czwartek, 21 stycznia 2016

--- Opinie, pytania, odpowiedzi - cz.13

Właśnie doszedłem do wniosku, że na dobrą sprawę nie odpowiedziałem na pytania Nikoli z komentarza, który zamieściła pod artykułem „Pytania do czytelników”.
Wprawdzie z różnych moich przemyśleń można stworzyć sobie pewien obraz mojego poglądu na rodzicielstwo zastępcze i konkretnie na nasze pogotowie, to jednak do zadanych przez Nikolę pytań, nie odniosłem się w sposób bezpośredni.
Tak więc zamykam oczy i wyobrażam sobie, że pani redaktor Nikola, przeprowadza ze mną wywiad. Pozwoliłem sobie tylko trochę przeredagować pytania (głównie w zakresie „gubionych” przez telefon pani redaktor – wyrazów).
Mam nadzieję Nikola, że żadne zadane przez Ciebie pytanie, nie zatraciło pierwotnego znaczenia.

Co jest dla Was najłatwiejsze w prowadzeniu pogotowia rodzinnego?

Zdecydowanie urlop wypoczynkowy … Oczywiście żartuję. Wprawdzie od kilku lat taki urlop przysługuje wszystkim zawodowym rodzinom zastępczym, to jednak osobiście cały czas jest to dla mnie temat dosyć kontrowersyjny. Będę próbował poznać odczucia innych osób w tej kwestii (nie tylko rodzin zastępczych) i jeżeli dojdę na tej podstawie do jakichś konstruktywnych wniosków, to nie omieszkam się nimi podzielić.
Co jest najłatwiejsze? Trudno powiedzieć. Myślę też, że zależy to od tego, do kogo personalnie jest skierowane to pytanie. Dla Majki pewnie jest to sama opieka nad dziećmi (zabawy, spacery, spotkania z innymi osobami, innymi dziećmi). Jest to przede wszystkim najprzyjemniejsze.
Dla mnie najłatwiejsze jest techniczne „ogarnianie” dzieci: wyjazdy na rehabilitację, kąpiele, przewijanie, również spacery (chociaż w tym przypadku zainteresowanie ze strony przechodniów czasami jest trochę deprymujące). W przypadku starszych dzieci, to przewożenie do szkół, przedszkoli, na różne zajęcia pozalekcyjne. Takie robienie za „lokaja” często jest dobrym odstresowaniem od pracy zawodowej. Przejdźmy może do następnego pytania.

Co jest w takim razie najtrudniejsze?

W przypadku maluchów zdecydowanie ich nocny tryb życia. Wstawanie po kilka razy w nocy z pewnością nie jest marzeniem żadnego rodzica. Mając kilkoro maluchów musimy się nimi podzielić (jedna osoba nie byłaby w stanie zapanować nad nimi w nocy, nawet biorąc pod uwagę fakt, że się wzajemnie nie budzą, bo śpią w różnych pokojach i są tylko na podglądzie elektronicznej niani). My rozwiązaliśmy to w ten sposób, że ja mam pod opieką starszaki budzące się raz lub dwa razy w nocy, a Majka zajmuje się tymi bardziej „upierdliwymi”.
Przy starszych dzieciach są to często problemy z „duchami przeszłości”.
Złe nawyki i często już ukształtowany światopogląd (niestety wymagający skorygowania) może być większym problemem niż nieprzespane noce. Dotychczas starsze dzieci, które u nas przebywały były bardzo grzeczne, potrafiły z nami rozmawiać (jest to najważniejsze, nawet jak się ma odmienne zdanie).
Jednak często jest zupełnie inaczej. Zwłaszcza rodzice biologiczni mogą stanowić duży problem. Niestety nie dotyczy to bezpośrednich relacji między rodzicami biologicznymi a nami (rodzicami zastępczymi). Głównym problemem w takich przypadkach jest wpływ rodziców biologicznych na dziecko, które często musi wybierać między tym co mówi mama a tym co mówi ciocia (mama zastępcza). Ponieważ dotychczas w większości mieliśmy do czynienia z małymi dziećmi, nasze kontakty z rodzicami biologicznymi były całkiem przyzwoite. Jesteśmy osobami spolegliwymi, co oznacza że staramy się być niekonfliktowi, tolerancyjni, ale z drugiej strony jesteśmy pewni siebie, mamy granice, których nie można przekroczyć. Tak więc dotychczas udawało nam się zachować dobre relacje zarówno z osobami bardzo prostymi (tutaj główny problem polega na umiejętności zrozumienia ich zasad postępowania i tego, co chcą nam przekazać), osobami uzależnionymi od różnych używek, chorymi psychicznie a nawet osobami mającymi konflikty z prawem (również funkcjonującymi w tak zwanym „półświatku”).
Często duże trudności występują w kontaktach z urzędami. Już wiele razy się do tego odnosiłem, więc mówiąc krótko, uważam że w zachowaniu dobrych układów najważniejsze znaczenie ma wspomniana wcześniej spolegliwość, umiejętność zrozumienia argumentów strony przeciwnej i asertywność. Ja jeszcze pracuję nad tą trzecią cechą. Z kolei Majka doprowadziła wszystkie trzy przymioty do doskonałości. Jak czasami słucham jej rozmów z różnymi ludźmi (nie tylko rodzicami biologicznymi czy urzędnikami), to myślę sobie „ale zołza”. Jednak robi to w tak uroczy sposób, że wszyscy ją lubią. A może tylko udają? Może czas zacząć się jej bać?

