… czyli
kolejna odsłona historii Kapsla.
W
zasadzie to już czas najwyższy, abym napisał coś na temat
Sasetki, dziewczynki którą do tej pory tylko wspominałem (mimo że
mieszka z nami już ponad pół roku). Zostawię sobie jednak jej
opis na przyszły rok. Ten zakończę historią smutną … właśnie
Kapsla. Wiele już o nim pisałem. Niestety los nie jest mu
przychylny, a dla nas (jako rodziny zastępczej) będzie to
najprawdopodobniej pierwsza porażka. Nie dlatego, że chłopak ma
zaburzenia, ani dlatego że nie potrafimy sobie z nim poradzić, ale
dlatego że przypuszczalnie nie uda nam się znaleźć dla niego
odpowiedniej rodziny. A może dlatego, że już nie chcemy szukać
dla niego rodziny?
Chłopiec
mniej więcej rok temu został skierowany do adopcji. Odebranie praw
rodzicielskich jego mamie, teoretycznie otwierało przed nim drogę
ku lepszej przyszłości. Tak przynajmniej uważał sąd. Nam
początkowo wydawało się, że ta decyzja była zbyt pochopna. Od
tego czasu minęło już sporo miesięcy, w których niewiele się
działo. Wszelkie procedury adopcyjne trwały i trwały, chociaż w
przypadku małych dzieci wszystko już dawno byłoby domknięte.
Kapsel ma siedem lat i ma stwierdzone upośledzenie umysłowe w
stopniu lekkim. Kimś takim nie interesują się rodziny adopcyjne.
Czekaliśmy na moment, gdy chłopiec znajdzie się w bazie adopcji
zagranicznych. Była to dla niego jedyna szansa. W przypadku
niepowodzenia takiej opcji, rozpoczęłyby się poszukiwania rodziców
zastępczych, którzy zdecydowaliby się poprowadzić go do
dorosłości. Nawet znalazła się taka rodzina, z którą wstępnie
umówiliśmy się na bliżej nieokreślony termin.
Mieli
poznać chłopca, przyjść w odwiedziny jako nasi znajomi. Pod tym
względem, rodzice zastępczy mają przewagę nad adopcyjnymi. Nie
muszą podejmować decyzji na podstawie informacji zawartych w
dokumentacji dziecka, która często jest bardzo mizerna. Jednak cały
czas czekaliśmy. Ośrodek adopcyjny był proszony o przekazywanie do
centrali kolejnych informacji (między innymi dotyczących
hipotetycznych problemów związanych z nieznajomością obcego
języka).
Stała
się jednak rzecz, której na dobrą sprawę nikt się nie
spodziewał. Mama biologiczna Kapsla złożyła do sądu wniosek o
przywrócenie praw rodzicielskich.
W tym
momencie wszystko stanęło w miejscu. Nikt nie szuka już rodziny
adopcyjnej ani zastępczej. Ta druga teoretycznie mogłaby się
zaopiekować chłopcem, ale mało jest takich rodziców, którzy są
gotowi na życie w cieniu rodziny biologicznej, która ma dużą
szansę na powrót dziecka. A mama Kapsla taką szansę ma.
W
związku z zaistniałą sytuacją, podjęliśmy decyzję o zapisaniu Kapsla do szkoły specjalnej. Jeżeli znajdzie się
miejsce, to nawet w trakcie roku szkolnego. Wcześniej zdecydowaliśmy
o pozostawieniu go na kolejny rok w przedszkolu. Teoretycznie można
powiedzieć, że to taki „kibel” w przedszkolu, chociaż pewnie
nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Powtarzanie klasy w szkole
jest już dla dziecka większym obciążeniem (choćby dlatego, że
nagle znajduje się w zupełnie obcej sobie grupie dzieci). Kapsel
cały czas przebywa ze znajomymi. Nie ma znaczenia, że niektórzy są
od niego młodsi o trzy lata. Nikt tego nie zauważa.
Wiele
osób namawiało nas do zapisania chłopca do normalnej szkoły.
Orzeczenie o niepełnosprawności umysłowej, umożliwiałoby
przyznanie Kapslowi nauczyciela wspomagającego, który siedziałby z
nim w ławce na każdej lekcji, tłumaczył co mówi nauczyciel i
pomagał rozwiązywać zadania. Problem polega jednak na tym, że
takiego nauczyciela może nie być. Sytuacja wygląda podobnie jak z
rodzinami zastępczymi. Teoretycznie dziecko do dziesiątego roku
życia nie powinno znaleźć się w domu dziecka. Powinno trafić do
rodziny, której często zwyczajnie nie ma.
Jednak
nawet gdyby taki nauczyciel był dla Kapsla dostępny, to w czym
mógłby mu pomóc. Kapsel nie potrafi ani odczytać, ani narysować
żadnej literki, albo cyferki. I nie potrafi się tego nauczyć.
Niedawno próbowałem go nauczyć rysowania cyfry 7. Niby umie
narysować jedynkę (chociaż wygląda ona jak laska Mojżesza).
Pochylenie nóżki w lewą stronę zwyczajnie go przerasta.
Czteroletnia Sasetka nauczyła się rysowania siódemki w kilka
minut. Kapsel nie potrafi tego zrozumieć. Do dzisiaj nie umie
policzyć do dziesięciu. Niby liczy, jest to jednak pewnego rodzaju
wierszyk (biały), którego nauczył się na pamięć. Gdy ma
policzyć konkretne rzeczy – kredki, kury, samochody … gubi się.
Majka
jest niepoprawną optymistką. Uczy go układać puzzle, łączyć w
zbiory. Próbuje nauczyć go czegokolwiek … wbrew zaleceniom
psychologów, według których my powinniśmy skupić się tylko na
opiece i dawaniu miłości.
Być
może powinniśmy traktować siedmioletniego Kapsla jak dwulatka. Nic
nie wymagać, przytulać i tyle. Jednak taki minimalizm nieco nas
przerasta.
Gdy
pytam chłopca co nie pasuje w zdaniu: zielone, zimne, różowe,
niebieskie? Odpowiada: Królik? Nie. Róża?
Gdy
biega wokół kominka z wózkiem dla lalek, tratując wszystko po
drodze, na moją uwagę odpowiada: „mam podać długopis?”
Pierwszym
wrażeniem może być to, że Kapsel jest nieco przygłuchy. Pewnie
wybierzemy się z nim do laryngologa, chociaż kilka miesięcy temu
zostało stwierdzone, że nic mu nie dolega i zapewne wszystko wróci
do normy po wycięciu migdałków. Jak widać, nie wróciło.
Kapsel z
ogromnym zaciekawieniem ogląda bajki w telewizji. Czasami dźwięk
jest ustawiony na bardzo niskim poziomie, że ja również mam
kłopoty z dosłyszeniem niektórych zdań. Kapslowi to nie
przeszkadza. Zastanawiam się, czy może jednak słyszy dobrze, czy
wystarczają mu same obrazy? Gdyby chłopiec potrafił opowiedzieć,
o czym była bajka, to może łatwiej byłoby nam postawić
przynajmniej wstępną diagnozę.
Chociaż
nie jest tak, że Kapsel jest kompletnym idiotą. Gdy ktoś przy nim
jest i odpowiednio go motywuje, to potrafi rozwiązać proste zadania
(z książeczek dla czterolatka), a nawet ułożyć
sześćdziesięciolelementowe puzzle. Niestety pamięć chłopca
przypomina dyskietkę sprzed dwudziestu lat. Jest tak mało pojemna,
że aby coś nowego w niej zapisać, trzeba najpierw coś z niej
usunąć. Gdy z wielkim trudem udało mu się pojąć, że dwie kury
i dwie kury, to razem cztery kury … zapomniał ile ma lat.
Dużym
problemem jest to, że nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami.
Bardzo lubi rozwiązywać różne zadania, testy. Dlatego chętnie
współpracuje z psychologiem, który ma określić jego
umiejętności. Jest pytanie – jest odpowiedź. Nie ważne, czy
dobra, czy zła… pojawia się kolejne pytanie i tak dalej. Chłopiec
jest zadowolony, wydaje mu się, że skoro nie jest poprawiany, to
wszelkie odpowiedzi są prawidłowe.
Gorzej,
gdy chodzi o sytuację, kiedy ktoś chce go czegoś nauczyć. Nigdy
nie wiadomo, które zdanie „spróbuj jeszcze raz” spowoduje
wybuch szału. Potrafi wówczas rzucać krzesłami, kopać w drzwi,
walić głową w ścianę. Krzyczy wtedy - „mamo, gdzie jesteś!”.
Zachowuje się w ten sposób zarówno w domu jak też w przedszkolu.
Panie przedszkolanki chyba czekają, aż wreszcie odejdzie. Nie mają
wielu narzędzi, aby go uspokoić. Najczęściej tłumaczą i
czekają, aż mu przejdzie. Ja w takich przypadkach łapię go „za
szmaty”, stawiam do pionu i patrzę prosto w oczy. Nie wiem, czy
takie moje zachowanie można podciągnąć pod temat określany jako
„dyscyplina z sercem”. Pewnie nie. Majka mówi, że w takich
momentach, widzi w moich oczach taki poziom agresji, jakiego nie
widziała przez poprzednich trzydzieści lat. Zadaje mi pytanie
„czemu to ma służyć?” i „czym to się różni od
uderzenia?”. Być może faktycznie niczym, przynajmniej w
rozumieniu, albo bardziej odczuciu ze strony Kapsla. W danej chwili
przynosi to pożądany skutek... ale co dalej? Niestety na jakimś
etapie życia, chłopak może stwierdzić, że nie ustępuje
sprawnością i siłą fizyczną.
