piątek, 26 maja 2017

--- Pożegnania nadszedł smutny czas.

„Śmiech ze łzami pomieszany, ileż w tobie niepokoju”. Ten fragment piosenki doskonale odzwierciedla stan emocji rodziców zastępczych w ostatnich tygodniach pobytu u nich dzieci, które za chwilę mają odejść do nowej rodziny. Po raz pierwszy zdarzyło nam się, że w bardzo krótkim czasie, wszyscy nasi podopieczni zostali zakwalifikowani do adopcji. No, może prawie wszyscy, ponieważ z całej czwórki, tylko Białasek został umieszczony w rodzinie zastępczej (chociaż również z motywacją adopcyjną).
W przypadku naszej rodziny (będącej pogotowiem rodzinnym), rozstania są nieuchronne. Trzeba to zaakceptować i umieć się na nie przygotować. Jednak nie każde odejście dziecka do nowej rodziny wygląda tak samo. Czasami jest łatwiej, czasami trudniej.
Najczęściej Majka o wiele bardziej przeżywa rozłąki, chociaż są wyjątki.

Do widzenia przyjacielu mój, (...) pożegnania nadszedł smutny czas.

Odejście Białaska na mnie praktycznie nie wywarło większego wrażenia. Chłopiec spędzał noce i poranki w pokoju Majki. W ciągu dnia spał kilka godzin snem południowym, więc tak naprawdę spędzałem z nim może dwie, albo trzy godziny dziennie. Nawet zaskakiwało mnie to, że byłem dla niego kimś ważnym, bo po pierwsze mówił do mnie „tata”, a po drugie gdy tylko mnie zobaczył, to biegł się przytulić z okrzykiem radości. Chociaż, gdy się temu bliżej przyjrzeć, to jest wielu ojców, którzy poza weekendami, widzą swoje pociechy tylko krótko przed ich snem. A jednak dzieci wiedzą, że to tata, i może właśnie przez to, jest on dla nich czasami większą atrakcją od mamy.

Niewątpliwie Białasek miał dużo silniejsze więzi z Majką. Kilka dni temu spotkała się ona z chłopcem przy okazji rozprawy w sądzie. Nie widzieli się ponad miesiąc. Przypatrywał jej się uważnie, próbując sobie przypomnieć: „skąd ja ją znam”. Jednak, gdy tylko coś chciał, to wyciągał ręce do nowej mamy. Są to typowe reakcje wszystkich dzieci, które od nas odchodzą. Sporo osób powątpiewa w możliwość przenoszenia więzi. Dla mnie, takie zachowanie jest dowodem na to, że dziecko, które nauczyło się nawiązywać więzi, potrafi (zapewne podświadomie) wykorzystać tą umiejętność w dalszym życiu.

Pewnym wyjątkiem jest Gacek – drugi chłopiec, który za kilka tygodni opuści naszą rodzinę. Przez długi czas nie wzbudzał on we mnie żadnych emocji, mimo że razem ze Smerfetką, śpi w mojej sypialni. Jestem więc ostatnią osobą, którą widzi przed snem, kimś na kogo może liczyć w nocy (gdy ma jakieś koszmary senne), oraz pierwszą osobą, którą widzi po przebudzeniu. Do tego spędzamy z sobą średnio dwie godziny poranka, zanim zejdziemy do pokoju dziennego. Gacek przez długi okres wolał żyć w swoim świecie. Gdy Smerfetka wyciągała ręce, aby ją wyjąć z łóżeczka, to Gacek stał przy barierce kołysząc się w prawo i w lewo. Lubił też siedzieć, uderzając głową w ściankę łóżeczka. Było mu wszystko jedno, czy wyjdzie z łóżeczka, czy w nim pozostanie. Rzadko się uśmiechał, nie lubił się przytulać. Wydaje mi się, że dużą rolę odegrała tutaj Smerfetka, którą chłopiec na pewnym etapie swojego życia, zaczął naśladować. Być może to właśnie ona, w jakiś sposób sprawiła, że zaczęliśmy się z Gackiem lubić. Chociaż chłopak w stosunku do Majki też wcześniej nie był jakiś „wylewny”. W tej chwili chłopiec nie tylko się uśmiecha, ale sam przychodzi się przytulać, sam rozdaje buziaki, walczy o swoje prawa w każdej dziedzinie. Niewykluczone jednak, że po przejściu do rodziny adopcyjnej, pewne jego zachowania mogą powrócić.

