Właśnie doszedłem do wniosku, że na
dobrą sprawę nie odpowiedziałem na pytania Nikoli z komentarza,
który zamieściła pod artykułem „Pytania do czytelników”.
Wprawdzie z różnych moich przemyśleń
można stworzyć sobie pewien obraz mojego poglądu na rodzicielstwo
zastępcze i konkretnie na nasze pogotowie, to jednak do zadanych
przez Nikolę pytań, nie odniosłem się w sposób bezpośredni.
Tak więc zamykam oczy i wyobrażam
sobie, że pani redaktor Nikola, przeprowadza ze mną wywiad.
Pozwoliłem sobie tylko trochę przeredagować pytania (głównie w
zakresie „gubionych” przez telefon pani redaktor – wyrazów).
Mam nadzieję Nikola, że żadne zadane
przez Ciebie pytanie, nie zatraciło pierwotnego znaczenia.
Co jest dla Was najłatwiejsze w
prowadzeniu pogotowia rodzinnego?
Zdecydowanie urlop wypoczynkowy …
Oczywiście żartuję. Wprawdzie od kilku lat taki urlop przysługuje
wszystkim zawodowym rodzinom zastępczym, to jednak osobiście cały
czas jest to dla mnie temat dosyć kontrowersyjny. Będę próbował
poznać odczucia innych osób w tej kwestii (nie tylko rodzin
zastępczych) i jeżeli dojdę na tej podstawie do jakichś
konstruktywnych wniosków, to nie omieszkam się nimi podzielić.
Co jest najłatwiejsze? Trudno
powiedzieć. Myślę też, że zależy to od tego, do kogo
personalnie jest skierowane to pytanie. Dla Majki pewnie jest to sama
opieka nad dziećmi (zabawy, spacery, spotkania z innymi osobami,
innymi dziećmi). Jest to przede wszystkim najprzyjemniejsze.
Dla mnie najłatwiejsze jest techniczne
„ogarnianie” dzieci: wyjazdy na rehabilitację, kąpiele,
przewijanie, również spacery (chociaż w tym przypadku
zainteresowanie ze strony przechodniów czasami jest trochę
deprymujące). W przypadku starszych dzieci, to przewożenie do
szkół, przedszkoli, na różne zajęcia pozalekcyjne. Takie
robienie za „lokaja” często jest dobrym odstresowaniem od pracy
zawodowej. Przejdźmy może do następnego pytania.
Co jest w takim razie najtrudniejsze?
W przypadku maluchów zdecydowanie ich
nocny tryb życia. Wstawanie po kilka razy w nocy z pewnością nie
jest marzeniem żadnego rodzica. Mając kilkoro maluchów musimy się
nimi podzielić (jedna osoba nie byłaby w stanie zapanować nad nimi
w nocy, nawet biorąc pod uwagę fakt, że się wzajemnie nie budzą,
bo śpią w różnych pokojach i są tylko na podglądzie
elektronicznej niani). My rozwiązaliśmy to w ten sposób, że ja
mam pod opieką starszaki budzące się raz lub dwa razy w nocy, a
Majka zajmuje się tymi bardziej „upierdliwymi”.
Przy starszych dzieciach są to często
problemy z „duchami przeszłości”.
Złe nawyki i często już
ukształtowany światopogląd (niestety wymagający skorygowania)
może być większym problemem niż nieprzespane noce. Dotychczas
starsze dzieci, które u nas przebywały były bardzo grzeczne,
potrafiły z nami rozmawiać (jest to najważniejsze, nawet jak się
ma odmienne zdanie).
Jednak często jest zupełnie inaczej.
Zwłaszcza rodzice biologiczni mogą stanowić duży problem.
Niestety nie dotyczy to bezpośrednich relacji między rodzicami
biologicznymi a nami (rodzicami zastępczymi). Głównym problemem w
takich przypadkach jest wpływ rodziców biologicznych na dziecko,
które często musi wybierać między tym co mówi mama a tym co mówi
ciocia (mama zastępcza). Ponieważ dotychczas w większości
mieliśmy do czynienia z małymi dziećmi, nasze kontakty z rodzicami
biologicznymi były całkiem przyzwoite. Jesteśmy osobami
spolegliwymi, co oznacza że staramy się być niekonfliktowi,
tolerancyjni, ale z drugiej strony jesteśmy pewni siebie, mamy
granice, których nie można przekroczyć. Tak więc dotychczas
udawało nam się zachować dobre relacje zarówno z osobami bardzo
prostymi (tutaj główny problem polega na umiejętności zrozumienia
ich zasad postępowania i tego, co chcą nam przekazać), osobami
uzależnionymi od różnych używek, chorymi psychicznie a nawet
osobami mającymi konflikty z prawem (również funkcjonującymi w
tak zwanym „półświatku”).
Często duże trudności występują w
kontaktach z urzędami. Już wiele razy się do tego odnosiłem,
więc mówiąc krótko, uważam że w zachowaniu dobrych układów
najważniejsze znaczenie ma wspomniana wcześniej spolegliwość,
umiejętność zrozumienia argumentów strony przeciwnej i
asertywność. Ja jeszcze pracuję nad tą trzecią cechą. Z kolei
Majka doprowadziła wszystkie trzy przymioty do doskonałości. Jak
czasami słucham jej rozmów z różnymi ludźmi (nie tylko rodzicami
biologicznymi czy urzędnikami), to myślę sobie „ale zołza”.
Jednak robi to w tak uroczy sposób, że wszyscy ją lubią. A może
tylko udają? Może czas zacząć się jej bać?
Co Was najbardziej rozczarowało w
odniesieniu do wyobrażeń, jakie mieliście o takim zajęciu?
Nic nie przychodzi mi do głowy. Jestem
typem człowieka, który woli być mile zaskoczonym, niż
rozczarowanym. Dlatego przy każdym przedsięwzięciu biorę pod
uwagę najgorsze scenariusze. Siłą rzeczy Majka też ma w swojej
głowie wszelkie moje wątpliwości.
Cały czas obawiam się, że najgorsze
dopiero przed nami. Chciałbym za kilka lat móc powiedzieć
dokładnie to samo co dotychczas. Czy tak będzie? Czas pokaże.
Czy macie choć troszeczkę czasu dla
siebie samych?
Pewnie, że tak. Mamy zarówno czas
dla siebie w sensie dosłownym (największym problemem jest tylko
znalezienie wolnego pokoju), ale zdarza nam się też „wyjście na
miasto”, spotkanie ze znajomymi. Duże zasługi w tym względzie
mają nasze dzieci (biologiczne), które w 2/3 są już pełnoletnie
i często na kilka godzin przejmują opiekę nad naszymi dziećmi
zastępczymi.
Ogromną wagę przykładamy też do
naszych zainteresowań sportem. Zwłaszcza stałe treningi są
„święte”. Na szczęście ich terminy się nie pokrywają, więc
nie ma żadnego problemu.
Trochę sobie tylko „odpuściłem”
ogród. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że i tak większość roślin
zjadły sarny, to może lepiej do niego nie wchodzić aby nie dostać
zawału – z okna jakoś wygląda.
Czy rozstania z dziećmi są trudne?
Są smutne … chociaż radosne
jednocześnie. Gdy dziecko odchodzi do nowej rodziny, zwłaszcza
takiej, którą dobrze poznało, to czujemy że zrobiliśmy to co
zamierzaliśmy. Może to co powiem będzie miało trochę pejoratywny
wydźwięk, jednak czujemy się wówczas „profesjonalistami”.
Nie oznacza to oczywiście, że
opiekując się dziećmi „odłączamy” uczucia. Kochamy je jak
własne. Być może trudno to zrozumieć patrząc na to z boku.
Ciężkie chwile przeżywamy, gdy
dziecko trafia do domu pomocy społecznej. To są bardzo trudne
rozstania i nie sądzę aby można się było do nich przyzwyczaić.
Myślę nawet, że jeżeli coś takiego nastąpi w którymś momencie
(rutyna, przyzwyczajenie), to będzie to oznaczało, że czas
zakończyć bycie rodziną zastępczą. Bycie tylko opiekunem nie ma
sensu. Uczucia są podstawą tego co robimy.
Czy długo podejmowaliście decyzję o
takim sposobie życia?
Oj długo. Może sama decyzja o
zostaniu pogotowiem rodzinnym zajęła nam pół roku, potem drugie
tyle szkolenie. Jednak temat opieki zastępczej co jakiś czas
pojawiał się w naszej rodzinie. Majka była gotowa na taką rolę
chyba od zawsze. Ja dojrzewałem kilkanaście lat. Uważałem (i
nadal uważam), że pełnienie funkcji rodziny zastępczej (myślę
tutaj o rodzinie zawodowej, która opiekuje się przynajmniej trójką
dzieci zastępczych) niestety niekorzystnie wpływa na rozwój dzieci
biologicznych. Owszem mamy tutaj do czynienia z empatią, jednak ten
proces zrozumienia, utożsamienia się, paradoksalnie może
spowodować, że nasze dziecko w którymś momencie życia dojdzie do
zupełnie innych wniosków i powie: byłem jednym z wielu, tak jak
dzieci, które pojawiały się w naszej rodzinie - a chciałem być
tym jedynym.
Czy to oznacza, że egoistycznie
podchodzę do życia? Może tak. A może po prostu trzeba poczekać
na taki czas, w którym realizacja naszych planów i ambicji nie
uderzy w naszych najbliższych.
Wiem, że moja opinia może spotkać
się z krytyką wielu osób (nawet psychologów), ale tak to właśnie
widzę.
Jak Wam się udaje być przygotowanym
na przyjęcie i roczniaka i nastolatka? Te potrzeby są tak różne.
Są różne. Zaspokajanie potrzeb
dzieci w różnym wieku powoduje, że rodzina zastępcza staje się
dużo bardziej obciążona i jednocześnie jest mniej efektywna.
„Mądre” PCPR-y mają to na uwadze i starają się „przydzielać”
danym pogotowiom rodzinnym dzieci mniej więcej w tym samym wieku.
Często jest to też związane z ilością pomieszczeń, którymi
takie pogotowia dysponują. Bo przecież o ile nie będzie stanowiło
problemu umieszczenie trójki chłopców przedszkolnych w jednym
pokoju, o tyle umieszczenie nastolatka z dwójką niemowlaków trochę
mija się z celem.
W tym momencie myślę głównie o
pogotowiach rodzinnych, w których dzieci przebywają stosunkowo
krótki czas. W innych rodzinach zastępczych sytuacja bardziej
przypomina rodziny wielodzietne, w których starsze rodzeństwo
najczęściej pomaga w opiece nad młodszym. Pewnie nie zawsze jest
to jego marzeniem (starszego rodzeństwa), ale nie będzie stanowiło
tak wielkiego problemu jak w pogotowiu rodzinnym.
Jak to robicie, że nie funkcjonujecie
jak „mała instytucja”, rozwożąca dzieci na rehabilitacje,
badania itd.? Da się w ogóle?
Byliśmy przez miesiąc taką „małą
instytucją”. Był to okres wakacyjny, w którym poza „naszymi”
dziećmi (które też były ponad stan), mieliśmy jeszcze dwie
dziewczynki na wakacjach (ich rodzice zastępczy mieli urlop
wypoczynkowy). W sumie mieliśmy siódemkę dzieci. Na szczęście
starsze wyjechały na obóz lub były urlopowane do rodziny, więc w
większości czasu opiekowaliśmy się tylko piątką. Niestety to
była tylko typowa opieka jak w żłobku czy przedszkolu (a nawet
gorzej bo dzieci były w różnym wieku). Trzeba było dbać, aby te
większe nie stratowały mniejszych. Nawet pies, który uwielbia
dzieci, szukał spokojnego kąta, w którym mógłby się zaszyć
nieniepokojony przez nikogo. Na szczęście wakacje to okres, w
którym mam trochę więcej czasu, więc mogłem w większym stopniu
pomóc Majce. Mimo to, nie wspominam tego okresu miło.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja,
gdy mamy dzieci mniej więcej w jednym wieku. W takim przypadku,
nawet gdy „przejściowo” zdarzy się czwórka czy piątka – bez
problemu dajemy sobie radę.
Jeżeli chodzi o PCPR-y, to chyba są
zainteresowane głównie tworzeniem rodzin o charakterze pogotowia
rodzinnego, więc współpraca chyba wygląda dobrze. Mam rację?
Jak wygląda współpraca z PCPR-em,
starałem się się pokazać w „Opiniach … część 11”.
Teraz dodam może tylko tyle, że
pogotowia rodzinne są tylko drobnym elementem . Powiatowe Centra
Pomocy Rodzinie muszą nadzorować wszystko co jest związane z
opieką zastępczą.
Owszem, tworzone są nowe rodziny
zastępcze (głównie niezawodowe), prowadzone są kursy, organizowane rozmaite prelekcje,
szkolenia.
Jednak ważniejsze (przynajmniej w
mojej ocenie) jest organizowanie wsparcia zarówno rodzinom
zastępczym już funkcjonującym, jak też osobom opuszczającym
rodziny zastępcze, domy dziecka, placówki opiekuńczo-wychowawcze.
W tym drugim przypadku jest to nie tylko pomoc finansowa ale również
pomoc w integracji z nowym środowiskiem.
Osobną rzeczą są sprawy czysto
techniczne jak sprawozdawczość, finansowanie rodzin zastępczych,
doradztwo (udzielanie informacji o prawach i uprawnieniach).
Nie są to wszystkie zadania PCPR-ów,
ale w moim odczuciu najważniejsze.
Współpraca z rodzinami zastępczymi
powinna wyglądać dobrze. W końcu jest to jednostka zaprojektowana
jako jeden „organizm”. PCPR i rodziny zastępcze powinny być
zespołem.
Ja nie narzekam, ale bywa rozmaicie.
Cóż, relacje między ludźmi bywają różne, a punkt widzenia
niestety często zależy od punktu stania.
Napisalam komentarz....i się skasował chyba.
OdpowiedzUsuńPikuś DZIĘKUJĘ za odpowiedzi na pytania.
Nikola
U nas jest podobnie. Temat zostania rodziną zastępczą przewija się przez nasze życie od wielu lat. Problemem jest podjęcie decyzji. Raz jest na tak, zaraz potem dopadają mnie wątpliwości. Moje dzieci mają 12 i 15 lat, więc chyba jeszcze poczekam aż w 1/2 będą dorosłe. Jeżeli możesz to napisz coś o relacjach twoich dzieci z dziećmi "zastępczymi".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i powodzenia.
Relacje dzieci biologicznych z zastępczymi są bardzo ważną sprawą i niewątpliwe trzeba brać je pod uwagę decydując się na bycie rodziną zastępczą. Myślę, że wiele rodzin ma to na względzie, jednak moim zdaniem niektóre z nich nie dostrzegają pewnych problemów, które mogą się pojawić lub je bagatelizują.
UsuńW przyszłym tygodniu opiszę jak do tematu podchodzą nasze dzieci. Będzie to artykuł oparty o konsultacje z moimi dziewczynami (bo już mi zapowiedziały, że przed opublikowaniem muszą go wcześniej autoryzować). Ale to dobrze, ponieważ będzie on zawierał nie tylko mój punkt widzenia, ale również ich.
Nie omieszkam też dodać do tego opisu moich wniosków wynikających z obserwacji innych rodzin zastępczych.
Widzę, że wiele rodzin ma podobne dylematy. My pierwotnie chcieliśmy zostać rodziną niezawodową dla jednego dziecka.
OdpowiedzUsuńTak było jeszcze do niedawna. Ostatnio żona czytając tego bloga zadała mi pytanie, co bym powiedział na zostanie pogotowiem rodzinnym. Trochę mnie to zmroziło.
Faktem jest, że w sposób ciekawy opisujesz historie waszych dzieci i miło się to czyta.
Cały czas chodzi mi jednak po głowie myśl, że są chwile i sytuacje bardzo trudne, które pomijasz w swoich opisach.
Mi też po głowie chodzi myśl, że najtrudniejsze sytuacje są dopiero przed nami. Ale cóż, "przyjdzie czas, będzie rada".
Usuń