OLINKA
Dzisiejszy
artykuł jest dosyć specyficzny. W planach miałem opisanie drugiego
etapu życia Luzaka... , a tu nagle kilka dni temu pojawił się
komentarz. Pisząc artykuł „Misiek”, „rzuciłem w przestrzeń”
propozycję opisania historii Olinki. Dziewczynka podobnie jak
Misiek, została wcześniej opisana pod innym imieniem. Podobnie jak
jego imię, jej również pojawiało się we wcześniejszych postach
pod dwoma różnymi określeniami. Zaproponowałem więc, aby ktoś
stworzył taką fikcyjną tożsamość i opisał jej hipotetyczną
historię. Prawdę mówiąc na nic nie liczyłem.
A
jednak napisała Agnieszka83. Jej komentarz można przeczytać pod
postem „MISIEK”. Z jej wcześniejszych komentarzy wiadomo, że
jest opiekunką w domu dziecka.
Dzisiejszy
artykuł jest więc pracą zbiorową, chociaż zainspirowaną przez
Jacka Wesołka.
Mama
Olinki napisała kiedyś pewnego rodzaju kartkę z pamiętnika i
wrzuciła ją do sieci. Czy jest to prawda, czy tylko fikcja? Nie
wiem, może Jacek wie coś więcej.
"Gdy miałam siedemnaście lat zaszłam w ciążę. Ukrywałam ten fakt przed rodzicami i koleżankami, chociaż nie było łatwo. Wiedziałam, że nie dam rady wychowywać tego dziecka i zaczęłam szukać dla niego dobrej rodziny. Tuż po porodzie porzuciłam dziecko na progu ich domu.Wiem,
że niewiele osób mnie zrozumie, ale ja chciałam dla mojego dziecka
lepszego życia niż to, które ja miałam! Było nas w domu ośmioro,
nie starczało na jedzenie. Ojciec pił i bił matkę. Jak miałam
wychowywać małe dziecko w takich warunkach?! Chłopak mnie
zostawił, a ja nie miałam nic. Więc zdecydowałam, że oddam
dziecko.
Niedaleko mieszkała sympatyczna para –
nauczycielka i prawnik. Wszyscy w okolicy wiedzieli, że od dawna
starają się o dzieci. Wiedziałam, że będą świetnymi rodzicami.
Nie chciałam, żeby moja córeczka trafiła do obcych ludzi. Ale nie
miałam też odwagi pójść do tych ludzi i powiedzieć, że oddam
im swoje dziecko. Wahałam się aż do dnia porodu. Urodziłam u
przyjaciółki w domu, jako jedyna wiedziała, co zamierzam zrobić.
Obyło się bez komplikacji. A kiedy trzymałam córkę w ramionach
tak bardzo chciałam ją zatrzymać! Była taka śliczna i malutka!
Było mi tak strasznie ciężko… Owinęłam ją w ręczniki i
kocyk, położyłam na progu i zadzwoniłam z budki telefonicznej do
domu tego małżeństwa. Widziałam jak otwierają drzwi i zabierają
małą do środka, widziałam, że jest bezpieczna.
To
zdarzyło się wiele miesięcy temu. Dziś moja córka ma roczek. Ta
para ją adoptowała, jakoś to załatwili. Dziewczynka chowa się
zdrowo. Czasem gdy mijam ją na ulicy, chcę ją zaczepić, serce
bije mi mocno, ale wiem, że nie mogę tego zrobić. Codziennie
przeżywam tamto zdarzenie na nowo, codziennie umieram z bólu, ale
nic z tym nie robię, bo wiem, że moja córeczka jest szczęśliwa i
ma wspaniałych rodziców. I chyba nie powinnam tego zmieniać,
prawda? Jej szczęście jest najważniejsze! Bardzo chciałabym
kiedyś z nią porozmawiać, wytłumaczyć, ale czy mam prawo w ogóle
o tym marzyć? Co zrobilibyście na moim miejscu? Czy ktoś potrafi
mnie zrozumieć? „
Pozwolę
sobie dopisać ciąg dalszy.
Okazało
się, że nauczycielka i prawnik, tak naprawdę byli rodziną
zastępczą i mieli zupełnie inne zawody. Barbara - mama dziewczynki
mieszkała w tej samej miejscowości. Wszyscy mówili, że tych dwoje
ludzi opiekuje się dziećmi w pewien sposób porzuconymi przez
rodziców – być może mówili jeszcze coś innego. Historie
tworzone na kanwie drobnego (często) incydentu, mogą faktycznie
obrastać legendą. W każdym razie Barbara uznała, że będą oni
najlepszymi rodzicami dla jej córki. Zrobiła to co uznała za
słuszne, jednak rozterki pozostały.
Maja
i Pikuś, bo tak mieli na imię rodzice zastępczy Olinki,
zaopiekowali się dziewczynką, chociaż cały czas próbowali
odnaleźć jej rodziców biologicznych. Wiedzieli, że ta wiedza
będzie dziewczynce potrzebna za jakiś czas, gdy będzie chciała
poznać swoją historię (w pewien sposób poznać siebie).
Nadchodzi
w życiu każdej młodej osoby taki okres, w którym chce ona dotrzeć
do swoich „korzeni”. Nie na darmo w szkole dzieci rysują swoje
drzewo genealogiczne. Zdarza się, że nawet rodzone dzieci doszukują
się teorii spiskowych, przeglądając zdjęcia, rodzinne pamiątki,
wspominając szczątkowe fragmenty rozmów dorosłych. Tak więc
poszukiwanie rodziców Olinki było jedną z ważniejszych rzeczy w
całym procesie opiekowania się dziewczynką.
Nieoczekiwanie,
mama Olinki sama przyczyniła się do rozwiązania zagadki. Po prostu
została opiekunką do dzieci w rodzinie zastępczej Majki i Pikusia.
Może Pikuś niczego by ni zauważył, ale Majka nie miała
wątpliwości, że wzajemne relacje między Olinką a Barbarą są
zupełnie inne niż zachowania Barbary w stosunku do Hawranka czy
Filemona (pozostałych dzieci). Majka nie naciskała, chociaż miała
bardzo poważne podejrzenia. Pewnego dnia Barbara „otworzyła”
się sama. Łzy lały się strumieniami. Gdy Pikuś wrócił z pracy
i zobaczył zapłakaną Majkę i Barbarę, to o mało nie dostał
zawału, myśląc że coś się stało … chociaż w zasadzie to
stało się bardzo wiele. Maja postanowiła pomóc dziewczynie.
Wspólnie napisały pismo do sądu o przywrócenie praw
rodzicielskich (a w zasadzie o ustanowienie, bo nigdy nie zostały
one jej odebrane), Maja uruchamiając sobie tylko wiadome
„znajomości” załatwiła pobyt w Domu Samotnej Matki, gdy tylko
sąd podejmie decyzję i dziewczynka wróci do mamy.
Minęły
cztery miesiące. Prawdę mówiąc tym razem ( w przeciwieństwie do
innych przypadków), nikt nie był niecierpliwy. Wręcz wszyscy
poczuli zdziwienie, że sąd już wyraził zgodę na powrót Olinki
do mamy. Przez tych kilka miesięcy Barbara spotykała się ze swoją
córką, rzetelnie wypełniała też swoje obowiązki opiekunki w
stosunku do innych dzieci. Nadal mieszkała w domu swoich rodziców,
chociaż najchętniej spędzałaby cały dzień w rodzinie zastępczej
– niestety takiej możliwości nie było.
Od
trzech miesięcy Barbara przebywa wraz z Olinką w Domu Samotnej
Matki. Jest z dzieckiem przez całą dobę, pracuje w kuchni
tamtejszej placówki. Jest bardzo sumienna w pracy i opiekuńcza w
stosunku do dziewczynki.
Można
by powiedzieć „Happy End”. Ale czy na pewno? Na
co może liczyć mama samotnie wychowująca swoje dziecko?
W
Domu Samotnej Matki nie można mieszkać w nieskończoność.
Najczęściej pół roku, czasami rok. A co potem? Państwo
wspiera takie matki finansowo w postaci przekazywania zasiłku
rodzinnego, dodatku z tytułu samotnego wychowywania dziecka,
pieniędzy z funduszu alimentacyjnego (o ile nie ma możliwości
wyegzekwowania ich od ojca dziecka), refundacji kosztów opieki nad
dzieckiem (gdy mama pracuje) i gdy to robi, to może wspólnie
rozliczyć z dzieckiem PIT. Może to ładnie brzmi, ale nie są to
wielkie kwoty, a do tego obwarowane wieloma ograniczeniami (zwłaszcza
czasowymi). Pomoc społeczna też wspomaga takie matki, ale jak
zapewnić podstawową potrzebę – dach nad głową? Pracę dla
takiej mamy też można znaleźć, ale co w tym czasie z dzieckiem –
kto zapłaci za opiekę nad nim? Niestety często dobre chęci każdej
ze stron nie wystarczają.
Końcowe
przemyślenia:
Za
chwilę być może Pikuś dostanie 500 zł na dziecko. Nie potrzebuje
tych pieniędzy, bo razem z Majką sam potrafi zadbać o zaspokojenie
potrzeb finansowych swojej rodziny. Czy będzie skłonny przekazać
te pieniądze Barbarze? Czy ma aż tak wielkie serce? A jak postąpią
inni?
A
przecież za te pieniądze można by objąć ochroną wiele
potrzebujących rodzin. Nie mówię, że wszystkie. Wręcz znaczną
mniejszość – ale takie rodziny, które chcą, starają się, nie
są „patologią” tylko im nie wychodzi, potrzebują być może
nawet kilkuletniej pomocy, aby „rozwinąć skrzydła”. Trzeba by
stworzyć spójny program opieki nad takimi rodzinami. Nie jest to
proste. Cóż, łatwiej dać po równo.
Autorzy
artykułu:
Mama
Olinki
Jacek
Wesołek
Pikuś
Incognito
Czyli historia prawdziwa czy nie ? W jakim wieku byla Olinka gdy wrocila do mamy?
OdpowiedzUsuńHistoria niestety nie jest prawdziwa, a przynajmniej jej druga część.
UsuńPoczątkowy opis mamy Olinki jest fragmentem komentarza Jacka – 11 letniego chłopca, który w ten sposób odpowiedział na moją sugestię z artykułu „Misiek”. Być może jest to fikcyjny tekst z jakiejś książki, a może prawdziwy z jakiegoś reportażu. Nie wiem, nie pytałem i sam nie próbowałem poszukać tego fragmentu w internecie.
W całym blogu są tylko dwa nieprawdziwe opisy „Misiek” i „Olinka”. Sądzę, że dam już sobie spokój z takimi wymyślonymi opowiadaniami, bo za chwilę sam zacznę się zastanawiać, czy ktoś taki jak Pikuś w ogóle istnieje.
Ale wracając do sytuacji Olinki. Niestety jeszcze nam się nie zdarzyło, aby jakieś dziecko wróciło do mamy biologicznej, chociaż mamy nadzieję, że historia opisana w tym artykule może kiedyś się w jakiś sposób urzeczywistni. Mieliśmy przypadek gdy dziewczynka wróciła do taty (artykuł „Asteria”), ale była to zupełnie inna sytuacja.
Niestety tak myslalam.
OdpowiedzUsuńA masz kontakt z Asteria?
OdpowiedzUsuńJest to głównie kontakt SMS-owy, przy okazji jakichś świąt, imienin, urodzin itd. Na dobrą sprawę to Majka jest tą osobą, która pierwsza wysyła SMS-a, chociaż chyba trudno oczekiwać aby 10-letnia dziewczynka o tym pamiętała - osobiście też tylko pamiętam o imieninach mojej siostry (i to tylko dlatego, że ma imieniny w Dniu Kobiet).
UsuńAle jakiś czas temu Asteria odwiedziła nas razem z tatą. Byli w pobliżu. Podobno była to inicjatywa Asterii. Majka dostała kwiaty (to już chyba była inwencja taty). Ogólnie rzecz biorąc, byliśmy bardzo mile zaskoczeni i spotkanie przebiegło w bardzo sympatycznej atmosferze.
A ja myślę, że Ty, Pikuś, może powinieneś zacząć pisać bajki dla dzieci, bo dobrze Ci to wychodzi. Mogą być terapeutyczne. Oczywiście oprócz tego bloga a nie zamiast.
OdpowiedzUsuń