Zawodowe rodziny zastępcze, opiekujące
się większą ilością dzieci niż troje, mają prawo do
zatrudnienia tak zwanej osoby pomocowej. Ktoś taki otrzymuje
wynagrodzenie z PCPR-u, a jego zadaniem jest pomaganie zarówno w
opiece nad dziećmi, jak również w drobnych pracach domowych. Tyle
mówi ustawa. To, na jaki wymiar czasu może zostać zatrudniona taka
osoba, oraz jaka zostanie określona stawka godzinowa, zależą od
koordynatora pieczy zastępczej, czyli w naszym przypadku od PCPR-u.
Istnieją też sytuacje, gdy osoba do pomocy zostaje przydzielona
przy mniejszej, ale trudniejszej do „ogarnięcia” grupce dzieci.
Od jakiegoś czasu, osobą pomocową w naszej rodzinie była Hiza
Guruma, o której wielokrotnie już wspominałem, a więcej uwagi jej
poświęciłem w poście „Aniołki Charliego”. Niestety wszystko
co dobre, kiedyś się kończy. Chciałbym napisać, że Hiza była
niezastąpiona, ale ponieważ podobno nie ma ludzi niezastąpionych,
napiszę zwyczajnie, że dziewczyna była dla nas bardzo pomocna.
Opiekowała się naszymi dziećmi niemal w każde przedpołudnie (a
czasami również popołudniu lub w weekend), co sprawiało, że
Majka mogła ze spokojem pojechać z jakimś dzieckiem do lekarza, na
rehabilitację, nadrobić zaległości w pracach domowych, lub
zwyczajnie oddać się własnym przyjemnościom (choćby czytaniu
książek). Ja z kolei mogłem spokojnie pracować, wiedząc że
rozmawiając z klientem przez telefon, nie usłyszy on w tle krzyku
dziecka, co wcześniej czasami powodowało mniejszą lub większą
konsternację. Hiza w wakacje wyszła za mąż (zresztą za mojego
trenera, który z kolei jest w wieku mojej córki … co świadczy
chyba tylko o tym, że do całego zestawu tylko ja nie pasuję). W
tej chwili informacja o tym, że młodzi za kilka miesięcy będą
rodzicami, jest już tylko tajemnicą poliszynela, więc z pewnością
nie zaskoczę tą wiadomością znajomych nam osób. W każdym razie
Hiza (między innymi z tego względu) zrezygnowała z dalszej pomocy
w opiekowaniu się naszymi dziećmi. Mam nadzieję, że
doświadczenie, które zdobyła w naszej rodzinie jakoś jej się
przyda w wychowywaniu swojego malucha. Jak na razie czuje się
doskonale i w żaden sposób nie rezygnuje z dotychczasowych
przyjemności, a być może nawet inni (myślę tutaj o sobie)
bardziej odczuwają skutki jej stanu błogosławionego. W ramach
rozgrzewki przed treningiem, zawsze gramy na macie w piłkę nożną.
Ostatnio grając z Hizą w jednej drużynie, dostałem lekkiej
zadyszki (w przeciwieństwie do niej). Wprawdzie graliśmy pięciu na
pięciu, ale niestety Hizę liczyliśmy już za dwoje.
Wracając do tematu. Od jakiegoś czasu
zaczęliśmy poszukiwać kogoś, kto zastąpi naszą dotychczasową
osobę pomocową. Niestety nie jest to prosta sprawa. Przede
wszystkim musi być to ktoś, kto z jednej strony jest w miarę
dyspozycyjny, a z drugiej – musi mieć jakieś inne źródło
dochodu, ponieważ z samego wynagrodzenia tytułem pracy w naszym
pogotowiu, żadną miarą nie da się utrzymać.
Często osobami pomocowymi są
studentki, dziewczyny mające nienormowany system pracy, poszukujące
jakiegokolwiek zatrudnienia (co niestety oznacza, że gdy tylko
nadarzy się jakaś inna propozycja pracy, szybko od nas odejdą),
albo osoby starsze – rencistki, emerytki.
