Po
tygodniowej przerwie wracam do opisów moich ulubieńców.
Dzisiaj
tylko dwójka dzieci, ale muszę się „wyrobić” do północy.
ISKIERKA
Z
Iskierką spotykamy się bardzo często (przynajmniej w odniesieniu
do innych dzieci, które były w naszej rodzinie zastępczej).
Powiedziałbym, że widujemy się przynajmniej raz na dwa miesiące.
To powoduje, że nadal istniejemy w życiu dziewczynki jako konkretne
osoby, czyli Majka i Pikuś. Zresztą w ten sposób mała się do nas
zwraca (a przynajmniej tak o nas mówi). Zna również dzieci, które
aktualnie mamy pod opieką. W końcu Chapic jest u nas już tak
długo, że być może pamięta go z okresu, gdy razem bawili się na
podłodze.
Iskierka
jest wulkanem energii. Ciągle się zastanawiam, jak to możliwe, że
dziecko będące ostoją spokoju (w czasie gdy było u nas), nagle
stało się tak żywiołowe. Być może nowi rodzice dziewczynki
wyzwolili w niej te niewyczerpalne pokłady energii. Chyba coś w tym
jest, ponieważ gdy patrzę na inne dzieci, które u nas były (i
teraz się z nimi spotykamy), to stwierdzam, że ich temperament za
bardzo się nie zmienia.
Iskierka
ma nieco ponad dwa lata, a potrafi „zagadać” niejednego
dorosłego (przynajmniej mnie). Nie dość, że wypowiada się
pełnymi zdaniami, to ma też ogromny zasób słów.
Zresztą
jak patrzę na dzieci, które u nas były, to dziewczynki są
bardziej gadatliwe niż chłopcy. Ci drudzy są bardziej
powściągliwi, ważą każde słowo, a nawet mają tendencję do
upraszczania (zupełnie jak Anglicy). Dla przykładu Hawranek
(rówieśnik Iskierki) używa tylko pierwszych sylab danego wyrazu.
Zdanie „cho go”, oznacza „chodź będziemy się gonić”,
„da ko” - „daj konika”. Jednak gdy pierwsza sylaba mu nie
pasuje lub się powtarza, to przechodzi na wersję obcojęzyczną np.
„da ball” oznacza „daj piłkę”.
Za to
Iskierka nie dosyć, że wypowiada pełne zdania, to jeszcze nadaje
swoje własne pseudonimy różnym osobom (zupełnie jak ja na tym
blogu). Na przykład oglądając przesłane zdjęcie, na którym jest
Smerfetka, Chapic i Furia, mówi: „Kapsel, Lianka i Furio, czeka za
Iskierka”. Nikt nie wie dlaczego w swoim mniemaniu zmieniła płeć
naszemu psu (z Furia na Furio). Być może chodzi o wyraz twarzy –
Furia nie jest najpiękniejsza.
Iskierka nie mówi „pa-pa” czy „cześć” (chyba jest to zbyt trywialne), za to używa zwrotu „do zobaczenia”. Na pytanie „czy jesteś głodna?”, odpowiada „oczywiście”.
Iskierka nie mówi „pa-pa” czy „cześć” (chyba jest to zbyt trywialne), za to używa zwrotu „do zobaczenia”. Na pytanie „czy jesteś głodna?”, odpowiada „oczywiście”.
No i
przestała już mylić słowa „karkówka” i „masakra”.
Ma
też duże poczucie humoru (przynajmniej mam taką nadzieję).
Podczas ostatniej wizyty poprosiliśmy ją aby wymieniła imiona
wszystkich domowników. Podchodziła więc do każdego i nazywała go
po swojemu: Majka, Kapsel, Lianka, Furio. W końcu podchodzi do mnie
… przygląda się uważnie… i mówi: „nie znam”. Jestem
jednak pewien, że był to żart, bo przecież nieznajomemu na
pożegnanie chyba by nie dała buziaka.
Dostajemy
od rodziców Iskierki wiele filmików z ciekawymi zachowaniami
dziewczynki.
