Pierwszą część historii Luzaka
zakończyłem na 132 dniu pobytu u nas. Chłopiec miał wówczas 11
miesięcy i właśnie rozpoczynał nową przygodę w swoim życiu –
miesięczne wakacje u nowej cioci i wujka. Wprawdzie wcześniej
dobrze poznał Klarę i Bastiona (swoich rodziców urlopowych),
jednak mimo wszystko mieliśmy pewne obawy jak się odnajdzie w nowym
otoczeniu. Po ósmym miesiącu życia, dziecko często zaczyna
odczuwać lęk przed rozstaniem z najbliższymi (zwłaszcza z mamą).
Luzak był już trochę starszy, więc istniały dwie możliwości:
lęk separacyjny mu się opóźniał (i problem mógł zacząć
narastać na kilka dni przed wakacjami), albo nie pojawi się już
nigdy w jego życiu. Tak więc przez kilka pierwszych dni, Majka i
Klara często „wisiały” na telefonie, wymieniając się swoimi
spostrzeżeniami.
Luzak w nowej rodzinie poczuł się
bardzo dobrze, zwłaszcza że był „pępkiem świata”. Przez cały
miesiąc miał zapewniane atrakcje, często takie, z którymi
dotychczas nie miał do czynienia. Uwielbiał na przykład kąpiele w
misce na balkonie. Nie wiem jak na to reagowali sąsiedzi „z dołu”,
jednak o ewentualnych skargach nic mi nie wiadomo. Bryza i Lukier,
czyli rodzice biologiczni chłopca też chyba sobie zrobili urlop od
swojego synka, ponieważ odwiedzili go tylko jeden raz, prawie pod
koniec jego pobytu na wakacjach.
Dzień 163
Nadszedł dzień powrotu do naszego
domu. Luzak początkowo nas nie poznał. Patrzył podejrzliwie, nie
chciał podać ręki, nie mówiąc o jakiejkolwiek bliższej formie
kontaktu. Jednak wystarczyło piętnaście minut (może dwadzieścia),
aby wszystko wróciło do stanu sprzed miesiąca.
Często zadaję sobie w takich
sytuacjach pytanie, na ile dziecko nas sobie przypomina, a na ile
bazuje tylko na miłych skojarzeniach. Był to nasz pierwszy urlop od
czasu gdy zostaliśmy rodziną zastępczą i prawdę mówiąc
mieliśmy pewne obawy o to jak zareagują nasze dzieci (zastępcze).
Chociaż tym razem we wszystkich przypadkach wszystko przebiegło
bezproblemowo, to nie do końca zostały one rozwiane.
Baliśmy się też jak będzie
wyglądało kilka pierwszych powakacyjnych dni, ale nie było
najgorzej. Luzak szybko przypomniał sobie stare, codzienne rytuały
– znów było jak dawniej.
Jednak Klara i Bastion mieli okazję
przekonać się, czym są rozstania. O ile dla nas, dni kiedy dzieci
odchodzą do nowej rodziny, też są smutne, to jednak te chwile są
celem naszej pracy. Mamy wówczas świadomość, że dziecko idzie do
nowej, kochającej je rodziny, w której będzie najważniejsze. Na
rodzicach urlopowych Luzaka, ten miesiąc wywarł ogromne wrażenie.
Poczuli, że są rodziną i nagle muszą oddać „swoje dziecko”.
Nie było łatwo, ale nie było innego wyjścia. Pewną pociechą
była perspektywa odwiedzin chłopca, które jak się później
okazało bywały prawie co tydzień.
Dzień 175
Ocena rozwoju dziecka
na podstawie obserwacji opiekunów (12 miesięcy).
Luzak
jest dzieckiem w normie rozwojowej (mimo, że urodził się 2,5
miesiąca przed terminem).
Zarówno
pod względem fizycznym, jak też intelektualnym i emocjonalnym jest
„człowieczkiem”, do którego nie można mieć zastrzeżeń –
już kilka miesięcy temu nadrobił braki.
Jedynym
defektem (natury medycznej), patrząc z męskiego punktu widzenia,
jest fakt, że jego jąderka nie są tam gdzie trzeba – uciekają
do jamy brzusznej. Wprawdzie lekarze uspokajają, że „póki co”
trzeba sobie odpuścić (i poczekać co będzie dalej), ale
niewykluczone, że może czekać go w przyszłości operacja. Chociaż
dla Luzaka to nic nowego – miał już operację przepukliny i
bardzo mu się podobało, bo był maskotką oddziału.
Ogólnie
rzecz biorąc, Luzak jest uwielbiany przez wszystkich. Jest dzieckiem
dającym się kochać. Lubi zaglądać kobietom w dekolt, co w moim
mniemaniu świadczy o jego bardzo pragmatycznym podejściu do życia
(zazdroszczę mu tylko bezkarności takiego postępowania).
Jest
odwiedzany przez rodziców w miarę regularnie (z wyjątkiem
wakacji), chociaż odwiedziny te nie pozwalają na nawiązanie
jakichkolwiek trwalszych więzi (nie jest to winą ani Luzaka ani
jego rodziców – w jego wieku konieczna jest stała obecność –
pozostali są najwyżej dobrymi znajomymi). Aktualnie Luzak doskonale
czuje się w każdym towarzystwie. Każdy, kto okazuje mu
zainteresowanie jest „świetnym kumplem”, chociaż powoli wchodzi
w okres, w którym może się to zmienić.
Wykaz umiejętności
nabytych w ostatnim kwartale:
- Samodzielnie wstaje. Chodzi prowadzony za dwie ręce lub mając jakiś punkt podparcia (wokół łóżeczka, przy kanapie czy krześle).
- Świetnie bawi się zabawkami. Doskonale wie, którą trzeba nacisnąć, pociągnąć czy rzucić i wie jaki będzie tego efekt (rozumie reakcje przyczynowo-skutkowe). Ogląda książeczkę, potrafi przerzucać strony. Nie potrafi budować wieży, ani wkładać klocków w otwory. Umie wrzucać zabawki do pojemnika (zwłaszcza tuż przed kąpielą - do wanny – wszystko co znajdzie w swoim otoczeniu)
- Wykazuje pewne cechy świadczące o empatii – potrafi dać innemu dziecku zabawkę, chociaż w większości przypadków woli ją ukraść i uciekać (może to takie zaproszenie do zabawy – chociaż na razie tylko pies się na to nabiera).
- Reaguje na swoje imię i potrafi rozszyfrować emocje osoby, która do niego mówi. Gdy coś mu nie pasuje udaje przysłowiowego „głupka”.
- Stosunkowo mało posługuje się sylabami, ale mówi „mama”,”tata”, „tej”, nawet coś w rodzaju „ciocia”. W każdym razie nie kojarzy tych słów z konkretnymi osobami. Jednak gdybyśmy o sobie mówili mama-tata, to z pewnością tak by się do nas odnosił, bo to potrafi.
- Jest w wieku, w którym dzieci mają napady złości. Jednak Luzak jest dzieckiem bardzo spolegliwym – można powiedzieć „dziecko idealne”.
- Potrafi zrobić „pa-pa”, „przybić piątkę”, bić (zwłaszcza sobie) „brawo” i wydawać okrzyk indianina.
- Doskonale zna rozkład mieszkania – gdy rano wstaje zaczyna od sprawdzenia, czy ktoś nie zapomniał schować „psiego” jedzenia i picia (uwielbia się „kąpać” w misce z psią wodą i wyjadać chrupki), w następnej kolejności sprawdza zabezpieczenie schodów i kuchni (gdy czasami uda mu się przedostać w niepożądane miejsce, to po uśmiechu widać, że czuje się jak rasowy haker).
- Jest typowym przedstawicielem pokolenia XXI wieku. Nie przepada za domowym jedzeniem ani obiadkami ze słoiczków (np. Gerber). Za to uwielbia spagetti z paczki, leczo ze słoika, pizzę z Telepizzy, chinszczyznę (wszystko jedno skąd) – masakra (nasza była podopieczna Iskierka, powiedziałaby „karkówka” - bo mylą się jej te dwa słowa).
W
przypadku Luzaka trudno o jakieś sensowne podsumowanie.
Chłopiec
zasługuje na więcej niż miał, ma, a może i będzie miał.
Dzień 199
Luzak
prawie już chodzi. W każdym razie potrafi przejść dość długi
dystans, jeżeli może "po drodze" złapać się czegoś.
Nie próbowaliśmy, ale jest to metoda wchodzenia na ściankę
wspinaczkową - może dałby radę.
