Zdjęcie profilowe Januszka |
Powoli
dochodzę do siebie... Chciałem opisać dzisiaj nasze rozstanie z
Kapslem, ale jakaś wyższa siła przełożyła wajchę na inne tory,
więc może zabiorę się do tego jutro (jak ochłonę po dzisiejszym
dniu).
Wbrew pozorom, wcale nie mam na myśli zmęczenia związanego z opieką nad dziećmi.
Przedpołudnie,
popołudnie, a nawet wieczór, spędziłem w towarzystwie Plotki.
Majka pojechała z Messengerem na spotkanie z mamą, potem miała
zahaczyć o PCPR, odwiedzić dziadków, wpaść na pocztę, do
apteki, zrobić zakupy... i w końcu odebrać bliźniaki od
zaprzyjaźnionej rodziny, co z dużym prawdopodobieństwem oznaczało
wypicie kawy. Tak też się stało, wszystko przeciągnęło się do
późnych godzin wieczornych. Chłopcy kolację jedli właściwie w
wannie, w której niemal zasypiali. Ale za to, gdy już weszli do
łóżek, to nie zdążyłem nawet wyjść z pokoju, gdy już
usłyszałem chrapanie.
Ploteczka
jest dziewczynką, przy której popracować za bardzo sobie nie mogę.
Natomiast gdy razem usiądziemy na kanapie, ona dostanie sporą ilość
zabawek, i co jakiś czas rzucę w jej stronę uśmiech, albo
przynajmniej mrugnę okiem, a do tego opowiadam cokolwiek (nawet
czytając na głos to co widzę na monitorze), to jest OK. Do pełni
szczęścia brakuje tylko chrupek, chipsów, piwa i bebiko-2, ale da
się żyć.
Dzisiaj
stwierdziłem, że w końcu założę sobie profil na facebooku.
Wcale nie dlatego, że jest on mi niezbędny, potrzebny, a nawet że
fajnie byłoby go mieć. Mój problem polega na tym, że czasami
wchodzę na facebooka Majki i mam ochotę coś skomentować... ale
przecież nie wypada podszywać się pod czyjąś tożsamość, a do
tego z pewnością ciągle myliłbym „łam” z „łem”.
Jakiś
czas temu poprosiłem Kamisię (moją córkę, która FB ma
obcykanego niemal do perfekcji), aby założyła mi profil pod nazwą
„Pikuś Incognito”. Po dwóch godzinach spasowała. Facebook nie
przewiduje, aby tak nazywała się osoba, firma, a nawet VIP.
Zostałem więc tylko fanpage (czyli stroną) na profilu Majki. Nawet
by mi to pasowało, tyle tylko, że z tego miejsca mogę komentować
jedynie inne tego rodzaju strony. A nie o to mi chodziło.
Tak
więc razem z Plotką postanowiliśmy tę wiedzę zweryfikować.
Daliśmy sobie godzinę i ani minuty dłużej.
Ostatecznie
zostałem „Januszkiem”... mogłem napisać komentarz.
Jednak
to co nastąpiło później, nieco mnie przeraziło... bardzo mnie
przeraziło.
Pojawia
się tam zakładka „Osoby, które możesz znać”. „Januszek”
nie jest moim prawdziwym nazwiskiem, adres mailowy był podany na
Pikusia, a pojawiło się mnóstwo osób, które faktycznie znam.
Zobaczyłem prywatne strony moich klientów. Niektórych znam tylko z
rozmów telefonicznych lub poprzez kontakt mailowy (a teraz się
dowiedziałem jak wyglądają). Byli też tacy, których znam, ale
nigdy nie wysłałem do nich maila, ani nie połączyłem się z ich
komputerem. Nie mamy żadnych wspólnych znajomych, bo „Januszek”
ma dopiero dwóch znajomych.
Gdy
wiele lat temu szliśmy z Majką po „różową serię” do
wypożyczalni filmów, to wiedział o tym tylko pan tam pracujący.
Być może, gdybyśmy teraz chcieli sobie obejrzeć „filmy dla
dorosłych” w internecie, to dowiedzieliby się o tym wszyscy
znajomi „Januszka”. Dlatego na obscenę chadzamy do teatru.
Na
wszelki wypadek wkleiłem zdjęcie profilowe sprzed ponad dziesięciu lat.
Teraz jestem gruby i łysy, więc nikt mnie nie pozna. Ploteczka
mówi, że tak będzie dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz