wtorek, 2 maja 2017

BIAŁASEK

Przedstawienie historii tego chłopca jest dla mnie dość trudne. Nie dlatego, że byłem z nim w jakiś szczególny sposób związany, ale dlatego, że był on … zwyczajnym dzieckiem. Wprawdzie los (w tym wypadku jego mama i tata) zafundował mu pobyt w pogotowiu rodzinnym, to z mojego punktu widzenia, w tej historii nie ma niczego szczególnego. Chociaż może się mylę … Może o niezwykłości świadczy fakt, że chłopiec urodził się w rodzinie, w której mógłby mieszkać do dzisiaj. Rodzinie, która do pewnego momentu była … rodziną statystyczną.

Mama chłopca była normalną dziewczyną, osobą która nie wyróżniała się niczym szczególnym. Była ona koleżanką Kubusia (naszej najmłodszej córki) w gimnazjum. Wprawdzie należały one do odrębnych grup „wzajemnej adoracji”, to jednak się znały, a dla rówieśników była ona zwyczajną koleżanką – jakich wiele.
Jej rodzina nie była tak zwaną rodziną patologiczną, wiecznie bezrobotną, wiecznie korzystającą z usług pomocy społecznej. Na jakimś etapie coś poszło nie tak. Tata odszedł , mama „popłynęła”, pojawił się jakiś chłopak (miał być tym wymarzonym, a okazał się dupkiem – chociaż nie dla niej).
Urodziło się dziecko …, o które niestety trzeba dbać.
Dalsza rodzina początkowo starała się pomagać, wspierać. Nawet tata (właściciel całkiem dobrze prosperującej firmy) chciał być podporą. Jednak chyba nie zostało to zbyt dobrze przyjęte przez mamę Białaska, bo żadna z tych osób nie zechciała pozostać dla chłopca rodziną zastępczą.

