Wprawdzie
dzisiaj przymierzałem się do opisania pewnych moich refleksji
związanych z uczuciami łączącymi nas z naszymi dziećmi
zastępczymi oraz odczuciami towarzyszącymi rozstaniom z nimi, to
jednak dokończę opis naszego doborowego zespołu dwunastu
dzieciaczków. Do wspomnianego tematu przymierzam się od dwóch
tygodni, gdy jedna z osób swoim pytaniem w komentarzu, podsunęła
mi tą myśl. Jednak jeszcze tydzień poczekam, ponieważ na jednym z
forum dla rodziców zastępczych pojawił się wątek muskający ten
temat. Być może będę miał nieco więcej danych do rozważań.
Tak
więc dzisiaj zakończę opis naszej dwunastki wspaniałych. Były to
nasze pierwsze dzieci, dla których staraliśmy się na jakiś czas
zostać rodzicami. Czy nam się to udało? Mam taką nadzieję,
chociaż nie wszystkie historie kończyły się szczęśliwie.
SMERFETKA
Dziewczynka
jest pewnym ewenementem wśród przedstawianych dzieci - jej historia
jeszcze się tutaj nie pojawiła. Były tylko pewne wzmianki
dotyczące jej zachowań, a czasami tylko napomknięcie tego imienia.
Szczegółowy opis jej pobytu w naszym pogotowiu rodzinnym jeszcze
się tutaj znajdzie, jednak na tą chwilę jej dzieje mogą się
zakończyć na wiele sposobów.
Aktualnie
mama biologiczna wystąpiła do sądu z wnioskiem o przyznanie jej
pełnomocnika, który będzie bronił jej praw w procesie, w którym
chce wykazać, że zasługuje na to, aby dziewczynka do niej wróciła
(chociaż słowo „wróciła”, jest trochę na wyrost - Smerfetka
w drugiej dobie życia, była już w naszej rodzinie). W każdym
razie sąd przychylił się do prośby mamy dziewczynki. Jeżeli
osoba starająca się o adwokata z urzędu wykaże, że sama nie jest
w stanie ponieść kosztów wynagrodzenia profesjonalnego
pełnomocnika, a sąd uzna, że wyznaczenie takiej osoby jest
zasadne, to sytuacja kończy się tak jak w naszym przypadku. Z
jednej strony jest to bardzo pozytywne, ponieważ oznacza, że każdy
obywatel może otrzymać pomoc prawną, lecz w przypadku Smerfetki
prawdopodobnie oznacza to odwleczenie problemu w czasie.
Prawdopodobnie wszystko i tak skończy się odebraniem mamie praw
rodzicielskich (im dłużej jestem rodziną zastępczą, tym coraz
bardziej przestaję wierzyć w cuda), ponieważ poza dobrymi chęciami
nic nie zmienia w swoim życiu. Jednak adwokat pewnie wykorzysta
wszystkie możliwe akty prawne, sprawa będzie odraczana tak długo
jak to będzie możliwe.
Niestety
dziewczynka ma już rok, co oznacza, że więzi z naszą rodziną są
coraz silniejsze.
Od
niedawna mamy pod opieką kilkumiesięcznego chłopca. Wielokrotnie
już zdarzało się, że przychodził do nas kolejny maluszek i był
całkiem dobrze przyjmowany przez dotychczasowe dzieci. Nawet Chapic
(który jeszcze przez kilka tygodni będzie z nami) nie ma większego
problemu z nowym członkiem rodziny. Podchodzi do chłopca, robi mu
„aja-aja” i dalej biegnie coś psocić.
Smerfetka
niestety jest bardzo zazdrosna. Jeżeli Majka jest w pobliżu, to nie
opuszcza jej na krok. Nawet to mało powiedziane. Grzeczna jest tylko
wówczas, gdy znajduje się u Majki na rękach. Nawet ja z
powietrznymi akrobacjami, przestałem być dla niej atrakcyjny. Mimo
braku objawów choroby, zagorączkowała. Od dwóch dni chrypi (pewnie
dlatego, że prawie bez przerwy wrzeszczy), krócej śpi, gorzej je.
Niestety jest to dla niej trudny okres, mimo że wszystkie bliskie
jej od urodzenia osoby zawsze są w pobliżu. Zaczęliśmy trochę
się obawiać jak przebiegnie proces przechodzenia do nowej rodziny
(niezależnie od tego kim ona będzie).
A
mogło być tak pięknie … Jeszcze kilka tygodni temu Smerfetka
lubiła każdego, kto chciał spędzić z nią jakąś chwilę.
Niestety sąd nie wyznaczał terminu rozprawy, bo miał problemy z
ustaleniem miejsca zamieszkania mamy – ta po prostu nie mieszkała
nigdzie. Jeszcze nam się nie zdarzyło, aby po rocznym pobycie
dziecka w naszej rodzinie, nie odbyła się żadna rozprawa w jego
sprawie. Ale być może jeszcze wiele razy będziemy się dziwić
różnymi przypadkami. W końcu za nami dopiero pierwsza dwunastka
wspaniałych.
IMPRESJA
Dziewczynka
jest kolejnym wyjątkiem. Należała do naszej rodziny tylko przez
kilkanaście dni. Nawet nie miałem okazji jej zobaczyć, pogłaskać
… Cały czas wierzyłem, że Impresja któregoś dnia wyjdzie ze
szpitala i będziemy mogli ją powitać w naszym domu.
Szpital
opuściła, chociaż nie tak jak tego chcieliśmy (mimo, że taka
myśl czasami budziła w nas niepokój).
Jednak
patrząc z perspektywy czasu, uważam że jej śmierć była dobrem.
Przynajmniej dla dziewczynki. Majka spędziła z Impresją wiele
godzin w jej ostatnich chwilach istnienia na tym świecie. Zrobiła
chyba wszystko co mogła zrobić. Nawet ściągnęła księdza, aby
ją ochrzcił. Chciała też, aby dokonał namaszczenia chorych,
czego jak się okazało nie wykonuje się u malutkich dzieci. No to w
zamian za to, ją wybierzmowała. Dobrze, że na tym skończyła. W
końcu jest jeszcze parę innych sakramentów świętych.
Prawdę
mówiąc było to trochę „nielegalne”. Takie działanie musi być
potwierdzone zgodą rodziców lub opiekunów prawnych. Jednak
ponieważ z mamą dziewczynki nie było kontaktu, Maja wzięła na
siebie ewentualne konsekwencje podjętej decyzji.
Zresztą
poszła dużo dalej, stając się „szarą eminencją”
kontrolującą wszystko niejako z ukrycia. Upewniła się, czy
rodzina odebrała ciało Impresji, odnalazła księdza, który
dokonał pogrzebu, zawiozła mu akt chrztu i bierzmowania –
porozmawiała.
Jak
do tej pory mamy kontakt ze wszystkimi byłymi naszymi dziećmi
zastępczymi i w większości przypadków co jakiś czas się
odwiedzamy. Być może Impresja będzie dzieckiem, które będziemy
odwiedzać najdłużej.
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń