Historię Luzaka przedstawię w typowej
dla siebie konwencji, połączenia zapisów mailowych z panią
Jowitą, ocen kwartalnych dla PCPR-u i aktualnych przemyśleń. Jest
to swego rodzaju „kogel-mogel”, w którym pewne informacje się
powtarzają, niektóre mogą być niezrozumiałe (bo odwołują się
do wiadomości z wcześniejszych artykułów). Jak do tego dodać moje ciężkie poczucie humoru, to współczuję
czytającym, ale jeżeli ktoś ma ochotę przebrnąć przez ten
tekst, to zapraszam.
Luzaka odebraliśmy ze szpitala gdy
miał pół roku. Tym razem nie był to szpital
ginekologiczno-położniczy. Chłopiec znalazł się w nim z powodu
pobicia. Była to już druga sytuacja, gdy lekarz rodzinny podczas
wizyty zauważył dziwne obrażenia u dziecka. Za pierwszym razem
były to ślady na plecach, tym razem na twarzy. Mama chłopca w obu
przypadkach dosyć dziwnie tłumaczyła obrażenia. W tym przypadku Luzak
podobno narobił sobie siniaków, obijając się o obojczyk mamy w
trakcie noszenia go na ręce. Sąd nie dał wiary tym wyjaśnieniom,
tym bardziej, że rodzina mamy Luzaka była znana opiece społecznej
i istniało podejrzenie, że te dwa razy mogły nie być jedynymi
takimi sytuacjami.
Dzień 1
Majka pojechała po chłopca do
szpitala. Zastała tam jego mamę i ciocię (siostrę mamy). Nie było
to miłe wydarzenie. Ciocia była nawet sympatyczna, a co
najważniejsze – dało się z nią porozmawiać. Mama wprost
przeciwnie. Są to jednak sytuacje, kiedy w pewien sposób rozumiemy
niestosowne zachowanie rodziców dzieci. Jak by na nie nie patrzeć,
w tym momencie jesteśmy dla nich agresorami, którzy przyszli
odebrać im dziecko. Cała sytuacja nie była więc dla Majki czymś
niezwykłym – dała sobie radę.
Dzień 3
Pani Jowito, przesyłam wypis ze szpitala Luzaka. Dzwoniła jego mama –
tym razem była bardzo miła (myślę, że w czwartek w szpitalu
miała prawo nie być sympatyczną - ja w takiej sytuacji chyba też
nie tryskałbym optymizmem). Ustaliliśmy, że ma "pozbierać"
dokumenty z różnych poradni, w których podobno była z chłopcem.
Jak
go zobaczyłem, to chciałem krzyknąć, że wycofuję wszystkie
zarzuty w stosunku do Chapicka (że jest na etapie dziecka
półrocznego). Chapic w stosunku do Luzaka jest na dużo wyższym
poziomie rozwoju. Wprawdzie Majka odejmuje Luzakowi dwa miesiące
(tytułem wcześniactwa), jednak ja nie bardzo się z nią w tym
przypadku zgadzam. Uważam, że dziecko rozwija się gdy ma jakieś
bodźce - w brzuchu mamy ma ich zdecydowanie mniej niż po
urodzeniu. Luzak ma problemy z napięciem mięśniowym, ale w drugą
stronę niż Chapic - jest zbyt wiotki. Słabo operuje rączkami, nie
przewraca się na brzuch i z powrotem. Miał zupełnie inny tryb
życia, niż nasze dzieci. Dla przykładu - nasze dzieci rozpoczynają
dzień o 9-tej rano - Luzak o tej porze szedł spać. Powoli
przyzwyczajamy go do nowych zasad i przystosowuje się szybko.
Wszystkie moje dziewczyny (Majka i córki) pokochały go od
pierwszego dnia. Dla mnie jest jeszcze obcy (tak samo było na
początku z Iskierką, Filemonem) więc nie będę się wypowiadał
szerzej na jego temat, bo mogę nie być obiektywny. ... Chociaż
może właśnie teraz, gdy nie jestem z nim związany emocjonalnie
jestem bardziej obiektywny?
Dzień 7
Ocena rozwoju dziecka
na podstawie obserwacji opiekunów (6 miesięcy).
Luzak
przebywa u nas od tygodnia. Jest wcześniakiem z 30-go tygodnia ciąży
(2,5 m-ca przed terminem). Ma zbyt słabe napięcie mięśniowe (jest
zbyt wiotki). Konieczne jest wczesne wspomaganie rozwoju. W OREW na
Obuwniczej ma już „zaklepane” miejsce a w ośrodku
rehabilitacyjnym na Walecznych będzie musiał chwilę poczekać (5
osób jest przed nim). Jednak gdy dodamy naszą rehabilitantkę –
wolontariuszkę, to nawet na chwilę obecną chłopiec będzie miał
całkiem przyzwoitą opiekę rehabilitacyjną.
Aktualny wykaz
umiejętności:
- Słabo przekręca się z pleców na brzuch i odwrotnie. Potrafi to zrobić, ale w ciągu minionego tygodnia zrobił to tylko kilka razy.
- Słabo operuje rączkami. Umie złapać zabawkę i skupić na niej uwagę, ale robi to rzadko. Leżąc, bardziej przypomina noworodka, niż półroczne dziecko.
- Nie przewraca się na przewijaku.
- Nie jest lękliwy, nie posiada cech dziecka bitego (może jest zbyt mały).
- Rozpoznaje osoby, uśmiecha się, ale nie gaworzy w odpowiedzi na „zaczepki”. Nie śmieje się głośno i nie wydaje okrzyków radości.
- Nie reaguje na swoje imię, rzadko odwraca głowę gdy się go woła.
- Odzywa się rzadko, ale można powiedzieć, że potrafi gaworzyć.
- Nie potrafi sam się bawić, choć bywają chwile, gdy spokojnie leży w leżaczku i obserwuje otoczenie.
- Gdy nie śpi, domaga się zainteresowania sobą – głównie chodzi o noszenie.
- Śpiew,muzyka – póki co mogą nie istnieć (ale to się zmieni).
- Nie odczuwa lęku przed obcymi (wszystko mu jedno, kto się nim zajmuje).
- Jest bardzo głośny.
- W nocy śpi niespokojnie, budzi się kilka razy.
Kontakty z rodzicami
biologicznymi:
Pierwsze
spotkanie z mamą u nas, dopiero przed nami. Wizyta raz w tygodniu
jej nie wystarcza, rozważa wniesienie sprawy do sądu o zwiększenie
ilości odwiedzin. Przy odbiorze chłopca była niegrzeczna i
arogancka, ale została przez nas potraktowana grzecznie, acz
stanowczo i na drugi dzień w rozmowie telefonicznej sprawiła
wrażenie opanowanej i skłonnej do współpracy.
Przy
odbiorze Luzaka ze szpitala była również jej siostra z mężem –
ludzie na poziomie (można ich brać pod uwagę przy ewentualnym
poszukiwaniu rodziny zastępczej).
Dzień 10
Odwiedziła
nas mama Luzaka. Niby jest grzeczna (już nie "rzuca"
wulgaryzmami), ale w zasadzie traktowała Majkę jak opiekunkę do
dziecka, której mówiła co i jak ma robić. Na szczęście Maja
jest inteligentna i opanowana - były riposty, ale czy trafiły?
Wątpię. Mam nadzieję, że nie będę musiał mieć z nią
bezpośredniego kontaktu, bo (mimo stoickiego spokoju) jak mi
dwudziestoletnia "smarkula" będzie robiła uwagi jak np.
mam kąpać jej dziecko, to nie będę tak miły jak Majka.
Dzień 18
Aktualnie
mama Luzaka była u nas dwa razy. Bardzo zależało jej na spotkaniu
w święta. Zgodziliśmy się - miała przyjechać na 11-tą. Przed
12-tą zadzwoniła, że nie przyjedzie bo... zaspała. W poniedziałek
przyjdzie razem z tatą chłopca (jak nie zaśpi). Teoretycznie
moglibyśmy nie wyrazić zgody na to spotkanie, ale jak do niego
dojdzie, to będziemy mieli sporo nowych danych do analizy. Mama
Luzaka dzwoni co kilka dni, chociaż skupia się na sprawach
fizycznych (a właściwie fizjologicznych - jaka kupa, jaka pupa i
czy kaszle).
Dzień 26
Otrzymaliśmy
informację od pani Jowity, iż biegły sądowy ocenił, że ślady
na ciele Luzaka mogły powstać w sposób opisany przez matkę, czyli
krótko mówiąc niezawiniony przez nikogo. Wydawało nam się to
dziwne, ponieważ widzieliśmy zdjęcia chłopca z siniakami na
twarzy. Jakoś po prawie miesięcznym pobycie u nas nie powstał u
niego ani jeden nowy. Cóż, może my mamy inne obojczyki. Ponadto chłopiec ma jedno dziwne zachowanie, które nigdy nie występowało u innych dzieci. Zdarza się, że w nocy (gdy śpi) przypadkowo przykryje się poduszką lub kołdrą (położy ją sobie na twarz). Wpada wówczas w szał, krzyczy a gdy tylko uda mu się wydostać, w jego oczach widać strach. Podzieliliśmy się tym spostrzeżeniem z panią psycholog. Zgodziła się z nami, że nie jest to do końca normalne zachowanie. Niestety wszystko jest w sferze przypuszczeń.
W
każdym razie pojawiła się możliwość, że chłopiec wróci do
mamy, a szanse na pozbawienie jej władzy rodzicielskiej są nikłe.
W zasadzie nie mamy nic przeciwko powrotom do rodzin biologicznych,
nawet gdy ich sytuacja materialna jest bardzo kiepska. Jednak ta
dziewczyna jest jakaś dziwna. Pewnie, że można wiele wybaczyć
młodemu 20-letniemu dziewczęciu. Jednak jej przypadek jest rozbrajający. Potrafi zaspać na wizytę o 11-tej, pomylić
godzinę ślubu swojej siostry (na który Majka chciała zawieźć
chłopca). Była już w drodze, gdy „dostała” telefon, że ślub
jednak nie jest o 10-tej, tylko o 13-tej. No i ciągle bez pracy,
wsparcia rodziny, za to z bujnym życiem na Facebooku.
Dzień 28
Mama
Luzaka była u nas dwa razy 21 i 31-go. Zgodziliśmy się na wizytę
w święta - miała być w sobotę ale zaspała, potem miała
przyjechać ze swoim chłopakiem (ojcem Luzaka) w poniedziałek 13-go
- odwołała wizytę, ponieważ dostała jakąś wysypkę. Ma
przyjechać dzisiaj. W zasadzie aktualnie jest miła (ale
niekoniecznie sympatyczna). Dzwoni co kilka dni i przepytuje Majkę
jak się zajmuje Luzakiem, jaki jest jego stan zdrowia, jakie robi
kupy, jaką ma pupę (bo przy drugiej wizycie pupa była
zaczerwieniona), czy kaszle. Szkoda, że nie pyta czy tęskni, czy
polubił nowe miejsce, nowe otoczenie i nowych domowników.
Oczywiście w jego wieku jeszcze się nie tęskni, ale podejrzewam,
że w jej mniemaniu tak właśnie jest - dziwne więc, że o to nie
pyta. Majka (nie wiem dlaczego) trochę się nią stresuje i nawet
wczoraj specjalnie poszła do lekarza - bo Luzak kaszle. Problem
polega na tym, że Luzak kaszle od czasu jak do nas przyszedł. Przy
czym nie ma temperatury, kataru - tylko kaszle, do tego nie ciągle,
ale kilka razy w ciągu dnia (ale za to jak stary gruźlik). Dwie
poprzednie wizyty wykazały, że płuca i oskrzela są czyste -
wczorajsza wizyta też to potwierdziła. W związku z tym
prawdopodobnie jest na coś uczulony - od dzisiaj będzie dostawał
Ketotifen - zobaczymy co z tego wyjdzie. Może jest uczulony na kota
- podobno duży odsetek ludzi jest uczulonych na kota. A' propos -
może zna Pani kogoś, kto przyjąłby kota - jest wysterylizowany i
do tego bardzo łowny (łapie i zabija wszystko co jest mniejsze od
niego). Przynosi też w darze żywe zdobycze. Kiedyś przyniósł do
pokoju zaskrońca (który ożył) - do dzisiaj go nie znaleźliśmy
(ani żywego ani martwego). Musiałby jednak trafić do jakiegoś
gospodarstwa, bo w mieszkaniu drapie wszystko co drewniane, robi kupy
w wannie ... może doprowadzić do zawału. Kończę z reklamą
mojego kota - wracam do Luzaka. Chłopiec jest bardzo sympatyczny.
Początkowo wymagał ciągłego noszenia (wystarczyło trzymanie na
kolanach ale przed telewizorem). Nawet tak małe dziecko potrafi mieć
przyzwyczajenia, na podstawie których można określić w jakich
warunkach się wychowywało. Włącznie telewizora nie miało
większego wpływu na Hawranka, Iskierkę (jak już ją
odzwyczailiśmy), Chapicka a nawet Filemona. Luzak przed telewizorem
zastyga w bezruchu i patrzy w szklane szkiełko. Jednak stopniowo
nauczył się bawić na macie w naszej obecności, później w
obecności innych dzieci (np. Chapicka), teraz potrafi przez dłuższy
czas bawić się samodzielnie, zwłaszcza że coraz częściej
przewraca się z pleców na brzuch i odwrotnie. W ubiegłym tygodniu
(gdy Majka była w sądzie w sprawie Hawranka) pojechałem na
rehabilitację z Chapickiem i musiałem zabrać Luzaka. Pani Danusia
(rehabilitantka) go obejrzała, stwierdziła że wprawdzie jest
"luzak", ale trzeba mu pokazywać (stymulować pewne
zachowania) a szybko nadrobi zaległości. Dostaliśmy wykaz ćwiczeń
i trenowaliśmy z boku. Gdy na chwilę zrobiliśmy odpoczynek,
słyszeliśmy -"chłopaki nie siedzą, tylko ćwiczą".
Plusem tego było to, że po powrocie do domu miałem prawie trzy
godziny spokoju - wystawiłem chłopców na taras i spali "jak
zabici". Niestety Luzak, mimo że sprawia wrażenie dziecka,
które jest w normie rozwojowej, wymaga stymulacji ruchowej i wizyt u
lekarzy. Aktualnie jeździ z Chapickiem na Obuwniczą. Na Walecznych
"czeka" na swoją kolejkę, ale jeżdżąc razem z
Chapickiem może ćwiczyć z nami pod okiem rehabilitantów. Nasza
wolontariuszka-rehabilitantka (Natasza) też z nim ćwiczy i uważa,
że rehabilitacja jest konieczna. Jest to wprawdzie młoda dziewczyna
(ostatni rok studiów), ale często jej opinia i tłumaczenie pewnych
zależności bardziej do mnie trafia niż innych specjalistów.