Dlatego też, o wszystkich takich sprawach musimy powiedzieć rodzicom adopcyjnym. Powoduje to, że przestajemy skupiać się na tym, że niedługo się rozstaniemy, a podchodzimy do tematu, zadaniowo. Próbujemy sobie przypomnieć i zapisać wszystko co jest ważne, co może się przydać nowym rodzicom.
A ważne są przede wszystkim rytuały, które pomogą dziecku „wejść” w nową rodzinę. Te rytuały zapewne w niedługim czasie się zmienią, jednak na początku są bardzo istotne.
Podam może prozaiczny przykład sprzed kilku dni. Na co dzień, to ja kąpię wszystkie dzieci i zawsze w pewien sposób odgrywamy identyczne przedstawienie. Ważna jest nawet kolejność wykonywania poszczególnych działań. Najpierw lejemy wodę do wanny, w której to czynności dzieci uczestniczą. Później (po wejściu do wody) rozdawane są witaminki i leki. W dalszej kolejności myjemy zęby, potem bawimy się zabawkami, myjemy całe ciało i głowę, i w końcu wychodzimy (w określonym porządku). Dzieci bardzo lubią się kąpać. Z uśmiechem przychodzą i wychodzą z łazienki.
Jednak ostatnio mnie nie było w domu wieczorem i dzieciaki musiały się wykąpać z Majką. Pierwszą aferę zrobiły przy rozdawaniu witamin (prawdopodobnie kolejność była nie taka). Później nie chciały myć zębów (niestety Majka zapomniała, że swoje zęby musi myć razem z nimi). Na końcu zrobiły awanturę przy wychodzeniu z wody… prawdopodobnie Majka najpierw wyciągnęła z wanny Gacka. Ktoś, kto patrzyłby na to z zewnątrz, zapewne stwierdziłby, że dzieci nie lubią się kąpać.
Jeszcze ciekawsze są rytuały poranne. Po wypiciu mleka, dzieci wychodzą z łóżeczek i zaczynają bawić się na podłodze. Ja leżę sobie w łóżku i prawdę mówiąc, jest to jedna z przyjemniejszych części dnia. Wszystko rozpoczyna się od przyniesienia do mojego łóżka kołderek. Smerfetka wyciąga przez szczebelki swoją, a Gacek swoją. Później ma miejsce zabawa, która przybiera rozmaite kształty … od współpracy i dawania sobie buziaków, poprzez walkę o kawałek papierka, płacze i krzyki. Czasami wszystko dzieje się na dywanie, czasami akcja przenosi się do łóżka. Jej dynamika często mnie zadziwia, chociaż miałem już do czynienia z niejednym dzieckiem. Mamy jednak zasady, których dzieci przestrzegają (sporadycznie tylko strofowane). Spośród wielu szuflad, mogą otwierać tylko jedną i wyrzucać z niej wszystko na środek pokoju. Mogą też otwierać jedno skrzydło drzwi od szafy … i również wyrzucać wszystko na podłogę. Zresztą ogromną frajdę sprawia im zarówno wyrzucanie, jak też wkładanie z powrotem. Kolekcjonuję figurki z brązu, którymi dzieci nie mogą się bawić, a nawet ich dotykać – przestrzegają tego bardzo skrupulatnie. Jednym z rytuałów jest robienie masażu. Gdy Smerfetka kładzie się na brzuchu i mówi „yyy-yyyy”, to wiadomo o co chodzi. Naukę rozpoznawania części twarzy, dzieci mają opanowaną do perfekcji. Gdy chcą się bawić ze mną, a ja chwilowo „przytnę komara”, to klepią mnie po twarzy, ciągną za rękę, a nawet zaczynają po mnie skakać.
Jednak najciekawsze jest to, co dzieje się o godzinie dziewiątej. Wówczas wydaję komendę „wychodzimy”. W tym momencie zaczyna się natychmiastowa ewakuacja. Każde z dzieci zabiera swoją kołderkę i wrzuca ją do swojego łóżeczka. Ponieważ jest to gra na czas (aby jak najszybciej zejść do Majki), to następuje współpraca, co w wieku dwóch lat jest nawet dość dziwne. Ponieważ Gacek nie ma siły przerzucić kołderki przez barierkę łóżeczka, to Smerfetka mu pomaga. Później rozpoczyna się poszukiwanie powyrzucanych butelek od mleka oraz pogubionych smoczków. Gdy widzą, że ociągam się ze wstaniem, to podają mi spodnie, koszulę i ściągają ze mnie kołdrę. W dalszej kolejności pomagają mi powkładać wszystkie wyrzucone z szafy i szuflady rzeczy, a na samym końcu robią „pa-pa” moim figurkom z brązu. W ostatnim czasie zaczęli dawać im (tym najniżej ustawionym) buziaki. Mam nadzieję, że nie zardzewieją – w końcu to brąz.

