sobota, 8 października 2016

--- Majka prowadzi casting.

Zawodowe rodziny zastępcze, opiekujące się większą ilością dzieci niż troje, mają prawo do zatrudnienia tak zwanej osoby pomocowej. Ktoś taki otrzymuje wynagrodzenie z PCPR-u, a jego zadaniem jest pomaganie zarówno w opiece nad dziećmi, jak również w drobnych pracach domowych. Tyle mówi ustawa. To, na jaki wymiar czasu może zostać zatrudniona taka osoba, oraz jaka zostanie określona stawka godzinowa, zależą od koordynatora pieczy zastępczej, czyli w naszym przypadku od PCPR-u. Istnieją też sytuacje, gdy osoba do pomocy zostaje przydzielona przy mniejszej, ale trudniejszej do „ogarnięcia” grupce dzieci.

Od jakiegoś czasu, osobą pomocową w naszej rodzinie była Hiza Guruma, o której wielokrotnie już wspominałem, a więcej uwagi jej poświęciłem w poście „Aniołki Charliego”. Niestety wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Chciałbym napisać, że Hiza była niezastąpiona, ale ponieważ podobno nie ma ludzi niezastąpionych, napiszę zwyczajnie, że dziewczyna była dla nas bardzo pomocna. Opiekowała się naszymi dziećmi niemal w każde przedpołudnie (a czasami również popołudniu lub w weekend), co sprawiało, że Majka mogła ze spokojem pojechać z jakimś dzieckiem do lekarza, na rehabilitację, nadrobić zaległości w pracach domowych, lub zwyczajnie oddać się własnym przyjemnościom (choćby czytaniu książek). Ja z kolei mogłem spokojnie pracować, wiedząc że rozmawiając z klientem przez telefon, nie usłyszy on w tle krzyku dziecka, co wcześniej czasami powodowało mniejszą lub większą konsternację. Hiza w wakacje wyszła za mąż (zresztą za mojego trenera, który z kolei jest w wieku mojej córki … co świadczy chyba tylko o tym, że do całego zestawu tylko ja nie pasuję). W tej chwili informacja o tym, że młodzi za kilka miesięcy będą rodzicami, jest już tylko tajemnicą poliszynela, więc z pewnością nie zaskoczę tą wiadomością znajomych nam osób. W każdym razie Hiza (między innymi z tego względu) zrezygnowała z dalszej pomocy w opiekowaniu się naszymi dziećmi. Mam nadzieję, że doświadczenie, które zdobyła w naszej rodzinie jakoś jej się przyda w wychowywaniu swojego malucha. Jak na razie czuje się doskonale i w żaden sposób nie rezygnuje z dotychczasowych przyjemności, a być może nawet inni (myślę tutaj o sobie) bardziej odczuwają skutki jej stanu błogosławionego. W ramach rozgrzewki przed treningiem, zawsze gramy na macie w piłkę nożną. Ostatnio grając z Hizą w jednej drużynie, dostałem lekkiej zadyszki (w przeciwieństwie do niej). Wprawdzie graliśmy pięciu na pięciu, ale niestety Hizę liczyliśmy już za dwoje.

Wracając do tematu. Od jakiegoś czasu zaczęliśmy poszukiwać kogoś, kto zastąpi naszą dotychczasową osobę pomocową. Niestety nie jest to prosta sprawa. Przede wszystkim musi być to ktoś, kto z jednej strony jest w miarę dyspozycyjny, a z drugiej – musi mieć jakieś inne źródło dochodu, ponieważ z samego wynagrodzenia tytułem pracy w naszym pogotowiu, żadną miarą nie da się utrzymać.
Często osobami pomocowymi są studentki, dziewczyny mające nienormowany system pracy, poszukujące jakiegokolwiek zatrudnienia (co niestety oznacza, że gdy tylko nadarzy się jakaś inna propozycja pracy, szybko od nas odejdą), albo osoby starsze – rencistki, emerytki.
Majka rozpuściła wici, że poszukujemy kogoś do pomocy i wkrótce odezwało się kilka osób.
Rozpoczął się casting. Ja nie zostałem do niego dopuszczony. Być może Maja wyszła z założenia, że będę kierował się bardzo subiektywnymi przesłankami. Muszę jednak stwierdzić, że wszystkie dziewczyny, które przyszły na rozmowę, były młode i bardzo urodziwe, więc nawet gdybym miał brać pod uwagę tylko samą aparycję, to miałbym duży problem z wyborem odpowiedniej kandydatki. Jedyna starsza osoba, zrezygnowała już na etapie rozmów telefonicznych, gdy dowiedziała się, że chodzi o opiekę nad czwórką dzieci.
Zaskoczyło mnie to, że wszystkie dziewczęta były … bardzo profesjonalne. Dokładniej mówiąc, doskonale znały swój przedmiot pracy – czyli dziecko. Potrafiły nakarmić, czy przewinąć niemowlaka, albo pobawić się ze starszym dzieckiem. Nie było też problemu z wyjściem na spacer trojaczym wózkiem (do tego w towarzystwie jadącego obok jeździkiem, Kapsla). Sądzę, że były to jednak osoby, które już przeszły przez pierwsze sito selekcji – gdy dowiedziały się, iloma dziećmi naraz będą musiały się zajmować.
Niestety aby stworzyć kandydatkę idealną, musielibyśmy zbudować hybrydę, łączącą w jedno, przynajmniej trzy osoby. Jedna dziewczyna mogła przychodzić tylko popołudniami, druga w weekendy, trzecia szybko znalazła inną pracę i podziękowała, dwie kolejne mogły przychodzić od rana, ale nie codziennie i bez określenia jakiegoś klucza. Nawet gdybyśmy się zdecydowali na podział tego etatu, na kilka dziewczyn, to nie istnieją procedury, które PCPR mógłby wdrożyć w życie. Osobą pomocową może być tylko jedna osoba.

Istnieje jednak możliwość zatrudnienia jako osoby pomocowej współmałżonka, czyli w naszym przypadku, mnie. Prawdę mówiąc, współmałżonek osoby prowadzącej pogotowie rodzinne, jest dosyć osobliwym tworem. Mam wszystkie prawa przysługujące Majce (na przykład mogę odebrać noworodka ze szpitala, albo jeżeli będę miał kaprys, to zabrać dziecko na wycieczkę, choćby do … Rzeszowa). Mam też obowiązki – dla przykładu, muszę mieć stałą pracę i dochody.
Razem z Majką musiałem ukończyć kurs, dostać kwalifikacje bycia rodzicem zastępczym i podpisać odpowiednią umowę. Jednak w kwestiach finansowych, jestem zwyczajnym wolontariuszem, stąd pewnie jakieś przepisy umożliwiają zatrudnienie mnie w charakterze osoby pomocowej. Tak więc od kilku dni nią jestem. Musiałem tylko we wniosku i podpisanej umowie zapewnić, że jestem w stanie wywiązać się z nałożonych obowiązków, co w praktyce przekłada się na średnio 4 godziny dziennie opieki nad dziećmi i prac domowych. Jesteśmy rodziną, więc te cztery godziny są tylko regulaminowym zapisem. Niezależnie od ilości osób do pomocy, spędzam z dziećmi dużo więcej czasu.
Pomimo tego, często się zdarza, że trudno jest nam rozplanować wszystko, co trzeba zrobić danego dnia. Dla przykładu, w przyszłym tygodniu Majka jedzie z Gackiem do lekarza, ja w tym czasie muszę odebrać z przedszkola Kapsla i pojechać z nim na judo, a pozostała dwójka maluchów pogrążona jest właśnie w południowym śnie. Jakby nie kombinować, potrzebna jest dodatkowa osoba do pomocy, albo trzeba by z czegoś zrezygnować. Ale z czego? Może z odebrania Kapsla z przedszkola?
Tak więc postanowiliśmy, że dziewczyny, z którymi Majka prowadziła casting i które już pokochały nasze maluchy, zostaną wolontariuszkami, podpisując w związku z tym odpowiednią umowę z PCPR-em.
Czy jest to jakiś sposób obchodzenia prawa?
Być może, chociaż wszystko jest z tym prawem jak najbardziej zgodne. W końcu spełniam (i w praktyce realizuję) wszystkie wymogi umowy o pozostaniu osobą pomocową, a od otrzymanego wynagrodzenia jest odprowadzany stosowny podatek.
A wolontariuszki? Jak sama nazwa wskazuje, żadnego wynagrodzenia nie pobierają.
Czyżbym coś o tym wspomniał?



7 komentarzy:

  1. Ustawa nigdzie nie mówi, że osoba musi być jedna. ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się. Sama ustawa mówi tylko tyle, że rodzina zastępcza o taką osobę może wnioskować.
      Na dobrą sprawę, to musiałbym doprecyzować samo pojęcie, ponieważ w powyższym opisie trochę „poleciałem żargonem”. Istnieją dwa odrębne terminy: osoba do pomocy i rodzina (ewentualnie osoba) pomocowa. Cały mój powyższy tekst dotyczył osoby do pomocy, od której przepisy wymagają tylko niekaralności, braku pozbawienia lub ograniczenia praw rodzicielskich oraz wypełniania ewentualnego obowiązku alimentacyjnego.
      Z kolei rodzina pomocowa ma nieco inne zadania. Ma ona umożliwić przejęcie pełnej opieki nad dzieckiem, w przypadku gdy rodzice zastępczy nie mogą tej opieki sprawować, na przykład gdy w grę wchodzi pobyt w szpitalu, ale również przysługujący rodzinie zastępczej – urlop. W tym przypadku, dodatkowo jest potrzebne szkolenie i uzyskanie kwalifikacji bycia rodziną zastępczą.
      Jednak wracając do osoby do pomocy. Wydaje mi się, że w różnych częściach kraju, różne urzędy mają własne przepisy, a często nawet są to indywidualne decyzje dyrekcji. Ważne jednak, że można starać się o osobę do pomocy (niezależnie od warunków), ponieważ przy większej ilości dzieci (a zwłaszcza w różnym wieku), jest to ktoś niesamowicie pomocny.

      Usuń
  2. Trzeba sobie jakoś radzić. Każdy sposób jest dobry, pod warunkiem, że korzystają na tym dzieci.Prowadząc działalność gospodarczą w naszym kraju bardzo szybko trzeba się nauczyć dbać o swoje interesy, bo nikt inny za nas tego nie zrobi. A z innej beczki to pewnie nie mogłeś się zdecydować, którą opiekunkę wybrać (wszystkie urodziwe)i stąd takie rozwiązanie. Mam rację?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Decyzja tak czy inaczej należała do Majki. Oczywiście fakt, że w naszym domu będą pojawiały się trzy piękne i do tego mądre opiekunki naszych dzieci, bardzo mnie ucieszył. Zresztą nie tylko mnie, ale całą męską część naszej rodziny. Każda z dziewczyn "wpadła w oko" również Gackowi i Białaskowi (ale także Smerfetce, która jest ostatnio bardzo wybredna).

      Usuń
  3. Dzień dobry,
    podczytuję blog od jakiegoś czasu, trochę z ciekawości, bo nie jestem prywatnie ani zawodowo związana z adopcjami, ani rodzinami zastępczymi.
    "z samego wynagrodzenia tytułem pracy w naszym pogotowiu, żadną miarą nie da się utrzymać" Chciałam zapytać o wolontariat - na jakich zasadach to się odbywa, czy jest jakaś minimalna liczba godzin, jakie są wymagania, co taki wolontariusz robi, czy jest w jakiś sposób wspierany np. szkoleniami?