Co Was najbardziej rozczarowało w odniesieniu do wyobrażeń, jakie mieliście o takim zajęciu?

Nic nie przychodzi mi do głowy. Jestem typem człowieka, który woli być mile zaskoczonym, niż rozczarowanym. Dlatego przy każdym przedsięwzięciu biorę pod uwagę najgorsze scenariusze. Siłą rzeczy Majka też ma w swojej głowie wszelkie moje wątpliwości.
Cały czas obawiam się, że najgorsze dopiero przed nami. Chciałbym za kilka lat móc powiedzieć dokładnie to samo co dotychczas. Czy tak będzie? Czas pokaże.

Czy macie choć troszeczkę czasu dla siebie samych?

Pewnie, że tak. Mamy zarówno czas dla siebie w sensie dosłownym (największym problemem jest tylko znalezienie wolnego pokoju), ale zdarza nam się też „wyjście na miasto”, spotkanie ze znajomymi. Duże zasługi w tym względzie mają nasze dzieci (biologiczne), które w 2/3 są już pełnoletnie i często na kilka godzin przejmują opiekę nad naszymi dziećmi zastępczymi.
Ogromną wagę przykładamy też do naszych zainteresowań sportem. Zwłaszcza stałe treningi są „święte”. Na szczęście ich terminy się nie pokrywają, więc nie ma żadnego problemu.
Trochę sobie tylko „odpuściłem” ogród. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że i tak większość roślin zjadły sarny, to może lepiej do niego nie wchodzić aby nie dostać zawału – z okna jakoś wygląda.

Czy rozstania z dziećmi są trudne?

Są smutne … chociaż radosne jednocześnie. Gdy dziecko odchodzi do nowej rodziny, zwłaszcza takiej, którą dobrze poznało, to czujemy że zrobiliśmy to co zamierzaliśmy. Może to co powiem będzie miało trochę pejoratywny wydźwięk, jednak czujemy się wówczas „profesjonalistami”.
Nie oznacza to oczywiście, że opiekując się dziećmi „odłączamy” uczucia. Kochamy je jak własne. Być może trudno to zrozumieć patrząc na to z boku.
Ciężkie chwile przeżywamy, gdy dziecko trafia do domu pomocy społecznej. To są bardzo trudne rozstania i nie sądzę aby można się było do nich przyzwyczaić. Myślę nawet, że jeżeli coś takiego nastąpi w którymś momencie (rutyna, przyzwyczajenie), to będzie to oznaczało, że czas zakończyć bycie rodziną zastępczą. Bycie tylko opiekunem nie ma sensu. Uczucia są podstawą tego co robimy.

