piątek, 31 grudnia 2021

--- Nieudane umieszczenia

 

Koalicja na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej

Kilka dni temu, będąc w grupie rodziców zastępczych, podzieliłem się uwagą, że zauważam tendencję do coraz częstszego rozwiązywania się rodzin zastępczych. Użyłem też określenia: „tak po prostu”, chociaż oczywiście nie jest to regułą. W głosie moich rozmówców usłyszałem zdziwienie i komentarze, że takie sytuacje nie dzieją się nagle, tylko są poprzedzone tygodniami, a często miesiącami bądź latami, walki z samym sobą o utrzymanie rodziny i zawsze jest ku temu jakiś ważny powód. No i pewnie zdarza się to bardzo rzadko. Doskonale rozumiem, że nikogo nie powinno się oceniać. Również to, że dla każdej z tych osób, rozwiązanie rodziny zastępczej jest przeżyciem traumatycznym. Nie zmienia to jednak faktu, że tak się dzieje.

Zacząłem się zastanawiać, czy o rodzicach zastępczych Omena i Dagona, którzy już po tygodniu stwierdzili, że zaopiekowanie się chłopcami było wielką pomyłką, można powiedzieć, że rozwiązali się tak po prostu? Nie dając sobie i dzieciom żadnych szans na bycie razem.
Albo rodzina, która przyjmuje pod swój dach trójkę małych dzieci z założeniem, że za trzy lata idzie na emeryturę i trzeba będzie dla tych dzieci szukać nowych rodziców. Czy takie działanie można nazwać przemyślanym, czy raczej zimnym i wyrachowanym? Po trzech latach starsze dzieci będą już nastolatkami i raczej bez najmniejszych szans na jakąkolwiek rodzinę.
Podobnych przypadków można mnożyć. Nawet wczoraj w telewizji pokazano rodzinę, która się rozwiązuje i poszukiwana jest nowa dla trzylatka. Powodem jest przebyty zawał przez tatę zastępczego i planowana operacja nogi przez mamę. Czasu jest niewiele, bo umowa z PCPR-em wygasa z końcem roku (czyli dzisiaj) i jeżeli nie będzie chętnych rodziców dla chłopca, to pójdzie on do domu pomocy społecznej. Nie mi jest oceniać tych ludzi, ale pewnie gdyby chodziło o własne dziecko, to oddanie go komukolwiek nie wchodziłoby w grę. Czy w tym przypadku można mówić o nieudanym umieszczeniu w pieczy zastępczej? No i jaki był cel pokazania tej sytuacji. Gra na emocjach dobrych ludzi, którzy ulitują się nad chłopcem i być może za kilka lat wystąpią w podobnym programie, gdy dziecko okaże się zbyt trudne?

Opisane powyżej przypadki spowodowały, że przypomniał mi się pewien webinar sprzed dwóch tygodni, do którego chciałbym dzisiaj nawiązać. Być może to nie ten czas, gdyż raczej powinienem zająć się składaniem życzeń noworocznych, a nie rozważaniem trudnych tematów. Ale cóż – muszę dać upust natrętnym myślom.

Wspomniany webinar był zatytułowany „Nieudane umieszczenia – wypadek przy pracy, czy stałe zjawisko?”.

Odpowiedziałem sobie na to pytanie już w czwartej minucie, gdy dowiedziałem się, że w 2020 roku co piąte dziecko umieszczone w instytucjonalnej pieczy zastępczej trafiło tam z rodziny zastępczej. Próbowałem rozwinąć ten wątek, ale nie do końca mi się to udało. Nie wiem, ile dzieci znalazło się w placówkach w 2020 roku. Dotarłem tylko do informacji, że we wspomnianym roku, w instytucjonalnej pieczy zastępczej było nieco ponad szesnaście tysięcy wychowanków, a niespełna cztery tysiące opuściło placówki. Ale już takie informacje pozwalają stwierdzić, że nieudane umieszczenia z pewnością nie są wypadkiem przy pracy.