Dzisiaj
dostaliśmy informację o badaniu więzi (Majka ma przyjechać z
Luzakiem, ponieważ też będzie poddana obserwacji i ocenie).
Widocznie chcą zobaczyć reakcję Luzaka w kontakcie z mamą
biologiczną i skonfrontować to z reakcją na mamę zastępczą.
Moim zdaniem nawet gdyby Bryza była idealna, to po takim czasie
wiadomo, że Luzak zawsze wybierze Majkę. No chyba, że chcą
sprawdzić reakcję mamy na dziecko, a nie dziecka na mamę
(właściwie sam sobie odpowiedziałem na nurtujące mnie pytanie).
Dzień 206
Wczoraj
Luzak o mało nie wylądował w szpitalu. Już wcześniej miał
gorszy apetyt i nie najładniejsze "kupy", ale w piątek w
nocy to był horror. "Leciało" z niego wszystkimi dziurami
jakie ma. Rano, wszystko co wypił lub zjadł, po kilku minutach
znajdowało się na podłodze. Ponieważ w naszej rodzinie to ja
robię zakupy (również w aptece), więc dostałem "bojowe
zadanie". Trzeba było kupić lek, który jest na receptę (nie
mając recepty). Wprawdzie "gadane" ma Majka, ale
stwierdziła, że chyba mimo wszystko ja mam większe szanse. Bywam
tam w miarę często (choćby po mleko), a jej tam nikt nie zna. No
to pojechałem, nie licząc na zbyt wiele (zresztą gdy wróciłem z
sukcesem, to Majka nie kryła zdziwienia - czyli po prostu "wysłała
mnie na pewną śmierć"). Faktycznie pierwsza odpowiedź była
przecząca - nie ma takiej możliwości, musi być recepta. Jednak
wdałem się w rozmowę i chyba wykazałem się dużą znajomością
tematu, ponieważ pani po konsultacji z drugą panią jednak mi ten
lek sprzedała (oczywiście pod warunkiem, że dzisiaj dowiozę
receptę). Tak więc jestem z siebie dumny, bo jakby chłopak trafił
do szpitala to jak nic tydzień z głowy. A po zażyciu lekarstwa
dzisiaj jest już "nówka-sztuka". Ale tak czy inaczej
największa zasługa Majki, bo wiedziała co mam kupić.
Jednak
najlepszy "numer" był jak Majka dzisiaj pojechała do
przychodni po receptę. Okazało się, że kartoteki Luzaka już tam
nie ma. Ktoś w sierpniu "przepisał" go do Certusa i cała
kartoteka (łącznie z kartą szczepień) już tam "poszła".
Dzisiaj nie było zbyt wiele czasu, ale jak znam Majkę, to na pewno
"dojdzie" kto się za tym kryje. W zasadzie w grę wchodzi
albo mama Luzaka (ale po co?), albo rodzice wakacyjni chłopca (ale
ci w zasadzie nie mieli jak się wykazać prawem do takiej decyzji, a
poza tym mieszkają w innej miejscowości niż przychodnia Certusa).
Tak czy inaczej Majka "przepisała" go z powrotem i znowu
będziemy czekać na powrót jego kartoteki. Na szczęście z paniami
w przychodni jesteśmy już prawie jak rodzina, więc najbliższe
szczepienie Luzaka na razie zostanie wpisane do książeczki zdrowia
a potem przepisane do karty szczepień. Tak więc z "jelitówki"
już chyba wyszliśmy. Najzdrowsza okazała się Smerfetka - poza
kilkoma luźnymi kupami nic jej nie było.
Dzień 219
W
ostatnim czasie miały miejsce dwie istotne rzeczy. Sprawa pierwsza
to badanie psychologiczne mamy Luzaka. Najważniejsze, że w ogóle
przyszła, ponieważ kilka dni wcześniej (w rozmowie telefonicznej z
Majką), stwierdziła że o niczym nie wie.
Ogólnie
rzecz biorąc, Majka była trochę zaskoczona przebiegiem spotkania.
W zasadzie nie było konfrontacji Luzaka z mamą w obecności pani
psycholog, a wydawało nam się, że to będzie najważniejszy "punkt
programu". Na wstępie została "przesłuchana" Majka.
