Przedstawienie historii tego chłopca
jest dla mnie dość trudne. Nie dlatego, że byłem z nim w jakiś
szczególny sposób związany, ale dlatego, że był on …
zwyczajnym dzieckiem. Wprawdzie los (w tym wypadku jego mama i tata)
zafundował mu pobyt w pogotowiu rodzinnym, to z mojego punktu widzenia, w tej historii nie ma
niczego szczególnego. Chociaż może się mylę … Może o
niezwykłości świadczy fakt, że chłopiec urodził się w rodzinie, w której
mógłby mieszkać do dzisiaj. Rodzinie, która do pewnego momentu
była … rodziną statystyczną.
Mama chłopca była normalną
dziewczyną, osobą która nie wyróżniała się niczym szczególnym.
Była ona koleżanką Kubusia (naszej najmłodszej córki) w gimnazjum. Wprawdzie należały one do odrębnych grup „wzajemnej
adoracji”, to jednak się znały, a dla rówieśników była ona
zwyczajną koleżanką – jakich wiele.
Jej rodzina nie była tak zwaną
rodziną patologiczną, wiecznie bezrobotną, wiecznie korzystającą
z usług pomocy społecznej. Na jakimś etapie coś poszło nie tak.
Tata odszedł , mama „popłynęła”, pojawił się jakiś chłopak
(miał być tym wymarzonym, a okazał się dupkiem – chociaż nie
dla niej).
Urodziło się dziecko …, o które
niestety trzeba dbać.
Dalsza rodzina początkowo starała się
pomagać, wspierać. Nawet tata (właściciel całkiem dobrze
prosperującej firmy) chciał być podporą. Jednak chyba nie zostało
to zbyt dobrze przyjęte przez mamę Białaska, bo żadna z tych osób
nie zechciała pozostać dla chłopca rodziną zastępczą.
Wydawało nam się, że sąd podejmie
decyzję o odebraniu praw rodzicielskich i skieruje dziecko do
adopcji. Niestety sędzina zdecydowała o umieszczeniu chłopca w
rodzinie zastępczej. Uznała więc, że mama Białaska ma jeszcze
szansę na odzyskanie dziecka, ale nie nastąpi to w niedługim
czasie (bo wówczas chłopiec nadal pozostałby w naszej rodzinie).
Ale czy umieszczenie go w kolejnej
rodzinie zastępczej miało większy sens?
Czy w sytuacji, gdy przez prawie rok
mamy do czynienia z równią pochyłą, należy dawać kolejne szanse
mamie biologicznej?
Jak zwykle w takich przypadkach jest
wiele niedomówień, wiele plotek. Do nas dotarły informacje, że
babcia Białaska ”siedzi”, jego tata również, ich mieszkanie
zostało zlicytowane za długi. Ile w tym prawdy? Jedyną pewną
rzeczą jest to, że po ostatniej rozprawie (na której została
podjęta decyzja o umieszczeniu chłopca w rodzinie zastępczej),
wszelkie kontakty ustały. A przecież właśnie teraz, mama powinna
jeszcze bardziej zawalczyć o odzyskanie chłopca. To teraz powinna
być aktywa, odwiedzać go, a przede wszystkim pokazać, że chce
zmienić swoje życie na takie, które w opinii sądu dawałoby
gwarancję prawidłowego wychowywania dziecka.
Teoretycznie … W teorii wszystko
wydaje się logiczne i proste. Jednak tak naprawdę, to mama Białaska
jest jeszcze dzieckiem. Może jest pełnoletnia, ale nie dorosła.
Nie ma nikogo, komu mogłaby zaufać, na kim mogłaby się wesprzeć.
Dlatego ufa każdemu, kto okaże jej choć odrobinę zainteresowania.
Trudno powiedzieć, komu zaufała tym razem, jakie ma plany co do synka i gdzie właściwie się podziewa.
Białasek jest jeszcze malutki, nie ma
nawet półtora roku. W takich przypadkach rozpoczynamy poszukiwanie
takiej rodziny zastępczej, która nie wyklucza adopcji (a nawet ma
takie motywacje). Pewnie nie jest to do końca zgodne z intencją
sądu, bo ten wolałby zapewne taką rodzinę, która byłaby gotowa
za kilka lub kilkanaście miesięcy (a może i parę lat) rozstać
się z dzieckiem (gdyby nagle jego mama „stanęła na nogi”). Ja
jednak mam wątpliwości, czy takie podejście do sprawy jest dobrym
rozwiązaniem. Rodzice zastępczy są wówczas tylko ciocią i
wujkiem, a mama (którą widzi raz na jakiś czas) tak naprawdę jest
jeszcze dalszą „ciocią”. A dziecko potrzebuje mamy,
niekoniecznie tej, która je urodziła.
