poniedziałek, 27 lipca 2020

MOWGLI


Czyżby nasze siódme dziecko zastępcze?

Mowgli urodził się kilka dni temu. Jego mama jest upośledzona. Jednak gdy przeglądam w myślach matki biologiczne dzieci, które z nami mieszkały, to... prawie każda wariatka.
Być może ja też jestem ułomny, więc przyjmijmy, że nikt nie jest doskonały.

Chłopiec jest zdrowy... ale nikt go nie chce.
Dlaczego?
Bo brakuje w naszym powiecie rodzin zastępczych, a sąd postanowił chłopca umieścić w jednej z nich.
Ja, w którymś poście (było to wiele miesięcy temu) napisałem, że nie będę brał wszystkich dzieci, które zaproponuje nam nasz organizator pieczy zastępczej, gdyż jest to ze szkodą dla pozostałych naszych podopiecznych. Wiele rodzin się na to godzi... z różnych przyczyn. Jedne wychodzą z założenia, że ich odmowa spowoduje umieszczenie dzieci w placówce, inne mają jakieś niepisane prawa ze swoim przełożonym (czyli w naszym przypadku PCPR-em).
Dla mnie już Paprotka była dzieckiem ponad miarę. Więc teraz mówię „pass”. Zresztą Majka też, bo Stokrotka i Paprotka budzą ją w nocy co dwie, trzy godziny. Może i dobrze, bo być może Mowgli jednak by z nami zamieszkał – a przecież mamy jeszcze czwórkę przedszkolaków wymagających ogromnego zaangażowania. Nasz PCPR to rozumie. Z jednej strony rozumie, a z drugiej musi znaleźć dla chłopca jakąś rodzinę.

Trochę się w tej chwili czuję jak handlarz dziećmi. Mimo wszystko jestem jakimś trybikiem tego systemu. Pewnie takim samym jak nasza koordynatorka, która też stara się znaleźć złoty środek. Nie chce, aby Mowgli trafił do placówki, ale też zdaje sobie sprawę z tego, że będzie on dla nas zbyt dużym obciążeniem.
Poszukujemy więc dla chłopca rodziny zastępczej. Takiej, która najprawdopodobniej w pewnym momencie będzie musiała podjąć bardzo trudną decyzję. Będzie musiała powiedzieć „adoptujemy”, albo „oddajemy do adopcji”. Albo może nie będzie musiała podejmować żadnej decyzji, bo Mowgli wróci do mamy biologicznej.
Może też być tak, że chłopiec będzie jednak dorastał w tej rodzinie, ale będzie spotykał się ze swoją mamą. Bo tego wymaga prawo. Bo to jest prawo dziecka zastępczego. Nie tylko do znajomości swojej historii, ale też życia w dwóch różnych historiach. A może zupełnie nie o jego prawo tutaj chodzi? I zupełnie nie o jego dobro?

Wiem, że znowu wracam do tematu adopcji otwartej. Bardzo bym chciał, żeby to było możliwe. Bardzo bym chciał, żeby mamy biologiczne dzieci zastępczych chociaż starały się zrozumieć, że mają być już tylko kimś, kto jest jedynie wsparciem dla rodziny zastępczej. Kimś, kto pomaga w wychowywaniu ich dziecka, a nie stawia warunki, i nie traktuje mamy zastępczej jak opiekunkę do dziecka.

Wczoraj Remus wrócił z weekendu u swojej babci. Dziewczyna (mogę tak o niej powiedzieć, bo jest młodsza ode mnie) nie chce już brać do siebie dwójki bliźniaków razem. Próbuje to jakoś tłumaczyć... chociaż przecież wcale nie musi. Romulus był zatem w tym czasie z nami.
Całe trzy dni były „rozpieprzone”, łącznie z dzisiejszym pójściem do przedszkola. Romulus nie potrafił sam zasnąć w nocy, a w ciągu dnia wciąż dopytywał o brata. Remus po powrocie sprawiał wrażenie jakby był na jakichś dopalaczach. Był nieposłuszny, głośny, wdawał się w spory z każdym, i o wszystko (a przecież jest takim spokojnym, mądrym i ułożonym dzieckiem). W nocy budził się kilkakrotnie, wołając „wuuuujek!”. W zasadzie niczego nie chciał. Nawet nie mówił, że boi się ciemności (jak to czasami bywa). To nawet nie było sprawdzanie, czy jestem obok i czy do niego przyjdę. To było odreagowanie emocji. Na dobrą sprawę, my nawet nie wiemy co dzieje się, gdy dzieci jadą do babci. Nie wiemy ani co tam robią, ani jak wygląda spotkanie z rodzicami, którzy prawie za każdym razem ich tam odwiedzają.

Tak więc rodzina zastępcza Mowgliego będzie musiała to wszystko wziąć pod uwagę. A jeżeli nie gustuje w chłopcach, to jest możliwość, że weźmie do siebie Paprotkę (wówczas u nas będzie miejsce dla chłopca). Jej mama siedzi w zakładzie karnym. Nie wiem ani za co, ani na jak długo. Ale pewnie gdy wyjdzie, to będzie miała jeszcze sporo czasu na to, aby pokazać, że jest wspaniałą matką. Przerabialiśmy to... a właściwie przerabiamy nadal z Białaskiem. Właściwie to nie my, ale jego rodzina zastępcza. Kapsel pewnie by się nie doliczył, który to już rok leci (bo on z biedą panował nad palcami jednej ręki).

To co? Zachęciłem do wzięcia w pieczę Mowgliego?

Ale jest pewien pozytywny aspekt tej sytuacji. Nie wiem, czy jest to trend ogólnokrajowy, bo na pewno nie jest wymuszony zapisami w prawie. Nasz PCPR nie robi żadnych problemów, gdy przeszkolona przez niego rodzina zastępcza, przychodzi z prośbą o pieczę nad dzieckiem nawet z drugiego końca Polski. Jest też gotowy rozmawiać z innymi organizatorami pieczy zastępczej, więc jeżeli ktoś widziałby się w roli rodzica zastępczego dla Mowgliego lub Paprotki, to proszę o informację na powiązany z tym blogiem adres mailowy.
Stokrotka nie wchodzi w grę, gdyż termin rozprawy jest już wyznaczony i raczej można przewidzieć, jaka będzie decyzja sądu.

Myślałem, że nigdy nie będę musiał pisać takich słów... przynajmniej tutaj.

18 komentarzy:

  1. napisz w grupie. Wiele RZ chętnie przyjmuje maleństwa, tyle że problemem wcale nie jest Wasz powiat, o czym pewnie wiesz, a powiaty przyjmujące.
    Nasunęła mi się pewna anegdota a propos - otóż na fali mojej konsekwentnej niechęci do placówek i irytowania się na nie, że przyjmują dzieci poniżej 7 rż, pewna osoba zarządzająca taką placówką zaczęła wysyłać regularnie informację, ilekroć kazano jej przyjąć takie małe dziecko. I leciało: dwulatka, opis historii, rodzina zastępcza na już, może być spoza powiatu. Niemowlak, opis historii, rodzina zastępcza na już, może być spoza powiatu. Powiat lokalny oczywiście był gotów te dzieci oddać do innego powiatu, łożyć na nie i tak dalej.
    No i zgadnij, dla ilu dzieci w ten sposób znalazły się rodziny?
    Dla żadnego.
    Ile rodzin się zainteresowało tymi dziećmi?
    Mnóstwo.
    Dlaczego więc ich nie przyjęły? Bo gdyby to zrobiły i zasugerowały sędziemu wystawienie imiennego postanowienia, to byłoby to ostatnie dziecko przyjęte przez nie w pieczę. Ich organizatorzy stawiali sprawę jasno.
    Jaki z tego wyniosła przekaz osoba zarządzająca placówką? Że nie ma wcale chętnych rodzin zastępczych i jest dokładnie tak, jak zawsze twierdziła: domy dziecka są jedynym ratunkiem dla dzieci interwencyjnych, bo nie uda się znaleźć dla nich rodziny zastępczej.

    Mimo to ze względu na Mowgliego i Paprotkę życzę, aby ten zaklęty krąg udało się Wam przerwać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrzuciłem na grupę. Na tę chwilę tylko na jedną.
      Zobaczymy co z tego wyjdzie, ale nasz PCPR jest bardzo zmotywowany do tego, aby rozmawiać z każdym innym. My również rozmawialiśmy ze znanymi nam rodzinami zastępczymi. Niektóre jeszcze myślą.
      Najgorsze jest to, że my też zaczynamy podchodzić do sprawy na zasadzie "dajcie znać do wieczora".
      A przecież chodzi o decyzję, która może obowiązywać przez całe życie.
      Jest też coś, co jeszcze bardziej mnie przeraża. Stokrotki na taką "aukcję" bym nie wystawił. Jest dla mnie zbyt ważna? Zbyt długo ze mną mieszka? Czekam, aż przyjedzie po nią książę na białym koniu?

      Usuń
  2. Proszę o kontakt. Kingab.tiande@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę o kontakt: ivon.j@op.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki powiat?jak się z Wami kontaktować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę napisać do mnie na adres mailowy powiązany z blogiem: pikusincognito@gmail.com
      Tutaj zbyt szczegółowych danych nie mogę podawać.

      Usuń
  5. Proszę o kontakt barjoanna19@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  6. W jakim mieście jest paprotka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O takich sprawach mogę napisać prywatnie. Proszę o kontakt na adres pikusincognito@gmail.com

      Usuń
  7. Hej, my właśnie szukamy dziewczynki, mamy już chłopca.. proszę o kontakt

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę o jakieś namiary na siebie, albo informację na adres pikusincognito@gmail.com

      Usuń
  8. Dzień dobry, jesteśmy małżeństwem z Warszawy po kursie na rodziców adopcyjnych, proszę serdecznie o kontakt w sprawie Mowgliego- chcielibyśmy się dowiedzieć, co należałoby teraz dalej zrobić aby stać się rodziną zastępczą a w perspektywie adopcyjną dla maluszka. Z góry serdecznie dziękuję za kontakt:)

    OdpowiedzUsuń
  9. I jeszcze raz ja, poprzednim poście nie zamieścił się adres mailowy do kontaktu, oto on: marta.strus@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Domyślam się, że po takim apelu odzew był ogromny. Jak Wasz PCPR dokona wyboru? Jak tutaj wybrać najlepsza dla dziecka rodzinę? Jak Ty się czujesz Pikusiu w tym całym "pośrednictwie"? Jakie są Twoje przemyślenia?

    OdpowiedzUsuń
  11. i gdzie jest teraz Mowgli?

    OdpowiedzUsuń
  12. Można powiedzieć, że sprawa jest zamknięta.
    Rozmawiałem przed chwilą z naszą koordynatorką Jowitą, która była pod ogromnym wrażeniem reakcji tak wielu niesamowicie przemiłych, empatycznych, i chcących nieść pomoc osób. Prosiła mnie, abym wyraził im wdzięczność i napisał, że nie spodziewała się aż takiego odzewu... co niniejszym czynię.
    Zacznę może od sytuacji Mowgliego. Chłopiec został zabezpieczony przez rodzinę, co w prostszych słowach oznacza, że przynajmniej na razie nie będzie umieszczony w pieczy zastępczej.
    Często tak się dzieje, że już zostajemy postawieni w stan gotowości i Majka każe mi skręcać łóżeczko, a sama odkopuje rzeczy z jakiegoś pojemnika, opisanego na przykład „chłopiec 0-3 miesiące”. A potem wszystko zostaje odwołane, tak jak tym razem.
    Chociaż teraz sytuacja wyglądała nieco inaczej. Do Jowity zadzwoniła pani ze szpitala, z pytaniem „kiedy jakaś rodzina zastępcza przyjedzie po Mowgliego?”
    Najpierw była konsternacja „ale jakiego Mowgliego?”, „czy ja czegoś nie wiem?”, „ktoś mi czegoś nie przekazał?”.
    Okazało się, że sąd wydał decyzję o umieszczenie dziecka w pieczy zastępczej, ale zapomniał ją wysłać do PCPR-u. W zasadzie nic wielkiego. Nikt nie jest nieomylny, a w sądzie też pracują tylko ludzie. Dotarcie do osób, które są spokrewnione z dzieckiem i wyrażą chęć zaopiekowania się nim, też pewnie nie jest tylko kwestią paru godzin. Tak więc stwierdzenie, że sąd się pospieszył stawiając na nogi wiele osób jest dość względne. Również druga decyzja o umieszczeniu dziecka u członka rodziny jest nieoczywista i być może przedwczesna. Ale o tym być może napiszę za jakiś czas. Bardzo bym chciał, aby nigdy nie nastąpił wpis pod tytułem „Mowgli 2”, ale jakoś kiepsko to widzę.
    W związku z tym, Paprotka pozostanie z nami przynajmniej do najbliższego posiedzenia zespołu, czyli do września. Później pewnie wszystko będzie zależało od przepełnienia pogotowi i rokowań związanych z dalszym losem dziewczynki. Bardzo brakuje mi obecności na takich zespołach przedstawiciela sądu, który ma wgląd w sprawę i nasza pani koordynator nie musi się dobijać do sędziego, często uzyskując tylko zdawkowe informacje i jego plany na przyszłość.

    Z tego, co mówiła mi Jowita, największą korzyścią wynikającą z całego zamieszania związanego z Mowglim, jest ogromna ilość kontaktów do osób, na które można liczyć w przyszłości. Podejrzewam, że w niedalekiej przyszłości... bo u nas jest straszna posucha. Nawet nie ma komu zaproponować maluchów... nie mówiąc o dzieciach typu Ptysia, czy Balbiny.
    cdn...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Jowity dzwoniło bardzo dużo osób będących tylko po szkoleniu dla rodziców adopcyjnych. Ja też wielu rzeczy nie wiem, więc każdemu kto wyrażał jakieś zainteresowanie, podawałem numer telefonu do niej.
      Sprawa wygląda tak, że rodzice zastępczy najczęściej nie muszą odbywać dodatkowego szkolenia, gdy zechcą adoptować przebywające u nich dziecko. Wystarczy rozmowa z psychologiem, wypełnienie jakichś testów.
      Jednak w drugą stronę to nie działa. Nie działa dlatego, że podstawową rolą rodziny zastępczej jest przywrócenie dziecka jego rodzicom biologicznym. I chociaż w praktyce wygląda to bardzo różnie, to jednak kwalifikacja do bycia rodzicem adopcyjnym, w sposób fundamentalny różni się od kwalifikacji do bycia rodzicem zastępczym.

      Jednak tak jak Jowita była pod wrażeniem dzwoniących do niej ludzi, tak ja jestem pod wrażeniem jej osoby.
      Ponieważ pierwszego dnia nie robiłem niczego, poza przechodzeniem między FB, mailem i blogiem – odpisując rozmaitym osobom na ich pytania i podając namiary do Jowity – to dopiero po kilku godzinach dotarło do mnie, że dzwoniący przecież muszą się powoływać na coś. A tym czymś mogło być imię „Mowgli”, „Pikuś”, „Janusz”. A przecież ja mam zupełnie inaczej na imię, a koordynatorce nawet nie powiedziałem, że całego opisu sytuacji dokonałem na blogu, a na facebooku nawet nie jesteśmy znajomymi... nie mówiąc o dostępie do zamkniętych grup, w których jej zwyczajnie nie ma.
      Dopiero gdy ludzie zaczęli mi zadawać pytania „czy Mowgli jest Polakiem?”, albo „czy Mowgli faktycznie tak ma na imię, bo pani koordynator również tak o nim mówiła?”, doszedłem (zresztą nie pierwszy już raz) do wniosku, że ta dziewczyna jest niesamowita.

      To może jeszcze kilka słów o powiatach i ich otwartości na przyjęcie „obcych” dzieci.
      Do czasu zanim się okazało, że jednak Mowgli nie zostanie umieszczony w pieczy, Jowita wykonała kilka telefonów. No i moim zdaniem nie jest najgorzej. Były takie PCPR-y, które od razu kończyły rozmowę słowem „nie”. Ale były też bardzo przyjazne, które mówiły „tak... ta rodzina od dawna czeka na przyjęcie jakiegoś dziecka”. I chociaż cała akcja zakończyła się w punkcie wyjścia, to chyba to jest najbardziej pozytywne i budujące na przyszłość.
      Jak PCPR wybierałby spośród chętnych rodzin? Myślę, że brałby pod uwagę odległość (aby mama jednak nie miała zbyt daleko) i pewnie opinię o rodzinie zastępczej.

      Może jeszcze coś pikantnego. Mama Mowgliego dowiedziała się, że jest w ciąży, gdy zaczął się poród... dlatego urodziła w domu. Tak więc czasami się dziwię, że niektórzy nie rozumieją, gdy mówię, że to jest zupełnie inny świat.

      Usuń
  13. czy Mowgli jest Polakiem? leżę i płaczę hahaha

    OdpowiedzUsuń