Wczoraj byliśmy u neurologa (w zasadzie z Chapickiem, ale
"pokazaliśmy" też Luzaka) - USG głowy nie wygląda
ciekawie. Moją uwagę zwróciło to, że zaniepokoiło to Majkę,
choć wielu lekarzy, którzy oglądali to USG "przeszło nad tym
do porządku dziennego". Aktualnie mamy jakieś badanie na
„cito”, ale dokładnie nie pamiętam o co chodzi (Majka już śpi
więc jej nie podpytam). Byliśmy z Luzakiem u okulisty (też trochę
na podczepkę przy okazji badania Chapicka). Okazało się, że
Chapic ma bardzo dobry wzrok (tylko ma zeza i będzie nosił
okulary), natomiast Luzak ma zbyt dużą nadwzroczność (+4) i też
pewnie będzie wymagał okularów (ale w obu przypadkach czekamy aż
zaczną siadać - bo przy leżących dzieciach okulary się nie
sprawdzają). Luzak faktycznie jest "luzakiem", który
obija się o obojczyki (jak mówiła jego mama) i inne części ciała
a nawet potrafi "walnąć" głową w podłogę. Jednak w
przeciwieństwie do Hawranka (który w takim przypadku zawsze miał
guza), Luzak jakoś nie ma siniaków. W zasadzie nie mamy nic
przeciwko jego mamie. Jest to młode dziewczę pozbawione wsparcia
rodziny. Tata Luzaka? Dwa tygodnie temu nie istniał , tydzień temu
się pojawił, wczoraj znowu nie było o nim mowy - czy jutro
przyjdzie razem z mamą?
Dzień 32
Tata
Luzaka się nie pojawił, ponieważ miał przyjść razem z jego mamą
w dniu, gdy ta miała wysypkę. Gdy mama chłopca umawiała się na
wizytę, twierdziła, że tata chce się spotykać i zajmować
synkiem, a także łożyć na jego utrzymanie. Przy następnej
wizycie była tylko mama Bryza (nie pamiętam jak ma na imię, ale
większość naszych mam, to Bryzy - więc prawdopodobieństwo, że
zgadnę jest duże). Na pytanie o tatę Luzaka stwierdziła, że ten
nadal wykazuje chęć spotykania się z synkiem, ale mu tego
zabroniła - dopóki sam siebie nie ogarnie. Na pewno ma na imię
Lukier. Póki co, do więzienia nie idzie - tak twierdzi jego kurator
(jest to jednak informacja od Bryzy, którą trudno zweryfikować).
Dzień 45
Chłopiec
spotyka się z mamą raz na jakiś czas – średnio może raz na
dwa tygodnie (albo jeszcze rzadziej). Pismo do sądu o zwiększenie
ilości odwiedzin (co zapowiadała na samym początku) oczywiście
nie wpłynęło.
Jednak
coś zaczęło się dziać. Wyprowadziła się z rodzinnego domu
(uważając, że pobyt w nim ma na nią zły wpływ. Wynajęła
mieszkanie, zaczęła szukać pracy.
Pomyśleliśmy,
że może coś z tego będzie.
Chłopiec
w międzyczasie szykuje się do operacji. Właściwie zabiegu –
ma przepuklinę.
Dzień 62
Luzak
właśnie jest w szpitalu, chociaż chyba nie bardzo mu to
przeszkadza. Stał się maskotką oddziału. Wczorajszą noc spędził
w dyżurce pielęgniarek. Myślałem, że zabrały go bo płakał.
Okazało się, że wzięły go do siebie dużo wcześniej i tak im
się spodobał, że został do rana (mały podrywacz). Szkoda, że
nikt z rodziny go nie odwiedził. Dzisiaj była u niego nasza
wolontariuszka Natasza i Majka a jutro już do nas wraca.
Dzień 65
Chłopiec
jest już w domu (zgodnie z planem). Klara i Bastion, czyli pierwsi rodzice, którzy byli u
nas na praktykach, wyrazili chęć opieki nad chłopcem w sierpniu
(gdy my będziemy mieli urlop). Chyba się trochę "wkręcili".
Mają nadzieję, że Luzak nie wróci do mamy (jego historia bardzo
ich poruszyła). Wspomnieli nawet, że sami chętnie by go
adoptowali.