Niedawno
odwoziłem do naszego magazynu kilka niepotrzebnych w danym momencie
rzeczy – jakieś wózki, wanienki, rowerki. Podjechałem jak zawsze
pod dom (magazyn mamy w bloku mieszkalnym). Wyszedł jakiś taki
„inteligent”, który kazał mi się wynosić na parking.
Tłumaczenia nic nie pomagały. Mężczyzna wyraźnie dążył do
konfrontacji siłowej. Pewnie jeszcze kilka lat temu bym mu nie
podarował (zwłaszcza, że nie wyglądał na mistrza sztuk walki).
Rozmowa była na poziomie dyskusji z Kapslem, tyle tylko, że ten
drugi używa słów: słucham, proszę, przepraszam. No ale jakim problemem jest nauczenie się zwrotów typu: „kurwa, spierdalaj”.
Odpuściłem … pomyślałem, że może jest to Kapsel za
kilkadziesiąt lat. No i szkoda mi było samochodu.
Jednak
Kapslowi raczej mało kto odpuści, zwłaszcza gdyby poszedł do
normalnej szkoły. Najprawdopodobniej jednak byłby wystawiany jako
pierwszy do „odstrzału”, przy wszelkiego rodzaju rozróbach.
Za to
szkoły specjalne nie wyglądają już tak jak kiedyś. Klasy są
kilkuosobowe, a zajęcia dostosowane do poziomu uczniów.
Ważna
jest też możliwość przyuczenia do zawodu po takiej szkole. Gdyby
chłopiec jakimś cudem ukończył normalną podstawówkę
(przepychany z klasy do klasy), to zostanie z niczym. Na ukończenie
szkoły zawodowej, a tym bardziej technikum, raczej nie będzie go
stać.
Właśnie
zabraliśmy się do wyrobienia Kapslowi zaświadczenia o
niepełnosprawności, co jest niezbędne do zapisania dziecka do
szkoły specjalnej. Zrobiliśmy to po raz drugi w naszej historii.
Pierwszy raz było to konieczne do umieszczenia dziewczynki w domu
pomocy społecznej.
Czasami
się zastanawiam, czy dobrze postępujemy, wzbraniając się przed
uzyskaniem orzeczenia o niepełnosprawności. Dla dziecka jest to
„łatka”, która najczęściej powoduje, że rodzice adopcyjni
taką kandydaturę odrzucają bez wgłębiania się w szczegóły.
Kierujemy
się jedną zasadą – maksimum diagnoz, opinii specjalistów, a
jeszcze więcej opisów zachowań i umiejętności dziecka, minimum
„łatek”. Wszystko to w imię tak zwanego „dobra dziecka”.
Chociaż co z dobrem rodzica?
Ja,
Kapsla w pewnym sensie już sobie odpuściłem. Jak ma ochotę, to
robię z nim coś, dopóki mu się nie znudzi. Nie lubię, gdy rzuca
krzesłami po pokoju. Majka cały czas walczy. Chociaż ona tak musi…
musi działać, musi być skuteczna (co zresztą wypominają jej
psychologowie).
Są
dzieci niepełnosprawne umysłowo (których stan jest oczywisty), są
takie, które wymagają dużo pracy, ale są wyzwaniem dla rodziców
i dają nadzieję na poprawę sytuacji. Kapsel jest chyba jakimś
ogniwem pośrednim.
Najsmutniejsze
jest to, że Kapsel w wieku roku, czy nawet dwóch lat byłby
wspaniałym dzieckiem adopcyjnym. Często się zastanawiam, czy można
było wówczas zrobić coś, co spowodowałoby, że chłopiec byłby
dzisiaj zupełnie innym człowiekiem. Być może nic. Być może rodzice, którzy by go wówczas adoptowali, nie byliby w stanie zaakceptować dalszego ciągu zdarzeń.
Czy jest
możliwe, że chłopak ma FAS? W zasadzie, czemu nie? Od ponad roku
prawie nie urósł, chociaż apetyt ma niczego sobie. Co tak naprawdę
wiemy o mamie chłopca?
W tej
chwili istnieją dwie możliwości, albo powrót do mamy, albo
pozostanie z nami jeszcze przez jakiś czas i … dom dziecka.
Pierwsza
z opcji jest moim zdaniem tym lepszym złem. W takiej perspektywie,
przynajmniej szkoła specjalna będzie dla chłopca dobrem. Gmina
musi zadbać, aby go tam dowieźć i przywieźć z powrotem. Zajęcia,
które teraz realizujemy dodatkowo (o które mama pewnie by nie
zadbała), będzie miał w pakiecie.
Pozostaje
tylko pytanie o życie rodzinne. Mama zmienia partnerów jak
rękawiczki. Kapsel słyszał już, że będzie miał nowego tatusia.
Ostatnio dowiedział się, że będzie miał braciszka, ale już nie
tego tatusia, bo tatuś jest już zupełnie inny (i nie od tego
braciszka). A miało być tak pięknie: „tylko ja i Kapsel” - tak
mówiła mama kilkanaście miesięcy temu.
Myśleliśmy
też, że być może dom dziecka będzie lepszym rozwiązaniem.
Chłopiec będzie miał zabezpieczenie, dostęp do niezbędnych usług
medycznych i bezproblemowe kontakty z mamą.
Czasami
się zastanawiam, czym jest dla niego mama. Konkretną osobą, czy
być może jakimś synonimem bezpieczeństwa. Gdy jest mu źle, to
woła na pomoc mamę. Gdy jest z nią, to nic się nie dzieje.
Ostatnio spędzili razem dwa dni świąt. Przy pożegnaniu płakał,
chociaż może dlatego, że płakała mama. Gdy wsiadł do samochodu,
to jakby do innego wymiaru. Kapsel żyje w dwóch alternatywnych
światach, które się nie przenikają. Przeskakując z jednego do
drugiego, zapomina o tym pierwszym. Chociaż może tylko tak mi się
wydaje. Po ostatnim pobycie u mamy, przez dwa dni był idealny.
Trzeciego zrobił awanturę w przedszkolu. Pluł na dzieci, kopał w
drzwi, uderzał głową w ścianę. Taka bomba z opóźnionym
zapłonem? Może.
Teoretycznie
istnieje jeszcze szansa na znalezienia chłopcu rodziny. Przecież
sąd może negatywnie ustosunkować się do wniosku mamy o
przywrócenie praw rodzicielskich.
Nie wiem
tylko, czy potrafię jeszcze mówić o Kapslu, jak o chłopcu z
potencjałem.
Niedługo
będą przychodzić do nas na praktyki rodziny kończące szkolenia
dla rodziców zastępczych. Często są to rodzice bardzo ambitni, z
ogromnymi planami i chęcią pomocy jakiemuś pokrzywdzonemu przez
los dziecku. Być może po przeczytaniu dziesiątek stron opisów
zachowań Kapsla, stwierdzą że ta historia ich nie przeraża.
Kiedyś
powiedziałbym „dacie radę” … a teraz „do zobaczenia na
grupie wsparcia”.
Szukałem
niedawno informacji o domach dziecka. Wiadomości bardziej od strony
pracujących tam osób i przebywających dzieci. Moją uwagę
zwróciła ta wypowiedź:
Czy
Kapsel jest gotowy na zamieszkanie w takim środowisku? Wątpię.
Chciałbym,
aby nie skończył jak tytułowa dziewczynka z zapałkami. Obawiam
się jednak, że swoje zapałki zaczął już odpalać.