Wydawało nam się, że sąd podejmie decyzję o odebraniu praw rodzicielskich i skieruje dziecko do adopcji. Niestety sędzina zdecydowała o umieszczeniu chłopca w rodzinie zastępczej. Uznała więc, że mama Białaska ma jeszcze szansę na odzyskanie dziecka, ale nie nastąpi to w niedługim czasie (bo wówczas chłopiec nadal pozostałby w naszej rodzinie).
Ale czy umieszczenie go w kolejnej rodzinie zastępczej miało większy sens?
Czy w sytuacji, gdy przez prawie rok mamy do czynienia z równią pochyłą, należy dawać kolejne szanse mamie biologicznej?
Jak zwykle w takich przypadkach jest wiele niedomówień, wiele plotek. Do nas dotarły informacje, że babcia Białaska ”siedzi”, jego tata również, ich mieszkanie zostało zlicytowane za długi. Ile w tym prawdy? Jedyną pewną rzeczą jest to, że po ostatniej rozprawie (na której została podjęta decyzja o umieszczeniu chłopca w rodzinie zastępczej), wszelkie kontakty ustały. A przecież właśnie teraz, mama powinna jeszcze bardziej zawalczyć o odzyskanie chłopca. To teraz powinna być aktywa, odwiedzać go, a przede wszystkim pokazać, że chce zmienić swoje życie na takie, które w opinii sądu dawałoby gwarancję prawidłowego wychowywania dziecka.
Teoretycznie … W teorii wszystko wydaje się logiczne i proste. Jednak tak naprawdę, to mama Białaska jest jeszcze dzieckiem. Może jest pełnoletnia, ale nie dorosła. Nie ma nikogo, komu mogłaby zaufać, na kim mogłaby się wesprzeć. Dlatego ufa każdemu, kto okaże jej choć odrobinę zainteresowania. Trudno powiedzieć, komu zaufała tym razem, jakie ma plany co do synka i gdzie właściwie się podziewa.
Białasek jest jeszcze malutki, nie ma nawet półtora roku. W takich przypadkach rozpoczynamy poszukiwanie takiej rodziny zastępczej, która nie wyklucza adopcji (a nawet ma takie motywacje). Pewnie nie jest to do końca zgodne z intencją sądu, bo ten wolałby zapewne taką rodzinę, która byłaby gotowa za kilka lub kilkanaście miesięcy (a może i parę lat) rozstać się z dzieckiem (gdyby nagle jego mama „stanęła na nogi”). Ja jednak mam wątpliwości, czy takie podejście do sprawy jest dobrym rozwiązaniem. Rodzice zastępczy są wówczas tylko ciocią i wujkiem, a mama (którą widzi raz na jakiś czas) tak naprawdę jest jeszcze dalszą „ciocią”. A dziecko potrzebuje mamy, niekoniecznie tej, która je urodziła.
W każdym razie rozpoczęliśmy poszukiwania rodziny dla Białaska. Oczywiście nie robimy tego sami, lecz współpracując z PCPR-em. Nawet jeżeli własnymi kanałami udaje nam się znaleźć rodzinę zastępczą, to tak czy inaczej, ostateczna decyzja należy do tego urzędu.
W tym przypadku, z propozycją wystąpił PCPR, wskazując jako kandydatkę samotną mamę, panią Annę (zresztą dziewczynę, którą już znaliśmy, bo odbywała u nas praktyki kończąc szkolenie dla rodziców zastępczych). Początkowo wydawało nam się, że jest to chybiony pomysł. Intuicja podpowiadała nam, że przecież z pewnością uda się znaleźć dla chłopca pełną rodzinę. Gdy Białasek biegł do mnie krzycząc „tata, tata”, to przychodziły mi do głowy myśli, że już nigdy nie będzie mógł do nikogo tak powiedzieć. Jednak zaczęliśmy wszystko analizować na chłodno, wychodząc z założenia, że choć „myślenie bez intuicji jest puste”, to również „intuicja bez myślenia jest ślepa”. Doszliśmy do wniosku, że nawet umieszczenie Białaska w rodzinie, w której jest i mama i tata, nie daje gwarancji, że tak będzie zawsze. A z kolei samotna mama wcale nie musi być nadopiekuńcza, nie mówiąc o tym, że może wydarzyć się coś, co spowoduje, że przestanie być samotna.
Tak więc Ania zaczęła odwiedzać naszego chłopca. Początkowo przyjeżdżała tylko na kilka godzin, a po miesiącu zabierała go już do swojego domu na całe weekendy. Okazała się osobą bardzo energiczną, pragmatyczną, kimś kto osiąga wyznaczone sobie cele, będąc jednocześnie w zgodzie z własnymi zasadami. Chłopiec bardzo szybko ją zaakceptował. Stali się dla siebie ważni już na etapie pobytu małego w naszej rodzinie.
Ania nie jest osobą „wylewną”. Swoją osobowością zdecydowanie bardziej przypomina mnie, niż Majkę. Nie wiemy więc, czy w dłuższym okresie będzie chciała utrzymywać z nami jakiekolwiek kontakty. Nie oznacza to, że będzie chciała je zerwać i o nas zapomnieć, ale codzienny pęd dnia może sprawić, że na pielęgnowanie starej znajomości nie wystarczy już czasu. My jesteśmy na coś takiego przygotowani, chociaż lubimy dostawać co jakiś czas zdjęcia lub informacje o dzieciach, które przebywały w naszym domu.