W tym czasie chłopiec był w odrębnym pokoju razem z mamą i tatą
(tata Lukier, mimo że nie był zaproszony, również przyszedł).
Tak się teraz zastanawiam, może to pomieszczenie było w jakiś
sposób monitorowane, albo ktoś obserwował zachowanie rodziców
przez "lustro weneckie". No nie wiem, ale jak ja bym był
psychologiem, to ta część spotkania interesowałaby mnie
najbardziej. Później Luzak dołączył do Majki i mimo, że był w
kiepskim humorze (tego dnia nie miał okazji się zdrzemnąć, bo
jechał tam bezpośrednio po rehabilitacji), to wypadł całkiem
dobrze. Nie wiem dlaczego, ale obydwie panie psycholog (biedny
chłopak znalazł się w krzyżowym ogniu pytań) były
zainteresowane jego umiejętnościami. Dopiero na końcu zostali
poproszeni rodzice. Doszło do ciekawego zdarzenia. Panie zadały
pytanie mamie Luzaka, czy wyraża zgodę na obecność jego taty
podczas rozmowy. Stwierdziła, że „tak nie do końca”. Podjęły
więc decyzję, że może pozostać w pokoju, ale nie może się
odzywać. Na to on powiedział, że jak nie może nic powiedzieć, to
nie chce być przy rozmowie i wyszedł. Majka z Luzakiem zostali
"zwolnieni" do domu, więc nie wiemy, jakie są wnioski ze
spotkania.
Dzień 258
Ocena rozwoju dziecka
na podstawie obserwacji opiekunów (15 miesięcy).
Luzak
jest u nas od dziewięciu miesięcy i jest to już czwarta ocena jego
umiejętności. Myślę więc, że nie muszę zbyt dokładnie
przypominać jego przeszłości. Jedną z ważniejszych rzeczy jest
fakt, iż chłopiec urodził się nieco ponad dwa miesiące przed
terminem. Jednak w naszej ocenie nadrobił już wszelkie zaległości
i aktualnie jest typowym przedstawicielem piętnastomiesięcznego
rozrabiaki.
Mówimy
na niego Luzak – Demolka. Wprawdzie jest to trudny okres w życiu
(w naszym życiu, jako rodziców zastępczych), jednak biorąc pod
uwagę rozwój Luzaka zarówno pod względem fizycznym, emocjonalnym
i społecznym, trzeba przyznać, że chłopiec robi to co powinien.
Luzak
nadal jest rehabilitowany, chociaż w ocenie specjalistów nie jest
już to niezbędne. Kończymy zatem roczny program na Walecznych i
cieszymy się, że z powodzeniem. Nadal będzie kontynuowana
rehabilitacja w ośrodku na Obuwniczej, ponieważ ma jeszcze trochę
słabe mięśnie brzucha, co paradoksalnie przekłada się na
niewłaściwe układanie stóp przy chodzeniu.
Wprawdzie
z mojego punktu widzenia chłopak nadal jest „luźny”, ale
fachowcy mówią, że to „luzactwo” to po prostu taka jego uroda
i nie ma ono nic wspólnego z jakimkolwiek zaburzeniem rozwoju. Luzak
będzie pewnie jednym z tych ludzi, którzy podają rękę bez
uścisku (znam kilku takich).
Teoretycznie
tempo wzrostu dziecka po ukończeniu roku życia powinno słabnąć.
Luzak jest chyba wyjątkiem potwierdzającym regułę, ponieważ jest
coraz cięższy (waga nie „kłamie”). Być może z tego powodu
nadal woli czworakować.
Rodzice
Luzaka odwiedzają go w miarę regularnie (zwłaszcza mama). Tata ma
ostatnio podobno jakieś problemy z prawem, ale szczegółów nie
znamy.
Wykaz umiejętności
nabytych w ostatnim kwartale:
- „Samodzielnie wstaje. Chodzi prowadzony za dwie ręce lub mając jakiś punkt podparcia (wokół łóżeczka, przy kanapie czy krześle)” – jest to tekst, który „żywcem” przepisałem z poprzedniej opinii. Można by powiedzieć, że nie robi postępów. Owszem robi, ponieważ potrafi przejść kilka kroków, ale szybko wraca do parteru. Panie rehabilitantki mówią, że jest leniwy. Ja nazwałbym to „cwaniactwem”. Po co się męczyć, skoro łatwiej osiągnąć cel „na czworaka”.