Czy długo podejmowaliście decyzję o takim sposobie życia?

Oj długo. Może sama decyzja o zostaniu pogotowiem rodzinnym zajęła nam pół roku, potem drugie tyle szkolenie. Jednak temat opieki zastępczej co jakiś czas pojawiał się w naszej rodzinie. Majka była gotowa na taką rolę chyba od zawsze. Ja dojrzewałem kilkanaście lat. Uważałem (i nadal uważam), że pełnienie funkcji rodziny zastępczej (myślę tutaj o rodzinie zawodowej, która opiekuje się przynajmniej trójką dzieci zastępczych) niestety niekorzystnie wpływa na rozwój dzieci biologicznych. Owszem mamy tutaj do czynienia z empatią, jednak ten proces zrozumienia, utożsamienia się, paradoksalnie może spowodować, że nasze dziecko w którymś momencie życia dojdzie do zupełnie innych wniosków i powie: byłem jednym z wielu, tak jak dzieci, które pojawiały się w naszej rodzinie - a chciałem być tym jedynym.
Czy to oznacza, że egoistycznie podchodzę do życia? Może tak. A może po prostu trzeba poczekać na taki czas, w którym realizacja naszych planów i ambicji nie uderzy w naszych najbliższych.
Wiem, że moja opinia może spotkać się z krytyką wielu osób (nawet psychologów), ale tak to właśnie widzę.

Jak Wam się udaje być przygotowanym na przyjęcie i roczniaka i nastolatka? Te potrzeby są tak różne.

Są różne. Zaspokajanie potrzeb dzieci w różnym wieku powoduje, że rodzina zastępcza staje się dużo bardziej obciążona i jednocześnie jest mniej efektywna. „Mądre” PCPR-y mają to na uwadze i starają się „przydzielać” danym pogotowiom rodzinnym dzieci mniej więcej w tym samym wieku. Często jest to też związane z ilością pomieszczeń, którymi takie pogotowia dysponują. Bo przecież o ile nie będzie stanowiło problemu umieszczenie trójki chłopców przedszkolnych w jednym pokoju, o tyle umieszczenie nastolatka z dwójką niemowlaków trochę mija się z celem.
W tym momencie myślę głównie o pogotowiach rodzinnych, w których dzieci przebywają stosunkowo krótki czas. W innych rodzinach zastępczych sytuacja bardziej przypomina rodziny wielodzietne, w których starsze rodzeństwo najczęściej pomaga w opiece nad młodszym. Pewnie nie zawsze jest to jego marzeniem (starszego rodzeństwa), ale nie będzie stanowiło tak wielkiego problemu jak w pogotowiu rodzinnym.

Jak to robicie, że nie funkcjonujecie jak „mała instytucja”, rozwożąca dzieci na rehabilitacje, badania itd.? Da się w ogóle?

Byliśmy przez miesiąc taką „małą instytucją”. Był to okres wakacyjny, w którym poza „naszymi” dziećmi (które też były ponad stan), mieliśmy jeszcze dwie dziewczynki na wakacjach (ich rodzice zastępczy mieli urlop wypoczynkowy). W sumie mieliśmy siódemkę dzieci. Na szczęście starsze wyjechały na obóz lub były urlopowane do rodziny, więc w większości czasu opiekowaliśmy się tylko piątką. Niestety to była tylko typowa opieka jak w żłobku czy przedszkolu (a nawet gorzej bo dzieci były w różnym wieku). Trzeba było dbać, aby te większe nie stratowały mniejszych. Nawet pies, który uwielbia dzieci, szukał spokojnego kąta, w którym mógłby się zaszyć nieniepokojony przez nikogo. Na szczęście wakacje to okres, w którym mam trochę więcej czasu, więc mogłem w większym stopniu pomóc Majce. Mimo to, nie wspominam tego okresu miło.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, gdy mamy dzieci mniej więcej w jednym wieku. W takim przypadku, nawet gdy „przejściowo” zdarzy się czwórka czy piątka – bez problemu dajemy sobie radę.

Jeżeli chodzi o PCPR-y, to chyba są zainteresowane głównie tworzeniem rodzin o charakterze pogotowia rodzinnego, więc współpraca chyba wygląda dobrze. Mam rację?

Jak wygląda współpraca z PCPR-em, starałem się się pokazać w „Opiniach … część 11”.
Teraz dodam może tylko tyle, że pogotowia rodzinne są tylko drobnym elementem . Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie muszą nadzorować wszystko co jest związane z opieką zastępczą.
Owszem, tworzone są nowe rodziny zastępcze (głównie niezawodowe), prowadzone są kursy, organizowane rozmaite prelekcje, szkolenia.
Jednak ważniejsze (przynajmniej w mojej ocenie) jest organizowanie wsparcia zarówno rodzinom zastępczym już funkcjonującym, jak też osobom opuszczającym rodziny zastępcze, domy dziecka, placówki opiekuńczo-wychowawcze. W tym drugim przypadku jest to nie tylko pomoc finansowa ale również pomoc w integracji z nowym środowiskiem.
Osobną rzeczą są sprawy czysto techniczne jak sprawozdawczość, finansowanie rodzin zastępczych, doradztwo (udzielanie informacji o prawach i uprawnieniach).
Nie są to wszystkie zadania PCPR-ów, ale w moim odczuciu najważniejsze.
Współpraca z rodzinami zastępczymi powinna wyglądać dobrze. W końcu jest to jednostka zaprojektowana jako jeden „organizm”. PCPR i rodziny zastępcze powinny być zespołem.
Ja nie narzekam, ale bywa rozmaicie. Cóż, relacje między ludźmi bywają różne, a punkt widzenia niestety często zależy od punktu stania.

5 komentarzy:

  1. Napisalam komentarz....i się skasował chyba.
    Pikuś DZIĘKUJĘ za odpowiedzi na pytania.
    Nikola

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas jest podobnie. Temat zostania rodziną zastępczą przewija się przez nasze życie od wielu lat. Problemem jest podjęcie decyzji. Raz jest na tak, zaraz potem dopadają mnie wątpliwości. Moje dzieci mają 12 i 15 lat, więc chyba jeszcze poczekam aż w 1/2 będą dorosłe. Jeżeli możesz to napisz coś o relacjach twoich dzieci z dziećmi "zastępczymi".
    Pozdrawiam i powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Relacje dzieci biologicznych z zastępczymi są bardzo ważną sprawą i niewątpliwe trzeba brać je pod uwagę decydując się na bycie rodziną zastępczą. Myślę, że wiele rodzin ma to na względzie, jednak moim zdaniem niektóre z nich nie dostrzegają pewnych problemów, które mogą się pojawić lub je bagatelizują.
      W przyszłym tygodniu opiszę jak do tematu podchodzą nasze dzieci. Będzie to artykuł oparty o konsultacje z moimi dziewczynami (bo już mi zapowiedziały, że przed opublikowaniem muszą go wcześniej autoryzować). Ale to dobrze, ponieważ będzie on zawierał nie tylko mój punkt widzenia, ale również ich.
      Nie omieszkam też dodać do tego opisu moich wniosków wynikających z obserwacji innych rodzin zastępczych.

      Usuń
  3. Widzę, że wiele rodzin ma podobne dylematy. My pierwotnie chcieliśmy zostać rodziną niezawodową dla jednego dziecka.
    Tak było jeszcze do niedawna. Ostatnio żona czytając tego bloga zadała mi pytanie, co bym powiedział na zostanie pogotowiem rodzinnym. Trochę mnie to zmroziło.
    Faktem jest, że w sposób ciekawy opisujesz historie waszych dzieci i miło się to czyta.
    Cały czas chodzi mi jednak po głowie myśl, że są chwile i sytuacje bardzo trudne, które pomijasz w swoich opisach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też po głowie chodzi myśl, że najtrudniejsze sytuacje są dopiero przed nami. Ale cóż, "przyjdzie czas, będzie rada".

      Usuń