Poza pewnością siebie, zaczęliśmy jeszcze dostrzegać inne zalety nowej mamy zastępczej.
Droga, którą ta dziewczyna wybrała jest trudna, a do tego bardzo często krytykowana przez inne osoby, zwłaszcza te pracujące w ośrodkach adopcyjnych. Jakby na całą sprawę nie patrzyć, Białasek był małym i zdrowym dzieckiem. Gdyby w najbliższym czasie sąd jednak podjął decyzję o odebraniu praw rodzicielskich jego mamie, to nie byłoby żadnego problemu ze znalezieniem chętnej rodziny adopcyjnej. Ale w ten sposób można sobie tylko gdybać. Równie dobrze chłopiec mógłby spędzić resztę dzieciństwa w rodzinnym domu dziecka, oczekując na swoją wiecznie nie ogarniętą mamę.
Wrócę jednak do walorów Ani, od których rozpocząłem tą myśl. Chociaż w zasadzie nie chodzi tutaj nawet o tą konkretną dziewczynę, ale o całą grupę rodziców zastępczych, których marzeniem tak naprawdę jest adopcja. Większość rodziców chcących przysposobić dziecko, odrzuca taką drogę, mimo że ma świadomość jej istnienia. Z kolei ci, którzy podejmują się takiego wyzwania, też nie są desperatami. Desperaci raczej nie mają zbyt dużych szans na uzyskanie kwalifikacji do pozostania rodzicem zastępczym.
Jednak jest coś w takich rodzicach zastępczych, co zwraca moją uwagę. Jest to dużo większa otwartość na rodziny biologiczne, a przynajmniej na pomoc dziecku w poszukiwaniu własnych korzeni.
Rodzice adopcyjni dużo częściej zachowują się zaborczo, chcą zapomnieć o rodzicach biologicznych swojego dziecka. Wielokrotnie powrót do tego wątku jest dla nich bolesny, często nie chcą oni rozmawiać o trudnych emocjach – ucinając temat (niezależnie od tego, czy jest to rozmowa z samym dzieckiem, czy też osobą postronną). Osobiście nie spotkałem się z taką sytuacją, ale podobno są rodzice adopcyjni, którzy w pewien sposób poniżają rodziców biologicznych w oczach dziecka – choćby nazywając ich patologią, marginesem społecznym, odbierając im tym samym godność bycia rodzicami tego dziecka. W ten sposób niechcący wzbudzają również w dziecku przeświadczenie, że ono też jest nic nie warte.
Każdy z rodziców dziecka adoptowanego, bądź zastępczego musi brać pod uwagę to, że jego dziecko prawdopodobnie na pewnym etapie swojego życia, będzie chciało poznać swoją prawdziwą tożsamość, być może odszukać swoich rodziców biologicznych. Nie zawsze tak jest. Sam znam rodzinę, której dzieci adopcyjne nie wykazują najmniejszego zainteresowania rodzicami biologicznymi. Jednak dla wielu osób adoptowanych jest to duży problem. Doświadczenie porzucenia z dzieciństwa może być ogromną traumą, która nie pozwala zbliżyć się do innych osób, w pewien sposób skazując dziecko na samotność, poczucie wyobcowania. To z kolei może powodować depresje, zaburzenia lękowe, fobie, uzależnienia, a nawet choroby psychiczne.
Zarówno rodzice adopcyjni jak też zastępczy mają świadomość, że tak może być. Ja również mam tego świadomość. Pewnie dlatego, gdybym chciał adoptować dziecko, a jakaś siła wyższa dałaby mi stuprocentową pewność, że fakt przysposobienia nigdy nie ujrzy światła dziennego, to moje sumienie pozwoliłoby mi wszystko przed nim zataić. Niestety takiej pewności nie ma, więc pozostaje tylko podjęcie próby przygotowania dziecka do najtrudniejszej lekcji w jego życiu. Wiem, że są rozmaite koncepcje, w myśl których istnieje jakaś naturalna więź pomiędzy członkami rodziny, nawet jeżeli nie wiedzą oni o swoim istnieniu. Takie badania prowadził między innymi niemiecki psychoterapeuta Bert Hellinger. Podobno dzieci adoptowane wielokrotnie czują, że nie pasują do swojej rodziny, że coś jest nie tak. Dopiero dotarcie do swoich korzeni, odnalezienie rodziców lub rodzeństwa, pozwala im na osiągnięcie jakiegoś wewnętrznego spokoju (nawet jeżeli nadal mieszkają z rodziną adopcyjną).
A może mechanizm jest nieco inny? Może dzieci mające wiedzę, że są adoptowane,zwyczajnie czują potrzebę odnalezienia brakujących fragmentów układanki, bo przecież żaden obrazek nie może mieć białych plam? Nie wiem.
I na dobrą sprawę, nie wiem dlaczego takie myśli zaczęły mi przychodzić do głowy, gdy zacząłem zastanawiać się nad Anią (nową mamą zastępczą Białaska).

Pora trochę więcej napisać o samym chłopcu, bo w końcu to jego chciałem przedstawić.
Tyle, że nic nie przychodzi mi do głowy. Białasek w zasadzie był „synkiem” Majki. Spał z nią w jej pokoju i to ona wstawała do niego w nocy, to ona była pierwszą osobą, którą chłopiec widział po przebudzeniu, to z nią rozpoczynał każdy nowy dzień. Ja noce spędzam w pokoju Smerfetki i Gacka. Nad ranem biorę ich do swojego łóżka (chociaż może sensowniej byłoby napisać, że wyjmuję ich z łóżeczek, bo później i tak „rozłażą” się po całym pokoju) i prawdę mówiąc nie przejmuję się tym, czy z psychologicznego punktu widzenia jest to dobre, czy nie. Z pewnością jest to czas, w którym można zaobserwować najciekawsze zachowania dzieci (zwłaszcza gdy myślą, że rodzic jeszcze śpi). Jest to też czas, w którym nawiązują się najsilniejsze więzi. Nawet z Gackiem (który jest dla mnie pewnego rodzaju emocjonalną hermafrodytą) jestem bardziej związany, niż byłem z Białaskiem, którego znałem tylko z zachowań dziennych … a to już nie to samo. Od czasu, gdy chłopiec zamieszkał z Anią, wróciłem do sypialni Majki, a „moje dzieci” są tylko na podglądzie elektronicznej niani. Pewnego poranka (gdy dzieci się obudziły domagając się mleka – Smerfetka wołała „tatoo”, a Gacek jak zwykle naśladował czaplę), Majka chciała być miła i pozwolić mi jeszcze trochę pospać. Jednak gdy zadała pytanie „a co ja mam tam z nimi robić?”, to się roześmiałem i zrozumiałem, że te ranki są czymś niepowtarzalnym, osobliwym … mam nadzieję, że nie tylko dla mnie, ale również dla tych maluchów.

No tak … opis Białaska zdecydowanie mi nie wychodzi.
To może ciekawsze będą zapiski dotyczące jego zachowań sporządzane na przestrzeni ostatniego roku:


Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów
(ukończone 5 miesięcy).

Chłopiec przebywa w naszej rodzinie od niecałych dwóch miesięcy. Powodem umieszczenia go u nas była niedostateczna opieka ze strony rodziców. Dziecko miało problemy skórne i nawet gdy przyszło do nas ze szpitala, nie wyglądało ciekawie. W wypisie była diagnoza podejrzenia atopowego zapalenia skóry. Na tą chorobę nie ma lekarstwa, stosuje się więc leczenie objawowe. Poza maściami przeciwzapalnymi, ważna jest przede wszystkim pielęgnacja, chociaż niektórzy naukowcy uważają, że przyczyną choroby może być nadmierna higiena. Jednak większość skłania się ku twierdzeniu, że jest to choroba genetyczna (a dokładniej, że jest to alergia o podłożu genetycznym). Białasek poza różnymi kremami do smarowania, dostaje również lek przeciwalergiczny. W tej chwili skóra chłopca wygląda już znacznie lepiej, chociaż poprawa nie nastąpiła natychmiast i bywają dni, w których (mimo stałego stosowania leków) widać lekkie pogorszenie. Jednak gdy czytałem o tej przypadłości, to mocno wierzę w to, że jednak nie jest to atopowe zapalenie skóry (zbyt łatwo dało się zaleczyć), zwłaszcza że chłopiec ma stały kontakt z psem, który niejednokrotnie go poliże. No chyba, że rację mają ci, którzy uważają, że przyczyną jest nadmierna higiena.
Białasek jest odwiedzany przez mamę i babcię regularnie, nastąpiło też wspólne spotkanie u dermatologa. Są to osoby, które sprawiają wrażenie, że odzyskanie dziecka jest dla nich priorytetem. Mocno wierzymy, że tym razem to się uda, chociaż taką wiarę mieliśmy już kilkukrotnie, a potem coś nie wychodziło. Ale przecież kiedyś musi być ten pierwszy raz.

Wykaz umiejętności dziecka:

  • Białasek jest naszym zdaniem w normie rozwojowej. Nie ma niczego, co by nas niepokoiło, ale też póki co, w żadnej dziedzinie nie zapowiada się na geniusza.
  • W sferze ruchowej, mieści się we wszelkich dopuszczalnych widełkach. Potrafi przekręcić się z pleców na brzuch, czego jednak nie lubi i natychmiast próbuje ponownie wrócić na plecy. Jednak ta druga sztuka, mimo że podobno łatwiejsza, jeszcze mu się nie udaje.
  • Umie przyjąć pozycję „foki”, co jest wstępem do raczkowania, jednak robi to bardzo rzadko (prawdopodobnie dlatego, że nie lubi pozycji brzusznej). Tak więc szybko przechodzi do parteru i próbuje przekręcić się na plecy
  • Siedzi już pewnie z podparciem, chociaż staramy się nie przeciążać jego kręgosłupa, czekając, aż będzie gotowy do samodzielnego siadania.
  • Jest dzieckiem bardzo towarzyskim. Odwraca głowę w kierunku głosu, rozpoznaje domowników, śmieje się do nich. Uwielbia towarzystwo psa, chociaż jeszcze jakiś czas temu był on dla niego upierdliwym stworem, którego pewnie chętnie by się pozbył. Najbardziej lubi, gdy ktoś go trzyma na rękach, ale zadowala się również sytuacją, gdy ktoś się nad nim pochyla i użycza mu swojej ręki do zabawy. A gdy ta ręka zacznie go łaskotać, to kwiczy na całe gardło.
  • Na widok znajomych osób, piszczy, śmieje się, macha rączkami. Aktualnie najbardziej jest przywiązany do cioci (czyli mojej żony), chociaż na mój widok rechocze ze śmiechu (ale być może chodzi o to, że mam twarz grzechotki). W każdym razie nie przejawia lęku przed obcymi. Dobry jest każdy, kto ma ochotę poświęcić mu swój czas. Wydaje nam się, że bardziej reaguje na porę dnia. Wieczorem, mniej więcej 2-3 godziny przed spaniem, staje się marudny. Wówczas najlepszym rozwiązaniem jest wyjście na spacer. Przed południem jest bardzo pogodny. Jednak wtedy, gdy mimo wszystko zdarzy mu się zacząć marudzić, to nie reagujemy natychmiast. Wielokrotnie miała miejsce sytuacja, że pocieszył się sam, zajmując się choćby swoimi rączkami lub nóżkami, nie mówiąc o wiszących zabawkach, które uwielbia.
  • Bardzo lubi muzykę, chociaż chyba najbardziej piosenki wykonywane przez osobę, która w danym momencie się nim opiekuje (nie zwraca nawet uwagi na okropne fałszowanie). Myślę, że tym fałszowaniem nie robimy mu zbyt dużej krzywdy (w końcu nie chcemy zrobić z niego ani wirtuoza, ani piosenkarza), tym bardziej, że podobno śpiew pobudza artykułowanie sylab – a chłopiec zaczyna już gaworzyć.
  • Białasek bardzo sprawnie potrafi bawić się zabawkami używając obu rąk. Przekłada je z jednej ręki do drugiej. Najbardziej lubi te, które wiszą nad nim.
  • Jest bardzo spostrzegawczy. Gdy od jakiegoś czasu pojawiły się w domu muchy, stanowią one chyba dla chłopca świetną rozrywkę. Gdy przechodzą w pobliżu, to śledzi wzrokiem każdy ich ruch.
  • Zaczynamy naukę robienia „pa-pa” i zabawę w „a ku-ku”, jednak na razie nic z tego nie wychodzi. Ale na to ma jeszcze trochę czasu.
  • Za to zaczyna dostrzegać zależność przyczynowo-skutkową. Oczywiście sprawa podstawowa, to doskonale wie, że jak zacznie płakać, to ktoś do niego przyjdzie. Ale też potrafi zaczepiać uśmiechem, wiedząc że w odpowiedzi też będzie uśmiech. Gdy go nie ma, to jest lekko zmieszany. Nauczył się też odpowiadać cmokaniem na cmokanie. Najpierw to on odpowiadał, ale ostatnio stało się to dla niego chyba pewną formą zagajenia. Gdy mu ktoś nie odcmoknie, to jest niepocieszony.
  • Jeżeli chodzi o sprawy bardziej przyziemne, to ma już dwa ząbki (zresztą pierwszego odkryła jego babcia). W przypadku Białasak, było to bardzo nieoczekiwane. Inne dzieci mają gorsze samopoczucie, nawet podwyższoną temperaturę, a jemu wyszły tak bez zapowiedzi.
  • Śpi bardzo ładnie (czasami lepiej niż roczna Smerfetka). Marzeniem (naszym) jest tylko to, aby sam nauczył się trzymać butelkę, bo pije raczej powoli.
  • Zaczynamy stopniowo wprowadzać stałe pokarmy, jednak zważywszy na duże prawdopodobieństwo wystąpienia alergii, robimy to powoli, w dużych odstępach czasu (aby się dowiedzieć, czego aktualnie jeszcze jeść nie powinien).
  • Jest całkiem sporym bobasem. Wielkością i wagą, prawie dorównuje rocznej Smerfetce. Nie jest więc wykluczone, że będzie musiał przenieść się z wanienki do dużej wanny, zanim nauczy się siedzieć.
Na zakończenie mógłbym powtórzyć to, co napisałem na wstępie. Staramy się wspierać mamę Białaska w procesie odzyskania synka. Jednak sama opieka nad dzieckiem, to nie wszystko (zresztą jest to coś, co potrafi robić, być może powinna tylko do tego podejść z nieco większą odpowiedzialnością, a może bardziej – sumiennością). Są też jednak inne rzeczy w jej życiu, którym musi stawić czoła. Myślę, że sama najlepiej wie o co chodzi.


Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów
(prawie 9 miesięcy).

Chłopiec przebywa u nas od pięciu miesięcy. Spośród wszystkich dzieci, które przewinęły się przez nasze pogotowie, jest najczęściej odwiedzany przez swoją rodzinę (chociaż spotkania nie są regularne). Początkowo Białaska odwiedzała jego mama z babcią. W ostatnim czasie zaczął pojawiać się również tata. Przychodząc do nas, jest bardzo sympatyczny i sprawia wrażenie ojca, dla którego los syna nie jest obojętny. Potrafi się z nim bawić i pielęgnować (np. zmienić pieluchę). Rodzice mają w planie wystąpić do sądu z wnioskiem o możliwość zabierania dziecka do swojego domu 2-3 razy w tygodniu. Chłopiec reaguje na ich obecność bardzo pozytywnie, więc jeżeli zostaniemy poproszeni o wyrażenie opinii, to z pewnością nie będziemy mieli nic przeciw temu.


Wykaz umiejętności dziecka:

  • W stosunku do stanu sprzed trzech miesięcy, Białasek stał się dużo bardziej ruchliwy. Potrafi już pełzać, a nawet kilka razy przyjął pozycję startową do czworakowania. Nie wiem co „siedzi” w tym momencie w jego główce, ale wydaje mi się, że gdyby ktoś kazał mi skoczyć na spadochronie, to miałby mniej więcej taką minę jak on. Jednak ponieważ chłopiec nie jest dzieckiem strachliwym, to wkrótce z pewnością odważy się na zrobienie pierwszego kroku.
  • Posadzony, siedzi pewnie bez podparcia. Jednak sam nie próbuje jeszcze siadać i najpewniej czuje się w pozycji na brzuchu, której jeszcze niedawno bardzo nie lubił.
  • Nadal jest dzieckiem bardzo towarzyskim, a do tego po powrocie z wakacji (był u rodziny pomocowej) stał się małym wymuszalskim. Na samym początku nie wystarczył mu kontakt wzrokowy ani nawet siedzenie na kolanach. Zadowalał się tylko noszeniem na rękach. Teraz jest już dużo lepiej. Radość potrafi mu sprawić nawet zabawa w grupie innych dzieci.
  • W stosunku do obcych, początkowo zachowuje dystans, jednak już po kilku minutach, na „zaczepki” z ich strony reaguje śmiechem i chętnie idzie do nich na kolana. Uważamy, że jest to bardzo pozytywne zachowanie.
  • Białasek cały czas wkłada przedmioty do buzi, jednak robi to coraz rzadziej. Częściej stara się je poznawać wzrokiem i dotykiem. Przekłada się to również na badanie twarzy innych osób. Lubi łapać za nos, uszy, wkładać palce do oka. Niestety najbiedniejszy jest Gacek, ponieważ bardzo takich czułości nie lubi, tyle tylko, że zamiast uciekać (bo przecież potrafi), to siedzi i wrzeszczy. Białasek posługuje się już ruchem pęsetowym. Zwłaszcza gdy któreś z dzieci rozsypie na dywanie jakieś ciastka lub chrupki, to bardzo sprawnie zbiera wszelkie okruszki.
  • Bardzo lubi grające zabawki. Coraz rzadziej „wali” w nie rączką, aby się odezwały, za to próbuje naciskać palcem odpowiednie przyciski.
  • Chłopiec potrafi już artykułować kilka sylab. W większości przypadków, bawi się słowotwórstwem i nawet gdy mówi „da”, to tak naprawdę wcale nic nie chce. Chociaż „ta-ta”, chyba kojarzy z mężczyzną. Gdy go kąpię, to wielokrotnie powtarza to słowo, a nawet potrafi go użyć w stosunku do swojego prawdziwego taty, podczas odwiedzin.
  • Zaczyna naśladować dorosłych, zwłaszcza lubi marszczyć nos.
  • Białasek bardzo lubi się kąpać. Od jakiegoś czasu kąpie się w dużej wannie. Uwielbia zabawę w tsunami. Nie przeraża go nawet to, że czasami zaleje go jakaś większa fala.
  • Je coraz bardziej urozmaicone posiłki, które już od kilku miesięcy, nie zawsze mają konsystencję papki, na przykład uwielbia spagetti. Zapoznaje się też z owocami w formie naturalnej: malinami, borówkami, winogronami, jabłkiem, bananem i innymi. Wprawdzie sam smak, często nie powinien mu być obcy, bo przecież kaszki, które dotychczas jadał, też smakują owocami, to jednak wielokrotnie bardzo się dziwi, wyciąga je z buzi, ogląda – chodzi więc chyba również o formę.
  • Noce przesypia bardzo ładnie.
Gdybym miał jakoś podsumować Białaska, to musiałbym stwierdzić, że jest chłopcem bezproblemowym, w normie rozwojowej.
Wprawdzie cały czas próbuje absorbować sobą naszą uwagę, to mimo że jest to czasami trochę męczące, wiemy że tak właśnie być powinno.


Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów
(ukończone 11 miesięcy).

Białasek pod każdym względem rozwija się bardzo dobrze. Oczywiście są rzeczy, które mógłby już robić, a jeszcze nie robi, jednak wszystko jest w normie rozwojowej.
Nie mamy problemów z jedzeniem i spaniem. Chłopiec potrafi przespać bez przerwy 12 godzin, wypić mleko i ponownie zdrzemnąć się ze dwie godziny .W kwestiach zdrowotnych musimy tylko zwracać większą uwagę na skórę, ponieważ mimo stosowania różnych balsamów i maści, często jest ona zaczerwieniona i chropowata. Jednak nie zauważyliśmy żadnych związków między pogorszeniem się skóry a tym, co dostał do jedzenia. Poza tym nie choruje (pomijając pojawiający się czasami katar, czy kaszel).

Wykaz umiejętności dziecka:

  • Białasek jest w tej chwili bardzo ruchliwy. Sprawnie czworakuje i siada. Ostatnio zaczął też stawać przy drabinkach i meblach. Bardzo lubi tą pozycję, ale cały czas boi się zrobić pierwszy krok bez trzymanki.
  • Chyba wszedł w okres, w którym wydaje mu się, że powinien o sobie decydować. Gdy tego chce, to chętnie współpracuje na przykład przy przewijaniu lub przebieraniu, ale bywają sytuacje, gdy się buntuje. Niestety niewiele jeszcze mówi, więc jego sprzeciw często polega na tym, że siada i wrzeszczy. Bywa, że nie pomaga wzięcie go na ręce, czy też próba zainteresowania go czymś ciekawym. Tak więc, czasami trzeba te kilka minut przeczekać, aż chłopiec sam się uspokoi.
  • W kwestii słownictwa, nie można powiedzieć, że jest gadułą. Wypowiada jakieś sylaby typu „ma” czy „da”, a z wyrazów dwusylabowych to najczęściej słyszę „tata”, czasami „mama”.
  • Doskonale zna obowiązujące zasady – gdy coś broi, to kątem oka zerka, czy ktoś na niego patrzy.
  • Bardzo lubi zabawki. Potrafi się nimi bawić zarówno sam jak też w towarzystwie innych dzieci. Chociaż w tym drugim przypadku najczęściej próbuje komuś coś odebrać (nie dając nic w zamian – ale do tego jeszcze dorośnie).
  • Ostatnio zaczął interesować się książeczkami. Wprawdzie kolorowe obrazki przykuwają jego uwagę, to nie potrafi jeszcze wskazywać co na nich jest. Zresztą podobnie jak ze wskazywaniem części ciała. Na dobrą sprawę tylko pokazywanie „gdzie jest oko”, sprawia mu ogromną przyjemność.
  • Jeżeli chodzi o sztuczki, które dzieci uwielbiają robić, aby przypodobać się rodzicom, to mogę powiedzieć, że Białasek bardzo ładnie robi „brawo-brawo” i potrafi się przywitać (jednak nie wiadomo dlaczego robi to dwiema rękami). Na naukę robienia „pa-pa”, „jaki jesteś duży”, „jakie dobre” i tym podobnych rzeczy, jest jakiś niepodatny.
  • Ma bardzo sprawne ręce, potrafi manipulować przedmiotami, wkładać i wykładać mniejsze z większych.
  • Doskonale zna imiona wszystkich domowników (chociaż nie potrafi ich wypowiedzieć, nawet w swoim języku).
Podsumowując – jest dzieckiem, którego nie powstydziłby się żaden rodzic.


Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów
(ukończone 14 miesięcy).

Białasek już niedługo odejdzie do rodziny zastępczej.
Sąd nie zdecydował się na odebranie praw rodzicielskich mamie biologicznej, widząc widocznie jakieś światełko w tunelu. Jednak od czasu podjęcia tej decyzji, mama przestała się z nami kontaktować.


Wykaz umiejętności dziecka:

  • Biorąc pod uwagę umiejętności fizycznie, Białasek radzi sobie całkiem dobrze. Wprawdzie czasami mam wrażenie, że przez pokój przechodzi huragan (bo chłopak chwieje się na wszystkie strony, po czym pada na pupę), to ogólnie rzecz biorąc chodzi bardzo sprawnie. Jest dobrze zbudowany, co powoduje że nawet w konfrontacji siłowej ze starszymi dziećmi, długo potrafi utrzymać się na nogach.
  • Staramy się pobudzać go ruchowo, głównie poprzez rozmaite ćwiczenia gimnastyczne, chociaż kontakt z innymi dziećmi oraz pies (będący dla Białaska naturalną przeszkodą, którą stara się pokonać), chyba wystarczająco stymulują jego rozwój motoryczny.
  • Cały czas ma naturę buntowniczą i chce decydować o sobie. Nawet dzisiaj zdarzyło się, że chciał, abym to ja karmił go przy obiedzie. Przy każdej innej osobie wyrywał się i wrzeszczał – miał chyba taki kaprys, ponieważ zazwyczaj to nie ja daję mu jeść.
  • Często w sytuacjach, gdy inne dzieci zaczynają płakać, on wpada we wściekłość. Podam jeden przykład. Niestety jest już na tyle wysoki, że nie może bezkarnie wstawać pod stołem, czy pianinem. Często jeszcze o tym nie pamięta i nabija sobie guzy. Wówczas bierze cokolwiek, co znajdzie w pobliżu i wali tym czymś na oślep. Niebezpieczne jest to, że zdarza mu się w takiej sytuacji paść na podłogę i walić w nią głową.
  • W przeciwieństwie do innych dzieci (i niejako na przekór swojej naturze), nie używa słowa „nie”. Za to ciągle odpowiada „tak”. Jednak mówi to chyba świadomie, ponieważ gdy próbujemy trochę zabawić się jego kosztem, to szybko się orientuje.
    Jako przykład podam niedawny dialog po przebudzeniu się po drzemce południowej:
    - masz kupę? - „tak”
    - przewiniemy się? - „tak”
    - jesteś głodny? - „tak”
    - już się najadłeś? - „ … he-he”.
  • Jak każde inne dziecko w jego wieku, uwielbia zabawki rodziców: telefon komórkowy, pilota od telewizora, kluczyki od samochodu, ale również rozmaite śmieci - butelki czy puszki po napojach, torby foliowe, gazety. Czasami mam wrażenie, że im coś jest mniej kolorowe – tym bardziej atrakcyjne. Nadal ulubioną zabawą jest „taplanie się” w psiej misce z wodą, otwieranie szafek, szuflad … niestety nie minie to jeszcze przez kilkanaście miesięcy.
  • Nie mamy żadnego problemu związanego z odżywianiem. Chłopiec je dużo i chętnie (również owoce i warzywa).
  • Potrafi sam się najeść, chociaż w takim przypadku większość posiłku ląduje na podłodze, a podstawowym sztućcem jest własna ręka.
  • Zasób słów Białąska jest stosunkowo niewielki. Potrafi wypowiedzieć mama, tata, daj oraz kilka neologizmów, których znaczenia jeszcze nie rozszyfrowaliśmy … no i oczywiście „tak”.
  • Pod względem zdrowotnym nie mamy żadnych problemów. Wprawdzie chłopiec ma nieco bardziej wrażliwą skórę niż inne dzieci (zwłaszcza okresowo złuszczającą się za uszami), to jednak pielęgnacja podstawowymi kremami oraz kąpiele przy użyciu zwyczajnych płynów przeznaczonych dla dzieci, są podstawowymi środkami kosmetycznymi. Czasami tylko trzeba użyć nieco bardziej medycznego produktu.
  • Noce nadal przesypia bardzo ładnie.
Gdybym miał go jakoś podsumować, to napisałbym „ideał”.
To, że czasami pokrzyczy, albo się wścieka (może jest typem choleryka), próbując wyrazić swoje niezadowolenie, albo sprawia wrażenie egocentryka, dla którego nic nie jest ważne poza własną osobą – jest zupełnie normalne w tym wieku.
Wyrośnie z tego.














4 komentarze:

  1. Co tam Pikuś trawę kosisz, że tak rzadko piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też się zastanawiałam. A moż Pikuś kwiatki sadzisz w ogródku?
    A tu lud boży domaga się by czytać...czytać...i jeszcze raz czytać...����.
    Czekamy na teksty.
    Pozdrawiamy.
    Nikola

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja znowu dumam nad postem, który napisałem prawie dwa tygodnie temu i nie mogę się zdecydować, czy go opublikować. Chyba jeszcze podumam do jutra. Pewnie czas wrócić do tekstów lekkich, łatwych i przyjemnych. Będzie ku temu okazja, bo cała trójka przebywających u nas dzieci jest już zgłoszona do adopcji.
    A trawa to u mnie po pas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wykoś ładnie trawkę, bo Ci się dzieci w niej zgubią. Post publikuj, im bardziej kontrowersyjny i dłuższy tym lepiej.Pa....

      Usuń