sobota, 13 lutego 2016

KAMISIA

Często różne osoby pytają nas, jak wygląda szkolenie na rodziców zastępczych. Wielu się wydaje, że jest to kilka godzin wykładów, na które wystarczy po prostu przyjść, a nawet można się lekko zdrzemnąć. Na szczęście nie jest to takie proste. Jest to kilkanaście kilkugodzinnych spotkań, podczas których nie da się nudzić. Trzeba być przez cały czas skoncentrowanym, bo w każdej chwili można być wywołanym do odpowiedzi albo odegrania jakiejś scenki. Do tego dochodzą „zadania domowe”. Z jednej strony jest to strasznie czasochłonne, ale z drugiej bardzo wzbogaca w wiedzę o sobie, współmałżonku, dzieciach.
Jednym z tematów było napisanie listu do dziecka (własnego lub jeżeli ktoś nie miał, to fikcyjnego). Miał to być list, który miał wspierać dziecko w jego dążeniach, a jednocześnie zwracać uwagę na pewne jego mankamenty. Jeżeli ktoś chciał podejść do sprawy poważnie, to było to jedno z trudniejszych zadań.
Jako odbiorcę listu wybrałem wówczas moją średnią córkę – Kamisię. Dwie pozostałe nie ukrywały swego niezadowolenia, że dokonałem akurat takiego wyboru. Trochę mnie to dziwiło, bo osobiście nie za bardzo chciałbym być podmiotem wypracowania (niezależnie od formy), które może być czytane przez wiele osób. Założeniem było, żeby zawarte w nim treści były prawdziwe.
Wybrałem Kamisię, ponieważ była ona wówczas najbardziej zwariowana. Nadal jest bardzo ekspresyjna, chociaż gdybym miał napisać taki list dzisiaj, to pewnie wybrałbym najmłodszą córkę.
Tak to bywa, że dzieci z upływem lat normalnieją. Z jednej strony to dobrze, ale pozostaje pewien sentyment do tych szczenięcych lat.

Poniżej zamieszczam moje zadanie domowe. Trochę czasu mnie ono kosztowało. Przede wszystkim musiałem przypomnieć sobie jak powinien wyglądać list. Nie było to łatwe. Teraz wszyscy piszą wiadomości (poprzez internet), posiłkując się rozmaitymi „buźkami” lub innymi symbolami, wyrażającymi emocje autora. Pisząc list, trzeba słowami przekazać radość, smutek, zdziwienie.
Tyle wyszło z mojego powrotu do przeszłości, gdy pisałem listy z wojska do Majki.

Moja Kochana Kamisiu,
Czytając te słowa, prawdopodobnie nie będzie mnie już między Wami. Lekarze wykryli u mnie jakąś chorobę. Nie dociekałem szczegółów …
Wiem tylko, że zostało mi kilka tygodni życia.
Ciekawe jakie „newsy” można znaleźć w internecie w dniu, w którym czytasz ten list?

Ale przejdźmy do rzeczy.
Długo rozmyślałem, jaki wpływ może wywrzeć na Tobie moje nagłe zniknięcie? Jak sobie z tym poradzisz?
Ja przeżyłem już wiele lat i zaznałem wszystkiego, czego człowiek może doświadczyć. Ale co z Tobą?... I nagle doznałem olśnienia.
Nie do końca zdaję sobie sprawę jak to się stało, ale wiem, że jesteś osobą niezwykle pewną siebie, odporną psychicznie, o dużym poczuciu własnej wartości.
Pod niebo wynosimy nasze błędy, a w przepaści trzymamy cnotę i sprawiedliwość”. To słowa Giordano Bruno, które towarzyszyły mi przez całe dorosłe życie. Wychowując Ciebie, chciałem zadać im kłam, i wiem, że mi się to udało.
W wyrazie Twojej twarzy, sposobie mówienia i poruszania się, widzę niezwykłą radość życia. Jesteś swobodna i spontaniczna. A Twój pokój? Niepowtarzalny, ciągle zmieniany. Pamiętasz jak chciałaś mieć czarny sufit ze złotymi gwiazdkami? Sam nie wiem dlaczego tak bardzo upierałem się przy swoim. Długo drążyłaś temat, niewiele zabrakło.
A z drugiej strony, potrafisz zmienić zdanie, przyznając się do błędów. Pamiętasz fantastyczną „dietę-cud”? Po dwóch miesiącach „katorgi” zmieniłaś ją na ćwiczenia fizyczne, dłuższy sen i zbilansowane odżywianie. Doceniłaś swoje ciało, mimo jego wad i niedoskonałości (chociaż jesteś chyba jedyną osobą, która uważa, że w tej kwestii jest coś do zrobienia – pomyśl o tym).
Za rok zdajesz maturę, potem egzamin na studia, nowe środowisko, nowi przyjaciele. Rozumiem, że się denerwujesz. Ja też zawsze bardzo przeżywam zmianę środowiska. Ale przypomnij sobie jak było gdy kończyłaś gimnazjum.
Będąc przy temacie szkoły, przyszedł mi na myśl Rafał. Wiem, że Ci mówiłem, że nie ma przyjaźni damsko-męskiej. Może jednak to Ty miałaś rację? Nie bagatelizuj uczuć i nie zaprzeczaj im. Wróć do tematu. Wiem, że potrafisz wybaczać.
Patrz przed siebie, patrz w przyszłość z ufnością. Mówią, że historia jest ważna, chociaż moim zdaniem ludzie nie wyciągają z niej żadnych wniosków. Moi rodzice, a Twoi dziadkowie, opowiadali mi różne historie z przeszłości. Ale po pierwsze ich wspomnienia były zapewne piękniejsze niż w rzeczywistości, a po drugie opowiadali tylko to, co chcieli opowiadać. Wiem, że wielu by się ze mną nie zgodziło. No cóż, w tym względzie nie ma prawdy obiektywnej
Dla mnie ważna jest Twoja kreatywność wywołana wiarą we własny umysł. Ja nie chcę dawać żadnej recepty.
Cieszy mnie przyjemność czerpania przez Ciebie radości z życia. Chociaż pamiętam, jak niedawno wróciłaś z imprezy zbyt późno i w dodatku „w stanie wskazującym na spożycie”. Rozpocząłem rozmowę dyscyplinującą, wysłuchałaś mnie uważnie,uznałaś swoją winę. Jednak w Twoich oczach ujrzałem pytanie: a pamiętasz wesele w 2010 ? Cóż, podobno już starożytni znali mądrość, że nigdy w historii świat nie upadł tak nisko, a młodzież nie była tak niewychowana. Każde pokolenie uważa, że w czasach jego młodości, niebo było bardziej błękitne, a trawa bardziej zielona.
Jesteś prawie dorosła. Będziesz się uczyć życia na własnych błędach (bo pewnie na moich nie zechcesz). Pamiętaj tylko o jednym – pielęgnuj radość – bądź taką jak kiedyś, gdy razem obserwowaliśmy chmury.