Wiemy
więc, że doskonale śpiewa. Wprawdzie teksty piosenek czasami
zapomina (w czym jednak pomaga jej tata Dawid), to muszę powiedzieć,
że trzyma tonację (przynajmniej opierając się na moim
„drewnianym” uchu).
Najczęściej
Iskierka wraz z rodzicami przyjeżdża do nas. Jednak zostaliśmy
niedawno zaproszeni na urodziny dziewczynki. Ja, jak zwykle czułem
się trochę zmieszany, Majka wprost przeciwnie.
Po
wizycie zadzwoniła do nas Śnieżka (mama Iskierki), aby trochę
poplotkować z moją żoną. W rozmowie padło zdanie, że ich
rodzina chyba się trochę zestresowała naszą obecnością,
ponieważ wszyscy byli bardzo spokojni (choć zawsze są gadatliwi).
Sądzę jednak, że po prostu nie mieli zbyt wiele okazji, aby się
włączyć do rozmowy. Majka opowiadając, nie robi kropek ani
przecinków, a kulturalni ludzie starają się nie „wcinać w pół
zdania”.
Niestety
Iskierka cały czas ma status dziecka zastępczego, mimo że jej nowi
rodzice chcieliby ją jak najszybciej adoptować. Mama biologiczna
praktycznie nie interesuje się dziewczynką. Odwiedziła ją w nowej
rodzinie jeden raz, chociaż w połowie wizyty wyszła obrażona, że
dziecko płacze i nie chce się z nią bawić. Nie wiem czego
oczekiwała. Że rzuci się jej na szyję?
IKRAN
Jest
to najkrótsza historia, która nam się przydarzyła. Rozpoczęła
się w pierwszy dzień świąt (czyli niecały tydzień temu), a
dzisiaj jest już tylko anegdotą, którą możemy opowiadać
znajomym.
Pogotowia
rodzinne są szczególnym rodzajem opieki zastępczej. Między innymi
jesteśmy zobowiązani do zaopiekowania się każdym dzieckiem w
sytuacjach nadzwyczajnych.
W
niedzielę do Majki zadzwonił telefon. Wprawdzie byliśmy w
odwiedzinach u rodziny, to jednak już zbieraliśmy się do wyjazdu,
bo zbliżała się godzina kąpieli i snu naszych dzieci zastępczych.
W
słuchawce odezwał się ktoś, kto się przedstawił jako
podinspektor Nowak.
Kilkanaście
minut wcześniej doszło do interwencji policji w pewnym mieszkaniu.
Sąsiedzi poskarżyli się na dobiegające hałasy. Pewnie dla
policji to żadna nowość, sprawa jak wiele podobnych. Niestety
okazało się, że poczynania wszystkich członków rodziny były dosyć
dziwne. Wszyscy zachowywali się … nieszablonowo, wręcz policjanci
mieli wrażenie, że biorą udział w jakimś przedstawieniu. W
rodzinie była jedna sześcioletnia dziewczynka oraz sześć osób
dorosłych. Niestety jedyną zupełnie trzeźwą osobą była
dziewczynka. Wprawdzie trudno mówić, że wszyscy byli pijani, ale w
przypadku każdej z osób alkomat wskazał nieco powyżej 0,6
promila. Rodzice zostali poproszeni o znalezienie kogoś zupełnie
trzeźwego, kto przez noc zaopiekuje się dzieckiem. Jednak
przedstawienie trwało dalej. Zaistniało podejrzenie, że w grę
mogą też wchodzić jakieś narkotyki.
Tak
czy inaczej, policja podjęła decyzję o tymczasowym umieszczeniu
dziecka w placówce opiekuńczej. Niestety w święta wszystkie
urzędy są zamknięte, zwłaszcza PCPR, który w normalnych
warunkach jako pierwszy dowiaduje się o takiej sytuacji. Policjanci
zadzwonili więc bezpośrednio do nas. Majka długo się nie
zastanawiała, szybko się spakowaliśmy i wróciliśmy do domu w
oczekiwaniu na dziewczynkę.