Na konferencji podjęto próbę zdefiniowania samego pojęcia. Czym dla różnych osób może być nieudane umieszczenie?

Osobiście wolę zwięzłe i jednoznaczne określenia, a nie „opowiadanie o”, więc najbardziej trafiło do mnie, że jest to takie umieszczenie, które nie zaspokaja potrzeb dziecka i nie odpowiada potrzebom rodziny zastępczej. Takie, które nie służy dziecku i łączy się z dramatycznymi wyborami rodziców zastępczych.
Zaproponowano również inne bardzo ciekawe wyjaśnienie, wedle którego nieudane jest każde umieszczenie, które nie jest formą interwencyjną, a dziecko z założenia musi opuścić rodzinę, w której zostało umieszczone. Tego rodzaju rozwiązanie powoduje dokładanie kolejnych traum łączących się ze zmianą rodziny. W takim rozumieniu, dzieci które przychodzą do naszego pogotowia z niewydolnej rodziny ale nie zagraża im w danym momencie bezpośrednie niebezpieczeństwo, powinny trafić do rodziny, z której powrócą do rodziców biologicznych, pójdą do adopcji, albo pozostaną w tej rodzinie na zawsze. Przykładem mógłby być przypadek naszego Igora. Osobom zdziwionym tylko napomknę, że jeszcze chłopca nie opisywałem. W dniu, w którym został odebrany swojej mamie, nie wydarzyło się nic spektakularnego. Można powiedzieć, że zabrano go za całokształt przewinień rodzicielskich. Umieszczenie w pieczy zastępczej było dla chłopca dopiero początkiem drogi po wielu rodzinach. Do tej pory zmienił już dwie i z pewnością na tym się nie skończy. Najlepszym rozwiązaniem byłoby, aby wcześniej poświęcono trochę czasu na dobranie dla chłopca rodziny zastępczej, która zdecydowałaby się zaopiekować nim na stałe, a jeszcze lepiej, gdyby brała też pod uwagę możliwość jego adopcji.
W związku z tym niektórzy uważają, że pogotowia rodzinne nie powinny istnieć. Choćby dlatego, że dzieci przebywają w nich wiele miesięcy a nawet lat. Zatracany jest zatem interwencyjny charakter takiej rodziny zastępczej i z tym akurat w pełni się zgadzam. Jednak alternatywą byłoby, że każda rodzina decydująca się na pieczę zastępczą miałaby określać jakie dziecko jest gotowa przyjąć i również być w gotowości do pełnienia funkcji interwencyjnej. Owszem, dla dziecka byłoby to bardzo dobrym rozwiązaniem, gdyż w pewnych sytuacjach mogłoby mieszkać z tą rodziną do dorosłości. Jest tylko jeden szkopuł – każda rodzina zastępcza musiałaby się godzić na prawdopodobne rozstanie z dzieckiem, ponieważ najczęściej dzieci albo wracają do rodziców biologicznych, albo po odebraniu im władzy rodzicielskiej, kierowane są do adopcji. Większość znanych mi rodziców zastępczych nie jest gotowych na taką możliwość i żadne szkolenia tego nie zmienią. Mam wrażenie, że wymuszanie takiej gotowości na rodzicach powodowałoby, że rodzin zastępczych byłoby jeszcze mniej. Nie wydaje mi się też, aby można było stworzyć taki system szkoleń, aby każda rodzina mogła stanowić rodzinę zastępczą dla każdego dziecka. Dobrym przykładem jestem ja. Uważam, że całkiem dobrze funkcjonuję w charakterze pogotowia rodzinnego, ale zupełnie bym się nie sprawdził jako rodzina długoterminowa i być może po kilku latach byłbym wskazywany jako przykład nieudanego umieszczenia, rozwiązania się rodziny i zwrócenia dziecka do systemu.