Majka rozpuściła wici, że
poszukujemy kogoś do pomocy i wkrótce odezwało się kilka osób.
Rozpoczął się casting. Ja nie
zostałem do niego dopuszczony. Być może Maja wyszła z założenia,
że będę kierował się bardzo subiektywnymi przesłankami. Muszę
jednak stwierdzić, że wszystkie dziewczyny, które przyszły na
rozmowę, były młode i bardzo urodziwe, więc nawet gdybym miał
brać pod uwagę tylko samą aparycję, to miałbym duży problem z
wyborem odpowiedniej kandydatki. Jedyna starsza osoba, zrezygnowała
już na etapie rozmów telefonicznych, gdy dowiedziała się, że
chodzi o opiekę nad czwórką dzieci.
Zaskoczyło mnie to, że wszystkie
dziewczęta były … bardzo profesjonalne. Dokładniej mówiąc,
doskonale znały swój przedmiot pracy – czyli dziecko. Potrafiły
nakarmić, czy przewinąć niemowlaka, albo pobawić się ze starszym
dzieckiem. Nie było też problemu z wyjściem na spacer trojaczym
wózkiem (do tego w towarzystwie jadącego obok jeździkiem, Kapsla).
Sądzę, że były to jednak osoby, które już przeszły przez
pierwsze sito selekcji – gdy dowiedziały się, iloma dziećmi
naraz będą musiały się zajmować.
Niestety aby stworzyć kandydatkę
idealną, musielibyśmy zbudować hybrydę, łączącą w jedno,
przynajmniej trzy osoby. Jedna dziewczyna mogła przychodzić tylko
popołudniami, druga w weekendy, trzecia szybko znalazła inną pracę
i podziękowała, dwie kolejne mogły przychodzić od rana, ale nie
codziennie i bez określenia jakiegoś klucza. Nawet gdybyśmy się
zdecydowali na podział tego etatu, na kilka dziewczyn, to nie
istnieją procedury, które PCPR mógłby wdrożyć w życie. Osobą
pomocową może być tylko jedna osoba.
Istnieje jednak możliwość
zatrudnienia jako osoby pomocowej współmałżonka, czyli w naszym
przypadku, mnie. Prawdę mówiąc, współmałżonek osoby
prowadzącej pogotowie rodzinne, jest dosyć osobliwym tworem. Mam
wszystkie prawa przysługujące Majce (na przykład mogę odebrać
noworodka ze szpitala, albo jeżeli będę miał kaprys, to zabrać
dziecko na wycieczkę, choćby do … Rzeszowa). Mam też obowiązki
– dla przykładu, muszę mieć stałą pracę i dochody.
Razem z Majką musiałem ukończyć
kurs, dostać kwalifikacje bycia rodzicem zastępczym i podpisać
odpowiednią umowę. Jednak w kwestiach finansowych, jestem
zwyczajnym wolontariuszem, stąd pewnie jakieś przepisy umożliwiają
zatrudnienie mnie w charakterze osoby pomocowej. Tak więc od kilku
dni nią jestem. Musiałem tylko we wniosku i podpisanej umowie
zapewnić, że jestem w stanie wywiązać się z nałożonych
obowiązków, co w praktyce przekłada się na średnio 4 godziny
dziennie opieki nad dziećmi i prac domowych. Jesteśmy rodziną,
więc te cztery godziny są tylko regulaminowym zapisem. Niezależnie
od ilości osób do pomocy, spędzam z dziećmi dużo więcej czasu.
Pomimo tego, często się zdarza, że
trudno jest nam rozplanować wszystko, co trzeba zrobić danego dnia.
Dla przykładu, w przyszłym tygodniu Majka jedzie z Gackiem do
lekarza, ja w tym czasie muszę odebrać z przedszkola Kapsla i
pojechać z nim na judo, a pozostała dwójka maluchów pogrążona
jest właśnie w południowym śnie. Jakby nie kombinować, potrzebna
jest dodatkowa osoba do pomocy, albo trzeba by z czegoś zrezygnować.
Ale z czego? Może z odebrania Kapsla z przedszkola?