Być może trochę rozpuściłem „moje dzieci”, jednak nawet takie szczegóły są ważne, więc lepiej aby rodzice adopcyjni o tym wiedzieli.

O Gacka jesteśmy bardziej spokojni. Przez jakiś czas był bardzo związany emocjonalnie z Kubusiem (naszą córką). Jej widok i przytulenie był lekarstwem na wszystko. Jednak przygotowania do matury sprawiły, że te relacje uległy rozluźnieniu. Teraz, gdy stanie mu się jakaś krzywda, a w zasięgu wzroku jest Kubuś i ja, to biegnie do mnie. Gdy widzi też Majkę, to nie może się zdecydować, więc siada na podłodze i wrzeszczy. Wydaje mi się, że chłopiec stosunkowo łatwo potrafi wejść i wyjść z odpowiednich relacji, chociaż potrzebuje na to trochę czasu.

Gorzej będzie ze Smerfetką. Dziewczynka jest z nami ponad dwa lata (od urodzenia). Wprawdzie jest ona już zgłoszona do adopcji, to jeszcze nie odbyło się spotkanie z panią psycholog z Ośrodka Adopcyjnego, która zawsze przychodzi do nas zrobić wywiad, przeprowadzić rozmaite testy i porozmawiać z dzieckiem. Chociaż ze Smerfetką to raczej się nie dogada. Najwyżej może uzyskać odpowiedź albo „tak”, albo „nie”. Akurat w tym ośrodku, rodzice adopcyjni określają tylko płeć i wiek dziecka, które chcą przysposobić. Oznacza to, że Smerfetka zostanie zaproponowana pierwszym rodzicom, którzy są na liście pragnących dziewczynkę (lub dziewczynkę i chłopca) na przykład do lat trzech. Niestety może się zdarzyć, że na tej liście będą rodzice mieszkający nawet ponad 100 km od nas. Mam nadzieję, że ośrodek zrozumie, iż w tym przypadku nie wystarczy kilka, czy nawet kilkanaście krótkich spotkań i nieco odejdzie od swoich sztywnych zasad, albo uświadomi rodzicom, że będą musieli wydać sporo pieniędzy na benzynę albo pobyt w hotelu. Zapoznawanie Smerfetki z rodzicami adopcyjnymi musi być procesem rozłożonym w czasie.
Dziewczynka powinna przebywać z nimi coraz częściej, a z nami coraz rzadziej. Nie wystarczy przyjechać i zabrać ją na spacer. Na pewnym etapie, Smerfetka powinna wyjeżdżać na cały dzień i wracać tylko na noc, później również spędzać noce w nowej rodzinie … by któregoś dnia już nie wrócić.
Będzie to trudny okres. Wiele zależy od dobrej woli i współpracy Ośrodka Adopcyjnego, rodziców adopcyjnych … no i oczywiście naszej, jako rodziców zastępczych.