Brak rodzin krótkoterminowych, dla których podstawowym warunkiem byłaby tymczasowość pieczy, miałby jeszcze jedną wadę. Bardzo trudno byłoby w rzetelny sposób przedstawić dziecko zainteresowanym rodzicom zastępczym. Wielu z nich nie wyobraża sobie przyjęcia dziecka bez zapoznania się z nim wcześniej w takiej rodzinie jak nasza. Nie ma tutaj presji czasowej jak w przypadku adopcji i dziecko nie jest tylko opisem, z którym można się zapoznać na pierwszej rozmowie w ośrodku adopcyjnym. Jest to naturalny proces doboru najlepszego rodzica do dziecka, a za przykład mogę dać przypadek naszego Foxika, Luzaka i Białaska. Kilkumiesięczny pobyt w rodzinie krótkoterminowej pozwala także na zdiagnozowanie dziecka nie tylko pod względem medycznym, ale również pod kątem występowania jakichś zaburzeń. Nie zrobi tego ani asystent rodziny, ani kurator, ani nawet pani w szkole czy przedszkolu.

Uważam, że na etapie szkolenia i uzyskania kwalifikacji każda przyszła rodzina zastępcza, we współpracy z psychologiem, powinna określić swój potencjał, uświadomić sobie swoje zasoby i stworzyć pewne ramy, w których chciałaby się poruszać. Byłoby to doprecyzowanie swoich słabych i mocnych stron, oraz ustalenie preferencji dotyczących przyjmowanego dziecka. Pewnie, że nie chodzi o to, aby tylko trzyletnia blondyneczka była jedynym akceptowalnym dzieckiem. Ale nie można też popadać w drugą skrajność. Niektóre osoby spoza systemu mówią: „To nie jest koncert życzeń. Nie robisz tego dla siebie, tylko dla dziecka. Na pewno dasz radę”. Niekoniecznie. Nie ma rodzin uniwersalnych. Rodzice zastępczy mający takie wyobrażenia, często idą drogą, na końcu której jest napis „Nieudane umieszczenie”.

Wina (o ile tak można powiedzieć) leży po obu stronach. Nie tylko po stronie organizatora pieczy zastępczej, ale również rodziców zastępczych. Ci drudzy często myślą podobnie jak rodzice adopcyjni: „Jeżeli odmówimy przyjęcia jakiegoś dziecka, to na pewno kolejnego już nam nie zaproponują”, albo: „Musimy przyjąć dziecko drugie, trzecie – bo mamy jakiś dług wdzięczności”, czy też: „Bez podjęcia takiej decyzji, dziecko zostanie umieszczone w domu dziecka”. Bywa też, że rodzice uważają się za Mesjasza narodów, z powołaniem do ratowania wszystkich dzieci.
Nie do wszystkich dociera, że zdarzają się dzieci, które mają szansę dobrze zafunkcjonować tylko w takiej rodzinie, w której będą jedynymi dziećmi. Takim przykładem jest nasza Balbina, która na szczęście już z nami nie mieszka. Ale co zrobić skoro sąd stwierdził, że rodzeństw się nie rozdziela, a do tego znalazła się rodzina, która zdecydowała się zaryzykować. Wszystko to może skutkować tytułowym nieudanym umieszczeniem, powrotem dziecka do systemu, a nawet rozwiązaniem rodziny zastępczej.

Sprawy z pewnością nie ułatwia fakt brakujących rodzin zastępczych. Jak tu dobierać rodziców do dziecka, skoro na dobrą sprawę nie ma w czym wybierać. Często wielkim szczęściem jest sytuacja, gdy dla danego dziecka jest jakakolwiek rodzina. W naszym powiecie szkolenia odbywają się dwa razy w roku i sukcesem jest, gdy z każdego z nich uda się zakwalifikować jedną rodzinę, która nie ma jakiegoś dziecka, względem którego odbywa szkolenie. Najwięcej jest rodzin spokrewnionych, a chętnych do pozostania pogotowiem rodzinnym nie ma już od kilku lat.

Niewielka ilość rodzin zastępczych i ciągłe ich poszukiwanie powoduje, że pewne sygnały płynące od tych istniejących, są ignorowane. Również ich obawy, że sobie nie poradzą. Wielokrotnie nawet jeżeli pojawią się jakieś wątpliwości ze strony organizatora pieczy zastępczej, to brzydko mówiąc, na siłę „wciska” się dziecko, gdyż nie ma innej alternatywy.

Być może właśnie braki rodzin zastępczych powodują, że muszą one radzić sobie same, że system wsparcia nie jest taki jak być powinien. To z kolei prowadzi do coraz mniejszego zainteresowania pieczą zastępczą i kółko się zamyka.
Niewątpliwie jednym z lepszych pomysłów byłoby organizowanie posiedzenia zespołu jeszcze przed umieszczeniem dziecka w rodzinie zastępczej. Poza psychologiem, asystentem rodziny, kuratorem, przedstawicielem ośrodka adopcyjnego, a nawet nauczycielem ze szkoły, czy przedszkola, do którego uczęszcza dziecko, należałoby też zaprosić rodziny zastępcze wstępnie zainteresowane danym dzieckiem. Ale znowu, jaki to ma sens, skoro nie ma rodzin spośród których można wybierać.

Czasami bywa, że decyzja o przejęciu opieki zastępczej bywa przypadkowa, podjęta pod wpływem emocji, albo wymuszona. Po czasie rodzice stwierdzają, że to dziecko nie pasuje do rodziny i przestają kłaść nacisk na jego podmiotowość i właściwe traktowanie. Zamiast zagwarantowania poczucia bezpieczeństwa, bliskości i stworzenia warunków do funkcjonowania tego konkretnego dziecka, pojawia się brak akceptacji ze strony rodziców zastępczych. Zaczynają oni dopasowywać dziecko do pewnych znanych sobie schematów poprzez wyostrzanie swoich reakcji, nadając mu tożsamość uważaną za jedyną dopuszczalną. A przecież wszystkie dzieci trafiające do pieczy zastępczej, w mniejszym lub większym stopniu są straumatyzowane, gdyż każda zmiana rodziny wiąże się z traumą, lękiem, koniecznością wypracowania sobie jakiejś strategi radzenia sobie z brakiem poczucia bezpieczeństwa. Dotyczy to również noworodków. Nawet tak malutkie dziecko ma poczucie rozstania z matką. Dostępnymi sobie zmysłami wyczuwa inny oddech, inny rytm serca, inny głos, inne kołysanie. Niby jest to oczywiste, bo przecież nawet poród (zwłaszcza poprzez cesarskie cięcie) jest przeżyciem traumatycznym. Jednak noworodek, który nie traci kontaktu z mamą, nie ma takiego urazu psychicznego jak ten, który nagle ma nowego opiekuna. A to oznacza, że Mopik, który przyszedł do nas prosto z porodówki, w momencie przejścia do rodziny adopcyjnej zostanie zraniony po raz drugi. Idąc dalej tym tropem trzeba stwierdzić, że rodzice adoptujący noworodka, też nie mogą powiedzieć, że ich dziecko nie jest obciążone traumą.

Można zaryzykować twierdzenie, że po umieszczeniu dziecka w rodzinie zastępczej, to głównie od rodziców zależy, czy to umieszczenie będzie udane, czy nie. Ważne jest zrozumienie dziecka, stopniowe oswajanie się z nim. Trzeba mieć świadomość, że będzie przenosiło ono swoje lęki na rodziców, że będzie zachowywało się zgodnie z wzorcem nabytym w poprzedniej rodzinie. Należy też mieć na względzie, że często konieczne będzie prowadzenie terapii nie tylko dla dziecka, ale również rodzinnej. Nawet może być nieodzowny wyjazd dziecka z jednym z rodziców na turnus terapeutyczny.

Wsparcie instytucjonalne kuleje z wielu powodów. Jednym z nich jest także niechęć do korzystania z pomocy przez rodziców zastępczych. Niektórym z nich zwyczajnie brak pokory i twierdzą, że przecież to oni najlepiej wiedzą jak postępować z dzieckiem, które u nich mieszka. Innym towarzyszy wstyd i lęk przed byciem ocenianym, bo to zawsze może źle się skończyć. Jedna ze znanych mi par, uczęszczająca na szkolenie zorganizowane przez MOPS, szczerze podzieliła się z organizatorem pieczy swoimi obawami i trudnościami w relacjach z dziećmi, dla których chciała zostać rodziną zastępczą. Skończyło się to uzyskaniem kwalifikacji warunkowej i wysłaniem na grupę wsparcia dla rodziców zastępczych. Ale przecież tym ludziom nie o to chodziło. Nie dostali wsparcia choćby w postaci psychologa, który przez jakiś czas obserwowałby ich dzieci, postawił jakąś diagnozę i zaproponował plan pracy. Nie dostali pomocy, kiedy był jeszcze na to czas. Po kilku miesiącach sami się rozwiązali.
Prawdopodobnie inne rodziny widząc takie sytuacje boją się prosić o pomoc. Majka po oddaniu naszego ośmioletniego Kapsla do domu pomocy społecznej też miała kryzys. Było to dla niej traumatyczne przeżycie i potrzebowała je przepracować z jakimś terapeutą. Ale może niekoniecznie z zaproponowanym psychologiem organizatora pieczy. Musiała sama poszukać bezstronnego specjalisty. Chciała się dowiedzieć co było powodem tego, że w jej ocenie zawiodła, nie sprostała wyzwaniu, którego się podjęła - być może nasze niskie kompetencje, albo brak gotowości do opiekowania się dzieckiem po traumie.
Podobnie było ze śmiercią Impresji. W tym przypadku również potrzebny był psycholog.
Są to historie sprzed lat, ale wciąż niewiele się zmienia. Nie tylko w kwestii pomocy rodzicom zastępczym, ale również dzieciom. Opowiedzenie psychologowi o zachowaniu dziecka i rozmowa z dzieckiem, nie jest tym, co być powinno. Bardzo bym chciał, aby jakiś terapeuta przyjrzał się jak Igor funkcjonuje w naszym domu. Chłopiec jest drugim Rambo. Wykonuje wszelkie polecenia, sprząta po sobie, dba o higienę, mało mówi. Nie wiemy co w nim siedzi. Podobno do swojej mamy potrafił powiedzieć: „Ty kurwo”. U nas jest inny. Dlaczego?

Wracając do webinaru. Wnioski, które wyciągnąłem są dość smutne. Niby wiadomo co należy zrobić. Można oprzeć się na sprawdzonych wzorcach z innych krajów. Trzeba wprowadzać nowe narzędzia służące rodzicom zastępczym, tworzyć instytucje wspierające, które nie tylko zajmują się kontrolowaniem i uzupełnianiem stosu dokumentacji, ale przede wszystkim diagnozowaniem potrzeb, wdrażaniem konkretnego modelu pracy terapeutycznej i wsparciem ze strony różnego rodzaju specjalistów.

W Polsce nie ma zastępczych rodzin terapeutycznych pracujących w interdyscyplinarnych zespołach, mających swojego superwizora i terapeutę, który spoglądałby na relacje z dzieckiem w jego środowisku. U nas istnieją tylko rodziny specjalistyczne, które w zasadzie zajmują się jedynie dziećmi z niepełnosprawnościami. Nie są gotowe na zaopiekowanie się dziećmi trudnymi, po traumach. Nie są, bo najczęściej mogą liczyć tylko na dobre słowo: „Jakoś sobie poradzisz?”.

Zatem do siego roku. A wraz z życzeniami zachęcam do zajrzenia na stronę Koalicji na Rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej. Warto.

Koalicja na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej




6 komentarzy:

  1. Skończyliśmy kurs na NRZ, dostaliśmy właśnie propozycję dwulatka i dumamy. Dziecko przyjdzie do nas ze swojego rodzinnego domu, decyzja sądu o umieszczeniu w pieczy leży i czeka od kilku mc, wiec w rodzinie nie ma dramatów zmuszających do natychmiastowej interwencji. Zastanawiamy się jak ugryźć całą sytuację i pierwsze dni, które zapewne będą ciężkie dla wszystkich. Macie jakieś rady na początek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne decyzje będziecie podejmować w odpowiedzi na zachowanie dziecka i jego rodziców biologicznych. Jeżeli jednak w domu rodzinnym nie było tragedii, to myślę, że dobrym rozwiązaniem byłoby szybkie spotkanie z mamą – nawet po dwóch, trzech dniach od umieszczenia dziecka w waszej rodzinie. Pierwsze najlepiej przeprowadzić w miejscu neutralnym – kawiarni, sali zabaw dla dzieci itp. Ważne też, aby porozmawiać z mamą, żeby na spotkaniu nie płakała i absolutnie nie może niczego dziecku obiecywać. Powinna pokazać, że was lubi (nawet jeżeli tak nie jest) i tłumaczyć, że to wy przez jakiś czas będziecie jego rodziną. Może być trudno, ale może też być zaskakująco łatwo. Reguły nie ma. Chociaż paradoksalnie, im będzie trudniej, tym lepiej będzie to świadczyć o dziecku i rodzinie. Powodzenia.

      Usuń
  2. napisałam się i zeżarło :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm...ale rodzin specjalistycznyvh powiaty prawie nie tworzą.
    Lub każą czekać 3 lata na wolontariacie.
    Nie każdy ma możliwość zrezygnować z pracy.
    Świadczenie pielęgnacyjne nie przysługuje przecież RZ.
    A reszta tematów...Pikuś, a Impresja zmarła?
    Widzisz, bo z jednej strony rejonizacja...gdy znasz dziecko ,to czasem nie możesz wziąć.
    Z drugiej strony jest jak jest.
    3 latek z reportażu...wczoraj znajoma dostała opier..od organizatora, że umieściła film z tv na swoim profilu...bo oni mają swoją rodzinę...tylko rodzina ma wątpliwości..
    Rodzin było dużo, ALE wbrew temu co jest mówione w reportażu, te poszukiwania miały swoje terytorialne aspekty...
    Mam nadzieję,że nowelizacja ustawy zniesie rejonizację...
    Nikola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z tym terytorializmem to jest normalny skandal

      Usuń
  4. Drogi Pikusiu. Piszę anonimowo od dawna śledząc Twój blog. Jestem bliżej zostania Mamą Zastępczą niż kiedykolwiek. Czekam na kwalifikację, za niecały miesiąc mozę uda mi się skorzystać z kursu. Będę samodzielną Mamą zastępczą o ile przejdę kwalifikację... i nie ukrywam, że jest we mnie nieco motywacji adopcyjnej
    Oczywiście rozumiem założenia pieczy, ale też nie ukrywam, że w relacji 1 na 1 i przy braku dzieci biologicznych... jest go bardzo prawdopodobne że będę chciała takie dziecko w wypadku więzi jaka się utworzy adoptować. Czytam jednak o problemach dzieci pod Waszą opieką i coraz bardziej zaczynam się bać wlobranei grupy docelowo..
    Myślałam o 2-3 latku. Przeraża mnie RAD. Pewnie to jakoś uporządkuje kurs...ale mam w sobie tyle emocji. Lęk czy taka motywacja i pozostawienie dziecka w niepełnej rodzinie jest ok? Jak bardzo wiek dziecka ma wpływ na ryzyko zaburzeń...? Jak PCRR reagują na takie sytuacje? Czy ktoś powierzy młodsze dziecko samotnej RZ? Chciałabym uratować dziecko od pieczy instytucjonalnej, ale również bardzo się boję czy sytuacja mnie nie przerośnie... czytając o niektórych dzieciach starszych pod Twoją i żony opieką...boję się czy nie będzie zbyt głęboka woda, czy się przytłoczy...daj mi proszę jakieś dobre słowo na start.z góry dziękuję

    OdpowiedzUsuń