- Ma dobrze rozwinięte mięśnie i zmysł równowagi. Potrafi w szybkim tempie podnieść się do pozycji pionowej i w razie potrzeby błyskawicznie usiąść na pupie.
- Bez przerwy czegoś poszukuje, otwiera i zamyka wszystko co napotka na swojej drodze (szafki, szuflady). Próbuje wejść do każdego pudełka, które znajdzie. Ostatnio przychodzili do nas znajomi i kupiliśmy ciastka – dokładniej „rożki”. Nieopatrznie ktoś pudełko postawił na podłodze. Oczywiście Luzak się do niego dobrał i wszedł do środka. No cóż – w smaku rożki były dobre...
- Luzak stara się wejść wszędzie. W przeciwieństwie do swoich rówieśników, potrafi również zejść. Wprawdzie jest to okupione wieloma guzami, ale wychodzimy z założenia, że odległość do podłogi nie jest wielka, a „sadełko” jest wystarczającym amortyzatorem chroniącym narządy wewnętrzne.
- Tak więc nie ograniczamy jego aktywności fizycznej. Chłopiec chodzi „luzem”, a w kojcu stoi telewizor, dekodery, piloty i inne elektroniczne gadżety, które w konfrontacji z nim nie mają szans.
- Zaznajomił się z podstawowymi umiejętnościami zaspokajającymi potrzeby rodzica, jak „kosi-kosi” (dla niego jest to chyba „brawo-brawo”, bo gest ten widujemy zwłaszcza jak coś zbroi), „pa-pa”, „jakie dobre”, „piąteczka” itp.
- Bardzo dużo rozumie (w zasadzie prawie wszystko, tylko wówczas gdy coś mu nie pasuje, udaje, że jest inaczej). Z mową jest gorzej. Jednak gdy Majka przed kąpielą mówi do niego: „wołaj: wujek-wujek”, on krzyczy „tata-tata”. Skąd zna słowa „mama”, „tata”? (a dokładniej, skąd wie w jakim kontekście ich użyć).
- Przejawia całą gamę zachowań emocjonalnych. Są więc przejawy miłości (w większości), smutku, uporu, złości, strachu. Zwłaszcza uruchomienie odkurzacza powoduje, że ucieka w najdalszy kąt pokoju.
- Jest dzieckiem bardzo inteligentnym. My stawiamy granice, a on doskonale wie, co wolno a czego nie. Oczywiście nie oznacza to, że się do tego stosuje.
- Dużą przyjemność sprawia mu zabawa z lustrem. W naszej sypialni mamy lustro umieszczone na szafie (z boku naszych łóżek). Luzak doskonale wie, że patrząc w lustro, widzi mnie (i jest to ten sam człowiek, którego widzi patrząc na wprost). Ostatnio trochę się zabawiłem jego kosztem. Gdy patrzył w lustro – uśmiechałem się, machałem ręką. Gdy spoglądał na mnie – „kamienna twarz”. Był bardzo zdezorientowany, niestety nie powiedział co o tym myśli.
- W stosunku do innych dzieci jest dającym się lubić łobuzem. Z jednej strony często próbuje na przykład ukraść smoczek lub „przyłożyć” zabawką, ale natychmiast robi „aja-aja”. Myślę, że zarówno Chapic jak i Smerfetka, bardzo go lubią.
- Od jakiegoś czasu „chodzi” w butach. Wprawdzie wśród rehabilitantów i ortopedów są podzielone zdania w tej kwestii (czy lepiej aby chodził w butach, czy na boso), to często mu je zakładamy. Są to specjalne buty z atestem ortopedycznym (między innymi usztywnione w kostce, sznurowane, z miękką podeszwą). Nie są to jednak buty siedmiomilowe, bo chłopak zrobi dwa-trzy kroki i wraca na podłogę.
- Nie wiem dlaczego, ale po każdym przebudzeniu robi sobie „pilota” w łóżeczku. Wyrzuca wszystko, łącznie z prześcieradłem. Aktualnie śpi w śpiworze zapinanym od dołu. Ze śpiwora zapinanego od góry – wychodził. Do tego rozbierał się do naga. Potrafił nawet zdjąć pieluchę (czasami z kupą). Taki mały ekshibicjonista, chociaż nie jest to coś niezwykłego. Mieliśmy już dwie dziewczynki, które robiły podobnie.