Do zobaczenia w przyszłości.
Tata

Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie dodał do tego opisu trochę dramaturgii (w języku młodzieży jest to synonim słowa „pojechać” - tak więc trochę pojechałem). Na szczęście nadal mam się całkiem dobrze i w najbliższym czasie nie wybieram się w zaświaty.
Kamisia aktualnie studiuje na Politechnice. Mieszka ze swoim chłopakiem. Odwiedza nas czasami (gdy jest ładna pogoda, bo ma zepsute wycieraczki w swoim samochodzie).
Oczywiście wyraziła zgodę na opublikowanie na tym blogu powyższego listu.
Ciekawy jestem tylko, jakie ma teraz zdanie na temat przyjaźni damsko-męskiej?



5 komentarzy:

  1. Wow! Bardzo fajne zadanie. I podziwiam Twoje umiejętności pisarskie. Może kiedyś jakaś książka?
    Jak Twoja córka zareagowała na ten list?
    Podoba mi się, że piszesz tu o różnych aspektach rodziny zastępczej. Trochę opisów dzieci, trochę tych bardziej organizacyjnych spraw, które na pewno dla wielu przyszłych rodziców zastępczych są bardzo przydatne.
    Pozdrawiam i pisz dalej!
    P.S. Kiedy kolejna historia dziecka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba, ale z tą książką to oczywiście przesada.
      Jak zareagowała córka na list? Może sama napisze jakiś komentarz (chociaż może trzeba będzie na niego czekać bardzo długo, ponieważ rzadko bywa na tej stronie).
      Ja powiem tylko tyle, że list był typowym listem, czyli napisałem go odręcznie (nie mając żadnej kopii w formie elektronicznej). W tej chwili albo znajduje się on w PCPR-rze, albo przeszedł przez niszczarkę. Jednak Kamisia wcześniej go zeskanowała i zapisała na swoim komputerze. Później "wrzuciła" wszystkie swoje ważne dokumenty na rodzinny dysk przenośny (jako archiwum). Gdyby tego nie zrobiła, to tego artykułu by nie było.
      W kwestii opisów kolejnych dzieci, to prawdę mówiąc została mi jeszcze tylko Smerfetka, chociaż jej sytuacja jest dosyć skomplikowana i pewnie jeszcze sporo czasu u nas spędzi.
      Za kilka dni odbierzemy ze szpitala dziewczynkę. Niestety będzie to chyba najsmutniejsza historia z dotychczasowych. Dziewczynka prawie nie ma mózgu. Lekarze są zdziwieni, że potrafi jednocześnie oddychać, ssać i połykać. Zrobimy co się da, aby nauczyła się robić dużo więcej.

      Usuń
  2. Czyli nadszedł ten czas, żebym ja także zaistniała na tym blogu, więc wypada skomentować :) To prawda, że rzadko tu zaglądam, bo jak tata wcześniej napisał, od niedawna nie mieszkam już z rodzicami i dopiero uczę się jak pogodzić studia, pracę i tworzenie własnego domu, dlatego czasem brakuje czasu. Niestety :( Ale wracając do postu: Jak zareagowałam na list? Rozryczałam się. Po pierwsze nie na codzień słyszy się tyle miłych słów od kogoś bliskiego, a już na pewno nie od taty, który zawsze swoją miłość wyrażał czynami, nie słowami. Po drugie pomyślałam jak bardzo by mi go brakowało w moim życiu, gdyby to co napisał o chorobie było by prawdą.Po trzecie, ten list sam w sobie jest wzruszający, bo jednak tata ma coś w sobie z polonisty i pięknie ubrał to wszystko w słowa.

    A co do przyjaźni damsko-męskiej to nadal będę się upierać, że ona istnieje.

    Kamisia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I list nie tylko odrazu zeskanowałam i mam go na na komputerze i dysku, ale też go wydrukowałam i trzymam w moim pudełku ze "skarbami" :) A teraz jest już w internecie, wiec już na pewno nie zginie :P

      Usuń