W każdym razie rozpoczęliśmy
poszukiwania rodziny dla Białaska. Oczywiście nie robimy tego sami,
lecz współpracując z PCPR-em. Nawet jeżeli własnymi kanałami
udaje nam się znaleźć rodzinę zastępczą, to tak czy inaczej,
ostateczna decyzja należy do tego urzędu.
W tym przypadku, z propozycją wystąpił
PCPR, wskazując jako kandydatkę samotną mamę, panią Annę
(zresztą dziewczynę, którą już znaliśmy, bo odbywała u nas
praktyki kończąc szkolenie dla rodziców zastępczych). Początkowo
wydawało nam się, że jest to chybiony pomysł. Intuicja
podpowiadała nam, że przecież z pewnością uda się znaleźć dla
chłopca pełną rodzinę. Gdy Białasek biegł do mnie krzycząc
„tata, tata”, to przychodziły mi do głowy myśli, że już
nigdy nie będzie mógł do nikogo tak powiedzieć. Jednak zaczęliśmy
wszystko analizować na chłodno, wychodząc z założenia, że choć
„myślenie bez intuicji jest puste”, to również „intuicja bez
myślenia jest ślepa”. Doszliśmy do wniosku, że nawet
umieszczenie Białaska w rodzinie, w której jest i mama i tata, nie
daje gwarancji, że tak będzie zawsze. A z kolei samotna mama wcale
nie musi być nadopiekuńcza, nie mówiąc o tym, że może wydarzyć
się coś, co spowoduje, że przestanie być samotna.
Tak więc Ania zaczęła odwiedzać
naszego chłopca. Początkowo przyjeżdżała tylko na kilka godzin,
a po miesiącu zabierała go już do swojego domu na całe weekendy.
Okazała się osobą bardzo energiczną, pragmatyczną, kimś kto
osiąga wyznaczone sobie cele, będąc jednocześnie w zgodzie z
własnymi zasadami. Chłopiec bardzo szybko ją zaakceptował. Stali
się dla siebie ważni już na etapie pobytu małego w naszej
rodzinie.
Ania nie jest osobą „wylewną”.
Swoją osobowością zdecydowanie bardziej przypomina mnie, niż
Majkę. Nie wiemy więc, czy w dłuższym okresie będzie chciała
utrzymywać z nami jakiekolwiek kontakty. Nie oznacza to, że będzie
chciała je zerwać i o nas zapomnieć, ale codzienny pęd dnia może
sprawić, że na pielęgnowanie starej znajomości nie wystarczy już
czasu. My jesteśmy na coś takiego przygotowani, chociaż lubimy
dostawać co jakiś czas zdjęcia lub informacje o dzieciach, które
przebywały w naszym domu.
Poza pewnością siebie, zaczęliśmy
jeszcze dostrzegać inne zalety nowej mamy zastępczej.
Droga, którą ta dziewczyna wybrała
jest trudna, a do tego bardzo często krytykowana przez inne osoby,
zwłaszcza te pracujące w ośrodkach adopcyjnych. Jakby na całą
sprawę nie patrzyć, Białasek był małym i zdrowym dzieckiem.
Gdyby w najbliższym czasie sąd jednak podjął decyzję o odebraniu
praw rodzicielskich jego mamie, to nie byłoby żadnego problemu ze
znalezieniem chętnej rodziny adopcyjnej. Ale w ten sposób można
sobie tylko gdybać. Równie dobrze chłopiec mógłby spędzić
resztę dzieciństwa w rodzinnym domu dziecka, oczekując na swoją
wiecznie nie ogarniętą mamę.
Wrócę jednak do walorów Ani, od
których rozpocząłem tą myśl. Chociaż w zasadzie nie chodzi
tutaj nawet o tą konkretną dziewczynę, ale o całą grupę
rodziców zastępczych, których marzeniem tak naprawdę jest
adopcja. Większość rodziców chcących przysposobić dziecko,
odrzuca taką drogę, mimo że ma świadomość jej istnienia. Z
kolei ci, którzy podejmują się takiego wyzwania, też nie są
desperatami. Desperaci raczej nie mają zbyt dużych szans na
uzyskanie kwalifikacji do pozostania rodzicem zastępczym.
Jednak jest coś w takich rodzicach
zastępczych, co zwraca moją uwagę. Jest to dużo większa
otwartość na rodziny biologiczne, a przynajmniej na pomoc dziecku w
poszukiwaniu własnych korzeni.
Rodzice adopcyjni dużo częściej
zachowują się zaborczo, chcą zapomnieć o rodzicach biologicznych
swojego dziecka. Wielokrotnie powrót do tego wątku jest dla nich
bolesny, często nie chcą oni rozmawiać o trudnych emocjach –
ucinając temat (niezależnie od tego, czy jest to rozmowa z samym
dzieckiem, czy też osobą postronną). Osobiście nie spotkałem się
z taką sytuacją, ale podobno są rodzice adopcyjni, którzy w
pewien sposób poniżają rodziców biologicznych w oczach dziecka –
choćby nazywając ich patologią, marginesem społecznym, odbierając
im tym samym godność bycia rodzicami tego dziecka. W ten sposób
niechcący wzbudzają również w dziecku przeświadczenie, że ono
też jest nic nie warte.
Każdy z rodziców dziecka
adoptowanego, bądź zastępczego musi brać pod uwagę to, że jego
dziecko prawdopodobnie na pewnym etapie swojego życia, będzie
chciało poznać swoją prawdziwą tożsamość, być może odszukać
swoich rodziców biologicznych. Nie zawsze tak jest. Sam znam
rodzinę, której dzieci adopcyjne nie wykazują najmniejszego
zainteresowania rodzicami biologicznymi. Jednak dla wielu osób
adoptowanych jest to duży problem. Doświadczenie porzucenia z
dzieciństwa może być ogromną traumą, która nie pozwala zbliżyć
się do innych osób, w pewien sposób skazując dziecko na
samotność, poczucie wyobcowania. To z kolei może powodować
depresje, zaburzenia lękowe, fobie, uzależnienia, a nawet choroby
psychiczne.
Zarówno rodzice adopcyjni jak też
zastępczy mają świadomość, że tak może być. Ja również mam
tego świadomość. Pewnie dlatego, gdybym chciał adoptować dziecko, a jakaś
siła wyższa dałaby mi stuprocentową pewność, że fakt
przysposobienia nigdy nie ujrzy światła dziennego, to moje sumienie
pozwoliłoby mi wszystko przed nim zataić. Niestety takiej
pewności nie ma, więc pozostaje tylko podjęcie próby
przygotowania dziecka do najtrudniejszej lekcji w jego życiu. Wiem,
że są rozmaite koncepcje, w myśl których istnieje jakaś
naturalna więź pomiędzy członkami rodziny, nawet jeżeli nie
wiedzą oni o swoim istnieniu. Takie badania prowadził między
innymi niemiecki psychoterapeuta Bert Hellinger. Podobno dzieci
adoptowane wielokrotnie czują, że nie pasują do swojej rodziny, że
coś jest nie tak. Dopiero dotarcie do swoich korzeni, odnalezienie
rodziców lub rodzeństwa, pozwala im na osiągnięcie jakiegoś
wewnętrznego spokoju (nawet jeżeli nadal mieszkają z rodziną
adopcyjną).
A może mechanizm jest nieco inny? Może
dzieci mające wiedzę, że są adoptowane,zwyczajnie czują
potrzebę odnalezienia brakujących fragmentów układanki, bo
przecież żaden obrazek nie może mieć białych plam? Nie wiem.
I na dobrą sprawę, nie wiem dlaczego
takie myśli zaczęły mi przychodzić do głowy, gdy zacząłem
zastanawiać się nad Anią (nową mamą zastępczą Białaska).
Pora trochę więcej napisać o samym
chłopcu, bo w końcu to jego chciałem przedstawić.
Tyle, że nic nie przychodzi mi do
głowy. Białasek w zasadzie był „synkiem” Majki. Spał z nią w
jej pokoju i to ona wstawała do niego w nocy, to ona była pierwszą
osobą, którą chłopiec widział po przebudzeniu, to z nią
rozpoczynał każdy nowy dzień. Ja noce spędzam w pokoju Smerfetki
i Gacka. Nad ranem biorę ich do swojego łóżka (chociaż może
sensowniej byłoby napisać, że wyjmuję ich z łóżeczek, bo
później i tak „rozłażą” się po całym pokoju) i prawdę
mówiąc nie przejmuję się tym, czy z psychologicznego punktu
widzenia jest to dobre, czy nie. Z pewnością jest to czas, w którym
można zaobserwować najciekawsze zachowania dzieci (zwłaszcza gdy
myślą, że rodzic jeszcze śpi). Jest to też czas, w którym
nawiązują się najsilniejsze więzi. Nawet z Gackiem (który jest
dla mnie pewnego rodzaju emocjonalną hermafrodytą) jestem bardziej
związany, niż byłem z Białaskiem, którego znałem tylko z
zachowań dziennych … a to już nie to samo. Od czasu, gdy chłopiec
zamieszkał z Anią, wróciłem do sypialni Majki, a „moje dzieci”
są tylko na podglądzie elektronicznej niani. Pewnego poranka (gdy
dzieci się obudziły domagając się mleka – Smerfetka wołała
„tatoo”, a Gacek jak zwykle naśladował czaplę), Majka chciała
być miła i pozwolić mi jeszcze trochę pospać. Jednak gdy zadała
pytanie „a co ja mam tam z nimi robić?”, to się roześmiałem i
zrozumiałem, że te ranki są czymś niepowtarzalnym, osobliwym …
mam nadzieję, że nie tylko dla mnie, ale również dla tych
maluchów.
No tak … opis Białaska zdecydowanie
mi nie wychodzi.
To może ciekawsze będą zapiski
dotyczące jego zachowań sporządzane na przestrzeni ostatniego
roku:
Ocena rozwoju dziecka
na podstawie obserwacji opiekunów
(ukończone 5 miesięcy).
Chłopiec
przebywa w naszej rodzinie od niecałych dwóch miesięcy. Powodem
umieszczenia go u nas była niedostateczna opieka ze strony rodziców.
Dziecko miało problemy skórne i nawet gdy przyszło do nas ze
szpitala, nie wyglądało ciekawie. W wypisie była diagnoza
podejrzenia atopowego zapalenia skóry. Na tą chorobę nie ma
lekarstwa, stosuje się więc leczenie objawowe. Poza maściami
przeciwzapalnymi, ważna jest przede wszystkim pielęgnacja, chociaż
niektórzy naukowcy uważają, że przyczyną choroby może być
nadmierna higiena. Jednak większość skłania się ku twierdzeniu,
że jest to choroba genetyczna (a dokładniej, że jest to alergia o
podłożu genetycznym). Białasek poza różnymi kremami do
smarowania, dostaje również lek przeciwalergiczny. W tej chwili
skóra chłopca wygląda już znacznie lepiej, chociaż poprawa nie
nastąpiła natychmiast i bywają dni, w których (mimo stałego
stosowania leków) widać lekkie pogorszenie. Jednak gdy czytałem o
tej przypadłości, to mocno wierzę w to, że jednak nie jest to
atopowe zapalenie skóry (zbyt łatwo dało się zaleczyć),
zwłaszcza że chłopiec ma stały kontakt z psem, który
niejednokrotnie go poliże. No chyba, że rację mają ci, którzy
uważają, że przyczyną jest nadmierna higiena.
Białasek
jest odwiedzany przez mamę i babcię regularnie, nastąpiło też
wspólne spotkanie u dermatologa. Są to osoby, które sprawiają
wrażenie, że odzyskanie dziecka jest dla nich priorytetem. Mocno
wierzymy, że tym razem to się uda, chociaż taką wiarę mieliśmy
już kilkukrotnie, a potem coś nie wychodziło. Ale przecież kiedyś
musi być ten pierwszy raz.
Wykaz umiejętności
dziecka:
- Białasek jest naszym zdaniem w normie rozwojowej. Nie ma niczego, co by nas niepokoiło, ale też póki co, w żadnej dziedzinie nie zapowiada się na geniusza.
- W sferze ruchowej, mieści się we wszelkich dopuszczalnych widełkach. Potrafi przekręcić się z pleców na brzuch, czego jednak nie lubi i natychmiast próbuje ponownie wrócić na plecy. Jednak ta druga sztuka, mimo że podobno łatwiejsza, jeszcze mu się nie udaje.
- Umie przyjąć pozycję „foki”, co jest wstępem do raczkowania, jednak robi to bardzo rzadko (prawdopodobnie dlatego, że nie lubi pozycji brzusznej). Tak więc szybko przechodzi do parteru i próbuje przekręcić się na plecy
- Siedzi już pewnie z podparciem, chociaż staramy się nie przeciążać jego kręgosłupa, czekając, aż będzie gotowy do samodzielnego siadania.
- Jest dzieckiem bardzo towarzyskim. Odwraca głowę w kierunku głosu, rozpoznaje domowników, śmieje się do nich. Uwielbia towarzystwo psa, chociaż jeszcze jakiś czas temu był on dla niego upierdliwym stworem, którego pewnie chętnie by się pozbył. Najbardziej lubi, gdy ktoś go trzyma na rękach, ale zadowala się również sytuacją, gdy ktoś się nad nim pochyla i użycza mu swojej ręki do zabawy. A gdy ta ręka zacznie go łaskotać, to kwiczy na całe gardło.
