Należę do grupy mężczyzn, którzy
cenią sobie spokój, chociaż ekstremalne wyzwania nie są mi
zupełnie obce. Jednym z nich jest choćby wspieranie Majki w opiece
nad naszymi dziećmi zastępczymi. Niektórzy patrzą na mnie z
podziwem, jednak ja bardziej skłaniałbym się ku stwierdzeniu
jednego z rodziców adoptujących przebywające u nas dziecko, że
skoro zgodziłem się na taki hardcore, to chyba muszę być
psychopatą. Być może ma rację, ale testy psychologiczne sprzed
dwóch miesięcy, zaliczyłem.
W każdym razie sytuacja wygląda tak,
że jak mam obejrzeć film, to wolę to zrobić w telewizji, a nie w
kinie. Jak mam zjeść dobrą kolację, to lepiej w domu (nawet jak
mam ją sam przygotować) niż w restauracji. Jak mam spędzić
spokojne wakacje, to wybieram własny ogród, albo nasze polskie
góry, niż Maroko, czy Kilimandżaro. Problem pojawia się w
sytuacji, gdy chciałbym obejrzeć ciekawą sztukę w teatrze. I na
tym głównie bazuje Majka, chcąc mnie wyciągnąć z domu.
Od wielu miesięcy chadzamy na
przedstawienia określane wspólnym mianem „Obscena”, chociaż
każda sztuka z osobna oczywiście też ma swój tytuł. Jest to dla
mnie o tyle ciekawe, że jest to teatr amatorski. Grają więc w nim
osoby, które na co dzień są lekarzami, nauczycielami, prawnikami, księgowymi ... Wprawdzie teatr ten wystawia również sztuki klasyczne, typu
„Moralność pani Dulskiej”, czy „Romeo i Julia”, to jednak
cykl „Obscena” naprawdę mnie zaciekawił.
Są to przedstawienia dla dorosłych. W
cenie biletu jest również wino (chyba na rozluźnienie atmosfery).
Niestety ja zawsze „robię za kierowcę”, więc cały spektakl
odbieram trzeźwym umysłem. Ale tym bardziej mogę stwierdzić, że
są to bardzo ciekawe inscenizacje, dla których warto raz na jakiś
czas wyrwać się z domu.
Najciekawsze w tym wszystkim jest to,
że aktorzy wchodzą w pewnego rodzaju interakcję z publicznością.
Będąc na pierwszej sztuce w tym cyklu, siedziałem w pierwszym
rzędzie. Niestety Majka ma to do siebie, że zawsze „wyrywa” do
pierwszej ławki. Wydawało mi się, że jest to dla mnie problemem
tylko w kościele, ponieważ wówczas nie za bardzo wiem, kiedy
trzeba wstać, usiąść, czy uklęknąć. Na wszelki wypadek udaję
schorowanego staruszka, wstając gdy wszyscy już dawno stoją,
klękając gdy inni już zaczynają wstawać i tak dalej. Nie
sądziłem, że w teatrze może być podobnie. Na pierwszym
przedstawieniu (siedząc w pierwszym rzędzie) musiałem zmierzyć
się z monologiem jednej (zresztą bardzo urodziwej) aktorki. Była
to pewnego rodzaju wielka improwizacja o frywolnych relacjach
damsko-męskich. Problem polegał na tym, że to ja stałem się
ofiarą (albo wybrankiem), na której aktorka zawiesiła swój wzrok.
Przez kilka minut recytowała swój tekst, patrząc mi prosto w oczy.
Nie wiem, czy miała świadomość tego, że taki monolog mógł mnie
zabić … bo serce waliło mi tak mocno, jak na macie podczas
treningu.
Na następnych przedstawieniach byłem
już mądrzejszy i dużo bardziej ostrożny, co powodowało, że
siadałem w drugim, a najlepiej trzecim rzędzie (czyli ostatnim).
Dużą frajdę sprawiała mi obserwacja sytuacji, gdy aktorka (lub
aktor) wyciągała któregoś z widzów do tańca erotycznego,
siadała komuś na kolanach, albo wypijała jego wino z kieliszka.
Chociaż czasami dochodzę do wniosku, że to chyba ja jestem jakiś
nienormalny, bo miejsca w pierwszym rzędzie zawsze są wypełnione
po brzegi.
Jak to się jednak ma do dzieci,
którymi się opiekujemy? W zasadzie nijak, chociaż gdyby spojrzeć
na problem spędzania wolnego czasu przez rodziny stanowiące
pogotowie rodzinne z szerszej perspektywy, to jest to już dość
ciekawy temat.
Gdy wychodzę z domu razem z Majką, to
musimy w jakiś sposób zapewnić opiekę przebywającym u nas
dzieciom. Jest to trudne, zwłaszcza w godzinach wieczornych. A do
tego (niezależnie od sytuacji), to i tak my jesteśmy za wszystko
odpowiedzialni.
Tak więc, w jakimś sensie czuję się
jak Agent 007. Jemu też zawsze mówiono, że w przypadku
komplikacji, to nikt się do niego nie przyzna. My wiemy, że
wszystko jest dozwolone (w końcu jesteśmy rodziną dla naszych
dzieci zastępczych), dopóki nie wydarzy się jakaś tragedia, bo
wówczas wchodzi prokurator.
Ostatnio zabraliśmy na Obscenę,
Kubusia. Kaśka i Kamisia już z nami nie mieszkają. Nie pamiętam
kto opiekował się wówczas naszymi dziećmi zastępczymi. Czyżby
Furia?
Nie wiem, czy mnie jeszcze pamiętasz, bo nie odzywałem się od prawie roku.
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc z braku czasu przestaliśmy tu z Kasią zaglądac. Kasia nie jest już moją dziewczyną, ale żoną, a ja od jakiegoś czasu jestem sołtysem naszej wsi.
Nadgoniłęm zaległości w czytaniu i muszę stwierdzić, że zmienił się twój blog.
Niedawno Ula napisała w komentarzu, żebyś podejmował tematy trudne i kontrowersyjne. Ja też jestem jak najbardziej za tym, chociaż Kasia lubi takie posty jak ten, takie w stylu „wczesny pikuś”. Lubię komentarze osoby podpisującej się bloo. Lubię komentarze Majki, chociaż czuję niedosyt. Dzięki wam zupełnie inaczej patrzę na wiele spraw. Dzięki
Gratulacje dla Was. Następny krok to powiększenie rodziny??? Trzymamy kciuki za Wasze szczęście (niezależnie od następnych kroków )
OdpowiedzUsuńDzięki. Mogę tylko dodać, że nasza Olga jest już w drodze, a nawet na ostatniej prostej, tak jak wasza Smerfetka.
Usuń