Spodziewaliśmy
się przywitać smutne, zapłakane dziecko. Naszym oczom ukazała się
jednak rozpromieniona sześciolatka, która powitała nas jakbyśmy
znali się od stu lat.
Policja
szybko spisała protokół (może bali się, że się odmyślimy) i
odjechała.
Dziewczynka
mówiła, że ma na imię Ikran i potrafi latać. Próbowałem ją
poprawić, że może ma na imię Ikar, jednak nie dawała się
przekonać. Zaczęła opowiadać o swoich rodzicach, którzy pochodzą
z rodu Navi, oraz złych ludziach, którzy do nich przyszli, zabrali
ją od rodziców i przywieźli do nas. Była tak przekonywująca w
tym co mówi, że prawie jej uwierzyłem.
W
naszym domu, starsze dzieci śpią w pokojach na piętrze, a maluchy
z Majką na parterze. Jednak w tym przypadku podjęliśmy decyzję,
że Smerfetka tymczasowo idzie na piętro, a Ikran spędzi noc na
dole. Woleliśmy „dmuchać na zimne”. Jeżeli jakimś cudem
udałoby się jej otworzyć okno i chciałaby wyfrunąć, to lepiej
jak wyląduje na ziemi z wysokości metra pięćdziesiąt, niż
prawie pięciu metrów. A jeżeli faktycznie potrafi latać, to tym
bardziej nie ma znaczenia, w którym pokoju spędzi tę noc.
Nie
dawało mi spokoju to imię … Ikran. Coś mi ono mówiło, ale nie
wiedziałem w której „rajce” mojego mózgu mam go szukać.
Zdałem
się więc na wujka Googla. Nie sądziłem, że sprawa będzie tak
prosta. Wszystkie imiona, które wymieniła Ikran, pochodziły z
filmu Avatar. Nie wiem dlaczego, ale ta wiedza w pewien sposób mnie
uspokoiła.
Niestety
Majka tej nocy nie za bardzo się wyspała, czego nie mogę
powiedzieć o sobie oraz Chapicku i Smerfetce – obudziliśmy się
po dziewiątej.
Zeszliśmy
na dół. Tradycyjnie najpierw przewinąłem towarzystwo, a potem
chciałem zabrać się za robienie kawy (dla siebie) i śniadania
(dla dzieci).
Wchodzę
do kuchni, patrzę przez okno … a tam, na moim własnym trawniku,
stoją trzy rozbite namioty. Właściwie nie były to namioty, ale
bardziej jakieś wigwamy, czy też szałasy. Przez chwilę żałowałem,
że spojrzałem w to okno. Nie wiedziałem co mam robić, wyjść na
zewnątrz i sprawdzić co się dzieje, czy też udawać, że nic nie
widzę.
Powróciła
też myśl, że może dziewczynka mówiła prawdę. W filmie,
historia Ziemian skończyła się tragicznie. Dałem więc sobie
trochę czasu na ochłonięcie. Zrobiłem kawę i śniadanie.
W
czasie karmienia dzieci, zadzwonił dzwonek do drzwi. Z „sercem w
gardle” wyszedłem przywitać gości.
Ikran
jeszcze spała, więc przez chwilę mogliśmy spokojnie porozmawiać
(na tyle, na ile pozwalała na to Smerfetka i Chapic). Okazało się,
że rodzice dziewczynki mają dusze artystyczne. Tata pracuje w
teatrze, mama maluje i pisze wiersze. Często w swoim domu odgrywają
wraz z Ikran różne scenki. Na dobrą sprawę utożsamiają się z
postaciami, które grają.
Poprzedniego
wieczora tak bardzo weszli w swoje role, że nawet wizyta policji
nie wybudziła ich z tego … powiedzmy transu.
Nie
zamierzali w żaden sposób zaburzać naszej prywatności ani też
niczego na nas wymuszać. Chcieli tylko być w pobliżu, aby Ikran
czuła ich obecność. Szkoda tylko, że zdemolowali mi trawnik.
Okazało
się, że dziewczynka naprawdę miała na imię Józefina. Może to
imię miało jakiś głębszy sens, ale prawdę mówiąc wolałem do
niej mówić Ikran. To określenie coraz bardziej zaczęło mi się
podobać.
Całe
to przedstawienie trwało cztery dni. Sąd na rozprawie niejawnej
podjął decyzję o powrocie dziewczynki do domu i dwa dni temu się
rozstaliśmy.
Wymieniliśmy
się numerami telefonów, na wypadek gdyby następnym razem chcieli
zagrać Terminatora, Predatora albo Terror Mechagodżilli. Mogą na
nas liczyć.
PS
Jakiś czas temu obiecałem sobie, że już więcej nie będę
pisał „bajek”. Na historię Miśka nabrało się sporo osób.
Więcej..., wielu w nią uwierzyło, bo nie doczytało mojego
tłumaczenia w ostatnich kilku zdaniach. Jednak dzisiaj, w tym
primaaprilisowym dniu, nie mogłem się powstrzymać.
Iskierka
jest jak najbardziej dziewczyną „z krwi i kości”, natomiast
Ikran jest trochę „ulotna”.
Pikuś. Znamy się blisko 30 lat a Ty wciąż mnie zaskakujesz swoją wyobraźnią ��
OdpowiedzUsuńAle do północy się nie wyrobiłeś, więc żart trochę spóźniony:-)
OdpowiedzUsuńPikuś, spokojnie Iskierka ma naprawdę spore poczucie humoru, nawet kilka razy sama nam o tym powiedziała: " Iskierka tylko żartowała" :D często Was wspomina w swoich wypowiedziach, nie wiem czy to możliwe, ale mam poczucie, że ona pamięta bardzo dużo z czasu, kiedy była u Was, może chodzi o jakąś energię, która panuje u Was w domu, nie wiem... Podczas ostatniej podróży do Was zaskoczyła nas tym, że pamiętała sytuacje, w której Majka szykowała dla niej nakładkę na ubikacje (sama zaczęła o tym mówić w samochodzie, na początku trudno było mi skojarzyć o czym ona mówi bo to naprawdę było sporo czasu temu, ale jej zapadło w pamięć). Nie wiem czy to prawda, ale zdarza się jej mówić: "ciocia Majka i wujek Pikuś myślą o Iskierkce, tesknia za Iskierka" :D co do jej mamy to właśnie dzisiaj dzwoniła do nas z zapytaniem co u niej, nie bardzo wiedzialam co jej powiedzieć, jak od pół roku w ogóle się w ogóle nie odzywa. Nie wiem do końca po co był ten telefon, co miał zmienić., nie wiem czy będzie kontynuacja czy to tylko tak jednorazowo. Nie będę ukrywać, że wzbudził w nas niepokój, to są naprawdę trudne momenty, przynajmniej dla mnie. Pokochalismy Iskierke, stała się częścią naszej rodziny, a taki telefon po ponad półrocznej ciszy naprawde burzy spokój, choć wiem, że ma do prawo wiedzieć co dzieje się z Iskierka. Moje myślenie na właściwy tor sprowadziła sama Iskierka, kiedy podczas zmywania naczyń przyszła do mnie, przytuliła się mocno do mojej nogi i powiedziała "mamo jesteś kochana". Niesamowita chwila, łzy wzruszenia w oczach... pozdrawiam Was. Śnieżka.
OdpowiedzUsuńNo i się poryczałam. Tęsknimy ale jesteśmy spokojni o nią. Widzimy jaka jest z Wami szczęśliwa.Tworzycie super rodzinkę. Czas to usankcjonowac.
Usuńp.s. Dzięki za uzupełnienie historii Iskierki.
Zazdroszczę Ci talentu pisarskiego. Wyobraźnia też niczego sobie, pewnie czasem pomaga Ci w realnych sytuacjach.
OdpowiedzUsuń