- Na widok znajomych osób, piszczy, śmieje się, macha rączkami. Aktualnie najbardziej jest przywiązany do cioci (czyli mojej żony), chociaż na mój widok rechocze ze śmiechu (ale być może chodzi o to, że mam twarz grzechotki). W każdym razie nie przejawia lęku przed obcymi. Dobry jest każdy, kto ma ochotę poświęcić mu swój czas. Wydaje nam się, że bardziej reaguje na porę dnia. Wieczorem, mniej więcej 2-3 godziny przed spaniem, staje się marudny. Wówczas najlepszym rozwiązaniem jest wyjście na spacer. Przed południem jest bardzo pogodny. Jednak wtedy, gdy mimo wszystko zdarzy mu się zacząć marudzić, to nie reagujemy natychmiast. Wielokrotnie miała miejsce sytuacja, że pocieszył się sam, zajmując się choćby swoimi rączkami lub nóżkami, nie mówiąc o wiszących zabawkach, które uwielbia.
- Bardzo lubi muzykę, chociaż chyba najbardziej piosenki wykonywane przez osobę, która w danym momencie się nim opiekuje (nie zwraca nawet uwagi na okropne fałszowanie). Myślę, że tym fałszowaniem nie robimy mu zbyt dużej krzywdy (w końcu nie chcemy zrobić z niego ani wirtuoza, ani piosenkarza), tym bardziej, że podobno śpiew pobudza artykułowanie sylab – a chłopiec zaczyna już gaworzyć.
- Białasek bardzo sprawnie potrafi bawić się zabawkami używając obu rąk. Przekłada je z jednej ręki do drugiej. Najbardziej lubi te, które wiszą nad nim.
- Jest bardzo spostrzegawczy. Gdy od jakiegoś czasu pojawiły się w domu muchy, stanowią one chyba dla chłopca świetną rozrywkę. Gdy przechodzą w pobliżu, to śledzi wzrokiem każdy ich ruch.
- Zaczynamy naukę robienia „pa-pa” i zabawę w „a ku-ku”, jednak na razie nic z tego nie wychodzi. Ale na to ma jeszcze trochę czasu.
- Za to zaczyna dostrzegać zależność przyczynowo-skutkową. Oczywiście sprawa podstawowa, to doskonale wie, że jak zacznie płakać, to ktoś do niego przyjdzie. Ale też potrafi zaczepiać uśmiechem, wiedząc że w odpowiedzi też będzie uśmiech. Gdy go nie ma, to jest lekko zmieszany. Nauczył się też odpowiadać cmokaniem na cmokanie. Najpierw to on odpowiadał, ale ostatnio stało się to dla niego chyba pewną formą zagajenia. Gdy mu ktoś nie odcmoknie, to jest niepocieszony.
- Jeżeli chodzi o sprawy bardziej przyziemne, to ma już dwa ząbki (zresztą pierwszego odkryła jego babcia). W przypadku Białasak, było to bardzo nieoczekiwane. Inne dzieci mają gorsze samopoczucie, nawet podwyższoną temperaturę, a jemu wyszły tak bez zapowiedzi.
- Śpi bardzo ładnie (czasami lepiej niż roczna Smerfetka). Marzeniem (naszym) jest tylko to, aby sam nauczył się trzymać butelkę, bo pije raczej powoli.
- Zaczynamy stopniowo wprowadzać stałe pokarmy, jednak zważywszy na duże prawdopodobieństwo wystąpienia alergii, robimy to powoli, w dużych odstępach czasu (aby się dowiedzieć, czego aktualnie jeszcze jeść nie powinien).
- Jest całkiem sporym bobasem. Wielkością i wagą, prawie dorównuje rocznej Smerfetce. Nie jest więc wykluczone, że będzie musiał przenieść się z wanienki do dużej wanny, zanim nauczy się siedzieć.
Na
zakończenie mógłbym powtórzyć to, co napisałem na wstępie.
Staramy się wspierać mamę Białaska w procesie odzyskania synka.
Jednak sama opieka nad dzieckiem, to nie wszystko (zresztą jest to
coś, co potrafi robić, być może powinna tylko do tego podejść z
nieco większą odpowiedzialnością, a może bardziej –
sumiennością). Są też jednak inne rzeczy w jej życiu, którym
musi stawić czoła. Myślę, że sama najlepiej wie o co chodzi.
Ocena rozwoju dziecka
na podstawie obserwacji opiekunów
(prawie 9 miesięcy).
Chłopiec
przebywa u nas od pięciu miesięcy. Spośród wszystkich dzieci,
które przewinęły się przez nasze pogotowie, jest najczęściej
odwiedzany przez swoją rodzinę (chociaż spotkania nie są
regularne). Początkowo Białaska odwiedzała jego mama z babcią. W
ostatnim czasie zaczął pojawiać się również tata. Przychodząc
do nas, jest bardzo sympatyczny i sprawia wrażenie ojca, dla którego
los syna nie jest obojętny. Potrafi się z nim bawić i pielęgnować
(np. zmienić pieluchę). Rodzice mają w planie wystąpić do sądu
z wnioskiem o możliwość zabierania dziecka do swojego domu 2-3
razy w tygodniu. Chłopiec reaguje na ich obecność bardzo
pozytywnie, więc jeżeli zostaniemy poproszeni o wyrażenie opinii,
to z pewnością nie będziemy mieli nic przeciw temu.
Wykaz umiejętności
dziecka:
- W stosunku do stanu sprzed trzech miesięcy, Białasek stał się dużo bardziej ruchliwy. Potrafi już pełzać, a nawet kilka razy przyjął pozycję startową do czworakowania. Nie wiem co „siedzi” w tym momencie w jego główce, ale wydaje mi się, że gdyby ktoś kazał mi skoczyć na spadochronie, to miałby mniej więcej taką minę jak on. Jednak ponieważ chłopiec nie jest dzieckiem strachliwym, to wkrótce z pewnością odważy się na zrobienie pierwszego kroku.
- Posadzony, siedzi pewnie bez podparcia. Jednak sam nie próbuje jeszcze siadać i najpewniej czuje się w pozycji na brzuchu, której jeszcze niedawno bardzo nie lubił.
- Nadal jest dzieckiem bardzo towarzyskim, a do tego po powrocie z wakacji (był u rodziny pomocowej) stał się małym wymuszalskim. Na samym początku nie wystarczył mu kontakt wzrokowy ani nawet siedzenie na kolanach. Zadowalał się tylko noszeniem na rękach. Teraz jest już dużo lepiej. Radość potrafi mu sprawić nawet zabawa w grupie innych dzieci.
- W stosunku do obcych, początkowo zachowuje dystans, jednak już po kilku minutach, na „zaczepki” z ich strony reaguje śmiechem i chętnie idzie do nich na kolana. Uważamy, że jest to bardzo pozytywne zachowanie.
- Białasek cały czas wkłada przedmioty do buzi, jednak robi to coraz rzadziej. Częściej stara się je poznawać wzrokiem i dotykiem. Przekłada się to również na badanie twarzy innych osób. Lubi łapać za nos, uszy, wkładać palce do oka. Niestety najbiedniejszy jest Gacek, ponieważ bardzo takich czułości nie lubi, tyle tylko, że zamiast uciekać (bo przecież potrafi), to siedzi i wrzeszczy. Białasek posługuje się już ruchem pęsetowym. Zwłaszcza gdy któreś z dzieci rozsypie na dywanie jakieś ciastka lub chrupki, to bardzo sprawnie zbiera wszelkie okruszki.
- Bardzo lubi grające zabawki. Coraz rzadziej „wali” w nie rączką, aby się odezwały, za to próbuje naciskać palcem odpowiednie przyciski.
- Chłopiec potrafi już artykułować kilka sylab. W większości przypadków, bawi się słowotwórstwem i nawet gdy mówi „da”, to tak naprawdę wcale nic nie chce. Chociaż „ta-ta”, chyba kojarzy z mężczyzną. Gdy go kąpię, to wielokrotnie powtarza to słowo, a nawet potrafi go użyć w stosunku do swojego prawdziwego taty, podczas odwiedzin.
- Zaczyna naśladować dorosłych, zwłaszcza lubi marszczyć nos.
- Białasek bardzo lubi się kąpać. Od jakiegoś czasu kąpie się w dużej wannie. Uwielbia zabawę w tsunami. Nie przeraża go nawet to, że czasami zaleje go jakaś większa fala.
- Je coraz bardziej urozmaicone posiłki, które już od kilku miesięcy, nie zawsze mają konsystencję papki, na przykład uwielbia spagetti. Zapoznaje się też z owocami w formie naturalnej: malinami, borówkami, winogronami, jabłkiem, bananem i innymi. Wprawdzie sam smak, często nie powinien mu być obcy, bo przecież kaszki, które dotychczas jadał, też smakują owocami, to jednak wielokrotnie bardzo się dziwi, wyciąga je z buzi, ogląda – chodzi więc chyba również o formę.
- Noce przesypia bardzo ładnie.
Gdybym
miał jakoś podsumować Białaska, to musiałbym stwierdzić, że
jest chłopcem bezproblemowym, w normie rozwojowej.
Wprawdzie
cały czas próbuje absorbować sobą naszą uwagę, to mimo że jest
to czasami trochę męczące, wiemy że tak właśnie być powinno.