Na koniec został jeszcze sześcioletni (niedługo już siedmioletni) Kapsel. On również jest zakwalifikowany do adopcji. Jednak chłopak najprawdopodobniej jeszcze przez dłuższy czas z nami pozostanie. Przed każdym zgłoszeniem dziecka do Ośrodka Adopcyjnego, musimy dokonać jego oceny psychologicznej . Pani psycholog podeszła do sprawy bardzo optymistycznie. Stwierdziła, że wystarczy znaleźć dodatnie elementy, na podstawie których będzie można stworzyć dalszy plan pracy z dzieckiem. Niestety wnioski z jej oceny były takie, że jedynym zasobem chłopca jest jego otwartość … a potem jest otchłań. Faktem jest, że w sferze społecznej, chłopiec funkcjonuje znakomicie. Nie zawsze wykonuje polecenia, nie zawsze je rozumie, ale potrafi porozmawiać z każdym. Zagaduje przypadkowe osoby. Zadaje im pytania, które choć często powodują konsternację, to jednak sprawiają, że chłopak odbierany jest jako bardzo rezolutne dziecko.
Nadal robi siku w majtki. Nadal zdarzają mu się napady złości. Ostatnio w przedszkolu zaczął rzucać krzesłem i zrobił dziury w podłodze. Od pokrycia kosztów jej wymiany uratowało nas to, że jest już zaplanowany za kilka miesięcy remont podłogi.
Ale z drugiej strony potrafi być bardzo miły i uczynny. Ostatnio, gdy był na treningu judo, wybiegł z sali, krzycząc że musi odnaleźć wujka. Gdy mnie dojrzał, to slalomem między innymi rodzicami, dobiegł do mnie, przytulił się i wrócił z powrotem. Wszyscy rodzice przyjęli to z uśmiechem, a być może pomyśleli „co to za super wujek”. Jednak moim zdaniem świadczy to o pewnej nieprzewidywalności jego zachowań. Równie dobrze może kiedyś wyjść przez drzwi tarasowe, albo przez okno (gorzej gdy będzie to okno dachowe), aby odnaleźć mamę.
I właśnie z punktu widzenia rodziców adopcyjnych (poza istniejącymi opóźnieniami intelektualnymi), problemem może być jej ubóstwianie, co (jak się dobrze zastanowić) w zasadzie jest jego atutem. Gdyby mama biologiczna nagle przestała istnieć w jego świadomości, to najprawdopodobniej przeniósłby swoje uczucia na mamę adopcyjną. W tej chwili, gdy Kapsel spotyka się z mamą, to nie wiedzą o czym mają rozmawiać, ani jak się bawić. Po prostu z sobą są … a w zasadzie obok siebie.
A jednak gdyby go zapytać, kto nauczył go tego czy tamtego, to odpowie że mama. Przychodząc do nas, nie rozróżniał kolorów, nie potrafił liczyć (znał tylko nazwy cyfr). Gdyby go zapytać teraz skąd wie, że jest to kolor zielony, to odpowie, że mama go tego nauczyła.

Zawsze myślałem, że od momentu zgłoszenia dziecka do danego Ośrodka Adopcyjnego, do czasu umieszczenia go w bazie adopcji zagranicznych, mija kilka, a nawet kilkanaście miesięcy. Tak było dotychczas, jednak każdy przypadek dotyczył dziecka malutkiego, które było proponowane wielu rodzinom.
W ośrodku, do którego został zgłoszony Kapsel, wiadomo że nie ma chętnych na dziecko sześcioletnie. W ciągu kilku dni znajdzie się więc w bazie wojewódzkiej. Jeżeli sytuacja się powtórzy, to za dwa tygodnie będzie w bazie ogólnokrajowej, a za trzy w bazie zagranicznej.
Wielokrotnie słyszałem o bardzo szybkim kierowaniu dzieci do adopcji zagranicznej, co miało sugerować jakieś nieprawidłowości w tym zakresie (łącznie z handlem dziećmi). Być może Kapsel będzie dla kogoś kolejnym przykładem, potwierdzającym tą tezę.
Umieszczenie dziecka w bazie danych dzieci przeznaczonych do adopcji zagranicznej, nie jest automatyczne. Postanowienie takie (chociaż może bardziej sugestię) wydaje PCPR. Zawsze jednak jest to konsultowane z rodziną zastępczą, w której przebywa dziecko. W przypadku Kapsla, do nas należało ostateczne zdanie. Nie jest łatwo podjąć taką decyzję, nawet jeżeli wiadomo, że na zagraniczne przysposobienie takiego chłopca jak nasz, nie ma zbyt dużych szans.
Zaczęliśmy jednak rozważać rozmaite warianty przyszłych wydarzeń. Najprawdopodobniej rozpocznie się dla chłopca poszukiwanie rodziny zastępczej, w której mógłby zostać na zawsze. Niestety to „na zawsze” w większości przypadków oznacza, że do pełnoletności. Rodzice biologiczni mają pełne prawa do kontaktów z dzieckiem przebywającym w pieczy zastępczej. Niezależnie od częstotliwości spotkań i zaangażowania, taka mama staje się pewnego rodzaju symbolem, ideałem … wręcz bogiem. Gdy nasz Kapsel nie zgadza się z naszą decyzją, to płacze, krzycząc „mamo kochana, gdzie jesteś”. Przychodząc do naszej rodziny, Kapsel wcale o mamie nie wspominał. Nie miał z nią kontaktu przez ponad pół roku i w żaden sposób nie była mu potrzebna do szczęścia. Jednak ona chciała go odwiedzać, wyrażała chęć „naprawienia” swojego życia, przynajmniej w takim zakresie, aby chłopiec mógł do niej wrócić. Przez długi czas ją wspieraliśmy, uważając że nawet jeśli nie jest idealną matką, to dla małego jest to najlepsze rozwiązanie. Wraz z upływem czasu, coraz bardziej zaczynamy się zgadzać z decyzją podjętą przez sąd (o odebraniu praw rodzicielskich). Jednak jeżeli relacje matki z synem będą podtrzymywane, to będzie to powodowało jej idealizowanie, kosztem rodziny, w której będzie przebywał. Skończy 18 lat, odbierze pieniądze od Państwa na usamodzielnienie się i wróci do mamy. Lata pracy z chłopcem, pójdą na marne.
Drugą możliwością jest dom dziecka. Wbrew pozorom, rodzice biologiczni, a nawet same dzieci często dążą do takiego rozwiązania. Jest to dla nich sytuacja dużo łatwiejsza - mniejsza kontrola, mniejsze wymagania.
Podjęliśmy decyzję o umieszczeniu Kapsla (po wyczerpaniu wszelkich możliwości adopcji krajowej) w zagranicznej bazie adopcyjnej, właśnie ze względu na duże prawdopodobieństwo zrealizowania się ostatniego scenariusza.

