sobota, 26 maja 2018

ROMULUS i REMUS


Od kilku dni mamy pod opieką bliźniaki. Dwójkę chłopców w wieku dwóch lat.
Wczesnym wieczorem, gdy zaczęliśmy szykować się do kąpieli naszej aktualnej czwórki, do Majki zadzwonił telefon. Kurator sądowy – interwencja policji, bójka na imprezie, wszyscy pijani - z wyjątkiem czwórki dzieci. Prośba o zaopiekowanie się dwójką młodszego rodzeństwa. Majka poprosiła o 5 minut na skonsultowanie się z mężem (czyli ze mną). Ciekawy jestem, co by powiedziała, gdybym absolutnie nie zgodził się na przyjęcie tych dzieci?
Pojechała... policja nie przywozi nam dzieci. Podobno dlatego, że nie ma na wyposażeniu fotelików do ich przewożenia.

Romulus i Remus

Romulus i Remus, to jednak bardzo dziwne bliźnięta.
Pierwszy jest dużo wyższy, drugi raczej marnej postury, powiedziałbym nawet, że nieco wychudzony.
Pierwszy wycofany, drugi bardzo otwarty.
Pierwszy „nicniemówiący”, drugi gaduła (a nawet śpiewający).
Pierwszy unikający towarzystwa dorosłych, drugi lubiący się przytulać.
Pierwszy mówiący do mnie „mama”, drugi „tatuś”.
Pierwszy urodzony dzień wcześniej, drugi dzień później (być może rodzili się koło północy, a może nie).

Mając pod opieką czwórkę dzieci, bez większego tłumaczenia moglibyśmy nie zdecydować się na przyjęcie tej dwójki (nawet biorąc pod uwagę, że Sasetka i Maruda, w ciągu kilku tygodni odejdą do rodziny adopcyjnej). Nie mieliśmy jednak wątpliwości. Ten wątek rozwinę na samym końcu.

Niestety sprawa trochę się skomplikowała (dla mnie), ponieważ Majka od rana następnego dnia, jechała z Kapslem na tak zwane badanie więzi, mające ocenić kompetencje rodzicielskie mamy chłopca. Później były zajęcia z integracji sensorycznej, a po południu „dzień rodziny” w przedszkolu Sasetki.
Nie miałem wyjścia, musiałem wziąć urlop na żądanie, co w moim przypadku przekłada się na wyłączenie telefonu. Brzmi to prosto, ale dzień po wykonaniu takiej operacji jest nie do pozazdroszczenia.

Jednak ten pierwszy, wspólny dzień był całkiem przyjemny, chociaż mógłbym go zatytułować: „Trzy gamonie i Ploteczka”. Gdyby odwiedził nas ktokolwiek i miał określić, które dziecko jest z nami od wczoraj, to bez wątpienia wskazałby na Marudę. Chłopiec większość czasu spędził na tarasie, leżąc na kocyku i obserwując zachowania nowej dwójki. Reagował tylko w sytuacji, gdy obiektem zainteresowania chłopców byłem ja, albo jego bardzo osobiste przedmioty (np. kubek). Bliźniacy poznawali teren. Chłopcy są bardzo sprawni fizycznie i niczego się nie boją. Mógłbym powiedzieć – dwa lata doświadczeń w radzeniu sobie samemu. Pokonują barierki zabezpieczające, których nie przeskoczy nawet dwa razy starsza Sasetka. Nie ma znaczenia, że po drugiej stronie lądują głową w dół. Wchodzą i wychodzą ze swoich łóżeczek. Pierwszy z chłopców otwiera drzwi, bo już dosięga do klamki, drugi bo potrafi doskoczyć. W ciągu kilku godzin rozpracowali wszelkie przyrządy do zabawy na zewnątrz domu: jeździki, rowerki biegowe, hulajnogi, kosiarki do trawy, taczki, wózki dla lalek. Na trampolinę weszli jakby mieszkali u nas od wielu miesięcy. Ze zjeżdżalni korzystali jakby była ich. Eksperymentowali, ale się tego nie bali. Zjeżdżali na plecach, na brzuchu, głową w dół, a nawet próbowali skakać niczym Kamil Stoch. Wchodzili na drabinki, a nawet wisieli na płocie. Nie współpracowali, każdy działał na własną rękę. Furia, która teraz biega na trzech łapach, próbowała ich jakoś ogarnąć, ale w końcu dała za wygraną. Zresztą ja też. Wyszedłem z założenia, że teren jest bezpieczny. Na ulicę nie wyjdą, a jedyne zejście z tarasu do ogrodu sam kontrolowałem. Niestety trochę się zdziwiłem, gdy chłopcy przedarli się do ogrodu od frontu. Wydawało mi się, że to przejście kontroluje kłujący ognik. Nawet Kapslowi ta sztuka się nigdy nie udała.


Trzy gamonie




... i Ploteczka

Pierwszego dnia (gdy znaliśmy się dopiero od dwóch godzin) bez problemów weszli do wanny, pozwolili sobie umyć głowy i... nie chcieli wyjść.
Z każdym dniem, chłopcy są coraz bardziej sobą. Cieszy nas to, chociaż oznacza, że są coraz bardziej absorbujący.
Dzisiaj miało miejsce bardzo ciekawe zdarzenie. Majka pojechała na jakiś piknik z Kapslem i Sasetką. Spędziłem więc popołudnie z Marudą, Ploteczką i bliźniakami. W którymś momencie, ci ostatni zaczęli się kłócić o zmiotkę – taką zwyczajną do zamiatania podłogi. Niestety, jako negocjator, się nie spisałem. Nie chciałem im brutalnie zabierać obiektu pożądania – postanowiłem poczekać na dalszy rozwój wypadków. Zamknąłem tylko drzwi od tarasu, aby sąsiedzi nie wezwali policji. Po kilku minutach wzajemnych przepychanek, zmiotka znalazła się w rękach Romulusa. Byłem ciekawy, co z nią zrobi? Odłożył na bok i położył się spać na macie Ploteczki. Remus za chwilę zrobił dokładnie to samo – położył się obok brata. Chłopcy uciekli w sen przed sytuacją, która ich przerosła. Zapewne tak samo postępowali w domu rodzinnym.






Romulus i Remus nie mieli większych problemów, aby stać się członkami naszej rodziny.
Takie zachowanie już nas nie dziwi. Przez długi czas było dla nas zagadką, dlaczego dzieci umieszczane w naszej rodzinie zastępczej, nie tęsknią za rodzicami? Dlaczego o nich nie wspominają? Nawet jeżeli więzi z rodzicami nie były prawidłowe, to przecież jakieś były?
Zastanawialiśmy się, że być może powinniśmy umożliwić im kilka spotkań z rodzicami biologicznymi, w krótkim czasie po przyjściu do naszej rodziny. W końcu, właśnie czegoś takiego oczekujemy od rodziców adopcyjnych.
Na jednym z warsztatów otrzymaliśmy wyjaśnienie, które chyba odpowiada na nasze wątpliwości. Dzieci po odebraniu rodzicom biologicznym, nagle znajdują się w stabilnym otoczeniu. Nikt na nikogo nie krzyczy, nikt nikogo nie bije. Dzieci podświadomie nie czują potrzeby ponownego zmierzenia się z tym, co było dla nich przykre. Natomiast każde spotkanie z rodzicami powoduje, że dawne krzywdy na powrót odżywają. Często jest tak, że dziecko będąc w odwiedzinach u swoich rodziców jest idealne - uśmiechnięte, zadowolone. Po powrocie do rodziny zastępczej wciela się niemal w demona. Płacze, krzyczy, demoluje swój pokój. Pierwsze skojarzenie jest takie, że tęskni, że nie może pogodzić się z rozłąką. Jednak przyczyna najczęściej jest zupełnie inna. Odwiedzając rodziców, dziecku wracają wspomnienia. Zaczyna działać „w stanie wojny”, aby zadbać o swoje bezpieczeństwo. Jest miłe dla swoich rodziców, cieszy się z każdego ciepłego słowa... chce przetrwać. Nie jest to działanie świadome. Po powrocie do domu, skumulowane emocje muszą znaleźć gdzieś ujście.

Teoretycznie, nasze bliźniaki są obiektem pożądania każdej rodziny adopcyjnej. Niestety jest to tylko pierwsze wrażenie.

Mamę Romulusa i Remusa poznaliśmy niecałe cztery lata temu, gdy do naszego pogotowia trafił Filemon, wówczas młodszy z jej dzieci. Sąd po kilku miesiącach uznał, że zarówno chłopiec, jak i jego brat, wrócą do mamy. Być może zasugerował się tym, że w jej życiu pojawił się trzeci mężczyzna (dotychczasowa dwójka rodzeństwa miała różnych ojców). Był bardzo opiekuńczy. Mama dzieci była uzależniona od alkoholu i narkotyków, przy czym wpadała w stany, gdy zupełnie nie kontrolowała swoich zachowań. Poszła na terapię odwykową, której nie ukończyła. Jednak jej nowy mężczyzna był w jakimś sensie gwarancją powodzenia podjętej przez sąd decyzji.
W krótkim czasie, mama zaszła w kolejną ciążę (której owocem są przebywające u nas dzieci). Nie mam pojęcia co zrobiła z mieszkaniem, w którym dotychczas przebywała, ale przeprowadziła się do raczej obskurnej nory. Być może była to konieczność, a może wynik zimnej kalkulacji. Przeprowadzka często powoduje, że dana osoba staje się dla „systemu” kimś bez przeszłości. Tym razem było inaczej. Rodzina miała nadzór kuratora. Nie zmienia to faktu, że próby pomocy trwały ponad trzy lata.
Czara goryczy przelała się właśnie kilka dni temu. Ten opiekuńczy mężczyzna, okazał się człowiekiem z kryminalną przeszłością... i teraźniejszością. Chociaż trzeba przyznać, że ze swojej przestępczej działalności, utrzymywał również dwójkę nie swoich dzieci. Ale w domu dobrze nie było i wszyscy o tym doskonale wiedzieli. Pewnie gdyby ich teraz zapytać (kuratora, asystenta rodziny), to zapewne powiedzieliby, że każdego dnia widzieli jakieś światełko w tunelu.
Szkoda, że nie wiedzieli, iż trauma związana z ciągłymi kłótniami rodziców jest jedną z najsilniejszych, nawet przewyższającą traumę po molestowaniu seksualnym.
Filemon ma w tej chwili pięć lat, jego starszy brat – prawie dwanaście. Jakie mają szanse na adopcję? Cztery lata temu, wszystko zdawało się być zupełnie innym.

A jak wygląda sytuacja bliźniaków? Niestety istnieje duże prawdopodobieństwo istnienia alkoholowego zespołu płodowego określanego skrótem FAS. Romulus – ten starszy (o dzień), jest jakiś nieobecny. Remus ma pewne cechy dysmorficzne twarzy. Co ciekawe, zauważam to dopiero na zdjęciach. Oboje są niesamowicie odporni na ból. Praktycznie nie płaczą. Zarówno Romulus jak i Remus, mieli dzisiaj wiele bliskich spotkań z chodnikiem. Maruda wymagałby wielu minut ukojenia (nie mówiąc o hipochondryczce Sasetce.) i przyklejenia kilku plasterków. Chłopcy mówią tylko „bam” i kontynuują zamierzone działanie.
Pierwszego dnia podczas kąpieli, starałem się obejrzeć obydwóch pod kątem jakichś uszkodzeń. Nic szczególnego nie zauważyłem. Dzisiaj wyglądają jak dzieci z rodzin patologicznych... guzy, siniaki, zadrapania. Przejęzyczyłem się – wyglądają jak dzieci szczęśliwe... brudne, ale eksplorujące świat.

Czy istnieje prawdopodobieństwo, że cała czwórka rodzeństwa, ponownie wróci do swojej mamy?
Ogromne.
Niestety wcale nie dlatego, że rodzice biologiczni przejdą jakąś metamorfozę i nagle staną się wspaniałą rodziną. Nawet niekoniecznie wspaniałą, ale taką, w której można spokojnie dorastać. Zastanawiam się, jaką drogę obierze kurator sądowy. Pracuje już z mamą dzieci od mniej więcej pięciu lat. Czy to nie wystarczy, aby wreszcie powiedzieć „pas”?

Nie lubię wdawać się w tematy polityczne. Wychodzę z założenia, że osoby decydujące się na pozostanie rodzicami zastępczymi, albo akceptują istniejący stan rzeczy, albo nie wchodzą do tej „rzeki”.
Jednak gdy manipuluje się dobrem dzieci, aby pochwalić się rosnącymi wskaźnikami i większą skutecznością, to nie mogę przejść koło tego tematu obojętnie.
Nowelizacja ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej, przewiduje wzrost partycypacji w wydatkach na utrzymanie dziecka w pieczy zastępczej przez gminę, z której pochodzi dziecko. Już sam ten fakt jest w mojej ocenie trudny do zaakceptowania. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że biedne gminy, to takie, w których jest mało inwestycji, jest większe bezrobocie, więcej osób korzysta z pomocy społecznej, jest więcej rodzin niewydolnych, więcej dzieci jest umieszczanych w opiece zastępczej.
Gmina, w której mieszkamy jest jedną z najbogatszych w powiecie. Od wielu lat nie odebrano żadnym rodzicom ich dziecka. Jest jednak inna gmina, z której pochodził Chapic, Filemon, Maruda, Sasetka, Plotka, Romulus, Remus. To tylko kilkoro dzieci z tej gminy, które znalazły się w naszej rodzinie.
Być może wydatki na utrzymanie dzieci w rodzinach zastępczych, to kropla w morzu potrzeb całej gminy. Nie zmienia to jednak faktu, że gminy bogate się bogacą, a biedne – biednieją.
Niestety ta sytuacja stała się pożywką do wymyślenia koncepcji doskonałej.
Hasło „dziecku nigdzie nie będzie lepiej, niż w rodzinie biologicznej” zacznie się wreszcie realizować. Niestety tylko statystycznie, wizerunkowo.
W nowelizacji ustawy przewidziane są bowiem kary i nagrody dla gmin. Jeżeli dziecko w ciągu roku od odebrania rodzicom biologicznym do nich wróci, to gmina będzie mogła liczyć na zwrot części poniesionych kosztów. W przeciwnym przypadku, będzie musiała jeszcze dopłacić. Zastanawiam się, która gmina będzie chciała dopłacać?
Aktualnie mam bardzo dobre zdanie o pracownikach ośrodków pomocy społecznej, asystentach rodziny. Ale pewnie nie jest problemem wymiana ich na takich o nieco bardziej giętkim kręgosłupie.
Chapickowi (rzutem na taśmę) udała się adopcja zagraniczna. Maruda i Sasetka już czekają na rodziców adopcyjnych. A co czeka Romulusa i Remusa? Co czeka Plotkę?
Jakby ktoś chciał zgłębić tajemnice ustawy, to załączam odpowiednie "paragrafy":

Ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej (aktualnie obowiązująca):

DZIAŁ VII Zasady finansowania wspierania rodziny i systemu pieczy zastępczej
Art. 191.
1. Powiat właściwy ze względu na miejsce zamieszkania dziecka przed umieszczeniem go po raz pierwszy w pieczy zastępczej ponosi:
  1. wydatki na opiekę i wychowanie dziecka umieszczonego w rodzinie zastępczej albo rodzinnym domu dziecka;
  2. średnie miesięczne wydatki przeznaczone na utrzymanie dziecka w placówce opiekuńczo-wychowawczej, regionalnej placówce opiekuńczo-terapeutycznej albo interwencyjnym ośrodku preadopcyjnym;
  3. wydatki na finansowanie pomocy na kontynuowanie nauki i usamodzielnienie.
(…)

9. W przypadku umieszczenia dziecka w rodzinie zastępczej albo rodzinnym domu dziecka gmina właściwa ze względu na miejsce zamieszkania dziecka przed umieszczeniem go po raz pierwszy w pieczy zastępczej ponosi odpowiednio wydatki, o których mowa w ust. 1 pkt 1, w wysokości:
  1. 10% wydatków na opiekę i wychowanie dziecka – w pierwszym roku pobytu dziecka w pieczy zastępczej;
  2. 30% wydatków na opiekę i wychowanie dziecka – w drugim roku pobytu dziecka w pieczy zastępczej;
  3. 50% wydatków na opiekę i wychowanie dziecka – w trzecim roku i następnych latach pobytu dziecka w pieczy zastępczej.



104) w art. 191:
(...)
f) w ust. 9 zdanie pierwsze otrzymuje brzmienie: „W przypadku umieszczenia dziecka w rodzinie zastępczej albo rodzinnym domu dziecka gmina właściwa ze względu na miejsce zamieszkania dziecka przed umieszczeniem go po raz pierwszy w pieczy zastępczej, ponosi odpowiednio wydatki, o których mowa w ust. 1 pkt 1, w wysokości:
  1. 30% wydatków na opiekę i wychowanie dziecka  w pierwszym roku pobytu dziecka w pieczy zastępczej;
  2. 40% wydatków na opiekę i wychowanie dziecka  w drugim roku pobytu dziecka w pieczy zastępczej;
  3. 50% wydatków na opiekę i wychowanie dziecka  w trzecim roku i następnych latach pobytu dziecka w pieczy zastępczej.”,

g) po ust.. 9 dodaje się ust. 9a i 9b w brzmieniu:

9a. W przypadku powrotu dziecka umieszczonego w rodzinie zastępczej albo rodzinnym domu dziecka do rodziny przed upływem roku od dnia umieszczenia dziecka w pieczy zastępczej, powiat zwraca gminie 20% wydatków poniesionych na opiekę i wychowanie dziecka do dnia powrotu dziecka do rodziny.
9b. W przypadku, gdy po upływie roku od dnia umieszczenia dziecka w pieczy zastępczej, nie nastąpi powrót dziecka umieszczonego w rodzinie zastępczej lub rodzinnym domu dziecka do rodziny, gmina obowiązana jest do poniesienia jednorazowo, poza wydatkami, o których mowa w ust. 9 pkt 2, 10% wydatków poniesionych na dziecko w roku poprzednim.”,

9 komentarzy:

  1. Sięgnęłam do postu o Filemonie. Był bardziej optymistyczny nizteny o jego braciach. Masz niezła ekipę w domu 😀 . A Ploteczka cudna, te paluszki, ach!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jest (odnośnie nowelizacji, wobec której mam identyczne zdanie). Zawiera ona jednak jeden zapis, który od razu przyszedł mi na myśl, kiedy czytałam tę notkę: Majka nie będzie musiała już więcej jeździć na interwencje, bo dzieci zostaną przywiezione do Was. Powód? Opiekun zastępczy powinien być osobą, którą zarówno dziecko, jak i jego rodzic/e powinni traktować jako osobę bezpieczną i bezstronną, czemu uczestnictwo w interwencji w sposób dośc jasny nie służy (by nie powiedzieć mocniej).
    I co powiecie, czyż to nie jest mądry, a nawet światły zapis?
    Jest.
    Dlatego zachodzę w głowę, dlaczego ustawodawca pochylił się nad takim niuansem - ważnym oczywiście, ale niuansem - jak konieczność zbudowania bezpiecznego wizerunku RZ, uchronienia jej przed spalonymi mostami w kontakcie z RB, ale też zapewnienia dzieciom możliwości postrzegania opiekunów zastępczych jako nieuwikłanych w sprawę ich rodziny i samego odebrania, a w tym samym czasie chce nagradzać gminy za szybki obrót dziećmi, których rodziny ledwie rok wcześniej zostały uznane za na tyle niebezpieczne, że aż wypełniające wskazania 'zagrożenia zdrowia lub życia dzieci'.
    Ciekawe, prawda?
    Oczywiście kłamię: to może jest ciekawe, ale też powody tego są zupełnie jasne. Z tych samych powodów likwiduje się placówki o charakterze rodzinnym: anihilacja tych placówek spowoduje magiczny i natychmiastowy przyrost dzieci umieszczonych w pieczy rodzinnej. Oczywiście jedynie na papierze, bo dzieci wcale nie zmienią miejsca pobytu.
    Chodzi jednak o żonglerkę liczbami w tabeli i pokazanie, jak świetnie idzie realizacja ustawy. A wspieranie rodzin biologicznych jest wszak jednym z jej celów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy chodzi o ten fragment nowelizacji ustawy, ale nic innego nie przychodzi mi na myśl:

      w art. 35 dodaje się ust. 5 w brzmieniu:
      „5. W przypadku, gdy rodzice albo opiekun prawny dziecka odmawiają dowozu dziecka umieszczonego w pieczy zastępczej do rodziny zastępczej, rodzinnego domu dziecka, placówki opiekuńczo-wychowawczej, regionalnej placówki opiekuńczoterapeutycznej albo interwencyjnego ośrodka preadopcyjnego, zapewnienie dowozu dziecka do rodziny zastępczej, rodzinnego domu dziecka, placówki opiekuńczowychowawczej, regionalnej placówki opiekuńczo-terapeutycznej albo interwencyjnego ośrodka preadopcyjnego należy do właściwego ze względu zamieszkania rodziców albo opiekuna prawnego dziecka powiatowego centrum pomocy rodzinie, z wyłączeniem osoby będącej koordynatorem rodzinnej pieczy zastępczej.”;

      Mam jednak w związku z tym dwa przemyślenia:
      Po pierwsze odbieranie dzieci interwencyjnie, najczęściej odbywa się w godzinach wieczorno-nocnych, gdy PCPR już nie pracuje. Czy będzie musiał utworzyć jakąś komórkę czynną 24h?
      Wydaje mi się, że w tej kwestii, będzie to zapis martwy.
      Jest jednak drugi aspekt tej sprawy. Odbiory dzieci z interwencji policji nie są aż tak częste. Zazwyczaj jedziemy po nie, mając już decyzję sądu w ręce i PCPR o wszystkim wie. W tej chwili, najczęściej jest tak, że na miejsce przyjeżdża kurator (który zaprasza lekarza, aby zbadał dzieci przed wydaniem), oraz nasz koordynator z PCPR-u. Najciekawsze jest to, że żadna z tych osób nie ma tego wpisanego do swoich obowiązków. Na dobrą sprawę wszyscy mogliby się „wypiąć”... my w zasadzie też. Dlatego faktycznie jest to dobry zapis w nowelizacji ustawy.

      Czy coś się jednak zmieni? Myślę, że nie.
      Teraz, jadąc po dzieci (niezależnie czy w trybie interwencyjnym, czy nie), nie wchodzimy do mieszkania i nie zabieramy dzieci. Są one nam przyprowadzane do samochodu. Ktoś inny robi wywiad dotyczący choćby kwestii zażywania leków, istniejących alergii, pakuje dzieci, zabiera książeczki zdrowia.

      Usuń
  3. Nie miałam pojecia, że szykuje się jakaś nowela ustawy.
    Dzięki za oświecenie.
    Poczytam, ale juz widze, że z tymi nagrodami, to jest to poprosty chore.
    P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tu szerzej właśnie o tej konkretnej zmianie (kary i nagrody), o której pisal Pikuś:
      https://oko.press/rodzina-swieta-nawet-bije-rzad-chce-karami-zmusic-gminy-do-szybkiego-zwracania-dzieci-biologicznym-rodzicom/

      Usuń
    2. Wokół wspomnianej nowelizacji ustawy, robi się coraz więcej zamieszania. Jest więc nadzieja, że nastąpi jakaś nowela noweli.
      Polecam jeszcze inne rozwinięcie tematu:

      https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1749646,1,resort-rodziny-wywraca-do-gory-nogami-prawo-adopcyjne-na-szkode-dzieci.read

      Mam jednak do tego artykułu małą uwagę. Dzieci, których mamy zrzekają się praw rodzicielskich tuż po urodzeniu, najczęściej są umieszczane w pogotowiach rodzinnych, a nie placówkach. Mieliśmy kiedyś taką sytuację. Chłopca opisałem pod pseudonimem „Irokez”. Rodzice adopcyjni zaczęli się z nim spotykać po dwóch miesiącach od urodzenia, po trzech zamieszkał z nimi na zasadzie powierzenia pieczy, a po pięciu odbyła się rozprawa o przysposobienie.
      W nowelizacji ustawy, wszystko zostaje wydłużone o dwa miesiące. Niestety są to bardzo ważne dwa miesiące. Ploteczka ma w tej chwili cztery miesiące i doskonale już wie kto jest kim. Dwa miesiące temu, było jej jeszcze wszystko jedno, kto się nią zajmuje. Chociaż może właściwiej byłoby napisać, że obce osoby nie wzbudzały jeszcze w niej lęku. W tej chwili bywają sytuacje, gdy uspokaja się tylko w obecności Majki, albo mojej.

      Usuń
    3. to zabawne, bo godzinę temu trafiłam na artykuł z łódzkiej wyborczej, który w superlatywach opisuje, jak to wspaniałe zmiany podziały się w tym mieście, że aż:

      "Od października 2017 r. żaden noworodek, który urodził się w szpitalu, a matka zrzekła się opieki nad nim, nie trafił do domu dziecka, tylko do małego, kameralnego pogotowia rodzinnego."

      niestety zupełnym zrządzeniem losu chwilę po przeczytaniu trafiłam na komentarz sędzi rodzinnej z tego miasta, która na swoim wallu napisała, że własnie tydzień temu umieściła noworodka w DD, bo nie ma wolnych miejsc w łódzkich rodzinach zastępczych. I ja akurat nie wątpię, że naprawdę tego miejsca nie było.

      jakby ktoś potrzebował dużej dawki cukru i lukru to proszę (a jak ktoś nie chce to przynajmniej może się dowiedzieć, jak się robi skuteczny PR w Łodzi):

      http://lodz.wyborcza.pl/lodz/7,35136,23451110,mops-w-lodzi-pozbywaja-sie-dzieci-z-domow-dziecka-a-dzieci.html#Z_BoxLokLodzLink

      Usuń
  4. Myślę, że wydłużenie czasu, w którym MB może wrócić po dziecko jest bez sensu. Jeśli MB jest zdecydowana na oddanie dziecka, to po co to wszystko przedłużać? Pikuś, niestety nie wszystkie maluszki są w pogotowiach. Moi znajomi odbierali 4-miesięcznego synka z domu dziecka. E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety często się zdarza, że małe dzieci są umieszczane w placówkach, chociaż ustawa wyraźnie mówi, że tak być nie powinno (otwierając jednak pewną furtkę).
      O wszystkim decyduje sąd. Jeżeli PCPR nie wskaże odpowiedniej rodziny zastępczej, to dziecko może zostać umieszczone w domu dziecka. Obawiam się tyko, że mogą być sytuacje, gdy sąd wcale nie stara się uzyskać informacji o dostępnych rodzinach zastępczych. Podobno od 2020 roku ma się to zmienić – zobaczymy.
      Podaję link do próby wyjaśnienia takiego stanu rzeczy:
      http://www.sejm.gov.pl/sejm7.nsf/InterpelacjaTresc.xsp?key=166B5581

      Usuń