Tak więc postanowiliśmy, że
dziewczyny, z którymi Majka prowadziła casting i które już
pokochały nasze maluchy, zostaną wolontariuszkami, podpisując w
związku z tym odpowiednią umowę z PCPR-em.
Czy jest to jakiś sposób obchodzenia
prawa?
Być może, chociaż wszystko jest z
tym prawem jak najbardziej zgodne. W końcu spełniam (i w praktyce
realizuję) wszystkie wymogi umowy o pozostaniu osobą pomocową, a
od otrzymanego wynagrodzenia jest odprowadzany stosowny podatek.
A wolontariuszki? Jak sama nazwa
wskazuje, żadnego wynagrodzenia nie pobierają.
Czyżbym coś o tym wspomniał?
Ustawa nigdzie nie mówi, że osoba musi być jedna. ��
OdpowiedzUsuńZgadza się. Sama ustawa mówi tylko tyle, że rodzina zastępcza o taką osobę może wnioskować.
UsuńNa dobrą sprawę, to musiałbym doprecyzować samo pojęcie, ponieważ w powyższym opisie trochę „poleciałem żargonem”. Istnieją dwa odrębne terminy: osoba do pomocy i rodzina (ewentualnie osoba) pomocowa. Cały mój powyższy tekst dotyczył osoby do pomocy, od której przepisy wymagają tylko niekaralności, braku pozbawienia lub ograniczenia praw rodzicielskich oraz wypełniania ewentualnego obowiązku alimentacyjnego.
Z kolei rodzina pomocowa ma nieco inne zadania. Ma ona umożliwić przejęcie pełnej opieki nad dzieckiem, w przypadku gdy rodzice zastępczy nie mogą tej opieki sprawować, na przykład gdy w grę wchodzi pobyt w szpitalu, ale również przysługujący rodzinie zastępczej – urlop. W tym przypadku, dodatkowo jest potrzebne szkolenie i uzyskanie kwalifikacji bycia rodziną zastępczą.
Jednak wracając do osoby do pomocy. Wydaje mi się, że w różnych częściach kraju, różne urzędy mają własne przepisy, a często nawet są to indywidualne decyzje dyrekcji. Ważne jednak, że można starać się o osobę do pomocy (niezależnie od warunków), ponieważ przy większej ilości dzieci (a zwłaszcza w różnym wieku), jest to ktoś niesamowicie pomocny.
Trzeba sobie jakoś radzić. Każdy sposób jest dobry, pod warunkiem, że korzystają na tym dzieci.Prowadząc działalność gospodarczą w naszym kraju bardzo szybko trzeba się nauczyć dbać o swoje interesy, bo nikt inny za nas tego nie zrobi. A z innej beczki to pewnie nie mogłeś się zdecydować, którą opiekunkę wybrać (wszystkie urodziwe)i stąd takie rozwiązanie. Mam rację?
OdpowiedzUsuńDecyzja tak czy inaczej należała do Majki. Oczywiście fakt, że w naszym domu będą pojawiały się trzy piękne i do tego mądre opiekunki naszych dzieci, bardzo mnie ucieszył. Zresztą nie tylko mnie, ale całą męską część naszej rodziny. Każda z dziewczyn "wpadła w oko" również Gackowi i Białaskowi (ale także Smerfetce, która jest ostatnio bardzo wybredna).
UsuńDzień dobry,
OdpowiedzUsuńpodczytuję blog od jakiegoś czasu, trochę z ciekawości, bo nie jestem prywatnie ani zawodowo związana z adopcjami, ani rodzinami zastępczymi.
"z samego wynagrodzenia tytułem pracy w naszym pogotowiu, żadną miarą nie da się utrzymać" Chciałam zapytać o wolontariat - na jakich zasadach to się odbywa, czy jest jakaś minimalna liczba godzin, jakie są wymagania, co taki wolontariusz robi, czy jest w jakiś sposób wspierany np. szkoleniami?
Pozdrawiam,
Agnieszka
Chyba trochę zagmatwałem ostatniego posta, więc spróbuję wszystko wyprostować.
