Często
różne osoby pytają nas, jak wygląda szkolenie na rodziców
zastępczych. Wielu się wydaje, że jest to kilka godzin wykładów,
na które wystarczy po prostu przyjść, a nawet można się lekko
zdrzemnąć. Na szczęście nie jest to takie proste. Jest to
kilkanaście kilkugodzinnych spotkań, podczas których nie da się
nudzić. Trzeba być przez cały czas skoncentrowanym, bo w każdej
chwili można być wywołanym do odpowiedzi albo odegrania jakiejś
scenki. Do tego dochodzą „zadania domowe”. Z jednej strony jest
to strasznie czasochłonne, ale z drugiej bardzo wzbogaca w wiedzę o
sobie, współmałżonku, dzieciach.
Jednym
z tematów było napisanie listu do dziecka (własnego lub jeżeli
ktoś nie miał, to fikcyjnego). Miał to być list, który miał
wspierać dziecko w jego dążeniach, a jednocześnie zwracać uwagę
na pewne jego mankamenty. Jeżeli ktoś chciał podejść do sprawy
poważnie, to było to jedno z trudniejszych zadań.
Jako
odbiorcę listu wybrałem wówczas moją średnią córkę –
Kamisię. Dwie pozostałe nie ukrywały swego niezadowolenia, że
dokonałem akurat takiego wyboru. Trochę mnie to dziwiło, bo
osobiście nie za bardzo chciałbym być podmiotem wypracowania
(niezależnie od formy), które może być czytane przez wiele osób.
Założeniem było, żeby zawarte w nim treści były prawdziwe.
Wybrałem
Kamisię, ponieważ była ona wówczas najbardziej zwariowana. Nadal
jest bardzo ekspresyjna, chociaż gdybym miał napisać taki list
dzisiaj, to pewnie wybrałbym najmłodszą córkę.
Tak
to bywa, że dzieci z upływem lat normalnieją. Z jednej strony to
dobrze, ale pozostaje pewien sentyment do tych szczenięcych lat.
Poniżej
zamieszczam moje zadanie domowe. Trochę czasu mnie ono kosztowało.
Przede wszystkim musiałem przypomnieć sobie jak powinien wyglądać
list. Nie było to łatwe. Teraz wszyscy piszą wiadomości (poprzez
internet), posiłkując się rozmaitymi „buźkami” lub innymi
symbolami, wyrażającymi emocje autora. Pisząc list, trzeba
słowami przekazać radość, smutek, zdziwienie.
Tyle
wyszło z mojego powrotu do przeszłości, gdy pisałem listy z
wojska do Majki.
Moja
Kochana Kamisiu,
Czytając
te słowa, prawdopodobnie nie będzie mnie już między Wami. Lekarze
wykryli u mnie jakąś chorobę. Nie dociekałem szczegółów …
Wiem
tylko, że zostało mi kilka tygodni życia.
Ciekawe
jakie „newsy” można znaleźć w internecie w dniu, w którym
czytasz ten list?
Ale
przejdźmy do rzeczy.
Długo
rozmyślałem, jaki wpływ może wywrzeć na Tobie moje nagłe
zniknięcie? Jak sobie z tym poradzisz?
Ja
przeżyłem już wiele lat i zaznałem wszystkiego, czego człowiek
może doświadczyć. Ale co z Tobą?... I nagle doznałem olśnienia.
Nie
do końca zdaję sobie sprawę jak to się stało, ale wiem, że
jesteś osobą niezwykle pewną siebie, odporną psychicznie, o dużym
poczuciu własnej wartości.
„Pod niebo
wynosimy nasze błędy, a w przepaści trzymamy cnotę i
sprawiedliwość”. To słowa Giordano Bruno, które towarzyszyły
mi przez całe dorosłe życie. Wychowując Ciebie, chciałem zadać
im kłam, i wiem, że mi się to udało.
W
wyrazie Twojej twarzy, sposobie mówienia i poruszania się, widzę
niezwykłą radość życia. Jesteś swobodna i spontaniczna. A Twój
pokój? Niepowtarzalny, ciągle zmieniany. Pamiętasz jak chciałaś
mieć czarny sufit ze złotymi gwiazdkami? Sam nie wiem dlaczego tak
bardzo upierałem się przy swoim. Długo drążyłaś temat,
niewiele zabrakło.
A z
drugiej strony, potrafisz zmienić zdanie, przyznając się do
błędów. Pamiętasz fantastyczną „dietę-cud”? Po dwóch
miesiącach „katorgi” zmieniłaś ją na ćwiczenia fizyczne,
dłuższy sen i zbilansowane odżywianie. Doceniłaś swoje ciało,
mimo jego wad i niedoskonałości (chociaż jesteś chyba jedyną
osobą, która uważa, że w tej kwestii jest coś do zrobienia –
pomyśl o tym).
Za
rok zdajesz maturę, potem egzamin na studia, nowe środowisko, nowi
przyjaciele. Rozumiem, że się denerwujesz. Ja też zawsze bardzo
przeżywam zmianę środowiska. Ale przypomnij sobie jak było gdy
kończyłaś gimnazjum.
Będąc
przy temacie szkoły, przyszedł mi na myśl Rafał. Wiem, że Ci
mówiłem, że nie ma przyjaźni damsko-męskiej. Może jednak to Ty
miałaś rację? Nie bagatelizuj uczuć i nie zaprzeczaj im. Wróć
do tematu. Wiem, że potrafisz wybaczać.
Patrz
przed siebie, patrz w przyszłość z ufnością. Mówią, że
historia jest ważna, chociaż moim zdaniem ludzie nie wyciągają z
niej żadnych wniosków. Moi rodzice, a Twoi dziadkowie, opowiadali
mi różne historie z przeszłości. Ale po pierwsze ich wspomnienia
były zapewne piękniejsze niż w rzeczywistości, a po drugie
opowiadali tylko to, co chcieli opowiadać. Wiem, że wielu by się
ze mną nie zgodziło. No cóż, w tym względzie nie ma prawdy
obiektywnej
Dla
mnie ważna jest Twoja kreatywność wywołana wiarą we własny
umysł. Ja nie chcę dawać żadnej recepty.
Cieszy
mnie przyjemność czerpania przez Ciebie radości z życia. Chociaż
pamiętam, jak niedawno wróciłaś z imprezy zbyt późno i w
dodatku „w stanie wskazującym na spożycie”. Rozpocząłem
rozmowę dyscyplinującą, wysłuchałaś mnie uważnie,uznałaś
swoją winę. Jednak w Twoich oczach ujrzałem pytanie: a pamiętasz
wesele w 2010 ? Cóż, podobno już starożytni znali mądrość, że
nigdy w historii świat nie upadł tak nisko, a młodzież nie była
tak niewychowana. Każde pokolenie uważa, że w czasach jego
młodości, niebo było bardziej błękitne, a trawa bardziej
zielona.
Jesteś
prawie dorosła. Będziesz się uczyć życia na własnych błędach
(bo pewnie na moich nie zechcesz). Pamiętaj tylko o jednym –
pielęgnuj radość – bądź taką jak kiedyś, gdy razem
obserwowaliśmy chmury.
Do
zobaczenia w przyszłości.
Tata
Oczywiście
nie byłbym sobą, gdybym nie dodał do tego opisu trochę dramaturgii
(w języku młodzieży jest to synonim słowa „pojechać” - tak
więc trochę pojechałem). Na szczęście nadal mam się całkiem
dobrze i w najbliższym czasie nie wybieram się w zaświaty.
Kamisia
aktualnie studiuje na Politechnice. Mieszka ze swoim chłopakiem.
Odwiedza nas czasami (gdy jest ładna pogoda, bo ma zepsute
wycieraczki w swoim samochodzie).
Oczywiście
wyraziła zgodę na opublikowanie na tym blogu powyższego listu.
Ciekawy
jestem tylko, jakie ma teraz zdanie na temat przyjaźni
damsko-męskiej?
Wow! Bardzo fajne zadanie. I podziwiam Twoje umiejętności pisarskie. Może kiedyś jakaś książka?
OdpowiedzUsuńJak Twoja córka zareagowała na ten list?
Podoba mi się, że piszesz tu o różnych aspektach rodziny zastępczej. Trochę opisów dzieci, trochę tych bardziej organizacyjnych spraw, które na pewno dla wielu przyszłych rodziców zastępczych są bardzo przydatne.
Pozdrawiam i pisz dalej!
P.S. Kiedy kolejna historia dziecka?
Bardzo się cieszę, że Ci się podoba, ale z tą książką to oczywiście przesada.
UsuńJak zareagowała córka na list? Może sama napisze jakiś komentarz (chociaż może trzeba będzie na niego czekać bardzo długo, ponieważ rzadko bywa na tej stronie).
Ja powiem tylko tyle, że list był typowym listem, czyli napisałem go odręcznie (nie mając żadnej kopii w formie elektronicznej). W tej chwili albo znajduje się on w PCPR-rze, albo przeszedł przez niszczarkę. Jednak Kamisia wcześniej go zeskanowała i zapisała na swoim komputerze. Później "wrzuciła" wszystkie swoje ważne dokumenty na rodzinny dysk przenośny (jako archiwum). Gdyby tego nie zrobiła, to tego artykułu by nie było.
W kwestii opisów kolejnych dzieci, to prawdę mówiąc została mi jeszcze tylko Smerfetka, chociaż jej sytuacja jest dosyć skomplikowana i pewnie jeszcze sporo czasu u nas spędzi.
Za kilka dni odbierzemy ze szpitala dziewczynkę. Niestety będzie to chyba najsmutniejsza historia z dotychczasowych. Dziewczynka prawie nie ma mózgu. Lekarze są zdziwieni, że potrafi jednocześnie oddychać, ssać i połykać. Zrobimy co się da, aby nauczyła się robić dużo więcej.
Czyli nadszedł ten czas, żebym ja także zaistniała na tym blogu, więc wypada skomentować :) To prawda, że rzadko tu zaglądam, bo jak tata wcześniej napisał, od niedawna nie mieszkam już z rodzicami i dopiero uczę się jak pogodzić studia, pracę i tworzenie własnego domu, dlatego czasem brakuje czasu. Niestety :( Ale wracając do postu: Jak zareagowałam na list? Rozryczałam się. Po pierwsze nie na codzień słyszy się tyle miłych słów od kogoś bliskiego, a już na pewno nie od taty, który zawsze swoją miłość wyrażał czynami, nie słowami. Po drugie pomyślałam jak bardzo by mi go brakowało w moim życiu, gdyby to co napisał o chorobie było by prawdą.Po trzecie, ten list sam w sobie jest wzruszający, bo jednak tata ma coś w sobie z polonisty i pięknie ubrał to wszystko w słowa.
OdpowiedzUsuńA co do przyjaźni damsko-męskiej to nadal będę się upierać, że ona istnieje.
Kamisia
I list nie tylko odrazu zeskanowałam i mam go na na komputerze i dysku, ale też go wydrukowałam i trzymam w moim pudełku ze "skarbami" :) A teraz jest już w internecie, wiec już na pewno nie zginie :P
UsuńKocham Cię córeczko.
Usuń