    Pozdrawiam,
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba trochę zagmatwałem ostatniego posta, więc spróbuję wszystko wyprostować.
      Wynagrodzenie, z którego nie da się utrzymać (o którym pisałem), dotyczy osób do pomocy, które są zatrudniane przez PCPR. Skąd się one biorą? Wszystko wygląda dokładnie tak samo jak w przypadku poszukiwania opiekunki do dziecka przez przeciętną rodzinę. To my wskazujemy PCPR-owi odpowiednią kandydatkę. Myślę jednak, że gdyby jakaś osoba zgłosiła się bezpośrednio do PCPR-u, to również szybko znalazłaby zatrudnienie, ponieważ chętnych do pomocy w rodzinach zastępczych nie ma wiele. Stawki i ilość godzin pracy, nie są normowane żadnymi odgórnymi przepisami. U nas jest to 850 zł za 120 godzin – nie powala. Do tego trzeba wziąć pod uwagę opiekę nad kilkorgiem dzieci.
      Z kolei wolontariat rządzi się zupełnie innymi prawami. Wolontariusz sam ustala z rodziną zastępczą, w jakim zakresie ma zamiar jej pomagać. Czasami decyduje się na regularne wizyty (na przykład raz w tygodniu), czasami jest „na telefon” - potrzebujemy, to dzwonimy (oczywiście może odpowiedzieć – sorry, ale tym razem mam inne plany). O ile osoba do pomocy raczej opiekuje się wszystkimi dziećmi (oczywiście czasami w różnej konstelacji), o tyle wolontariusz może działać tylko w pewnym zakresie. Cały czas przyjeżdża do nas wolontariuszka-rehabilitantka. Pewnie, że często pobawi się ze wszystkimi dziećmi, jednak podstawową sprawą jest zwrócenie uwagi i stymulowanie rozwoju w zakresie ruchowym. Może też być wolontariusz, który w pewien sposób „opiekuje” się konkretnym dzieckiem. Na przykład w tej chwili przydałby się nam ktoś, kto zechciałby prowadzić zajęcia intelektualno-praktyczno-techniczne z nieco opóźnionym sześciolatkiem.
      Nie każdy wolontariusz podpisuje umowę z PCPR-em. Czasami jest to kwestia zaufania (więc rodzice zastępczy często wolą mieć wszystko pod kontrolą – wysyłając na przykład nastolatkę, z trójką dzieci na spacer), czasami jest to korzystne dla samego wolontariusza, bo będzie mógł to sobie wpisać w CV, albo będzie mógł brać udział w „życiu PCPR-u”. Z pewnością osoba oficjalnie zarejestrowana jako wolontariusz, może uczestniczyć w rozmaitych spotkaniach i kursach organizowanych przez macierzysty PCPR, być może również jako słuchacz w kursie dla rodziców zastępczych (chociaż u nas chyba nigdy nic takiego nie miało miejsca). Biorąc pod uwagę finanse, to wolontariusz może liczyć najwyżej na zwrot kosztów za przejazdy do rodziny zastępczej – bo pewnie i to regulują wewnętrzne przepisy i w różnych powiatach może to wyglądać rozmaicie.
      Jednak niezależnie od wszystkiego, osoby pomocowe, które w jakiś sposób stają się częścią naszej rodziny zastępczej, przede wszystkim mają możliwość poznać ten drugi świat – rodziny biologiczne naszych dzieci zastępczych, ich wpływ na występowanie pewnych zaburzeń u dzieci, jak również funkcjonowanie całego systemu prawno-opiekuńczego.
      Wydaje mi się, że również nasze trzy córki (już wszystkie są pełnoletnie) zupełnie inaczej patrzą na rodzicielstwo, niż my (Majka i ja) wiele lat temu. Odnoszę wrażenie, że są o wiele mądrzejsze niż my w ich wieku. Wierzę, że niezależnie od decyzji, które będą podejmowały w życiu, nasze wspólne doświadczenia w charakterze rodziny zastępczej, będą pozytywnie wpływały na ich przyszłe wybory... nawet jeżeli miała by to być rezygnacja z chęci posiadania potomstwa.

      Usuń
    2. Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Post był bardzo jasny, ale może mój komentarz nie do końca. Bardzo ciekawie Pan wszystko opisuje i fajnie się czyta. :)
      Agnieszka

      Usuń