Ocena rozwoju dziecka
na podstawie obserwacji opiekunów
(ukończone 11 miesięcy).
Białasek
pod każdym względem rozwija się bardzo dobrze. Oczywiście są
rzeczy, które mógłby już robić, a jeszcze nie robi, jednak
wszystko jest w normie rozwojowej.
Nie
mamy problemów z jedzeniem i spaniem. Chłopiec potrafi przespać
bez przerwy 12 godzin, wypić mleko i ponownie zdrzemnąć się ze
dwie godziny .W kwestiach zdrowotnych musimy tylko zwracać większą
uwagę na skórę, ponieważ mimo stosowania różnych balsamów i
maści, często jest ona zaczerwieniona i chropowata. Jednak nie
zauważyliśmy żadnych związków między pogorszeniem się skóry a
tym, co dostał do jedzenia. Poza tym nie choruje (pomijając
pojawiający się czasami katar, czy kaszel).
Wykaz umiejętności
dziecka:
- Białasek jest w tej chwili bardzo ruchliwy. Sprawnie czworakuje i siada. Ostatnio zaczął też stawać przy drabinkach i meblach. Bardzo lubi tą pozycję, ale cały czas boi się zrobić pierwszy krok bez trzymanki.
- Chyba wszedł w okres, w którym wydaje mu się, że powinien o sobie decydować. Gdy tego chce, to chętnie współpracuje na przykład przy przewijaniu lub przebieraniu, ale bywają sytuacje, gdy się buntuje. Niestety niewiele jeszcze mówi, więc jego sprzeciw często polega na tym, że siada i wrzeszczy. Bywa, że nie pomaga wzięcie go na ręce, czy też próba zainteresowania go czymś ciekawym. Tak więc, czasami trzeba te kilka minut przeczekać, aż chłopiec sam się uspokoi.
- W kwestii słownictwa, nie można powiedzieć, że jest gadułą. Wypowiada jakieś sylaby typu „ma” czy „da”, a z wyrazów dwusylabowych to najczęściej słyszę „tata”, czasami „mama”.
- Doskonale zna obowiązujące zasady – gdy coś broi, to kątem oka zerka, czy ktoś na niego patrzy.
- Bardzo lubi zabawki. Potrafi się nimi bawić zarówno sam jak też w towarzystwie innych dzieci. Chociaż w tym drugim przypadku najczęściej próbuje komuś coś odebrać (nie dając nic w zamian – ale do tego jeszcze dorośnie).
- Ostatnio zaczął interesować się książeczkami. Wprawdzie kolorowe obrazki przykuwają jego uwagę, to nie potrafi jeszcze wskazywać co na nich jest. Zresztą podobnie jak ze wskazywaniem części ciała. Na dobrą sprawę tylko pokazywanie „gdzie jest oko”, sprawia mu ogromną przyjemność.
- Jeżeli chodzi o sztuczki, które dzieci uwielbiają robić, aby przypodobać się rodzicom, to mogę powiedzieć, że Białasek bardzo ładnie robi „brawo-brawo” i potrafi się przywitać (jednak nie wiadomo dlaczego robi to dwiema rękami). Na naukę robienia „pa-pa”, „jaki jesteś duży”, „jakie dobre” i tym podobnych rzeczy, jest jakiś niepodatny.
- Ma bardzo sprawne ręce, potrafi manipulować przedmiotami, wkładać i wykładać mniejsze z większych.
- Doskonale zna imiona wszystkich domowników (chociaż nie potrafi ich wypowiedzieć, nawet w swoim języku).
Podsumowując
– jest dzieckiem, którego nie powstydziłby się żaden rodzic.
Ocena rozwoju dziecka
na podstawie obserwacji opiekunów
(ukończone 14 miesięcy).
Białasek
już niedługo odejdzie do rodziny zastępczej.
Sąd
nie zdecydował się na odebranie praw rodzicielskich mamie
biologicznej, widząc widocznie jakieś światełko w tunelu. Jednak
od czasu podjęcia tej decyzji, mama przestała się z nami
kontaktować.
Wykaz umiejętności
dziecka:
- Biorąc pod uwagę umiejętności fizycznie, Białasek radzi sobie całkiem dobrze. Wprawdzie czasami mam wrażenie, że przez pokój przechodzi huragan (bo chłopak chwieje się na wszystkie strony, po czym pada na pupę), to ogólnie rzecz biorąc chodzi bardzo sprawnie. Jest dobrze zbudowany, co powoduje że nawet w konfrontacji siłowej ze starszymi dziećmi, długo potrafi utrzymać się na nogach.
- Staramy się pobudzać go ruchowo, głównie poprzez rozmaite ćwiczenia gimnastyczne, chociaż kontakt z innymi dziećmi oraz pies (będący dla Białaska naturalną przeszkodą, którą stara się pokonać), chyba wystarczająco stymulują jego rozwój motoryczny.
- Cały czas ma naturę buntowniczą i chce decydować o sobie. Nawet dzisiaj zdarzyło się, że chciał, abym to ja karmił go przy obiedzie. Przy każdej innej osobie wyrywał się i wrzeszczał – miał chyba taki kaprys, ponieważ zazwyczaj to nie ja daję mu jeść.
- Często w sytuacjach, gdy inne dzieci zaczynają płakać, on wpada we wściekłość. Podam jeden przykład. Niestety jest już na tyle wysoki, że nie może bezkarnie wstawać pod stołem, czy pianinem. Często jeszcze o tym nie pamięta i nabija sobie guzy. Wówczas bierze cokolwiek, co znajdzie w pobliżu i wali tym czymś na oślep. Niebezpieczne jest to, że zdarza mu się w takiej sytuacji paść na podłogę i walić w nią głową.
- W przeciwieństwie do innych dzieci (i niejako na przekór swojej naturze), nie używa słowa „nie”. Za to ciągle odpowiada „tak”. Jednak mówi to chyba świadomie, ponieważ gdy próbujemy trochę zabawić się jego kosztem, to szybko się orientuje.Jako przykład podam niedawny dialog po przebudzeniu się po drzemce południowej:- masz kupę? - „tak”- przewiniemy się? - „tak”- jesteś głodny? - „tak”- już się najadłeś? - „ … he-he”.
- Jak każde inne dziecko w jego wieku, uwielbia zabawki rodziców: telefon komórkowy, pilota od telewizora, kluczyki od samochodu, ale również rozmaite śmieci - butelki czy puszki po napojach, torby foliowe, gazety. Czasami mam wrażenie, że im coś jest mniej kolorowe – tym bardziej atrakcyjne. Nadal ulubioną zabawą jest „taplanie się” w psiej misce z wodą, otwieranie szafek, szuflad … niestety nie minie to jeszcze przez kilkanaście miesięcy.
- Nie mamy żadnego problemu związanego z odżywianiem. Chłopiec je dużo i chętnie (również owoce i warzywa).
- Potrafi sam się najeść, chociaż w takim przypadku większość posiłku ląduje na podłodze, a podstawowym sztućcem jest własna ręka.
- Zasób słów Białąska jest stosunkowo niewielki. Potrafi wypowiedzieć mama, tata, daj oraz kilka neologizmów, których znaczenia jeszcze nie rozszyfrowaliśmy … no i oczywiście „tak”.
- Pod względem zdrowotnym nie mamy żadnych problemów. Wprawdzie chłopiec ma nieco bardziej wrażliwą skórę niż inne dzieci (zwłaszcza okresowo złuszczającą się za uszami), to jednak pielęgnacja podstawowymi kremami oraz kąpiele przy użyciu zwyczajnych płynów przeznaczonych dla dzieci, są podstawowymi środkami kosmetycznymi. Czasami tylko trzeba użyć nieco bardziej medycznego produktu.
- Noce nadal przesypia bardzo ładnie.
Gdybym
miał go jakoś podsumować, to napisałbym „ideał”.
To,
że czasami pokrzyczy, albo się wścieka (może jest typem
choleryka), próbując wyrazić swoje niezadowolenie, albo sprawia
wrażenie egocentryka, dla którego nic nie jest ważne poza własną
osobą – jest zupełnie normalne w tym wieku.
Wyrośnie
z tego.
Co tam Pikuś trawę kosisz, że tak rzadko piszesz.
OdpowiedzUsuńTeż się zastanawiałam. A moż Pikuś kwiatki sadzisz w ogródku?
OdpowiedzUsuńA tu lud boży domaga się by czytać...czytać...i jeszcze raz czytać...����.
Czekamy na teksty.
Pozdrawiamy.
Nikola
A ja znowu dumam nad postem, który napisałem prawie dwa tygodnie temu i nie mogę się zdecydować, czy go opublikować. Chyba jeszcze podumam do jutra. Pewnie czas wrócić do tekstów lekkich, łatwych i przyjemnych. Będzie ku temu okazja, bo cała trójka przebywających u nas dzieci jest już zgłoszona do adopcji.
OdpowiedzUsuńA trawa to u mnie po pas.
Wykoś ładnie trawkę, bo Ci się dzieci w niej zgubią. Post publikuj, im bardziej kontrowersyjny i dłuższy tym lepiej.Pa....
Usuń