UsuńWynagrodzenie, z którego nie da się utrzymać (o którym pisałem), dotyczy osób do pomocy, które są zatrudniane przez PCPR. Skąd się one biorą? Wszystko wygląda dokładnie tak samo jak w przypadku poszukiwania opiekunki do dziecka przez przeciętną rodzinę. To my wskazujemy PCPR-owi odpowiednią kandydatkę. Myślę jednak, że gdyby jakaś osoba zgłosiła się bezpośrednio do PCPR-u, to również szybko znalazłaby zatrudnienie, ponieważ chętnych do pomocy w rodzinach zastępczych nie ma wiele. Stawki i ilość godzin pracy, nie są normowane żadnymi odgórnymi przepisami. U nas jest to 850 zł za 120 godzin – nie powala. Do tego trzeba wziąć pod uwagę opiekę nad kilkorgiem dzieci.
Z kolei wolontariat rządzi się zupełnie innymi prawami. Wolontariusz sam ustala z rodziną zastępczą, w jakim zakresie ma zamiar jej pomagać. Czasami decyduje się na regularne wizyty (na przykład raz w tygodniu), czasami jest „na telefon” - potrzebujemy, to dzwonimy (oczywiście może odpowiedzieć – sorry, ale tym razem mam inne plany). O ile osoba do pomocy raczej opiekuje się wszystkimi dziećmi (oczywiście czasami w różnej konstelacji), o tyle wolontariusz może działać tylko w pewnym zakresie. Cały czas przyjeżdża do nas wolontariuszka-rehabilitantka. Pewnie, że często pobawi się ze wszystkimi dziećmi, jednak podstawową sprawą jest zwrócenie uwagi i stymulowanie rozwoju w zakresie ruchowym. Może też być wolontariusz, który w pewien sposób „opiekuje” się konkretnym dzieckiem. Na przykład w tej chwili przydałby się nam ktoś, kto zechciałby prowadzić zajęcia intelektualno-praktyczno-techniczne z nieco opóźnionym sześciolatkiem.
Nie każdy wolontariusz podpisuje umowę z PCPR-em. Czasami jest to kwestia zaufania (więc rodzice zastępczy często wolą mieć wszystko pod kontrolą – wysyłając na przykład nastolatkę, z trójką dzieci na spacer), czasami jest to korzystne dla samego wolontariusza, bo będzie mógł to sobie wpisać w CV, albo będzie mógł brać udział w „życiu PCPR-u”. Z pewnością osoba oficjalnie zarejestrowana jako wolontariusz, może uczestniczyć w rozmaitych spotkaniach i kursach organizowanych przez macierzysty PCPR, być może również jako słuchacz w kursie dla rodziców zastępczych (chociaż u nas chyba nigdy nic takiego nie miało miejsca). Biorąc pod uwagę finanse, to wolontariusz może liczyć najwyżej na zwrot kosztów za przejazdy do rodziny zastępczej – bo pewnie i to regulują wewnętrzne przepisy i w różnych powiatach może to wyglądać rozmaicie.
Jednak niezależnie od wszystkiego, osoby pomocowe, które w jakiś sposób stają się częścią naszej rodziny zastępczej, przede wszystkim mają możliwość poznać ten drugi świat – rodziny biologiczne naszych dzieci zastępczych, ich wpływ na występowanie pewnych zaburzeń u dzieci, jak również funkcjonowanie całego systemu prawno-opiekuńczego.
Wydaje mi się, że również nasze trzy córki (już wszystkie są pełnoletnie) zupełnie inaczej patrzą na rodzicielstwo, niż my (Majka i ja) wiele lat temu. Odnoszę wrażenie, że są o wiele mądrzejsze niż my w ich wieku. Wierzę, że niezależnie od decyzji, które będą podejmowały w życiu, nasze wspólne doświadczenia w charakterze rodziny zastępczej, będą pozytywnie wpływały na ich przyszłe wybory... nawet jeżeli miała by to być rezygnacja z chęci posiadania potomstwa.
Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Post był bardzo jasny, ale może mój komentarz nie do końca. Bardzo ciekawie Pan wszystko opisuje i fajnie się czyta. :)
UsuńAgnieszka