czwartek, 14 stycznia 2016

--- Opinie, pytania, odpowiedzi - cz.12

Dzisiaj chciałbym się odnieść do wątku poruszonego przez Lady Makbet, dotyczącego zachowań, a w zasadzie naszego odbioru zachowań rodzin adopcyjnych lub zastępczych.

„Nurtuje mnie natomiast jedna kwestia. Na co zwracacie uwagę podczas pierwszego spotkania z rodzicami adopcyjnymi lub zastępczymi, którzy mają przejąć opiekę nad Waszymi podopiecznymi? Jakie ich cechy i zachowania sprawiają, że wzbudzają Wasze zaufanie?
Jak w ogóle przebiega takie spotkanie?
Lady Makbet”

Każde spotkanie „nowych” rodziców jest odbierane przez nich bardzo emocjonalnie. Wydawałoby się, że pierwsza wizyta i ostatnia jest najważniejsza. Okazuje się, że spotkania „środkowe”, mające na celu zbudowanie więzi i ustalenie wzajemnych relacji (dziecko, nowi rodzice i my jako rodzice zastępczy) często są dla nowych rodziców też bardzo trudne. Z jednej strony spotykają się ze „swoim” dzieckiem, ale po kilkugodzinnym spotkaniu muszą się rozstać, a dziecko rzuca się w nasze objęcia – idziemy się kąpać i spać.
W niektórych rodzicach miłość do dziecka rozbudza się stopniowo – jest w pewien sposób skorelowana z coraz większą ich akceptacją ze strony malucha. Inni wyraźnie czują smutek, gdy trzeba się rozstać (choćby na jeden dzień). Bywają przypadki, gdy emocje są tak wielkie, że na przykład nowy tata idzie się „przewietrzyć”. Myślę, że takie zachowanie doskonale rozumieją rodzice, dla których dziecko przez wiele lat było niedoścignionym marzeniem, które nagle się spełniło. Wydaje mi się, że jest to cudowne uczucie, chociaż cieszę się, że mimo wszystko nie było mi ono dane.
Dla nowych rodziców pewnie najtrudniejsze jest pierwsze spotkanie. Podejrzewam, że sami zastanawiają się jak mają postąpić, rozpatrując wcześniej wszelkie możliwe scenariusze. Być może obawiają się też spotkania z nami, jak zareagujemy, jak ich ocenimy?
Dla nas najtrudniejszy jest ostatni dzień. Najlepiej wówczas zająć się konkretną pracą i nie myśleć. Przecież taki był nasz cel. Dużą pociechą jest fakt, że nauczyliśmy dziecko kochać innych. Okazuje się, że dla niego „przejście” do nowej rodziny nie jest traumatyczne. Staramy się bowiem doprowadzić do takiej sytuacji, w której nowi rodzice są przynajmniej tak ważni jak my.
Często różne osoby nas pytają o rozstania z „naszymi dziećmi”, w większości przypadków mając na myśli smutek odchodzących dzieci. Smutek jest tylko po naszej stronie (przynajmniej dotychczas tak było), no ale my potrafimy sobie z tym poradzić.

Jakie cechy powinni mieć rodzice adopcyjni? Kim muszą być aby wzbudzić nasze zaufanie?
Nie mam pojęcia. Nie ma tutaj jednoznacznej odpowiedzi. Są rodzice bardzo pewni siebie (swoich umiejętności), zwłaszcza tacy, którzy mieli już do czynienia z innymi dziećmi. Są też tacy, którzy pytają o wszystko, dla których dziecko jest wielką tajemnicą, bo często nigdy dotychczas nie mieli z kimś takim styczności. Czy któryś z tych rodziców wzbudza we mnie większe zaufanie? Nie. Ważne, że pytają o przyzwyczajenia, rytuały, do których dzieci są „przywiązane”. Oczywistym jest, że każdy będzie wychowywał swoje dziecko według własnej hierarchii ważności, według własnych zasad. My jako rodzice zastępczy też tak robimy, mimo że dzieci przebywają u nas kilka-kilkanaście miesięcy. Maluchy są bardzo chłonne różnych zachowań. Czasami jak na nie patrzę to widzę siebie – zwłaszcza jak robią równie głupie miny.
Być może mówienie o malutkich dzieciach, że uczymy ich się uczyć, jest trochę na wyrost, to jednak one to potrafią. Być może jest to cecha pierwotna. W każdym razie staramy się aby jej nie zatraciły.
Jak przebiega pierwsze spotkanie? Ja kupuję rożki (ewentualnie inne ciastka), robię kawę a Majka opowiada. A potrafi długo opowiadać … Ostatnio byli u nas na praktykach rodzice zastępczy kończący kurs w PCPR-rze. Mieli być 5 godzin. Ja wymiękłem po trzech godzinach, Majka przetrzymała ich do wieczora (przyszli rano).
Z rodzicami adopcyjnymi jest podobnie. Nie ma takiej możliwości, aby nie dowiedzieli się jakiegoś szczegółu o swoim nowym dziecku.
Z kolei nasze doświadczenia z rodzicami zastępczymi są takie, że najczęściej planują oni adoptować dziecko, które do nich trafi. Nie różnią się więc niczym od rodziców adopcyjnych – wybierają tylko inną drogę, może krótszą, ale obarczoną dużym ryzykiem i dużo większą kontrolą ze strony urzędów sprawujących nadzór nad rodzinami zastępczymi.
Niedawno na stronie www.nasz-bocian.pl podjąłem wątek na temat pewnego rodzaju „obchodzenia” adopcji (na którą często czeka się wiele lat), poprzez pozostanie rodziną zastępczą, która po jakimś czasie przekształca się w rodzinę adopcyjną. Chciałem uzyskać opinie wielu osób, więc byłem trochę kontrowersyjny (czasami na „tak”, czasami na „nie”). Jeszcze jakiś czas odczekam, bo temat jeszcze nie „umarł” i spróbuję szerzej odnieść się do pytania : „Jak zdobyć dziecko?. Czy wszystko, co jest zgodne z prawem jest przejrzyste, dobre i akceptowalne przez innych?".
W moim mniemaniu „tak” - no ale ja patrzę okiem dziecka, dla którego ważna jest mama i tata. Skąd się wzięli? Nie ma na tą chwilę znaczenia. Ważne aby byli moi i to jak najszybciej.

Temat „korzeni" to dopiero przyszłość. 
Pewnie kiedyś pojawi się kluczowe pytanie o tożsamość – kim jestem?
Zmierzenie się z tym pytaniem, jest dużym wyzwaniem zarówno dla rodziców zastępczych, jak też adopcyjnych, a przede wszystkim jest bardzo trudne dla samego dziecka.
Właśnie Majka wróciła ze spotkania rodzin zastępczych na grupie wsparcia. Poruszony był bardzo smutny przypadek, w którym walka dziecka o tożsamość i powrót do „chorej rodziny”, potrafiła trwale zniszczyć wiele lat pracy, miłości, zaufania – oddania siebie.
To taka łyżka dziegciu, którą muszę dodać do mojego sielankowego opisu bycia rodziną zastępczą.
Mi popsuło to tylko humor, innym zniszczyło życie.

2 komentarze:

  1. Dziękuję za tak obszerną i wyczerpującą odpowiedź. Wyobrażam sobie, że musi to być niesamowicie trudna sytuacja... Przede wszystkim na pewno nowi rodzice chcą dobrze poznać dziecko, zacząć budować z nim więź. Do tego dochodzi pewnie obawa, czy podołają zadaniu... I wreszcie świadomość (pewnie nie do końca komfortowa dla żadnej ze stron), że nie jest się na swoim terenie, a każde spotkanie z maleństwem to korzystanie z gościnności PR lub RZ. Ja się obawiam jeszcze czegoś innego: że jedno z nas zakocha się w dziecku od razu, a drugie nie poczuje kompletnie nic.Jeszcze gorzej, jeśli następne spotkania tego nie zmienią. I co wtedy?
    Lady Makbet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daleki jestem od udzielania komuś rad w tak delikatnych kwestiach jak adopcja dziecka, więc odniosę się do pewnych sytuacji, które wystąpiły w naszej rodzinie zastępczej.
      Bywają rodzice, którzy mają wiele obaw. Zwłaszcza pierwsze dziecko, które ma się pojawić w rodzinie adopcyjnej jest kimś niezwykłym. Zdarzają się rodzice, którzy pytają o wszystko, bojąc się, że pewne odstępstwo od pewnych rytuałów może mieć negatywny wpływ na nowego członka rodziny. Inni z kolei są pewni siebie (mając często doświadczenia z innymi maluchami). Dzieci są jednak bardzo elastyczne i zaakceptują każde zachowanie swoich nowych rodziców. Ich wymagania nie są wielkie. Jak mówi Majka, wystarczy dużo serca i kawałek czystej podłogi (bywa, że pomija słowo „czystej”). Pewnie, że wybiegając myślami w przód, gdy dziecko w okresie dojrzewania zacznie poszukiwać swoich „korzeni”, można mieć obawy, czy podoła się temu zadaniu. Ale takie wątpliwości mogą dotyczyć wszystkich rodziców. Okres dojrzewania tak czy inaczej będzie trudny.
      Rodziny zastępcze raczej nie mają problemów z obecnością rodziców adopcyjnych. Powinny mieć świadomość, że dla dobra dziecka ilość spotkań z nowymi rodzicami powinna być jak największa. W naszym przypadku zachęcamy do jak najczęstszych odwiedzin. Zresztą Majka bardzo je lubi (być może głównie dlatego, że może sobie porozmawiać). Ja też już się przyzwyczaiłem. Kiedyś zakładałem strój wyjściowy i faktycznie czułem się trochę spięty. Teraz paraduję w krótkich spodenkach, w bluzce upapranej mlekiem, kaszką, tudzież inną zupką. Nikomu to nie przeszkadza (chyba). Zresztą jak do tej pory wszyscy rodzice adopcyjni i zastępczy byli bardzo sympatycznymi ludźmi. Ich obecność nie stanowiła najmniejszego problemu.
      Jeżeli chodzi o proces zakochiwania się w dziecku, to na 99% kobieta zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Mężczyzna potrzebuje dużo więcej czasu. Podczas pierwszej wizyty często patrzy i myśli: co to za „poczwara” - duża głowa, mało włosów i do tego wrzeszczy bez sensu.
      Uważam, że jest to normalne. Ja też tak patrzę na każde nowe dziecko, które pojawia się w naszym pogotowiu. Potem wydaje mi się, że dziecko pięknieje, jest coraz mądrzejsze, staje się moje. Na kilka dni przed odejściem zaczynają mnie drażnić pewne jego zachowania. Jest to chyba taki odruch obronny organizmu.
      Mogę tylko powiedzieć, że nie zdarzyło nam się dziecko, którego bym nie pokochał, a dzień rozstania jest zawsze bardzo smutny (chociaż oczywiście udaję, że wszystko jest OK).



      Usuń