Podsumowując,
Luzak jest dzieckiem bardzo pogodnym i mimo ogromnego temperamentu
(przekładającego się na ciągłe bieganie za nim) daje się
kochać.
P.S.
Właśnie Majka mnie poinformowała, że przeszedł 21 kroków
(„oczko”). Myślę więc, że możemy „odtrąbić”, że już
chodzi.
Dzień 277
Pożegnaliśmy
Luzaka. Było to jednak dosyć dziwne rozstanie.
Jakiś
czas temu, Klara i Bastion napisali wniosek do sądu najpierw o
urlopowanie chłopca a następnie o ustanowienie ich rodziną
zastępczą na czas trwania postępowania (czyli do czasu aż sąd podejmie decyzję, co dalej z dzieckiem – wraca do mamy lub
zostaje przeznaczone do adopcji). Umotywowali to tym, że często się
spotykają (praktycznie widywali małego częściej niż jego rodzice
biologiczni), opiekowali się nim w czasie wakacji, są już
nawiązane pewne więzi.
Sąd
najpierw wydał zgodę na urlopowanie. Istniało więc
prawdopodobieństwo, że chłopiec po miesiącu pojawi się u nas z
powrotem. Czy gdzieś w podświadomości wydawało nam się to
możliwe? Dlaczego to odejście potraktowaliśmy jak chwilowe
rozstanie? Długo się nad tym zastanawiałem, ale do żadnych
wniosków nie doszedłem.
Po
jakimś czasie sąd faktycznie ustanowił Klarę i Bastiona rodzicami
zastępczymi tymczasowymi.
Mama
biologiczna praktycznie przestała się odzywać. Teoretycznie cały
czas ma szansę na odzyskanie synka, ale już chyba sama w to nie
wierzy. W ostatnim czasie życie jeszcze bardziej jej się
„posypało”, chociaż jakby na własne życzenie.
My
widujemy Luzaka czasami na rehabilitacji na Obuwniczej. Również
Chapic bardzo cieszy się z tych spotkań. Chłopcy przez wiele
miesięcy wychowywali się jak bracia. Przez kilka pierwszych dni po
odejściu Luzaka, Chapic był jakby trochę nieswój. Zwłaszcza
przed snem często spoglądał na łóżeczko Luzaka, które jeszcze
do tej chwili jest puste.
Jednak
aby nie kończyć w minorowym nastroju, opiszę jeszcze pewne ciekawe
zdarzenie sprzed kilkunastu dni. Majka spotkała się z Klarą na
rehabilitacji. Chłopcy poszli ćwiczyć na matę a one wdały się w
rozmowę. Widocznie dyskusja była tak ekscytująca, że godzina nie
wystarczyła. Luzak z Chapickiem wrócili do poczekalni, a dziewczyny
nadal dyskutowały. No to chłopaki stwierdzili, że trzeba coś z
czasem zrobić. Wzięli jakieś kredki i poszli bawić się na
korytarzu. Mijały kolejne minuty. W zasadzie wszyscy byli zadowoleni
(może poza pracownikami ośrodka). W pewnym momencie zapanowała
cisza, a po chwili słychać było stłumiony płacz dziecka.
Dziewczyny wybiegły na korytarz. Ich oczom ukazał się samotny i
nieco zdziwiony Chapic oraz rozrzucone przed drzwiami windy kredki.
Pierwsza myśl – porwanie. W Klarę wstąpiły nadludzkie siły.
Błyskawicznie przeskoczyła barierkę zabezpieczającą schody i
pędem puściła się na dół. Zanim dobiegła na parter, spotkała
mężczyznę z Luzakiem na rękach. Nie był to porywacz ale
pracownik ośrodka. Okazało się, że chłopiec nacisnął przycisk
windy (miesiące praktyk z interaktywnymi zabawkami nie poszły na
marne). Po wejściu do windy nacisnął kolejny przycisk. Chłopiec
nie jest jeszcze zbyt wysoki, ale wystarczająco, aby dosięgnąć do
najniższego przycisku. Tak więc zjechał do podziemnego parkingu.
Dobrze, że mu się tam nie spodobało i się rozpłakał, bo nie
wiadomo czyim samochodem by wyjechał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz