdzenie:
„dzisiaj przyszedłeś się bawić ze mną i moją prawdziwą
siostrą”, z wyraźnym pominięciem „siostry zastępczej”, to
warto się nad tym głębiej zastanowić.
Osobnym
problemem jest wieczny brak czasu w przypadku rodzin zastępczych
zawodowych (opiekujących się większą ilością dzieci
zastępczych). I nie chodzi tu o dobre czy złe chęci. Niestety
własne dzieci muszą dzielić się tym czasem z pozostałymi
dziećmi. Pewnie w jakiś sposób wpływa to też na ich rozwój.
Istnieje ryzyko, że poszukają sobie jakiejś innej grupy osób, w
której staną się kimś ważnym. Okres dojrzewania jest bardzo
trudny dla każdego nastolatka i jego rodziców. W rodzinie
zastępczej, problem ten jest zdecydowanie spotęgowany.
Przejdę
może, do naszych doświadczeń. Moje córki są już pełnoletnie
(jeszcze w grudniu mogłem napisać, że prawie wszystkie – dzisiaj
mogę powiedzieć, że wszystkie trzy).
Dzieci
zastępcze, które u nas przebywają to w większości niemowlaki
(szkraby kilku-kilkunastomiesięczne). Nie ma żadnych problemów.
Być może w pewien sposób dzieci te zaspokajają budzące się
potrzeby macierzyńskie naszych córek. Być może fakt, że nasze
dziewczyny zawsze były trzy i w pewien sposób musiały dzielić się
między sobą naszą uwagą, powoduje że traktują nasze dzieci
zastępcze „jak swoje” i możemy liczyć na duże wsparcie z ich
strony.
Ale
nie zawsze było tak różowo. Mieliśmy w naszym pogotowiu dwie
starsze dziewczynki (opisałem je w artykułach „Sztanga” i
„Asteria”). Wprawdzie nie było otwartych konfliktów, ale wiele
razy musieliśmy wysłuchać tekstów o nierównym traktowaniu, o
nierównym podziale obowiązków. Nam wydawało się, że każde
nasze dziecko (zarówno własne jak też zastępcze) miało
przydzielane zadania adekwatnie do wieku, umiejętności i możliwości
ich realizacji. Dla rodzica czasami takie przydziały zadań są
bardzo trudne. Bywają dzieci, które przerasta wyniesienie śmieci,
ale chętnie zrobią obiad. Rodzeństwo samo dojdzie do porozumienia.
Czasami dyskusje są bardzo żywiołowe, jednak nie pozostają żadne
wzajemne animozje.
Obawialiśmy
się, że przyzwolenie na takie samo traktowanie dzieci zastępczych
może spowodować jakiś uraz psychiczny a przynajmniej smutek
nieuzasadniony daną sytuacją. Prosiliśmy nasze córki o zachowanie
umiaru. Zastosowały się do naszych próśb.
Nie
wiem czy dobrze zrobiliśmy. Z jednej strony nie było otwartych
konfliktów, ale też wzajemne relacje naszych dzieci i dzieci
zastępczych były trochę sztuczne. Gdyby Sztanga i Asteria miały u
nas zamieszkać na długi okres, to musielibyśmy znaleźć inne
rozwiązanie.
Niestety
już dziecko kilkuletnie ma swoje nawyki, swoją klasyfikację
wartości (opartą na dotychczasowych doświadczeniach),
niekoniecznie zgodną z naszym światopoglądem. Patrzy na życie
zupełnie inaczej. Często dziecko, które przychodzi do rodziny
zastępczej jest bardzo dojrzałe jak na swój wiek, po prostu
przeskoczyło okres „szczenięcych lat” i nie potrafi już do
niego wrócić. Jak pogodzić rówieśników mających tak odmienne
doświadczenia? Czy potrafią mieć wspólny temat, rozmawiać o
swoich problemach? Mówią o tym samym ale myślą zupełnie inaczej.
Bardzo dziękuję za tak wyczerpującą odpowiedź na mój post. Potwierdza ona to co podpowiada mi intuicja i dlatego tak trudno podjąć decyzję, właśnie dlatego ,żeby nie skrzywdzić własnych dzieci i rodziny. Nasze dzieci temat znają, bo jak wspomniałam, przewija się on w naszych rozmowach od lat. Ostatnio nawet dostało się nam od córki: "ciągle tylko mówicie o tym dziecku a nic nie robicie". Myślę ,że ten tekst będzie pomocny dla wielu osób, które mają takie dylematy jak ja. Pozdrawiam i czekam na kolejne opisy twoich dzieciaczków.
OdpowiedzUsuńTaka myśl, a może któraś z Twoich córek miałaby ochotę napisać, jak to dla niej jest żyć w rodzinie, która pełni rolę pogotowia opiekuńczego?
OdpowiedzUsuńZapytam..., ale jak je znam, to raczej każda wolałaby wyliczyć równanie różniczkowe, niż zamieścić tutaj jakiś tekst (chociaż dwie starsze już napisały jakiś komentarz). Podstawową zasadą, której staramy się trzymać, jest to, że to my (Majka i ja) jesteśmy pogotowiem rodzinnym. Nasze dzieci angażują się tylko na zasadzie dobrej woli (chociaż muszę przyznać, że mają jej sporo). Jednak, gdy w grę wchodzi napisanie jakiegoś dłuższego komentarza lub własnych przemyśleń, to raczej dobrej woli się nie spodziewam ... ale może się mylę?
Usuń