Pikuś, te dzieci z lekkim stopniem niepełnosprawności umysłowej tak mają, często emocjonalnie i poznawcze tak funkcjonują. Ha miałam okazję pracować i z dziećmi z dorosłymi też z lekkim stopniem. Największym dramatem nie jest to jak Oni funkcjonują... My tak, oni tak. Tylko to.. ze świąt oczekuje od nich bycia normalnymi...a tego od dzieci np. głęboko niesprawności intelektualnie nikt nie oczekuję. Osoby te że stopniem lekkim często jako dorosłe widzą i wiedzą że pełnoprawnym ich odrzucają a sami Oni mniej sprawnych od siebie uważają za,, chorych. Nie zapisuje Go do zwykłej szkoły. Jest wiele mam które tego żałują. Co z tego że nauczyciel wspomagający... ustawa kaze by się taki znalazł. Szkół zatrudnia i już. Na dziecko z orzeczeniem szkoła dostaje 10 razy tyle subwencji oświatowej co na dziecko bez orzeczenia. Co z tego... Jeśli będzie tam najslabszy
OdpowiedzUsuńMyślicie że będzie miał tam na przerwach kolegów?? Będzie najsłabszy i bez przyjaciół. W szkole specjalnej będzie to miał. Przyjaciół. Postępy. Indywidualizm je. Zajęcia dodatkowe. Stopień lekki jest rozległy... A jeśli to jego dolna granicą tego stopnia... Jeszcze coś... Agresja. Ta często jest z frustracji. Często z czynności owych lub organicznych zaburzeniach mózgu. Będą ja jak dobra szkoła specjalna wygaszac. Jedynym niebezpieczeństwem jest tylko to... by koledzy rówieśnicy że stopniem lekkim... Nie wyciągnęli go w źle towarzystwo. By nie wyciągnęli go za kilka lar w wagarowanie papierosy alkohol. Ale to da się zrobić. Trzeba czuwać. Dla dorosłych są warsztaty terapii zajęciowej. A szkoła specjalna daje możliwość ukończenia specjalnej zawodowi.. Pomoc cukiernica itp. Tylko o to by nie wpadł w źle środowisko trzeba dbać. Nikola
Są warsztaty terapii zajęciowej środowiskowe domy pomocy... To dla dorosłych... A edukacja szkolna do ponad 20 roku życia. Nie obwiniajcie się że za mało źle coś robicie. Nie. Tak jak Królewna urodziła się niesprawni tak samo może Kacper urodził się z takim potencjałem rozwoju umysłowego. Środowisko ma wpływ.. Ale czasem tak jak są ludzie z iloraz ponad przeciętnym tak i są te dzieciaki że stopniem lekkim... Umiarkowanym... Znacznym... I głębokim. I tyle. Tak jest. Placówka... Problem w tym.. Nawet w szkole specjalnej z internetem.. Ze nie ma tam komu pilnować by jedne dzieci od drugich starszych kolegów że stopniem lekkim nie uczyły się wagarowanie przeklinać palić. Dla tego Dom. Ja nie zmieniam Zdani. Nie ma dla mnie Żadnej różnicy w tym że domu potrzebuje i dziecko takie jak Królewna. I takie jak Kacper. I każde zdrowe. To nie tak ze dla niepełnosprawnego dziecka tylko dlatego że jest niesprawnegi tj. Królewna i Kacper..wystarczy placówka. Nie. Trzeba domu. A że każde z nich ma totalnie inne potrzeby. A że trudno o taki dom. A że brakuje rodzin. A że mało kto chce takie dziecko jak Kacper...to inna sprawa. To realne życie. Jednak nie rozumiem czemu orzeczenie jest przyczyną iem łatki. Kapsel jest dzieckiem niepełnosprawnym. Nie wystarczy go tylko kochać. Takie dzieci też się uczą. Pedagodzy że zwykłych szkół i poradni porównują je do dzieci zdrowych.. I często opuszczają sobie je. Nie widzą ich potencjału. Potencjał rozwojowy jest. Ale potencjał dziecka w stopniu lekkim. I tak Kapela traktujące. Jako dziecko niepełnosprawne a będzie i Wam łatwiej. Orzeczenie nie jest stygmatyzacja a tylko stwierdzeniem i tak tego co jest. Macie pod opieką niesprawnegi intelektualnie w stopniu lekkim Kapsla. I jest pewien poziom myślenia Mu niedostępny. Ale potencjał jest.. On się jako dziecko rozwija... Ale tak jak pozwala Mu na to stan sprawności. W szkole zwykłej nikt nie umie pracować z takimi dziećmi.. Bo się tego nie uczy. Od tego jest pod. Specjalna. Co do mamy Kapsla..to smutna ta zmiana partnerów Nikola
OdpowiedzUsuńNikola, dziękuję za Twój wpis, tym bardziej, że jest poparty mocnymi argumentami. Jest to kolejne zdanie umacniające nas w przekonaniu, że szkoła specjalna jest najlepszym rozwiązaniem. Osoby, które mają do czynienia z Kapslem, z racji wykonywania swojego zawodu (przedszkole, integracja sensoryczna, logopeda, psychologowie) mówią nam to samo. Spotykamy się jednak ze zdaniami: „a może warto spróbować?”. Sam na początku też uważałem, że wystarczy tylko praca z dzieckiem, może jakieś niekonwencjonalne podejście. Zawsze wydawało mi się, że najlepiej nauczyć się liczyć na pieniądzach. Tyle tylko, że Kapsel najpierw musiałby zrozumieć, że monety to nie żetony do zabawy, tylko środek płatniczy.
UsuńGeneralnie rozumiemy, że chłopiec funkcjonuje na swoich zasadach (związanych z upośledzeniem). Różnimy się jednak z Majką w kwestii podejścia do napadów agresji. Kapsel będąc w amoku, nie tylko może coś zniszczyć, ale przede wszystkim zrobić krzywdę innym dzieciom i sobie. Gdy kopie w przeszklone drzwi, to nie próbuję mu tłumaczyć. Tym bardziej, że mam chyba jakiś dziwy tembr głosu. Ostatnio mówiłem coś do Kapsla oddalonego ode mnie zaledwie o metr. Nie zareagował – ale to nic nowego. Chwilę później zadałem jakieś pytanie Sasetce – też bez echa. Zwróciłem się do Kubusia – to samo. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie jestem już duchem.
W kwestii nadawania „łatek”, to miałem na myśli naszą rodzinę i inne pogotowia rodzinne. W przypadku rodzin, w których dziecko przebywa na stałe (czy to rodzina biologiczna, adopcyjna, czy zastępcza), takie orzeczenie może mieć ogromne znaczenie. Jest podstawą do wypłaty zasiłku, finansowania terapii, rehabilitacji. Nie jest też czymś co stygmatyzuje dziecko, ponieważ nikomu nie trzeba się tym chwalić i najczęściej jest wystawiane na czas określony – dwa, trzy lata. Jednak gdy dziecko ma zostać zgłoszone do adopcji, to już może mieć ogromne znaczenie. Znam przypadki, gdy niepełnosprawność była „wyrabiana” na drobiazgi np. astmę. Potencjalny rodzic adopcyjny zacznie się zastanawiać: „Astma? Pewnie jest jeszcze jakieś drugie dno.”
To mnie Pikusincognito.blogspot.com zmartwień pierwszym zdaniem... zrobiło mi się zwyczajnie smutno... No bo w takim razie to jest miejsce ten blog, gdzie każda wypowiedź ma być poparta argumentami? Nie ma miejsca na wypowiedzi typu uważam bo takie jest moje zdanie? Nie dajmy się zwariować...
UsuńCo do Twojego wpisu. Kapsułki akurat nic nie da, że nie miałby orzeczenia. To nie tak. Jeśli jest na astmę to tylko na astmę. Tam są konkretne symbole rodzajów niepełnosprawności, niesprawności konkretnych układów w organizmie.
. Inna sprawa-to jest pułapka... to może warto spróbować do normalnej szkoły... to jest pułapka... bo za rok czy 2 chociaż będzie Kapsel szedł swoją własną drogą edukacyjna będzie miał IPET czyli indywidualny program edukacyjno terapeutyczny w szkole masowej... to w pierwszej klasie jak s może da radę z obniżona podstawa programowa. Ale jak On dogadamy się z dziećmi którez czasem rozwiną myślenie coraz bardziej z każdym rokiem od konkretne obrazowo aż do abstrakcyjnego. Nie dogadamy się. Będzie Ich posmiewiskuem. I nie będzie wiedział dlaczego. Nawet jeśli trafi na klasę która będzie uczyła akceptacji takich dzieciaków... to myślicie że Oni będą chcieli bawić się z dzieckiem, które nie będzie w stanie za bardzo wymyślić jakiejś fajnej zabawy dla Nich... A które wymyśli świetna... ale dla młodszych dzieci...z młodszymi zaś nie może ciągle być... bo ma ciągnąć w górę. Poza tym ten rozwój jest nie harmonijny. Szkoła specjalna wyłania... ze to jest w granicach normy a tamto do pracy bo poziom 2 latka... A siamto poziom 4 latka. Dzieci się diagnozę 2 razy do roku. Niby w masowej też... Ale nikt nigdy nie diagnozę nigdzie tego... Czy Kapsel będzie miał kogo zaprosić na urodziny? Czy będzie miał przyjaciela? I czy będzie mógł pochwalić się że w klasie np. 5 jest najlepszy z czytania?... W szkole integracyjnej... Będzie miała miejsce integracja tzw. Formalna... Czyli dorośli uczą dzieci ze trzeba być miłym i uczonym dla tych 5 niepełnosprawnych z klasy. Formalnie jest IPET pedagog wspomagający indywidualny plan nauczania... Ale jeszcze jest coś takiego jak integracja nieformalne. I tej zabraknie. Czyli to jak te dzieci się lubią naprawdę, z kim spedzaja czas itd. I wierzcie mi, że to Kapsel raczej nie będzie tym wybraniem ich na kompana. Za rok przeżyje cię porażkę. Kapsel ja przeżyje... W imię ambicji nas... by był pełnosprawny. Wg. Mnie szkoły integracyjne bo nawet nie zwykle są dla dzieci w normie intelektualnej ale nie sprawnych ruchowo, przewlekłe chorych na poważne np. Wady serca etc, osób z silna astma właśnie. I innych. Nie będę wymieniają. Jednak dzieci... w normie rozwojowej... bo z takimi dzieci pełnoprawnym chcą się bawić... chociaż i to bywa trudne. Kapsel potrzebuje przyjaciół, radości, osiągania sukcesów, wsparcia i rehabilitacji. Nie wiem jaka jest ta szkoła. Jednak przeciętna specjalna spełni to wymaganie. Nikola
Zaraz się zalamie z telefonem. Ciągle mi podstawie jakieś słowa. Gdy zaś chciałam edytować tekst to publikacji i popoprawiac... to się opublikował. Jestem antytalentu techniczny. Ukradli mi telefon na dniach. I mam nowy. Nikola
UsuńI jeszcze jedno. Nie zastanawiacie się już dłużej, czy jakby od razu w wieku np. 2 lat był zabrany z domu, toby funkcjonował tak czy siak. Nikt tego nie wie coby było gdyby... A Wy Tylko zaczynacie wtedy obwinia los, mamę biologiczna, może siebie. Czy czynniki środowiskowe czy też Kapsel urodził się dzieckiem niesprawni intelektualnie... tego nie dojdzie ie już teraz. Teraz ważne jest by trafił do właściwej szkoły. W szkole specjalnej można spotkać pewna grupę dzieci z lekka niepełnosprawnością intelektualną nanytą środowiskowo. To są te dzieci i młodzież... które powinny być już dawno zabrane z domów biologicznych... A nie zostały. I np. Szkoła masowa się Ich jakby pozbywa. Trzeba czuwać, a będzie dobrze. PS. Ja zupełnie nie rozumiem czemu nie dps lub szkoła z internetem a zwykły dom dziecka, gdzie zmiazdza Kapsla? Jeśli już placówka w ogóle. Ja tam jestem za domem dla Niego. Czy to regulują jakieś przepisy, że nie SOS a Dom Dziecka. Ech... kolejne dziecko w placówce. Najlepsza. Ale placówka. I teraz pomyślcie chwilę jeszcze... Masowa szkoła. Brak sukcesów. Mama od czasu do czasu bez właściwych wzorców wychowawczych. Brak przyjaciół... I najsłabszy pozycja w Domu Dziecka. PS. Wielu rodziców w klasie 4 przenosi dzieci do szkół specjalnych. Opłacają to podwójnie... Płaczą bo dochodzi do nich, że mają niesprawnegi umysłowo dziecko, płaczą bo to dla nich osobista porażka wielu lat pracy i terapii, odrabiania prac domowych itd. Lepiej płakać raz. Tak. Mam niesprawnegi umysłowo dziecko. Robię dużo. Jednak od tej całej terapii są specjaliści. A Oni będą w szkole specjalnej. PS. Zróbcie Mu tomografia mózgu. Potem wizyta u neurologa. Może te napady agresji wynikają z uszkodzeń których struktur organicznych mózgu? To ważne. Inaczej pracuje się z dzieckiem, które radzi sobie z frustracja jak 2 o atak.. A inaczej z takim, którego uszkodzenia mózgu wywołują agresję...