Wbrew pozorom, rozstanie z Kapslem może wcale nie być takie łatwe. Niewątpliwie jest on trudnym dzieckiem, stwarzającym więcej problemów, niż dającym radość. Jednak może przyjść czas, gdy będziemy musieli go odwieźć i zostawić w domu dziecka. Na samą myśl przechodzą mnie dreszcze. Jak go do tego przygotować? Nie sądzę, abym był w stanie spojrzeć mu wtedy prosto w oczy. On tego nie zrozumie, bo trudno to ogarnąć rozumem. Poczuje się jak pies oddany do schroniska.
A może jednak znajdzie się rodzina, która zechce go adoptować? Rodzina, której ambicją będzie tylko danie mu miłości, a nie tworzenie poprzeczek, których nie będzie w stanie przeskoczyć, co będzie powodowało tylko frustracje.

Patrząc na Gacka i Smerfetkę z perspektywy Kapsla, to rozstanie z nimi będzie przyjemnością. Będą łzy, ale będą to łzy radości.
Kiedyś napisałem, że Gacek nie wzbudza we mnie większych emocji, że go lubię … i to wszystko.
Jednak czas jest zarówno naszym przyjacielem jak też wrogiem. Z jednej strony pozwala zapomnieć, a z drugiej strasznie uzależnia. Gacek nie jest już dla mnie tym samym chłopcem, którym był kilka miesięcy temu. O Smerfetce to już nie wspomnę.

Za kilka dni poznamy rodziców adopcyjnych Gacka. Właśnie zapoznają się z całą dokumentacją chłopca.




3 komentarze:

  1. No cóż, ja uważam, że własnie historia Kapsla - o ile dojdzie do adopcji zagranicznej, za co trzymam kciuki - jest najlepszą ilustracją tego, czym jest adopcja zagraniczna i po co istnieje. Jeśli ktoś spróbowałby uderzać w nutę: "POLSKIE dziecko! Zagranico! Przebóg, bijmy w tarabany!" to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby temu zapobiegł, prawda? Dalej, oburzeni laicy, adoptujcie Kapsla. W kraju, w którym FAS nie daje orzeczenia o niepełnosprawności, więc rodzinie adopcyjnej nie będzie przysługiwało żadne wsparcie poadopcyjne. Również w kraju, w którym adopcja w praktyce (bo nie w teorii) zawęża się do grupy osób niepłodnych i bezdzietnych, a dla nich wyzwanie adopcji obciążonego sześciolatka jest ... no cóż, aby nie wchodzić w szczegóły - trudne i ryzykowne dla obu stron.
    Oczywiście - kłamię. Kapsel zasługuje na dobrych rodzicow, a nie na idiotów, dla których obywatelstwo stoi wyżej w hierarchii wartości niż dziecko, więc nie życzyłabym mu rodziców, którzy adoptowaliby go jedynie z tego względu, aby nie wyjechał za granicę.
    Będę trzymać kciuki, aby jego historia ułożyła się w sposób, dzięki któremu znajdzie rodziców.
    Uważam także, że podjęliście mądrą decyzję kierując się dobrem Kapsla i myślą o jego przyszłości, a nie bezsensowną burzą medialną, która dzieje się obecnie wokół adopcji zagranicznej.
    bloo

    OdpowiedzUsuń
  2. To pewnie czas na zasłużony urlop.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do urlopu jeszcze całe trzy miesiące. Pewnie najlepszym rozwiązaniem byłaby sytuacja, gdyby do tego czasu był z nami tylko Kapsel. Obawiam się jednak, że jest to mało prawdopodobne.

      Usuń