A
mama Luzaka? W szpitalu nie była (bo niby była chora). Od czasu,
gdy wrócił do domu nie dzwoniła (chociaż wiedziała kiedy
wychodzi ze szpitala) .
Dzień 66
Luzak
czuje się bardzo dobrze. Trochę się obawialiśmy, że po powrocie
ze szpitala (w którym praktycznie nie schodził z rąk pielęgniarek)
zacznie być marudny. A tu niespodzianka - jest wręcz przeciwnie.
Ładnie śpi, po przebudzeniu nie płacze, tylko przez jakiś czas
zajmuje się sam sobą (rozgląda się, opowiada sobie różne
rzeczy, bawi się w łóżeczku zabawkami). Być może obawia się,
że jak się głośniej odezwie, to znowu ktoś do niego przybiegnie
i będzie go obściskiwał (jak to było w szpitalu).
Rany
nie widzieliśmy. Jest to opatrunek ok 5 cm x 10 cm, którego nie
mamy ruszać. Nie można go też zamaczać, więc kąpię Luzaka w
łyżeczce wody. Chłopak jest trochę zdziwiony taką suchą kąpielą
(ponieważ bardzo lubi się kąpać), ale musi wytrzymać do czwartku
(czyli do kontroli i zdjęcia opatrunku).
Dzień 73
Ocena rozwoju dziecka
na podstawie obserwacji opiekunów (9 miesięcy).
Luzak
przebywa u nas od prawie trzech miesięcy. Jest wcześniakiem z 30-go
tygodnia ciąży (2,5 m-ca przed terminem), chociaż patrząc na
niego – tego nie widać. Ma doskonały apetyt i wagę w normie
(prawie 9 kg). Ma problemy z napięciem mięśniowym, w związku z
czym jest rehabilitowany cztery razy w tygodniu. Krótko mówiąc –
jest zbyt luźny – wygląda jak spadochroniarz przed otwarciem
spadochronu. Dwa razy w tygodniu „ćwiczy” w ośrodku na
Walecznych, raz w OREW na Obuwniczej (wczesne wspomaganie rozwoju) i
raz z wolontariuszką w naszym domu.
Wykaz umiejętności
nabytych w ostatnim kwartale:
- Potrafi przekręcać się z pleców na brzuch i odwrotnie (nawet lubi spać na brzuchu), ale robi to stosunkowo rzadko. Z reguły położony na plecach – przewraca się na brzuch i to jest jego pozycja startowa do dalszej aktywności. W ostatnim czasie nauczył się pełzać. Na razie dojście w upatrzone miejsce zajmuje mu trochę czasu, ale pewnie wkrótce będzie szybszy od nas. W każdym razie zdecydowanie bardziej woli leżeć na brzuchu niż na plecach.
- Lubi bawić się zabawkami. Zwłaszcza interesują go zabawki typu „wesołe miasteczko” (grające , świecące). Na szczęście nie mamy bębenków i trąbek. Błogosławieństwem są zabawki na baterie – które zawsze można wyłączyć.W każdym razie potrafi wziąć nawet dwie zabawki w ręce. Gdy ma jedną – obraca ją w dłoniach, ściska, ogląda. Potrafi też ją upuścić i patrzy co będzie dalej (wydaje nam się, że jest to celowe działanie, tak samo jak notoryczne wyrzucanie butelki z łóżeczka – po wypiciu mleka).
- Luzak w sferze emocjonalnej jest nawet na etapie dziecka rocznego. Interesuje się innymi dziećmi. Wprawdzie najlepszą zabawą jest odebranie smoczka „przeciwnikowi”, ale nawet gdy ten nie posiada swojego atrybutu, jest dla Luzaka dużą atrakcją – w końcu można sprawdzić co ma w uchu, buzi – gorzej gdy zagląda do oka.
- Potrafi podać rękę na „Dzień Dobry” i przybić „piątkę”. „Kosi-kosi” i „pa-pa” idzie nieco opornie. Chociaż czasami mam wrażenie, że Luzak wie o co nam chodzi, ale dobrze się bawi, gdy my robimy przed nim przysłowiowego „głupka”.
- Jest raczej „milczkiem” niż „gadułą”. Może to i lepiej, bo głos ma „niczego sobie”.Czasami potrafi prowadzić monologi, chociaż sylab jest tam jeszcze niewiele. Można doszukać się „da-da”, „ła-ła”, „ma-ma”
- Leżąc na macie lub siedząc w krzesełku, często sprawia wrażenie jakby chciał nawiązać z nami kontakt, a nie tylko zwrócić na siebie naszą uwagę. Nawet niedawno jadąc w tramwaju próbował „zagadać” do przypadkowego „faceta”, który akurat stał obok niego. Ten długo się opierał, ale tuż przed wyjściem „odcmoknął” Luzakowi w taki sam sposób. Sytuacja zarówno śmieszna jak i bardzo sympatyczna – czy Luzak był tym usatysfakcjonowany? (trudno powiedzieć).
- Bardzo lubi zabawę z lustrem. Zwłaszcza widok siebie po drugiej stronie szkiełka niesamowicie go pobudza (taki mały Narcyz).
- Jest bardzo pogodnym dzieckiem. Rozpoznaje domowników i często się do nich uśmiecha.
- Teoretycznie powinien już rozpoznawać obcych i się ich bać. Nadal jest ufny w stosunku do każdego, kto okaże mu swoje zainteresowanie.Jednak z naszych dotychczasowych doświadczeń wynika, że okres nieufności nie tylko nie jest regułą, ale wręcz jest rzadkością, Dotychczas tylko jeden chłopiec (Hawranek) przejawiał tego typu zachowanie. Być może wynika to z faktu, że przez nasz dom „przewija” się mnóstwo różnych osób i dla naszych dzieci każdy kto ma dwie ręce i dwie nogi jest już „znajomym”.
- Chłopiec reaguje na pochwały. Chwalony powtarza wykonywaną czynność, chcąc nam chyba sprawić przyjemność. Niestety karcony (np. gdy pluje obiadkiem) robi dokładnie to samo. Być może chodzi więc tylko o zwrócenie na siebie uwagi.
- Potrafi sam jeść rzeczy, które można wziąć do ręki np. chrupki, biszkopty, banana. Gorzej wychodzi mu trzymanie butelki z mlekiem. A dokładniej – potrafi bardzo dobrze trzymać butelkę, ale gdy ją upuści to ma problem z jej podniesieniem. Nie potrafi pić z kubka, traktuje go jak zabawkę, a gdy jeszcze popryska się wodą, to już jest pełnia szczęścia.Teraz, gdy zrobiło się już ciepło na dworze, rozpoczniemy treningi w tym zakresie na tarasie.
- Stosuje elementy dźwiękonaśladowcze. Zwłaszcza „cmokanie” jest jego ulubioną formą „zagajenia”.
- Jeszcze nie próbuje siadać (nie wspominając już o wstawaniu). Prawdopodobnie wynika to z jego temperamentu. Jest typem flegmatyka, który nigdy i nigdzie się nie spieszy.
- Podsumowując, jest dzieckiem radosnym, niestwarzającym problemów wychowawczych. Właściwie jedynym jego mankamentem jest to, że lubi się budzić o 2:46 i domaga się jedzenia (jest to jego pierwsze śniadanie, drugie je o 6:30). Ostatnio był dwa dni w szpitalu (z powodu przepukliny pachwinowej) i bardzo mu się tam podobało. Większość czasu spędził w dyżurce pielęgniarek i to wcale nie z powodu tego, że płakał. Po prostu stał się maskotką oddziału. Trochę się obawialiśmy jaki będzie po powrocie, ale już pierwszej nocy było „po staremu” (czyli pobudka 2:46 i 6:30).
Dzień 85
Zaczął
pojawiać się Lukier (tata chłopca). Wprawdzie ma wyrok w
zawieszeniu, ale na przestępcę nie wygląda. Mały, chudy –
podobno dealer (niestety nie samochodów). Daleki jestem od
oceniania jego osoby. Nie znam odpowiedzi na pytania: dlaczego?,
kiedy?, co by było gdyby...?
Potrafię
tylko ocenić jego aktualne zachowanie. A tutaj wypada całkiem
przyzwoicie.
Niestety
ma „przechlapane”. Na dobrą sprawę „nie istnieje”. Kiedyś
nie uznał syna, bo podobno nie miał dowodu osobistego. Teraz ma
dowód, ale nie ma „kasy”, a uznanie dziecka trochę kosztuje.
Jednak
gdyby urodził się w innym czasie i miejscu, to mógłby z niego być
całkiem przyzwoity ojciec.
Dzień 96
- Luzak sprawnie pełza (zwłaszcza w kierunku psiej miski i schodów, więc musimy wszystko zabezpieczać),
- podnosi "dupsko" i potrafi zrobić kilka kroków (oczywiście na „czworaka”)
- za chwilę będzie raczkował,
- zaczyna przypominać Hawranka (reaguje płaczem na odejście), mam nadzieję, że nasz urlop nie będzie dla niego ciężkim przeżyciem,
- Lukier, jego tata mi się podoba, jest "ciepły", fajnie się bawi z Luzakiem (a nawet z innymi dziećmi),
- mama Bryza sprawia wrażenie jakby chciała wykorzystać swojego chłopaka (tatę Luzaka) w procesie przywrócenia jej dziecka, a potem powiedzieć "adieu".
Dzień 105
Chłopiec
coraz sprawniej pełza (myślę, że ta umiejętność opóźnia
czworakowanie). Ma taką samą technikę jak Chapic (wygląda to jak
pływanie stylem motylkowym), tylko ustępuje mu szybkością (pewnie
jest za gruby). Ciekawy jestem, czy nauczył się tej metody od
Chapicka?
Hawranek
pełzał jak żołnierz (czyli czołgał się). Zobaczymy co wymyślą
kolejne dzieciaczki.
Dzień 132
Nadszedł
dzień, w którym rozpoczął się nasz urlop (w zasadzie Majki, bo
ja mam swoją pracę).
Klara
i Bastion, czyli rodzice zastępczy, którzy zdecydowali się
zaopiekować Luzakiem w tym czasie, dobrze się z nim zapoznali. W
ciągu ostatniego miesiąca bywali u nas wielokrotnie, bawili się z
nim, zabierali na spacery.
Widzieliśmy,
że były to już relacje „rodzice – syn”. Chłopiec zaczął
utożsamiać się z dwiema rodzinami jednocześnie: naszą i ich.
Niestety
Bryza i Lukier byli tylko kolegami do zabawy. Właściwie Lukier, bo
Bryza skupiała się głównie na robieniu zdjęć i obserwacji
zachowań chłopca.
Dalszą historię
opiszę za tydzień.
Pikuś, super, że znów piszesz.
OdpowiedzUsuńMam parę pytań, jednak odezwę się w ich sprawie za jakiś czas. Póki co zaległości pracowe i inne sprawy dominują i umiejętnie czas pochłaniają.
Pozdrawiam Nikola
Świetna ta twoja konwencja, historię dobrze się czyta :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Dawid
Jestem tu nowa, mam na imię Agata. Chyba mi sie tu podoba :-)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam dziś całego bloga, można powiedzieć od deski do deski, wliczając w to nawet część komentarzy. Próbujemy z mężem podjąć decyzję o zostaniu rodziną zastępczą, ale ciągle się wahamy.Nadal będę czytać.
OdpowiedzUsuń