UsuńPozdrawiam. Życzę Wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku. Dzieciom zaś Domu. Nikola
Właśnie takie argumenty braliśmy pod uwagę decydując się na szkołę specjalną. Z naszej strony decyzja już podjęta teraz ostatnie zdanie należy do PPP. Jeśli chodzi o placówkę to na razie tylko luźne myśli, bo nadal mamy nadzieję na rodzinę.
UsuńP.s. Każdy może wyrazić swoją opinię nawet jeśli napisze, że tak uważa i nie wie dlaczego, że tak po prostu czuje, ale przyznasz chyba, że jeżeli masz jakieś wątpliwości lub świeżo podjętą decyzję, to argumenty które do Ciebie przemawiają są bardziej pożądane. Sądzę, że to właśnie miał na myśli Pikuś dziękując Ci za argumenty, które wzmacniają naszą decyzję. Pozdrawiam noworocznie.
Popsuł spokojnie napisze prawdę. Mogą być jedynie zdziwieni, że nie należące bardzo na szkołę integracyjną. Zapytaj ie jeszcze, czy zamiast Domu Dziecka nie może to być Internat w SOS czyli specjalny ośrodek szkolne wychowawczy. Taka szkoła z internetem dla niepełnosprawnych. To podlega pod system edukacji nie system pomocy społecznej. I jak to pisze, to mam łzy w oczach... ze kolejne dziecko do placówki....Nikola
UsuńMiało być ppp, poradnia psych-pedag
UsuńMają. Tak. Nie zrozumieliśmy się chyba. Zatem, jasne rozumiem teraz. Decyzja trudna, bo Kapsel jest teraz Wasz i Go kochacie. Niech się chłopiec rozwija, mieszkacie w rejonie Polsku, który pedagogice specjalną ma na bardzo wysokim poziomie w praktyce. Także spokojnie. Głowa do góry. Szkoły specjalne są dla dzieci.Moze rodzina się znajdzie. Nikola
UsuńPrzepraszam za błędy. Pisze z telefonu. I to nowego. A zawsze na telefonie robię błędy. Nikola
OdpowiedzUsuńOkropnie cośi tu wstawia telefon słowa do mojej i tak braku zdolności technicznych i antytalentu w tym zakresie. Przepraszam. Nikola
OdpowiedzUsuńNic mądrego nie napiszę... Strasznie smutna historia. Mam nadzieję, że mimo wszystko Kapsel znajdzie swoją rodzinę, bo bycie niczyim jest straszne. Zgadzam się z Nikolą - szkoła specjalna nie jest złem, jest fajnym miejscem dla dzieci z niepełnosprawnością intelektualną, mają swoich kompanów, mogą błysnąć, poczuć się normalnie. Tego nie osiągną nawet z asystentem u boku w szkole masowej.
OdpowiedzUsuńTak się też zastanawiałam, na ile ja byłabym gotowa do adopcji dziecka z taką niepełnosprawnością.. Niby nie potężną, a jednak.. Mnie osobiście nawet nie przeraża to, że pewnego pułapu to dziecko nie osiągnie, można się pewnie z tym pogodzić i cieszyć z małych sukcesów. Gorszy jest brak wsparcia i zwykłe problemy praktyczne. Mieszkając na wsi do najbliższej specjalnej placówki mamy 40 minut. I blisko, i daleko patrząc na to, ile dziecko spędzi w drodze codziennie. Poza tym wiadomo rodzice adopcyjni traktowani są jak wszyscy inni, nikt im nie ułatwi dostępu do terapii, lekarzy. Nie załapie się na jakiś projekt - pozostaje czekanie na miejsce lub płacenie z własnej kieszeni.
Kacper akurat fizycznie jest ok. Wiele dzieci nie jest i okazuje się, że potrzeby są ogromne - nagle potrzeba worka pieniędzy, zbiórki itd. Bo normalnie zarabiający człowiek, średni, nie jest w stanie temu sprostać. I to jest najważniejsza przeszkoda w tym, że ludzie boją się tego typu adopcji.Miłość i chęci nie zawsze wystarczają.
Z drugiej strony napisałeś o przewadze rz nad ra w kwestii poznania dziecka.Myślę, że masz rację. Wiem, że oglądanie dzieci, poznawanie ich, po części wybieranie byłoby okrutne poniekąd. Z drugiej strony wiem, że ja, pracująca niegdyś z dziećmi niepełnosprawnymi, po prostu czasem czułam chemię między mną a jakimś pojedynczym dzieciakiem. Coś było w tym dziecku takiego, że dałabym się pokroić i gdyby była taka potrzeba, pewnie nie wahałabym się zabrać go do domu. Tyle, ze ja mam pojęcie z czym się niepełnosprawność często wiąże.
Pewnych rzeczy się nie przeskoczy, nigdy, choćby się człowiek szarpał i miotał. Szkoda Kapsla. Strasznie.
Szczęśliwego Nowego Roku dla całej Waszej gromadki.
G.
Prawdę mówiąc, w przypadku Kapsla nie rozważałem możliwości umieszczenia go w Domu Pomocy Społecznej. Wydawał mi się zawsze zbyt mądry jak na tę placówkę. Ale być może Nikola ma rację. Jeżeli nie wróci do mamy i nie znajdzie się rodzina adopcyjna bądź zastępcza, to może jest to dużo lepsza alternatywa, niż Dom Dziecka.
OdpowiedzUsuńPrzypomniała mi się rodzina, która zabrała z takiej placówki chłopca z zespołem Aspergera. Wydawało się, że on również marnuje się w DPS-ie. Najprawdopodobniej niedługo wróci z powrotem tam skąd przyszedł. Na jednej szali jest dobro i spokój trójki osób, na drugiej hipotetyczne dobro jednego chłopca, któremu w zasadzie wszystko jedno gdzie mieszka (zwłaszcza, że jest już dorosły).
Zgadzam się z twierdzeniem, że dla każdego dziecka, rodzina jest najważniejsza. Co jednak w przypadku, gdy koszty przewyższają zyski?
W tym momencie zaczynam się zastanawiać jak ogromna odpowiedzialność spoczywa na osobach (głównie psychologach), które przygotowują rodziny do bycia rodzicami zastępczymi lub adopcyjnymi. Wydawać by się mogło, że ukończenie szkolenia i uzyskanie kwalifikacji jest zwykłą formalnością. W praktyce tak jednak nie jest. Być może my dostaliśmy kwalifikację do bycia pogotowiem rodzinnym, ale już gdybyśmy chcieli zostać rodzicami zastępczymi tak zwanymi długoterminowymi, to wcale by nam tak łatwo nie poszło.
Kapsel jest dzieckiem, któremu chcieliśmy pomóc nadgonić zaniedbania z wczesnego dzieciństwa i przekazać do rodziny. Jest inaczej niż zakładaliśmy i być może to jest przyczyną naszej frustracji. Ja przynajmniej nie byłbym gotowy zostać dla chłopca rodzicem do końca życia (myślę, że Majka też). Nikola napisała, że na pewno go kochamy.
Wydaje mi się, że od pewnego wieku dziecka (które przychodzi do rodziny), zaczynają przeważać inne emocje. Może jest to ta chemia, o której wspomniała G. Być może czasami jest to miłość. Tyle tylko, że miłość jest zazdrosna, a dzieci kilkuletnie już pamiętają swoich rodziców, często ich wspominają, tęsknią. Nie każdy potrafi pokochać dziecko, które ma inne ideały (zwłaszcza takie, które zupełnie na takie miano nie zasługują). Można zostać przyjacielem, kimś kto pomaga, wspiera. Można czerpać z tego radość, ale wydaje mi się, że na miłość czasami jest już za późno.
Dlatego w sytuacji, gdyby pojawili się rodzice chcący zaopiekować się Kapslem, będziemy bardzo szczerzy. Być może bezpieczniejsze i przyjemniejsze będzie mieszkanie w DPS-ie, niż w nieszczęśliwej rodzinie.
"Tyle tylko, że miłość jest zazdrosna, a dzieci kilkuletnie już pamiętają swoich rodziców, często ich wspominają, tęsknią. Nie każdy potrafi pokochać dziecko, które ma inne ideały (zwłaszcza takie, które zupełnie na takie miano nie zasługują). Można zostać przyjacielem, kimś kto pomaga, wspiera. Można czerpać z tego radość, ale wydaje mi się, że na miłość czasami jest już za późno."
UsuńA czy miłość nie tworzy się na bazie ciągłych kontaktów, radości z przebywania? Ja jestem ma dziecka, które trafiło do nas jako kilkulatek, ze wspomnieniami o matce biologicznej - i prawdziwymi i stworzonymi, upiększonymi. I nawet na początku nie było "chemii", była chęć bycia z dzieckiem, tworzenia rodziny. Teraz jesteśmy taką rodziną, kochającą się, z więziami. I choć początkowo było trudne, bo ta matka biol. była obecna, była piękna, fajna, a jakże - to jednak wzięliśmy to na klatę, po prostu będąc z dzieckiem. Zazdrość kuła, ale cóż, udawaliśmy , że to nie boli. Rodzice mogą być brzydcy - mają być i się opiekować swoim dzieckiem. Z czasem dziecko ( przynajmniej w naszym przypadku) przyjmuje miłość i ją odwzajemnia. I może nawet bardziej pełnie – bo świadomie, bo w poczuciu z czasem budowanego bezpieczeństwa? Bo zaczyna widzieć co jest istotne i nie oszukujmy się – w większości przypadków, w głębi duszy te starsze dzieciaki wiedzą, że mb nawaliła na całej linii, a ich idealizowanie służy tylko samoobronie. Nie fajnie jest być urodzonym przez osobę, która nie była dobra. Może dzieci idealizując mb chcą też się nam pokazać lepszymi? W końcu pochodzą od takich matek właśnie.U nas złe wspomnienia o matce biol wychodziły na jaw dopiero z czasem.Takie miałam refleksje.
Błagam Pikuś, nie pisz, że się nie da kochać, bo mnie jakoś to uderza.
Da się, naprawdę. Nigdy nie jest za późno. Może faktycznie nie każdy się odważy dać szansę.
To nie na temat, wiem : ) Po prostu jednak musiałam się odnieść : )
Pewnie zresztą i tak źle zrozumiałam to, co chciałeś powiedzieć...:)
Być może trochę za bardzo idealizuję pojęcie miłości. W przypadku Kapsla, wydaje mi się, że mamy silne więzi, ale nie mogę powiedzieć, że go kocham. I myślę, że nawet jak on mówi do mnie „wujek kocham cię”, a ja mu odpowiadam „ja ciebie też”, to z obu stron należałoby to zastąpić zdaniem „lubię cię”. Dlatego ja nigdy jeszcze do niego nie powiedziałem, że go kocham, natomiast wielokrotnie mówię „lubię cię”, „fajny jesteś chłopak”. Natomiast w przypadku dwuletniego Marudy, w zasadzie nie trzeba używać słów.
UsuńCzęsto się zastanawiam nad pewnego rodzaju fenomenem, polegającym na tym, że rodziny adopcyjne rzadko decydują się na dzieci starsze, natomiast zastępcze wielokrotnie wolą starszaka. Myślę sobie „jakie są oczekiwania jednych i drugich?”. Jak do tego odnieść pojęcie miłości?
Wydaje mi się też, że duże znaczenie ma to, czy dziecko ma kontakt z rodzicami biologicznymi. Niby przyzwyczajam się do koncepcji, w myśl której z punktu widzenia dziecka i jego korzeni, byłoby to działanie pozytywne (również w przypadku adopcji), ale chyba jeszcze długo się będę przyzwyczajał.
Może podam głupi przykład. Nie przeszkadza mi kochać Majkę, choć wiem, że kiedyś miała inną miłość swojego życia. Jednak czy to uczucie byłoby równie silne, gdyby nadal istniał jakiś facet, z którym musiałbym rywalizować?
Pewnie jeszcze bardziej zagmatwałem niż ostatnio. Gdybym miał krótko podsumować, to uważam, że oczywiście da się kochać, ale nie każdego i przez każdego. W moim przypadku, im młodsze dziecko, tym łatwiej. Oczywiście mam na myśli wiek, w którym dziecko przychodzi do rodziny. Właśnie stanął mi przed oczami wzrok dwudziestoletniego Kubusia, który zadaje pytanie „to już mnie nie kochasz?”.
Wiesz, mogłoby się zdarzyć, że ten Były mieszkałby w okolicy, był mężem kogoś z rodziny i sto innych przypadków. „Trudne sprawy” na tvn nie są wyssane z palca ; ) Myślę, że przyszedłby taki czas, że kontaktów nie postrzegałbyś w kategorii rywalizacji. Ot, byłby ktoś, może czasem ściśnie w sercu, ale ten człowiek byłby po prostu kimś z przeszłości. To nie z nim Twoja żona miałaby dzieci i zjadła beczkę soli.
UsuńTak też jest adopcją i rodziną biologiczną. Człowiek uczy się z tym żyć, akceptuje, że dzieci nie są bez doświadczeń, nie powstały z próżni, by do nas trafić.
Na pewno łatwiej kochać dziecko malutkie, nie ma walk, nie ma porównywań. Po prostu szybciej się odbywa, mniej jest lęku.
Nie trzeba się mierzyć z demonami przeszłości, dziecko nie jest jeszcze tak ukształtowane. Dla niektórych kobiet ważny jest jeszcze ten wczesny czas macierzyństwa, z dzidzią. Dzidzia zresztą aż się prosi o miłość, przytulenie – kontakt fizyczny jest bardzo ważny i poczucie, że to całkowicie zależna od nas istotka.
RA na kursach są mocno straszone, a więc często na starsze dzieci po prostu się zamykają, bo jednak włączają się czarne scenariusze.
Myślę , że rodziny zastępcze nie oczekują miłości od dzieci, nie chcą też się zakochiwać – ich rolą jest opieka i dawanie poczucia bezpieczeństwa. Rz, szczególnie takie jak Wy, mają poczucie tymczasowości, przynajmniej tak mi się wydaje. A że czasem jest wspomniana chemia, to i jest miłość, którą sobie uświadamiacie, taka trochę z zaskoczenia.
Tak więc RZ i RA siłą rzeczy mają inne oczekiwania. RA jest bardziej otwarta na miłość, pragnie właśnie bliskości i miłości, bo o to chodzi w rodzinie.RZ nie może się za mocno przywiązać, bo pewnie cierpiałaby notorycznie. Tak mi się wydaje.
Myślę, że każde dziecko można pokochać ale przy maluchach dzieje się to jakoś tak automatycznie i nie zamierzenie(jak mówi Pikuś ja tak mam od pierwszego wejrzenia choć myślę że czasem tak od trzeciego)a w przypadku dzieci starszych to jest bardziej powolne, często mozolne budowanie relacji,więzi i w końcu miłości. A może tylko my tak mamy i dlatego odnajdujemy się w roli pogotowia? W przypadku maluchów te 10-12 miesięcy, które średnio spędzają u nas pozwala na nawiązanie więzi i miłość w 100%, ale w przypadku dużych to nadal zwykle mało na miłość.
UsuńA może się mylę? może to jest też miłość? inna? mniej fizyczna? bez tego wtulania się w siebie, bez zapachu niemowlęcia, ale jednak miłość?
bo niby czemu pobeczałam się ostatnio na Jasełkach u Kapsla w przedszkolu?
Bo chociaż całe przedstawienie chodził po scenie zagadując kolegów i widzów to gdy przyszła jego kolej wyrecytował czterowersowy wiersz (w zeszłym roku kwestia "i warzywa i owoce"go przerosła) Byłam dumna i wzruszona.To może to jednak miłość? przecież miłość niejedno ma imię.
ja zaś myślę, ze miłość ma tyle oblicz, że potrafi to zwieść na manowce. Mnie np. wkurza jedno z naszych zastępczych dzieci i momentami go nie lubię, ale jakbym miała określić, co wobec tego czuję, to powiedziałabym, że go kocham. Nie umiem tego wyjaśnić, ale tak jest.
UsuńCo do dzieci młodszych to myślę, że częsciowo mozna to wyjaśniac hormonami. Bardzo trudno jest się 'opiekować i nie oczekiwać czegokolwiek poza tymczasowością" od niemowlęcia. Samo to, ze będzie się miało z nim/nią fizyczny kontakt, będzie się wąchało malucha, przytulało, całowało etc. załatwia w dużej mierze sprawę - oksytocyna da znać. Mnie to walnęło przy naszym młodszym dziecku i to walnęło naprawdę młotkiem.
Z dziecmi starszymi jest inaczej. Czasem myślę, że warto w ich przypadku bardzo mocno namawiać przyszłych RA do kontaktu fizycznego, nigdy za dużo zachęt, ale też konkretnych podpowiedzi: wspólne spanie, wspólna kąpiel (jesli dziecko starsze niech będzie w kąpielówkach, ale najważniejsze, aby był w ogóle kontakt skóra do skóry). Rany, nawet jak to piszę to mam lęk, ze ktoś mnie oskarży o promowanie pedofilii ;) Ale to też pokazuje, że z fizycznością może być jakiś problem i że własnie dlatego tak bardzo warto ten problem przełamywać. W interesie nawiązywania więzi.
Bardzo mnie smucą rodzice (czy to bio czy ado), którzy obstają przy oddzielnych sypialniach. U bio to się i tak wyrówna, bo są ze sobą od początku. Ale dla ado właśnie wspólne łóżko powinno być bardzo ważne, przynajmniej w pierwszym okresie. Chustowanie. Branie na ręce.
No ale ja mam ochotę odgryźć grdykę każdej osobie, która mi mówi o regulowaniu rytmu dnia noworodka i 'przyzwyczajaniu do własnego łóżeczka' - sorry, ale nie. Na to przyjdzie czas później, póki ssak jest mały żadna samica i samiec nie powinni go wyrzucać z legowiska (powyższe nie do końca odnosi sie do RZ z tych samych powodów, dla których odnosi się własnie do RA)
"Myślę , że rodziny zastępcze nie oczekują miłości od dzieci, nie chcą też się zakochiwać – ich rolą jest opieka i dawanie poczucia bezpieczeństwa."
UsuńKilka lat temu, na szkoleniu, zadaliśmy pytanie, jak daleko możemy posunąć się w okazywaniu miłości. Otrzymaliśmy odpowiedź, że maksymalnie. Przebywające u nas dzieci, najczęściej są w wieku, w którym najwięcej się uczą. Jeżeli my nie nauczymy ich kochać, to w starszym wieku może być im dużo trudniej się tego nauczyć. My musieliśmy nauczyć się odkochiwać. Da się.
A co do żartu z pedofilią (z powyższego komentarza), to Majka na ostatnim spotkaniu w PCPRze pokazała wszystkim zdjęcie "w kąpieli", na którym jestem ja (w majtkach) i czwórka gołych 2-4 latków. Nie byłem tym zachwycony, ale tylko dlatego, że nie wyszedłem zbyt dobrze na zdjęciu. Nikt nie był zbulwersowany. Dla nas (a tym bardziej dla dzieci) jest to zupełnie normalne, podobnie jak to, że zdarza nam się budzić w łóżku w towarzystwie jakiegoś malucha.
Nie miałam o tym pojęcia, że rz umieją się odkochać. Bardziej patrzyłam na to jako na formę dystansu między rz a dzieckiem. Dzięki , że to wyjaśniłeś :)
UsuńDotyk jest bardzo ważny, o tym trąbią na kursach, myślę, że ra o tym wiedzą. A co się robi to już inna kwestia.
Kiedyś czytałam ( oczywiście badań nie podam ani nic takiego, bo mi wpadło i wypadło) , że dla rozwoju chłopca niedobre jest spanie z matką od bodajże 6 roku życia, chodziło tu o rozwój seksualny. O mimowolne, rozwojowe erekcje, które podświadomie z matką kojarzyć się będą. I zastanawiałam się jak to się ma do adopcji starszego dziecka, powiedzmy 6-7 letniego chłopca. Tu chyba spanie wspólne w grę wchodzić nie powinno? Takie pytanie oczywiście poza tematem głównym:)
nie mam pojęcia, mój ośmiolatek notorycznie włazi do łóżka Starego albo mojego, a największą nagrodą jest pozwolenie na spanie we trójkę: on, któreś z nas plus nasza najmłodsza zastępcza. Wiążę to z wiekiem, kiedy mój najstarszy syn był w tym wieku miał świra na punkcie 'bobasów'. Młodszy ma podobnie, tyle że jego świr jest maksymalny: za małą dałby się pokroić.
UsuńNiestety lub stety to mija z wiekiem, obecnie dla najstarszego bobasy są obrzydliwe ;)
Dla mnie żadna placówka nie zastąpi normalnej rodziny. W każdej najlepsze typu Internat w SOS do czy domu dziecka na 1 opiekunkę przypada kilkanscioro dzieci. Problem jest gdzie indziej że za mało jest mieszkań chronionych dla osób dorosłych właśnie z lekką niesprawnością intelektualną. Ale są. I będą coraz więcej bo takie są tendencje. Poza tym są ośrodki dzienne dla osób dorosłych które są nadal w rodzinie. Jest tego mało i to jest problemem. Wcale życie dps nie będzie szczęśliwy że. A czemu zakładam że rodzica z niesprawni dzieckiem ma być nieszczęśliwa. Miłość. Zależna od wieku???? Nie. Nie. Nie. Dlaczego dzieci zdrowych nie skazuje y id razu na dom dziecka. Bo jest założenie że w rodzinie zastępczej będzie im lepiej. A wobec niepełnosprawnych przyjemny logikę że najlepiej im będzie w placówce. Nie zgadzam się z tym zupełnie. Ja pisałam tylko nt. gradacji placówek odpowiednich dla Kapsla wg. mnie. Rodzina nad placówkę. Dla każdego dziecka. A jeśli już placówka. To nie dom dziecka a SOS z internetem lub dps dom dziecka na końcu. Dlaczego niby dzieci pełnoprawnym maja trafiać do rodzin a te drugie nie bo wmawia y sobie jak to super w placówce mieć będą.Nie będą mieć Zwłaszcza jak będzie je wychowywała 1 osoba na 15... Jeśli idzie o to, że nie każdy lubi być w cieniu rodziców biologicznych... stąd nie każdy chce być rodzicem zastępczym długoterminowy. Ja zdecydowałam się tylko być taka ród, ina dla dziecka którego rodzice mają odebrane prawa. Nie uniosła my tego. I szczerze o tym mowie
OdpowiedzUsuńMy nie uważamy że placówka będzie dla niego najlepsza. Marzyliśmy o rodzinie adopcyjnej dla niego, może nawet zagranicznej ewentualnie zastępczej, ale jakoś chętnych nie widać za to mama podejmuje jakieś kroki. Pogotowia nie mogą snuć dalekosiężnych planów. Sytuacja może się zmieniać dynamicznie. Na ten moment myślimy co dalej w sprawie szkoły. Byliśmy gotowi na szkołę specjalną a dziś pojawiła się sugestia by jeszcze raz go odroczyć i zostawić w przedszkolu. Jeszcze nie wiem co o tym myśleć?
UsuńA jego przyszłość? to zbyt odległe i nie wszystko zależy od nas. My to jego rodzina TYMCZASOWA i choć nie wiem czy to miłość to wiem na pewno że jego los nie jest nam obojętny.
... podpisano Nikola
OdpowiedzUsuń... miało być... nie uniosła my być rodzina dla dziecka którego rodzice mają nawet częściowe prawa rodzicielskie, by być w cieniu ich.Nikola
OdpowiedzUsuńniewesołe informacje :(
OdpowiedzUsuńSzkoda, że adopcja zagraniczna upadła. Mam wrażenie, że ta opcja bylaby o tyle najlepsza, że w wielu krajach cały system opieki nad osobami z niepełnosprawnością funkcjonuje lepiej niż u nas. Tu chyba nie do końca chodzi o gotowość rodziców adopcyjnych jako takich, bo wierzę, ze ludzie są tak różni, że w każdym kraju mogliby się znaleźć rodzice dla Kapsla. Ale jak napisano wyzej, w Polsce niepełnosprawność dziecka (konkretnie: intelektualna) oznacza prawie zawsze degradację finansową i społeczną rodziny, im mniejsze miasto tym szybciej to idzie. Z całym należnym szacunkiem dla fundacji, stowarzyszeń i tysięcy ludzi próbujących to zmieniać.
Myślę, że również dlatego (choć są też inne powody) polscy kandydaci na RA tak bardzo się boją niepełnosprawności. Z przyczyn najściślej pragmatycznych. Samo to, że nie ma się żadnego pierwszeństwa w kolejce do specjalistów, nie ma wsparcia dla rodziców... naprawdę zostaje się zupełnie samemu.
Nie wiem, czy tutaj o tym pisałam, czy w jakiejś dyskusji na Bocianie, ale własnie to bylo powodem, dla którego moja znajoma, samotna matka dziewczynki z ciężką niepełnosprawnością, podjęła heroiczną decyzję o emigracji do Szwecji. Jest tam już bodajże czwarty rok, osadziły się obie, ale pamiętam jej wpis na FB ze zdjęciem podnośnika do wanny. Opatrzony komentarzem, ze wystarczył telefon do pracownicy społecznej z informacją, ze taki podnośnik jest potrzebny. Następnego dnia go zainstalowano. W Polsce na podnośnik czekała tak długo, ze się go nie doczekała.
Dla ludzi z pełnosprawnymi dziećmi są to problemy, o które nigdy się nie otrą. Dla niej jest to codzienność. I dlatego wybrała Szwecję, gdzie może normalnie żyć, a niepełnosprawność jej córki nie wyklucza ich obu ze społecznego życia. Ba, ma nawet prawo do opieki nad córką raz na jakis czas, kiedy potrzebuje zrobić coś dla siebie, np. wyjść do kina. W Polsce marzenie ściętej głowy.
Najważniejsze dla niej jednak było to, że jej córka po osiągnięciu dorosłości lub gdyby mojej koleżance coś się stało, będzie mieszkać w mieszkaniu chronionym i uczestniczyć w życiu jako członek społeczeństwa, a nie niechciany element umieszczany w placówce całodziennej.
To są kwestie, o które w pewnym stopniu muszą się otrzeć wszystkie osoby rozważające hipotetycznie opiekę nad Kapslem w trybie rodzinnym, optymalnie adopcyjnym. I smutno to pisac, ale nie dziwię się, dlaczego wynik tych rozważań jest niekorzystny dla Kapsla :(
Zgadzam się z Tobą blog zupełnie. W mieście gdzie obecnie mieszkam pewne stowarzyszenie prowadzi dla dzieci z niepełnosprawnością sprzezona i lekką też czasowa opiekę wytchnienia. Nie będę pisała tu szczegółów, lecz jest to to o czym pisze blog, że jak rodzic potrzebuje coś załatwić, wyjechać itp to dziecko może mam być 2 tygodnie tam czy jakoś tak. Potem znów 2.jakos to tam idzie. Nie ważne. Coś pokrycia pewnie. Tyle.. ze to na całe województwo jest jedyne miejsce jedyne stowarzyszenie, które coś takiego ma. My chcąc przyjąć do domu Królewne też cieszyłam się, że owe stowarzyszenie jest prężnie i zabezpiecza od maleńkich do dorosłości rodziny z takimi dziećmi. A ośrodek edukacyjny tego stowarzyszenia znajduje sie na naszym osiedlu. I naprawdę mam świadomość jak pomóc taka jest ważna dla rodzin. I bardzo nam spadł kamień z serca jak miałam okazję na pewnym szkoleniu poznać ten kompleks szkolny i cała strukturę pracy i opieki jaka oferuje ta placówka. Nie wszędzie tak jest. Ale są standardy które są wszędzie. Nie zawsze nic nie ma. Jednak mieszkań chronionych jest zbyt mało. Choć liczba ich powiększa się... tylko zbyt to ślimacze tempo. Szkoda mi Kapsla. Pomyślcie o SOSW i internetem w nim. To specjalny ośrodek szkolne wychowawczy. Fatalnie w każdej placówce, ja się bardzo boję, że starsi uczniowie będą uczyć Kapsla pić, przeklinać itd... tyle że w domu dziecka jeszcze będzie posmiewiskiem. A tu nie. No i Dps. Dps wcale nie są dla naj ie ej chorych dzieci. Ja w ogóle na samą myśl, że Kacper ma być w placówce... boję się o niego. Eh... Nikola
OdpowiedzUsuńSOSW z internatem może być dobrym pomysłem na przyszłość, gdyby Kapsel wrócił do mamy. W tej chwili nie chcemy mu fundować kolejnej zmiany otoczenia. Znaleźliśmy szkołę specjalną, która ma bardzo dobrą opinię, a chłopiec popołudnia i weekendy będzie spędzał z nami.
OdpowiedzUsuńProblem polega na tym, że w pewnym momencie może zacząć brakować wolnych miejsc w pogotowiach z naszego powiatu. W takiej sytuacji PCPR będzie poszukiwał jakiegoś rozwiązania (ponieważ pogotowia mają tylko zabezpieczyć dziecko w krótkim okresie). Jeżeli sytuacja prawna (w sensie wniosku mamy o przywrócenie praw rodzicielskich) nadal będzie nierozwiązana i nie będzie chętnej rodziny zastępczej (o adopcyjnej już przestaliśmy marzyć), to zostanie tylko Dom Dziecka, albo DPS. SOSW jest zwykłą szkołą, a dziecko musi mieć jakieś stałe miejsce pobytu. I tak uważam, że nasz PCPR zachowuje się bardzo przyzwoicie. Nie nalega ... a przecież, gdyby Kapsel został umieszczony w DPS-ie, to finansowanie związane z jego utrzymaniem przejmuje ktoś inny (nasza gmina).
Natomiast co do nieszczęśliwych rodzin zastępczych, to mogę powiedzieć, że jest ich całkiem sporo. Wielu takich rodziców pojawia się na grupach wsparcia organizowanych przez PCPR. Chciałbym powiedzieć, że te rodziny, które się tam nie pojawiają, są szczęśliwe ... ale mam dużo wątpliwości.
Czasami rodziny decydując się na opiekę zastępczą, mają wszystko co mieć powinni... brakuje im tylko asertywności i dzieciaki zaczynają im "wchodzić na głowę". Bywa, że uważają, że podołają, że to będzie ich radością. Niestety życie często to weryfikuje.
I nie piszę tego w odniesieniu do dzieci upośledzonych. Zresztą gdy pisałem o miłości do dzieci starszych, też miałem na myśli wszystkie dzieci, które mając już kilka lat, muszą "wsiąknąć" w rodzinę zastępczą. Wielokrotnie one wcale nie chcą kochać i dać się pokochać.
Nie. One chcą kochać i dać się pokonać... tylko wielokrotnie są tak skrzywdzone, że już nie ufają albo nie potrafią dać się pokochać. A nie, że nie chcą. Jeśli chodzi o SOS ja wiem, że to tylko Internat szkolny, a wakacje ferie itd weekendy gdzieś dziecko musi spędzać... ale może to w połączeniu z dps em, to jakieś rozwiązanie... albo to i powrót do mamy.. Ehh. Co do szkół spevjalnych to w Waszym rejonie wszystkie są super, Nikola
Usuń"Nie. One chcą kochać i dać się pokonać... tylko wielokrotnie są tak skrzywdzone, że już nie ufają albo nie potrafią dać się pokochać. A nie, że nie chcą."
UsuńTak, naturą człowieka jest potrzeba kochania i bycia kochanym. Jak jednak przedrzeć się przez gruby pancerz nieufności? Jak pokochać kogoś, kto niby tego chce, ale robi wszystko, aby tą miłość odrzucić?
A z drugiej strony, jak łatwo zaakceptować takie negatywne zachowania u własnych dzieci (biologicznych).
Trudne to wszystko.
Nie wiem jak się przedrzeć. Zwłaszcza u nastolatków. Pikuś, pisałam to w odniesieniu do Twoich słów z wcześniejszej wypowiedzi, że One nie chcą kochać i dać pokochać. Bo moim zdaniem chcą. Tak jak pisałam wyżej. A mur gruby.Nikola
UsuńRozwinęła się dyskusja na temat miłości do dzieci (i odwrotnie), którą chyba wywołałem mimochodem. Ale czasami tak jest na różnych forach, czy blogach.
OdpowiedzUsuńByć może ten temat jeszcze się rozwinie, ponieważ przyszło mi na myśl, aby napisać w najbliższym czasie o tak zwanych „zwrotkach”. Jest to określenie dzieci, które zamieszkały już z rodziną (adopcyjną lub zastępczą), po czym wróciły z powrotem do „systemu”.
W naszej nieco ponad czteroletniej historii bycia rodziną zastępczą, spotkałem się z taką sytuacją już dwa razy (w naszym powiecie). Jedną z nich, jest przypadek Kapsla. Pewnie już nigdy się nie dowiemy, jakie były prawdziwe motywy podjęcia decyzji o samorozwiązaniu rodziny zastępczej (po niespełna dwóch latach istnienia), w której Kapsel przebywał, zanim przyszedł do nas.
Mamy jednak większy problem (o którym Majka wspomniała gdzieś powyżej). Jesteśmy po dwóch kolejnych konsultacjach z pedagogami specjalnymi, którzy tym razem odradzają nam umieszczenie chłopca w szkole specjalnej, zalecając pozostawienie go jeszcze na kolejny rok w przedszkolu (czyli aż do 2019 roku). Póki co, mamy więc wynik 2:1. Na PPP za bardzo nie mamy co liczyć, bo jak się dowiedzieliśmy, opinia będzie taka, jaką my podejmiemy decyzję.
Argumentem za szkołą specjalną jest program, wiedza i umiejętności pracujących tam osób. Może więc być tak, że Kapsel nagle ruszy z kopyta. Może nawet nie w kwestii nabywania wiedzy, ale przynajmniej radzenia sobie z emocjami.
Kontrargumentem jest to, że każdy rok w życiu Kapsla powoduje jego rozwój. Następuje to powoli, ale jest faktem. Im większy jest wkład początkowy (na starcie w szkole specjalnej), tym podobno lepiej (niezależnie od wieku). Do tego dochodzi kwestia otoczenia. W tej chwili (z liczących się osób) chłopiec zna nas, dwie panie przedszkolanki i mamę. Każda ze stron ma jakieś zasady (albo ich nie ma), które Kapsel musi ogarnąć. Jakoś daje sobie radę. W szkole specjalnej będzie miał do czynienia z wieloma osobami, do tego nowi koledzy, a przede wszystkim nierozwiązana sytuacja rodzinna … wróci do mamy, pójdzie do rodziny zastępczej, a może zostanie umieszczony w placówce. Tego jego układ nerwowy może nie wytrzymać.
Mamy mało czasu na podjęcie decyzji (nie więcej jak 2 miesiące).
Chętnie wysłuchamy wszelkich opinii.
Zgadzam się z Nikolą w całej rozciągłości.
UsuńCzasem dziecku wydłuża się pobyt w przedszkolu, ze względu na to, że po prostu nie ma się do czego spieszyć- nic mu nie da zakończenie szybciej edukacji w życiu.
Szczerze, myślę, że gdyby to było przedszkole specjalne, to optowałabym za tym, by przedłużyć mu ten etap. Jednak nie zostawiałabym 7 latka wśród pięciolatków w przedszkolu masowym właśnie ze wzgl na argumenty Nikoli :)
Dziękuję Anonimowy,ja piszę tylko swoje zdanie, tak. Gdyby to było przedszkole specjalne, to by to bardzo zmieniało sytuację i rozważania. Co do wydłużenia etapów edukacyjnych, to znam szkole dla dzieci z umiarkowana i znaczna niesprawności intelektualną, która to zostawiła kiedyś cała klasę na drugi rok... bo wiedzieli, że nie ma co szybko dążyć do skończenia przez dziecko edukacji. Dzieci lekko upośledzonych czasem też nie dają w szkole. Szkoła to szkoła. Zupełnie inny sposób pracy niż w najlepszym przedszkolu ogólnodostępnym.Nikola
UsuńPikuś, mnie bardziej zastanawia, na ile dobre jest, by Kapsel dalej przebywał z Maluchami. Pamiętajcie, że to nie jest taki prosty przekład, że-to przykład, że jeśli dorosła osoba niepełnosprawna intelektualnie mam osiąga wg. książek i definicji poziom umyslowt 11 latka... to trzeba taka osobę traktować jak dziecko 11 letnie, bo nim jest. Nie jest. Umysłowo może tak, ale pracowałam z dorosłymi niepełnosprawnymi intelektualnie i żadna z tych osób, mimo, że niektórzy myśleli właśnie na poziomie 11 latka... Żadna z nich nie funkcjonowała całościowo jak 11 latek. Bo jest jeszcze coś takiego, jak gromadzenie doświadczeń życiowych. I one choć u takich osób często gromadzone mniej efektywnie i wybiórczo trochę to one są zbierane przecież dłużej niż u dzieci... bo takie osoby po prostu dłużej żyją.. zbierają je podczas 25,40 itd roku życia. I to ich odróżnia od 11 letnich dzieci. Tego nie wolno pomijać i traktować dorosłe osoby z lekkim stopniem jak 11 letnie dzieci. Pamiętać, że tak myślą, ale ich emocje i doświadczenia życiowe są inne. Bogatsze,bo zbierali je całe życie. Więc ogólnie wiedzą więcej niż 11latki.jednoczesnie myślajak Oni. Emocje są często nieuporzadkowane itd... Lecz nie są to emocje dzieci... Tylko dorosłych... bo i hormony są... I okres dojrzewania za nimi... bo więcej mieli okazję by przeżywac poznawcze i emocjonalnie swoje życie dorosłego niesprawnegi... cdn
OdpowiedzUsuń... krótko mówiąc, dorosła osoba niesprawni umysłowo, mimo iż osiąga poziom 11 latka Maksymalnie, to emocjonalnie różny poziom, to i tak Nie może być traktowana jak 11 latek!!! Trzeba to szanować. Wynika z tego szacunku to, że stosuje się wobec Nich inne sposoby pracy niż z dziećmi. Treści podobne ale forma musi uszanować ich dorosłości. Niepełnosprawna dorosłość lecz dorosłość. U dzieci głęboko upośledzonych też to stosuje. Mam kontakt z pewnym bardzo niesprawni, leżącym chłopcem. Znam Go 9 lat. Ostatnio skończył 18 lat... i od jakiś 3 lat nie kupujemy mu płyt do słuchania typowo dziecięcych, tylko zwykłe, dorosłe. Nie chcę by słuchał o misiachitd, tylko np. Golcow Orkiestra. Terapeutyczny efekt ten sam, a jednak... taki szacunek do wieku. Czemu o pisze o osobach dorosłych? Bowiem trochę mi się to skojarzyło z Kapsle. Tu te różnice są dużo mniejsze i trudniejsze do wychwycenia...bo On ma 7 lat. Przedszkolaki 5.Ale właśnie... W szkole specjalnej będą na niego patrzeć jak na niepełnosprawnego intelektualnie w stopniu lekkim Chłopca mimo wszystko już 7 letniego, ktory uczy się w formie dostosowanej do siebie. Kolegów też będzie miał 7 letnich więc w rozwoju fizycznym większych od 3-4 latków,a niepełnosprawnych, co wymusza też, by zajęcia ruchowe były dostosowane do tej grupy. Przedszkole bez specjalistów z pedagogiki specjalnej nastawione na pracę ze zdrowym 3-4 latkiem i to wg. mnie słaby pomysł, dla takiego Kapsla. Po co ten rok w przedszkolu. Z tego co piszecie o Kapslu,to On nie wróci raczej do normy w ciągu tego roku..i raczej nigdy... więc i tak trafi do szkoły specjalnej... Tylko za rok... A znów z doświadczeniami mimo wszystko, mimo że one są zbierane w sposób niepelny 7 latka będzie wśród małych dzieci w przedszkolu... i malych dzieci u Was... Poza tym, wszystkie integracje sensoryczna, terapię itd... Będziecie musieli organizować Sami, jako zajęcia dodatkowe... A tam jakieś będzie miał już w szkole. Bo teraz taki jest standard szkół specjalnych. Nie znam Kapsla,choć widziałam się z Nim że 2 razy, ale z tego co piszecie... to ja jestem nadal za szkoła specjalna. Chociaż bardzo cenię wypowiedzi innych. Nikola
Usuńnie znam się zupełnie na edukacji osób z niesprawnościami intelektualnymi, więc nie mam mandatu odnoszenia się krytycznie do argumentów Nikoli i innych osób.
UsuńZastanawia mnie jedynie kwestia zmian w życiu Kapsla, a te nastąpią: czy łączenie zmiany placówki edukacyjnej ze zmianą życiową (zmianą domu, gdziekolwiek nie znalazłby się nowy dom) będzie dla niego korzystne? To są co by nie mówić dwie fundamentalne zmiany połączone z jednoczesnym przezywaniem straty na obu tych polach. Owszem, zyskuje nową szkołę i nowych opiekunów, ale myślę, że nawet dla pełnosprawnego dziecka nie jest to sytuacja łatwa. Co dopiero dla Kapsla.
Pikuś, a te zmiany nastąpią w jednoczesnym czasie? Chyba nikt tego nie wie,kiedy i gdzie to nastąpi.. Nikola
UsuńBardzo dziękuję za wyrażane opinie. Cieszę się, że jest dużo osób, które chcą nam pomóc w podjęciu właściwej decyzji. Angażują się również panie mające bezpośredni kontakt z Kapslem (logopeda, pani od zajęć z integracji sensorycznej). Wyrażają swój pogląd, ale również konsultują to ze znanymi sobie pedagogami specjalnymi. Dzisiaj dowiedziałem się o kolejnym głosie za pozostawieniem chłopca w przedszkolu. Najciekawsze jest to, że tę opcję proponują osoby pracujące w szkołach specjalnych. Na tą chwilę, wydaje mi się, że głównym argumentem jest to, że im dziecko przyjdzie do takiej szkoły z większym bagażem doświadczeń, tym większe będą jego osiągnięcia, łatwiej będzie z nim pracować... krótko mówiąc, dalej zajdzie w życiu.
OdpowiedzUsuńMajka odbierając Kapsla z przedszkola, podzieliła się tymi uwagami z panią, która nie tylko jest jego panią przedszkolanką, ale prowadzi z nim zajęcia indywidualne (też jest pedagogiem specjalnym). Do tej pory wiedzieliśmy, że jest przeciwna posłaniu Kapsla do normalnej szkoły. Nigdy jednak nie było mowy o odroczeniu szkoły (jakiejkolwiek) i pozostawieniu chłopca w przedszkolu. Zadała jedno pytanie „jakie doświadczenia zbiera Kapsel?”. Powiedziała mniej więcej to, o czym pisałem porównując jego umysł do dyskietki. Jednej rzeczy się nauczy, inną zapomni. Jej zdaniem jest tylko jedno niebezpieczeństwo, że zamiana przedszkola na szkołę, zbiegnie się w czasie ze zmianą miejsca zamieszkania, co chłopca może przerosnąć. Jest to mniej więcej taka sama obawa, jak prezentowana w powyższych komentarzach. Wydaje mi się, że udałoby się zachować jakąś lukę czasową (nasz PCPR jest bardzo otwarty na sensowne propozycje). Jednak może się okazać, że nowe miejsce zamieszkania, nawet jeżeli nastąpi to kilka miesięcy po przejściu z przedszkola do szkoły, wymusi konieczność jej zmiany (myślę o odległości). Mimo wszystko zaczynamy się skłaniać ku pierwotnej koncepcji, aby umieścić Kapsla w szkole specjalnej.
Patrząc przez pryzmat Gusto, który co prawda jest dużo starszy od Kapsla ale jednak pod wieloma względami są "podobni", skłaniałbym się w kierunku szkoły specjalnej. Gusto w niej "odżył", widać że to dla niego dużo lepsze środowisko, nie tylko szkoła,również internat. Dużo lepiej funkcjonuje w grupie rówieśników ze specjalnej - wcześniej w gimnazjum, rok w szkole średniej "zwyczajnej", odstawał, był obiektem nadużyć, żartów, wykorzystywania ze strony rówieśników (nawet jeżeli można było odnieść że mu to specjalnie / w ogóle nie przeszkadza). Na tyle na ile poznałem Kapsla - wg mnie szkoła specjalna.
OdpowiedzUsuń